Nie przysięgałaś na ślubnym kobiercu: „I że cię nie opuszczę aż do śmierci oraz będę robić za twoją mamę”
Codziennie rano wstajesz i szykujesz śniadanie. Kiedy stawiasz ostatni talerz na stole, pojawia się przy nim rodzina. Nie siadasz jednak z nimi, bo musisz jeszcze przyszykować drugie śniadanie na drogę: mężowi do pracy i dzieciom do szkoły. Oni kończą jeść, a ty kończysz składać ich porozrzucane po podłodze ubrania. Kiedy zbierają się do wyjścia, ty też zbierasz… Brudne naczynia ze stołu. I to nie tak, że jest ci przykro! Właściwie przywykłaś. Czy nie tym polega życie każdej kobiety? Że co rano wstaje i robi mnóstwo rzeczy dla innych, a nic dla siebie? No więc mam dla ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznę od tej dobrej: nie, kobieta wcale nie musi tak żyć. Ba! Wiele z nas już tak nie żyje. Mamy 2020, a nie 1920! Przemyśl to, bo zła wiadomość brzmi: nikt nie doceni twoich starań. Nie przyjdzie i nie pogłaszcze cię po głowie. Dorosłe dzieci nie będą z rozrzewnieniem wspominać, jak zbierałaś ich majtki z podłogi. A mąż w pracy raczej na pewno nie myśli nad kanapką, że bardzo cię kocha, bo nie zapomniałaś o pomidorku.
NIE MASZ CZASU DLA SIEBIE? TO GO ZNAJDŹ. I TO JAK NAJSZYBCIEJ!
Wszystko zaczęło się od podsumowania roku, które robiłam na Story. Jedna z was zapytała, co najfajniejszego zrobiłam dla siebie w 2019. Przyznałam szczerze, że nie zrobiłam niczego wielkiego, ALE codziennie robię dla siebie coś miłego: napuszczam wodę do wanny i zapalam świeczki. Rozkładam matę między zabawkami, żeby poćwiczyć jogę. Sznuruję adidasy, wkładam słuchawki do uszu i lecę się przebiec. Lub po prostu kładę się na kanapie z książką czy pilotem w ręku.
Zapytałam, czy wam też każdego dnia udaje się wygarnąć choć trochę czasu dla siebie. A potem przeżyłam szok, bo aż 70% mam zaznaczyło, że NIE MA SZANS!
I ja rozumiem sytuację, że dziecko małe. Takie, co to nawet samo po uchu podrapać się nie potrafi. Rozumiem i podziwiam samotne matki. Rozumiem, gdy facet pracuje wyjazdowo, że częściej go w domu nie ma niż jest i wszystko tak totalnie na twojej głowie spoczywa!
Ale całej reszcie mam do powiedzenia tylko jedno: na co czekasz???
To nie jest tak, że mąż do ciebie przyjdzie i staropolskim zwyczajem powie: „Daj ać, ja pobruszę, a ty poczywaj”. Człowiek tak już został skonstruowany, że myśli przede wszystkim o sobie. Twój facet myśli o sobie. Twoje dzieci myślą o sobie. Więc czas, żebyś ty pomyślała o sobie.
Bo nikt tego za ciebie nie zrobi! Nie pocałuje w spracowane rączki. Sama musisz się nauczyć zdrowego egoizmu!
ALE – ŻEBY SIĘ GO NAUCZYĆ – TRZEBA WYRZUCIĆ Z GŁOWY KILKA OGRANICZEŃ!
Odbyłam ja wtedy dziesiątki rozmów z kobietami. Poznałam najczęstsze argumenty tych, które nie potrafią zawalczyć o czas dla siebie. I właśnie w tym miejscu chciałabym je przedyskutować.
1. Nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja.
Masz rację. Prawdopodobnie nikt nie zrobi tego po twojemu.
Mąż nie siedzi w twojej głowie. Jeśli poprosisz go o wymycie – dajmy na to – kibelka, to on nie wie, że dla ciebie wymycie kibelka oznacza: wyszorowanie muszli w środku. I na zewnątrz. Wypucowanie deski, wymycie patyczkiem do uszu uszczelek, wyczyszczenie odkamieniaczem spłuczki, a na końcu przejechanie podłogi, płytek i fug wokół. Prawdopodobnie wymyje muszlę. Tylko w środku. I deskę. Bardzo pobieżnie. A na końcu nawet jej nie spuści!
Jednak CO Z TEGO?
Czy naprawdę wypucowany kibel jest ważniejszy od ciebie? Bo ja już dawno sobie podarowałam. Wolę jogę od czystej spłuczki. Serio, nie dajmy się zwariować! Nie zawsze wszystko musi być zrobione na 100%.
Nie zawsze wszystko musi być zrobione przez ciebie.
2. Jak tylko zrobię wszystko, to usiądę i napiję się ciepłej kawy.
Tylko że nie da się zrobić WSZYSTKIEGO. Na tym polega dorosłość, że ciągle coś jeszcze będzie do zrobienia!
To nie jest tak, że musisz sobie ZASŁUŻYĆ na odpoczynek. Musisz, to go zaplanować. Jeśli nie zaplanujesz czasu dla siebie wcześniej – nie będziesz go mieć. To powinien być taki sam priorytet jak ciepły obiad na stole! Bo od tego też zależy dobrostan twojej rodziny. Nieszczęśliwa, zmęczona i sfrustrowana mama to zła mama i może wyrządzić swoim humorem większą krzywdę niż niewyprasowane na czyimś tyłku portki.
Ja często już rano mówię Piotrowi: o 16 idę pobiegać. Żeby wiedział i się do tego przygotował. Jak zapomnę, to on mi przypomni: „A ty nie miałaś przypadkiem biegać?”. No, miałam. Więc proszę, dokończ obiad, pa, widzimy się za godzinę.
3. Mój mąż pracuje, a ja nie. Więc to oczywiste, że zajmuję się dziećmi i domem!
To pułapka, w którą często wpadają mamy, które nie pracują zawodowo. Skoro on przynosi do domu pieniądze – ja się tym domem zajmuję. Tak jest sprawiedliwie.
Tylko, że nie.
O ile postawienie na stole ciepłego obiadu, kiedy strudzony mąż wraca z pracy, jest ok, o tyle zbieranie jego porozrzucanych po całej sypialni skarpetek nie jest ok.
O ile sprzątanie, podczas gdy on pracuje, jest ok, o tyle latanie z odkurzaczem, gdy siedzi na kanapie, nie jest ok.
Bo jeśli on kończy pracę po 8 godzinach, ty też możesz skończyć pracę po 8 godzinach. To nie jest tak, że on w swojej pracy zmęczył się bardziej niż ty z dziećmi w domu. I teraz on może sobie odpocząć, a ty musisz zasuwać dalej. Że jak macie układ: „zajmuję się domem”, to wielmożny pan nie musi już nic w nim robić, nawet swoich ubrań składać, czy sprzątać naczyń po obiedzie.
Żadna z nas nie przysięgała na ślubnym kobiercu: „I że cię nie opuszczę aż do śmierci oraz będę robić za twoją mamę, sprzątaczkę, kucharkę i nianię dla naszych dzieci 24 h na dobę bez żadnej pomocy, tak mi dopomóż Bóg”.
To jest prosty rachunek. Pani, która sprząta, bierze 20 złotych za godzinę. Dajmy na to, że przychodziłaby tylko na 2 godziny dziennie, żeby w domu był stan, który ty utrzymujesz. W miesiącu kosztowałoby to 1200 złotych.
Opiekunka do dziecka kosztuje 15 złotych za godzinę. 15 złotych razy 16 godzin (przy optymistycznym założeniu, że dzieci przesypiają całą noc!) razy 30 dni równa się 7200 złotych.
Śniadanie, obiad i kolacja w najtańszej diecie pudełkowej kosztują jakieś 50 złotych, czyli 1500 złotych miesięcznie. Razem: 9 tysięcy 900 złotych. Tak. Prawie DZIESIĘĆ TYSIĘCY! Tyle co miesiąc oszczędza twój facet, bo zasuwasz na trzech etatach, podczas gdy on na jednym. I jeszcze narzeka. Jeżeli tyle przelewa na twoje konto: spoko loko, stary, to śniadanie pod nos faktycznie ci się należy. Ale jeśli nie, no to co tu dużo gadać: jesteście w tym razem. Razem zasuwacie i razem odpoczywacie, bo wcale cię nie najął do całodobowej pracy wokół domu.
4. Ale my się tak umówiliśmy, że ja sprzątam dom, piorę, gotuję, zajmuję się dziećmi, a mój mąż zajmuje się samochodem, garażem, piwnicą i ogrodem. Mi to nie przeszkadza.
A powinno. Nie chcę cię zmartwić, ale sprzątać, gotować i zajmować się dziećmi musisz codziennie. Tymczasem samochód to raptem godzina-dwie w tygodniu. Garaż i piwnicę również myje się nie częściej niż… Dwa razy w roku? A ogród od września do marca nie wymaga żadnej pracy.
Jeśli twój facet twierdzi, że codziennie musi zrobić coś przy aucie, w garażu, piwnicy albo w ogrodzie, to poważnie, ja bym zeszła i popatrzyła, co tam robi, bo może się okazać, że pije piwo.
5. Robię to dla dobra rodziny. Żeby mieli czysto. I żeby mieli co zjeść.
Dla dobra, powiadasz? Tak ci się tylko wydaje :).
Bo czego uczy się twoja córka? Że kobieta nie powinna myśleć o sobie, tylko o innych.
A czego uczy się syn? Że od sprzątania, gotowania, prania jest baba. Nie rób tego przyszłej synowej, ja cię pięknie proszę.
Uczą się jeszcze, że dom sam w magiczny sposób się oczyszcza. Rzucam ubrania na podłogę, a one wędrują do pralki. Zostawiam naczynia, a kiedy wracam, ich już nie ma. No cuda jakieś, panie!
Dlatego myśl o sobie. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Poproś męża, żeby odkurzył, bo chciałaś sobie poleżeć w wannie. Zajął się dziećmi, bo wybywasz na pazurki. Powiedz dzieciakom, żeby same pozbierały zabawki, bo ty nie masz siły ani ochoty. Nie musisz mieć. To nic złego, że wolisz w tym czasie przeczytać kilka stron książki. Masz do tego prawo! Nie ty przecież te zabawki rozrzuciłaś.
Pamiętaj, że robisz to nie tylko dla siebie. Lecz dla was wszystkich.
Ja pomimo dwójki dzieci (2 i 4lata) od czasu przebywania z nimi w domu 24/7h praktycznie od dnia ich urodzin mam czas na codzienny serial lub że 2 godziny czytania książki. Gotuję, sprzątam, ale tak się organizuje, żeby mieć czas wyjść do koleżanki lub poleżeć z książką w ręku, gdy dzieci się bawią. I niech nikt nie mówi, że się nie da.
Myślę, że to bardziej nie kwestia tego, że się „nie da” co „nie potrzebuję/mam inne sprawy na głowie/jak już to zrobię, to odpocznę”.
Plus kobiety, które pracują, nadal niestety czują, że MAJĄ OBOWIĄZEK po pracy uszykować dom na przyjście męża oraz dzieci. Tak, myślałam, że dawno mamy to za sobą, ale w rozmowach wyszło, jak wiele biegnie na złamanie karku, żeby: zrobić zakupy, obiad, posprzątać. Żeby wszystkim było miło i przyjemnie.
Pytanie, czy im samym jest miło i przyjemnie?
Niestety nie wszystko jest kwestią organizacji. Nie raz miałam pięknie wszystko zaplanowane zorganizowane itp itd i nic z tego. Bardzo dużo zależy od wsparcia drugiej osoby i samego dziecka, a przy moim high need baby jedyna stała część dnia to poranek, a dalej karuzela i jedna wielka nie wiadoma. Nauczyłam się odpuszczać i mam dużo w d… . Idę na żywioł. Dzięki temu czas dla siebie na reset przy serialu mam prawie codziennie, bo inaczej mózg by mi rozsadziło.
Ogólnie, kiedy zostajesz rodzicem, często jest tak, że plany się sypią i trzeba się nauczyć być elastycznym.
I to prawda. Bez Piotra wolny czas to ja bym mogła sobie tylko namalować. Dlatego tak ważne jest wsparcie partnera, dzielenie się, wymienianie (teraz ja mam godzinę dla siebie – jutro ty).
Mam tak samo, moje dziecko samo się nie pobawi. Wymaga ciągłej obecności i uwagi. A od urodzenia sajgon – nietolerancja mleka, potem refluks, potem wymiotowanie mlekiem do 10 miesiąca. Później miało być lepiej. Nic z tego. A tu praca, budowa domu, mąż zajęty – ja padam o 21, on ciągle coś robi do 24. Sztafeta i byle przetrwać.
A ja też mam dwójke dzieci ( 3 i 6 lat) i nie mam tyle czasu. No i otóż ponieważ gdyż nie wszystko „jest kwestią organizacji”. Tak że ja ci powiem, że tak, czasem się nie da.
Cudowny tekst.!
Przelicznik mojej pracy muszę wykuć na pamięć i wspominać o nim jak rodzina ( nie mąż) wytyka mi ze całymi dniami SIEDZĘ w domu ! Powiem szczerze ze w oku łezka mi sie zakręciła!
To i tak bardzo „oszczędnie” liczyłam :)
No nie wiem :) Jestem jak najbardziej za twoim myśleniem , że każda kobieta musi mieć czas dla siebie. Ja mam taki czas ja mąż jest w pracy na popołudniowej zmianie do 22 , a dziecko śpi. Wtedy mam czas na oglądanie seriali , czy czytanie. Ale też lubię zajmować się domem , prać , gotować , sprzątać .Czu to coś złego ? A zakupy spożywcze to uwielbiam robić :) I też pracuję zawodowo
No cóż… chyba jestem jakimś dziwolągiem, ponieważ u mnie w domu role układają się zupełnie odwrotnie i to już od 16 lat. Mam wspaniałego męża, który robi w domu wszystko, dosłownie wszystko…obydwoje pracujemy zawodowo, ale to mąż spędza zdecydowanie więcej czasu w kuchni czy z synem (oj, przepraszam, tutaj staramy się po równo), natomiast ja zawsze miałam i mam czas dla siebie…jeśli chodzi o sprzątanie, to bardzo lubię to robić i robię, ale nie codziennie na błysk, lecz raz w tygodniu, natomiast codziennie każe z nas ogarnia z grubsza tam, gdzie potrzeba. Jakoś nie mogę zrozumieć, że w 21 wieku trzeba uczyć męża i pokazywać mu, co ma robić w domu…u nas wszystko wynika jakoś tak naturalnie, nie potrafię tego inaczej określić…i jest nam z tym dobrze…pozdrawiam serdecznie.
Bo podstawą udanego życia w kwestii domowego ogarniania spraw jest niestety tak naprawdę wybór partnera. Nie wierzę, że faceci pokazują swoje prawdziwe oblicze dopiero po ślubie. Myślę, że pokazują od początku, a na pewno w trakcie trwania związku, przecież prawie wszyscy dzisiaj ze sobą mieszkają przed ślubem. Ale wiele kobiet nie widzi albo nie chce widzieć z kim się wiąże. A po ślubie, gdy pojawią się dzieci domowe obowiązki doprowadzają do wiecznym wojen, pretensji. Twoja sytuacja powinna być absolutnie naturalna dla każdej pary, a jest nielicznym pozytywnym przykładem. Kultura patriarchatu jest bardzo silna i myślę, że jeszcze z 1-2 pokoleń potrzeba, by większość panów dostosowała się „ewolucyjnie” tak jak Twój fajny mąż. :) Żeby wyszli z jaskini. Zazdroszczę, oby więcej takich mężów!
Chodzi o to, że:
1. Kobiety mają zły przykład wyniesiony w własnego domu rodzinnego i myślą, że właśnie tak powinno być.
2. Dopóki nie ma dzieci, da się spokojnie prowadzić dom i pracować, i jeszcze znaleźć czas dla siebie (przed dziećmi na siłowni byłam codziennie!). Babki są dumne, że tak pięknie ogarniają i nie spodziewają się, jak dziecko wywróci ich życie do góry nogami (bo też w Polsce o narodzinach dziecka mówi się w samych superlatywach: będzie cudownie, miłość, miód i orzeszki. I tak jest, ALE dochodzi mnóstwo obowiązków i ogromna odpowiedzialność – ciężko to ciągnąć w pojedynkę).
3. Gdy są dzieci i orientujemy się, że zabrnęło to za daleko, bo nie mam czasu na nic, jest już za późno, żeby wymiksować się ze związku.
Ad. 1 – zgadzam się w 100%, ale poszłabym dalej (o tym zresztą było wspomniane w poście) – to mężczyźni mają zły przykład wyniesiony z własnego domu! Jeśli matka (twoja teściowa), wychowała synka w taki sposób, że wszystko za niego robiła, to nie ma co się dziwić facetowi, że w dorosłym życiu palcem nie kiwnie – starego psa nie nauczysz sztuczek. Najgorzej jak mąż powiela błędy swojej matki i w taki sam sposób wychowuje syna – historia zatacza koło :(
I tak mnie w sumie zmusiło do przemyśleń… Nie powiem znajduję czas dla siebie ale… W domu robię prawie wszystko: pranie, sprzątanie, gotowanie, załatwiam wszystkie sprawy związane z samochodem, logistyką i opieką nad dzieckiem a do tego pracuję na pół etatu i robię studia podyplomowe. Chyba źle ogarnęłam temat podziału obowiązków ? tylko jak się teraz z tego wyplątać?
Porozmawiać. Zawsze porozmawiać z mężem że czujesz, że coś chcesz zmienić. Na spokojnie bez wyrzutów.
Nie robić. Nie wychylać się przed szereg. Pozwolić się porozpieszczać. I komunikować swoje potrzeby.
Próbowałam ;) tylko jest mały problem, bo kiedy podłoga zaczęła się kleić to jedyną osobą której to przeszkadzało byłam ja… śmieci wysypujące się z kosza itp też nie zadziałały… Od kilku dni karton po przesyłce stoi na środku korytarza… Mąż oczekuje chyba, że w końcu dostanie nóg i sam się wyniesie do śmietnika :( Zakomunikowałam chęć pozbycia się kartonu… bez odzewu… W sumie to mąż mało się do mnie odzywa… Zastanawiam się czy śmiać się czy płakać, bo kiedyś uważałam się za inteligentną osobę a teraz zaczynam to poddawać w wątpliwość…
Znam to. i teksty „przecież nic nie musisz robi”. Rozmowa jest niezbędna. Tylko co w sytuacji gdy probujesz rozmawiać i nic to nie daje? Ja mogę serdecznie teśiowej podziękować za wychowanie syna na człowieka dwuleworęcznego. Z mojego przykłądu powiem tyle – brudna podłoga i niedocenianie faktu, że w magiczny spsób się czyści sprawia, że wilka miłość kurczy się do rozmiarów trudu znoszenia obecności drugiego człowieka a o gorszych i płytszych uczuciach już mówić nie będę.
Więc Panowie, którzy raczej tegi nie czytacie, zadbajcie o uczucia którymi was dażymy w prosty sposó – zaangażowanie w życie rodzinne i dom.
Tak zwany typ krokodyl (wielka paszcza, małe rączki) :)
Super tekst. Z wszystkim zgadzam się w 100%.
Ale ja Cię uwielbiam za ten tekst, właśnie tego dziś potrzebowałam!
Pięknie to ujęłaś! Mam nadzieję, że tak będzie wyglądało moje życie – w sensie w tej prawidłowej wersji :)
A mi się ten tekst nie podoba, jestem obecnie jandrugim macierzyńskim i naprawdę nie pracując zawodowo jest się w stanie ogarnąć dom, dzieci, obiadki, budowę nowego domu i mieć czas na seriale, ćwiczenia i kąpiele w wannie. Naprawdę nijak się to ma do sytuacji gdy w tym samym momencie idzie się do pracy na etat :/
Czasami się da. A czasami się nie da.
Tzn. są dzieci, które śpią tylko przy mamie. A jak się obudzą, absorbują 100% uwagi (wiem, bo sama mam takie dzieci) :) co prawda dawałam radę prowadzić z nimi bloga, a nawet mieć czas dla siebie: ćwiczenia z Chodakowską na macierzyńskim pamiętam jak dziś :D więc wychodziłam z takiego samego założenia co Ty. Dlatego te 70% na maksa mnie zdziwiło! Byłam pewna, że może 10% zaznaczy „nie ma szans”, a tak to kobitki na luzie ogarniają czas dla siebie.
Ale potem zaczęłam z tymi kobietami rozmawiać. I wyobraziłam sobie, że mam męża, który wraca z pracy i nie przejmuje ode mnie dziecka. Ba! Rozsiada się wygodnie i oczekuje, że będę sprzątać jego ubrania czy naczynia. Wiesz, takie kolejne dziecko do zaopiekowania. Albo twierdzi, że ma robotę w garażu, więc to – co w domu – go nie obchodzi.
Są też oczywiście kobiety, które mają to na własne życzenie, bo uważają, że MUSZĄ poprasować majtki i skarpetki. I że nikt nie zrobi tego tak dobrze jak one. Albo są dumne z tego, że dom taki idealny, a mąż z żonki zadowolony.
No różne są sytuacje w życiu. To, że ja daję radę, oznacza tylko, że ja daję radę. A nie że wszystkie kobiety na świecie.
Bez wsparcia Piotra nie dałabym rady. Myślę, że czasami warto popatrzeć trochę szerzej, poza swoją sytuację w życiu.
Oczywiście równocześnie to nie oznacza, że kobieta, która pracuje, ma łatwiej, lepiej. Ale tej niepracującej poświęciłam tylko jeden punkt. Pozostałe dotyczą zarówno mam w domu, jak i mam na etacie. Wniosek jest jeden: nie możesz robić wszystkiego sama!
Na drugim macierzyńskim nie wiedziałam, jak się nazywam. Pierwszego pół roku życia córki nie pamiętam. Byłam wykończona. Gdyby mi ktoś kazał budować w tym czasie dom i pucować kąty, to bym zamordowała. Siebie zapewne. I doprawdy mam inne zdanie w kwestii porównania całodobowej obsługi dzieci z pracą na etat ;-) .
Zgadzam się, czas pomyśleć w końcu o sobie, bo jeśli samej się o sobie nie pomyśli to nikt tego nie zrobi. Ja żyłam wiele lat w takim związku, mój były nie robił nic, nawet gdy go prosiłam. A jeśli już coś zrobił potrafił mi to wypominać przez przynajmniej tydzień. Wszystko było na mojej głowie, praca, dom, dziecko, zakupy, rachunki, sprzątanie, pranie, wakacje, wizyty u lekarza, urodziny rodziny itd. Aż pewnego dnia powiedziałam, że między nami koniec. Zostałam sama z dzieckiem, przestałam w końcu latać codziennie z odkurzaczem, bo zrozumiałam, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż wypucowane mieszkanie. Dzięki temu zaczęłam robić coś dla siebie. I jestem w końcu szczęśliwa.
U mnie było tak, że jak dzieci były małe, to byłam na wychowawczym. Później mąż pracował w delegacji, często go nie było. Z każdym rokiem dokładał mi, a ja głupia przyjmowałam kolejne cegiełki- opieka nad dziećmi, zakupy, gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, wożenie na zajęcia, płacenie rachunków … Nie wspomnę, że od kiedy młodsza córka skończyła 2,5 roku to wróciłam do pracy, najpierw na 6 godzin, a teraz mam cały etat, no i dodatkowo ćwiartkę, którą robię w domu, ale samo się nie zrobi. Zbuntowałam się, kiedy mąż zaczął pracować na miejscu, jeździ na 8 godzin. Często się kłócimy z tego powodu. On uważa, że nie brudzi, więc nie musi sprzątać- przecież to dziennie 2 talerze, kilka ubrań na tydzień, nie rozumie tego, że żeby zjeść trzeba ubrudzić stertę naczyń i zrobić zakupy, że te jego spodnie trzeba wrzucić do pralki (najpierw przekręcić na lewą stronę), wyprać, powiesić, wyprasować, schować do szafki i przy okazji odkurzyć, umyć podłogę, bo z ubrań się sypie, nie wspominając o brudnych ręcznikach, pościeli.., że korzysta z łazienki i innych pomieszczeń, w których się brudzi, kurzy… Jego wspólne spędzanie czasu to oglądanie razem tv, na mnie zrzuca winę, że nie układa się, bo nie mam dla niego czasu. A on wraca z pracy, siada na kanapie, ogląda tv i gra do wieczora (uważam, że jest uzależniony od gry). Próbowałam tłumaczyć, obrażać się, dzielić pracę, nie robić… nic nie skutkuje. Najgorsze, że wymaga też od córek, żeby mu podały picie, zrobiły kawę, przyniosły telefon… Macie jakiś pomysł, jak dotrzeć?
Ja bym zapytała: „Ja też nie brudzę. Dlaczego więc ja mam po wszystkich sprzątać?”.
A tak serio, to po prostu NIE ROBIĆ. Naprawdę, innego sposobu nie ma. Skoro nie brudzi, to zostawiaj te jego naczynia na jego miejscu przy stole. Obudzi się, jak nie będzie miał gdzie czystego talerza postawić. Zostawiaj te jego spodnie. Najpierw kilka razy przylezie, że mu się skończyły, ale nawet najbardziej oporna jednostka w końcu idzie w stronę pralki, bo w samych gaciach chodzić nie będzie. Nie podawać tego picia (co on, trzy lata ma? Toż to moje dzieciaki już same sobie przynoszą!).
Oczywiście, okres przejściowy jest trudny (bałagan!), ale potrzebny, żeby mogło być lepiej :)
Wiesz, bardziej od tego bałaganu drażni mnie to, że on wówczas zachowuje się jak obrażony, urażony książę i wzbudza w innych poczucie winy stwierdzeniami „nikt mnie nie kocha”. A bałaganu nie będzie, bo do pracy podczas mojej nieobecności postawi dzieci, my mamy już duże dziewczyny 11 i 13-letnia, więc traktuje je jak tanią siłę roboczą. Dzieci są posłuszne, jak się stawiają, to na nie pokrzyczy lub jest dla nich potem nieprzyjemny i na każdym kroku się czepia, więc dla świętego spokoju zrobią, co im każe. On po prostu bierze, jakby uważał, że to mu się należy nie bacząc na innych, ich uczucia. Ja wiem, że dawno minął czas, ze kobiety ogarniały wszystko, a mężczyźni zarabiali na dom. Wiem, ze zrobiłam błędy, za które teraz pokutuję. Nie zwracam uwagi, jak coś jest zrobione nie po mojej myśli, ale też przesadnie nie chwalę, bo nie ma 3 lat, mi też na każdym kroku musiałby śpiewał peany za każdy obiad,czy sprzątniętą łazienkę. Dziewczyny w domu trochę pomagają, staram się nie sprzątać po nich (kiedyś to robiłam), nie podstawiać pod nos, jak wchodzę po pracy i widzę, że zrobiły bałagan w kuchni, to czekam z robieniem obiadu, aż posprzątają. Dobrze rokują, nie chciałabym aby wyrosły na usługiwaczki dla męża, ale to mój mąż tak je wychowuje i nie daje sobie nic przegadać. Powiem C, że to naprawdę ciężki charakter, bardzo autorytatywny i władczy.
masakra. u mnie podobnie. tyle , ze mam male dzieci rok i poltora. tu chyba tylko odejscie od tej osoby poprawi sytuacje. mam tez takie wrazenie, ze wtedy wroci ta moja chec do zycia…
Odejście? No bez przesady. To moim zdaniem nie jest w ogóle żadna opcją! Trzeba rozmawiać! Rozmawiać i rozmawiać, aż to jakoś poskutkuje. Jeśli będzie się powtarzało coś tysiąc razy to w końcu dotrze do męża, że chyba tej żonie coś tam jednak nie pasuje, więc może warto by coś pozmieniać. U mnie nie pomagały nigdy żadne taktyki, typu: zostawię, niech sobie sam coś zrobi, bo mąż jest uparty do kwadratu. Jedyne co skutkuje to spokojna rozmowa, nie podczas kłótni(!), bez wyrzutów, tylko coś w stylu: uważam że to co robimy nie sprawdza się…. Przeszkadza mi że mam tak dużo na głowie, wydaje mi się że gdybyś ty zajął się sprzątaniem łazienki i zakupami to miałabym siłę na jakiekolwiek rozrywki…. Itp itd.
Nie wiem czy u każdego podziała, ale jest to milion razy lepsze podejście niż „odejść”! Nie po to się przysięga że będziemy że sobą do końca życia, żeby przy problemach z organizacją domu uciekać, bo się niedogadalismy…
No wlasnie zalezy od osoby. Niektore rozumieja po rozmowie, niektore musza doznac szoku i zostac z dziecmi na dzien dwa i ze wszystkimi sprawami a inni nawet jak zostana na dzien, to i tak im to nic nie da :-) ktos ponizej napisal, ze w koncu odszedl i kobieta odzyla , jej byly maz dopiero po sprawie sadowej znajduje czas dla dzieci po przyznaniu tzw widzen. Wiec tak jak widze, nie kazdy facet rozumie jak sie tylko mowi. A czasem mozna mowic do grobowej deski, tylko mysle mi jako kobiecie dzwigajacej „ciezar dnia” co mi z tego zycia… Mowic bez efektu :-) O to mi chodzilo.
Bo sama rozmowa to za mało. Może, na początku związku wystarczy.
Choć owszem, swoje potrzeby TRZEBA komunikować. Jeśli facet jest wyjątkowo oporny i nie działa np. „Zamykam się w łazience, czy możesz w tym czasie pobawić się z dziećmi?” powiedz: „Teraz potrzebuję godziny dla siebie. Jak skończę, ty będziesz miał godzinę dla siebie” lub: „Ja idę odkurzać, wymyj w tym czasie łazienkę”. Sygnalizujesz, że to nie tak, że Ty nic nie robisz, chcesz go tu wyzyskać. Ty coś z siebie dajesz i prosisz, żeby on tyle samo dał z siebie.
Uważam również, że nie ma co się wychylać przed szereg. Jeśli dajmy na to facet nie zanosi ubrań do prania, to ja bym zacisnęła zęby i też ich nie zanosiła. Trudno. Jak skończą się skarpetki, to może otrzeźwieje. Jak skończą się kubki, nikt nie poda pod nos kolacji, itp.
Ogólnie drugiej osoby nie da się zmienić. NIGDY. Jedyne, co możesz zrobić, to zmienić siebie. Swoje postępowanie, tok rozumowania. Jeśli zaczniesz stawiać również siebie na pierwszym miejscu, mężczyzna nie będzie mieć wyjścia: albo się dostosuje, albo odejdzie, bo poślubił inną kobietę. Ale jak kocha, to nie odejdzie.
Ok, Moniko, trochę lepiej teraz Cię rozumiem:) No właśnie chyba problem jest tu, że niektórzy nie chcą się dogadać, co jest bardzo smutne. Na pewno przede wszystkim trzeba komunikować swoje potrzeby i oczekiwania, bo nikt nie siedzi w naszych głowach i nie odgadnie co nam w duszy gra (przecież my same czasem tego nie wiemy!;P). Ale rozmowa ma sens jeśli dwie osoby pomimo kłopotów i innych potrzeb CHCĄ się porozumieć i wypracować kompromis, co zazwyczaj jest ciężkie, ale osiągalne. Jednak jeśli jedna ze stron trwa uparcie przy swoim to mamy sytuację trochę patową:( szczerze, nie wiem co bym zrobiła w takiej sytuacji. Chyba wykorzystała wszystkie sposoby o których wcześniej pisałyście.
Moniko, Gosiu, życzę wam szczerze i z serca żeby wam się udało znaleźć swoją własną metodę na porozumienie z waszymi mężami! Trzymam kciuki!
U nas jest tak…do południa gdy ślubny jest w pracy gotuje prasuje posprzątam . Później czas mamy i synka,;)Wiadomo..ale gdy przyjdzie mąż..pomimo że jest zmęczony pomyje po sobie ,posprząta…odpocznie godzinke i jest wspólny czas… ojca i syna;) ja odpoczywam godzine może dwie… dołączam do nich… wieczór tylko dla nas…a w weekend? Wspólne sprzątanie gotowanie…;)) Całą trójką…
Oczywiście zgadzam się w 100%! Poradzcie mi tylko co odpowiedzieć mężowi na to np ‚ide na pazurki’…kiedy on zaczyna cały się fochowac że on też wrócił z pracy i też by chciał sobie odpocząć albo zrobić coś dla siebie… Jak to szybko uciąć, bo po chwili zaczyna się jedno wielkie wypominanie sobie nawzajem. Ze ty wtedy miałeś czas a ty wtedy miałaś czas…
Z dziećmi -a póki co starszą córeczka 2.5roku (mlodsza roczek)- nie ma problemu, bo ja uczę co należy do jej obowiązków(oczywiście w tonie i języku pasującym do jej wieku :) . Ale czasem starego psa nie nauczysz nowych sztuczek…
Ja się zawsze umawiam: słuchaj, biorę dzieciaki na spacer na godzinę, a potem ty przejmujesz na godzinę, bo chciałam to i to :)
Albo: teraz wychodzę na dwie godziny i zostawiam cię z dziećmi, ale jak wrócę, ty będziesz miał dwie godziny dla siebie.
Ustalam to po prostu z góry (teraz coś dla mnie – potem coś dla ciebie).
Mam 3 córki, w wieku szkolno przedszkolnym, jestem sama – Rozwiedziona. Pracuję zawodowo I dopiero po rozwodzie – tak tak – dopiero teraz mam dla siebie czas.. Bo tata w końcu spędza czas z dziećmi w weekendy (co się wcześniej nie zdarzało),a ja zyskałam te kilka wolnych wieczorów w miesiącu. I odżyłam
to chyba tez wlasciwa droga dla mnie. :-)
Ja czasem tez mysle ze to jedyne rozwiazanie zeby miec troche czasu dla siebie bez sluchania o tym jaka to ja jestem nieogarnieta i leniwa bo czesto przedkladam odpoczecie pol godz w weekend z ksiazka nad np zlozeniem zalegajacego prania. Dwojka dzieci 2 i 5 lat. Mlodsze mega wymagajace o krok odstapie to ryk. Pracuje na caly etat. Jedyne co moj maz sumiennie robi to 2 razy w tyg odbiera dzieci z przedszkola bo wie ze jakby nie to to bym musiala zmniejszyc wymiar pracy. Potrafi tez swietnie ogarnac i dzieciaki i dom. Ale jak to zrobi, to z wyrzutem ze sie da i wcale nie jest tym ztyrany a ja przesadzam. Tak tylko ze zrobi to w zrywie 1 na miesiac moze, a dzieci nie przescigaja sie w walce o jego uwage jak to sie dzieje w mojej obecnosci. Jak on zorganizuje dzieciom zabawe to w celu takim zebym ja np obiad zrobila. A jak mnie w miedzyczasie zauwazy z telefonem to wyzuty. Pozniej oczywiscie zalega na kanapie a ja zajmuje sie dziecmi plus drobne prace domowe. Za punkt honoru postawil sobie chyba ze przenigdy nie wezme obu dzieci na spacer zebym mogla sobie w spokoju odpoczac badz nawet cos w domu ogarnac spokojnie bez dziec po prostu pobyc samai. To samo ze wstawaniem rano w wekendy. Wele dyskusji bylo na ten temat ale sa osoby ktore najbardziej dbaja o siebie jak pisze Ilona i sa osoby ktore dbaja tylko i wylacznie o siebie i maja reszte w d. Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulowac i zazdroscic wszystkim wam u ktorych wprowadzenie wymienionych w tekscie punktow jest mozliwe. Kazda z nas sobie meza wybrala. Ja wybralam zle.
Ojej, masz dość i jesteś mega zmęczona, to widać i słychać w twoich słowach! Brzmi to wszystko kiepsko, ale może da się coś jeszcze z tym zrobić? Może jest ktoś (babcia, jedna bądź druga? Ciocia, wujek?) kto mógłby się odciążyć choć raz na jakiś czas żebyś złapała oddech? A obowiązki domowe mają to do siebie że czasem…. można je po prostu zignorować;) spróbuj, polecam szczerze;) może jak mąż zauważy że ktoś inny ci pomaga, to mu się głupio zrobi i sam zaproponuje że on to zrobi? A z tymi weekendami, to też tak miałam, ale w pewnym momencie już nie wytrzymałam i powiedziałam że mi też należy się jeden dzień w tygodniu żeby się porządnie wyspać i powinniśmy ustalić że np w soboty ja śpię do oporu, a on zajmuje się dziećmi w ciszy(!) żebym ja mogła pospać, a w niedzielę na odwrót. Powiem Ci że od tamtej pory życie zmieniło barwy dla mnie! Jeden dzień spania do 9 lub 10, bez nocnych pobudek, to jest coś wspaniałego! I KAŻDEMU się należy! Spróbuj pogada. Chociaż o tym weekendzie z mężem, może akurat to do niego przemówi, bo jak to nie jest sprawiedliwy układ to już nie wiem co nim jest!
Witaj w klubie. Dopiero kiedy spakowałam siebie i dzieci i wyniosłam się to odżyłam. W małżeństwie byłam tylko sprzątaczko-kucharko-nianią z funkcją seksu. Teraz wychowuję dzieci sama, pracuję i mam czas dla siebie. A dzieci mam wymagającego (jedna córka ma autyzm, druga padaczkę). Oprócz przedszkola wożę je na zajęcia terapeutyczne. I mimo tego jestem w stanie mieć czas dla siebie.
A ja kiedyś mojemu mężowi, po pewnej wymianie zdań na temat mojego siedzenia w domu z dziećmi, zrobiłam ?niespodziankę? i powiedziałam, że daję mu całą sobotę na to tzw. SIEDZENIE z dziećmi;) i żeby nie zapomniał zrobić zakupow, prania, posprzątać itp. On oczywiście, na to, ze spoko, bułka z masłem! Kiedy wieczorem wróciłam, czekał na mnie z dzieciakami pod drzwiami z ogromną ulgą na twarzy, ogromnie zmęczony jak po harówce w kopalni. ? A dom wyglądał jak po wybuchu bomby atomowej? Od tej pory daje mi tą chwilkę dla siebie w ciągu dnia i jakoś nie protestuje jak mu powiem, żeby posprzątał to czy tamto. Terapia szokowa podziałała.
Piękne słowa.
Przeczytałam ten tekst i mam ochotę się dosłownie popłakać…. Tydzień temu wypadł mi dysk (kręgosłup)… Ledwo mogę się ruszać, chodzić… A dziś poskladalam i poprasowalam górę ubrań (mam 5 dzieci…), ukladalam je na półki, odkurzalam, myłam podłogi, przepralam całą kanapę bo córka miała wypadek w nocy… , sprzątlam dzieciom w pokoju, wywalilam ich pościele za okno żeby się przewietrzyly, sprzątlam swoją sypialnie, umylam naczynia, zrobiłam obiad, byłam po córkę w przedszkolu, na zakupach… I właśnie teraz, położyłam się na 5min i przeczytałam ten artykuł… W międzyczasie do sypialni wpadł mąż, że zaczął padać deszcz, dzieci mają całe mokre pościele i przez moje lenistwo i niedopatrzenie nie będą miały od czym spać… Boże, za co??…
Mam 5 miesięczne dziecko i męża alkoholika, któremu nie mogę powierzyć nawet na chwilę dziecka żebym mogła sobie odpocząć. Wszystko jest na mojej głowie a mąż jest bardzo nieodpowiedzialny. Studiuję zaocznie i ledwo zdaje bo nie mam czasu na naukę (zanim urodziło się dziecko to całkiem dobrze mi szło). Boję się powrotu do pracy bo już całkiem padnę na twarz a wiem że mąż mi nie pomoże tylko jak zwykle dołoży roboty i zmartwień.
Dlaczego jeszcze z nim jesteś?
Jeszcze go kocham ale nie wiem jak długo poza tym nie dałabym chyba rady finansowo bez męża- wynajem mieszkania drogi plus opłaty i w sumie w mojej okolicy sporadycznie pojawia się coś na wynajem. Być może jestem już współuzależniona.
Rozumiem. Dużo, naprawdę dużo sił i oby udało się rozwiązać tę sytuację jak najlepiej!
Piątką dzieci!!! Na pewno miłośćx5, ale ile pracy?! Chylę czoła i życzę odpoczynku! Trzymaj się i dbaj o siebie i kręgosłup!
Dziękuję z całego serca… :)
Tak czytam i sama nie wiem co mysleć. W polowie się zgadzam (że potrzebujemu czasu dla siebie, że to wszystko da się zrobić). Nie zgadzam się z egoizmem i z tym, że facet o tobie nie pomysli.
Staramy się z mężem tworzyć rodzinę opartą na wierze katolickiej. Kierowac sie tylko miloscią, nie egoizmem. Kiedy obydwie osoby w związku o to sie starają ,jest pięknie. Moj mąż po całym dniu pracy wraca do domu i zawsze mowi „idź odpocznij, ja się nią zajmę bo jesteś zmęczona po całym dniu z dzieckiem. I dodaje: tylko zamknij drzwi i nie patrz jak daję jej kolację” haha
To, że Twój facet o Tobie myśli i nie musisz go informować o swoich uczuciach i potrzebach (a może informujesz, dlatego myśli?) jest super, ale naprawdę, nie każdy ma w sobie tyle empatii, żeby wczuć się w drugą osobę i np. zauważyć jej zmęczenie (zwłaszcza, jeśli sam jest zmęczony). To, że kobieta KOMUNIKUJE się w sposób jasny: „Czy możesz przyjść do dzieci, bo ja chcę poleżeć w wannie, padam dzisiaj z nóg” i nie czeka, aż partner sam się DOMYŚLI nie jest niczym złym. A nawet jest podstawą zdrowego związku!
I na tym właśnie polega ZDROWY egoizm. Dbam o innych, ale nie zapominam przy tym o sobie, nie stawiam się na ostatnim miejscu, ponieważ ja sama również jestem dla siebie ważna.
Mówienie, że – jak kocha i szanuje – to powinien takie rzeczy wiedzieć, sprawia, że kobiety czekają, czekają i wiesz co? Nigdy się nie doczekają!
Zgadzam się!
Ja bym jednak tego egoizmem nie nazwała. Więc chyba tylko inaczej patrzymy na pewne pojęcia :)
I jasne, że komunikuję swoje potrzeby. To zupełnie wg mnie naturalne
Bardzo ważny temat! O tym zwykle się nie mówi.
Ja mieszkam z chłopakiem od roku.
Jednak pewnego razu powiedział mi, że nie wolałby żebym ja zajmowała się domem i nie pracowała a on jedynie zarabiał.
Obecnie oboje pracujemy. Jednak ja zarabiam o wiele mniej. Z tego względu jego zdaniem lepiej wyszłoby jakbym była w domu.
Często poruszam z nim temat podziału obowiązków, lecz zawsze kończy się to konfliktem. Jak coś poproszę zrobić w domu, ma wielki z tym problem. Przez ten problem, narastają coraz to nowe konflikty.
Boję się co będzie później, jakbyśmy mieli dzieci.
Nie daj się :) jemu jest tak wygodnie, żeby ktoś zajął się domem i gotował (a jak pojawią się dzieci – to je ogarnął). Wiem, co mówię, bo też pracuję i też byłoby mi wygodnie, gdyby Piotr w tym czasie był „gosposiem domowym” (if you know what i mean ;)). Ale są ludzie, którzy nie potrafią żyć tylko dla innych (ja, mój mąż), których to frustruje, którzy muszą realizować własne cele (zawodowe), bo inaczej się uduszą. To nic złego! Ale potrzebują wsparcia partnera (żeby łączyć wszystkie swoje życiowe role: rodzica, małżonka).
To nie fair wymagać od drugiej osoby, żeby rzuciła swoje dotychczasowe życie (pracę, nawet jeśli mniej płatną, to nie ma nic do rzeczy, bo dla niektórych praca to nie tylko pieniądze, ale również możliwość samorealizacji czy spotkań z innymi ludźmi), bo JA chcę się rozwijać zawodowo bez przeszkód. JA chcę, żeby ktoś zadbał o dom i był moją mamusią. No nie, bądźmy poważni, bądźmy dorośli! Bądźmy po prostu partnerami i nie róbmy drugiej stronie tego, co dla nas niemiłe.
NIGDY nie zgadzaj się na taki układ. Będziesz całkowicie zależna od mężczyzny, to z czasem będzie miało wpływ na twoje poczucie wartości. Nie ważne, że zarabiasz mniej, ważne, że możesz być samodzielna. To, o czym piszesz, to już nie jest dzwonek alarmowy, a syrena. Nie będzie lepiej, a jak pojawia się dzieci będzie dużo gorzej.
Dla mnie ten atrykul jest potwierdzeniem ze nie jestem sama…ze jestem normalna:)a mam dokladnie te same podejscie do zycia …taka moja wola….tak wyszlo….:)tak jest..i nic na sile..
Tak wiele kobiet powinno to przeczytac ! Mnistwo moich kolezanek czesto sie mnie pyta: jak to mozliwe ze masz vzas dla siebie ? Jak to twoj partner zostaje z dziecmi albo jak to mozliwe ze ci tyle pomaga? Hmmm u nas tak bylo od poczatku ponagamy sobie nawzajem, szanujemy siebie i swoja potrzebe odpoczynku. Zostalam nauczona tego w domu, ze NIE JEStEM sluzaca i takiego partnera, ktory ma podejscie fo partnerstwa jak ja szukalam i zyje nam sie super. Kazde z nas sie spelnia, pielenguje swoje hobby, spedzany czas razem, oboje jestesmy zadowoleni a nie zMeczeni, wkurzeni, a burza wisi non stop w powietrzu.
Szkoda, że żaden facet nie skomentowal tego tekstu. Dać go mężom/ partnerom do przeczytania. U mnie ten problem też się oczywiście pojawia. Wszystko ładnie pięknie gdy oboje jesteśmy zdrowi i w maire wypoczęci. Gorzej, gdy któreś chore, niewyspane itd to wtedy zaczyna się przerzucanka co kto ma zrobić (jednej osobie ciężko jako że mamy trójkę dzieci w tym niemowlę). Bez niemowlaka mieliśmy temat dobrze ogarnięty, a teraz nam się zrobiły przepychanki.
Kasia, bo taki trudny okres w życiu. Trzeba sobie poukładać życie na nowo, przeorganizować je w nowym składzie. Plus dochodzą zarwane nocki, a wtedy ludzie – zamiast rozmawiać – na siebie warczą. Dużo sił i zdrówka, i pamiętaj, że – jak to z niemowlakiem – będzie tylko lepiej! :)
Dzięki Ilona! Niby wiem, że to się zmieni, ale jakoś w to nie wierzę :-):-):-)
Pamiętam, jak urodziłam pierwsze dziecko i jakbym dostała w twarz, bo całkowita zmiana życia. Bardzo, bardzo wtedy potrzebowałam świadomości, że jeszcze odnajdę równowagę, że to totalnie przejściowe, poznajesz dzieci na wylot, one rosną, zaczynają się komunikować, przesypiać noce, bawić same, dzień zaczyna przypominać dzień, a nie zlewać się z nocą, nawet pojawiają się całkiem długie chwile nudy w ciągu dnia. I co? I wszyscy wokół mówili: „Będzie tylko gorzej!”, „Jak teraz narzekasz, to co będzie potem?”.
Nie mieli racji! Teraz patrzę na moją odchowaną dwójkę i już nawet nie pamiętam tego pierwszego okresu :) i ja wiem, że Ty wiesz, że to minie, bo przechodziłaś to dwa razy, no ale warto każdej mamie (nawet tej doświadczonej!) przypominać, bo to normalne, że łapie chwile zwątpienia: to tylko rok na wariackich papierach, a potem wszystko powoli, powolutku się stabilizuje i jest cudownie, bo jedna istotka więcej do kochania :)
Dlaczego mój post, w którym się z wami nie zgadzam nie został opublikowany?
1. Ponieważ obrażasz w nim inne kobiety (i to w dość niewybredny sposób), a na to nie ma miejsca na moim blogu.
2. Ponieważ nie zrozumiałaś mojego wpisu: nie jest on o mamach, które nie pracują zawodowo. Poświęciłam im TYLKO jeden punkt. Pozostała część tego tekstu dotyczy również mam na etacie. Sama pracuję i w żadnym miejscu nie stwierdziłam, że mama pracująca ma łatwiej/lżej (ma po prostu inne argumenty w rozmowie z mężem).
Art. 23 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego: małżonkowie mają RÓWNE prawa i obowiązki w małżeństwie. Są obowiązani do wspólnego pożycia, do WZAJEMNEJ pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli.
A nad moim zlewem kiedyś wisiał art 33 konstytucji: Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym.
Z dopiskiem do wtedy nie-męża: i ty możesz zmywać, prać i prasować :)
Ej! Ale to jest w ogóle genialny pomysł! :)
Tak wszystko rozumiem ale. Jeśli nie my kobiety, żony,matki,to kto???nie każdą stać na sprzątaczkę.Nie dajmy się ale i też nie oszukujmy natury,bo mężczyzna za nas nie urodzi.Chcemy wolności???a jednocześnie by nas szanowano.Wszysko zależy jak sobie sama poscielesz tak się wyśpisz.
Nie urodzi i nie nakarmi dziecka piersią. Ale nikt mu tutaj nie każe rodzić i karmić :)
Czy czegoś jeszcze poza tym mężczyzna nie jest w stanie zrobić?
Jeśli uważasz, że tak – polecam otworzyć szerzej oczy!
od koguta udomowionego :D :
piore, prasuje, ogarniam dom, jak trzeba robie zakupy, z dziecmi. odrabiam lekcje z nimi, wspolnie ogarniamy dom, czy gotujemy teraz, jezdzimy na wycieczki… swoj dzien zaczynam 6-8 a koncze 24-02.
oboje pracujemy, na zmiane zajmujemy sie dziecmi.
ale u mnie to zona wraca z pracy po 21, i juz nic palcem nie dotknie, zajmie sie soba i idzie spac, a ja sleczne nad sterta prasowania.
przyznam ze nie zawsze tak bylo, teraz po prostu nie robie innych rzeczy, bo nie mam na to czasu (ogarniecie ogrodu np, czy naprawy w domu, usprawnienia itd.) zajmuje sie tylko rzeczami najwazniejszymi, reszte pomijam. i za to tez po tylku dostaje.
z tego co widze, za duzo jest par ktore ze soba nie wspolgraja. :/
i zona owszem robi rzeczy w domu, ale ze wszystkiego robi problem odkad dzieci sie pojawily, i im dalej, tym mniej robi.
nienarzekam, tylko mowie jak jest ;) juz sie przyzwyczailem do roli terminatora. czas dla siebie to 5 min przerwy, i 3x szybkie kapiele w tygodniu jak zona w pracy a dzieci spia. jak skoncze wszystko robic, to albo juz ide spac, albo jeszcze siedze do nocy i koncze tematy w pracy.
buzki dla was kobitki, wiem jak jest ;) dobra organizacja i trzymanie sie harmonogramu ulatwia sprawe. dzieci wiedza ze 18.00 to czas sprzatac zabawki, ja w tym czasie szykuje im kolacje. jak sprzataja, tak sprzataja, ale coraz lepiej im idzie. juz prawie po nich nie poprawiam pozniej. najstarsze ma prawie 5 lat.
Chyba po prostu nie wszystkie kobiety wybrały dobrze partnerów życiowych. Często problemy są również spowodowane brakiem jakiejkolwiek pomocy ze strony rodziny. Jestem na zwolnieniu lekarskim w drugiej ciąży. Ciąża od początku była zagrożona, byłam na progesteronie i co chwilę miałam wizyty, zwolnienie już w 6 tygodniu ciąży. Pierwsze dziecko chodziło do żłobka, gdy pracowałam przez ostatni rok. Cała rodzina mieszka 330 km od nas i nasze mamy nie chcą przyjeżdżać i nam pomagać pomimo tego, że obie nie pracują i są ledwo po 50-tce. Dziecko chorowało bez przerwy będąc w żłobku, więc mąż stwierdził, że nie ma sensu płacić ponad 900 zł, żeby siedział w domu, skoro ja jestem w ciąży. Potem się okazało, że ciąża jest zagrożona i i tak zostałam z nim w domu, bo przecież to taka oszczędność. Muszę jedno zaznaczyć – mój mąż to skrajny skąpiec i wylicza mi każdy grosz. Nasze matki nie zgodziły się przyjeżdżać w styczniu, żeby mi trochę pomóc przy dziecku, gdy ja mam od początku ciążę leżącą (miałam leżeć, ale nie mam warunków). Siedzę już 1,5 miesiąca w domu, dziecko mam bardzo wymagające, nadal karmię w nocy. Codziennie ogarniam dom 100 m2, od rana 3-4 propozycje śniadań i każdego z posiłków mojego niejadka, którego już nie karmię piersią w dzień. Dodatkowo od 1,5 miesiąca żyjemy w nowym domu bez kuchni, która jest obecnie w trakcie montażu. Gotuję na jednopalnikowej kuchence indukcyjnej. Każdej mamie, która gotuje normalne obiady, nie muszę mówić jakie to jest trudne. Nie mamy mikrofali ani podłączonego piekarnika, więc często gotuję codziennie nowy obiad. Dziecko wybredne, nie lubi odgrzewanego na patelni. Więc codziennie latam przy garach (wstawiam dziennie dwie duże zmywarki), sprzątam dwie łazienki (dziecko uczy się załatwiać na toaletę), odkurzam (wszędzie latają chrupki i rozgniecione różne przekąski). Mój mąż z tego wszystkiego czasami wstawi lub rozwiesi pranie i raz w tygodniu myje podłogi. Bardzo mi wypomina każde pranie i umycie podłogi. Ostatnio się zapytałam czy mam mu podziękować. Odpowiedział, że tak, więc ja stwierdziłam, że w takim razie codziennie będzie dostawał listę rzeczy, za które mi ma podziękować, a co ?samo się robi? jego zdaniem. Przez natłok obowiązków zaczęłam olewać macierzyństwo, czyli włączam dziecku bajki, żeby ugotować obiad, posprzątać lub po prostu usiąść i obejrzeć spokojnie serial, gdy brzuch mnie boli od wysiłku. Ostatnio od tygodnia nie gotuję, ponieważ mąż nawet mi wypomniał to, że był z dzieckiem na spacerze, gdy ja robiłam w sobotę obiad. Taki mój mały bunt. Oczywiście on nie gotuje i zamawiamy gotowe. Oprócz tego wymaga ode mnie, żebym zawsze była chętna do współżycia i rzucała się na niego, najlepiej 2 razy dziennie. Kolejnym przejawem buntu było zapisanie się do kosmetyczki na pedicure, depilację woskiem i mikrodermabrazję. Tak wyliczał mi każdy grosz, że aż mnie mdliło, więc mu powiedziałam, że niestety zacznę chodzić do kosmetyczki i fryzjera jak każda normalna wspaniała kobieta. Bo wszystkie żony jego kolegów są wspaniałe. Łącznie z tymi, które wydają 3 tysiące miesięcznie na swoje potrzeby. Powiedziałam, że może nie będę chodziła na hybrydy i sztuczne rzęsy, ale skoro w domu nie mam nawet chwili dla siebie, to muszę o siebie zadbać u kosmetyczki. Ciekawe jak długo wytrzymamy ten układ, ale mi już się nie chce starać, ponieważ on tego starania i oszczędzania na wszystkim nie docenia.
Wszystko super poza jednym. Jak ja nienawidzę pretensji i fochów, że mamy (czemu nie Wasi ojcowie?) nie pomagają. NIE MAJĄ OBOWIĄZKU. TO KWESTIA ICH MOŻLIWOŚCI I DOBREJ WOLI. Mieszkają jak piszesz 330 km od Was.
Fajny tekst. Naprawdę. Jednak przeznaczony dla mężatek…. ja od 15 lat sama wychowuję 3 dzieci. Teraz mam już czas dla siebie,bo dzieci są duże. Jednak na początku swojego samotnego macierzyństwa bywało, że nie miałam dla siebie ani chwili. Nadal potrafię wpaść w wir obowiązków…. trudno się tego oduczyć.
Tak, na samym wstępie zaznaczyłam, że w pełni rozumiem i podziwiam samotne matki.
Zgadzam się :) jak ktoś nie umie zlapac dytansu niech skorzysta z pomocy terapeuty. WesZłam w wir dzieci jedno po drugim i jeszcze z problemami, domu, męża ogarniania. W pewnym momencie byłam na skraju depresji albo ja i mam. Mąż mi mówił żebym znalazła sobie jakieś hobby i znalazłam. Okazało że się da. Zaczęłam się wspinać i czasem wyjeżdżać raz za czas na jeden dzień. Teraz mąż nie jest zadowolony ale ja czuję że odzylam i że nie jesteśmy w symbiozie żebym musiała robić to co on akceptuje. Ja również daje mu przestrzeń na swoje zainteresowania znktorych mniej lub bardziej korzysta. Trzeba tylko wyjść że achematu w którym się tkwi żeby dostrzec że można.
Mój partner pochodzi z domu, gdzie to mama zajmowała się wszystkim, ponieważ nie pracowała. Ja natomiast z takiego, gdzie mama pracowała, studiowała, a tata (mimo swojej pracy) często gotował, a innymi obowiązkami po prostu się dzielili. Wspólne mieszkanie z Nim początkowo nie było łatwe, mimo 10 lat znajomości, kiedy okazało się, że nie będę prasować jego koszulek i czyścić kibelka szczoteczką do zębów (sama pracuje 8 godzin dziennie, zdalnie). Frustracja narastała, bo jak to?! Więc postanowiłam już po tygodniu – jak z kawałów zrobić eksperyment. 3-4 dni sprzątałam całe mieszkanie na błysk (pranie, mycie podłóg, kurze, kwiaty – WSZYSTKO). W domu pachniało czystością. I… nikt tego porządku nie zauważył. Był, bo był. OK, nic wielkiego. Więc kolejnego dnia nie zrobiłam nic poza obiadem dla samej siebie. I tak naczynia po śniadaniu i obiedzie wylądowały w zlewie dosłownie go zakrywając, sierść psa gromadziła się na podłodze i poduszkach, rozrzucone ręczniki i ubrania pozostały gdzieś pod prysznicem a nie w koszu na pranie i kiedy mój partner wrócił szczęka mu opadła, a ja nadal pracowałam przy laptopie. Kiedy zapytał co stało się w domu, odpowiedziałam, że nic, zostawiłam wszystko na swoim miejscu, po śniadaniu, po obiedzie, po Nim, po psie a teraz wychodzę na spacer SAMA, a Ty to posprzątaj, zrób sobie obiad, ogarnij psa. I wyszłam. Kiedy wróciłam dom był posprzątany, obiad przygotowany, pies ogarnięty a On zmęczony. Od tej pory nie ma mowy o prasowaniu jego ubrań, sprzątaniu po jego śniadaniu, robieniu kanapek do pracy o godzinie 6 rano, czy szorowaniu wszystkiego kiedy on leży. Od tej pory sam często pisze – jak skończysz pracę nie sprzątaj, ogarniemy razem; jak wrócę z pracy wyjdę z psem, Ty poleż. Można?
Dawno nie przeczytałam tak cudownego materiału. Wpajane nam jest nadal że kobieta, która jest w domu z dziećmi ma tylko to „domowe” życie bo tak jest i kropka. Ja przy pierwszym synu pracowałam a teraz jestem z drugim w domu..ma 2 lata. Jest gotowanie…sprzątanie…prasowanie…itp. Ale jest książka…makrama…wanna i inne przyjemności tylko dla mnie. Jest nawet kino bez męża i dzieci..ba nawet bez koleżanki bo potrzeba bycia samemu tylko ze sobą też jest ważna. Ale najfajniejsze jest to że to często moj mąż mówi „nie chcesz sobie wyjść…powinnaś odpocząć…nie rob dzis obiadu…zamowmy cos…itp.” poza tym sprzątają u nas wszyscy. Mąż kuchnię…2 latek pomaga z naczyniami w zmywarce a 7latek pomaga mamie sprzątać łazienkę „bo przecież ta wanna do relaksu musi dla mamy błyszczeć” ;-)
Mam jednak znajome którym bardzo się przyda przeczytanie i to najlepiej z facetem swoim całego tego tekstu.
Chciałabym żeby tak było ze powiem mężowi zrób to j toni to zostanie zrobione. Jak nie pomyje naczyń po każdym posilku to kn tego nie zrobi bo ciągle coś ma do roboty (praca w domu) i nawet buntuje się i czekam aż łaskawie pomyje naczynia to wtedy naczynia brudne są sprzed tygodnia… a w kłótni tylko słyszę ze nie potrafię niczego nawet utrzyma porządku w mieszkaniu, że z niczym sobie nie radzę… :( … za kogo ja wyszłam za mąż….
[…] Czy został mi tylko rozwód? Jak go naprawić?” – piszecie do mnie często po ostatnim tekście. Mam złą wiadomość: nie da się naprawić męża. Ale mam też dobrą, bo da się z tym jeszcze […]
Wrzućmy na luz i nie dajmy się zwariować :-) Dobry tekst!
Nic nie jest czarno białe…