Popularne metody wychowawcze, które… Nie działają! Co zamiast nich?

Są takie metody wychowawcze, które rodzice powszechnie stosują. Nie dlatego, że są super skuteczne, a dlatego, że tak się utarło. Z braku laku, pomysłu, głębszej refleksji. Bo nas tak wychowywano i nawet poleca się te metody „wychowawcze” w poradnikach. Na pewno też je znasz, a może nawet stosujesz? Mi się zdarzało ;). Zupełnie bez sensu, bo one nie działają! Dzisiaj podpowiem ci, co zamiast nich, żeby bez problemu dogadać się ze swoim dzieckiem.

METODY WYCHOWAWCZE, KTÓRE… NIE DZIAŁAJĄ! CZYM JE ZASTĄPIĆ?

1. Time out.

Nie wiem, może gdzieś na świecie są dzieci, które na hasło: „Do swojego pokoju!” (na karnego jeżyka, do kąta) grzecznie idą w te miejsca.

Ale moje osobiste dzieci popadają wtedy w jeszcze większą histerię :). Nie bardzo im się dziwię. No bo to tak, jakbym kłóciła się z mężem. Była na niego bardzo zła, bo coś zrobił (albo czegoś nie zrobił), a on by mi na to wypalił: „Marsz do kąta, moja panno!”.

Mimo, że przemoc jest mi obca, chyba kopnęłabym go w piszczel :)

Oczywiście, czasami mam ochotę trzasnąć drzwiami, informując cały świat, że poziom mojego wku*wu sięgnął zenitu, a potem nie wychodzić z łazienki przynajmniej przez godzinę. Ale time out sprawdza się tylko wtedy, kiedy inicjatywa WYCHODZI ODE MNIE.

I moje dzieciaki też tak mają. Czasami same idą do swojego pokoju, krzycząc gdzieś ze schodów, żeby dać im święty spokój. Natomiast, gdybym to ja nakazała: „Giń, przepadnij zmoro nieczysta”, miałyby prawo czuć się niesprawiedliwie potraktowane, bo ukarałabym je za to, co czują i na co nie mają przecież większego wpływu, ale przede wszystkim: z czym nie potrafią sobie poradzić.

To musi być bardzo frustrujące!

Time out jest zamiataniem problemu pod dywan. A przecież problemy się rozwiązuje, a nie przeczekuje w kącie, aż miną!


ZAMIAST TIME OUT PROPONUJĘ… TIME IN!


Czyli po prostu bycie z dzieckiem i wytłumaczenie sobie nawzajem: co czujemy, dlaczego doszło do konfliktu i czego właściwie od siebie teraz chcemy?

Pamiętaj, że to rodzic uczy dziecko regulować swoje emocje. Zamiast pokazywać mu, jak je w sobie zdusić, naucz w dojrzały sposób o nich rozmawiać.

2. Olewanie dziecka (bo przecież wymusza!).

Kiedy mój syn wszedł w okres buntu dwulatka, wpisałam w Google zapytanie: co robić? A było to ponad 6 lat temu. Blogi o rodzicielstwie bliskości w Polsce dopiero raczkowały, a najpopularniejsze metody wychowawcze pochodziły z lat 80 ubiegłego wieku. Wszędzie więc pojawiała się odpowiedź: zostawić. Zignorować. Pozwolić się wykrzyczeć. Jak dziecko zobaczy, że nie ma reakcji: przestanie w tak brzydki sposób WYMUSZAĆ.

Nie wiem, kto to pisał, ale dziecka chyba na oczy nie widział, bo żaden dwulatek nie uspokoi się tylko dlatego, że został sam :). Jak również nie dźwignie się z kolan i nie otrzepie ze stwierdzeniem: eee, jak stara mnie ignoruje, to mi się nie opyla płakać, więc już więcej nie będę.


ZAMIAST OLEWAĆ PROPONUJĘ ZROZUMIEĆ!


Albo przynajmniej spróbować zrozumieć, skąd wziął się ten nagły atak złości. Potrzebujesz tego nie tylko ty, ale przede wszystkim twoje dziecko, które jeszcze nie rozpoznaje swoich uczuć i nie radzi sobie z nimi, dlatego tak często ląduje na podłodze. Twoje zadanie to nazwać te uczucia, żeby twoje dziecko też umiało je nazywać.

Sto razy powiesz: „Rozumiem, że jesteś zły na mamę, bo pokroiła ci jabłuszko w kostkę, a chciałeś w serduszka”, a za sto pierwszym twoje dziecko – zamiast rzucać się w spazmach – rezolutnie zauważy: „I teraz jestem zły na mamę, bo nie zdjęła mi skórki z szyneczki!”.

Niby takie proste, a jednak dorośli z mojego pokolenia dopiero na terapiach uczą się rozpoznawać źródła swoich frustracji, tylko dlatego, że w przeszłości rodzice systemowo olewali tę naukę.

3. Podnoszenie głosu, żeby dziecko nas usłyszało.

Kiedy uczyłam jeszcze w szkole, a dzieciaki w klasie zaczynały rozmawiać, podnosiłam głos, żeby mnie usłyszały. W efekcie one rozmawiały coraz głośniej i ja mówiłam coraz głośniej :).

Było mi wstyd, że chociaż krzyczę: posłuch mam zerowy.

Wtedy jedna z doświadczonych nauczycielek podpowiedziała mi, żeby mówić do dzieci cicho. Tak, aby one musiały wytężyć słuch, a więc w efekcie przerwać rozmowy, żeby mnie zrozumieć.

Oczywiście, czasami można powiedzieć coś głośniej lub nawet zakrzyknąć, gdy sprawy wymykają się spod kontroli (nikt z nas nie jest święty i raczej nie utrzyma nerwów na wodzy, gdy dziecko przebiega na czerwonym świetle), ale gdy nadużywamy krzyku: nasze dzieci zupełnie przestają nas słuchać. Raz, że przyzwyczajone do krzyku nie zwracają uwagi na komunikaty wypowiedziane spokojnym tonem. A dwa, gdy krzyczysz w sprawach błahych („Włóż wreszcie te buty!”) dziecko uodpornia się na krzyk i może przeoczyć informację naprawdę ważną („Stop! Samochód jedzie!”).


ZAMIAST KRZYCZEĆ NA DZIECKO, PROPONUJĘ JE POPROWADZIĆ!


„Prowadzenie” w skrócie polega na tym, żeby dostosować swój ton głosu do głosu dziecka: jeśli mówi głośno, ty również zaczynasz głośno, a potem stopniowo obniżasz głos, przez co dziecko też zaczyna się uspokajać.

To nie jest łatwe i wymaga od rodzica dużej samoświadomości oraz panowania nad własnymi emocjami. Dlatego w takich chwilach najlepiej przed dzieckiem kucnąć. Kiedy patrzysz w oczy swojego dziecka, raczej nie dasz rady się na nie wydzierać :).

U nas w domu funkcjonuje również powiedzenie: „Lepiej się przytulać niż na siebie krzyczeć”, które powtarzamy za każdym razem, gdy atmosfera gęstnieje. Jeśli dziecko krzyczy (albo ja mam ochotę krzyczeć na nie) po prostu kucam i przytulam, bujam, całuję, a potem już na spokojnie wyjaśniamy sobie, co nas wyprowadziło z równowagi.

4. Liczenie do 10.

Jest taki mem, że nikt nigdy nie był tak bardzo w czarnej dupie jak mama, która liczy właśnie do 10 :).

Ta mama wie, że jak skończy liczyć, to nic wielkiego się nie wydarzy. I dziecko też bardzo szybko to odkrywa!


ZAMIAST LICZYĆ, PROPONUJĘ ŻARTOWAĆ!


Dobrze czytasz. Żart jest dobry na wszystko! Zamiast mówić: „Liczę do 10 i wszyscy mają być w łóżkach!” wołam: „Kto ostatni na górze, ten zgniłe jajo!” (czasami dorzucam jeszcze: „a kto pierwszy, zostanie prezydentem!”).

Świetnie sprawdzają się również wszelkie wyścigi: kto pierwszy wrzuci zabawki do kosza; kto pierwszy nałoży pastę na szczoteczkę. Albo: mama przyniesie ci wodę, zobaczymy, czy zdążysz w tym czasie przebrać się w piżamę?

5. Straszenie karą. Lub kara.

Pamiętam, jak kiedyś mój mąż powiedział dziecku, że za złe zachowanie jutro nie będzie żadnej bajki. Ponieważ pracowałam wtedy z domu z dzieckiem na kolanach, tak naprawdę ukarał mnie, a nie naszego syna :).

Który zresztą nie bardzo kumał, o co chodzi. Jak każde dziecko w takiej sytuacji: zamiast na swojej winie, skupiał się na tym, jak niesprawiedliwie został potraktowany. Jeśli chodzi o takie metody wychowawcze – stanowczo mówię nie.


ZAMIAST KARY PROPONUJĘ AŻ 15 SPRAWDZONYCH SPOSOBÓW!


Wszystkie opisałam TUTAJ.

6. Odwracanie uwagi od problemu.

Czyli te wszystkie: „Zobacz, jaki ładny ptaszek tam leci!”.

Znowu wrócę do przykładu kłótni małżeńskiej: wyobraź sobie, że mąż jest na ciebie zły, bo kupiłaś sobie buty, chociaż mieliście w tym miesiącu oszczędzać. Na widok kartonika pyta: „Co to?”, a ty jak gdyby nigdy nic wyjeżdżasz do niego z hasłem: „Patrz tam! Lewandowski idzie!”.

Wiem, raczej byś tego nie zrobiła. Przecież nie jest idiotą! Dlaczego więc robimy to naszym dzieciom?


ZAMIAST ODWRACAĆ UWAGĘ OD PROBLEMU, PROPONUJĘ SIĘ NA NIM SKUPIĆ!


Np. gdy dziecko płacze, bo zobaczyło w sklepie coś, czego nie możesz mu kupić: po prostu wytłumacz, dlaczego. Tak samo jak w sprzeczce małżeńskiej wytłumaczyłabyś mężowi, że to była jedyna niepowtarzalna okazja, ostatni rozmiar (akurat twój) przeceniony o 50% :).

7. Dawanie nagród za dobre zachowanie.

Na przykład: jeśli posprzątasz pokój, dostaniesz żelki. Po pierwsze: jedzenie NIGDY nie powinno być nagrodą. No chyba że chcesz, aby twoje dziecko miało niezdrową relację z jedzeniem w przyszłości (i sięgało po czekoladę, żeby się nagrodzić albo pocieszyć). Ale nawet gdy nagrodą będzie coś innego niż słodycze: działanie takie nie ma nic wspólnego z nauką odpowiedzialności!

Czy tobie ktoś daje nagrodę za posprzątanie kuchni? Czy dajesz nagrodę swojemu mężowi? No chyba nie!


ZAMIAST NAGRÓD PROPONUJĘ WPROWADZIĆ STAŁE ZASADY!


Nasze dzieci mają stałe obowiązki i kiedy np. opróżnią zmywarkę z naczyń, nie muszę dawać im za to żadnej czekolady (choć oczywiście, czasami daję czekoladę bez powodu ;)). Same wybrały, co chcą robić, podczas rodzinnej narady. Zgodziły się bez problemu, bo wytłumaczyliśmy im, że ich pomoc jest dla nas niezwykle ważna: sami nie dalibyśmy rady, dlatego fajnie, że RAZEM dbamy o dom, w którym mieszkamy.

Dzieci lubią być traktowane jak dorośli, czyli poważnie. Z szacunkiem i zaufaniem.

Po prostu zapytaj swoje dziecko, co chciałoby robić. A potem zapiszcie to i powieście gdzieś w widocznym miejscu. Przy okazji – żeby było sprawiedliwie – możesz również rozpisać swoje obowiązki i obowiązki męża :).

Czyli jak we wszystkich relacjach najważniejsza jest szczerość – to właśnie na niej opierają się najlepsze metody wychowawcze! Zamiast kombinować – lepiej usiąść. I tak po prostu ze sobą porozmawiać.

(9 428 odwiedzin wpisu)
17 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Dzieciaki z Potencjałem

Haha, straszenie karą to moja specjalność…oczywiście żadnej kary nigdy nie ma więc dzieci i tak już tego nie biorą na poważnie ale jakoś mi tak się zawsze wymsknie…

Kinga
Kinga
3 lat temu

A co z taka sytuacja, która powtarza się od czasu do czasu w moim domu: dziecko biega po puzzlach, rozpraszajac je po całej podlodze a niektore nawet wpadają pod meble czy sofe. Kilka razy proszę żeby tak nie robiło, tłumacząc że zgubi puzzle i będą dziury w ukladance, prośby są jednak bezskuteczne. Wtedy ostrzegam jegomoscia, że jeśli jeszcze raz po nich przebiegnie, to mu je zabiorę, co on oczywiście robi. Czy wykonując te karę, czyli zabierając puzzle, faktycznie sprawiam że może się on poczuć niesprawiedliwe potraktowany?

Karolina
Karolina
3 lat temu
Reply to  Kinga

No i co z tego, że dziecko zgubi te swoje puzzle?? A jak to twoje, to nie kładź ich na podłodze kochana.

Jagoda
Jagoda
3 lat temu

Jakos nie widze w realu „Np. gdy dziecko płacze, bo zobaczyło w sklepie coś, czego nie możesz mu kupić: po prostu wytłumacz, dlaczego.” Jak corka chciala koniecznie balona tu i teraz to mowienie i tlumaczenie, ze np mozemy jej kupic innego dnia itp. rozne tlumaczenia, to do niej i tak nie docieralo. Jak zaczela wyc i robic histerie w galerii, tak dopiero przestala jak jej tego balona kupilismy. Miala potem tego inne konsekwencje, ktore jej przedstawilismy,co bedzie jak dostanie balona tu i teraz, ale one ja nie obchodzily bo zafiksowala sie na balonie. Niby jak sobie z czyms takim poradzic? Wprawdzie odwracanie uwagi tez nie pomoglo ale nie wiem czy cokolwiek by pomoglo w tamtej sytuacji…

Monis
Monis
3 lat temu
Reply to  Jagoda

mam 4 dzieci i wiem że tłumaczenie tu na guzik się zda..Pomaga jedynie hasło „jeżeli dalej będziesz robić cyrk to wychodzimy ze sklepu.. i w razie dalszej zadymy zeczywiscie biorę dziecko ( nawet na rece) i wychodzę nie kupiwszy niczego..Po paru razach gwarancja że takie zachowania znikają..

Karina
Karina
3 lat temu

O nie, „Lewandowski idzie!” jednak by się lepiej sprawdził :)
Podobnie u dzieci – często drążenie problemu staje się jeszcze większym problemem, czasem lepiej przekierować uwagę na coś przyjemniejszego. U moich dzieci (i męża) działa! :)

Aleksandra
3 lat temu

Domowa polityka nagród i kar jest chyba najgorszym co może być, dziecko nie przestanie czegoś złego robić dlatego, że zrozumie swój błąd, ale dlatego, że będzie się bało kary. Nie zrobi czegoś dobrego z własnej chęci tylko w celu uzyskania nagrody.

Martyna
3 lat temu

Moja mama nie liczyła do dziesięciu tylko do trzech :’D I to naprawdę działało na nas paraliżująco… Hej, a jeśli to własnie dlatego potem pojawia się niechęć do matematyki?
Żarty żartami, ale bardzo ciekawy wpis. Uwielbiam takie podchodzenie do dziecka jak do małego człowieka a nie jakiegoś bliżej nieokreślonego bytu, który wymaga kosmicznego traktowania :)

Iwona
Iwona
3 lat temu

Przepraszam, że moje pytanie jest zupełnie nie na temat. Proszę o opinię mebli tarasowych z Ikea? Czy jest Pani zadowolona?

Ekomaluch
3 lat temu

Każdy rodzic może zakładać z góry, że będzie postępować tak i tak, a dużo wychodzi w praniu. Każde dziecko jest indywidualnością, do której musimy się dostosować. Warto jednak nie wejść sobie na głowę i wyznaczyć pewne granice, dzięki czemu pływa to na jego osobowość, która kształtuje się od pierwszych tygodni życia.