Co zamiast kary? 15 sprawdzonych sposobów!
Kara osłabia więź – dziecko jest posłuszne, bo się boi. A jeśli się kogoś boimy – nie potrafimy być z tą osobą blisko. Nie wiem jak ty, ale gdyby mąż zamykał mnie w pokoju za każdym razem, kiedy mam problem, jestem zdenerwowana albo coś mi nie wyszło: szybko nauczyłabym się przed nim te problemy ukrywać. Jednak ja nie stosuję wobec moich dzieci kar nie dlatego, że jestem jakąś programową przeciwniczką karania. Zwyczajnie one nigdy nie były u nas potrzebne! Czy to znaczy, że mam wyjątkowo posłuszne dzieci? Takie nie istnieją! Po prostu sprawdzają się u nas inne sposoby. Wbrew temu, co często można usłyszeć, wychowanie bez kar nie oznacza braku wychowania – w takim razie co zamiast nich?
WYCHOWANIE BEZ KAR
Wychowanie bez kar porównałabym do jazdy autostradą. Może kosztuje nas więcej i jest to dłuższa droga, ale bez problemu dojedziesz nią do celu. Choć wiadomo, że kusi, żeby skręcić w krótszą ścieżkę kar. Pamiętaj jednak, że ta jest wąska i wyboista. Możesz się na niej zakopać w połowie albo zgubić. Jak tego uniknąć?
1. Nie bój się naturalnej konsekwencji.
Jedna z czytelniczek kiedyś mi napisała, że daje dziecku na pupę, kiedy dziecko zaczyna skakać po kanapie, żeby nie spadło i… Nie bolała je pupa. Widzisz w tym jakiś sens?
Ja też nie widzę żadnego!
Albo rodzice dają karę, kiedy dziecko zapomni o zadaniu domowym, a potem na wszelki wypadek sami te zadania odrabiają, żeby dzieciak nie najadł się znowu wstydu przed klasą i panią.
Nie chroń dziecka przed naturalną konsekwencją jego zachowań, wymyślając sztuczne kary. Bo niczego się w ten sposób nie nauczy!
2. Mów o własnych emocjach.
Wychowanie bez kar polega na rozmawianiu. Powiedz na przykład: „Nie mam ochoty się z tobą bawić, kiedy na mnie krzyczysz”. To też jest naturalna konsekwencja. Przy okazji uczysz dziecko, jak może wyrażać własne emocje. I że może, nawet te negatywne. I jeszcze, że stawiając granice drugiej osobie, nie robi niczego złego.
Wielu dorosłych tego nie potrafi. Wiesz dlaczego? Bo rodzice, zamiast stawiać nam granice, stawiali nas do kąta. A koleżanki, która po raz kolejny prosi nas o przysługę, do kąta nie postawimy!
3. Daj dobry przykład.
Dzieci nas nie słuchają, ale nas naśladują.
Zamiast zastanawiać się, jak wychować dziecko na porządnego człowieka – sama nim bądź!
4. Nie zmuszaj dziecka do czegoś, co jest niemożliwe.
„Obiecaj, że już nigdy nie uderzysz brata!” albo: „Przyrzeknij, że będziesz grzeczny w przedszkolu”(w późniejszym wieku: „Obiecaj, że nie wypijesz alkoholu!”). Kaman! To tak, jakby tobie ktoś powiedział: „Ale obiecaj, że nie pokłócisz się więcej z mężem”.
Wiesz, do czego to prowadzi? Wcale nie do posłuszeństwa. Uczysz w ten sposób swoje dziecko kłamać dla świętego spokoju.
5. Postaw się w sytuacji dziecka.
To zawsze działa! Na przykład twoje dziecko się bawi. Młodsza siostra podchodzi i zabiera mu zabawkę albo narzuca własne reguły zabawy. Dziecko bije siostrę. Zamiast je ukarać, zastanów się, jak ty byś się czuła, gdyby:
a) mąż podszedł do ciebie i zabrał telefon akurat w chwili, w której rozmawiasz z przyjaciółką,
b) w trakcie oglądania ulubionego serialu zabrałby ci pilota i przełączył na swój film.
Wkurzyłabyś się, co? To samo czuje twoje dziecko! Tylko że ty potrafisz zapanować nad własną frustracją (choć nie zawsze), a dziecko trzeba tego dopiero nauczyć.
6. Naucz dziecko radzić sobie z emocjami.
Kara tylko wzmaga frustrację. Dziecko, które uderzyło siostrę z jakiegoś konkretnego powodu (bo dzieci nie są nieznośne bez powodu), a zaraz potem usłyszało, że do końca dnia nie dostanie słodyczy, czuje się skrzywdzone. Skupia się na swoim nieszczęściu zamiast na tym, co zrobiło źle i przy pierwszej okazji znowu uderzy siostrę, żeby się na niej wyżyć. Bo to przez nią rodzice zabronili mu czekolady!
Lepiej:
- porozmawiaj o tym, co czuje,
- poproś, żeby narysowało, jak się czuje,
- wypełnij nienadmuchany balonik mąką, przewiąż na górze wełną imitującą włosy, dorysuj markerem oczy i uśmiech, niech dziecko ściska nowego przyjaciela, kiedy jest mu źle. To taka prosta piłka antystresowa,
- wręcz ciastolinę albo zarządź wspólne pieczenie ciasta. Wyrabianie ciasta rozładowuje stres,
- zaproponuj proste ćwiczenia fizyczne, które uspokajają mózg oraz uczą panować nad własnym ciałem. A panowanie nad własnym ciałem ułatwia panowanie nad emocjami!
7. Szukaj przyczyny, nie lecz objawów.
Czasami dziecko zachowuje się źle, bo chce zwrócić na siebie uwagę.
Albo bije inne dzieci, bo nie potrafi się dzielić zabawkami i wpada w panikę, że ktoś chce mu coś odebrać. Przeczytajcie razem książkę „Tupcio Chrupcio – umiem się dzielić”.
Lub potrzebuje mocniejszych wrażeń – to tak zwany poszukiwacz sensoryczny, dlatego np. skacze z parapetów albo szarpie kolegów. Zapewnij te wrażenia, popodrzucaj dziecko albo potarzaj się z nim każdego dnia na dywanie.
A jeśli twoje dziecko przepełnia energia, przez co zawsze pakuje się w kłopoty, zapisz je na zajęcia sportowe.
8. Upewnij się, że dziecko nie jest: chore, głodne, zmęczone.
Za każdym razem, kiedy moje dzieciaki są nieznośne, sprawdzam: temperaturę, proponuję jabłuszko albo pytam, czy na chwilkę się położymy.
W 90% przypadków okazuje się, że moje dziecko zachowuje się źle nie dlatego, że jest małym, wrednym gnomem, tylko idzie choroba, jest głodne albo zmęczone.
9. Pilnuj.
To, że trzylatek zbił twój ulubiony wazon piłką nie jest wcale winą trzylatka tylko twoją, bo:
a) postawiłaś wazon w złym miejscu,
b) nie wyszłaś pograć w piłkę na zewnątrz, choć prosił pewnie od rana,
c) pozwoliłaś rzucać piłką w domu.
I komu należy się kara, he?
10. Wspólnie ustalcie, jak dziecko może naprawić swój błąd.
Może np. posprzątać zbity wazon, naprawić z tatą rozwaloną zabawkę albo pogłaskać brata, którego uderzyło.
11. Negocjuj.
Dziecko ucieka przy zakładaniu butów, bo nie chce iść na zakupy? Widocznie nie są dla niego atrakcyjne! Jeśli nie masz go z kim zostawić, a musisz kupić ten pieprzony chleb, obiecaj, że w drodze powrotnej zajrzycie na plac zabaw.
Czasami dziecko nie chce czegoś zrobić, bo nie czuje się dostatecznie zmotywowane. Znajdź mu motywację. Guzdrze się przy wyjściu do przedszkola? Powiedz, że w samochodzie włączysz ulubione piosenki! Nie chce po sobie posprzątać? Zachęć je, mówiąc, że im szybciej zrobi miejsce na podłodze, tym szybciej zagracie w nową grę!
12. Nie rozkazuj – bierz pod uwagę zdanie dziecka.
Gdybym nie mogła decydować, co zjem na obiad, albo że za gorąco mi w rajtuzach, byłabym najbardziej zbuntowanym dzieckiem w okolicy!
13. Zadbaj o siebie.
Bo kiedy jesteśmy zmęczeni, szybciej wybuchamy.
14. Obróć w żart.
Kiedyś moje dziecko zrobiło aferę w pizzerii. Tak głośno krzyczało, że chce pizzę „TELAZ!!!”, że usłyszeli je goście nie tylko przy sąsiednim stoliku, ale również w restauracji obok. Jestem tego pewna! Na to Piotr ze spokojem odparł: „To musisz iść do kucharza i powiedzieć mu, żeby się pospieszył, bo nie możesz się już doczekać!”. Trochę się pośmialiśmy, ale od tego czasu nasze dziecko przestało krzyczeć znad menu.
15. Przytulaj.
Kiedy nie wiesz, co zrobić, przytul się. Lepiej się przytulać niż na siebie krzyczeć.
Nie mam pojęcia, dlaczego wychowanie bez kar stało się synonimem wychowania bezstresowego. Tak naprawdę wychowanie bez kar to rozmowa, zrozumienie, empatia, cierpliwość, spokój i dobro – czyli dokładnie wszystko to, czego chcesz nauczyć swoje dziecko!
W wychowaniu nie ma sensu iść na skróty, bo tak czy siak zajmie ci ono niemal połowę twojego życia!
Podoba mi się klimat zdjęć na Twoim blogu:)
”Zadbaj o siebie” – to brzmi niewykonalnie.
Moze byc trudne ale jest mozliwe. To jest sprawa priorytetow.
Wykonalne. Uwierz mi. Mam 2 i 4 latki.
Dasz radę ? Moje chłopaki maja 1,5 i 2,5 ? kwestia organizacji i odpuszczania pewnych spraw…
Czytaj wypij kolejna kawe
Brzmi i jest wykonalne. Sami, troje małych dzieci, praca ja i on na własnej działalności. W kilku projektach, dwa psy, kot, dom. Też myślałam, że się nie da. Da się. I podróżujemy. Razem i osobno. Nie stawiamy sobie ograniczeń.
Bardzo fajny wpis
Cieszę się, że o tym piszesz. Nie lubię zaglądać innym w prywatne sprawy; przecież rozumiem, że wychowanie dziecka często bywa frustrujące. Ale zbyt czesto widzę sytuacje, kiedy kara się dziecko za to, że (na przykład) walnęło rodzeństwo, nie próbując się dowiedzieć jak doszło do sytuacji. Albo krzyczy się na dziecko, bo nie ma na coś ochoty. Przecież można czasami nie mieć na coś ochoty… Dlaczego od dzieci się oczekuje dorosłych zachowań i odpowiedzialności, ale się z nimi nie rozmawia…
Tekst super, bardzo prawdziwy. Ciezko jest czasem włączyć wszystkie te punkty w życie ale warto.
Odniose się tylko to tego że wychowanie bez kar jest odbierane jako brak wychowywania…
Otóż, na prawdę często tak właśnie jest… No bo co powiedzieć jeśli dziecko 2.5 roku bije, szarpie, gryzie nawet starsze dzieci? Ogólnie ma mały kontakt z dziećmi ale kiedy już do niego dochodzi to jest na prawdę nieznośne. I nie chodzi tu o walki, zabieranie zabawek tylko konkretne walniecie albo wyrwanie garści włosów… W sumie bez powodu. I uwaga… Gdyby zrobiło to moje dziecko to na pewno nie zostawiła bym tego tak poprostu tym bardziej jeśli drugie dziecko się nie broni. Wzięłabym na rozmowę i tu mogę być zlinczowana ale jeśli sytuacja by się powtórzyła siedzialoby koło mnie i nie bawilo się więcej z dziecmi, do momentu aż by się uspokoiło. Ale baaaardzo często rodzice wogole nie reagują na takie sytuacje „bo to tylko dziecko”, „tak już ma”, „dzieci powinny same się dogadać”. Moim zdaniem tacy rodzice nie wychowują bo dziecko może nie wiedzieć nawet że coś źle zrobiło…
zgadzam się bardzo z punktem : postaw się w sytuacji dziecka i sprawdź czy nie jest chore lub coś go nie boli. parę dni temu moja córka miała dziwny dzień, kapryśna, płaczliwa taka trochę że inni mogliby powiedzieć -niegrzeczna ( nie lubię tego okreslenia). i tak sobie pomyslałam : „a jeśli ją coś boli, źle się czuje to jak do cholerci ma to nam wytłumaczyć inaczej niż płacz i kaprysy i niepokój ?! nie może bo jeszcze nie umie ! ” dorosły jak go mdl? to zrobi sobie mięty A ona zapłacze pomarudzi a ja ją przytulę… jak i Ty wspominasz w ostatnim punkcie. pozdrawiam
jakie to proste i oczywiste, a jakie trudne na co dzień -mama 6-latka
Nie zgadzam sie ze wszystkim, nawet porownanie do jazdy na autostradzie- jezeli jedziesz za szykbo raz mozesz dostac upomnienie, pozniej mandat. Dzieci, nie trzeba zamykac w pokoju, ale kara jak np. nie ogladniecie bajki, albo zabranie zabawki na jakis czas, czy tez brak slodyczy nikomu nie zaszkodziła. Dziecko musi poznac skuteki swoich czynow. Rozmowy jak najbardziej, trzeba tlumaczyc, Ale z takim tokiem myslenia jak Twój jak wytłumaczysz dziecku pozniej „Jedynki” w szkole, uwagi w zeszycie badz inne kary? Pani ma tylko z dziecmi rozmawiac? czy jak bedzie ‚meczyc” innych to tez tylko rozmowa? a pomysl o tamtych dzieiciach. Beda widziec, ze nic sie z tym nie robi, to tez takie beda, bo przeciez bedzie „tylko rozmowa”
1. Nie każę jechać szybko po autostradzie i nie bardzo wiem, co miałaś na myśli?
2. Dziecko zakaz oglądania bajek odbiera jako niesprawiedliwość. Tak jak pisałam – skupia się na swoim nieszczęściu zamiast na nieszczęściu, które samo zrobiło komuś innemu. A nie o to chyba chodzi w wychowaniu? Następnym razem owszem, może postąpić dobrze, ale tylko ze strachu. Każdy oczywiście ma prawo wychowywać dzieci jak uważa, ale ja osobiście chcę doprowadzić do takiej sytuacji, w której moje dziecko będzie postępować dobrze, bo tak mu każe sumienie, głos wewnętrzny, a nie dlatego, że boi się kary czy mnie.
3. Zakazanie słodyczy to ogólnie nie jest dobry pomysł, bo pokazujemy, że słodycz to coś fajnego. Nagroda za dobre postępowanie, bolesna kara za złe. A to już krótka droga do tego, żeby dziecko samo w przyszłości nagradzało się słodyczami. Nic fajnego zważywszy na epidemię otyłości i chorób dietozależnych (cukrzyca i te sprawy).
4. Tak jak pisałam, nie jestem programową przeciwniczką karania, ALE nie stosuję kar, bo u nas
naprawdę nie było takiej potrzeby! Rozmowa sprawdza się w 100% jeśli chodzi o starszaka (5,5 roku) i ZAWSZE wywołuje pożądany skutek. Nie muszę dodatkowo stawiać go do kąta czy co tam, bo widzę, że on rozumie i bardzo się stara drugi raz nie popełniać tych samych błędów.
W przypadku córki (2,5 roku) rozmowa nie zdaje egzaminu, ale to dlatego, że ona nie rozumie i wiem, że zabrania zabawki nie zrozumie tym bardziej. Nie szkodzi. Nigdzie się nie spieszę. Na wychowanie mam pół życia, mogę więc poczekać jeszcze z rok, 2 lata, aż córka zacznie kumać.
5. Jeśli moje dziecko męczyłoby inne dzieci, zabrałabym je do psychologa, żeby znaleźć przyczynę problemu. Kaman, dzieci nie rodzą się sadystami, takie zachowanie musi z czegoś wynikać i trzeba się dowiedzieć z czego, żeby temu zapobiec. Myślę, że to na tyle duży problem, że żadne zabranie zabawki, słodyczy czy bajek nie byłoby w stanie tego rozwiązać. Z takim dzieckiem na pewno trzeba pracować na poziomie emocji i ich wyrażania, bo jak ktoś dręczy drugiego człowieka, to coś tu jest totalnie nie halo.
Poza tym to, że zabiorę mojemu dziecku zabawkę, bo kogoś męczyło, nie wynagradza krzywdy. Już chyba wolałabym doprowadzić do sytuacji, w której poprzez rozmowę moje dziecko zrozumie, że tak nie można i przeprosi. Przy okazji też naje się wstydu, ale tu już wchodzi naturalna konsekwencja, która jest najlepszą nauką ever i jeśli na nią pozwolimy, nie będziemy musieli uciekać się do sztucznych kar.
sama odnioslas sie do jazdy po autostradzie, wiec ciagnac to porownie napisalam, ze i kierowca jak jedzie zle dostaje pouczenie, jak sie powtorzy to samo skutkuje to kara czyli mandatem. Tak jak piszesz, u Ciebie rozmowa sie sprawdza, ale sa dzieci , ze to nie dziala. Nie mozesz pisac do ogólu, ze wszedzie jest tak błogo. Jak widze matki jak tylko” rozmawiaja” a dziecko wie,ze nic mu grozi, ze zero konsekwencji z jego złego zachowania bedzie , To idzie dalej, probuje dalej. Podsmiechuja sie tylko : „eh stara pogada tylko i bedzie luz” i nie przekonasz mnie, ze rozmowa zawsze skutkuje w 100%. Nie wprowadzaj rodziców w bład.
Dziecko zawsze musi oddac to zabralo i przeprosic, jest to podstawa wychowania, Jednak z czasem i to moze byc rutyna. Czemu ma sie najesc wstydu? za to, ze przeprasza? Jezeli jedank za ktoryms razem powiesz: ok, zabierales juz 2 razy ta zabawke, prosilam Ci i nie było skutku. Teraz ja musze zabrac Ci zabawke na 1 dzien. Po owym dniu rozmiwasz raz jeszcze o uczuciach. Taka mala kara daje poznac dziecko skutek i to co to drugie dziecko czuje. Nikomu sie krzywda nie dzieje, a dziecko zrozumie dlaczego nie powinno sie komus zabierac rzeczy.
Propagowanie Twojego stylu czystych rozmow nie jest niczym dobrym.. Bicie jest nie do zaakceptowania, rozmowy zawsze musza byc, jednak jak nie dzialaja, trzeba pokazac dziecku ze sa pewne konsekwencje ich dzialan.
Zgadzam się z Tobą. Dzieci są różne, to indywidualności. Sama mam dwóch synów, którzy są jak ogieni woda. Ja nie popieram kar fizycznych. Natomiast konsekwencja w wychowaniu moim zdaniem musi być. Dziecko musi wiedzieć, że jeśli zrobi coś źle, coś zniszczy, kogoś uderzy,musi ponieść konsekwencje. W dzisiejszych czasach dzieci trzyma się wręcz pod kloszem. Nie pozwala na konsekwencje, a jeśli ktoś zwróci matce uwagę, że jej dziecko zrobiło coś innemu dziecku (przykład) już jest wielkie oburzenie. Sama rozmowa nie wystarczy. Oczywiście, dziecku trzeba dać dużo wsparcia emocjonalnego, psychicznego. Ale trzeba też nauczyć, że każdy czyn niesie konsekwencje.
Przykład: czekając na autobus do pracy, stałam na przystanku. Za chwilę przyszła grupka na oko 13-14 dzieci. Zachowywały się okropnie, były wulgarne, pluły, wrzeszczały. Nie przeszkadzało im, że na przystanku czekają też ludzie starsi. Za chwilę dołączyła do nich dziewczyna. Zrobiło się jeszcze głośniej. Wszyscy żywo dyskutowali. Okazało się, że ta dziewczyna okropnie zachowywała się na lekcji, pyskował do nauczycielki (która była jej wychowawczynią). Matka została wezwana na rozmowę. A ta dziewczyna śmiała się i mówiła, że „matula” szykuje się na wykład z nauczycielką. Powie jej, że na córkę działa spokojna rozmowa. I wszyscy zaczęli się śmiać, bo ta dodała, że jej matka naczytała się ostatnio jakiś głupot i ciągle tylko z nią rozmawiać, tłumaczy jakby była głupia, a ona dla świętego spokoju kiwa głową. A tak naprawdę ma gdzieś co do niej gada, bo „pogadać to ona sobie może.”
Inny przykład: kolega synka zniszczył mu książkę. Poinformowana o tym fakcie mama powiedziała tylko: „porozmawiam z nim” i poszła. Nic. Zero „przepraszam”, nawet jemu nie kazała przeprosić za szkodę. Nawet nie zaproponowała, że ją odkupi. Sorry, ale nie podobało mi się to. Gdyby moje dziecko zniszczyło cudzą własność, naprawili byśmy ją lub odkupili.
Rozmowa owszem, jest ważna, ale każdy czyn niesie za sobą konsekwencje, zarówno jeśli chodzi o dzieci, jaki dorosłych. Dzieci wychowane w dorosłym życiu, nie będą potrafiły zmierzyć się z konsekwencjami w życiu dorosłym. Takie jest moje zdanie.
Ale Ty przeczytałaś w ogóle mój tekst? Przecież ja piszę o konsekwencjach :) ale to nie to samo co kara.
Chciałabym nieco rzeczy sprostować. Jedynki nie są kara, oceny ogólnie nie po to są, by dzieci karać, ale żeby im pokazać , na jakim poziomie są na tle klasy i wymagań programowych. Również jedynka za brak przygotowania do lekcji jest sygnałem. Nauczyciele stosujący kartkówki jako kare robią to bezprawnie, bo nie taka jest funkcja krótkich testów. Natomiast pedagogiczna rozmowa, owszem należy do katalogu „kar” i jeśli nie skutkuje stosuje się inne. Uwaga w dzienniczku jestinformacja dla rodziców i powinna być pretekstem do rozmowy właśnie, a nie do „dania w d…e”. A rozmowa jest niedoceniana. W ludziach niewysluchanych rodzi się agresja, włącznie z ryzykiem amoku. Taka scenka – oceny na semestr, mówię chłopcu, lat 10, że ma dwa spóźnienia. Wścieka się, zrzuca piórnik, on nie ma spóźnień! Nie, nie wyrzucam go z klasy, czekam i w wolnej chwili zapraszam do biurka. Pokazuje mu – zobacz – tu i tu spóźniłeś się po przerwie. Kończymy rozmowę bez nieporozumień. To nie tak, że czasem nie hukne i nie rykne. Czasem mam wrażenie, że niektórym dzieciom rzeczywiście tego potrzeba, choć zdaje sobie sprawę, że to właśnie wina wychowania. Podobnie jak to – jak mnie nie widzi, to zrobię tak i tak. Nikt mnie nie widzi, to zdemoluje umywalke w szkolnej toalecie, nikt mnie nie widzi, to popedze 120 w strefie ograniczonego ruchu – niestety, to są te same mechanizmy.
czy jak dziecko dostanie jedynke za brak zadania domowego, czy nie jest to kara? chyba jest. Czy jak dostanie uwage do dziennika albo rodzic ma przysc do szkoly, czy jest to kara? owszem. Kara jest zle rozumiana, nie musi to byc bicie, krzyczenie itp, jednak pokazanie, ze jak cos robi zle sa tego skutki.
Moim zdaniem jedynka w szkole to nie kara, tylko naturalna konsekwencja, tak samo uwaga. Jest to część znanego wszystkim systemu oceniania. Jeśli nauczyciel w złości, impulsywnie postawi jedynkę, np. za zachowanie, to wtedy jest to bardziej jak kara wg mnie.
Potem mamy mnóstwo dorosłych, którzy na widok zgubionego portfela rozglądają, się czy nikt nie patrzy i buch do kieszeni. Ja się rozglądam w poszukiwaniu właściciela (nie odszedł za daleko?) albo dokumentów w środku, żeby zwrócić.
Ale to jest właśnie efekt rozmów z moją mamą, która zawsze mi powtarzała: nie sięgaj po nieswoje, nie ma nic gorszego niż kradzież, nie, nie, nie. W efekcie sama przed sobą spaliłabym się ze wstydu!
Kary też pamiętam, choć nie były stosowane w moim rodzinnym domu często. Ale właśnie… Pamiętam karę i jak się wtedy czułam (niesprawiedliwie potraktowana!), ale za diabły nie potrafię sobie przypomnieć, za co były. A te setki rozmów wychowawczych mam w głowie do dzisiaj.
owszem trzeba rozmawiac to podstawa! ale czasami jak to nie daje skutku to trzeba dac kare- nie musi byc duza. Idac takim tokiem myslenia jak autorka, nikt nikogo nie powinien karac, glupota. Zlikwidujmy poprawczaki, wiezienia i usiadzmy w kregu aby o tym porozmawiac. czy tak?
Artukul jest niepelny, i nie pokazuje problemu wychowaczego.
Tak jak pisałam: nie jestem programową przeciwniczką kar, po prostu u nas nie były dotychczas potrzebne. Po co mam je stosować? Bo inni rodzice twierdzą, że u nich bez tego się nie da? Dla moich dzieci dużym stresem jest już samo to, że np. mamie jest przykro i nie muszę dla wzmocnienia efektu wysyłać ich do pokoju. Starają się nie popełniać drugi raz tego samego błędu. Może jest tak, że dziecko przyzwyczajone do kija i marchewki, nie robi sobie nic z rozmowy? Brakuje mu empatii i tylko słowa: „Do wieczora żadnych słodyczy!” przynoszą pożądany efekt? Musi pojawić się strach o siebie, żeby pojawiło się opamiętanie?
A może to rodzice uważają, że trudne emocje dziecka nie są wystarczającą karą i trzeba zrobić coś więcej, aby popamiętało na zawsze? Nie wiem.
Do poprawczaka trafiają dzieci zaniedbane, z którymi nikt właśnie nie rozmawiał, ale często np. dostawały na dupę dla świętego spokoju. Ba! 100% więźniów-psychopatów miało trudne dzieciństwo, zwłaszcza zaburzone relacje z matką (polecam reportaże Kopińskiej, w których przedstawia badania na ten temat). Ciężko poprzez rozmowę w kręgu naprostować kogoś, kto całe dzieciństwo miał zwichnięte.
Poza tym zwróć uwagę, że system penitencjarny jest nieudolny. Chodzi tylko o to, żeby odseparować niebezpieczne jednostki od reszty społeczeństwa. Więzienie nikogo niczego nie uczy. Ludzie po wyjściu z więzienia zazwyczaj trafiają do niego ponownie. Już dawno okazało się, że więzienia nie spełniają swojej najważniejszej funkcji: resocjalizacyjnej. Jeszcze nikt nie opuścił więzienia jako lepszy człowiek.
To działają te kary czy jednak nie?
Otworzylas mi oczy..u mnie w domu byly kary,nie byly jakies czeste ale…ich nie pamietam.zreszta dostawalam kare jak naprawde na to zasluzylam..pamietam zas jedna- dala mi ja babcia jak mialam okolo 5-6 lat.pamietam ja bo to byla kara na ktora w ogole nie zasluzylam,to byla po prostu niesprawiedliwa kara za cos czego nie zrobilam …
Przecież była mowa że dzieci ponoszą konsekwencje niektórych swoich działań czy zachowań czy też ich zaniechania.
Czyta się naprawdę fajnie. Super rady, postaram się je wcielić w życie choć pewnie nie będzie to takie proste… piękne zdjęcia, super buty ..i cała reszta też :)
Chciałabym, żeby mi ktoś powiedział jak zmotywować dziecko, które – jeśli sie uprze – nic nie zachęci. Musimy wyjść na zakupy, to dosłownie staję na rzesach, żeby przekonac i zachęcić, czy tam zmotywować. Nie ma szans. Nie i już. Kosmicznych atrakcji nie dam radynfundowac każdego dnia. Bo tylko to daje efekt.
Jeśli to dwulatek – trzeba przeczekać, bo każde dziecko w tym wieku tak ma i nic na to nie poradzimy. Jeśli starsze dziecko – naturalna konsekwencja. Nie idziesz po zakupy, ale mówisz: „Nie będzie tego, tego i tego. Zdajesz sobie sprawę?”. A potem: nie ma twojej ulubionej kolacji, bo nie chciałeś iść po zakupy, pamiętasz? Nawet jeśli dziecko pójdzie spać głodne, to zapamięta tę lekcje na zawsze i przy najbliższej okazji pójdzie po zakupy (oczywiście, za kilka tygodni/miesięcy może zapomnieć, jak się czuło głodne i powtórzyć swój bunt, ale my konsekwentnie powtarzamy: „Nie ma chleba/jogurtu/jabłka, nie chciałeś iść po zakupy”). Z moim 5-latkiem świetnie się to sprawdza :)
No tak i to sama powiedz sobie i mężowi, który właśnie wrócił z pracy i drugiemu dziecku – dziś nie ma jedzenia bo zbuntowany nie miał ochoty na wizytę w sklepie…. ludu.
A wiesz, że macierzyństwo polega na byciu elastycznym? Masz naprawdę wiele rozwiązań:
1. Zrobić obiad z tego, co jest, chociażby jajka sadzone z ziemniakami albo naleśniki.
2. Zadzwonić do męża, żeby zrobił zakupy w drodze z pracy do domu (wystarczy, żeby zahaczył o osiedlowy).
3. Zamówić pizzę na telefon.
4. Poprosić męża, żeby przywiózł gotowy obiad (kurczak z rożna, pierogi), bo późno.
5. W sytuacji podbramkowej (nie ma nic kompletnie w lodówce, nie ma nic na dowóz, mąż nie mija absolutnie żadnego sklepu w drodze z pracy) nakłonić dziecko do pójścia do sklepu, bo z tego co piszesz nie masz na to kwadransa po pracy, tylko całe przedpołudnie i serio, jak nigdzie się nie spieszysz, da się ze spokojem bez krzyku i kar fajnie współpracować z dzieckiem.
Trzeba tylko chcieć.
Czyli dziecko nie poszło na te zakupy,postawiło na swoim i oczywiście konsekwentnie na kolację nie będzie tego,co miało być,ale z braku laku zamówimy pizzę,albo zaangażujemy męża po pracy. Przecież 5-latkowi może się nie chcieć iść,ale tata po pracy może zrobić przy okazji zakupy. Czego uczymy tego 5-latka? Że nawet jeśli mi sie nie chce,to świat się nie zawali i mama,czy ktokolwiek inny znajdzie inne rozwiązanie. Najważniejsze,żeby mi było dobrze. I tak zjemy kolację i tak,więc po co mam iść. Ja w tej chwili mam męża wychowanego taka metoda. Facet ma 37 lat i jeśli nie ma na coś ochoty,to nie i już. Jak był mały nie miał ochoty,to nikt go do niczego nie zmuszał. Rodzice rozmawiali,tłumaczyli,nie zmuszali,nie karali. Miał sam zrozumieć że tak powinno się postępować. Nie chciał jechać do dziadków? Trudno,spróbujemy za godzinę,może zmieni zdanie. Nie? No nic,za tydzień też jest niedziela,może wtedy pojedziemy. Dzisiaj bywa,że on nie idzie z proszącymi go o to dziećmi na glupi spacer,bo mu się po prostu w danym dniu nie chce,przecież jest tyle rozwiązań,mogą iść z babcią,mama,same do ogrodu. Nie podskoczy na zakupy,bo przecież można coś zamówić zrobić potrawę „nawinie”. Robi tylko to,co jemu pasuje. Inni mają dostosować się do niego.
Ja osobiście absolutnie nie toleruje bicia,zamykania w pokoju itd. sama staram się jak najwięcej rozmawiac z dziećmi nie tylko w sytuacjach kryzysowych,ale nawet przy oglądaniu bajek, filmów,staram się tłumaczyć emocje aktorów i bohaterów,ale uważam że wszelkie zakazy i nakazy,czyt. Katy typu nie oglądasz dzisiaj bajek są potrzebne
Ja odpowiadam tylko pani, której nie podoba się naturalna konsekwencja, bo drugie dziecko i mąż jej zdaniem nie będą mieli co jeść, więc (znowu podkreślam: jej zdaniem) tragedia.
Co do Twojego faceta, to dzisiaj większość jest takich, co nie chcą iść z dzieckiem na spacer/pobawić się/zrobić zakupów/ugotować coś/posprzątać, bo wolą leżeć na kanapie i wychowanie ma tu niewiele do rzeczy, bo raczej wychowywani byliśmy w większości w systemie kar oraz nagród. Ale to już sami musicie sobie wszystko ułożyć tak, żebyście byli zadowoleni we dwójkę, a nie tylko on. Ja dokładnie tak załatwiam sprawy z dziećmi, to nie jest relacja, z której jedna strona tylko czerpie, a druga się poświęca. Kiedy na przykład chciałabym iść do babci, a oni nie (choć przyznam szczerze taka sytuacja nam się nie zdarzyła), to zostawiłabym je z mężem albo załatwiła opiekę i poszła. Oczywiście wynudziłyby się jak mopsy w domu i pewnie następnym razem zmieniły zdanie.
Pytanie jak to rozwiązujesz z mężem, czy zabierasz te dzieci na spacer za niego, wysyłasz do rodziców, sama robisz kolację „nawinie”, jednym słowem: sprzątasz po nim, kiedy nawali? Bo jeśli tak, nic dziwnego, że żyje tak, jak mu wygodnie, niech inni się martwią.
A jeśli nie, to serio nie rozumiem, dlaczego się go czepiasz. Co jest złego w tym, że czasami zamawia kolację i za nią płaci, zamiast iść do sklepu? Ja tam lubię, jak ktoś ugotuje za mnie i jeszcze nie muszę potem sprzątać. Mój też czasami gotuje z resztek, bo nie chciało mu się pędzić na zakupy, ale dla mnie to spoko, bo dzięki temu nie marnujemy jedzenia. A jak nie chce iść z dziećmi na spacer, ale zorganizuje im w zamian inną rozrywkę – who cares, ważne, że dzieci dobrze się bawią.
No ale jeśli bawią się tylko z Tobą, to przypominam: tak nie wygląda naturalna konsekwencja.
Nie zachęcać? Brzmi dziwnie, ale u mnie się sprawdza. Odkąd przestałam się starszakowi tłumaczyć dokąd i po co jedziemy problem zniknął. Mówię mu „ubieraj się, wychodzimy” , gdy pyta dokąd spokojnie i jak najkrócej wyjaśniam, ale nie pytam czy chce czy nie chce. Wcześniej często mówiłam w stylu „pojedziemy na zakupy ok?” , teraz mówię krótko że jedziemy i unikam formy pytającej. Spróbuj może u ciebie też zda egzamin.
Ja mojej 5 latce mowie, ze jesli nie idzie ze mna, to niech poczeka na mnie w domu sama i ja zaraz wroce. Ubiera sie szybciej ode mnie :-)
Pozwolić dziecki skakać po kanapie i czekać aż sobie zrobi krzywdę..? no nie wiem..
Lepiej dać na dupę? To nie jest krzywda?
Jak dziecko skacze po kanapie i z niej spadnie, może sobie zrobić większą krzywdę jak tylko czerwona pupa, przyjaciółka stosując się do takiej zasady jak Twojaz wylądowała z synem na sorze ze swichniętym barkiem… I teraz wychodzi z założenia, że poskakać dziecko może w bawilandii na trampolinie, bo łóżko czy kanapa służy do siedzenia nie do skakania, osobiście bym nie chciała, żeby syn u znajomych z wizytą skakał po łóżku o zachowywał się jak małpka na wybiegu
Krzywda psychiczna jest większą krzywdą niż upadek z kanapy. Bo zostaje w pamięci na całe życie.
Nikt też nie mówi, że dzieci mają to robić u kogoś obcego w domu. To już brak wychowania.
Nie wydaje mi się, że krsywdze dziecko psychicznie wyznaczając granicę i tłumacząc, że nie zgadzam się aby skakało po łóżku ponieważ nie do tego jest jego przeznaczenie i może sobie zrobić krzywdę, jeśli ma ochotę poskakać możemy się wybrać na trampoliny.
Trzyletnie dziecko raczej nie do końca rozumiem, że coś wolno w domu robić a nie wolne tego samego będąc w „gościach”. Tekst jest super, bardzo trafny, jednak ten wątek jest moim zdaniem absurdalny. Dziadkowie pozwalają mojemu 3latkowie na o wiele więcej i czasem ciezko go okiełznać po wizycie.
Kochana! Jeśli tłumaczysz – to jak najbardziej nie robisz żadnej krzywdy :) ten tekst miał pokazać, że nie trzeba karać czy dawać na pupę, ale jak najbardziej trzeba tłumaczyć i stawiać granice (każdy ma je w innym miejscu i to też jest ok).
A ja zrozumiałam że dać na pupę dziecku ale np poduszkę żeby jak spadnie miało miękkie lądowanie Dżizas lać dziecko za skakanie to co będzie dalej…. Nie lepiej to odwrócić uwagę dziecka od kanapy i dać mu skakankę? :)
Super tekst! U nas te metody też świetnie działają. Np. zamiast karać czteroletnią córkę za nieprzebranie się w piżamkę/nierozebranie do kąpieli nieoglądaniem bajki przed spaniem, zaczęliśmy pokazywać jej na zegarze, do której godziny musi być przebrana, żeby zdążyć obejrzeć bajkę. Oczywiście mówimy jej o tym odpowiednio wcześnie. Kiedy raz nie zdążyła przed umówionym czasem, bo zamiast nas słuchać i się przebierać nadal się bawiła, nie włączyliśmy jej bajki. Ale nie w charakterze kary, tylko tłumaczyliśmy jej z miłością, że to już jest godzina na spanie, tak jak się umówiliśmy. Było jej smutno, ale nie było buntu, tak jak wcześniej przy karach. Potem już wiedziała, że nie ma co się ociągać. A przede wszystkim nie miała do nas żalu.
To jest naturalna konsekwencja i ona zawsze działa super! Nasz syn też pilnuje czasu kąpieli, itp., żeby na pewno zdążyć na „Psi Patrol” :)
Ja też tego próbowałam, częściowo sie udaje, ale mój 5cio latek żyje chwilą obecną i to co sobie postanowi robi natychmiast. Żadne obietnice nie pomagają bo dla niego ważne jest tu i teraz. Rzadko kiedy współpracuje. A jak mu mówię, że skończył się czas np na jedzenie, czytanie, ogladanie to krzyczy masakrycznie aż popada w panikę. Nadal szukam sposobu na mojego wymuszacza. Psycholog jakoś nie pomogły.
Konsekwencja :) ja często obserwuję rodziny, gdzie dochodzi do dantejskich scen, np. mama mówi: „Nie możesz się bawić moją bransoletką, bo nie chcę, żeby koraliki się pogubiły”, ale wystarczy, że dziecko krzyknie (lub pokrzyczy 5 min.) i bransoletkę dostaje. Jaki otrzymuje również sygnał? Krzycz, a będzie ci dane.
Potem oczywiście koraliki się gubią, mama jest zła i daje karę, więc dziecko też jest złe i nie rozumie. No nie. Jak mówisz nie, to rób nie. Jeśli wiesz, że nie potrafisz, to nie mów na każdym kroku „nie”, bo wtedy to nic nie znaczy.
U nas np. jest wyznaczony czas na telewizję, dzieci wiedzą od której do której mogą oglądać i oczywiście że czasami krzyczą, kiedy wyłączam i pora szykować się do snu (mimo że znają zasadę, a nawet same brały udział w jej ustalaniu i zapisały ją w swoim „kalendarzyku”, że tv to godzina dziennie). No i trudno. Ja też krzyczę, jak jestem zła. Ale jako rodzic nie mogę zmieniać czegoś, co ustaliliśmy (na co same się zgodziły!), bo nie na tym polegają umowy między ludźmi i kiedyś będą musiały się tego nauczyć. Mówię im wtedy spokojnie: „Rozumiem, że jesteś zły, bo chciałeś jeszcze oglądać, ale ja nie włączę już tv/zobacz która godzina/włączymy znowu jutro/moje stanowisko znasz”. I tyle. Kilka takich akcji i o ile dziecko nie ma dwóch lat, naprawdę szybko łapie, że mama nie rzuca słów na wiatr i (patrz punkt ostatni) lepiej się przytulać niż na siebie krzyczeć, bo ten krzyk absolutnie nic nie daje.
Co jeśli dziecko krzyczy godzine, dwie… leży na podłodze, nie mając siły wstać, zalany łzami, zatkany smarami, mama stanowczo stoi przy swoich zasadach, trzyma nerwy na wodzy, w międzyczasie przytula (daje to tylko krótkotrwały efekt)?
Ale to nie jest na dyskusję w komentarzach, bo ja nie wiem, jak jest u Was w domu :). Czy jesteś zgodna z partnerem (może on szybciej ulega?), czy nie zabraniasz za dużo (może dziecko czuje się sfrustrowane ciągłymi zakazami?), czy ustalasz wspólnie z dzieckiem, czy narzucasz swoją wolę? Jak dużo rozmawiacie o emocjach (czy dziecko potrafi nazwać to, co właśnie czuje? Macie książki, plakaty, kostki z „buźkami”?), czy przekierowujesz jego energię w inną stronę (trenuje coś? Polecam sztuki walki, bo uczą dyscypliny), czy umie się wyciszyć (tego niestety też trzeba nauczyć, a każdy człowiek ma swój sposób na ukojenie i dobrze, żeby go znalazł, np. moja córa lubi się przytulić; syn znowu woli zamknąć sam w pokoju jak jest zły; a ja muszę wyjść pobiegać albo poćwiczyć jogę dla relaksu).
Dziękuję za odpowiedź i poswięcony czas. Te wszystkie rady sprawdzają się przy jednym dziecku. Przy trójce to niestety nie jest tak kolorowo. Dobrze, że każde dziecko jest inne i tylko synek jest taki wymagający. Pozdrawiam :)
Mój syn wogóle się nie słuchał ani nas ani w szkole wyglądało to jakby ciągle robił na przekór jak coś mówiłam czy prosiłam żeby tego nie robił to zawsze zrobił jak pozwalała to już nie chciał chodziliśmy do psychologa jak poszedł do szkoły stwierdził że źle wychowujących dziecko a mały jest zdrowy powiem ze ja bardzo lubię dzieci wszystkie a z wychowaniem syna nie mogłam sobie poradzić. Dziecko rosło a zachowania nie mijały .W 4 klasie chodziliśmy na terapię przez rok tez podobno jest dziecko ok a mama nad opiekuńcza. Tylko ze jak ja nie pomyślałam nie pomogłam to on nie był wstanie sprostać życiu codziennym na poziomie jego wieku. Wiedziałam że coś jest nie tak ale wszyscy wkoło mówili że się czepiam ze szukam dziury w całym. Dopiero w gimnazjum pani pedagog zauważyła to co ja ze syn odstaje z rozwojem od rówieśników. Pomogła pokierować do poradni dziecięcej gdzie też widzieli ze jest coś nie tak .Dostałam skierowanie do neurologa oczywiście nic nie widziała ale wymusiła skierowanie na rezonans glowy o się zaczęło. Okazało się ze ma wadę w głowie która nie pozwala mu na normalny rozwuj dzięki mojej pracy i pomocy dziecku na nasze szczęście chodzi bo też usłyszała ze z ta wada nie powinien chodzić. Dziś ma 20 lat czasami jestem zmęczona ale mój syn jest samodzielny pomaga w domu uczestniczy w życiu towarzyskim jak nastolatek ale ma orzeczenie umiarkowane i to ze tak sobie radzisz to są rzeczy wyuczone problem jest jak trzeba pomyśleć coś samemu zrobić i wiele innych książkę by można było napisać. Jak miał 12 lat urodził nam się drugi syn i jego wychowanie to bajka a podobno byłam zła matka co nie umie wychować dziecka .Jeżeli widzisz problem z dzieckiem który nie mija szukaj przyczyny żeby móc jak najwcześniej pomoc swojemu dziecku .
Pani Joanno, dziękuję za tą odpowiedź. Mieliśmy już eeg głowy, usg tarczycy, na rezonans skierowanie, ale 4latka trzeba znieczulić i tu sie zaczęły problemy. Inny neurolog, Profesor, stwierdził że nie ma poważnych wskazań na rezonans, więc odpuscilismy. Póki co będziemy obserwować, bo na tym etapie już dużo badań zrobiliśmy. Pozdrawiam :)
Ja jestem pielegniarką i to rozumiem dlatego jak nie pokierowal mnie nikt wcześniej na rezonans bo nie widział potrzeby sama sie nie zdecydowałam dopiero jak zastanowić ziarnko niepewności i dziecko było wstanie wylElectronic na badaniu zażądałam badania głowy bo wiedziałam że jeżeli się myle i nic nie będzie nie zaszkodze tym dziecku . Znieczulenie w każdym wieku niesie ryzyko i lepiej nie ryzykować jeżeli nie ma zagrożenia życia jeżeli zachowanie dziecka dalej będzie budzić w Was niepokój można wtedy bez znieczulenia u starszego dziecka wykonać. Pozdrawiam .
Super wpis :) pokazuje, że w tym zabiegnym życiu to dziecko jest najważniejsze i jeśli się na nie decydujemy to trzeba znaleźć na dziecko czas a nie spychać wychowywanie na drugi plan :)
Super piszesz. Zgadzam się z każdym Twoim słowem. Tylko czasem gdy jestem zmęczona wydaje mi się, że nie dam rady. Z resztą widzę, że choć te zasady działały kilka lat temu, teraz wymykają się spod kontroli. O ile wobec małych dzieci się rozwijam i wprowadzam nowe zasady bez kar, o tyle w ramach dorastania już mi ciężej i częściej ponoszę porażki. (Córka 11 lat, dramatycznie wchodząca w okres dojrzewania). Widzę, że masz nuiduże dzieci. Jestem ciekawa Twojego zdania na to co napisałam, bo jest mi trudno. A w drodze trzecie?.
Ad) 5
Moja mała córeczka po Gordonkach spędza czas wśród dzieci w świetlicy. Bawi się zabawką. Podchodzi kolega/koleżanka i jej tę zabawkę wyrywa. Córka patrzy się na osobę i robi oczy jak kot w butach ze Shreka. Widzę, że jest jej przykro. Na reakcję mamy tego dziecka nie mam co liczyć. Mnie jest przykro, że jej jest przykro.
Chcę aby moje dziecko pokazało/powiedziało w przyszłości „Poczekaj, teraz ja się tym bawię. Dam Ci się pobawić później”
Zabraniam sobie mówić „Pobaw się kochanie czymś innym”, bo mam pełną świadomość, że ja byłem tak nauczony, aby rezygnować ze swoich pragnień/potrzeb na rzecz kogoś innego. A to później w życiu baaaaardzo przeszkadza. Nie chcę, aby walczyła pięścią tylko wyrażała swoje emocje i „walczyła” słowem. Niestety nikt mnie tego nie nauczył i wcale nie jest mi łatwo wyważyć co w tej sytuacji powinienem zrobić takiego żeby dla córki było najlepsze. Nie jest to też dla mnie łatwe podejść do obcego małego dziecka i poprosić aby oddała córce zabawkę.
Dlatego najczęściej czekam, aż sama okaże swoje emocje i rzeczywiście po kilkunastu takich sytuacjach, córka schowała za siebie zabawkę i powiedziała groźne „nieeee”.
Jak najlepiej zachować się w takiej sytuacji?
Jeśli będę interweniował u tego drugiego dziecka, córka nauczy się, że to ja zawsze muszę interweniować lub stawać w obronie.
Pani Ilono, proszę o podpowiedź.
Tomek, tata szesnastomiesięcznej Mai
PS. Z resztą punktów sobie radzę, choć nr 13 jest zdecydowanie najtrudniejszy!
Totalnie opisałeś mojego syna! Z tym że on ma prawie 6 lat. My ogólnie rozmawiamy z nim na spokojnie w domu o tym, co się stało i wspólnie zastanawiamy się, jak można by w takiej sytuacji zareagować. Podpowiadamy mu, co mógłby powiedzieć następnym razem, czasami mąż nawet odgrywa z synem scenki (mąż jest tym dzieckiem, które coś zabiera albo daje kuksańca – bo i takie sytuacje były w przedszkolu), a synek ma zareagować, np. „Teraz ja się tym bawię, jak skończę, to ci dam!”, „Nie bij mnie, bo to boli i nie będę się więcej z tobą bawić”.
Oczywiście córeczka jest jeszcze mała i na efekty będzie trzeba dłuuugo poczekać. Nasz syn dopiero rok temu zaczął wracać z przedszkola i mówić z dumą, że kolega zrobił tak, na co on odpowiedział mu tak i czy dobrze zrobił? Teraz ma młodszą siostrę, która znowu nie ma problemów z asertywnością (po prawdzie to ona jest tym dzieckiem, co wszystko zabiera i bije), więc ćwiczy swoją asertywność na niej, a ja jako rodzic już serio nie wiem, co jest lepsze :) dziecko nadmiernie asertywne czy takie, które ma z tym problem.
Droga Ilono,
a co zrobić teraz? Maja nie ma (jeszcze) rodzeństwa. Ma 16 miesięcy, nie mówi. Wydaje mi się, że nie jestem jestem jeszcze w stanie odegrać z nią scenek. Co robić na świetlicy? Poza tym w domu czuje się bezpieczna, swobodnie. Wobec nas jest asertywna.
Na świetlicy jest inaczej. Z dziećmi przebywa raz w tygodniu dopiero 5. miesiąc.
Na razie moja strategia jest taka: Zostawiam ją, niech się uczy własnych emocji. Jeżeli będzie jej bardziej przykro niż ja to widzę, to sama zareaguje. Już 2-3 razy tak się stało. Widzę, że się uczy.
Ostatnio próbowałem z obcym dzieckiem negocjować na zasadzie „Ty masz 2 wózki, Maja ma 2 lalki. Wymieńcie się i każdy się pobawi w Bobo” (czyli punkt 11 został zrealizowany). Co prawda nie było efektu, ale chyba mi to też było potrzebne, bo jakby nie było, jako rodzic pierwszego swojego dziecka, uczę się wychowywania razem z nim.
Moja perspektywa i moje własne doświadczenia podpowiadają mi, że wolę dziecko trochę bardziej asertywne niż średnia, bo łatwiej mi jej wytłumaczyć i ją trochę „wyhamować”, niż nakłaniać do robienia czegoś czego nie jest pewna: „No idź, weź proszę tego misia!”. Ja miałem z tym problem i do tej pory mam. Mając (już) pełną świadomość, że nie powinienem i że na tym tracę.
Teraz nie pozostało Ci niestety nic innego jak czekać. Jako rodzic czasami bym się pewnie wtrącała w jej relacje z rówieśnikami (jako pokojowy rozjemca, ale również, żeby pokazać córce, jak może zareagować w konkretnych sytuacjach), a czasami usuwała w cień, obserwując, jak radzi sobie sama.
Zauważ, że to też jest kwestia charakteru, nie tylko wychowania. Twoja córka tak ma i mój syn też tak ma. Ty tak masz, ja również :) i chyba trzeba się z tym pogodzić, oczywiście ucząc umiejętności wyrażania własnego zdania, żeby jednak nasze dzieci radziły sobie z tą asertywnością lepiej niż my. Bo to jest do nauczenia, ale potrzeba dużo, dużo czasu.
Pamiętam jak mój syn po setkach rozmów, w których wałkowaliśmy emocje, powiedział pewnego dnia: „Teraz jestem na ciebie zły. Idę do swojego pokoju, tylko nie idź za mną! Jak mi przejdzie, to porozmawiamy!”. Normalnie rodzic pewnie by się załamał, ale ja byłam z niego dumna :)
Zgadzam sie co do większości ale trzeba niestety przyjąc że każde dziecko jest inne, kary (niecielesne) też sa naturalną koleją rzeczy. W jednym z komentarzy nawiązujesz do swojego wychowania wiec i ja nawiąże, moja mama godzinami nam tłumaczyl i uczyła jak być dobrymi ludzmi, ale czasem musiała nas ukarać bo tłumaczenie na nas nie działało, nie nie jestem skrzywdzona, nie mam urazu psychicznego, nie boje sie mamy i nie mam żalu. Czasami bałam sie kary, ale nie samej mamy ale taki strach tez jest dobry. Ludzie w których nie ma strachu mogą doprowadzić się do destrukcji. Kolejnym problemem jest to ze w dorosłym życiu trzeba być gotowym że życie to nie jest sielanka i trzeba umieć sobie z tym poradzić. Nie bez powodu też wskażnik samobójstw wzrósł, tak bardzo chronimy nasze dzieci że w rezultacie one sobie nie radza kiedy ida w dorosłe życie.
Ten tekst nie jest o chronieniu dzieci przed przeciwnościami życia. Sama jestem temu przeciwna i piszę o tym w punkcie 1.
Ale to sie wyklucza. Brak jakichkoleiek kar i niedogodnosci sprawia ze dziecko rosnie w przekonaniu ze zycie to sielanka i niestety ma drastyczne zderzenie z rzeczywistoscia
Życie nie jest sielanką. I bez kar rodziców dzieje się w życiu dziecka wiele emocjonujących rzeczy, tych pozytywnych jak i złych. Na przykład Jasio bije, pani niesprawiedliwie potraktowała w przedszkolu, zabawka się zepsuła, pan od judo wydał polecenie, którego nie zrozumiałem i było mi wstyd – to są tylko przykłady z dzisiejszego przedpołudnia, które opowiedział mi mój pięciolatek przy obiedzie.
Jeżeli uważasz, że rodzic ma obowiązek dokładać do tych codziennych stresów stresów dodatkowych, żeby tylko dziecko poznało, czym jest prawdziwe życie – Twoja sprawa.
I jeszcze słówko o naturalnej konsekwencji, bo widzę, że nie wszyscy zrozumieli pierwszy punkt.
Sytuacja 1: dziecko nie chce jeść kolacji i idzie spać głodne (naturalna konsekwencja zachowań).
Sytuacja 2: dziecko nie chce jeść kolacji, więc rodzic mówi, że jak jej nie zje, to nie dostanie słodycza (sztuczna kara).
W której z tych sytuacji rodzic chroni dziecko przed niedogodnościami życia (głodem)? Bo mi się wydaje, że jednak w drugiej, a nie w pierwszej. Zauważ też, że w dorosłym życiu, jak nie zjesz kolacji, to pójdziesz spać głodna, nikt cię nie będzie straszył, że za karę nie zjesz czekolady. Więc jednak naturalna konsekwencja bardziej do dorosłego życia przygotowuje niż stosowanie kar :)
A co kiedy dziecko odmawia zjedzenia obiadu czy kolacji, idzie spac glodne po czym rano je 2 porcje sniadania – bo glodne. A wieczorem sytuacja sie powtarza – znow odmawia kolacji, idzie glodne spac a rano mega glodne je drugie tyle co normalnie. Mam pozwolic by nie jadlo kolacji wogole, kiedy u nas na ogol to obiado-kolacja a w zamian zapychalo sie chlebem? Taka sytuacja trwala u mnie prawie tydzien, po czym drugie dziecko zaczelo kopiowac starsze. I na nic staly sie prosby i tlumaczenia.
Nie dawać chleba w zamian za obiadokolację? Nic to nic.
Zresztą, porządne śniadanie jest ważniejsze od kolacji. To raz. A dwa: dzieci mega szybko porzucają swoje zachowania. Czasami niepotrzebnie martwimy się na zapas, bo dziecko coś robi/czegoś nie robi, my myślimy, że tak zostanie już na zawsze (o boże, już zawsze nie zje kolacji; już zawsze tylko sucha buła; już zawsze będę usypiać na rękach; już zawsze będzie się budzić w nocy), a dziecko po tygodniu zmienia swoje postępowanie o 180 stopni.
Co robisz, gdy dziecko świadomie bada, gdzie jest granica? Przy powyższym podejściu co bystrzejszy brzdąc szybko odkryje, że hulaj dusza i pozamiatane – takie banalne triki można między bajki włożyć. Chyba, że Twoje latorośle nigdy nie badały terenu w ten sposób – to good for you! :-)
Każde dziecko bada, gdzie jest granica – nawet w domu, w którym są kary :)
U nas bardzo pomaga plan dnia, który ustaliłam razem z dziećmi: po przedszkolu obiad, potem zabawa, kąpiel, bajka na dobranoc, książka, spanie. Gry tylko w weekendy. Czy dzieci nie proszą mnie, żebym po obiedzie włączyła bajki? Proszą, ale wtedy tłumaczę, że bajki są od godziny 19, co przecież wspólnie ustalaliśmy. Kiedy nie chcą się kąpać, bo są za bardzo zajęci zabawą, wiedzą, że nie zdążą na swój ulubiony „Psi Patrol”, więc sami pilnują, żeby do 19 mieć to z głowy. Kiedy chcą dłużej oglądać bajkę, to wiedzą, że przepadnie książka (czasami się na to godzę – ich wybór). Kiedy nie chcą iść spać, tłumaczę, że rano jest przedszkole i będą bardzo zmęczone. I tak jakoś się to kręci z mniejszymi czy większymi buntami, jak w każdym chyba domu :)
Swietny tekst. Prosty, naturalny, logiczny. Mam nadzieje, ze wiele osob skorzysta. Przytocze przyklad z moich doswiadczen. To byly czasy kiedy kary byly naturalna i promowana metoda wychowawcza. Powolywano sie nawet na odruch pawlowa. Moje dziecko, 8 lat,wrocilo ze szkoly i zachowywalo sie dziwnie, bylo wyraznie spiete. Usiadlam wiec obok niego, przytulilam i spytala co sie dzieje, czy cos mu dolega, czy cos sie stalo? Po chwili rozmowy dowiedzialam sie, ze ma wpis w dzienniczku ucznia i nie wie jak mi to pokazac bo nie chce abym sie zloscila. Poprosilam aby przyniosl dzienniczek z tornistra i pokazal mi abysmy mogli zobaczyc o co chodzi i co mozemy z tym zrobic. Wyraznie sie uspokoil i podam mi dzienniczek. Przeczytslam wpis na glos tak aby on tez wiedzial o co chodzi. Wpisbyl bardzo krotki informujacy mnie, ze moj syn z kolegami zle sie zachowywali na stolowce dokuczajac jakiejs kolezance. Usmiechnelam sie do niego, przytulilam i poprosilam aby mo opowiedzial o co chodzi bo z samego wpisu niewiele moglam sie dowiedziec. Okazalo sie, ze zaczepiali kolezanke bo ona podoba sie koledze i w ten sposob chcieli zwrocic jej uwage na kolege. Odetchnelam w srodku i zaczelam rozmawiac z synem na ten temat. Sam stwierdzil, ze jemu by sie nie podobalo gdyby jego tak ktos zaczepial i nawet zaproponowal jak w milszy sposob mozna bylo nawiazac kontakt z kolezanka. Podpisalam uwage i dla mnie sprawa byla zalatwiona wiec zaproponowalam wyjscie aby mogl z kolegami pograc w pilke i zrelaksowac sie po tym trudnym doswiadczeniu. Na co moj syn mnie spytal, mamo a kara? Powiedzialam mu ze kare juz otrzymal od pani czyli wpis do dzienniczka. Przypomnialam mu jak sie tym denerwowal nie wiedzac jak ma to zalatwic. Powiedzialam tez, ze to co robil nie bylo swiadomym wyrzadzaniem krzywdy, ze teraz juz rozumie jak sie zachowac na przyszlosc w takiej czy podobnej sytuacji wiec uwazam, ze sprawe zalatwilismy pozytywnie dla wszystkich. Wyrznie odprezyl sie znowu, usmiechnol wreszcie swobodnie i poinformowal mnie, jakie kary spodziewali sie dostac koledzy. Jeden mial dostac lanie, drugi zakaz wychodzenia na pole przez tydzie, a trzeci szlaban na tv. Posmialam sie i powiedzialam mu, ze kazda z tych rzeczy bylaby kara dla mnie, a ja nie mam zamiaru sie karac. Zdziwil sie wiec mu wyjasnilam, ze biciem ranilsbym sobie serce bo go kocham bardzo, gdyby nie wychodzil na pole po szkole to roznosil by dom bo gdzies musi odreagowac i rozladowac swoja energie, a zakaz tv bylby tez dla mnie bo przeciez nie zamknela bym go w jego pokoju gdybym chciala ja cos ogladac, a poza tym kocham ogladac z nim bajki. Wreszcie dal sobie pozwolenie na wyjscie pod blok na boisko. Rzeczywiscie dwoch kolegow nie bylo a trzeci powiedzial ze ma szlaban na tv. To byla dluga jazda autostrada ale spokojna i przyjemna i bylam sobie wdzieczna, ze nie skorzystalam ze skrotow. Dodam jeszcze, ze zdarzalo mi sie jechac na skroty i zawsze wtedy czulam sie podle.
Piękny przykład idealnie pokazujący, że zdrowe dziecko ma w sobie dość empatii, aby zrozumieć swój błąd. Że wystarczającą karą jest to, jak przez jego zachowanie czują się inni. I że możemy z tej trudnej sytuacji wyciągnąć wnioski i porozmawiać, jak należy postąpić w przyszłości, żeby nikogo nie zranić (koleżanki, mamy, nie zdenerwować pani) albo zamknąć dziecko w domu, co tak naprawdę tylko dokłada mu stresu, ale nie na tym przecież polega uczenie się na błędach!
nie mów „pieprzony chleb”
W większości z tym co napisano mogę się zgodzić ale uważam że za pewne przekroczenie wytyczonej przez rodzica granicy kara być musi. Jest kilka powodów. 1. Dziecko musi wiedzieć że za notoryczne akty nieposłuszeństwa będzie ukarane. Nie chodzi tu o znęcanie ale naukę odpowiedzialności. Jako Chrześcijanin za wzór stawiam Boga który nas kocha i jest Ojcem. 2. Bóg powiedział że kogo kocha tego karze a w innym miejscu że dzieci musimy wychowywać w karności. Skoro Bóg tak twierdzi a człowiek (wierzący) powinien Go naśladować to dla mnie sprawa jest jasna. 3. Kara nie musi się wiązać ze strachem
Czasem dziecko gdy się sparzy i poniesie konsekwencje swego nieposłuszeństwa to jest dla niego karą. Np nie uczył się i dostał zły stopień albo bił dzieci i trafił wreszcie na silniejszego. Nie mniej jednak uważam że w skrajnych wypadkach notorycznego nieposłuszeństwa dziecko musi być ukarane i nie mylić z zastraszeniem. Można zakazać grania na konsoli czy oglądania tv przez jakiś czas. To lęku w dziecku nie wzbudzi ale wprowadzi pewien dyskomfort. Od tej chwili dziecko będzie znało granicę której nie powinno przekraczać. Niektóre kary nie budzą lęku ale potrafią wskazać właściwy kierunek. To oczywiste że dziecko odbiera karę jako niesprawiedliwość względem niego dlatego tak jak napisano powyżej trzeba z nim rozmawiać i wyjaśniać że za każdym dokonanym wyborem stoi jakaś konsekwencja. Nie trzeba strachu lęku i krzyku ale miłości, Bożej mądrości i konsekwencji w działaniu
Piotr, nie do końca się z tym zgodzę. Po pierwsze nie mieszajmy do wszystkiego Boga. Wystarczy: nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe. Po drugie uważam, już osobiście, że Pan Bóg nie karze, tylko człowiek ściąga na siebie kary, czyli dostaje co sam sobie zbroił. Po trzecie są dzieci, ma które nawet te Twoje kary nie działają. One się buntują i często czekają na to, żeby być ukaranym więc jakby jest to droga donikąd. Sama staram się mówić i tłumaczyć i pokazywać swoim dzieciom konsekwencje ich czynów zamiast karać ich. Wiadomo.. nie jest łatwo i przy trójce można zwariować… ale widać jakieś światełko w tunelu….
Jako matka wychowująca samotnie 3 dzieci powiem tak: łatwo się pisze a szalenie trudno się wykonuje, zwłaszcza jak się pracuje zawodowo i nie ma się pomocy od innych…. po prostu fizycznie brakuje czasu… doba ma tylko 24 godziny na to wszystko….. ALE niestety… jeśli się jakoś nie zacznie myśleć to właśnie zorientujemy się, że zmarnowaliśmy pół swojego życia na wychowanie dziecka, którego nie wychowaliśmy :(
mój syn nigdy nie zarobił ode mnie w „pupe” ma teraz 10lat i zrobił się krnąbrny tzn. nie chce odrabiać pracy domowej a w szkole jest PANEM własnego podwórka(przeszkadza na lekcjach,potrafi nawet oddać czystą kartkę po sprawdzianie)Pracuję po12godz.7dni w tyg.6.-18 i 18.-6 żona ma jedną zmianę tę najlepszą 9-17 więc jej zostaje tylko koniec piątku sobota i niedziela na to by nadrobić zaległości. co mi poradzisz? Z doświadczenia wiem że jak się dziecko(człowiek)boi to potrafi wykonywać polecenia. nie chcę być tyranem(jak mój ojciec) ale wydaje mi się że odstąpienie od KAR CIELESNYCH to błąd spowodowany przez niezależne mamy które dawały dupy pod dyskoteką i wychowują dziecko bez ojca.
Ilona, brawo za ten wpis!!! niech dociera do każdego rodzica, naprawdę!!! rewelacja! :)
[…] moim wpisem o karach jedna z was napisała: „wychowuję samotnie dzieci, jednak mieszkam u mamy. Ja pracuję […]
Super wpis. Mam pytanie co zrobic i jak wytłumaczyć dziecku 4 letniemu gdy nie chce zakładać bielizny? Ma z tym straszny problem krzyczy, tarza się po podłodze itp :(
Świetne, staram się tak robić każdego dnia ale czasem sił mi brakuje. Oczywiście dzieje się tak wtedy gdy jestem zmęczona lub zdenerwowana ale naprawdę bardzo się staram zmienić złe nawyki. Polecam świetne książki Adele Faber iElaine Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały ” oraz ” Rodzeństwo bez rywalizacji ” ja z nich czerpię wiedzę. Dzieki za świetny wpis.
[…] Nie ukrywaj swoich uczuć. Jeśli coś ci się nie podoba, masz prawo powiedzieć to dziecku. Gdy wszystko w sobie dusisz, […]
To wszystko latwe kiedy ma sie w domu dziecko. Ale dziecko rosnie, staje sie nastolatkiem… i tu zaczynaja sie schody. Nie neguje twojego wpisu, bo przez lata tez tak uwazalam, jednak nastal czarny dzien… przejrzalam tel corki, 12 letniej dziewczynki… i teksty, obrazki czy filmiki ktore wysylaly jej ‚przyjaciolki’ czy ona im sprawily ze stracilam wiare w… w macierzynstwo, swoje wyksztalcenie, i wszystko co do tej pory myslalam… mloda miala szlaban, na tel, na kolezanki a przedewszystkim na Internet. Wlasnie mija pol roku, tel odzyskala, bo musze miec z nia kontakt kiedy jestesmy w pracy, internet tez musi miec bo prace domowe ma zadawane online (mieszkamy w anglii). Zlamanje zaufanie dlugo bedzoemy odbudowywac, a tel przegladam codziennie…
Wedlug mnie, najwazniejsze to zaufanie, rozmowa. O staram soe rozmawiac z dziecmi o wszustkim. Staram sie pokazac im ze moga przyjsc do mnie ze wszystkim. I mam nadzieje ze wypracowalam z dzieckiem więź na nowo, ze przyjdzie i powie ze jakas tam kolezanka wyslala cos niefajnego…
Macierzynstwo jest super, ale tez jest cholernie trudne <3
Mam łzy w oczach. Jak bardzo się staram być taką matką. Mam nadzieję, że kiedyś mój syn mi podziekuje za super wychowanie. Ważne żebyśmy w wychowywaniu dzieci stawali się z powrotem dziećmi. Wtedy najlepiej je zrozumiemy.
Znakomity wspi i jakże potrzebny. Niejednokrotnie widziałam jak rodzice karzą dziecko, bo coś wysyłało,rozlało, biega albo skacze i kończy się to klapsem albo wyrzuceniem dziecka do korytarza i powiedzeniem, że tam ma się uspokoić. I to wszytko tylko za sprawą dwulatka… Nie lubię się wpieprzac komuś w życie ale takie sytuacje, są mam wrażenie, na porządku dziennych w wielu miejscach.
Zgadzam się w 100%. Świetny tekst! Sama próbuję jak najczęściej stosować i wdrażać w nasze życie te zasady/metody na spokojne, fajne kontakty z dziećmi oraz między dziećmi:)
Mój syn nie całe 2 lata bez przerwy wchodzi na parapety. Akurat ma proste dojścia bo przy każdym stoi łóżko albo narożnik, jak to tego oduczyć? Raczej zbytnio z nim nie porozmawiam chociaż i tak tłumaczę że nie wolno bo można sobie zrobił krzywdę albo spaść. Na jakiś czas mu minelo A teraz ponownie zaczął…
Nie oduczysz. Kary/krzyku nie zrozumie. Musisz pilnować, żeby nic mu się nie stało i poczekać, aż będzie na tyle rozumny, że przestanie tak robić :) każda z nas to przechodziła! Moje to jeszcze wbiegało pod samochód :/ dosłownie, na widok świateł na ulicy strzałka i na wprost jadącego auta :/
Co zrobić w wypadku gdy dziecko coś notorycznie niszczy np stłucze czy rozwali moja 3 latka bierze moje rzeczy najczęściej kosmetyki i poprostu je niszczy ja wiem że to dla niej zabawa ale już nie wiem co robić rozmowa nic nie daje tłumaczenie że mamie jest przykro a naturalnej konsekwencji czynu nie ma ? Bo gdy spuszczę ja na chwilę z oczu na starych szafkach miałam zabezpieczenia ale zostały wyrwane razem z okleina na nowych meblach nie chcę bo poprostu mi ich szkoda a gdy stłucze podkład za 150 zł albo więcej lub pokruszyć cień to nerwy mi puszczają i tak jest też z innymi rzeczami ma swoje talerzyki w kuchni do zabawi to woli sobie z szafki zabrać takie prawdziwe…
Mam podobną „psuję” w domu, więc powiem, jak to rozwiązaliśmy my:
– rzeczy, których nie chcę, żeby dotykała, położyłam poza jej zasięgiem (wysoko),
– dałam jej stary róż do policzków, stary pędzelek + szczotkę do włosów, pomadkę ochronną, krem NIVEA dla dzieci. Prawdziwe kosmetyki, nie zabawkowe. Tym może się bawić, więc kiedy ja się maluję moimi kosmetykami, ona wyciąga z szuflady „swoje”,
– tłumaczę, tłumaczę, tłumaczę do znudzenia (głównie, że musi uważać, nie można niszczyć, to kosztuje, potem mama musi dużo pracować i nie ma czasu na zabawę, etc.). Kiedyś zrozumieją. Przynajmniej taką mam nadzieję :)
Jeśli 3 latka coś tłucze to wina rodzica a nie jej to rodzic rzeczy których dziecko nie powinno dotykać powinien schować tak żeby dotknąć nie mogło ;) 3 latka nie zrozumie że to drogie i ty chcesz żeby nie było zniszczone bo jej ciekawość i gadzie instynstyntky wygrają
Bardzo dobre podejście do tematu! W samo sedno :) Pozdrawiam :)
Właśnie usłyszałam, że mam źle wychowane dzieci, bezstresowo I są efekty. A tylko dlatego, że stanęły z koszykiem na środku alejki w sklepie I nie zrobiły przejścia Panu. Kiedy usłyszałam jak jego żona głośno powiedziała, że to bezstresowe wychowanie zapytałam czy moje dzieci coś zrobiły tym Państwu. Pani poszła dalej A Pan powiedział, że nie mogły zdecydować w która stronę pójść. Więc co ja zrobiłam źle? Bo nie rozumiem gdzie popełniłam błąd.
Napisałas wszytsko to czym my sitaramy sie kierować;] super;] Cieze się ze jest takich osob dużo. Nasze dzieciaki nie sa wychowywane bezstresowo bo wychowanie nezstresowe nie isteniej;] One są i żyją z nami w tej samej przestrzeni i to jest cudne;]
Mam zastrzeżenia do wstępu – z mojego punktu widzenia kłóci się z całą resztą którą popieram rękami i nogami. Kara jest konsekwencją jakiegoś działania. Jeżeli 15 punktów zawiedzie – a pewnie będzie tak podczas któregoś z tzw epizodów buntu – wtedy powinno się stosować kary jako produkt zastępczy dla konsekwencji. My też przestrzegamy np. Zasad ruchu drogowego bo ktoś je ustalił, ale czasem zdarza nam się dostać mandat za przekroczenie prędkości. To są normalne konsekwencje naszych działań. Ale najpierw, zawsze, bezwarunkowo – sugeruję stosować się do wymienionych 15 punktów.
Ps. Jak ktoś mi powie, że nigdy nie dostał mandatu to:
a) a masz w ogóle prawo jazdy/jeździsz?
b) musisz być nudny/nudna :)
Tylko że ja nie jestem policjantem w naszym domu, tylko mamą ;)
Ja stosuję kary. Ale nie dlatego że uważam że trzeba, tylko dlatego że nie widzę sensownych alternatyw. Rozmowa jasne, zawsze jest, ale nie oszukujmy się, czasem nic nie daje. Kara jest dopiero jak już jest bardzo bardzo źle i żadna rozmowa nie pomaga. No bo np taki dwu lub trzylatek który na pierwszy dźwięk słowa „nie” (nie ważne że za tym słowem jest reszta zdania) zaczyna rzucać się i tarzać po ziemi w Biedronce lub w NFZ jest trochę nie do powstrzymania. Co wtedy robić? Kiedy wrzeszczy tak że nie ma najmniejszych szans usłyszeć mojej pięknej przemowy, którą nawet sobie przygotowałam na czarną godzinę. Jak wtedy należy reagować? Bo mi brakuje żeby ktoś mi pokazał kilka sytuacji ale tak od A do Z jak należy działać. A wszyscy wszędzie piszą pierwszą czynność (no góra dwie!) w kryzysowej sytuacji, a potem… no rozmowa! Ale jak ją przeprowadzić? Serio pytam, napiszcie jakaś przykładowa rozmowę z rezolutnym 3, 4 czy nawet 5 latkiem który jest poirytowany sytuacją (choć z 5latkiem łatwiej się dogadać). Chętnie coś zmienię.
„Rozumiem, że jesteś zły/bo…, ale nie mogę, bo…” – rozmowa jest prosta, bo musi być z małym dzieckiem. Nazywasz uczucia dziecka (żeby w przyszłości sam potrafił je określić), dajesz znać, że nie są dziwne ani złe (bo każdy z nas się złości czy frustruje, zresztą emocje, które czujemy to nie jest coś, za co powinna nas spotykać kara) i wyjaśniasz swoje stanowisko, a potem nie zmieniasz zdania. Tyle.
ok, spoko, takie rozmowy nawet prowadzę z dzieckiem. Ale co robisz w momencie kiedy masz furię malucha i nawet nie jest w stanie cię usłyszeć (dosłownie, a co dopiero zrozumieć)? w sensie proszę, powiedz jaki masz na to sposób? Przeczekujesz? Ja czasem staram się powiedzieć pomiędzy jednym krzykiem a drugim, że jak tylko będzie miała ochotę porozmawiać/przytulić się itp. to ja jestem np w kuchni i czekam. Jak nie przychodzi to za jakiś czas idę i próbuję powiedzieć to samo. itd aż do skutku. Ale co zrobić gdy taki napadzik trafi się akurat w sklepie? w kolejce w urzędzie? jak wtedy reagować?
a poza tym mam jeszcze jedno pytanie. Sama gdzieś przyznałaś, że ta metoda sprawdza się przy ciut starszych dzieciach, z którymi można rozmawiać. Co w takim razie z młodszymi? co Ty robisz w przypadku córki (jeśli dobrze doczytałam to ma 2,5 roku, tak?)? Czy to oznacza że taką metodą zaczyna się wychowywanie od około 3 roku życia?
Nie, stosuję ją od samego początku, ale zaczyna działać bliżej trzecich urodzin niż drugich. Ale to nie znaczy, że do tego czasu lepiej dziecko karać/krzyczeć na nie/dawać klapsa, bo umówmy się, skoro gadanie nie działa, to tym bardziej te metody. Bunt dwulatka to po prostu czas, który najlepiej przeczekać, no tak już jest, że dzieci wpadają w histerię i sprawdzają granice. Im szybciej zaczniesz tłumaczyć, co czują, tym szybciej one zaczną się komunikować w cywilizowany sposób. Po prostu jestem z dzieckiem i jak się uspokaja, mówię to samo: „Jestem tu, możemy się przytulić jak chcesz. Rozumiem, że jesteś zła, ale nie mogę, bo…”.
A z miejsc publicznych po prostu dziecko wynoszę i przeczekuję w samochodzie albo pod sklepem (jak nie jesteśmy samochodem). Nie zastanawiam się, co myślą wtedy inni ludzie, bo moje dziecko jest dla mnie ważniejsze i wolę przeczekać niż szybko je uciszyć, żeby nikt się nie gapił. Zresztą, przechodziłam to z dwójką (każda z nas przechodzi) i serio, ludzie nie patrzą wtedy na matkę z potępieniem, tylko zrozumieniem, uśmiechem, ewentualnie współczuciem (coś w stylu: „oj, znam to, znam, dużo siły!”).
Kiedyś dziecko zrobiło mi taką aferę w ZUSie i co? I nico! Zostałam zaproszona do oddzielnego pokoju, gdzie mogłam je uspokoić, a potem załatwić swoje sprawy.
Świetny wpis.Wiele mi wyjaśnił.lubię konkret. Dziękuję.;)
Dokładnie tak, praktykujemy te zasady ze swoją czwórką dzieci i choć łatwo czasami nie jest to uważam, że to sprawdzone i mądre metody wychowania szczęśliwych i dowartosciowanych dzieci.
Fajne. Ale nie pisz o chlebie „pieprzony”.
Rewelacja,to jest moj sposób,nie do konca ze wszystkim sobie tak wspaniale radzę ale ja nie stosuję kar,stosuję metodę przyczynowo-skutkową (kosztuje mnie to trochę emocji ;-p bo ten pędzący czas nie daje nieraz za wygraną) +rozmowa. Przemawia do mnie szczególnie to żeby postawić się w miejscu tego małego człowieka…
U nas w sytuacjach kryzysowych sprawdzają się ćwiczenia :) przysiady lub pompki ( dla starszych), biegi gdy jesteśmy na powietrzu, bardzo szybko rozładowują złą energię i przywracają spokój wśród rodzeństwa a przy okazji wspomagają rozwój fizyczny :)
To samo co czytam wyżej czytałam w książce „Pozytywna dyscyplina”, książkę bardzo polecam. A tekst trochę jakby kopiuj wklej streszczenie książki.
Nie czytałam :)
Super
Wszystko proste w przypadku maluchów :) oby sprawdziło się również później z nastolatkami
Większość tych rad to marzenia i pobożne życzenia. Z dzieckiem trzeba rozmawiać i przebywać, ale dziecko musi być wychowywane w karności. Ma wiedzieć na swój wiek co mu wolno, a czego nie, inaczej rośnie taki co to nauczycielowi założy kosz na śmieci na głowę, pomaluje lub rozbije szyby na przystanku, ciągnie dziewczynę za włosy podczas lekcji itp. Na wychowanie nie ma prostych rad. To jest sztuka dla rodziców wychować dobrze.
[…] ponownie podlinkowałam wam mój wpis o tym, że wychowujemy dzieci bez kar (nie dlatego, że jestem jakąś programową przeciwniczką […]
Bardzo dobry wpis. Dziękuję.
[…] z założenia, że nic o nas bez nas, to znaczy ja nie chciałabym, żeby ktoś ustalał mój plan dnia za moimi plecami. Na pewno bym […]