To dobrze, że macie w domu różne metody wychowawcze i spieracie się o nie!
Pod moim wpisem o karach jedna z was napisała: „wychowuję samotnie dzieci, jednak mieszkam u mamy. Ja pracuję popołudniami, a mama rano. Kiedy ja mam swój system, babcia ma swój. Jestem wdzięczna mojej mamie za pomoc i bardzo ją kocham. Jednak boję się, że moje dzieci gdzieś się w tym wychowaniu zagubią”. Pokiwałam tylko ze zrozumieniem głową. Bo znam to! Ja i Piotr też mamy różne metody wychowawcze. Te różne metody wychowawcze w jednym domu to dla wielu problem, ale ja mówię, że to dobrze! Dlaczego?
RÓŻNE METODY WYCHOWAWCZE W JEDNYM DOMU – JAK TO POGODZIĆ?
PO PIERWSZE: Zaakceptuj różnice.
Ja lubię kolor czerwony, a mój mąż czarny. Ja uwielbiam kuchnię orientalną, a Piotr codziennie mógłby jeść schabowego.
W wielu kwestiach się zgadzamy, ale w wielu… Nie. Zostaliśmy wychowani w dwóch zupełnie różnych domach przez różnych rodziców, którzy stosowali różne metody wychowawcze. To niemożliwe, żebyśmy myśleli tak samo!
I nie ma w tym niczego złego.
PO DRUGIE: Nie martw się, że pod twoją nieobecność będzie inaczej niż ty chcesz i dzieci się „rozpasają”.
U nas dzieci wiedzą, że z mamą jest trochę inaczej, a trochę inaczej z tatą. W przedszkolu też jest inaczej. Panuje większa dyscyplina. Zabawki po każdej zabawie muszą trafić z powrotem na półkę. Jeść można tylko przy stole, podczas gdy my pozwalamy czasami jeść na kanapie czy na dywanie.
Czy to znaczy, że moje dzieci w przedszkolu biorą swój talerzyk i idą jeść na dywan? Nie! One doskonale wiedzą, jakie reguły panują w jakim miejscu (oraz na ile przy kim można sobie pozwolić) i potrafią się do tego dostosować! I na przykład to tatę pytają o czekoladę przed obiadem czy „jeszcze jedną bajkę!”, a nie mnie.
Ludzie są różni. Mają granice postawione w innych miejscach, inaczej można do nich dotrzeć (jednego przekonają „słodkie oczy”, drugiego argumenty, a trzeciego… nic). I nie trzeba tego przed dzieckiem ukrywać, udając „wspólny front”! Bo im szybciej zacznie funkcjonować w różnorodnej grupie, tym łatwiej tę różnorodność zaakceptuje w dorosłym życiu i szybciej się wśród ludzi o różnych poglądach dogada.
I tak sobie teraz myślę, że może my – Polacy – ogólnie mamy problem z akceptacją inności oraz tolerancją, bo mit „rodziców, co zawsze myślą tak samo, a jak nie, to wojna podjazdowa!” ma się od pokoleń w naszych domach tak dobrze?
PO TRZECIE: Zamiast się denerwować, że ktoś myśli inaczej – czerp z doświadczenia tej osoby!
W moim domu panował raczej autorytarny styl wychowania. Kiedy rodzice coś powiedzieli, to tak miało być. Nigdy też nie popełniali błędów, czy też nie przyznawali się do nich przede mną :). Pamiętam wojskowy porządek, obiad lądował na stole punkt 15:30, a my w łóżkach punkt 20 bez nawet minuty spóźnienia.
Kiedy więc Piotr zaczął mi opowiadać, że całe dzieciństwo mógł zasypiać przed telewizorem czy też jako nastolatek wymykać się przez okno z domu, wyprowadzać samochód z garażu i nikt – nikt! – tego nie zauważał, patrzyłam na niego jak na przybysza z obcej planety.
Bardzo się cieszę, że mieliśmy możliwość w praktyce zestawić totalnie różne metody wychowawcze. Od męża nauczyłam się elastyczności: jak rozmawiać z dziećmi, brać pod uwagę ich zdanie i rozumieć je, a on nauczył się, jak wprowadzać zasady i je egzekwować. Oczywiście, nadal to ja w naszym domu jestem „złym policjantem”, a on jest tym dobrym, ale nie jestem tak surowa jak moi rodzice, a on nie pozwala dzieciom na wszystko. To byłby dopiero dramat! My właśnie dzięki różnicom jesteśmy lepszymi rodzicami!
Nie zakładaj, że wiesz zawsze lepiej. Ucz się od drugiej osoby. Bierz z jej doświadczenia to, co najlepsze.
PO CZWARTE: Podsyłaj ciekawe artykuły.
Mam różne metody wychowawcze nie tylko z mężem, ale również z mamą, która w dodatku mi nie ufa, zwłaszcza jeśli chodzi o żywienie, ubieranie czy podejście do odpieluchowania dzieci. W końcu to ona wychowała dwójkę dzieci, które wyrosły na zdrowych i całkiem porządnych ludzi, więc wie najlepiej, jak to się robi! Zamiast tracić czas czy nerwy na bezcelowe kłótnie, podsyłam jej ciekawe artykuły. Najbardziej lubię te z blogów, gdzie wszystko jest wyjaśnione jasno i klarownie oraz poparte przykładem z własnego życia.
Jeśli nie tylko ja tak postępuję, ale również inni współcześni rodzice, to może faktycznie wiedza o rozwoju dziecka zmieniła się trochę przez ostatnie 40 lat?
PO PIĄTE: Nie musisz wcale ukrywać przed dzieckiem, że myślicie inaczej, ale pamiętaj, że dziecko patrzy i uczy się od was, jak radzić sobie w sytuacji konfliktowej.
Dziecku świat nie runie nagle na głowę, bo się ze sobą nie zgadzacie! Ale runie, jeśli przestaniecie się z tego powodu szanować czy zaczniecie na siebie warczeć.
Nie spieprzcie tego. Nie wykłócajcie się przy dziecku o to, kto ma rację. Zamiast tego pokażcie, że różnica zdań nie oznacza wojny.
Nie wszystkie różnice w poglądach musicie omawiać na osobności. Mój syn cierpi na neofobię, to znaczy boi się nowości na talerzu. Niedawno w przedszkolu zmieniła się intendentka i do każdego obiadu robi surówkę w majonezie. Który wycieka, przez co mój syn przestał jeść obiady. Jako nieodzowna córka swoich autorytarnych rodziców stwierdziłam, że dziecko MUSI oswoić się z widokiem surówki na talerzu i położyłam mu ją tak, jak w przedszkolu. Nie chodziło mi o to, żeby ją zjadł, ale żeby się do niej przyzwyczaił.
Mój syn na widok surówki wpadł w histerię. Piotr powiedział, żebym ją zdjęła, ale ja byłam nieugięta, bo już coś przecież postanowiłam! Atmosfera się zagęściła. I wtedy zaczęliśmy z dzieckiem ROZMAWIAĆ. Dziecko samo zaproponowało, że może na początek położymy tę surówkę obok, ale na oddzielnym talerzyku? Potem na drodze negocjacji doszliśmy do tego, że oddzielimy surówkę na talerzu chusteczką higieniczną, wytrzemy wyciekający sos… I tak powoli pracujemy nad problemem RAZEM.
Kiedy tylko to możliwe, zaproście dziecko do wspólnej rozmowy, niech każdy z was opowie, czego chce i dlaczego tak chce.
A jeśli nie zgadzasz się na niektóre metody wychowawcze swojego męża, zostaw go z tym. Nie sprzątaj po nim. Mąż pozwolił dzieciom biegać do północy? Niech więc on budzi je i prowadzi do przedszkola. Interweniuj tylko wtedy, kiedy istnieje faktyczne zagrożenie zdrowia (również psychicznego) czy życia. Mąż bije, codziennie na obiad daje lody czy wozi dzieci bez fotelików. W innym wypadku więcej luzu.
Za każdym razem, kiedy czujesz, że zaraz wybuchniesz, pamiętaj: uczysz właśnie swoje dziecko, jak może sobie radzić z odmiennymi poglądami. Ja wybieram drogę tolerancji, bo chciałabym, żeby moje dziecko też było tolerancyjne. A ty?
Świetnie o tym, że wspólny front rodziców to największa ściema wszech czasów pisała Jaskółka – zajrzyj do niej TUTAJ, jeśli chcesz zgłębić temat. Polecam!
cześć :) …. artykuł zacny i chciałam go skomentować ale…zdjęcie główne A zwłaszcza Ty na nim i ta czerwona kiecka i ta poza i ta gra … miazga! brawo Ty ;) zdjęcie przyćmilo treść … asia
Artykuł świetny, zresztą jak zwykle ?
Najbardziej jednak zaintrygowała mnie wzmianka o neofobi – mam w domu 5latka niejadka, który niedalej jak wczoraj zrobił aferę z powodu odrobinki surówki na talerzu, którą położyłam mu na talerzu licząc że się pomyli i zje. Asortyment produktów, które zjada jest bardzo wąski?? Aby zjadł cokolwiek zdarza się że go karmimy, albo pozwalamy mu oglądać bajki w trakcie jedzenia.
Może rozwiniesz temat jak sobie z neofobią poradzić nie zagłodzić dziecka i samemu nie zwariować…?
Szykuję wpis na ten temat ;)