A Ty masz już swojego niewolnika?
Nie tak dawno temu na facebookowym wallu Superniani pojawiło się pytanie: „Moja mama chce na trzy tygodnie wyjechać do sanatorium. Jak ona może mi to zrobić? A kto w tym czasie zajmie się moim dzieckiem?” – uśmiechnęłam się tylko pod nosem i z ciekawością przeczytałam odpowiedzi. Wbrew podejrzeniom nie różniły się tak bardzo od tego, co sama myślę w tym temacie.
Dużo spaceruję z moim dzieckiem, więc przy okazji dużo widzę. Zazwyczaj dziadków zajmujących się dzieckiem sąsiadów od 8 do 20. W pocie czoła. Zawsze kwituję to krótkim stwierdzeniem: „Babcia – darmowa opieka otwarta 24 h/dobę”.
Kilka lat temu rozmawiałam z moją kuzynką, która mieszka w Holandii. Ubolewała, że na zachodzie pojęcie wielopokoleniowej rodziny nie istnieje. Każdy sobie rzepkę skrobie, czyli młodzi mieszkają sami i sami się swoimi dziećmi zajmują. Tam babcie i dziadki są od rozpieszczania wnuków, a nie od ich wychowywania! Raz na jakiś czas mogą zabrać maluchy do wesołego miasteczka, kina czy na gorącą czekoladę do kawiarni, ale nigdy nie dają się wkręcić w opiekę na pełen etat.
Bo mają swoje życie. Czasami pracują, a czasami najzwyczajniej w świecie przetracają emerytury na podróże, teatry czy wyjścia z przyjaciółmi do restauracji. Ich prawo!
Sama trochę podróżuję i na widok niemieckich emerytów popijających szampana w południe w przerwie pomiędzy zakupami śmieje mi się gęba, że można mieć tak fajną starość. Wróć. To nie jest starość, to druga młodość przecież!
Zachód najwidoczniej dociera i do nas, do Polski, bo dziadkowie Kostka również sprytnie się od opieki nad wnukiem wymigali. Owszem, zabrać na półgodzinny spacer raz w tygodniu mogą (o ile nie mają innych planów!), poczęstować czekoladą w tajemnicy przed mamą, zaprosić swoje dzieci wraz z rodzinami na niedzielny obiad, ale… Nic poza tym.
Ja wiem, że czasami jest ciężko. Jedna pensja nie wystarcza, żeby związać koniec z końcem, a dobra niania zarabia tyle, ile często my same przynosimy do domu. Bywa, że to sytuacja patowa, praktycznie bez wyjścia. Jednak bardzo często obserwuję rodziny dobrze sytuowane, do których i tak codziennie rano przyjeżdża babcia. No bo co ona ma na tej emeryturze robić? Nudzi się, to pewne! Niech więc chociaż wnukami się zajmie, przynajmniej taki będzie z niej pożytek! Przecież od tego są babcie?
Często też słyszę tłumaczenia, że to babcie same rwą się do pomocy… Ale nie bardzo w to wierzę, bo na co dzień – na tym spacerze właśnie – widzę ich zmęczenie. Podejrzewam, że brakuje im asertywności, żeby najzwyczajniej w świecie odmówić, postawić wyraźną granicę: „Ja jestem babcią, to Wy jesteście rodzicami i to, co mi sugerujecie, nie należy do moich obowiązków”. Bo w Polsce przyjęło się, że należy. Babcia jest jak mama i tata, niania, sprzątaczka i kucharka w jednym. Tymczasem to my powinniśmy pomagać naszym kochanym staruszkom w myciu okien, a nie oni nam!
Proszenie rodziców o całodobową opiekę nad dzieckiem jest bardzo nie fair. Z wielu względów. Bo nie potrafią odmówić – to raz. Bo nie przyjmą za to pieniędzy i my doskonale o tym wiemy – to dwa. Bo ta praca (tak! Praca! Matka na macierzyńskim bardzo chętnie i bardzo głośno mówi o tym, jak ciężko pracuje, ale kiedy tylko wraca na etat, od razu o wszystkim zapomina!) jest często ponad ich siły, do czego nie chcą się przyznać. I w końcu, bo mają prawo odpocząć. Mało to się w życiu narobili i pieluch naprzewijali?
Mnie też bywało ciężko bez pomocy dziadków, ale… Ostatecznie nie mam im tego za złe! Pewnie też będę taką babcią. Swoje odchowam, a potem mam zamiar już tylko spijać piankę.
A Ty wyobrażasz sobie, że na emeryturze będziesz zasuwać na pełen etat całkiem za darmo?
Ja mam nianie, moja mama w ogóle nie pomaga, w sumie nawet bym tego nie chciała. Ale sa momenty, np kiedy idzie się do szpitala, ze przydałoby się, zeby trochę pomogła
Nigdy nie zmuszam swoich rodziców czy teściowej do opieki nad swoimi dziećmi. Dziadkowie nie mają obowiązku opiekować się wnukami. Mają swoje życie i pasje.
Moja mama jest z tych właśnie babć, które same rwą się do pomocy :) Przez pierwszy tydzień po cesarce była u nas codziennie, głównie przywieźć / zrobić nam jakiś obiad, przy dziecku nie było za wiele do roboty, bo praktycznie cały czas spało. Za tę pomoc jestem jej szczególnie wdzięczna, bo po cięciu bardzo wolno dochodziłam do siebie. Teraz pojawia się maks raz w tygodniu, zwykle kiedy mam do załatwienia różne urzędowe sprawy, wizytę u lekarza, jakieś większe zakupy do zrobienia etc. Albo kiedy potrzebuję porobić generalne porządki, czy umyć okna. Albo tak po prostu – bo się stęskniła :) Też jestem zdania, że dziadkowie już swoją pracę w kwestii wychowania dzieci wykonali i nie należy ich tym obarczać. Na moją mamę mogę zawsze liczyć, wiem, że w razie czego nie odmówiłaby pomocy, ale nie miałabym sumienia prosić jej o opiekę nad małym przez kilka godzin dzień w dzień. Kondycyjnie sama czasami nie ogarniam ;) Wyobrażam sobie jak jej musi być pod tym względem trudno, mimo że nie daje tego po sobie poznać.
Przepraszam, że trochę nie na temat, ale nie mogłam pozostawić tego bez komentarza. Chodzi o tytuł posta- zapiera dech w piersiach i to nie w pozytywnym tych słów znaczeniu. Zastanawia mnie, że autorka na pierwszy rzut oka profesjonalnie wyglądającego bloga używa a) używa w tytule rasistowskich zwrotów b) nikt do tej pory nie zwrócił autorce uwagi.. Jest mi bardzo przykro i czuję ogromny wstyd za każdym razem kiedy widze przejawy rasizmu wśród rodaków, a niestety zdarza się to bardzo często.
To jest przenośnia. Według Słownika Języka Polskiego „murzyn” pisany z małej (!) litery oznacza człowieka wykonującego pracę za kogoś.
I tak, uważam, że wychowywanie wnuków przez dziadków jest swoistym niewolnictwem XXI wieku – i tego nie popieram. Tytuł jest mocny, ale zarzucanie rasizmu jest sporą nadinterpretacją (bo tak jak napisałam w tekście – nie zgadzam się na wykorzystywanie kogokolwiek, to nie fair).
Wydaje mi się, że dochodzą często jeszcze kwestie finansowe. Kiedyś od jednej babci, która oczywiście się nie skarżyła, do której wnuki przyjeżdżały na 2/3/4 tygodnie wakacji, słyszałam, że nie chodzi tylko o zmęczenie, o to że opiekuje się 24h/dobę wnukami ale też o to, że cały czas trzeba tym wnukom zapewniać atrakcje i rozrywki, a jej po prostu na to nie stać. Musiała za te same pieniądze utrzymać przez kilka tygodni nie tylko siebie ale jeszcze dwójkę dzieci. To przykre, że rodzice, jej dzieci nie pomyśleli o tym…
Widzisz, ja też nie pomyślałam, że są rodzice, którzy tak robią :(.
No i się zgadzamy w tej kwestii, tylko gdyby bardziej się w to zagłębić niestety nie wszystko wygląda tak prosto i nie za bardzo możemy się póki co w tej kwestii porównywać do zachodu.
Wiem, chodzi o kwestie zarobków (o czym wspomniałam, bo ja sama też na etacie zarabiam pi razy drzwi tyle ile niania, dlatego m.in. zostałam z dzieckiem w domu) i tego, że nasi emeryci nie mogą sobie pozwolić na shopping przerywany lampką szampana, ale to nie znaczy, że w tym czasie mają niańczyć wnuki!
Każdy kij ma dwa końce – w krajach zachodnich, które zostały w tekście pochwalone jako wzór nowoczesnych relacji rodzinnych starsi rodzice oddawani są do domu opieki. Dzieci wcześniej nie potrzebowały ich pomocy do wychowania wnuków, później same nie muszą się staruszkami opiekować. Zapłacą Polce albo Ukraince… Moja przyjaciółka, która od lat opiekuje się niemieckimi staruszkami ciągle mówi o ich o poczuciu bycia niepotrzebnym, samotności i obojętności ze strony dzieci. Wolę mieszkać w Polsce.
Nie wiem, czy przegięłaś, może nie a może zbyt lekko przychodzi oceniani i uogólnianie w tej sprawie. Znam dziadków, którym rodzice płacą za opiekę nad wnukami i którym w ten sposób pomagają dorobić do emerytury.Znam ludzi, którzy bezgranicznie dziadków wykorzystują ie dając złamanego grosza i mając jeszcze ciągłe pretensje. Ten tekst z sanatorium mnie ruszył osobiście, bo w styczniu przyjechała do nas mama, żeby mi pomóc i żebym mogła trochę odetchnąć. Prawda jest taka, że zawsze jak przyjeżdża odciąża mnie ogromnie a ja jej na to pozwalam. Kiedy jednak któregoś dnia powiedziała, że musi wracać do domu, bo odezwali się do niej jacyś lekarze od specjalnego programu ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, żeby mieć pretensje czy cokolwiek. Owszem, nagle trzeba było zmienić plany, ale w końcu mam nianię i skoro dajemy sobie bez niej rad e na co dzień, to wiedziałam, że damy i tym razem.
Ciężko opisać w tekście na stronę A4 (dłuższych nie czytacie!) każdy pojedynczy przypadek :).
Moj tata zgodzil sie na opieke nad nasza coreczka przez 3 miesiace. Mieszkamy w Londynie a tato mieszka z nami. Oczywiscie o pieniadzach nie bylo mowy, tak, ze w ramach podziekowania fundujemy rodzicom dwa tygodnie na Karaibach. Poza tym chodzimy na koncerty rockowe, do opery, wystawy, na zakupy. Od czerwca nasza Gwiazdka rusza do przedszkola, gdyby nie nasz tato, to nie wiem, jak bysmy sobie poradzili. Sytuacja byla dosc ciezka, a tato nam pomogl, tyle, nikt tutaj nikogo nie traktuje jak niewolnika.
Poradzilibyście sobie, potrzeba matką wynalazków :).
My gdzie się da zabieramy dziecko (na zakupy, na imprezę – np. Sylwestra, z którego wróciliśmy po 21 ;)), a jak się nie da, to chodzimy na zmianę. Z koncertów, kina, teatru siłą rzeczy musieliśmy zrezygnować. Szukałam w pobliżu Klubu Malucha, ale niestety – w tej części miasta nie ma ani jednego :(. Pewnie dlatego moje życie po porodzie diametralnie się zmieniło i często nie rozumiem się z matkami, które twierdzą, że u nich nie, mają czas na wszystko tak jak przedtem.
ha! Ilona odbiegajac od tematu (troszke) widze, ze zmienilas tytul. Ja mieszkam za garnica i ten poprzedni by nie przeszedl bez echa ;-). Juz nawet tak jestem uczulona, ze az mnie zatkalo jak go zobaczyla.
Tak, znajoma mieszkająca za granicą zwróciła mi uwagę i dała tym do myślenia. Faktycznie nie jesteśmy na pewne sprawy w Polsce w ogóle wyczuleni (większość polskich komedii powinna zostać zdjęta z anteny!). Dla mnie to była przenośnia, ale przestałam czuć się z tym dobrze, bo faktycznie mogłam kogoś urazić, a nie taki był mój cel (raczej wstrząśnięcie rodzicami, którzy nie pozwalają babci jechać do sanatorium).
:*
Wiesz, u nas to jeszcze kwestia emerytur. Bo taki Niemiec na emeryturze, to lata do Kenii dwa razy do roku i jeszcze mu zostaje duża kupka pieniędzy w domu na parę mniejszych wycieczek. A u nas babcie czy dziadkowie, często nie dają rady funkcjonować samodzielnie z jednej emerytury. W związku z tym mieszkają z dziećmi, które niejako ich utrzymują i czują się w obowiązku pomagać. U mnie akurat tego nie ma, ale znam wiele takich przypadków.
Dlatego myślę, że to bardziej kwestia zamożności naszego społeczeństwa, niż mentalności.
Oczywiście, mój wpis kompletnie nie dotyczy takiej sytuacji, tylko raczej postawy roszczeniowej, jaką często mamy wobec dziadków (sama nie jestem święta i łapię się na tym, że nie rozumiem: „Ale jak to? Nie możecie przyjechać na godzinę? To tylko godzina! Jak to: macie inne plany? Ale ja też chciałabym czasami gdzieś wyjść!”). A potem odkładam słuchawkę i myślę: „No tak, no. To moje dziecko. Mają prawo nie czuć się dzisiaj na siłach czy niespodziewanie wyskoczyć sobie nad morze!”.
Ale masz rację, w głównej mierze to kwestia zamożności społeczeństwa (również tego, że nie stać na nianię), co wpływa również na mentalność.
Ja oczywiście nie kwestionuje tego co napisałaś, raczej chciałem uzupełnić. Bo to prawda – u nas jest wiele ludzi, którzy mają tylko wieczne oczekiwania wobec innych. Wobec dziadków, wobec rodziców, wobec dzieci, wobec szkoły, wobec rządu, wobec sąsiadów. Wobec wszystkich dookoła. Poza samymi sobą. Od siebie zbyt wiele nie wymagają.
Moja mama sama pyta się, czy nie potrzebujemy pomocy, ale to wynika z tego, że mieszka w innym mieście i po prostu chce jak najwięcej czasu spędzić Młodym. Nie oczekuję jednak od dziadków, żeby pełnili rolę opiekunki. Zobaczymy, co będzie po macierzyńskim, bo druga babcia nawet nie chce słyszeć o żłobku/niani – naprawdę różnie to bywa :)
Artykuł bardzo mi sie podoba,choć sama korzystam z opieki mojej mamy, bo mieszkamy w jdnym domu. Starszy chodzi do przedszkola, więc tym zajmujemy się ja lub mąż, a babcia opiekuje się młodszym. Bardzo chciałabym się jej za to odwdzięczyć, jakoś finansowo, bo dzięki jej pracy,ja mogę zarabiać,ale ona nie chce o tym słyszeć. A z drugiej strony, staram się,żebysmy wszyscy
korzystali z zalet rodziny wielopokoleniowej. Babcia opiekuje się młodszym i gotuje obiad,a my wozimy dziadków do lekarza czy sanatorium, zalatwiamy różne sprawy przez internet, które są dla nich za trudne, dzwonimy do biur obsługi klienta,żeby nikt ich nie oszukał itp.
dziękuję za zmianę tytułu. pozdrawiam. Marlena
A ja chyba dołączę do dyskusji prostym stwierdzeniem – we wszystkim trzeba zachować umiar, a złoty środek jest kluczem do sukcesu. Zgadzam się, że dziadkowie to nie darmowe niańki, ale o ile łatwiej gdy są w pobliżu. Ja jak akurat do rodziców jednych i drugich mam 300km i bywa czasami jednak ciężko. Gdy młoda chora raz kolejny w żłobku a ja kombinuje opiekę nad nią by co chwilę nie siedzieć na L4. O ile byłoby łatwiej gdyby byli w tym samym mieście. Choc zasadniczo, całej opieki też bym im na głowę nie zrzuciła. Ja chciałam ten żłobek, teraz tylko egzekwowanie planu wygląda trochę gorzej. Ech!
Dziadkowie 120 km stad… Wystarczy chyba;)
Ps. Spacery pod Malta dzis?
Ps2. Ostatnio widzialam Cie na polance. To znow ja;p
Następnym razem koniecznie musimy pogadać :*
Racja, nie wspominając już zagadnienia z perspektywy dobra dziecka. Przytulasy babcine są ok ale co z bezpieczeństwem na spacerach? Czy babcia dogoni uciekającego na ulicę dwulatka?Czy złapie zanim dobiegnie do schodów? Zauważy jak będzie wyjadał obierki ze śmietnika? Prawda jest taka, że opiekę nad małym dzieckiem powinny sprawować osoby młode, silne, z refleksem. Ja małego bym pod opieką babci nie zostawiła. Nie raz młody zlazł z półpiętra po schodach zanim babcia zdążyła zauważyć. CO by było na spacerze? Może to kwestia tego że moje dziecię jest mega zwiercone i uwielbia się bawić w robienie na złość. Ale nawet grzecznego i posłusznego dziecka bym nie zostawiła bo jest jeszcze kwestia zapewnienia mu zabawy – aktywnej. Z babcią może popuszczać samochodzik, albo poukładać klocki – ale tak cały dzień? niestety babcie to osoby często już w zaawansowanym wieku – nie da rady podnieść na fotelik, zabrać dziecko kiedy coś majstruje, nawet zmiana pieluchy dla starszego człowieka wyzwania. ja się przy małym umęczę a co dopiero 60-letnia kobieta…więc poza kwestią wykorzystywania jest jeszcze kewstia dobra dziecka.
Tak, tym bardziej, że od niani można wymagać, co ma robić z dzieckiem, jak się bawić (często niania ma przygotowanie pedagogiczne, więc wie lepiej od nas ;)), a od babci… Głupio tak. I tak dobrze, że poświęca swój czas! I potem pojawiają się pytania na forum: „Babcia daje mojemu dziecku niezdrowe jedzenie – jak jej powiedzieć, żeby tego nie robiła?”.
No niani normalnie powiesz, że na obiad marchewka na parze, a mięso tylko gotowane. A babci? Trzeba się cieszyć, że dziecko ma opiekę, a że w międzyczasie zje trzy batoniki zamiast drugiego śniadania? Sytuacja patowa :/.
Zaintrygował mnie poprzedni tytuł;) można zapytać jaki był?:) sytuacja sprzed 22lat:jak moja mama urodziła moją siostrę i miała wrócić do pracy, szukali niani do opieki. Mojej prababci (babci mojej mamy)przyśniło się,że ta niania biła moją siostrę, i że ona nie może na to pozwolić Sama zaoferowała swoją pomoc. (miała 80 lat….)i tak dojeżdżała do nas 10km. A potem rodzice wybudowali dom i zrobili dla babci pokoik. I babcia z nami mieszkała. 9 lat zajmowała się moją siostrą. Zamiast samotnie przeżyć te ostatnie lata, była z rodziną i była ukochaną babcią mojej siostry:)
Ale to prawda, każda historia jest inna. Jeśli dziadkowie będą chętni do opieki nad moimi dziećmi:chętnie skorzystam. Ale nigdy pod przymusem…:)
Wiesz co? Moja teściowa też ubolewała, że jest daleko. W końcu udało jej się przyjechać na tydzień. Wytrzymała raptem kilka dni i wróciła przed czasem do domu ;). Pewnie dlatego, że ja już jestem na tyle zorganizowana, że serio tej pomocy nie potrzebowałam, ale… Tak, jak babcie są daleko, to często dużo opowiadają o pomocy, bo wiedzą, że nic im nie grozi ;).
Również nie wyobrażam sobie, aby obarczyć moją Mamę lub Teściową opieką nad dzieckiem. One pewnie nie miałyby nic przeciwko, ale ja wiem jaka to harówa ;) Sama czasem jestem mega zmęczona, więc jak ma się czuć kobieta 60-letnia? Nie chciałabym angażować ich „na pełen etat”, tym bardziej za darmo (choć rozumiem, że niektóre rodziny po prostu nie mają innej możliwości).
Wolę, aby Synek widywał się z dziadkami w weekendy i popołudniami. Aby dla obu stron to była czysta przyjemność, zabawa i miłe wspomnienia, a nie obowiązek.
Nie wiem czy dożyję emerytury, ale chciałabym wtedy podróżować, pić drinki z parasolką…uwielbiam również pracę z dziećmi ( jestem pedagogiem) więc nie wiem jak będzie;) Post jest świetny. Moi Rodzice pomagają jeśli jest taka potrzeba ale nie wyobrażam sobie prosić ich o opiekę nad Młodą i iść na imprezę.
a moja mi mówi, że mam się spieszyć z rodzeniem dziecka poki ona ma siłe i nie jest az taka stara to mi pomoże w wychowaniu dziecka, u mnie wszystkie kobiety pomagają swoim dzieciom wychować wnuki , bo ci pracuja itp ehhhh
To ma swoje dobre strony (więcej czasu dla siebie, mniejsze zmęczenie), ale też minusy, czyli: rady. Osobiście nie lubię, kiedy ktoś mi radzi, jak mam wychowywać własne dziecko! Grrr…
Gdyby rodzice pomagali mi w wychowywaniu, musiałabym tego słuchać, a tak zawsze mogę robić po swojemu :). Zresztą oni wiedzą, że to moja sprawa, jedyna rada, jaką dostałam, to: „Spokojnie, sama do tego dojdziesz/nauczysz się/wypracujesz swój system”.
Ja czegoś takiego nie zaobserwowałam, bo jednak dzisiejsi „dziadkowie” raczej pracują niż siedzą w domach na emeryturach. Moi rodzice oboje pracują, teść również, choć często wnuka podbierają, bo po prostu to lubią, rozpieszczają itd. W życiu nie zdecydowałabym się na opiekę babci/dziadka full time. To chyba dla obu stron słabe rozwiązanie. Z nianią sprawa jest prosta – płacę więc mam swoje wymagania, a niania je spełnia i jest dyspozycyjna. Nie wiem jak można czegoś takiego oczekiwać od dziadków.
Ja myśle tak: wszystko zależy od więzi w rodzinie. Ja korzystam z pomocy swojej mamy, nie nadużywam jej, ale przyjmuje, kiedy jest mi oferowana. Nie płace mojej mamie za pomoc, ale odwdzieczam sie, jak tylko moge. na starość zajmie sie rodzicami( jestem jedynaczka) i rowniez nie bede za to brać od rodziców pieniędzy. Przygotowuje sie na to, ze nie bedzie z moimi staruszkami łatwo, bedą nieznosni, tak jak czasem bywają moje dzieci. Nie sluchajcie durnych psychologów, ich rad. Ludzkość od wieków zajmowała sie z powodzeniem sobą nawzajem i radziła w wielu życiowych sytuacjach. Korzystające z pomocy rodziców, kiedy chcą Wam ja dac i odwdzieczcie sie, kiedy rodzice bedą chorzy, starzy, niedolezni. Moja mama opiekowała sie na zmianę z siostrami babcia, kiedy odchodzila ( miały dyżury), dziadkiem, kiedy sparaliżowany wymagał opieki. To jest chyba normalne, ze rodzina sobie pomaga, wspiera sie jak tylko moze, zwłaszcza w trudnych momentach.
A gdyby rodzice nie pomagali Ci wychowywać dzieci, to już byś im nie pomogła na starość?
To jest dopiero brutalne…
Ania z pewnością nie miała tego na myśli, bo moim zdanie źle kategoryzujecie ów temat. To nie biznes a rodzina… Ale rodzina właśnie na tym polega, starsi pomagają młodszym wejść w życie, a młodsi opiekują się rodzicami czy babciami na starość. I nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek miał za daną opiekę płacić. Wiadomo, że zdarzają się sytuacje, w których pomoc dziadków jest niezbędna (nawet całodzienna) i co wtedy? mamy się zdać na pomoc zupełnie obcej osoby? Oczywiście wszędzie konieczny jest umiar a niejednokrotnie jest to wykorzystywane w zły sposób.
„Wejść w życie” – jak ma się własną rodzinę i dziecko, to dobrze już by było być dorosłym :).
Ja myślę, że rodzice zasługują na pomoc na starość za samo to, że mnie wychowali. Nie muszą jeszcze wychowywać moich dzieci. To już moja rola.
Naturalną rzeczą jest to że rodzice wychowują swoje dzieci, a później dzieci na starość opiekują się swoimi rodzicami, a nie że rodzice wychowują mnie, moje dzieci, a ja za to im pomogę na starość…. widać że jesteś jedynaczką
Ja to z babcią niemal walczę o dziecko. Mieszkamy w jednym domu, zawsze byłam fanką rodziny wielopokoleniowej i mam taką, jaką chciałam. Niemałża i jego brata wychowały babcie, bo rodzice pracowali, nie widzę nic złego w ich zachowaniu, przeciwnie. Moje dziecko też wychowuje babcia, a od rozpieszczania jestem ja. :D BTW babcia ma całkiem bogate życie zewnętrzne, lata do fryzjera, na siłownię, podróżuje, Klu jest jej jedyną wnuczką, to się nie musi rozrywać na sto sposobów. Skąd założenie, że babcie do spotykania z wnukami są zmuszane? To naprawdę fajna rozrywka. Sama też będę chciała być babcią na jak największy etat, żeby odciążyć moje dziecko. Niech sobie pożyje, a nie tylko kupy i pieluchy.
Niektórzy rodzice po prostu są zwykłymi egoistami kierują się tylko wygodą, moim zdaniem o wiele łatwiej jest iść do pracy na 8 godzin i nie martwić się o kolki, wychodzące ząbki, ubieranie, przebieranie, mycie i wiele wiele innych (pamiętam, że przez pierwszy rok śniadanie jadłam zawsze w biegu, nie miałam kiedy usiąść i zjeść spokojnie). Kiedy gdzieś wychodziłam na jedną, dwie godziny nawet pracować to normalnie ;przychodziłam wypoczęta.Niektórzy rodzice nie rozumieją, że rodzicielstwo, a szczególnie macierzyństwo to jest wielkie poświęcenie i jeżeli chcesz żeby Twoje dziecko było szczęśliwe i zadbane to musisz wybić sobie z głowy że Twoje życie będzie wyglądać tak jak przed ciążą, wiadomo że to jest przez jakiś czas im dziecko starsze tym więcej „wolności” wraca, ale przez pierrwsze 2-3 lata trzeba swoje życie absolutnie dostosować do dziecka. Drugą kwestią jest to jak chcemy żeby nasze dziecko było wychowywane, jakie miało wartości, nawyki, a wiadomo że dziadkowie będą robić po swojemu nie po „naszemu”. Dziadkowie często nie zdają sobie sprawy ile konserwantów mają słodycze, słodkie napoje itp, jaki zły wpływ na dziecko ma długie oglądanie telewizji, a więc jeśli chcemy żeby nasze dziecko było wychowane tak jak my tego chcemy to wychowujmy swoje dzieci sami!
A ja mam trochę inne zdanie . Albo nie, zdanie mam podobne, ale z autopsji wiem, że nie zawsze jest tak jak piszesz. W moim przypadku było tak, że po tym jak zostałam sama z córką, musiałam iść do pracy żeby się utrzymać i wtedy moja mama zaproponowała mi, że zajmie się moją córką. Dawałam Jej za to pieniążki, które wtedy przeznaczyłabym na żłobek. Po roku sama mi powiedziała, że już jej trochę ciężko, bo mała zaczęła mieć większe wymagania, w sensie, że nie tylko trzeba było przewinąć pampka, nakarmić , ale trzeba było jej poświęcić sporo czasu na rozwijanie, typu : chcę rysować, tańczyć, skakać, i robić wszystkie inne rzeczy, które robią 2,5 letnie dzieci i zdecydowałam, że już czas iść do p-kola. I nie mam problemu żeby mame poprosić o coś, a kiedy jej to nie pasuje, to mi po prostu mówi, że ma inne plany i jakoś się dogadujemy w tej kwestii.
Wiesz, nawet pisałam, ze czasami nie ma po prostu wyjścia i mam raczej na myśli rodziny, u których to wyjście jest i z niego nie korzystają :).
Zgadzam się całkowicie, babcie nie są od wychowywania dzieci, wszak już swoje wychowały. Mimo to zdarza mi sie mamę poprosić o pomoc, a jej zdarza się odmówić. Asertywności jej nie brak, wprost powie, że nie ma siły, jest zmęczona, umówiła sie z koleżanką, jedzie na wycieczkę czy cokolwiek innego. Nie widze nic złego w POPROSZENIU o pomoc rodziców, za to widze dużo złego w uznaniu, że ich obowiązkiem jest opieka nad moim dzieckiem.
Oczywiście, ja też czasami proszę o pomoc :). Ale wiem, że moi rodzice szczerze mi powiedzą: tak lub nie, mamy inne plany.
Jednak jest coś takiego w naszej polskiej mentalności, że nie każdy odmówi. Babcia czuje, że to jej obowiązek, ba! Młodzi też tak uważają :).
Na szczęście moja mama nie uważa tego za swój obowiązek, no i ja przez to też nie :)
Nie mam dzieci, ale wydawało mi się, że dziadkowie zajmują się swoimi wnukami z rozkoszą.
Ale jest bardzo dużo racji – nie biorą od swoich dzieci pieniędzy, bo nie wypada, a normalnie w tym samym czasie mogliby sobie gdzieś dorobić.
Albo zachwycać się widokiem wysp kanaryjskich.
Muszę pamiętać o tych słowach, gdy już sama będę matką… :)
Z rozkoszą – na pewno, o ile nie powtarza się to zbyt często :) (czyt. codziennie przez kilka godzin).
A tak naprawdę wszystko jest kwestią szczerego dogadania się (bo przecież dziadki są różne!) i respektowania potrzeb drugiej strony :) (zwłaszcza respektowania przez nas, rodziców, bo dziadki wszystko mogą, ale obowiązku nie mają!).
Oczywiście masz racje z tą darmową pomocą. Powiem szczerze że czasem wykorzystuje swoją mamę do pomocy. Przy pierwszej córce tak nie było i właściwie radziłam sobie sama, ale dziadkowie mieli mi trochę za złe, że mają za mały kontakt z wnuczką. Jak urodziła się Helka nagle spadło na mniej mnóstwo dodatkowych obowiązków bo starsza córcia była także w domu, miała wtedy 2,5 roku. Zaczęłam prosić dziadków o pomoc. W pewnym momencie trochę przegięłam z tą pomocą. Na szczęście walała się kilka razy w czoło i zrozumiałam, że tak robić nie mogę bo oni też mają swoje życie. Teraz sytuacja wygląda tak, że opiekują się dziewczynkami tylko wtedy jak chcą, jak sami zadzwonią bo mają na to ochotę, najczęściej w weekendy. Nawet czasem prababcia dziewczynek dzwoni, że się stęskniła i idzie z prawnusią na spacer :)
Zmuszanie to jedna sprawa. Ale spotykam się z twierdzeniem samych babć, że głupio nie zaproponować swoim dzieciom takiej pomocy. Dlaczego? Bo co inne babcie powiedzą! Co to za babcia, na emeryturze, która mieszka blisko i dziećmi się nie zajmie!?
Inna sprawa – kiedyś większość babć było w domu (bo na emeryturze lub nigdy nie pracowały), to wydawało się normalne, że opiekują się dziećmi. Tylko, że takie babcie mogły wypuścić dzieci na plac zabaw, a same robić np. obiad. Teraz wszędzie idzie z dzieckiem babcia. Bo dzieci są lub wydają się mniej samodzielne.
Moja mama nie zajmuje się synem, ponieważ pracuje. Zajmuje się nim moja babcia, która wcześniej wychowywała mnie. Od września posyłam małego do przedszkola, bo żal mi jej. Ale wiem też, że babcia jest sama i cieszy się na kontakt z wnukiem. Zwłaszcza, że syn ma imię po dziadku ;)
O kurcze! Wychodzi na to, że mam swojego niewolnika, choć nigdy tak nie pomyślałam. Moja mama sama zaproponowała, że będzie się zajmować Jagodą kiedy jestem w pracy. Mało tego, jak jest weekend i jej nie odwiedzimy to sama do nas przybiega, bo już taka stęskniona za wnuczką. I kiedy ja będę babcią też nie wyobrażam sobie, żebym mogła być inna. To chyba kwestia podejścia i charakteru..
Tak to jest napisane jakby to dziadkowie mięli przejąć pelnoetatową opiekę nad dzieckiem do jego 18 urodzin gdy tylko matka wróci do pracy, ale w większości przypadków chodzi o ok 2 lata albo nawet mniej zanim dziecko rozpocznie karierę przedszkolaka. Czy to na prawde tak długo? Skoro dziadkowie mają siłę ‚się realizować ‚ to nie są jeszcze jedną nogą w grobie (jakkolwiek to drastycznie zabrzmi) wiec te 2 lata obcowania z własnym wnukiem to przecież nie koniec świata, bez przesady. Nasze pokolenie młodych matek lubi odrzucać tą tradycję, w której my same byłysmy wychowywane, chyba dla zasady i zaznaczenia własnej indywidualności ale to błąd. Moje pierwsze dziecko było wychowywane przez moich dziadków a wiec swoich pradziadkow i uważamy wszyscy ten czas za wspaniały dla obu stron. My wozilismy syna do nich a mieszkają w swoim domu wiec odchodziła konieczność dojazdu do nas i spacerów z wózkiem (wlasny ogród) a to duże ułatwienie myślę było. Wierzę, że ta relacja zaprocentuje synowi na przyszłość. W artykule przytoczone, ze zachód odchodzi od rodzin wielopokoleniowych, ale czy to takie dobre, mi się bardziej podoba model włoski albo grecki gdzie rodzina się wspiera.
Dobry, potrzebny wpis, choć wg mnie to wołanie na pustyni. Mam w rodzinie podobną sytuację – babcia prawie samodzielnie dochowała jedno wnucze, bo się urodziło drugie i rodzice orzekli, że nie dają rady z dwójką. Teraz dzieci żyją na dwa domy. Babcia jest zmęczona, ale nie prostestuje, bo twierdzi, że „musi pomóc”. A rodzice bezwzględnie ją wykorzystują w imię własnej wygody i wolnych weekendów.
Moja mama opiekowała się moją córką aż ta poszła do przedszkola. Jednak razem z moim ojcem mieszkali u nas, jedli za nasze pieniądze, bo akurat w tym czasie nie mieli pracy i gdzie mieszkać. Taki rodzinny barter. Ale moja mama nie ma jeszcze 60 lat i nie byĺa na emeryturze. Z kolei moja koleżanka pĺaciła swojej matce emerytce za opiekę nad synami, co prawda nie 1200 zł, które zarobiłaby jako niania obcego dziecka, a 800 zł. Jednak wynagradzanie matki było dla niej rzeczą oczywistą. To chyba jest w porządku?
Ja jestem w kropce bo nie moge patrzec jak moja siostra i szfagier wykorzystuja rodziców do opieki nad ich dziecmi. Mieszkaja razem oni na gorze rodzice na dole w domu, niby maja nianie ale bardzo nieslowna niepunktualna itp wiec co chwile przyprowadzaja dzieci do rodzicow aby sie nimi zajeli, moja mam nadal pracuje i to bardzo ciezko ma wlasna firme został jej rok do emerytury ale pracowac pewnie bedzie nadal ze wzgledow finansowych, tata ma juz swoje lata czyli ponad 70 i w koncu mi powiedzial ze nie wie co sie z nim stalo ale ma juz dosc tego „obowiazku” bo stalo to sie obowiazkiem a nie przyjemnoscia opieki nad wnukami i tylko czeka az do mnie przyjedzie (mieszkam w innym miescie), sami krepuja sie cos powiedziec, odmowic opieki, ja chyba niebardzo powinnam się wtrącac bo to teoretycznie sprawa miedzy nimi, ale nie moge słuchac jak dzwonie i kolejny raz mama nie moze pracowac bo zajmuje sie małą lub tata jest zmeczony bo wnuczek zostaje pod jego opieką. No i co ja mam zrobic… kocham rodziców, kocham siostre, kocham jej dzieciaki ale sytuacja jest beznadziejna, jesli dalej tak bedzie boje sie ze w koncu tata wybuchnie i kompletnie popsuja sie relacje miedzy nimi i miedzy nami tym samym.
Zgadza się, ale niech zostawią sobie te głupie gadki typy: wyjdź za mąż , bo czas biologiczny tyka, a co , jak będę starą panną, nie kochasz mnie już? ja z moimi dziećmi nigdy tak nie zrobię, moje stare panienki będę nadal kochać z całego serca, nie można nalegać, nie każda kobieta musi być kurą domową zniewoloną przez męża i matką polką cierpiętnicą, a wypraszam sobie. Chcecie tak sąsiadeczki, to bądźcie, a potem nie chodźcie sfrustrowane i wzywacie policję, że ktoś Wam powie dzień dobry…
My z mężem też bedziemy zdani tylko o wyłącznie na siebie! Przyjechalismy do Poznania na studia, zaczęliśmy pracę. Kupilismy mieszkanie na kredyt. Jestesmy po slubie i teraz jestem w ciazy. Moja rodzina jest 100km dalej a teście 400km. Mamy dobrą pracę, ale nie na tyle aby utrzymać się z jednej po macierzyńskim. Nasze mamy maja 45 lat i pracują. Po macierzyńskim bedziemy zmuszeni dziecko dac do żłobka. Dodam, ze pracujemy 8-16:30, ale co mamy zrobic. Jakbysmy wrocili do rodziny to nawet nas by nie bylo stac na dziecko, mieszkanie, ani żadne przyjemnosci. A z drugiej strony mamy nie mieć dzieci???
Jestem super niewolnikiem A raczej byłam.Pracuje za granicą po 60 godzin tygodniowobo przecież kredyty dzieci trzeba spłacać,A kiedy wracałam do Polski na parę tygodni to już czekały na mnie wnusie,ktorymi musialam i chcialam sie zając bo rodzice też czas wolny chcieli mieć.Ale w końcu coś pękło we mnie.Kiedys na dzień babci rodzina syna nie zadzwoniła w ogóle bo nie mieli czasu.I udawali że nic się nie dzieje A ja wylam jak zranione zwierzę parę dni.Teraz koniec.Widze moje wnusie jak przyjeżdżam Ale tylko parę godzin.Zaczęłam siebie szanowac