Nie chwalę wyglądu mojej córki, bo kobieta nie jest po to, żeby się podobać!
Ponad sto lat temu kobiety zbuntowały się, że nie mogą się uczyć. Potem, że nie mogą głosować. Naprawdę dziwię się, że wciąż nie potrafimy tupnąć nogą, gdy inni traktują nas jak ozdobę tego świata.
MOJA MAMA NIE CHWALIŁA MOJEGO WYGLĄDU
– Jaka ładna dziewczynka! – usłyszałam na ulicy. Jakaś pani, chyba znajoma mojej mamy, zatrzymała nas w biegu. Spieszyłyśmy się do przedszkola, miałam trzy, może cztery lata.
Zapamiętałam to dość dobrze, bo wtedy chyba pierwszy raz usłyszałam, że jestem ładna. W moim domu nie zwracało się na to zbyt wielkiej uwagi.
To u koleżanek słyszałam, jak mamy mówią do córek: „Wciągnij brzuch”, „Chodź wyprostowana, będziesz się podobać mężczyznom”, „Nie jedz tyle, bo przytyjesz”. U siebie nigdy.
Jasne, mama czasami podpowiedziała, że coś mi pasuje. Ale nie chwaliła jakoś specjalnie mojej urody. Ani jej nie ganiła. Nie oceniała, czy moje nogi są proste, krzywe, grube, chude. Czy oczy, usta, nos są duże, czy małe. Są, jakie są, po co o tym gadać, skoro wpływ na to mamy niewielki?
Przede wszystkim mama nie narzekała na swój wygląd. Przynajmniej nie przy mnie.
Nigdy też nie oceniała wyglądu innych ludzi. Nie mówiła, że „ta jest zgrabna”, a „tamta powinna schudnąć” nawet o aktorkach na ekranie, nie wspominając już o zwykłych kobietach. Skupiała się raczej na tym, co inni ludzie mówią i co robią.
To jest bardzo niepopularne podejście, bo nasza uroda jest komentowana od kołyski. I potem wiele kobiet czuje się w obowiązku dobrze wyglądać (bo myślą, że są ciągle oceniane), nawet gdy idą do sklepu po bułki.
KOBIETA NIE JEST PO TO, ŻEBY SIĘ PODOBAĆ
Jeśli mała dziewczynka od małego w kółko słyszy, że jest ładna, to zaczyna myśleć, że bycie ładnym jest w życiu jakieś szczególnie ważne, skoro wszyscy na to zwracają uwagę.
Ja tego nie słyszałam, dlatego wiem, że wcale nie jestem na tym świecie po to, żeby się podobać. Żeby miło się na mnie patrzyło. Żeby sprawiać przyjemność innym.
Jasne, są chwile, kiedy chcę: gdy idę na imprezę albo na randkę. Ale są takie, gdy wcale nie muszę!
Jeśli chcesz sobie popatrzeć na coś ładnego, to idź pooglądać obrazy w galerii!
Opowiem ci coś. Wrzuciłam ostatnio do sieci moje zdjęcie przed biegiem. Miałam na sobie wygodne buty, sportowy t-shirt i przewiewne, dość obszerne, ale komfortowe gacie Piotra (ponieważ damskie spodenki są dla mnie za krótkie).
Chwilę potem dostałam wiadomość, że przecież jestem taka zgrabna, a tutaj wcale tego nie widać. Powinnam nosić jednak damskie spodenki, od razu wyglądałabym lepiej, bo teraz to – za przeproszeniem – przypominam nastoletniego chłopca.
Tylko że ja poszłam BIEGAĆ, a nie WYGLĄDAĆ.
DBANIE O „WYGLĄDANIE” BARDZO NAS OGRANICZA
Każdego dnia pochłania mnóstwo kobiecej energii i czasu.
To nie tylko ten czas spędzony przed lustrem przed wyjściem z domu. Czy raz w miesiącu u fryzjera, na pazurkach i rzęskach. To te wszystkie chwile, gdy w popłochu przeglądamy się w wystawie sklepowej, żeby sprawdzić, czy nic nam nie zwisa i nie powiewa. Gdy wyjmujemy lusterko, żeby poprawić szminkę i zmyć rozmazany pod okiem tusz. Gdy szukamy toalety, bo chcemy skontrolować fryzurę.
Zamiast skupiać się na tym, co robimy, skupiamy się na tym, jak widzą nas inni. Gdybym chciała ładnie wyglądać w czasie biegu, musiałabym nie tylko założyć kuse spodenki zamiast gaci Piotra, ale również zwolnić. Bo umówmy się, gdy biegnę, to dyszę, pocę się, robię się czerwona na twarzy i wychodzą mi żyły.
No to już wolę skupić się na tempie – bo jak przycisnę, to czuję frajdę! – a nie na tym, czy patrzenie na mnie sprawia frajdę innym.
Myślę, że dziewczynki, które są chwalone głównie za bycie ładną, mogą mieć problem z tym, żeby w niektórych chwilach wyglądać po prostu nieładnie. Jakby to było coś złego, wstydliwego! W końcu dorastają w poczuciu, że wygląd to ich główny atut. Stąd te wszystkie laski na siłowniach czy basenach w makijażu. W makijażu pod domem w ogródku i w sklepie z bułkami. Żeby tylko nikt nie zobaczył ich prawdziwej twarzy i nie odkrył, że może jednak nie zasłużyły sobie na te wszystkie pochwały, bo nie zawsze są takie śliczne?
DLATEGO TEŻ NIE CHWALĘ WYGLĄDU MOJEJ CÓRKI
Już wiem, co pomyślałaś! „Przecież jak nie będziemy chwalić naszych córek, to nie będą wiedzieć, że są ładne! I przez to nie będą pewne siebie!!!”.
Powiem ci, jak to wygląda z punktu widzenia osoby, która nie słyszała zbyt wielu komplementów na temat wyglądu w dzieciństwie. Nie czułam się przez to brzydka! Ja wcale nie myślałam wtedy, że nie podobam się mojej mamie. Tylko że mój wygląd nie jest dla niej jakoś szczególnie ważny. Że w ogóle nie jest ważny. Nie muszę być piękna, żeby być wartościowa. Paradoksalnie dało mi to mnóstwo pewności siebie!
No bo wyobraź sobie, że chwalisz zgrabne nogi swojej córki. Powtarzasz jej to wiele razy, aż w końcu zapamiętuje, że nogi są jednym z jej atutów. A co jak przytyje? Pojawią się rozstępy albo cellulit? Pomyśli, że traci coś istotnego! I w dodatku nie ma na to ŻADNEGO wpływu!
Czy to mądre, żeby budować poczucie wartości naszych córek na czymś, co zupełnie od nich nie zależy?
Pamiętaj, że wyznaczasz jej w ten sposób datę przydatności. Gdzieś tak do 40-tego roku życia, gdy ujrzy w lustrze pierwsze głębsze zmarszczki, siwe włosy, a figura zacznie się zmieniać. Straci wtedy to, za co była chwalona. To bardzo nie fair, bo właśnie wtedy będzie miała światu najwięcej do zaoferowania! Mężczyźni w tym wieku nabierają rozpędu i wcale nie przeszkadza im, gdy niosą przed sobą piwny brzuszek. Może dlatego, że w dzieciństwie nikt specjalnie nie skupiał się na ich urodzie?
I ja wcale nie twierdzę, że to największy grzech, bo choć sama jestem dość świadoma, oczywiście, że mówię w stronę mojej córki pieszczotliwe: „Moja ślicznotko!”. Myślę, że moja mama też mówiła. Ale nie jest to główny przekaz dnia.
Bo zwróć uwagę, że właśnie tak wychowujemy chłopców. Czasami powiemy: „Ty mój przystojniaku!”. Ale kiedy na przykład patrzymy na ich nogi, nie zastanawiamy się i nie komentujemy, czy są zgrabne, proste czy krzywe. Chude czy raczej grube. Patrzymy czy spełniają swoją funkcje: czy są sprawne. I zdrowe.
Może czas właśnie w ten sposób spojrzeć również na ciała naszych córek?
TAK!!! Dokładnie! Ja muszę przyznać, że od dziecka żyłam w przekonaniu, że wygląd jest czymś szalenie ważnym i każdy w pierwszej kolejności ocenia innych ludzi właśnie na tej podstawie. Jestem przekonana, że moi rodzice nie zrobili mi tego z premedytacją, ale od najmłodszych lat wiecznie słyszałam, jak komentują aparycję pań w telewizji. „Ta jest piękna”, „Ta się brzydko zestarzała”, „Tamta ma kołkowate nogi”, „Ta ma świetną figurę”, „Jeszcze inna nie powinna zakładać takiej sukienki, bo podkreśla to jej brak talii”. Masakra. I nawet jeśli dzieciak słyszy głównie pozytywne komunikaty na ten temat, to utrwala w sobie przekonanie, że jest to jakaś szalenie ważna sprawa i chcąc nie chcąc porównuje się do tych komplementowanych kobiet. Ponadto, jak słusznie zauważyłaś, po pewnym czasie przychodzi porównywanie się do własnego dawnego wyglądu. Wiadomo, że ciało się zmienia, nawet nie zawsze na gorsze – ale po prostu wiek, ewentualne ciąże, styl życia itp. zawsze wpływają na jego proporcje i wygląd. I jeśli przez lata byłaś chwalona za konkretną część ciała, to jakakolwiek zmiana w jej aparycji może się mocno odbić na twojej samoocenie.
Ile kobiet miało zepsuty nastrój na wakacjach, bo ciężkie jedzenie doprowadziło do wzdęć i sprawiło, że brzuch wyeksponowany w bikini nie był płaski? Ile dziewczyn nie może się w pełni skupić na pracy z powodu niewygodnych szpilek? Ja sama miałam przecudowne wesele, a z perspektywy czasu pamiętam głównie to, jaką miałam fatalną fryzurę i przez to nie wyglądałam tak, jak chciałam. Choć przecież nie brałam ślubu z własnym odbiciem w lustrze, a z najlepszym mężem na świecie.
Uważam, że rodzice powinni często chwalić swoje dziecko i wzmacniać jego samoocenę, bo to jest kapitał, który procentuje przez całe życie. Ale zamiast chwalić za konkretne cechy wyglądu czy osiągnięcia, lepiej pokazywać mu, że kochają je i akceptują bezwarunkowo, takie, jakie jest. No i przekazywać wartości, w które wierzą. Czasami warto przyjrzeć się swojemu zachowaniu, bo ono mówi więcej niż świadomie zaplanowane „pogadanki”. Trudno zaszczepić w dziecku przekonanie, że wygląd nie jest najważniejszy w życiu, jeśli samemu ciągle zwraca się na niego uwagę.
Piszę i kasuję. Towarzyszę Ci od dawna i jest to drugi wpis, które budzi we mnie sprzeczne emocje. Pierwszy był o tym, jak nie za bardzo przytyć w ciąży. Tamtego nie skomentowalam, choć byłam pewna jego impetu, tzn. choć dość jasne były mi jego intencje, tak też wiedziałam, że może być opacznie zrozumiany (coś jak „szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko”). Przy tym wpisie myślę, że cóż, chyba w kwestii wyglądu nie jesteśmy do końca szczere. Nie zrozum mnie źle – też uważam, że obsesja urody jest niekiedy doprowadzona ad absurdum, przede wszystkim, jeśli przypomina to biblijne „pobielane groby”, czyli gra pozorów ukrywająca chore ciało i duszę. Jestem wyzwolona – ślub brałam w garniturze, zamiast wesela było przyjęcie dla rodziny i przyjaciół, wyszłam za cudzoziemca, nie ochrzciłam dzieci. Ale wyglad jest dla mnie ważny, choć nie mam problemu wyjścia bez makijażu (mam dość wyrazista urodę) to jednak niekiedy ściąga mnie w dół. W sumie dosłownie – moja waga, mimo dwóch dyplomów, trzech stypendiów, rozmaitych nagród i wyróżnień nie jest mi obojętna. Tylko nigdy o niej nie mówię, a jeśli już to żartem, ale i to rzadko. Ale gdzies tam tkwi przekonanie, że nie jestem najlepsza wersja siebie. Być może ktoś pomyśli, że nie ma to dla mnie znaczenia, bo o tym nie mówię, ale to nieprawda.
Nie wiem, czy jesteśmy gotowe na świat bez oceniania wyglądu, szczególnie, że ten temat pojawia się często dopiero wtedy, kiedy właśnie powoli odchodzimy w kobieca smugę cienia. Łebskie kobiety robią sesje dla męskich magazynow i dopiero po latach „dociera” do nich, co tak naprawde zrobily.
W „internetach” też tez to widać – I tak cudowna, acz początkowo niszowa blogerka staje się gwiazdą po spektakularnym schudnięciu, ładne mamy (i córki) lepiej się „klikają”, atrakcyjnej psycholożki słuchamy chętniej, ma też większe szanse wystąpić w „Pytaniu na śniadanie”. Mimo całej „bodyposivity”, obawiam się, że jak zwykle fala uderzy w druga stronę.
„Temat pojawia się dopiero wtedy, kiedy właśnie powoli odchodzimy w kobiecą smugę cienia” – zgadzam się z tym zdaniem, choć pewnie nie świadczy to o mnie najlepiej :) ale tak, kiedyś miałam zupełnie inne postrzeganie kobiecego ciała i urody (również swojego ciała i urody, jeśli mam być szczera).
Natomiast temat jest dość szeroko komentowany na moim Facebooku. Pojawiają się tam stwierdzenia m.in., że pięknym ludziom jest łatwiej, że właśnie lubimy patrzeć na pięknych, a ja w pewnym momencie, odpisując na któryś już komentarz, zdałam sobie sprawę, że TO NIEPRAWDA. To taki mit, w który wszyscy wierzymy, ale jakby się tak naprawdę głęboko zastanowić, to chyba tylko dzieci/nastolatki chcą patrzeć na kogoś dlatego, że jest ładny.
Mówi się, że uroda pomaga odnieść sukces, a potem rozglądam się po tych, co go odnieśli i (o ile nie pracują w tv), no to nie widzę potwierdzenia. Choćby Influencerzy: sama obserwuję ludzi dlatego, że są ciekawi i mają coś ważnego do powiedzenia, a nie ze względu na ich urodowe walory. A nawet te „ślicznotki”, które przewijają się na moim feedzie, są tam nie ze względu na wygląd, ale ze względu na osobowość. Albo inteligencję. Albo pasję, w której są ekspertkami.
Nie chcę tutaj wymieniać konkretnych nazwisk (bo nie chcę nikogo urazić), ale jest mnóstwo przeciętnych kobiet, które ciągną za sobą takie tłumy, że głowa mała. Ponieważ wolałabym nie podawać nazwisk moich koleżanek – blogerek (Youtuberek), może podam przykład z polskiej estrady muzycznej: Nosowska, Chylińska, od lat w ścisłym topie i nikomu za bardzo nie przeszkadza, że nie są w kanonie :)
Wtrącę się do waszej dyskusji też po to żeby powiedzieć E-milce że zawsze z przyjemnością czytam jej komentarze ;). Ja też mam mieszane uczucia po tym tekście (uważam to za plus!) i chyba to, że mam jeszcze za małą córkę (2 lata za 2 miesiące) , nie jestem jeszcze w stanie dokładnie ocenić gdzie jest ta cieniutka granica. Ja nigdy jej nie stroiłam, sukienkę założyłam jej 2 razy, nigdy nie chodziła w opaskach z kokardkami itd, bo dla mnie to przede wszystkim moje dziecko a nie lalka do przebierania.
Na pewno nie mam zamiaru skupiać się na jej urodzie, ale też mam świadomość że w pewnym momencie będą to robić inni. Pomyślmy tylko o koleżankach i kolegach w szkole, na podwórku… W pewnym momencie może się tak stać, że mimo naszych starań, to im nasze dziecko będzie bardziej „wierzyć”. I trzeba być na to przygotowanym. A co zrobimy jak w wieku kilkunastu lat nasza córka będzie chciała się malować, bo tak robią jej przyjaciółki? Na pewno będziemy mieć dość argumentow żeby je przekonać że nie trzeba, że dobrze wyglądają bez makijażu i być może nastawiać je na odizolowanie od innych? To jest wiele z pytań dla mnie bez odpowiedzi na wyrost.
Osobiście nie widzę niczego złego w malowaniu się. Sama zaczęłam się malować właśnie jako nastolatka (liceum) i moja mama nie zgłaszała nigdy sprzeciwu. Tak jak pisałam: nie ma niczego złego w tym, że kobieta chce się podobać. Że ma takie okazje, gdy chce wyglądać wyjątkowo. Problem pojawia się wtedy, gdy czuję tę presję na sobie non stop (makijaż do sklepu po bułki, makijaż na siłownię, bo nie pokażę swojej twarzy). Chciałabym, żeby ta obsesja ominęła moją córkę. Żeby wiedziała, że poza wyglądem ma inne zalety. Prawdziwą pewność siebie czerpiemy z działania (że coś potrafimy, w czymś jesteśmy dobre), a nie z tego, że podobamy się randomowym ludziom na ulicy. Właśnie to chciałabym jej przekazać, choć jestem przekonana, że pojawi się w jej życiu okres, gdy to zaneguje, gdyż ponieważ uff… Nie jestem aż taka stara i doskonale pamiętam, jak sama byłam młodą dziewczyną i co wtedy miałam w głowie :)
Dziekuje Agato, bardzo mi milo. :)
A ja bede chwalic wyglad mojej corki. Uwazam, ze jest to jeden z elementow kreaowania jej pewnosci siebie.
To w sumie ciekawe. Szkoda, że większość kobiet zachowuje się inaczej i dalej opierają wszystko na swoim wyglądzie uważając, że nic więcej nie mają
No bo właśnie od kołyski dostają przede wszystkim przekaz, że są śliczne, ładne, piękne, więc myślą, że:
1. Dla innych ich wygląd jest najważniejszy.
2. Wygląd jest ich największą zaletą :)
> Ponad sto lat temu kobiety zbuntowały się, że nie mogą się uczyć. Potem, że nie mogą głosować.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że w Polsce kobiety mogły głosować dokładnie od tego momentu, od którego mogli głosować mężczyźni, tj. od roku 1918?
Aha, a o wolnej elekcjach i sejmikach szlacheckich nie słyszałem :)
Siadaj, pała z historii.
Generalnie łapię o co Ci chodzi, temat słuszny, natomiast w tekście jest sporo uproszczeń.
„Czy to mądre, żeby budować poczucie wartości naszych córek na czymś, co zupełnie od nich nie zależy?” – otóż pewnie części wyglądu od nich zależą (od rodziców również). Mało tego, niektóre połączone są ze stanem zdrowia lub włożoną pracą. :) Czemu by nie chwalić córki, która chodzi na gimnastykę, że jest wysportowana? Że włożona praca procentuje w pozytywnej zmianie wyglądu? Czemu nie chwalić zdrowej utraty wagi, co wprost świadczy o lepszym zdrowiu?
A chłopcy? :) Chłopcy również są oceniani, tyle że nie za nogi, a za tuszę, zęby, pryszcze, znamiona, włosy (np. rude? albo mocno kręcone), piegi, kiedyś okulary, ubrania, posiadanie / nieposiadanie rzeczy.
Chłopcy też są oceniani.
Jednakże nie na taką skalę.
Co do gimnastyki: sama sporo ćwiczę. Bo lubię, a nie dla konkretnych efektów typu zgrabne ciało. Gdybym miała ćwiczyć dla zgrabnego ciała, to totalnie bym nie wytrwała, bo pewnie musiałabym chodzić na siłkę, a wolę biegać i uprawiać jogę.
I właśnie o to chodzi. Ćwiczymy dla zdrowia, samopoczucia, endorfin. Jeśli ktoś ćwiczy pod określony efekt w wyglądzie, to to nie ma nic wspólnego ze zdrowiem. Teraz o tym jest bardzo głośno, jak kobiety, nad których wyglądem wzdycha cały świat, przyznają się głośno, że to zasługa morderczego treningu, niezbilansowanej diety, a efektem jest nie tylko sześciopak, ale również zmiany hormonalne, brak miesiączki, zaburzenia tarczycy, często również zaburzenia odżywiania. Właśnie w to wpędza się dziewczynki, mówiąc im: „ćwicz, żeby mieć ładną figurę” (a w domyśle: „i podobać się mężczyznom” – bo przecież po to jest ładna figura ;)).
Nie wiem, czy nie zaprzeczasz sama sobie malując się i farbując włosy. Córka widzi ile uwagi poświęcasz swojej urodzie. Nie zaprzeczam, że to, czym piszesz to ważny przekaz, ale córka uczy się przede wszystkim obserwując i naśladując Ciebie. A na pewno robiąc zdjęcia na bloga musisz się starać wyglądać jak najkorzystniej, żeby zdjęcia miały większą popularność. Chyba ciężko wychować córkę mówiąc jej jak nieistotna jest popularność, samej na niej opierając zarobek. Masz niestety jeszcze twardszy orzech do zgryzienia niż inni w tym temacie.
Nie, nie muszę wyglądać jak najkorzystniej, bo moja popularność nie wynika z tego, jak wyglądam, tylko co i jak piszę.
Ty również przyszłaś tutaj przeczytać tekst, a nie zobaczyć zdjęcia, prawda? :)
Nie przykładanie nadmiernej uwagi do wyglądu nie oznacza z automatu, że babka chodzi zaniedbana :) tylko, że nie przykłada nadmiernej uwagi do wyglądu :)
Poza dbaniem o higienę robię przy sobie to, co lubię. A lubię: ćwiczyć, czasami pomalować usta czy włożyć sukienkę. Lubię nałożyć maseczkę czy olejować włosy (w ogóle jestem fanką naturalnej pielęgnacji). Czasami farbuję włosy, czasami nie. Nie mam problemu z pokazaniem się w dresie czy bez makijażu, moje stałe obserwatorki o tym wiedzą, bo właśnie tak widzą mnie bardzo często.
Ale przede wszystkim wiedzą, że nie mają prawa oceniać nikogo po wyglądzie. To jest w ogóle ciekawe jak pod tekstem o tym, że nie powinniśmy skupiać się na wyglądzie innych ludzi ani go oceniać, wszyscy skupiają się na moim wyglądzie i go oceniają. Równocześnie najciekawsze jest to, że baty dostałabym zarówno jakbym nie miała na zdjęciu makijażu – i wtedy, kiedy go mam. Ludzie, czyjeś ciało to czyjeś ciało i serio, jak ktoś chce sobie golić pachę lub tego nie robi to nic Wam do tego. Bo to jest TYLKO I WYŁĄCZNIE JEGO SPRAWA.
Dbanie o siebie w żaden sposób mnie nie ogranicza, stosowanie liczby mnogiej jest nadużyciem. Każdy niech mówi za siebie.
Policz, ile godzin spędzasz na siedzeniu w łazience (u fryzjera, na depilacji, paznokciach, u kosmetyczki), a ile Twój facet.
A potem zastanów się, co on w tym czasie robi i czy przypadkiem nie bawi się lepiej od Ciebie tylko dlatego, że nie musi dbać o to, żeby podobać się innym :)
Zejdźmy na ziemie, czy uważasz że kobiety sukcesu, mające własne duże biznesy czy zajmujące kierownicze stanowiska, spędzają w łazience mniej czasu od Ciebie czy mnie?
.
Czy to że kobiety spędzają więcej czasu u lekarzy (np. ginekolog) od mężczyzn uprawnia nas do stwierdzenia że gorzej dbają o siebie i w ten sposób mają więcej czasu na rozwój?
Nie wiem ile czasu spędzasz w łazience ani co robisz na co dzień, więc totalnie nie potrafię odpowiedzieć na Twoje pytanie.
Natomiast tak, uważam, że dziewczynki od małego są przysposabiane do tego, żeby być „w kanonie”. I w momencie, w którym zaczynają liczyć kalorie, depilować każdą część ciała, wstawać wcześniej, żeby ułożyć włosy przed szkołą, zakryć pryszcze makijażem, ich rówieśnicy (chłopcy) dalej beztrosko mogą kopać piłkę, bo nikt im nie mówi, że włosy na nogach są fuj, brak higieny, powinni się wstydzić, na pewno się nie myją.
Widzę również, że od kiedy przestałam obsesyjnie dbać o swój wygląd (malować się przed każdym wyjściem z domu), zyskałam OD GROMA czasu na inne czynności, m.in. na samorozwój, pracę czy pasje :)
Dziewczynki układają włosy ponieważ mają je przeważnie długie. Nie wydaje mi się żebyś kiedykolwiek strzygła córkę „na chłopca”, sama też masz dłuższe więc wpisujesz się w schemat. Dlaczego?
Co do mojego pierwszego pytania to odpowiem na nie sama. Tak, kobiety gruntownie wykształcone, które odnoszą sukces zawodowy dbają o siebie w większym stopniu, co mimo wszystko pozwala im się doskonalić w dalszym ciągu. Nie uważam żeby ich poranna toaleta je ograniczała, za bardzo wszystko spłycasz.
Czy wy jesteście poważni ?? Jak można nie chwalić kobiet tudzież dziewczynek. Ja codziennie mówię żonie i córce ze bardzo ładnie wyglądają. Żona chodzi codziennie uśmiechnięta, a córka jest zawsze zadowolona. Kocham jak skrajnie feministyczne kobiety próbują stworzyć świat rodem z Sexmisji