Przestań się bać płaczu i krzyku dziecka, bo to taka sama emocja jak każda inna!
Kiedy ponownie podlinkowałam wam mój wpis o tym, że wychowujemy dzieci bez kar (nie dlatego, że jestem jakąś programową przeciwniczką karania, tylko po prostu nigdy nie było w naszym domu takiej potrzeby), odezwało się wielu rodziców: „Moje dziecko jest niereformowalne. Uparte jak diabli! I kiedy np. wyłączam telewizor, to krzyczy. Przerasta mnie to. Nie mam pojęcia, co zrobić, gdy dziecko krzyczy!”. No i teraz będę brutalna. Nie wiem, jak żyłaś na tym świecie 20, 30, 40 lat, skoro nie wiesz, że ludzie krzyczą. Mali. I duzi też. Wpadają w złość, rzucają przedmiotami albo ku*wami. Tak samo jak się śmieją, wzruszają albo płaczą.
WSTYDZIMY SIĘ EMOCJI
My w Polsce mamy problem z emocjami. Boimy się głośno zaśmiać na ulicy, bo co ludzie powiedzą? Pomyślą, że świr jakiś i obłąkaniec. Nawet do siebie się nie uśmiechamy w sklepie czy w pracy, bo nie chcemy być źle odebrani!
Więc wychodzimy z domu z czapką naciągniętą na oczy, twarzą w szaliku i wzrokiem utkwionym gdzieś w płyty chodnikowe. I tak sobie przemierzamy świat codziennie. Jak cyborgi bez uczuć.
A przecież każdy je ma! Pozytywne, negatywne, wszystkie całkiem normalne!
Pamiętam, jak zaczęłam się kiedyś głośną wymianę zdań z Piotrem przy moim tacie. My ogólnie często dajemy się ponieść emocjom, trochę jak włoskie małżeństwo, choć naczynia latały tylko raz (i nie rzucałam nimi w stronę męża, a do ogrodu). Tata stanął przerażony i powiedział: „Ciii… Ciii…! Przestańcie! Przecież wszyscy was słyszą!”.
Spojrzeliśmy z Piotrem po sobie i zaczęliśmy się śmiać. Serio, bardziej od komfortu obcych ludzi cenimy nasz własny! Że inni pomyślą, co za patologiczne małżeństwo? No ale my wolimy wyrzucić z siebie natychmiast, co nam leży na wątrobie, niż odwracać się do siebie plecami przez kolejne trzy dni. Nam jest tak dobrze i nic nikomu do tego!
Ale wiem, że takie podejście dziwi w kraju, w którym wstydzimy się płakać nawet na pogrzebie. Przełykamy smutek. Ukrywamy złość. Nie tylko przed obcymi, ale również przed bliskimi, a nawet przed sobą.
Daj sobie prawo do przeżywania WSZYSTKICH emocji. I daj je innym. Również swojemu dziecku.
DLACZEGO WŁAŚCIWIE BOISZ SIĘ KRZYKU DZIECKA?
Kolejka w sklepie przy kasie. Dziecko prosi o lizaka, mama mówi ze spokojem: „Nie, kochanie. Jadłeś już dzisiaj żelki, a za moment w domu będzie obiad”. Dziecko wykrzywia twarz w podkówkę, mama wpada w popłoch i daje mu tego lizaka. Jak najszybciej, byle tylko zapchać dziecięcą buzię, zanim wybuchnie.
A potem jest zdziwiona, że przy następnej okazji akcja się powtarza.
Boimy się oceny innych ludzi w kolejce. Nie chcemy słuchać krzyku. Kapitulujemy przy pierwszych akordach. Dziecko niemal od razu dostaje to, czego chce. A przy okazji otrzymuje jasny komunikat: krzycz, a będzie ci dane.
Ja tam nie raz wynosiłam wierzgające dziecko ze sklepu. Bez krępacji. Czasami przeczekiwaliśmy w aucie. Czasami byliśmy pieszo i wtedy staliśmy sobie na ulicy. Nie rozumiem rodziców, którzy martwią się, co myślą obcy, których nigdy więcej nie spotkają, bo przecież twoje dziecko JEST WAŻNIEJSZE od randomowego przechodnia, co krzywo się popatrzył (choć najpewniej tylko tak ci się wydawało, bo jednak większość ludzi patrzy ze zrozumieniem i pokrzepieniem). Na przykład kiedyś moje dzieci zrobiły aferę w ZUSie. Ale taką z fajerwerkami. I co? I nico! Nie trafiłam do szufladki Najgorszy Rodzic Ever, za to dostaliśmy oddzielny pokój, gdzie mogliśmy porozmawiać.
Zamiast uciszać dzieci, po prostu ze spokojem im towarzyszę w tych trudnych, choć całkiem naturalnych emocjach, które właśnie przeżywają.
CO ZROBIĆ, GDY DZIECKO KRZYCZY?
Wszystkie dzieci krzyczą. Nie masz jakiejś wyjątkowej jednostki w domu, która krzyczy bardziej; krzyczy, żeby zrobić ci na złość; krzyczy, bo jest małym wrednym gnomem czy krzyczy, bo chce cię wykończyć przed czterdziestką.
I to trzeba sobie uświadomić, żeby stać się lepszym rodzicem. Że ludzie czują złość oraz frustrację. To nie twoja wina. To nie wina twojego dziecka. Żaden powód do wstydu. Ani ty nie nawaliłaś, że twoje dziecko teraz krzyczy. Ani ono nie jest zepsute.
Przy okazji zapraszam na mój Instagram KLIK
Wracając do przykładu z początku wpisu: u nas czas na telewizję jest ograniczony. Dzieci wiedzą, od której do której mogą ją oglądać. Ba! Razem to ustaliliśmy, a starszak zapisał to nawet w swoim „kalendarzu”. Co nie znaczy, że dzieciaki czasami się nie buntują, kiedy ją wyłączam o z góry określonej godzinie. Kostek próbuje mnie przekonać, że „jeszcze jedna bajka!” oraz „jakie to niesprawiedliwe!!!”, a Kostka krzyczy.
No, bywa. Mi też zdarza się krzyknąć, kiedy jestem zła.
Ale jako rodzic nie mogę zmieniać czegoś, co ustaliliśmy (na co dzieci same się zgodziły!), bo nie na tym polegają przecież umowy między ludźmi.
Więc zamiast zmieniać zdanie – bo krzyk, o jezu, głowa mnie boli, daj już spokój, masz tu, co chciałeś, tylko siedź cicho – mówię ze spokojem: „Rozumiem. Rozumiem, że jesteś zły, bo wolałeś jeszcze oglądać. Ale bajka się skończyła/zobacz która godzina/włączymy znowu jutro/moje stanowisko znasz”.
Mówię tak do znudzenia. Tak, to tylko gadanie. Tak, przy buncie dwulatka to jeszcze nie działa. Ale krzyk, stawianie do kąta czy uleganie, byle byłaby cisza: nie zadziała tym bardziej! Im szybciej zaczniesz dzieciom tłumaczyć, co czują, tym szybciej one zaczną swoje uczucia rozpoznawać, komunikować je, a potem sobie z nimi radzić. Zamiast: „Łeee, łeee, łeee, lizak!!! Łeee!” i jebs na podłogę, pewnego dnia usłyszysz: „Teraz jestem zły i nie mam ochoty z nikim rozmawiać!!! Porozmawiamy, jak mi przejdzie!”.
A chyba, kurde, właśnie o to – a nie o dzieci, co siedzą jak trusie – w całym tym wychowaniu chodzi. Prawda?
Dziękuję:)
Ludzie boją się reakcji innych osób zeby nie pomysleli czy pow. że źle wychowalaś dziecko. Teraz ludzie nawet przyjaciółki spotykaja się i oceniają swoje dziecko i koleżanki „ooo bo moja to taka grzeczna a jej ” i to jest takie ocenianie nawet bliskich osób. I chcemy wypaść jak najlepiej w oczach innych ludzi znajomych przyjaciół rodziny. Pamietam jak kiedyś moja babcia pow. mojej mamie, jak ja wychowuje dziecko ze 2 latke biorę na rece…. Noo sory. Fajnie się czytało. Pozdrawiam serdecznie.
Pewnie, że tak! Też nie rozumiem o co to halo, że dzieci muszą siedzieć cicho jak trusie. A niech se tam krzykną raz czy dwa ;)
Świetny wpis, aż miło mi się czytało. Cenne rady, które wprowdze w wychowaniu mojej córki. ;)
Ale mi się podoba ten wpis…. Czuję jakby był dla mnie napisany. Dziękuję!
Z samym założeniem, ze nie należy bać się płaczu dziecka o przysłowiowego ?lizaka? zgadzam się i podpisuje się obiema rękami pod wychowaniem wspierającym (towarzyszeniu dziecku w jego emocjach a nie krzyczenie czy wyprowadzanie do drugiego pokoju).
Ale… ale… ? Nie traktujmy naszych dzieci przedmiotowo.
Raz coś ustaliliśmy i żeby nie wiem co to nie zmienię swojego zdania…
Przecież my dorośli tez czasem pozwalamy sobie na odstępstwa od ustalonych reguł i nie oznacza to, ze się ich nie trzymamy. Tez mamy czasem gorszy dzień i pozwolimy sobie na np, jeden batonik więcej czy wykroczenie poza ustalone na codzień reguły. Nie ma w tym nic złego i dziecku tez należy pokazywać, ze nie wszystko jest 0:1
We wszystkim znajdźmy złoty środek ?
„Co ludzie pomysla” i „żeby nie gadali” to takie polskie. I towarzyszy mi od dzieciństwa. Moja sp. babcia mówiła np. że kobieta zawsze powinna mieć czysta bieliznę. Ale nie, że higienicznie, ale nie że szybki numerek w drodze do SAMu, ale „że jakby się przewrocila na ulicy, a kiecka zadarła, żeby ludzie nie gadali”. Być może to zdanie to jednak kod, szyfr jakiś, jako dziecko rozumiałam je dosłownie, ale czy chodzi o czyste gacie w dosłownym czy w metaforycznym sensie – chodzi o to, by ludzie nie gadali. Z resztą babcia była dama poduszkowa, i dobrze wiedziała, kto, z kim i ile razy. Wyjście ze strefy wstydu i zaakceptowanie wszystkich emocji (a związek, a potem dzieci wyzwoliły również te najgorsze, do których nie zawsze chce sie przyznawać) zajęło mi długie lata i nadal trwa. Ale mimo włoskich awantur (bez rękoczynów), mimo „histerii” moich dzieci, nadal jakoś się toczy. Z resztą dzieci tak szybko zapominają. Pewnie właśnie dlatego, że wykrzyczał emocje i nie muszą ich potem „rozgryzać”
W stu procentach się zgadzam jeżeli chodzi o ten „batonik przy kasie”. Jeżeli nie zgadzam się na coś to żadne krzyki nie pomogą i tyle. Ale mam a to problem w innym przypadku – kiedy moja córka robi awanturę o coś, na co w zasadzie nie widzę powodów, żeby się nie zgodzić. Poza tym krzykiem oczywiście. Taki prosty przyklad: mówię, że wychodzimy zaraz i żeby założyła kurtkę. A ona w ryk, że chce różową. I wtedy nie wiem, co zrobić bo akurat nie widzę problemu, żeby założyła różową kurtkę zamiast tą, co zwykle. No i jak zareagować? Nie zgodzić się dla zasady? Czy zgodzić się, no bo nie ma powodu, żeby nie?
Wtedy zmieniam zdanie :) to nie jest tak, że upieram się przy czymś, żeby tylko dziecku pokazać, kto tu rządzi (nawet nie chcę, żeby tak się czuło). Jeśli chodzi o nadmiar słodyczy, tv, bezpieczeństwo (np. dziecko chce jechać po ulicy albo ścieżce rowerowej rowerkiem) – nie ma siły, żeby mnie przekonało. Dziecko prosi o jeszcze jedną czekoladkę, ale po obiedzie, marzy, żeby iść do przedszkola ze skrzydełkami wróżki albo w innej kurtce: spoko, twoje życie, twoja decyzja, do której masz prawo :)
No i właśnie o to chodzi, że ja tak też robiłam, ale te wybuchy złości zaczęły eskalować. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest ten mechanizm, o którym piszesz w poście – ulegniesz i wtedy dziecko myśli, że ma na Ciebie sposób. Co dla mnie jest absurdalne. Ale dla niej może nie :) No i prawdę mówiąc teraz już zgłupiałam. Próbowałam przytulać i tłumaczyć, że nie ma problemu, ale najpierw musimy poradzić sobie ze złością i normalnie porozmawiać. Ale szczerze mówiąc po trzeciej awanturze w ciągu godziny nie starczało mi spokoju, żeby przekazać go córce. No i tak walczę z tym… A wszystko wydawało się super, bo w sklepie przy slodyczach, na ulicy przy jezdni nigdy nie ma problemu. Ale już rowerek czy hulajnoga to temat na dzikie wrzaski :)
Powiem szczerze, że z moim rocznym Synem właśnie tak mam. Krzyk i płacz mimo, że wymusony działa na mnie paralizująco. Staram sie wrzucić na luz, nie mam wyjścia, bo już niedługo bunt dwulatka..:D
Przepraszam, nie przekazałam tego, o co mi chodziło i tak.. czy mogę prosić o calkowite usunięcie mojego komentarza? Dziękuję z góry! :)
Dzisiaj. Warzywniak, krzyk i łzy. Ty chcesz przepracować emocje dziecka adekwatnie do jego wieku a wokół zaczynają zbierać się ludzie z dobrymi radami, mówią coś do twojego 16miesiecznego dziecka, chcą je pogłaskać – cyrk. A dziecko wpada w spazmy ze strachu – bo kto by pamiętał jakie było źródło pierwotnej frustracji. No i co? – i nic. Prosisz ludzi o zachowanie dystansu, nie zbliżanie się i nie ingerowanie, pakujesz dziecko do wózka, odchodzisz 2metry dalej i przytulasz przerażonego sytuacją malucha (wcześniej nie było to możliwe z powodu ilości siat z zakupami na ramionach) . Można nie przejmować się tym, jak nas widzą inni, ale sytuacja która spotkała mnie dzisiaj nie jest pierwszą tego typu, w której osoby z zewnątrz ingerują w moją i dziecka intymną przestrzeń. Ważne aby poruszać ten temat.
Ja, jako sasiadka i matka trojki dzieci , juz doroslych niekoniecznie musze chciec sluchac wrzaskow dzieciakow całymi dniami, to nie chodzi o to co wypada a co nie…. Chodzi o szacunek dla innych ludzi, sa sposoby na uspokojenie dzieci przeciez, trzeba je zmeczyc, moze maja za duzo energii
Wiesz, ale łatwo Ci mówić, bo nie wychowywałaś dzieci w dobie zamkniętych: przedszkoli, szkół, placów zabaw, pracy z domu z dzieckiem na kolanach :)
Mocne przytulenie dziecka i potrzymanie go stanowczo kilka minut w objeciach dziala kojaco na system nerwowy, na poczatku bedzie sie wyrywalo ale po chwili poczuje ulge i sie uspokoi
Odwrocenie uwagi od przedmiotu sporu tez dobrze działa.
Odwrócenie uwagi nie rozwiązuje problemu w żaden sposób, nie uczy również radzenia sobie z emocjami, tylko że… Jak mam problem, to muszę go zamieść pod dywan. Albo przekierować uwagę gdzie indziej, np. sięgnąć po papierosa, alkohol, żeby ukoić nerwy, najeść się słodyczy (wielu dorosłych tak się zachowuje, bo właśnie odwracano ich uwagę, żeby jak najszybciej przestali czuć to, co czują).
Okej, jak najbardziej podpisuję się dwiema rękami pod tym że nie można dusić złych emocji, bo to nic dobrego.
Jednakże ja trochę jestem ?ofiarą? swojego podejścia do dziecka.
Od początku mówiłam to normalne że się złościsz, wszyscy się złościmy tupnij sobie, krzyknij. Tak próbowałam reagować jak Syn podnosił na mnie rączkę.
Teraz syn ma prawie 5 lat i krzyki, piski są na porządku dziennym, cokolwiek Mi się nie spodoba-ryk.
Już nie wiem jak mam reagować, a najlepsze jest to, że jak pojedzie do Babci i Dziadka kontroluje się w 100%
i o żadnych kłótniach nie ma mowy.
Jak podejść do sprawy ?
Próbowaliśmy rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać ale to nie przynosi żadnego rezultatu..
Z mężem już jesteśmy mega zmęczeni tymi ciągłymi histeriami o wszystko.
To chyba mówimy jednak o innym rodzaju krzyku. I mój akurat najczęściej krzyczy tylko przy mnie, więc wstyd przed ludźmi mnie nie dotyczy. Krzyczy jak nie potrafi czegoś zrobić (a ma niespełna 2 latka) oraz jak się zezłości. Ja rozumiem wyrozumiałość dla dzieci, ale wychodzi na to, że mam się godzić na takie zachowanie, bo ‚ludzie się denerwują’. Denerwują, ale nie tak często, policzą do 10, czy znajdą inny sposób, by sobie z nerwami poradzić, nie trzeba od razu się drzeć na cały regulator. Więc to chyba wpis dla kogoś, kto takie sytuacje miewa sporadycznie i nie wie co to pisk i krzyk dziecka kilka lub kilkanaście razy dziennie.
Ale czy Twoje dziecko umie już płynnie mówić? Jeśli tak, to rozumiem Twoje rozgoryczenie, że – zamiast artykułować jak dorosły, że jest zły albo jest mu przykro – krzyczy. Jeśli nie, to wyobraź sobie teraz, że jedziesz do Japonii. Z dnia na dzień. I musisz porozumieć się z ludźmi, którzy tam żyją. A oni za każdym razem, gdy chcesz coś zasygnalizować, robią wielkie oczy, bo ni w ząb nie wiedzą, o co Ci chodzi. Ty też nie bardzo wiesz, o co im chodzi. To tak w skrócie, jak czuje się Twoje dziecko.
Dodaj do tego, że nie potrafi jeszcze regulować emocji, bo – uwaga – dopiero musi się tego nauczyć. Tak jak łapania zabawki w dłoń, siadania, chodzenia, mówienia. Wróć. Ty musisz je tego nauczyć zamiast dziwić się, że dwulatek nie liczy w myślach do dziesięciu jak dorośli, nie medytuje i nie bierze głębokich wdechów.
Oczywiście nie chodziło mi o to, że on nie liczy do 10 ;) tylko o porównywanie nerwów dorosłego do nerwów dziecka – uważam, że nie do końca jest to trafne. Nie mówi jeszcze, i ja nerwy rozumiem, sama jestem nerwusem i wiem, że on ma to po mnie. Tyle, że nie znam sposobów, by on to zrozumiał, że można inaczej niż krzykiem. Jak tu ktoś niżej napisał, dawali dziecku przyzwolenie na nerwy, krzyki i piski i teraz pięciolatek roznosi wzyzstko i wzzystkich dookoła – absolutnie nie mogę dopuścić do takiej sytuacji.
Ale przecież ja nie napisałam, żeby dawać przyzwolenie, tylko żeby nie bać się tego krzyku.
A jak sobie poradzić również napisałam:
1. Nazywać emocje (żeby dziecko rozpoznawało – co czuje – i samo kiedyś potrafiło to nazwać zamiast np. zaprzeczać czy uciekać w używki).
2. Dać przykład, jak sami sobie z nimi radzimy.
3. Podsuwać sposób, np.: „Chcesz się przytulić/pogadać/pobiegać?”.
Oczywiście, to będzie długoletni proces, nie zrobi się od razu, bo dziecko np. żeby zacząć jeść zupełnie samodzielnie również potrzebuje lat. A regulowanie emocji jest trudniejsze od jedzenia.
Jasne, ja się krzyku nie boję, stosuję również wymienione metody. Dzięki za porady, muszę widocznie uzbroić się w anielską cierpliwość.
Na pocieszenie dodam, że te dwa lata to faktycznie taki bardzo intensywny okres. Dziecko „oddziela się” od mamy i manifestuje własne zdanie, ale nie potrafi jeszcze wyrazić, o co chodzi. Często chyba samo nie wie (no bo jak nie ma potrzebnego słownictwa, to nawet w myślach ciężko to sformułować!). Więc krzyczy, rzuca się, buntuje. Kiedy moje starsze dziecko to przechodziło, byłam w drugiej ciąży i do dziś pamiętam, jak wyprowadzałam go z salki zabaw, a w głowie miałam tylko: „Dlaczego on jest taki zły? Czy to jego charakter? Czy tak już będzie zawsze???”. No, były dni, że załamywaliśmy ręce z mężem.
A potem zrobił się z niego taki słodziak. I to samo było z córką (tylko już podchodziliśmy na luzie, bo wiedzieliśmy, że to minie). To po prostu taki mega trudny wiek. Jak dziecko już zaczyna dobrze mówić – robi się zdecydowanie łatwiej, zobaczysz :)
Moje dziecko krzyczy na okrągło, zburzylo cały ład w rodzinie. Ledwo wytrzymujemy psychicznie, a mamy 3 dzieci… ile można powtarzać… brak słów.
Wpis prosto w moje serce….. Mój syn ma etap buntu… I uczy się wyrażania emocji… Potrafi krzyczeć na ulicy a ludzie oczywiście krzywe spojrzenia… Szepty i obgadywanie….. Ciężki czas ale trzeba to przetrwać
A co jeśli dziecko krzyczy i piszczy w przedszkolu a panie codziennie zadają pytanie co z tym dzieckiem sie dzieje że tak krzyczy,piszczy i wymusza? Jak na takie pytania odpowiadać panią w pkolu??? Bo ja to sie codziennie stresuje idąc po córkę ??
Wieczny ryk 2 latka jest wyrażeniem jego emocji. Kiedy wreszcie zamyka mordę będąc tylko że mną, słyszę, ze nie łączę się z nim empatycznir w jego bólu. Czytaj powyższe zgadzam się z tym, ze nie należy się krepowac ewentualnabreakcja przechodnie. Ale, na Boga, to my rozdajemy karty i dziecko i nie powinno i nien może co tylko chce, bo….chce.
Rewelacyjny wpis!
Moja córka to mała szantażystka całej rodziny
Złości się i obraza milion razy dziennie.
Najgorzej kiedy w złości rzuca wszystkim co ok rozumiem ale potem każe mi bądź starszemu bratu to sprzątać
I z tym właśnie nie wiem jak sobie poradzić.
Reakcja typu ze musi to wykonać sama spotyka się z jeszcze większa eskalacja gniewu jaki był w momencie rzucania
Pomaganie jej a właściwie wyręczanie uczy ja ze może wykorzystywać innych
A może zle to widzę?
Z mojego doświadczenia: najlepiej zmienić nastawienie do dziecka. Nie zakładać złych intencji. Złości się, czyli trzeba porozmawiać z nią o problemie, o tym co czuje i dlaczego, i próbować rozwiązać ten problem (zamiast szufladkować ją jako szantażystka, która robi na złość). Nie chce sprzątać tego, co w złości rozwaliła? To teraz sobie wyobraź, że jesteś wściekła. Powód Twojej złości nie został rozwiązany. A osoba, na którą się złościsz (lub jakaś inna) mówi, żebyś posprzątała :) chętnie wykonujesz jej polecenie?
Czyli rozmowa, rozmowa, rozmowa. Rozwiązanie problemu i ewentualnie dopiero potem, w zgodzie, posprzątanie (nawet wspólne, bo czemu nie na znak zgody?).