Do wszystkich dorosłych, którzy uważają, że mają niegrzeczne dzieci (albo że sąsiad je ma!)
Czy usłyszałaś kiedyś, że masz niegrzeczne dziecko? Albo sama tak o swoim dziecku pomyślałaś? Lub powiedziałaś do męża, że sąsiad to ma wybitnie niegrzeczne dzieci, bo zobaczyłaś, jak się drą na ulicy?
Zawsze, kiedy mówię ludziom, że niegrzeczne dzieci nie istnieją, pukają się w głowę. Ci ludzie, a nie niegrzeczne dzieci ;). Mam więc taką cichą nadzieję, że ten tekst wyjaśni wszystkim DOBITNIE co i jak. Uważam nawet nieśmiało, że powinien być drukowany i rozdawany rodzicom w każdym przedszkolu, szkole, a najlepiej to już na porodówce. Co ty na to?
Jak zachowują się „niegrzeczne” (wg dorosłych) dzieci i dlaczego tak naprawdę nie są niegrzeczne?
1. Niegrzeczne dzieci nie chcą się bawić same i ciągle zawracają d**ę dorosłym.
A ty lubisz się bawić sama czy jednak dzwonisz po przyjaciółkę, żeby wyskoczyć na miasto albo namawiasz do tego męża, mimo że wiesz, że w tym czasie mógłby przekopać pół ogródka albo rozliczyć PIT-a?
Widzisz, jaka jesteś niegrzeczna?
2. Co noc przychodzą do sypialni rodziców.
Kiedy mój mąż idzie na imprezę – nie mogę spać. Boję się, że coś mu się stanie i w ogóle jakoś dziwnie jest samej w łóżku, więc najczęściej na niego czekam, a jak przysnę, jest to sen lekki, z którego często się wybudzam, żeby sprawdzić, czy wrócił. Jeśli obudzę się o trzeciej w nocy, a jego nadal nie ma, to dzwonię, żeby sprawdzić, czy wszystko ok.
Tak samo robi dziecko, tylko że nie ma telefonu :), więc uskutecznia nocne wędrówki między pokojami, żeby sprawdzić, czy na pewno jesteś i czy wszyscy są bezpieczni.
3. Mówią „nie” i o wszystkim chcą decydować same!
Co za okropna niesubordynacja! To jest straszne! Lepiej, żeby mama wybierała podkoszulek swojemu synkowi aż do późnej starości, prawda?
4. Nie chcą się dzielić, ale same zabierają zabawki innym dzieciom.
Poczucie własności, które odkrywa dziecko w wieku dwóch lat, jest potrzebne do rozwijania własnych zainteresowań. To lubię, tego nie. To chcę, tamto możesz sobie zabrać. Dzięki posiadaniu dziecko czuje się w końcu niezależne (mam autko! Autko jest tylko moje!), a że jego empatia jest na poziomie zerowym, nie wie, że zabierając coś komuś, może tę osobę zranić.
5. Na widok pietruszki plują i mówią „ble”.
Za to ty na widok ślimaka na talerzu na pewno powiedziałabyś: „mniam, mniam” i grzecznie zjadła trzy łyżeczki „za mamusię” i kolejnych pięć „za tatusia”.
Ok, ślimak na talerzu to coś naprawdę dziwnego. Ale dla dziecka tak samo nowe i dziwne są zielone liście, które dotychczas widział tylko na dworze, tak jak ty na dworze widziałaś ślimaka, ale żeby go od razu jeść? Ble!
6. Nie mówią: „dzień dobry” sąsiadom, „do widzenia” paniom w przedszkolu, zapominają o „dziękuję” i „przepraszam”.
Mojej mamie przez wiele lat spędzała sen z powiek myśl, że jestem najbardziej niegrzecznym dzieckiem na ulicy. Chociaż byłam bardzo spokojna. Wszystko przez to, że nigdy nie mówiłam: „dzień dobry”. A ja się po prostu… Wstydziłam!
Serio, odezwać się do tego wielkiego faceta, co kosi trawnik przed domem jako pierwsza? Dla dziecka to prawie jak stanąć do walki ze smokiem!
Do dzisiaj zresztą mam z tym problem. Co prawda nie z mówieniem „dzień dobry”, ale rozpoczynaniem rozmowy z osobą, której nie znam. Tobie przychodzi to tak łatwo?
7. Są impulsywne. Krzyczą, rzucają się na podłogę, biją siostrę.
Czyli najpierw robią, potem myślą. Całe szczęście, większość dzieci w końcu uczy się panować nad sobą i przewidywać skutki swoich zachowań. Ale zanim to nastąpi, muszą kilka razy kopnąć piłkę nie w tę stronę co trzeba czy popchnąć rodzeństwo w czasie zabawy.
Człowiek tak już ma, że najlepiej uczy się na własnych błędach. Żeby zauważyć związek przyczynowo-skutkowy, np. jak wypiję za dużo piwa, to będę mieć okropnego kaca, nie wystarczy wypić jednego Reds’a ;).
8. Nie sprzątają po sobie.
A ty na pewno robisz to z chęcią i w podskokach, zwłaszcza jak ktoś ci rozkaże. Na przykład, kiedy mąż huknie: „Kobieto! Co tu taki syf!”, od razu karnie biegniesz po miotełkę.
Aha ;).
9. Włażą za wysoko. Biegają w kółko. Skaczą.
A powinny usiąść na kanapie z piwem i obejrzeć mecz, jak robią to dorośli, zamiast samemu gonić za piłką. Tak jest lepiej dla wszystkich i zdrowiej… Oh, wait…
10. Są niecierpliwe. W czasie długiej podróży samochodem ciągle pytają, kiedy dojedziecie, a w kolejce do kasy zaglądają innym do koszyka czy nawet płaczą!
Dorośli za to z godnością znoszą jazdę autem. Wcale nie patrzą na zegarek i nie sprawdzają na mapie, kiedy będą na miejscu.
Pamiętaj, że ty też nie stoisz prosto w kolejce do kasy, tylko wyciągasz telefon (którego twoje dziecko nie ma!), żeby poscrollować fejsa i odpisać na matkowej grupie jakiejś babie, że jest głupia, bo zapomniała założyć dziecku czapeczki. Może więc następnym razem zamiast rozmawiać w sieci z obcymi, nie wiem, porozmawiaj z własnym dzieckiem albo pobaw się z nim w kosi-kosi łapki, żeby ten czas wszystkim wam upłynął przyjemnie, a nie tylko tobie?
Oczywiście, ja nie przekonuję, że wszystkie wymienione zachowania dzieci trzeba akceptować. ALE zachęcam, żeby postarać się je zrozumieć. A żeby zrozumieć, najlepiej postawić się w sytuacji dziecka i wyobrazić sobie, co samemu by się czuło na jego miejscu – na tym przecież polega empatia, której tak wymagamy od naszych dzieci, ale sami mamy z nią problem. Nawet wobec tych, których kochamy najbardziej!
A tylko w ten sposób można się dogadać!
Zamiast zamykać się słowami: „Ale mam niegrzeczne dziecko!” lepiej się otworzyć: „Rozumiem, co czujesz. Wiem, z czego to wynika. Razem na pewno sobie poradzimy!”.
Nigdy tak nie nazywam ani swoich ani cudzych dzieci wlasnie z tych wszystkich wymienionych powodów :) natomiast ostatnio moja kuzynka tak podsumowala swoja 7miesieczna(!)córeczkę – ze jest grzeczna. W 1 chwili chcialam ja oświecić, ze jak to dziecko w tym wieku w ogóle nie ma świadomości jakis swoich działań itd. Ale w końcu machnelam reka zeby nie byc ta starsza i przenadrzajaca sie matka :)
A mnie ten tekst irytuje, niesamowicie spłyca temat. Nazwać od czasu do czasu swoje dziecko niegrzecznym to nie zbrodnia przeciw ludzkości. Tym bardziej jeśli od kilku miesięcy zmagasz się z buntem dwulatka, którego końca nie widać i też masz prawo do słabości. Są dzieci, które dają mocniej w kość i mniej. I są takie, które dają wyjątkowo popalić. Mój syn jest fantastyczny i bardzo go kocham. Jesteśmy mądrymi i ciepłymi rodzicami. Ale tak, czasami z bezsilności ciśnie mi się na usta, że zachowuje się niegrzecznie. Jest najbardziej energicznym i jakkolwiek to nazwiesz – niepodporządkowanym ?egzemplarzem? jaki kiedykolwiek widzieliśmy, przyznają to też rodzice jego rówieśników. Od wielu miesięcy niestety NIE uczy się na błędach, ucieka na spacerach, sypie piaskiem w inne dzieci, rysuje po ścianach i zdziera tapety. OD MIESIECY drżę o niego i jego bezpieczeństwo, bo ciągle robi ryzykowne rzeczy pomimo rozmów, argumentacji prosto z poradników psychologicznych. Jeśli nie doświadczyłaś notorycznego uciekania dziecka (i nie mowię o tym że dzieć ucieka na 30 metrów, po czym widzi, że mamusia jest za daleko i wraca – o nie) to nie wiesz o czym mówisz. Od miesięcy mamy regularne histeryczne sceny rzucania się na asfalt, kiedy trzeba wracać do domu. I wracaj sobie ten kilometr do domu z rozhisteryzowanym 12 kg chłopcem pod jedną pachą, jezdzikiem pod drugą, w 4 miesiącu ciąży, kiedy juz masz obsuwę 30 minut, bo przed chwilą była poprzednia histeria. Argumenty i tłumaczenie powiadasz? Zapraszam do siebie na obserwację. Już wiem, że wszystkie generalizujące teksty tego typu i poradniki psychologiczne mozna o kant dupy rozbić w przypadku niektórych dzieci. Bo dzieci są kompletnie różne. I chyba tylko czas pomaga w niektórych przypadkach.
To czy nazwiesz to niegrzecznym zachowaniem czy pięknie ubierzesz w słówka tak jak w Twoim artykule nie ma najmniejszego znaczenia. Mądrzy rodzice mają 100% świadomość opisanych przez Ciebie mechanizmów, ale kiedy są na skraju wyczerpania i bezsilności dają sobie prawo do nazwania dziecka niegrzecznym. Ja wybieram dawać sobie prawo do bycia nieidealną, niepodręcznikową, bo inaczej bym ześwirowała.
I to jest właśnie to. Sedno w tym, żeby nie określać dziecka a jego zachowania. Tłumaczyć mu jego emocje, nazywać je, wchodzić z nim w dialog. Nie chodzi o to, żeby akceptować każde zachowanie. I nie sądzę, żeby tłumaczenia rodzica dawały efekt natychmiastowy, to jest proces, żmudny i w niektórych przypadkach dłuuugi ;) ale przynoszący określone korzyści, chociażby takie, że dziecko uczy się swoich emocji, potrafi je nazwać, wie co czuje, a wydaje mi się, że jest to bardzo ważne. I absolutnie zgadzam się z tym, że to nie jest łatwe, kiedy po raz setny młody człowiek stawia kontrę, rzuca się na ziemię z krzykiem takim, że pół osiedla co ja mówię całe osiedle postawione na nogi. Ale kiedy widzę, jak mój trzylatek na swój sposób już potrafi sobie poradzić ze swoimi emocjami, nazwać je, to cieszę się, że nie poszłam na łatwiznę, nie wpakowałam go w szufladkę „niegrzeczne dziecko” i nikomu innemu nie pozwoliłam ,żeby to zrobił.
O tak, mój sześciolatek jak jest zły, to mówi: „Teraz mnie zdenerwowałaś, idę do pokoju się uspokoić, tylko nie idź za mną!”, co pokazuje, że świetnie już umie rozpoznać, co czuje i w konstruktywny sposób sobie z tym poradzić, choć jako dwulatek rzucał się pokazowo na podłogę.
A kiedy np. to tacie puszczą nerwy i krzyknie, to syn mówi głosem mędrca: „Nie krzycz na mnie. Prawda mama, że nie można krzyczeć na innych?”. Cieszę się, że jest asertywny i potrafi się obronić, na razie przed rodzicami, ale jest spora nadzieja, że również przed obcymi ludźmi, a o to przecież tak naprawdę walczymy, żeby nikt naszych dzieci nie skrzywdził w przyszłości, żeby nie dały się zastraszyć, zahukać, nie uciekały z podkulonym ogonem, bo ktoś ma „władzę” i używa jej w niewłaściwy sposób.
Choć dla rodzica to droga naokoło, bo nie wystarczy huknąć, żeby karnie włożył buciki (nasz syn odpowie na to: „Jak tak do mnie mówisz, to ja już nie mam ochoty na nic. Jedźcie sobie sami” :)).
Ilona zgadzam się z Toba! nazwanie dziecka niegrzecznym nic nie daje.
u mnie 2 egzemplarze dzieci – jedno z tych co to tupią, krzyczą, psują, biją itd.
Często mi ręce opadają (bo mi się cierpliwość kończy), ale staram się właśnie tak reagować jak Ty. Już mam nawet taki mechanizm prawie automatyczny jak syn cos napsuje, kopnie itd.mowie:
Jestes zły, dlatego to zrobiłeś (kopnąłeś, popsułeś). Syn nadal ryczy itd ale szybciej mija niż jak go bym zwyzywała od brojów, psujów itd (tez to przerabiałam jako, ze 1 odruch mój taki kiedyś był). to nie chodzi o to, ze nagle powiedzenie innego słowa niż dotychczas spowoduje, ze to dziecko nagle sie stanie aniołkiem. ja jako rodzic czuje się lepiej tak rozmawiając z dzieckiem (a nie na niego krzycząc czy brzydko nazywając) i dziecko widze ma zrozumienie w oczach.
U mnie syn w 1 roku chodzenia do przedszkola potrafił w drodze powrtonej zatrzymac się na środku ulicy, usiasc na niej i sie zaczac drzec. 1 dzien strasznie sie wkurzylam nakrzyczałam na syna. skonczylo sie to jeszcze gorszym krzykiem. na drugi dzien zciagnelam sila syna z ulicy drzacego sie nic nie mowiac (nie bylo latwo bo syn ciezki i sie zapierał). Ryczał cala droge powrtona, w domu porozmawialam, powtarzalam sytuacje kilkakrotnie, w koncu minely. Nie ma takiego lekarstwa jak sobie wyobrazaja rodzice, cos sie powie dziecku, dziecko nagle zacznie sie zachowywac tak jak my oczekujemy. Z czasem dziecko nauczy sie prawidłowych zachowań, niektóre dzieci łapią to szybciej, innym zajmuje to lata. Dla porownania ze starszym synem nie mialam w ogole takich sytuacji i zadna w tym moja zasluga, ze syn sie tak nie zachowywał. Młodszy syn natomiast przez te czeste ‚brojne’ sytuacje wyrobil w sobie nawyk nazywania swoich odczuc i bardzo czesto juz mowi: jestem zły, ze nie chcesz sie ze mna bawić, jest mi smutno, ze musisz pracować, jest tez starszy i czasy takich histerii mineły.
Też uważam, ze tekst zupełnie spłyca problem. Ja użeram sie każdego dnia o wszystko, a mam 3 synów i męża i coś wiem o wychowywaniu.
Może trochę źle mnie zrozumiałaś. Ja rzadko nazywam syna niegrzecznym, niedobrym, czy łobuzem. Zgadzam się, że to droga do nikąd. Na wybuchy nie pozwalam sobie nigdy. Jeśli jednak tama pęknie, to staram się też zwracać uwagę, żeby mowic, ze zachowuje się niegrzecznie, a nie że JEST taki, siaki. Chodzi mi o to, żeby nie demonizować, jeśli czasem rodzicowi się wyrwie. Skończmy z mitem perfekcyjnego, zawsze wyrozumiałego rodzica. Zgadzam się, że nie można na takich sformułowaniach opierać komunikacji. Próbuję budować komunikację na wzajemnym zrozumieniu, nazywaniu emocji, dyskusji. Ale niestety, nie przynosi to na razie efektów. Ogarnia mnie powoli niemoc, jak po tylu miesiącach widzę, że to nie przynosi efektow, choć wydaje mi się, że wszystko robię jak trzeba. Pytam dlaczego jest zły, nazywamy emocje, wszystko to robimy, bardzo cieżko nad tym pracujemy. I nic. Dlatego jestem wściekła na wszystkie podręcznikowe ?dobre rady?, bo zaczynam rozumieć, że świat nie jest taki prosty. To byc moze moj problem, a nie Twojego tekstu. Nie zgodzę się z Tobą co do jednego. Nie jest tak, że wszystkie dzieci sa jednakowo nieposłuszne i energiczne, to bzdura. To bzdura, że wszyscy maja jednakowo ciężko na tym samym etapie. Znam dwulatków, którzy siedzą w kąciku i budują z klocków przez 15-20 minut, u nas 5 minut to sukces. Znam rodziców, którzy przyznaja, ze w sumie to nawet odpoczywają przy swojej 2-letniej córce (!). co do uciekania, jednak ciagle widzę maluchy orbitujące gdzieś niedaleko swoich rodziców. 10, 20, 30 metrów, ale jednak orbitują. Uciekających z parku, z placu zabaw, jak nasz, nigdy nie widziałam. Nie widzę od roku rodziców goniących swoje dziecko, a jestem na to wyczulona. Czasem widzę jak maluchy idą za rękę, moj nigdy nie pozwalał, nawet jako 12 miesięczny berbeć. Nie ma w domu jakiś specjalnych zakazów, klatek, ograniczeń – normalny, ciepły dom, żadne krzyki i patologia, wiec nie wiem dlaczego tak wyrywa ku wolności. Mamy bardzo duzo maluchów w rodzinie, widać na kinderbalach jak na dłoni porównanie i zachowania i dam sobie uciąć wszystkie kończyny za stwierdzenie, ze moj jest NAJbardziej żywiołowy. Ba, nikt inny nawet z tym ne polemizuje. Od 5 miesiąca życia pediatrzy przyglądają mu sie pod katem ewentualnego ADHD w przyszłości i każą ćwiczyć koncentrację. Masz racje, wszyscy sa przekonani, ze ich dziecko jest wulkanem energii w wieku dwóch lat. Tylko niektóre naprawdę nimi są. Dlatego zmierził nie ten tekst, gdyż wydało mi się, że jednak spłycil temat, pomijając perspektywę całkowicie wykończonego rodzica, który ma naprawdę bardziej żywiołowe i nieposłuszne dziecko. W ostatnim czasie dużo się mówi o rodzicielstwie bliskości i perspektywie dziecka – i bardzo dobrze! Ale nie zapominajmy w tym wszystkim o perspektywie rodzica, rodzice też potrzebują zrozumienia, dla nich te rzeczy też są ?po raz pierwszy?.
Ok, nie wszystkie dzieci. Ale moje osobiste dzieci dały mi ostro popalić :) do synka jednak w dość łatwy sposób byłam w stanie dotrzeć, jego bunt trwał półtora roku, potem stopniowo zaczął się wyciszać, być może dlatego, że pojawiła się siostra i bardzo dojrzał, wydoroślał.
Teraz siostra za moment kończy 3 lata i nadal czuję się jak na początku drogi :) wiem już, że nie będzie tak łatwo jak przy pierwszym dziecku :).
Ale przedstawiona przeze mnie perspektywa to również perspektywa rodzica. Mi – jako rodzicowi – naprawdę łatwiej jest szukać wytłumaczenia, dlaczego dziecko zachowuje się tak, a nie inaczej niż zakładać, że jest niedobre, takie się urodziło, nic z tym nie zrobię, trafił mi się po prostu łobuz, no!
Pamiętam, jak urodził się mój syn – mały wrażliwiec – i ja miałam do głowy nakładzione, że płacze, bo wymusza na ręce albo spanie z rodzicami. Że muszę je teraz wychować, pokazać, kto tu rządzi, nie pozwolić wejść na głowę, nie zapomnieć w tym wszystkim o sobie. Totalnie odrzuciłam ideę rodzicielstwa bliskości jako tą, która w centrum stawia dziecko, więc jest bez sensu, bo przecież rodzic też jest ważny. Czy było mi dzięki temu łatwiej? A skąd! Dopiero kiedy zaczęłam przyjmować perspektywę dziecka (może płacze, bo się boi? Może nie chce leżeć sam, bo jestem dla niego bardzo ważna? Może krzyczy, bo inaczej nie umie sobie poradzić?), macierzyństwo stało się lżejsze. Otworzyłam się na swoje dziecko, podjęłam dialog, zamiast z nim walczyć. Polecam wszystkim, a już zwłaszcza rodzicom „trudnych” dzieci.
Czyli jest nadzieja ;) Oby mój też zaczął się powoli wyciszać, bo za 5 miesięcy też będzie mieć rodzeństwo, a ja już drżę na myśl o spacerach z dwójką.. Przecież nie zostawię wózka z niemowlakiem, żeby gonić starszego… Na razie jest taki problem z uciekaniem, że po prostu zakładam, że nie będę wychodzić sama z dwójką. Dla mnie to właśnie ten etap jest najtrudniejszy od urodzenia. Już nawet nie uciekanie i histerie, ale fakt że w czasie napadów tych histerii nie mogę się przebić przez jego emocje i wytłumaczyć mu jak sobie z nimi radzić. Nie słucha, kopie, wierzga, wrzeszczy, a każde moje słowo tylko potęguje jego napad. Mój mąż miał to samo z histeriami, tylko bardzo długo :( Używam słowa „histeria”, choć go nie lubię i wiem że tak naprawdę kryje się za tym jego nadwrażliwość. Miał po kim to niestety odziedziczyć. Mam nadzieję, że już niedługo zacznie się jednak faza dialogu i będzie łatwiej.
Rozumiem teraz o wiele lepiej Twój punkt widzenia i nawet się z nim zgadzam. Odebrałam niewłaściwie Twoje intencje w tekście, jako coś w stylu manifestu perfekcyjnej matki, której łatwo mówić, bo nie ma dziecka tornado ;) myliłam się. Wydaje mi się, że zmęczenie tym okresem zaburza mi perspektywę, bo ostatnio mam ochotę warczeć na wszystko i wszystkich, którzy mają, jak mi się wydaje, trochę łatwiej.
Droga Asiu, a dlaczego Twój syn tak robi? Czemu ucieka? Oczywiście się nie chce wymądrzać ale jedna rzecz mnie zastanawia z Twoich wypowiedzi. Też mam małe tornado w domu, syna 19mc, z tych wrażliwych, choleryków, mocnych charakterów. czasami inne dzieci wydają nam się bardziej spokojne, grzeczniejsze, bardziej słuchające. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma :) moje dziecko w momencie histerii – zanosi się czyli traci oddech- czasami szybciej łapie oddech, ale czasami tak się zapowietrzy, że chyba sam się przestraszy i tym bardziej nie może uspokoić się i robi się siny, oczy uciekają masakra- muszę mu robić sztuczne oddychanie – pompować powietrze i uciskać klatkę piersiową (byliśmy badani, wszystko jest ok ale po prostu jego układ nerwowcy musi jeszcze dorosnąć ). Pisze to po to, żebyś miała na uwadze, że jak nie widzisz innych równie uciekających dzieci to nie znaczy, że ich rodzice zawsze mają lajtowo.
Wracam do meritum – dużo piszesz o sobie o swoich lekach, a co z młodym? Czemu tak robi? Ucieka dla zabawy? Ucieka bo chce coś zobaczysz, a Ty mu zazwyczaj nie pozwalasz? Moj młody jest z tych tornad ale zawsze spaceruje za rękę, nie dla tego że ja mu każe tylko dlatego że sam tak chce – myślę że dlatego że po prostu zawsze idziemy tam gdzie on chce, zawsze oglądamy to co on chce dłużej lub krócej ale zawsze jest to z poszanowaniem jego jak i moich granic. Pozdrawiam!
Moj mlodszy jest z tych uciekajacych. i o ile na nogach jak sie odpowiednio szybko wystartowalo gonitwe, to mozna bylo go dogonic, zanim sie skonczyl park i zaczela ulica, to na rowerze nie ma szans i do dzis dostajemy prawie zawalu serca jak syn wychodzi na dwor. Ale i tak na przestrzeni lat (ma juz 5) widze postep.
wydaje mi sie, ze niektore dzieci latwiej jest ogarnac, dlatego niektorym rodzicom latwiej mowic i nie mozna sie z nimi porownywac, poniewaz praca nad niektorymi dziecmi jest o wiele trudniejsza. Wiem, ze to az zadrosc sciska serce jak sie widzi dzieci chodzace za raczke i jest ciezko.
zycze powodzenia :)
Dzięki. Pewnie nieobce Ci uczucie paniki i stresu przed każdym wyjściem na dwór ;) to straszne, spacer powinien być czymś relaksującym, a ja przestałam je lubić. Zastanawiałam się też gdzie są te wszystkie uciekające maluchy, bo nigdzie ich nie widzę. Wydaje mi się, że rodzice wsadzają je do wózków, dlatego ;) sama bez wozka albo bez męża juz sie nie ruszam (moj ma 2 lata i 4 miesiące), bo inaczej nie ma powrotu do domu.
Jezeli chce siedziec w wozku to i tak dobrze :) jak jest mozliwosc dobrze jest isc na plac zabaw, ktory nie jest tak blisko ulicy, wtedy jak dziecko ucieka jest bezpieczniejsze. i niech sobie tam biega, a co. wiem ze sie wymeczysz, ale co zrobic.
u nas obecnie wyglada to tak, ze np wchodzimy do sklepu i mlodsze dziecko znika – leci se na leb na szyje w swoje miejsce gdzie ma akurat ochote, ale ze starszym jest latwiej, bo wiecej rozumie. tez doczekasz takich czasow :)
Asia czy sprawdzałaś synka pod kątem integracji sensorycznej? Moja córka była zawsze wycofana w zabawie z dziećmi płakała jak obok niej ktoś nawet przebiegał. Ciagle ruchliwa i żywiołowa. To nie jedyne jej objawy. Każda impreza z dziećmi kończyła sie krzykiem i płaczem a ona po prostu była wrażliwa na dźwięki, na dotyk i zapach, była zmęczona obroną samej siebie. Jak zaczęłam ja diagnozować miała 3 lata. Ale jak przeanalizowałam jaka była odkąd się urodziła to odrazu wyszło mi, że już jako niemowle dawała znać o swoich problemach. Sa różne objawy u każdego dziecka. Np: jedne dzieci nie chcą być dotykane a inne bardzo wtedy częściej robią krzywdę rówieśnikom. Od kiedy zaczęła terapie powoli się wyciszała. Nie było idealnie ale widzieliśmy postępy.
Świetny wpis – bardzo otwiera oczy, a przy tym w przyjemny, lekki i zabawny sposób! Juz podałam znajomym młodym mamom :)
Swietny tekst i chetnie podrzucilabym go mojej tesciowej, ktora przy kazdej rozmowie lub spotkaniu nazywala nasza corke niegrzeczna. Do czasu ostrzejszej wymiany zdan ze mna w tym temacie i teraz prawie w ogole nie rozmawiamy na jej temat:) teoretycznie zgadzam sie ze wszystkim co napisalas i wiem to wszystko juz od dawna, ale w praktyce bywa u nas roznie. Czasem, gdy corka po raz kolejny krzyczy, wymusza, puszczaja mi nerwy- schodze do jej poziomu. Krzycze , nazywam niegrzeczna, a co gorsze pare razy dalam klapsy. Fatalnie czuje sie po takich akcjach i mam okropne wyrzuty sumienia. Najlepsze jest to, ze kiedy ktos nazywa ja niegrzeczna czy krzyczy na nia uruchamia mi sie mechanizm ochronny i nie zawsze, ale potrafie na spokojnie wyjsc z tej sytuacji. Chcialam tylko napisac, ze jestem mama takiej agentki buntujacej sie juz od poltorej roku z wszelkimi mozliwymi akcjami, pospolicie nazywana ?niegrzeczna? i rozumiem frustracje rodzicow. Nie pochwalam, ale rozumiem i lacze sie w bolu. Z mojej perspektywy warto pracowac przede wszystkim nad soba i nie stresowac za bardzo. U nas jest juz lepiej ( cora wlasnie skonczyla 3 latka) i mam nadzieje, ze bedzie jeszcze lepiej?
Ja zawsze mówię że mam żywe dziecko – biega, skacze, głośno wyraża swoje chęci i zdanie ? Ja wiem że z boku może wyglądać na „niegrzeczną” a ja widzę szczęśliwe dziecko ?
Świetny tekst! Wiadomo nie będzie to przepis na trudne sytuacje, ale otwiera oczy. Ja mam w sobie mało empatii o 5 rano (po zmianie czasu, czyli o 4!), kiedy słyszę: chodź, wstajemy! Pobawić się! I tak jak niektóre czytelniczki co dzień mam kilkanaście afer o byle bzdurę…ale staram się, staram się zrozumieć nieraz absurdalne (wydawałoby się) zachowanie tego małego człowieka. Pozdrawiam!
Ale ty jesteś… widocznie mało wiesz o życiu i dzieciach. A jak się rzuca w sklepie po podłodze bo chce 100 autko które zniszczy w drodze do domu to znaczy ze ja rzucam się w sklepie po podłodze mężowi bo nie kupi mi biżuterii??? Jak wybiega na ulice mimo ze błagam i proszę już przed spacerem by tego nie robił a on ma gdzies moje prośby to znaczy ze mąż robi mi to samo??? A jak patrzy mi prosto w oczy i wylewa zupę na stol bo akurat ma ochotę się zupa pobawić a ja ledwo posprzątałam to znaczy ze go tego nauczyliśmy??? Twoja teoria jest słaba jak twoja stylizacja!!!!
Już abstrahując od tego, że samo wybieganie na ulicę jest niebezpieczne to Ty robisz wszystko, co Ci ktoś mówi? Masz zrobić tak i tak, powinnaś zrobić tak i tak i Ty mówisz ooo super, tak zrobię ??? a co do zupy robisz wszystko w życiu, by wszystkich wokół zadowolić? Naprawdę? To gratuluję, że dajesz radę. Bo jak sama wspomniałaś, miał ochotę pobawić się zupą, wiadomo, że jak Ty masz na coś ochotę, to zwyczajnie tego nie robisz ???
Nie da się abstrahować od tego, że wybieganie na ulicę jest niebezpieczne. To nie jest poboczna część problemu, tylko główna – jeżeli zachowania dziecka prowadzą do zagrożenia życia, to należą do kompletnie innej kategorii niż zachowania tylko przeszkadzające dorosłym i inaczej trzeba do nich podejść, bo nie można pozwolić dziecku „ponieść konsekwencji”.
Zgadzam sie
Jak najbardziej istnieją niegrzeczne, niewychowane dzieci. A tekst jest infantylny i zdradza niedojrzałość. Mąż w nocy na imprezie? Mąż w nocy bez żony może być co najwyżej w pracy. Imprezy z koleżkami skończyły się wraz ze studiami. I piszę to jako facet, ojciec dwóch nie zawsze grzecznych synków, nad którymi jednak pracujemy i postępy są. Dzieci trzeba wychowywać.
Rozumiem, że bez żony wychodzisz tylko do pracy?
Jeśli mam być szczera to nie wyobrażam sobie, że po ślubie i urodzeniu dzieci miałabym się JUŻ NIGDY nie spotkać z koleżankami, żeby pogadać przy winku bez mężczyzn, a jakby facet mi powiedział, że miałam na to czas na studiach… Cóż. Nie byłby już moim facetem :)
Boze co za bzdury! Oczywiscie wytlumaczenie Mozna znalezc na wszystko, na kazde zachowanie, wysluchac, zrozumiec a za chwile dziecko wekdzie nam na glowe bo nie cuje respektu przed rodzicem. Niestety Dzieci maja sie nas rowniez sluchac bo jestesmy ich rodzicami a nie kolega kolezanka. I dzieci sa po prostu niegrzeczne- bo probuja nas zdominowac.
Osobiście nie chcę, żeby moje dzieci się mnie bały. To nie jest tak, że jak dziecko się boi, to nie postępuje źle. Postępuje, ale tak, żeby rodzic się nie dowiedział.
A ja nie chcę, żeby dzieci ukrywały przede mną swoje problemy. Bały się przyjść pogadać. Czuły strach, wracając do domu. Ukrywały jedynkę, uwagę albo to, że ktoś je skrzywdził. Oczywiście, nie jestem ich przyjaciółką, ale relacja oparta na strachu z najbliższymi dla mnie osobami totalnie mnie nie interesuje.
To nie jest też tak, że strach = szacunek. Ja np. szanuję mojego męża, ale się go nie boję, bez jaj. I widzę, że moje dzieci mają podobnie: nie boją się nas, jednak liczą się z naszym zdaniem, bo nas kochają i traktują trochę jak autorytet.
No ale każdy ma prawo wychowywać po swojemu :)
Ooo jejku! Jak dobrze, że trafiłam na ten wpis. Jestem rodzicem, który nie szufladkuje swoich dzieci (mam trójkę). A na określenia moich dzieci grzeczne/niegrzeczne reaguję i coraz lepiej mi wychodzi. Według mnie dzieci grzeczne czy niegrzeczne nie istnieją, nie ma i koniec! Każde nieodpowiednie zachowanie z czegoś wynika, z jakiejś niezaspokojonej potrzeby, bądź z chęci poczucia, że NIE mojego dziecka coś dla mnie znaczy! A grzeczny to znaczy jaki? Posłuszny? Podporządkowany? Ooo nie.. Nie chciałabym, żeby moje dzieci takie były. Uczę je, że mogą powiedzieć NIE, a ja zaakceptuję albo znajdziemy rozwiązanie. Jak coś zrobią..nie mają kar, jest tłumaczenie, naprawiamy razem, bądź maluch sam, w miarę swoich możliwości. Nie są aniołkami, są energicznymi dziećmi, które nie będą siedzieć. Albo to zaakceptuje, albo będę chciała ich na siłę zmienić, a tym samym staną się nieszczęśliwe. Wiadomo, że nie jest codziennie idealnie, bo każdy moze mieć gorszy dzień. Trzeba rozmawiać, tłumaczyć, przyznawać się do błędów,zeby to dzieciństwo dla Naszych dzieci było bez przemocy fizycznej czy psychicznej. ??
Oczywiście, że istnieją niewychowane bachory. Ten tekst to mrzonka autorstwa madki, która pierdzi nad swoim bombelkiem.
Jak sama zauważyłaś: „niewychowane”. Czyli to wina rodzica, że nie wychował (poświęcił za mało czasu i uwagi, dał zły przykład), a nie dziecka, że urodziło się/stało złe.
Dokładnie o tym jest ten tekst.
Nie doczytałam do końca, nie dałam rady to pewnie okrutny błąd, cóż…
Gdybym miała tak sobie tłumaczyć jak w tekście to hmmm hulaj duszo, piekła nie ma…
Ale ?rozumiem co czujesz? ?
Po prostu nie zrozumiałaś, o czym piszę.
Nie chodzi o to, że „hulaj duszo, piekła nie ma”, dzieci mogą robić, co chcą. Tylko, że… Nie ma złych dzieci. Jeśli źle się zachowują, to mają jakiś powód, który trzeba znaleźć i rozwiązać. Tylko tak możemy się dogadać i znaleźć rozwiązanie, bo gdy zakładamy, że dzieci mają złe intencje, urodziły się takie niedobre, mają paskudny charakter, itp… To totalnie zamykamy się na dialog. A więc na nie. No i wtedy pozamiatane.
Popieram. To cała prawda. W moim zdaniem dorośli się gorzej zachowują niż dzieci. Albo te stare omy co idą do Kościoła przykładnie siedzą w ławce każdego uciszają kto rozmawia idą po opłatek a potem po Kościele obgadują kto był jak ubrany albo księdza co mówił, które dziecko tak robi? Żadne, myślą tylko o tym co będą robić przez cały dzień… Po drugie które dziecko będzie się wpychać w kolejkę w sklepie? Żadne. Bo jest bardziej kulturalne, niż stara oma co wciśnie się w kolejkę by zaraz pod sklepem obgadywać z koleżanką kto przejdzie obok nich ????
Chcialabym miec takie „problemy” z dzieckiem… opisane wyżej przykłady opisuja normalne zachowania zdrowych dzieci… moj starszy syn zachowuje się o wiele gorzej i jesteśmy w trakcie terapii która na razie nie skutkuje
Nie zgadzam się i już tłumaczę dlaczego. Nie chodzi mi o o nie mówienie komuś dzień dobry czy nie sprzątanie pokoju. Ale po kolei. Czy naprawdę impulsywność i popychanie kogoś w zabawie to normalne. Wg mnie tłumaczysz i usprawiedliwiasz „początki” siłowego rozwiązywania spraw. A co jeśli to popchnięte dziecko upadnie i zrobi sobie poważną krzywdę, co jeśli upadnie i złamie rękę. Usprawiedliwisz to słowami ” musi kilka razy kogoś popchnąć. Bzdura i tyle. Niestety ten artykuł może mieć a nawet chyba już ma zły wpływ nie na dzieci lecz na „MADKI ROKU” które wszystko usprawiedliwiają bezstresowym wychowaniem swoich bąbelków. Przykład z życia. Pewna mamusia pozwalała na wszystko swojemu dziecku w domu włącznie z niszczeniem ścian i sprzętów w domu. Ok jej dom rozumiem. Gorzej, że dziecko nie rozumie, że klatka schodowa to już wspólna część wszystkich mieszkańców. Sprawa skończyła się tak, że mamusia uszczupliła swój domowy budżet o 8 tysięcy złotych po prawie rocznej walce z całym blokiem.
„Popchnąć rodzeństwo” (to drugie słowo to słowo klucz). Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie bawił się z rodzeństwem w przepychanki :)
Przede wszystkim, jeśli dziecko popycha/bije obce dzieci w przedszkolu, to znaczy, że problem jest dość głęboki i nazwanie dziecka „niegrzecznym” tego nie rozwiąże. Być może szuka w ten sposób uwagi, może nie radzi sobie z emocjami, może samo doświadcza przemocy fizycznej – widzisz, ma problem, który trzeba rozwiązać, a nie wyzywać je od łobuzów. Ja zauważyłam, że w momencie, w którym powie się dziecku, że jest złe: traci się je.
Poza tym sam zauważasz, że problemem jest rodzic: „pewna mamusia pozwala”, a nie dziecko :) dzieci są dobre (nie złe czy wyrachowane), a jeśli postępują gdzieś źle, to znaczy, że rodzic popełnia błąd.
Dobry tekst ;))