Fleksitarianizm w praktyce, czyli jak ograniczyć spożycie mięsa, gdy mąż się buntuje? Przepisy, produkty, wskazówki
Od kilku tygodni nie jem mięsa. Ale kiedy przy rodzinnym stole w czasie świąt wypełniłam swój talerz sałatkami i zaczęły się pytania, czy ja tak serio i teraz jestem wegetarianką, to… Nie. Nie potrafiłam się tak nazwać. Z moją dietą czuję się trochę jak w tej piosence Nosowskiej: „Za mądra dla głupich, a dla mądrych zbyt głupia”. Czyli, że nigdzie nie pasuję! Teraz nie mam ochoty jeść mięsa, ale kategorycznie go nie odrzucam. „A może jesteś fleksitarianką?” – podsunął mi szwagier, który (z racji zawodu) w temacie żywienia siedzi głębiej. Wzruszyłam tylko ramionami, bo nie miałam pojęcia, o czym mówi! Ale potem wróciłam do domu, poczytałam, czym ten fleksitarianizm jest i stwierdziłam, że tak. Nareszcie. Odnalazłam swoje miejsce na ziemi!
Fleksitarianizm to jeden z najzdrowszych sposobów odżywiania polegający na jedzeniu dużej ilości warzyw, a ryb i mięsa: okazjonalnie. To świetne wyjście dla osób, które nie są w stanie całkowicie z niego zrezygnować, ale chcą się odżywiać zdrowiej. Fleksitarianizm w żaden sposób nas nie szufladkuje, nie wymaga deklaracji: już nigdy i na zawsze. Brzmi super? Dla mnie tak, dlatego podpowiadam, jak zacząć!
DLACZEGO NAGLE PRZESTAŁAM JEŚĆ MIĘSO?
1. Bo go nie lubię.
Rezygnacja z mięsa w moim przypadku była banalnie prosta. I nie odbyło się to wcale tak nagle! To ja jestem tym dzieckiem, które po każdym posiłku słyszało: „Tylko jedno mięsko i możesz wstać od stołu!”.
Zawsze zostawiałam mięso na talerzu. Albo przekładałam je na talerz taty. Lub – w dorosłym życiu – męża. Jeśli w restauracjach była opcja wege: chętnie z niej korzystałam. Ponieważ często jednak jej nie ma, zamawiałam sałatkę. Z tego powodu całe życie borykam się z łatką „niejadka”. Ale to nie jest prawda! Od kiedy odstawiłam mięso, jem całkiem sporo. Wszystko mi smakuje, więc przestałam dłubać w talerzu i wybrzydzać.
2. Bo zdałam sobie sprawę, że jem mięso tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia.
Wychowałam się w kulturze, w której mięso na talerzu być musi. Bo co ugotować na obiad? Najszybciej i najprościej: kotlecika, klopsika. Tak gotowały nasze mamy, a ja nie miałam pomysłu na coś innego. Wydawało mi się, że kuchnia roślinna jest skomplikowana.
Nie mogłam się bardziej pomylić!
3. Bo – wbrew pozorom – gotowanie bez mięsa jest łatwiejsze.
Naprawdę! Porównaj sobie gotowanie karkówki z gotowaniem kalafiora. Kalafiora nie da się spieprzyć! Dobrą karkówkę zrobić potrafią tylko nieliczni.
4. Bo tak jest zdrowiej.
Wystarczy ograniczyć mięso (przejść na fleksitarianizm), żeby spadło ryzyko: nowotworów, nadciśnienia, chorób układu krążenia, cukrzycy i otyłości.
5. Bo nasza planeta tego potrzebuje!
To był ostateczny powód zmian.
Dla wielu ludzi mięso jest synonimem dobrobytu. Na talerzu może zabraknąć warzyw, ale mięsa? Nigdy! Pewnie dlatego, że pamiętamy jeszcze czasy, gdy mięso było trudno dostępne. Jego pojawienie się na stole oznaczało święto. Albo niedzielny obiad. Dzisiaj – gdy jest wszędzie – grzech nie korzystać! Więc jemy mięso codziennie, a nawet kilka razy dziennie. Chociaż wcale nie potrzebujemy go w aż takich ilościach!
Ja nie mówię: zrezygnuj na zawsze. Nie zabraniam jeść mięsa dzieciom, które je lubią ani nie krzywię się, gdy widzę je na talerzu Piotra. Sama też nie wykluczam, że czasami będę mięso jeść, bo mam problem z wchłanianiem żelaza i musiałabym zjadać wiaderko szpinaku albo… Odrobinę wołowiny. Ale właśnie: odrobinę, a nie każdego dnia!
JAK OGRANICZYŁAM SPOŻYCIE MIĘSA MĘŻOWI?
1. Zabrałam go na badania.
Ponieważ Piotr jest genetycznie obciążony ryzykiem zawału, cholesterol bada regularnie. Po raz pierwszy kilka lat temu. Wyniki nie były najlepsze i to przemówiło do jego wyobraźni na tyle, że odstawił wędlinę i zaczął jeść mięso raz dziennie, a nie na każdy posiłek. To był pierwszy krok w naszym domu.
2. Zaczęłam gotować pyszne dania bez mięsa.
Najczęstszy argument mężczyzn brzmi: „Jak nie ma mięsa, to się nie najem!”.
I faktycznie, mięso jest kaloryczne, a więc syci na długo. Nie da się tak po prostu zastąpić go kiełkami czy listkami sałaty. Na talerzu musi pojawić się coś w zamian: kasza, makaron, ryż, pieczywo, strączki, orzechy, nasiona. Cały myk polega na tym, żeby posiłek bez mięsa dostarczał tyle samo kalorii, co posiłek z mięsem. Plus był objętościowo duży. Jak facet jest syty, przestaje kręcić nosem i marzyć o kotlecie.
3. W naszej lodówce pojawia się coraz więcej ciekawych produktów roślinnych.
A mój mąż jest ciekawski i wiadomo, że wszystkiego chce spróbować. Ponieważ żołądek ma jeden, w naturalny sposób zaczął zastępować mięso czymś innym.
I myślę sobie, że zmiana musi się zacząć od jednej osoby. Nie ma co przekonywać się nawzajem, rozmawiać, bo wiem z doświadczenia, że rozmów można odbyć TYSIĄCE, ale nie prowadzą one do realnych zmian. Jeśli zaczniesz dzisiaj, rodzina najpewniej za jakiś czas podchwyci twój styl życia. To zawsze się tak odbywa: jeśli pijesz wodę, rodzina pije wodę. Jeśli spędzasz wolny czas aktywnie: rodzina też nie siedzi na kanapie! Zawsze mogą ugotować sobie mięso sami. Ale skoro z kuchni pachnie czymś innym, pysznym, to w sumie: po co?
PRODUKTY I PRZEPISY NA POCZĄTEK, KTÓRE PRZEKONAJĄ DO PRZEJŚCIA NA FLEKSITARIANIZM NAWET NAJBARDZIEJ OPORNYCH
1. Moje ulubione pasty warzywne Wawrzyniec
Można je jeść na zimno (np. na kanapce pod warzywami typu sałata, pomidor, ogórek). Można jeść na ciepło. Wystarczy wymieszać z makaronem albo kaszą + dodać warzywa, które zalegają w lodówce. Zresztą, na stronie Wawrzyńca TUTAJ znajdziesz przepisy na kaszotto, zupy czy wytrawne naleśniki. Popróbujesz kilka razy i sama będziesz wiedzieć, co do czego dodać, żeby wyszło pysznie.
2. Primavika
To zdrowa, roślinna żywność w słoikach. Kupujesz, otwierasz, podgrzewasz i masz obiad :).
Choć wiem, że marketowe jedzenie ze słoików nie kojarzy się najlepiej, tutaj nie ma się czego bać: skład jest świetny.
Jeśli miałabym polecić, od czego zacząć, to zdecydowanie od wegańskich gołąbków – o, TYCH. Smakują mi bardziej od tradycyjnych z mięsem. Ba! Ja tak dobrych gołąbków wegańskich nie dostałam nawet w restauracjach z *!
3. Smalec z fasoli Well Well
Jakie to jest dobre! Jak mam smalec z fasoli, nie potrzebuję już na kanapce niczego więcej. No po prostu niebo w gębie! Przydaje się zawsze, gdy nie mam czasu bawić się w przygotowywanie wymyślnych śniadań czy kolacji.
4. Dania Babci Zosi
Jak poprzednie produkty – te również są dostępne w niemal każdym markecie. Ja uwielbiam zwłaszcza kasze. Znajdziesz kasze na słodko i na słono. Osobiście preferuję te na słono. To jedyna firma, która produkuje taką jaglankę, że palce lizać! Poza tym w ofercie są: zupy, kluski z warzywami, makarony, ryże i inne cuda, które są świetną bazą do posiłku bez mięsa.
5. Zupa kowbojska z fasoli według Jadłonomii.
Od tego dania zacznij. Przepis znajdziesz TUTAJ. Proponuję podać tę zupę mężowi z ryżem i listkami świeżej kolendry, a potem zapytać, czy brakowało mu mięsa?
Jak pewnie zauważyłaś, dzisiaj w sklepie jest MNÓSTWO dobrych produktów. Przejście na fleksitarianizm nigdy nie było tak łatwe! Zdaję sobie sprawę, że nasz opór wynika głównie z braku pomysłu: co gotować? Jak gotować? Dlatego następnym razem wrócę z moimi przepisami. Mam nadzieję, że będziesz czekać :).
Super! Też chętnie bym przekonała domowników do jedzenia mięsa np.: raz w tygodniu:) czekam na przepisy!
Super napisane. My z mężem również ograniczyliśmy mięsko do minimum. Ja w sumie nie jem wcale, mąż 1-2x w tygodniu. Zastępuje straczkami, albo daniami dobra kaloria, które są w Lidlu.
O, to jest to co i ja stosuję od dłuższego czasu, tylko nazwy nie przyklejałam. Rodzinę też przestawiam, u mnie akurat z dziećmi bywa gorzej niż z mężem. Jadłonomię również bardzo lubię. No i rzadko korzystam z dań gotowych, ale dzięki za podpowiedzi, czasem zamiast z braku pomysłu wracać do ‚tradycji’ czyli kotleta czy parówki, można sięgnąć np. po sos w słoiku? Bardzo fajny wpis, czekam na przepisy.
Dla mięsożerców na początek polecam spaghetti bolognese z tofu ? zrobiłam ostatnio dla siebie, chłop zjadł całe zapasy na kolejny dzień jak poszłam do pracy. Wieczorem nie wierzył że to było tofu ???
Hej Ilona ja z innej beczki..jakie macie tynki w domu? :)
Piotr podpowiada, że cementowo-wapienne + gładź gipsowa na to.
Nie zgodzę sie z tym,że mięso powoduje cukrzyce. To nadmierna ilość węglowodanów prowadzi do zaburzeń gospodarki insulinowej.
Tłuszcz zwierzęcy prowadzi do otyłości, a to zwiększa ryzyko wystąpienia cukrzycy. Plus wg najnowszych badań czerwone mięso (zwłaszcza przetworzone) może zwiększyć ryzyko cukrzycy aż o 30%. Cukrzyca = węglowodany to już dawno i nieprawda :)
Mój mąż uparcie je mięso chociaż bardzo mało od kiedy się zważył :) nawet na siłownię sam się po tym wybrał :) Więc rada jak za dużo je mięsa: kupić wagę :)
My mamy – tylko że mój waży 70 kg i bardzo by chciał przytyć :D
A co zrobić, jak waga jest, ale mąż odmawia wejścia na nią już od wielu lat?:(
[…] więc decyzja podjęta. Po moim ostatnim wpisie postanowiłaś razem ze mną choć trochę ograniczyć mięso w diecie swojej rodziny, ale nie […]
[…] tylko mój tata usłyszał, że ograniczam jedzenie mięsa, zrobił moje ulubione danie, czyli gołąbki. Nie, nie po to, żebym się złamała i najadła […]
Ja też nie lubię mięsa.
Dlaczego je jem? Bo gotuję mężowi i dzieciom.
Mój mąż od zawsze powtarza że nie jest królikiem i trawy jeść nie będzie. Ma szczęście że wyniki badań idealne i genetycznie ciężko mu przytyć.
Niestety ja tak dobrze nie mam.
To u mnie to samo! Jadłam tylko dlatego, że inni w rodzinie jedli (najpierw rodzice, potem mąż i dzieci).