Obowiązkowy urlop rodzicielski dla ojców – dobry czy poroniony pomysł?
Kiedy Unia Europejska po raz pierwszy zaproponowała, żeby we wszystkich krajach członkowskich wprowadzić obowiązkowy, trwający cztery miesiące urlop rodzicielski dla ojców – ucieszyłam się. Trochę dlatego, że wiem, jak fajna więź wytworzyła się między moją córką a jej tatą, który przejął część urlopu macierzyńskiego ode mnie. Ale nie ukrywam również, że przede wszystkim ja sama mogłam trochę odetchnąć. Podzielenie się obowiązkami przy dzieciach oraz tymi związanymi z prowadzeniem domu to zawsze dobry pomysł! Jednak szybko okazało się, jak bardzo jestem w swoim myśleniu osamotniona…
TYLKO CO PIĄTY TATA
Pomysł od razu storpedowali polscy politycy, twierdząc, że jest to działanie wbrew naturze oraz Bogu.
Okazało się, że także panowie nie są zbyt chętni, żeby „siedzieć” z dzieckiem w domu, bo według nich jest to zajęcie totalnie niemęskie. Wiesz, zamiast biegać z maczugą po lesie musieliby teraz przewijać pieluchy, więc ogólnie dramat, bo co na to POWIEDZĄ KOLEDZY? O tym, że mój mąż idzie bardzo pod prąd i tworzymy niestandardową rodzinę, świadczą przede wszystkim liczby. W 2017 roku z dobrowolnego urlopu rodzicielskiego skorzystało zaledwie 2 tys. mężczyzn oraz aż 230 tys. kobiet! Co jednak boli mnie najbardziej to fakt, że na dwutygodniowy urlop ojcowski także zdecydowało się tylko 50 tys. mężczyzn, czyli co piąty młody tata.
Ja to widzę tak, że tylko co piąta młoda mama mogła liczyć na pomoc swojego faceta w tym najtrudniejszym dla niej czasie, czyli po porodzie – i jest to dla mnie prawdziwy DRAMAT.
RĘCE STWORZONE DO NOSZENIA DZIECI?
Jednak to same kobiety patrzą często na urlopy ojcowskie jak na skarpetki zakładane do sandałów, czyli niby jest ostatnio taki trend, ale ja jednak wolę nie, podziękuję. Postoję z boku i pośmieję się z tych, co tak robią. Nie od dziś wiadomo, że to my mamy ręce stworzone do noszenia małych dzieci, podczas gdy ręce naszych panów, bo ja wiem, są stworzone raczej do stukania w klawiaturę i podnoszenia kubka z ciepłą kawą codziennie rano za biurkiem.
Tylko że nie. Mam w domu żywy dowód (a raczej dwa dowody, bo mój osobisty tata również radzi sobie z małymi dziećmi nie gorzej od babci), że mężczyzna i pieluchę potrafi przewinąć, i marchewkę utrzeć na małych oczkach jak trzeba. I robi to wcale nie gorzej od nas! Trzeba mu tylko na to pozwolić!
NIE JESTEŚMY PRZECIEŻ GŁUPSZE CZY MNIEJ WYKSZTAŁCONE!
Choć podejrzewam, że i tak najczęściej to kobiety decydują się zostać w domu wcale nie dlatego, że zostały do tego stworzone przez Boga, tylko z czysto ekonomicznego punktu widzenia. W Polsce to mężczyzna jest głównym żywicielem rodziny. To on zarabia więcej, to również on ma dobrą posadę na stałe i wyższe stanowisko.
Jak myślisz, dlaczego?
Czy jesteśmy głupsze? Nie, wystarczy tylko przypomnieć sobie, jakie oceny dostawałyśmy w szkole, a jakie dostawali nasi koledzy z ławki (i nie mam tutaj na myśli w-fu ;)).
To może na którymś z etapów powinęła nam się noga i mamy gorsze wykształcenie? Również nie: nadal to jednak kobiety idą chętniej na studia i częściej je kończą.
Więc być może nie jesteśmy aż tak wydajne? Wykonujemy zadania wolniej? Nie potrafimy ogarniać kilku spraw na raz? Haha, zostaw na jeden dzień faceta z dwójką dzieci i domem do ogarnięcia, a szybko przekonasz się, kto pracuje efektywniej. Mój mąż na przykład jak bawi się z dzieckiem, to bawi się z dzieckiem. Ja w tym samym czasie bawię się, gotuję, piorę i jeszcze zdążę poćwiczyć oraz odpisać na najważniejsze maile.
Więc powiem ci już dlaczego: bo na rozmowie kwalifikacyjnej przyszły pracodawca widzi tylko, że ta pani za moment przyjdzie z brzuchem i zostawi na jego biurku L4, po czym wróci (może, może) za trzy lata, podczas gdy osobnik pod krawatem i w spodniach nie „ucieknie” nawet na dwutygodniowy urlop ojcowski. To kto nie tylko tę pracę dostanie, ale również wyższą pensję i stanowisko?
To nie nasza wina oczywiście. Przez państwo znajdujemy się w czarnej dupie: niby przysługuje nam roczny macierzyński, ale to taka niedźwiedzia przysługa, bo co potem? Miejsc w żłobkach jest zaledwie dla 9% dzieciaków w Polsce! Po płatnym macierzyńskim jesteśmy więc zostawione same sobie i kiedy mamy wracać do kiepsko opłacanej pracy, to zwyczajnie nam się to nie kalkuje (więcej będzie przecież kosztować niania lub prywatny żłobek!), więc zostajemy w domu, dopóki nasze dzieci nie pójdą do przedszkola lub dłużej, bo spróbuj wrócić po trzech latach przerwy na rynek pracy, powodzenia!
DOBRY CZY PORONIONY POMYSŁ?
A można to rozwiązać w łatwy sposób, który proponowała ostatnio Unia Europejska: wprowadzając obowiązkowy urlop również dla ojców. Czyli że ty masz swoje osiem miesięcy, a twój partner przejmuje kolejne cztery. Jeśli nie chce – urlop przepada. Chodzi przede wszystkim o to, żeby tym naszym panom opłacało się „siedzieć” w domu, bo wiem, że są tacy, których do pieluch tak samo ciężko przekonać jak do zbierania po sobie skarpetek.
Ale dzięki temu w oczach pracodawcy będziemy tak samo wartościowe jak ubiegający się o pracę mężczyźni! Żeby ten nasz szef wiedział, że mama wcale nie jest gorszym pracownikiem od taty, bo on też ma jakieś życie osobiste i rodzinę, on też pójdzie na urlop i będzie się zajmował dziećmi.
No i w kraju, w którym tylko co piąty mężczyzna w pełni angażuje się w życie swojej rodziny, jest to potrzebne z różnych innych powodów, których nie muszę chyba teraz tłumaczyć, co?
Zamiast utrudniać dostęp do tabletki „po” i wywieszać w miastach billboardy, że aborcja powoduje raka oka, wystarczyłoby zachęcać mężczyzn do włączania się w wychowanie dzieci. Na przykładzie Norwegii (gdzie taki system urlopów funkcjonuje od dawna!) widać najlepiej, o ile chętniej kobiety decydują się wtedy na powiększenie rodziny!
Dlatego ja tam widzę same plusy takiego rozwiązania! A ty? Co o nim myślisz? To dobry czy poroniony pomysł?
Według mnie poroniony. W sytuacji kiedy mężczyzna ma własną działalność (a u nas tak jest) urlop by przepadł, bo i tak musiałby przez ten czas pracować, a ja musiałabym wrócić wcześniej do pracy. Najwiecej ojców bierze tacierzynski wtedy kiedy oni pracują na etacie a żona prowadzi działalność, której nie opłaca się zawieszać ( tak samo jak i u Was). Niech każdy wybierze sobie co dla niego jest najkorzystniejsze, bez odgórnych wymogów :)
Wiesz, ale w tym momencie to kobieta na działalności jest „pokrzywdzona”, bo tak jak zauważyłaś – własna firma rządzi się własnymi prawami i często ona musi dalej pracować – a pierwszych miesięcy oddać mężowi nie może. Wyobrażasz to sobie? Prowadzić firmę po porodzie i ogarniać w tym czasie dom oraz dzieci?
Jakoś kobietami w takiej sytuacji kompletnie nikt się nie przejmuje ;).
Dlatego uważam że całość urlopu powinna być do wyboru. To rodzice najlepiej wiedzą jak go podzielić między siebie :)
Tylko widzisz, jak ktoś trafnie zauważył na moim Facebooku (aż muszę zacytować, bo to chyba najmądrzejszy komentarz, jaki przeczytałam w ogóle w sieci, a funkcjonuję w niej od wielu lat): „Szkoda, że dopóki pracodawców nie zmusi się do równego traktowania kobiet i mężczyzn, to wybór, o którym tak wiele osób tutaj pisało jest jedynie prowizoryczny.”
Bo wiesz, kobiety mi dzisiaj piszą: „Nie podoba mi się ten pomysł!”, a po chwili dodają: „Bo mniej zarabiam”. Czyli o jakim my wyborze mówimy? Żaden to wybór, a przymus spowodowany sytuacją kobiet na rynku pracy :/
O to, to – dopoki nie bedzie rownych plac, sytuacja pozostanie bez zmian. W Niemczech podobnie – mozna sie podzielic urlopem i np. znam panow, ktorzy z tego korzystaja. Ale ogolnie to na pytanie „No to kto zostanie z dzieckiem?” pada prawie zawsze ta sama odpowiedz „Rachunek jest prosty – ja, bo on wiecej zarabia.” A „on” jest czesto po tych samych studiach, nawet z gorsza ocena na dyplomie. I czasem mnie krew zalewa, jak widze ten potencjal zamkniety w domu. I jakis chochlik mi podpowiada – zrobic kampanie spoleczna „Nie inwestuj w edukacje corek, przeciez i tak beda siedziec w domu.” I najwiekszy paradoks – Zachod i my, jako „ostatni bastion zachodniej cywilizacji” tak sie odcinamy od (daleko)wschodnich patriarchalnych wzorcow, a sami je umacniamy poprzez ekonomiczne struktury.
Tylko że skrócenie urlopu kobiety do 8 miesięcy, bo z reguły tak to się będzie kończyć wcale sytuacji na rynku pracy nie poprawi. Poprawiłoby natomiast to, gdyby pracodawca nie ponosił tak dużych kosztów związanych z urlopem macierzyńskim, co bije głównie w mniejsze firmy.
Pracodawca nie ponosi żadnych kosztów, bo zasiłek wypłacany jest przez ZUS.
Największym problemem pracodawcy jest zorganizowanie zastępstwa na czas nieobecności kobiety. Może rozdzielić obowiązki na kilka miesięcy pomiędzy innymi pracownikami (im dłuższy urlop – tym trudniej pewnie to zrobić), a może po prostu podpisać z każdą delikwentką w wieku rozrodczym umowę śmieciową (lub na czas określony). W dniu porodu kobieta przechodzi na garnuszek ZUS-u, pracodawca zatrudnia nową osobę na jej miejsce (jeśli to kobieta w wieku rozrodczym – kolejna umowa śmieciowa), a po powrocie z urlopu macierzyńskiego przed tą pierwszą kładzie się zwolnienie (bo na co mu dwie pracownice?).
Może też oczywiście nie bawić się w żadne takie historie i jeśli tylko na rozmowie kwalifikacyjnej pojawia się mężczyzna z podobnymi kwalifikacjami – to jego zatrudnić w pierwszej kolejności. Historia stara jak świat, która kołem się toczy.
Nie, na pewno długość urlopu i to, że mężczyźni z reguły go nie biorą nie ma żadnego wpływu na sytuację kobiet na rynku pracy ;)
Niestety ponosi. Z reguły kobieta idzie na zwolnienie lekarskie, co daje nam 33 dni płatnego zwolnienia, a następnie urlop wypoczynkowy od zwolnienia i od urlopu macierzyńskiego co daje ok 3 miesiące kiedy pracownika nie ma w firmie a pracodawcą mu płaci. Dla małych firm jest to znaczny koszt, tym bardziej że ZUSy i podatki są bardzo wysokie.
Aaa, ok :). Ja w ogóle jestem słaba w tych zasiłkach/co się komu należy, bo nie miałam pojęcia o żadnym „wypoczynkowym” O.o
Jedyne co to trafiłam na informacje, że jak pracodawca zatrudni kobietę i ona szybko zajdzie w ciążę – ZUS sprawdza, czy zatrudnienie było zasadne (nie po znajomości np., żeby wyciągnąć zasiłek) i może cofnąć świadczenia :/ masakra jakaś.
Tak, sprawdzają. U nas kontrolują umowy krótsze niż 12 miesięcy. Co gorsza, wtedy opóźnia się wypłacanie zasiłku do wyjaśnienia sprawy. Jeśli ktoś żyje od 1ego do 1ego to może mieć spory problem :(
Bo było dużo takich przypadków, że np. wujek czy nawet mąż zatrudniali kobiety, które po miesiącu były już na L4 w ciąży ;) No niestety, za tych, którzy nie byli fair wobec Państwa, płacą ci, którzy chcą być OK. Nie słyszałaś ostatnio o sprawie programistki, której ZUS miał płacić 8K zasiłku i się wypiął (zarzuciwszy pracodawcy, że wcale nie potrzebował TAKIEJ pracownicy). ZUS wszechwiedzący ;)
Słyszałam, czytałam :/ natomiast nie przypuszczałam, że to sprawdzanie i kontrolowanie działa aż na tak szeroką skalę.
Ja z pewnością nie skorzystalabym z takiego rozwiązania dzielonego urlopu macierzyńskiego więc oczywiście jestem przeciwko. Nie czuje się też gorzej przez To, ze to ja siedzę z dzieckiem w domu. Jestem szczęśliwa, że mój mąż zarabia tyle, że możemy sobie na to pozwolić. A co do zawodu i zarobkow- być może w pewnych przypadkach tak jest, jak piszesz, natomiast ja mam inne doświadczenia. Mój mąż zarabiał na tym samym etapie co ja dużo więcej ode mnie. Wykonujemy ten sam zawód. Z tym, ze ja uważam, ze zarabiał więcej, bo był po prostu dużo lepszy ode mnie. I to nie ma żadnego związku z ocenami ;)
Nie rozumiem trochę tej kwestii zarobkowej ;) Czemu to jest ważne, kto więcej zarabia w związku? Przecież i jedno, i drugie dostaje 80% podczas urlopu. I ok, że w przypadku, kiedy kobieta zarabia 2 tys, a facet 4 tys, to te 20% jest trochę inne ( większa strata), ale koniec końców to tylko kilka stowek i niewielka różnica. A jak do wygrania jest lepsza sytuacja zawodowa kobiet i bajeczna wręcz możliwość doświadczenia rodzicielstwa przez tatę, to jest to tego warte. To w końcu tylko 4 miesiące i tylko pieniądze ;) Można tą różnice nawet odłożyć :D. A życie jest jedno.
Tak, i jedno i drugie dostaje 80% podczas urlopu. Z tym, ze 80% z 2000, to liczba dwukrotnie mniejsza niż 80% z 4000, a to dla wielu rodzin różnica być a nie być, bo z tej pierwszej kwoty utrzymać rodzinę byłoby ciężko (nie jest to bynajmniej różnica kilku stówek! :)) A jeśli ktoś uważa, że jego sytuacja zawodowa wymaga poprawy, albo chce przeżyć bajeczną przygodę rodzicielstwa, to super, ale w świetle obecnego prawa również może to robić, więc dlaczego zmuszać do tego też tych, którzy postrzegają to inaczej?
Co do co 5 taty na urlopie ojcowskim…odpoiwedz jest prosta…taki mamy dobrobyt w kraju ze pracodawcy wszystkim.chetnie pozwalaja brac wolne . Niby sie nalezy ale to jest 10dni dodatkowo wolne plus 26 dni urlopu plus dwa na opieke I mamy juz prawie 40dni wolnego… zmiany musza byc systemowe…z deugiej strony nasi rodzice mieli duzo.mniej przywilejow a ja.uwazam.sie.za dobrze wychowanego.z.duza wiezia z rodzicami wiec to chyba nie w systemie urlopow I.macierzynskiego.jest teraz problem.w wychowaniu dzieci
Pewnie wiele odpowiedzi zależy od doświadczeń z tacierzyństwem (oho – komputer próbuje mi tu zmienić słowo na macierzyństwem*).
Ile znasz ojców na takich urlopach? Ja znam tylko jednego. W innych przypadkach w sytuacji powrotu Mamy do pracy w grę wchodziła niania i żłobek. Niektórzy nawet nie myślą o tym, że mogliby wejść w rolę „siedzę w domu z dzieckiem”. Tatusiowie są super, kiedy da się im szansę na to. Mieliśmy sytuację, w której Tatuś biegał z pracy do domu na „dyżury”, bo ja miałam swoje obowiązki. I do teraz słyszę, że z chęcią by się ze mną zamienił! Tylko, że ja nie mam gdzie wracać do pracy!
I koło się zamyka. Tymczasem czytam cały wieczór komentarze pt. „Bo mój mąż jest lepszym pracownikiem”, „Bo kto zastąpi mężczyznę w pracy? Przecież oni mają odpowiedzialne stanowiska!” i tak sobie myślę, że same sobie robimy sepuku.
Jest jeszcze jeden mój hit: „Bo ja osobiście nie miałam problemu ze znalezieniem pracy, więc ten problem nie istnieje”. Tymczasem nieco ponad 50% kobiet w wieku produkcyjnym pracuje. Co druga z nas. Dlaczego tak mało? Bo wybrałyśmy? Czy ktoś wybrał za nas, wmawiając nam przy okazji, że naturalne i w zgodzie z Bogiem jest dla kobiety siedzenie w domu, a dla mężczyzny piastowanie wysokich stanowisk?
Myślę, że dzisiaj wprowadzenie obowiązkowego urlopu dla mężczyzny jest nie do przyjęcia, bo mamy już roczny macierzyński, którego bronimy jak lwice. Trochę krótkowzrocznie, patrząc tylko przez pryzmat: „Bo ja nie chcę wracać do pracy”, a nie na kobiety, które by chciały, ale niestety nie mają gdzie. To jest naturalne i jestem to w stanie zrozumieć. Gdyby wprowadzono ten rodzicielski dla ojców, kiedy było 6 miesięcy (i wtedy: ty masz tyle ile miałaś, a twój partner może wziąć dodatkowo 4 miesiące. Albo nie, to przepadnie), pewnie odzew byłby zupełnie inny. Dlatego ja osobiście uważam, że decyzja o wydłużeniu urlopu macierzyńskiego do roku była niedźwiedzią przysługą, bo właśnie przez to pracodawcy się nas boją, a równy podział obowiązkami domowymi z mężczyznami staje się praktycznie niemożliwy.
Będąc tylko jedną nogą na rynku pracy, mając dużo umiejętności kreatywno-manualnych, czytam kolejne ogłoszenie o pracę i wiem, że niestety mogę się obejść smakiem, bo kto zatrudnia młode mamy? Przecież nie ma dyspozycyjności na etat, a do tego dzieci w żłobkach tyle chorują, że i tak idzie na zwolnienie. Niestety tych stereotypów nie zmienią nawet przymusowe urlopy dla ojców, kiedy matki wrócą wcześniej do pracy. A może byłoby mniej sfrustrowanych kobiet na tym świecie?
Myślę, że po latach angażowania się mężczyzn (brania przez nich urlopów rodzicielskich oraz opieki nad chorym dzieckiem z taką samą częstotliwością, z jaką dzisiaj są zmuszone to robić kobiety) – i te stereotypy by zniknęły.
Ogólnie pomysł mi się podoba, mój mąż też chętnie zostałby dłużej w domu niż 2 tygodnie aby spędzać czas z dzieckiem. Tylko pytanie dla mnie podstawowe – jak wyglądałaby wtedy sprawa urlopu wychowawczego? Czy mogłabym po 8 miesiącach przejść na wychowawczy i spędzić ten czas z mężem i dzieckiem czy na czas męża urlopu ja musiałabym wrócić do pracy a na wychowawczy mogłabym przejść dopiero po zakończeniu jego urlopu? Bo pójście do pracy na 4 miesiące byłoby do kitu – szczególnie dla pracodawcy, który przyjął kogoś na zastępstwo, potem musiałby mnie znów upchnąć na jakieś stanowisko na 4 miesiące lub podziękować osobie z zastępstwa a po 4 miesiącach znów kogoś zatrudniać – nie ułatwiłoby to mamom życia u pracodawców
Masz rację! Nie mam pojęcia co wtedy byłoby z urlopami wychowawczymi, bo powrót tylko na 4 miesiące… No totalnie bez sensu i nie fair wobec pracodawcy!
Teraz z urlopu rodzicielskiego )52 tygodnie) można korzystać równolegle (tzn. mama i tata razem). Z ty, że wymiar urlopu oczywiście się nie zmienia.
To rozwiązuje kwestię problemu z przejściem na wychowawczy (przynajmniej częściowo).
Mieszkamy w Holandii, zdecydowaliśmy się na ten kraj ze względu na to, że jest wg nas „family friendly”.
Mamy dwójkę dzieci, trzecie w drodze. Oboje pracujemy. Urlop macierzyński trwa tu 16 tyg. więc jakby nie ma się czym dzielić… ALE nie ma problemu, żeby znaleźć opiekę dla dzieci po powrocie do pracy (zajęło mi to jakiś tydzień i nie zdążyłam przejrzeć wszystkich ofert).
Dopłaty do tej opieki od państwa są bardzo duże, pod warunkiem, że OBOJE rodziców pracują. Elastyczne godziny pracy i/lub praca z domu dla rodziców są na porządku dziennym. Praca na część etatu, która nadal się opłaca i dla tatów tzw. Papa Dag. Czyli dzień wolny w tyg. ze względu na opiekę nad dziećmi. To wszystko naprawdę ułatwia życie….Małe dzieci spędzają tu zazwyczaj 2-3 dni/tydz. w żłobkach/przedszkolach/z nianią w pozostałe dni zajmują się nimi rodzice na zmianę. Większość ludzi pracuje i wszyscy są zadowoleni ;)
Chciałabym kiedyś usłyszeć o podobnych rozwiązaniach w Polsce… Pozdrawiam!
P.S. Super zdjęcia :) i piąteczka dla męża :)
WOW <3 szczerze? Też chciałabym usłyszeć o podobnych rozwiązaniach w naszym kraju!
Pomysł jest poroniony. Jest to kolejny sposób ograniczania ludzkiej wolności i wtrącania się państwa do życia obywateli.Możliwość dzielenia urlopów – super, jestem za, ale narzucanie czegoś z góry, bo „państwo wie lepiej” jest moim zdaniem nie do przyjęcia. Przecież rodzice sami wiedzą co im się najbardziej opłaca. Tak się składa, że jestem mężczyzną mającym wolny zawód. Pracuję kiedy chcę i ile chcę i głównie są to nocki w weekendy. W związku z tym od poniedziałku do piątku jestem w domu a żona pracuje na etacie od 8-16. Mimo takiej sytuacji zarówno przy 1dziecku jak i nadchodzącym, żona bierze roczny urlop bo chce się zajmować swoimi dziećmi, mimo że ja radzę sobie z tym nie gorzej od niej. Przy pierwszym dziecku, gdy żona wróciła do pracy ja przejąłem wszystkie obowiązki bo nie chcieliśmy wydawać na żłobki czy przedszkola. Poza tym co z matkami, które karmią piersią i chcą to robić jak najdłużej? Wiem, że 8 miesięczne dziecko nie pije mleka już tak często, ale dzieci są różne i każde ma inne potrzeby.
Przecież tu chodzi o dorosłych ludzi, którzy umieją sami podejmować decyzje. Dajmy ludziom więcej wolności i możliwości zamiast zakazów czy nakazów.
Dokładnie tak! Przecież to sprawa miedzy mną a moim mężem kto zostanie w domu i nie wyobrażam sobie żeby ktoś miał nam to narzucać. Dla mnie możliwość rocznego macierzyńskiego jest super i nie chciałabym oddać tych 4 miesięcy bo jestem bardzo szczęśliwa zajmując się dzieckiem i domem. Ja rozumiem, że nie każdy musi to lubić, wiele mam chce szybko mieć możliwość powrotu do pracy i nie ma w tym nic złego, ale nie mierzmy wszystkich jedną miarą. Dla mnie tak samo niesprawiedliwe jest takie myślenie, że kobieta taka biedna bo „siedzi w domu” a facet to ma super bo wychodzi do pracy gdzie posiedzi sobie nad kawką. No niekoniecznie tak musi być, u każdego sytuacja wygląda inaczej i jest to kwestia przede wszystkim dogadania się ze swoim partnerem tak żeby wszyscy byli szczęśliwi, a nie narzucania z góry określonych rozwiązań.
Zgadzam się całkowicie! Należę właśnie do tych kobiet, które chcą karmić piersią jak najdłużej (choć przed porodem wydawało mi się to nie do pomyślenia ;)). Synowi właśnie wybiło 9 miesięcy i mleko jest wciąż jego głównym pożywieniem (abstrahując już od aktualnych wytycznych WHO i MZ, taki mam promleczny egzemplarz). Nie wyobrażam sobie powrotu do pracy przed ukończeniem przez niego co najmniej roku. Mam przy tym to szczęście, że mój mąż należy do tej szczytnej 1/5, która wykorzystała ojcowski, weźmie też ostatni miesiąc z urlopu rodzicielskiego (ja wtedy będę wykorzystywać zaległe wypoczynkowe). U nas akurat to ja zarabiam lepiej, więc gdybyśmy chcieli kierować się względami ekonomicznymi, to mąż wykorzystałby cały rodzicielski, a może i część macierzyńskiego. Ale właśnie zdecydowaliśmy się na karmienie piersią. To jedna z determinant takiego, a nie innego wyboru, jaki WSPÓLNIE podjęliśmy.
Myślę, że aby wyrównać szanse obu płci na rynku pracy potrzebujemy przede wszystkim zmian światopoglądowych, a te zachodzą dość powoli. Jeśli panowie zaczną CHCIEĆ wykorzystywać urlop ojcowski, rodzicielski, czy wychowawczy, do których mają przecież prawo na równi z matkami, to i pracodawcy przestaną upatrywać tylko w kobietach osób, które mogą na nie w „każdej chwili” iść.
Warto tu zadać sobie pytanie, czy w pogoni za wizją odgórnie narzucanej równości nie tracimy z oczu najważniejszego – dobra dziecka i wolności wyboru OBU jego rodziców.
Mnie się nigdy nie spodoba przymus.Obecnie mamy do wyboru kto decyduje się na urlop i tak wg mnie wygląda partnerstwo. Wiadomo, głównie jest to mama bo karmi piersia, dziecko ma ciągłość opieki, gorzej zarabia itp itd Kobieta po porodzie ma teoretycznie do wzięcia obowiązkowy urlop ale fizycznie musi mieć trochę czasu na ogarnięcie się ;) A pracodawcy (kiepscy) i tak będą krzywo patrzeć, bo facet l4 w ciąży nie weźmie. Kobiety zachodzą w ciążę i rodzą dzieci, nie ma co ukrywać i wyrównywać tego faktu, dopóki tego nie zaakceptujemy na rynku pracy, dopóty będą takie obawy i pomysły…
Wiesz, pracuje i mieszkam w kraju, w ktorym ojciec ma prawo do 6 miesiecy urlopu dopoki dziecko nie ukonczy (chyba) 5 roku zycia. I powiem Ci, ze moi koledzy chetnie z tego korzystaja. I to mi sie podoba. Tak jak mowisz, zdecydowanie poprawia to pozycje kobiet na rynku pracy
[…] o urlopie dla ojców pisałam już kiedyś tutaj – z komentarzy szybko można wywnioskować, że pomysł ma więcej przeciwników niż […]
[…] 2. Obowiązkowe urlopy ojcowskie. […]
[…] babcia, nadal ma się u nas zbyt dobrze. Mniej niż 2% mężczyzn decyduje się przejąć część urlopu rodzicielskiego od swojej partnerki. Zaledwie co piąty mężczyzna korzysta z przysługującego mu dwutygodniowego […]