Kryzys w związku? Zróbmy sobie dziecko!

To nie jest niestety żart. Znam pary, które w odpowiedzi na problemy w związku zafundowały sobie dziecko.

Jako plaster na usta, wszak przy dziecku kłócić się nie można! Lub smycz na partnera, byle nie uciekł za daleko. Zamiast ciepłych kapci, po których włożeniu czujesz się jak w domu. I w końcu – żeby był ktoś do kochania. Brakujące ogniwo łańcucha scalające rozerwane części.

Niegłupi pomysł! W teorii… Niestety, w życiu dostajemy ocenę za praktykę, a nie znajomość teorii.

Więc kiedy rodzi się takie dziecko, które miało być lekiem na całe zło, okazuje się, że tabletka ta jest co najmniej trudna do przełknięcia i raczej nie pomaga, za to ma setki skutków ubocznych.

Brak czasu na przykład, co praktycznie uniemożliwia pielęgnowanie małżeńskich uczuć. Nagle odkrywacie, że zamiast mówić do siebie – burczycie. Bo tak szybciej. Skąd taki bałagan i gdzie są czyste pieluchy u diaska?! Przy kasie w sklepie odkrywacie, że nie zabraliście z domu portfela. Wiadomo, czyja to wina! Jego, bo dziecko niosłaś, buty nakładałaś, kurtkę, czapkę, powinien był pomyśleć… Jej, bo wózek po schodach tachałeś, do samochodu upychałeś, fotelik wpinałeś, jak ona w ogóle mogła zapomnieć?

I już nie ma zwyczajowego cmoka w drzwiach na pożegnanie, kiedy partner wychodzi do pracy, bo dziecko w tym czasie leży na podłodze i zanosi się szlochem, że tatuś zniknął. Ktoś musi pocieszyć, wziąć w ramiona, odwrócić uwagę. Nie ma również buziaka na powitanie, bo ono zawsze jest przy ojcu pierwsze i woła, że na ręce chce, bawić się, porcję codziennych gilgotek otrzymać, podrzucań, a żona w tym czasie obiad szybko podgrzewa. Daj Boże, żeby był!

Bo mąż jest przecież dużym chłopcem i zrozumie, jeśli obiadu nie będzie. Sam jakieś kanapki umie zrobić, koszulę wyprasować, zadbać o siebie. Teraz dziecko jest najważniejsze, jego posiłki i czyste śpiochy. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, partner schodzi na dalszy plan, a nie każdy potrafi zejść z piedestału, nie walcząc do końca o złoty medal i należną zwycięzcy uwagę.

W naszym związku pierwszy małżeński kryzys urodził się razem z dzieckiem. Zmęczeni całonocnym czuwaniem nie liczyliśmy się ze słowami ani nie ważyliśmy zdań. Pretensje mieliśmy o wszystko. Ja do Piotra, że nie radzi sobie w nowej roli, kiedy przykuta do łóżka nie mogłam się ruszyć, pomóc zbyt wiele w domu, który obrastał brudem. Powodów do sprzeczek było mnóstwo: bo podłoga niewymyta od zbyt wielu dni, zmywarka nieopróżniona na czas, więc naczynia odkładane do zlewu i śmieci wysypujące się bokiem z szafki. Zazwyczaj od tego się zaczynało, a kończyło na bolesnych zdaniach: „Po co ci taka żona, która dziecka nie potrafi urodzić i wykarmić?”. Bo tak naprawdę cały czas największe pretensje miałam do siebie…

A on milczał, bo już był zły. Przecież starał się, zakupy przywoził, do lekarza biegał, wizyty umawiał, wisząc na telefonie od szóstej rano, żeby się do tej cholernej przychodni w końcu dodzwonić! Obiady gotował, a że jakiś talerz do zlewu wrzucił? Podłogi nie miał czasu wymyć, zajmując się dzieckiem i mną? W pracy za długo siedział, kiedy go potrzebowałam najbardziej? A czy to jego wybór?

No to wściekałam się, że mnie nie rozumie i nie wspiera wystarczająco mocno. Że mamy za bardzo słucha, zamiast porozmawiać z żoną.

Teraz już wiem, że pojawienie się dziecka jest jak tajfun. Talerze latają i masz ochotę zdezerterować, schować się gdzieś pod ziemią, najlepiej w piwnicy. To nie mija! Przyzwyczajasz się po prostu i szalejąca wichura wydaje się być tylko lekkim podmuchem, który nie zmiecie Cię z powierzchni ziemi. Jesteś silniejsza. Jak Twój związek. Ramiona partnera okazują się najlepszym schronem. A jednak, nawet on może się rozpaść!

Kryzys w związku? Nawet wtedy nie myśl o dziecku! Upewnij się najpierw, że fundamenty, na których chcesz stawiać dom, zostały dobrze wylane. W przeciwnym razie cała budowla rozpadnie się – jakby była z kart – już przy pierwszych podmuchach wiatru.

(5 736 odwiedzin wpisu)
27 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
kozbajaruda
kozbajaruda
9 lat temu

Idealna puenta! Nic dodać, nic ująć.

Monika z Mroźnego Trójwymiaru

Ja znam pary, które na kryzys najpierw fundują sobie ślub w nadziei, że to coś zmieni w ich relacji. Później dopiero podejmują kolejne próby…myślę że dziecko cierpi na tym najbardziej!
Jeśli fajne i dobre związki mają problem z przejściem przez taką nową sytuację rodzinną to co dopiero te słabe, bez solidnych fundamentów?

Ilona Kostecka
9 lat temu

Ja przed napisaniem tekstu rozmawiałam z innymi parami i okazało się, że nie tylko u nas po narodzinach dziecka pojawił się kryzys. Te pary – tak ja my – przetrwały, bo miały solidne podstawy, ale znam też historie z nieszczęśliwym zakończeniem, bo dziecko miało skleić coś, co już dawno się rozpadło – to nie mogło się udać! Niestety, tak jak piszesz, dziecko cierpi najbardziej, dlatego trzeba być pewnym siebie i swojego związku, zanim podejmie się decyzję o rodzicielstwie. Choćby po to, żeby nie mieć potem do siebie pretensji, że na własne życzenie zafundowało się dziecku taką huśtawkę, jeśli faktycznie coś nie wyjdzie.

Ilona Kostecka
9 lat temu

Dziękuję! Potrzebowałam dzisiaj takiego motywacyjnego kopa, więc to chyba jednak Ty siedzisz w mojej głowie :).

Dziesięć miesięcy piszesz? Niedługo powinno być łatwiej, córka zacznie mówić (a przynajmniej bardzo jasno sygnalizować swoje potrzeby), chodzić, stanie się bardziej samodzielna, zainteresuje się zabawkami. U nas dziesięć miesięcy to był przełomowy moment, potem zaczęło się po prostu inne życie. Jak widać na załączonych obrazkach, nasz synek ma bardzo silny charakter: jak się uprze, to na całego, jak jest zły, to gromy z nieba lecą (a podobno bunt i rzucanie się na podłogę w ramach protestu zaczyna się w wieku dwóch lat. Cóż, u nas trwa od urodzenia…), ale też cieszy się całym sobą i to jest bezcenne <3.

IN MY CREATIVE LIFE
IN MY CREATIVE LIFE
9 lat temu

Pierwszy raz miałam styczność z Twoim blogiem jakiś miesiąc temu. Od tamtej pory zaglądam tutaj codziennie. Świetny blog! Przeczytałam go od deski do deski ;)
Jestem pełna podziwu dla Ciebie jako kobiety i matki.
Nie mam jeszcze dzieci. Zawsze marzyłam o zostaniu mamą i mam nadzieję, że moje marzenie nie długo się spełni.
Przyznam szczerze, że troszkę rozjaśniłaś mi w głowie i nabrałam dystansu do pewnych rzeczy. Zawsze wyobrażałam sobie, że życie po urodzeniu dziecka wygląda jak na reklamach i filmach. Ależ byłam głupia! ;)

Ilona Kostecka
9 lat temu

Dziękuję za tyle miłych słów!

Tedi
9 lat temu

Masz całkowitą rację i niestety też znam takie związki. Sama też przechodziłam kryzys jeszcze na długo przed pojawieniem się synka. Źle się działo a mąż (wtedy jeszcze nie mąż) kompletnie nie widział problemu. Po kilku miesiącach doszliśmy do porozumienia. Zostaliśmy razem i wzięliśmy ślub. Nasz związek jeszcze bardziej scementowały problemy jakie miałam przy pierwszych ciążach (coś takiego albo zbliża, albo na zawsze oddala). Po urodzeniu się synka, żaden kryzys już nie był prawdziwym kryzysem tylko chwilowym nieporozumieniem. Aż dziwię się, że żeśmy się tak dobrze dobrali :-).

Kasia
Kasia
9 lat temu

Best Brother? Czyzbyscie chcieli cos przez to powiedziec…? ;)

Ilona Kostecka
9 lat temu
Reply to  Kasia

Oł noł! Nie pomyślałam o tym! Mąż przywiózł bluzę ze służbowych wojaży – myślisz, że chciał mi coś przez to przekazać?
A tak serio – jeszcze nie odespaliśmy Kostka, także nie :).

Kasia
Kasia
9 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

Sliczny ten wasz kasownik ;) W blogu zaczytuje sie juz od jakiegos czasu. Znalazlam przypadkiem, nie pamietam nawet jak. Tak sobie chcialam poczytac, na co sie decyduje, zanim zdecyduje. I dzieki Tobie wiem, ze tak naprawde nie wiem i nie bede wiedziala do konca. I jest mi z tym lepiej. Poza tym swietnie sie czyta.

Ilona Kostecka
9 lat temu
Reply to  Kasia

Fakt, do macierzyństwa nie można się przygotować, wszystko wyjdzie w praktyce. Trochę dlatego, że każde dziecko jest inne, każda mama również. Nie ma złotej rady, trzeba to przeżyć samemu. Ale – warto!

Kaśka
Kaśka
9 lat temu

Świetny tekst. Piękne zdjęcia.

Magda
Magda
9 lat temu

Twój blog jest rewelacyjny.Uwielbiam go czytac i zaglądam tu codziennie a czasem nawet kilka razy dziennie :) Pozwalasz mi nabrac dystansu do macierzynstwa i żałuję tylko, że taki blog nie istniał gdy zaczynałam swoją przygodę z macierzyństwem.

Ilona Kostecka
9 lat temu
Reply to  Magda

Dziękuję! Tak się zastanawiam, bo tyle dzisiaj miłych słów otrzymałam od Was Kochane – czy ja się przypadkiem nie zdradziłam ostatnio z moimi wątpliwościami? Mam gorsze dni od jakiegoś czasu, mężowi nawet przebąkuję o zamknięciu bloga, ale dałyście znać, że jesteście, czytacie, lubicie, a to jest dla mnie najważniejsze <3. Bez Was blogowanie nie miałoby najmniejszego sensu! Także jeszcze raz dziękuję za słowa otuchy! Takie Czytelniczki to skarb :).

Magda
Magda
9 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

Weź głupot nie opowiadaj, ja tu wchodzę i czytam jedząc na szybko jak tylko mój mały marudny bąbel zaśnie na te magiczne 20 minut. Kobieto, ja tu baterię ładuję, bo piszesz o macierzyństwie tak jak ja to czuję i dajesz nadzieję, że będzie lepiej. Nie porzucaj zbyt pochopnie blogowania, bo super Ci idzie i zwyczajnie byłoby szkoda.

ewa
ewa
9 lat temu
Reply to  Ilona Kostecka

Nie dość, że zmagasz się z trudami macierzyństwa to znajdujesz czas na poruszenie nie zawsze łatwych tematów, dopracowanie zdjęć. Umieszczając wpis nigdy nie wiesz z jakim przyjęciem się spotka. Wcale nie dziwię się, że masz czasem gorsze dni, chwile zwątpienia. Ja również, jak moje poprzedniczki, sprawdzam każdego dnia, co nowego u Was. Wielokrotnie chciałam napisać, że fajnie, że jest taki blog. Dzięki Twojemu pisaniu odkryłam, że z moimi macierzyńskimi problemami nie jestem odosobniona, że są kobiety, które czują tak samo i że „nie wydziwiam”. Dziękuję i życzę jak najwięcej pogodnych dni nastrajających do pisania :-)

Kasia A
Kasia A
9 lat temu

Tak na temat ;) chcialam sie pochwalić, że mamy drugiego syna! urodził się w ostatni dzień wakacji, dziś jest jego 4 dzień życia :)
Za jakiś czas, jak się ogarnę, wrócę więc pewnie do postów, które Ilona pisałaś rok temu :))

Ilona Kostecka
9 lat temu
Reply to  Kasia A

Aaaa! A ja nic nie wiedziałam?! Taka nowina!!! Gratulacje Kochana i całuski dla Maleństwa :). Dużo zdrowia dla całej Rodzinki :).

PasjoMatka
9 lat temu

Bardzo dobra puenta i sam tekst, jednego tylko szkoda – że najprawdopodobniej nie dotrze (lub dotrze w niewielkim stopniu) do tych, do których powinien, bo chyba większość czytających Cię już jest mamami/tatusiami lub oczekuje dziecka. No ale myślę, że one, tak jak ja, podrzucą ten tekst znajomym, które tak postanowią ratować związek. Bo takie kobiety są i będą, bo przecież niektórym się udaje zatrzymać tego faceta przy sobie, czasem nawet „wyrwać” jego kochance… Tylko potem okazuje się, że wszystko było ułudą i kończy się wraz z dorosłością dziecka.

Joasia
Joasia
9 lat temu

A ja zajrzałam tutaj pierwszy raz, dlatego, że temat mi podpasował i jakbym czytała o sobie. Mam 19 miesięczną wspaniałą ale bardzo wymagającą i szalejącą za światem córcię, że nie mam czasu ani pisać ani komuś się zwierzać ze swoich problemów – a tu?? po prostu są one już opisane :D dziękuję, miło mi Cię poznać i do poczytania ;)

tomek q | jakchcemy
9 lat temu

‚Rodzice’ najpierw, potem dziecko i taki porządek moim zdaniem jest właściwy.
Czyli w sumie tak jak napisałaś w notce :)

Agnieszka
Agnieszka
9 lat temu

Świetne:-) do opublikowania w obowiązkowych naukach przedmałżeńskich:-)

Madzik
Madzik
6 lat temu

Święte słowa. My z mężem co prawda miewalismy wcześniej kryzysy ale tak na prawdę ciężko się zrobiło jak syn przyszedł na świat. U mnie Baby Blues taki że szok. Bałam się sama z dzieckiem zostać na 5 minut nie mówiąc już o jakimś obiedzie czy porządkach. Kiedyś uwielbiałam spać a tu noce nie przespane, syn serwował kolki. Kłótnia za kłótnią. Teraz kiedy synek już jest starszy jest inaczej. Ale początki były trudne. Dziecko to nie jest plaster na ranę w związku. Najpierw trzeba ją porządnie wyleczyć a dopiero potem zaserwować sobie bombę w postaci potomka :)
Genialny wpis!

Ula Matuszczak
Ula Matuszczak
6 lat temu

Dokładnie to samo myślę i podobny pierwszy kryzys przeżywałam z mężem? rozwiązanie znalazło się dopiero jak przyzwyczailiśmy się do faktu że już lżej nie będzie.

Renesme
Renesme
5 lat temu

Syn ma komunię toż trzeba było iść do spowiedzi. A że rozmawiałam z ks o sytuacji w małżeństwie, on zaproponował dziecko. Oj, wyszłam zła…

luiza alexandre
luiza alexandre
4 lat temu

Byłem tak przygnębiony, gdy mój mąż zostawił mi inną kobietę po tym, jak przez 5 lat byliśmy małżeństwem, ponieważ miałem raka, próbowałem poprosić go, aby do mnie wrócił, odmówił i powiedział, że nie ma już dla mnie uczuć po tym wszystkim poświęcenie zrobiłem wszystko, ponieważ go kocham, cały czas mnie bije, a mimo to wytrzymuję i płaczę cały dzień. Stałem się smutną kobietą po tym, jak przeszliśmy wszystko razem, po całej miłości, którą dzieliłem w przeszłości, nie mogłem sobie wyobrazić życia bez niego, ponieważ moja miłość do niego była nieoceniona w handlu z jakiegokolwiek powodu. Pewnego dnia, kiedy sprawdziłem Internet, Widziałem wiele komentarzy na temat mocy leczenia raka i przywrócenia męża, więc postanowiłem go zobaczyć, kontaktując się z nim pod adresem doctorosagiede75@gmail.com i natychmiast odpowiedziałem i wyjaśniłem mu, przez co przechodzę. ja, ta druga pani, używała czarnej magii, więc zostawił mnie dla niej, pomimo mojej troski o niego i obiecał mi pomóc odzyskać mojego kochanka, a także pomóc mi, stawiam mu mylące czary, walcząc w przyszłości i najkrótszy czas, w którym wszystko się zaczęło, ponieważ obaj wiedzą, że zdał sobie sprawę, że nigdy nie został dla niego wyprostowany i za pięć dni mój mąż był w moim domu, czekając, aż wrócę z pracy i kiedy zaczął mówić, że jest mu przykro, że nigdy wiedziałem, co go czeka i następnego dzień poszedłem do szpitala na wizytę i odkryłem, że jestem wolny od raka. dziękuję doktorze osagiede, jestem teraz szczęśliwy z moim mężem i wszystko idzie teraz gładko. skontaktuj się z doctorosagiede za każde zaklęcie zemsty i zaklęcia z powrotem lub uzdrowienie za jakąkolwiek chorobę taką jak rak i HIV poprzez doctorosagiede75@gmail.com

Bez znaczenia.
Bez znaczenia.
4 lat temu

Mam 38 lat, żonę, dziecko kilku miesięczne i dziś po 4 latach pchania życia bez sił do przodu, jestem już pewny że je przegrałem, poprostu umarłem wraz z odejściem mojej pierwszej narzeczonej, którą pokochałem nad życie. Dziś już wiem że wystarczyło naprawdę tak niewiele abym żył dalej, kochał i dawał swoją radość z życia i miłość innym do okoła. Miałem wtedy siłę aby przenosić góry w całości a w sercu tyle słońca i radości że mogłem nią zasilić całą ziemię. Dziś będąc w miejscu które opisałem na początku, wiem już że wystarczyło brutalnie mówiąc, zrobić wtedy dziecko i na 99,9% reszta potoczyła by się dobrze. Ona nie miała by czasu aby oglądać się za innymi a ja cieszył bym się nią i naszym skarbem. Miał bym wtedy szanse pokazać w pełnej klasie i rozpiętości, jak bardo dużo dla mnie znaczą i ile mogę dla nich/nas zrobić.
No i bym żył. A dziś tylko zakażam swoim trupem, depresją i grobową miną, wszystko do około siebie.
Tak, uśmiech jedynie potrafię wykrzesać dla tej małej nowej istotki, która pomału staje się moim nowym ziarnem życia po śmierci.
Więc jeśli w związku jedna ze stron nie jest snobem myślącym jedynie o własnych przyjemnościach i ma choć gram empatii, a druga połowa ma w sobie miłość to dziecko może być tym plastrem i potrafi cementować związek a nawet może i ratuje życie. Wiem to już z doświadczenia, choć to dopiero początek i jednak bardzo trudnej drogi (szczególnie dla kogoś, kto nie ma dziś nawet sił oddychać).
Ale lepsza taka droga niż żadna.