Jak ułatwić sobie macierzyństwo? Moje sekrety!
Gdyby teraz ktoś mnie zapytał, czy macierzyństwo jest trudne, odpowiedziałabym: „Nie”. Serio! Słyszałam co prawda, że jeśli własne dzieci cię nie męczą, to znaczy, że spędzasz z nimi za mało czasu, ale… Bez kitu! Moje wracają z przedszkolka i szkoły o 12. A wiem, że wiele mam jest teraz z dziećmi przez caaały dzień. Jak to sobie ułatwić? Poznaj 9 moich sekretów i koniecznie dopisz własny! Zróbmy mega ściągę: od mam dla wszystkich mam :)
CO MI POMAGA?
1. Stały plan dnia.
Wiem, banał. Ale nie mogłam o tym nie wspomnieć! W czasie lock downu nasz plan dnia trochę się posypał i bardzo szybko odkryłam, że bez tego po prostu się NIE DA. Dzieci za długo oglądały telewizję, a potem chodziły i marudziły, że się nudzą, bo chciały, żebym włączyła ją znowu. Jeśli masz podobny problem, zarządź rodzinne zebranie i ustalcie, w jakich porach będziecie się bawić, uczyć, kąpać, grać na PS, jeść obiad czy nawet… Czekoladę!
Bez kitu, gdy dzieci wiedzą, że deser jest tylko o 16, nie pytają w kółko, czy mogą zjeść coś słodkiego. A ponieważ mamy również ramowy plan tygodnia, za bardzo nie marudzą, gdy muszą posprzątać swój pokój, bo wiedzą, że poznańskim zwyczajem robimy to zawsze w soboty.
2. Chwila dla siebie.
No musi być i już. Codziennie. A mówiąc o chwili dla siebie, nie mam wcale na myśli wyjścia do Biedry czy pieczenia ciasta, tylko zrobienie czegoś wyłącznie dla siebie. To może być gorąca kąpiel, ciekawa książka, choć u mnie najczęściej jest to trening.
Skupiam się na swoich potrzebach, żeby potem móc skupić się na potrzebach mojej rodziny.
3. Masaż!
Po treningu lubię zrobić sobie masaż. Ponieważ wyjście na masaż nie wchodzi w grę (za daleko i za drogo), a mój Piotr udaje, że nie ma czasu wymasować mi nawet stópek, od kilku miesięcy namiętnie korzystam z maty do akupresury Pranamat ECO.
O naszych pierwszych wrażeniach pisałam już TUTAJ
Moim zdaniem to MUST HAVE każdego rodzica. No bo liczyłaś kiedyś, ile razy w ciągu dnia schylasz się po jakąś zabawkę albo rozrzuconą skarpetkę? Jak długo nosisz słodki ciężar swoich dzieci? Pewnie nie miałaś do tego głowy – ale twoje plecy to pamiętają! Rodzice często skarżą się na bóle i nic dziwnego! Opieka nad dziećmi przypomina trochę pracę fizyczną ;)
Ale wystarczy dosłownie kilka minut dziennie na macie, żeby całkowicie zniwelować ból dolnego czy górnego odcinka lędźwiowego, ramion, szyi, rozluźnić kark, pozbyć się bólu głowy – i to bez tabletki przeciwbólowej! A wszystko dzięki akupresurze, czyli starożytnej sztuce leczenia. Na macie Pranamat ECO znajdują się kolce w kształcie starannie wykonanych kwiatów lotosu. To właśnie one naciskają na skórę, stymulując w ten sposób układ nerwowy, poprawiając krążenie krwi i limfatyczne. Do organizmu dostarczany jest wtedy tlen i składniki odżywcze, a napięcie i skurcze – które powodują ból – znikają.
Najlepsze jest to, że nie potrzeba dużo czasu, żeby korzystać z maty Pranamat ECO bo można to robić „przy okazji”: gdy bawisz się z dziećmi, oglądasz ulubiony serial czy pracujesz przed komputerem. Na poduszce można też stanąć w czasie gotowania obiadu, żeby dodać sobie energii, której tak bardzo przy naszych maluchach potrzebujemy :)
W dodatku, gdy korzystasz z maty, wydzielają się endorfiny, co poprawia nastrój i niweluje stres. Prawda, że brzmi jak magia? Ale działanie Pranamat ECO zostało udowodnione w badaniach klinicznych. No i również przez Was, bo z mojego polecenia kupiło je już wiele mam i wszystkie piszecie mi, że gdy rozkładacie matę, zaczyna się Wasza ulubiona chwila w ciągu dnia.
JEŚLI TEŻ CHCIAŁABYŚ WYPRÓBOWAĆ PRANAMAT ECO, Z OKAZJI WIELKIEJ LETNIEJ WYPRZEDAŻY MAM DLA WAS KOD: ILONA, Z KTÓRYM DOSTANIESZ AŻ 30% ZNIŻKI NA ZESTAW ALBO 20% NA SAMĄ MATĘ/PODUSZKĘ TUTAJ
4. Świadomość, że wszystko mija. Nawet najdłuższa żmija ;)
Pamiętam chwile po pierwszym porodzie. Były chyba najtrudniejsze w moim życiu. A kiedy komuś o tym opowiadałam, słyszałam „słowa pocieszenia”: „Potem będzie tylko gorzej!”. Przez takie gadanie myślałam, że mam przechlapane! Już nigdy się nie wyśpię i DO KOŃCA życia będę wybiegać spod prysznica namydlona, bo dziecko płacze!
Pamiętam, jak Kostek miał taki okres, że każdej nocy budził się między drugą a trzecią, brał zabawki pod pachę i szedł do salonu się bawić. Martwiłam się z Piotrem: „A co jak tak już mu zostanie?”. Nie zostało.
Więc gdy jakaś mama pyta mnie w popłochu, co zrobić, gdy dziecko nie siada na nocnik, tylko zakłada go na głowę, zasypia bujane na piłce treningowej, wpisz tutaj cokolwiek, to ja odpowiadam: „Przeczekać”. Dzieci się zmieniają. Jutro będziesz się z tego śmiać!
5. Nie zmuszam się do zabawy.
Nie dlatego, że jestem leniwą bułą, po prostu wiem, że gdy się do czegoś zmuszamy, nasz mózg z automatu zaczyna klasyfikować tę czynność jako coś „nieprzyjemnego”. Więc jeśli nie mam ochoty puszczać resoraków (a nigdy nie mam ;)), to tego nie robię. Ale przecież są rzeczy, które lubię! I właśnie je zawsze proponuję.
Zabawy ruchowe, spacery, rowery, gry planszowe, puzzle, książki, budowanie bazy – no to mogę robić. A od reszty mają siebie i… Tatę!
Nikt nie powiedział, że dobra mama to ta, która macha maskotką 24 h na dobę.
6. Postawiłam na samodzielność.
Moje dzieciaki same się ubierają. I przygotowują sobie kąpiel. Starszak sam robi lekcje (bo ja już swoje w życiu odrobiłam). Układają swoje pranie i sprzątają pokoje.
Gdy chcą pić, to wiedzą, gdzie jest kubek i woda. Gdy chcą jeść, znają drogę do lodówki. Dzięki temu nie słyszę co chwilę: „Mamo!”, a w weekendy nawet mogę trochę dłużej pospać, bo wiem (i one też wiedzą), że sobie poradzą :)
7. Obniżyłam standardy.
To było tak, że pewnego dnia zamiast się zrywać, zaczęłam mówić: „Spróbuj – potrafisz!”.
Żadna z nas nie jest w stanie robić wszystkiego.
Oczywiście, to ma też swoje konsekwencje. Musiałam jakoś przełknąć, że moje dziecko do przedszkolka potrafi wyskoczyć w dwóch różnych skarpetkach. Albo letniej sukience na zimowe spodnie. A synek na śniadanie najchętniej je suchą bułę z kabanosem zamiast wykwintnej owsianki przygotowanej przez mamę o świcie.
8. Nie zakładam złych intencji. Nigdy.
Dzieci są dobre. Wszystkie. Koniec, kropka pl.
Kiedyś moje dziecko ociągało się przed wyjściem do przedszkola. A ja wiedziałam, że zaraz je zamkną! Powiedziałam to – nie pomogło. Nie chciało i już! Stało przy drzwiach ze spuszczoną głową. Czułam, że zacznie płakać, więc spróbowałam wziąć je na ręce – opór. Wielu rodziców w takiej chwili myśli: „Moje dziecko SPECJALNIE robi mi na złość!”. I sami też wpadają w złość.
Ale dzieci nie są wyrachowane. Nie budzą się z myślą: „Jaki dziś piękny dzień, żeby wkurzyć starą!”. Za każdym złym zachowaniem stoi jakaś niezaspokojona potrzeba. Są głodne, zmęczone, potrzebują uwagi – i rodzic musi odkryć, o co chodzi. Okazało się, że moje dziecko w tamtym momencie po prostu chciało inną czapkę!
Gdy wiesz, że dziecko wcale nie chce zrujnować ci dnia, nie potrafisz się na nie gniewać :)
9. Miłość przede wszystkim!
Nawet gdy dzieci zachowują się inaczej, niż tego oczekuję. Wiem, wiem, teraz pojawią się głosy, że „bezstresowe wychowanie”. Ale co ja za to mogę, że zupełnie nie potrafię moim dzieciom odmówić… Miłości?
Kiedy Kostka wpada w histerię, pomaga u nas przytulenie się. Kiedy Kostek nie chce posprzątać, pomaga… Tak, zgadłaś! Też przytulenie się! Zaraz potem histeria mija, a zabawki wracają na swoje miejsce.
To dość niepopularne podejście, bo nas wychowywano tak, że za złe zachowanie należy się kara, a przecież miłość jest wyrazem akceptacji i nie ma na nią miejsca, gdy dziecko jest „niegrzeczne”.
Ale ja mam swoją teorię, że gdy dzieci czują się kochane, są w stanie zrobić wiele. A gdy czują się odrzucone, same się oddalają. To jest chyba to słynne: „Na złość mamie odmrożę sobie uszy!”. Ale jeśli mama nie działa po złości, to czemu ja mam się złościć na nią? Udowadniać coś, tupać nogą, stawać okoniem?
Przytulając, daję im znać, że mi na nich zależy. I wtedy im też na mnie zależy i nie chcą mnie na przykład zostawiać z tym zrobionym przez siebie bałaganem :). Albo wiedzą, że mama nie pozwala kupić lizaka nie dlatego, że jest wredną małpą, tylko z troski, bo lizaki szkodzą.
To trochę jak z mężem: kiedy zrzędzi i krzyczy, ostatnią rzeczą, jaką masz ochotę zrobić, jest postawienie przed nim talerza z obiadem. Prędzej byś go rozbiła o jego głowę ;). Ale kiedy cały czas okazuje, jak mu na tobie zależy, to kurde no, nawet ten ulubiony bigos mu ugotujesz, choćbyś miała pół dnia stać w kuchni! Bo fajnie uszczęśliwiać kogoś, kto uszczęśliwia nas :)
10. A to jest właśnie miejsce na Twój sekret ;)
Pomóżmy sobie w potrzebie!
Piękne zdjęcia, super tekst :)
Super tekst, pomocny i nie banalny.
Czy można pozwolić dzieciom na taką zabawę jaką tylko chcą? Ostatnio zrobiłam w domu ściankę do squasha, sąsiadka przychodzi z pretensjami że słyszy odbicia piłek. Dla mnie to przesada, zapomniała jak sama była dzieckiem. A Pani teksty są super.
Trzeba było jej powiedzieć, że słuch ma dobry, bo to faktycznie piłki ?
W niektórych budynkach dźwięki bardzo się niosą. Jeśli np. za tą ścianą ma swoje biuro i pracę zdalną, to dłuższe sesje takich piłek potrafią być naprawdę uciążliwe – nawet, jeśli ktoś doskonale pamięta jak to jest być dzieckiem i nie ma złych intencji :)
Zgadzam się. Trzeba starać się jednak uszanować sąsiada za ściana. Takie życie w bloku … :)
Mata do masażu wygląda ciekawie, słyszałam już o niej trochę dobrego. Fajnie, że dzielisz się swoim doświadczeniem!
ja bym dopisała tylko *oraz tacierzyństwo w tytule ;-)
super wpis
O zgodzę się! Moja pierwsza myśl po przeczytaniu tytułu: dlaczego nie rodzicielstwo?
Ponieważ 99% czytających mnie osób to kobiety :)