Czego właściwie chcą te lenie i nieroby? Wyznania byłej nauczycielki
Rząd wydał w ostatnim czasie 60 tys. złotych na kampanię dezinformującą, ile naprawdę zarabiają nauczyciele. To kolejny raz, kiedy społeczeństwo się dzieli w sprawie, która powinna nas połączyć. Jak to było? „Ratujmy nasze dzieci”? To może faktycznie ratujmy, bo za moment nie będzie miał kto ich uczyć! A mnie – byłą nauczycielkę – jakoś nie bardzo to dziwi…
Sprawdzam listę obecności:
– Marysia?
– Jestem!
– Jakub?
– Dlaczego pani każe nam się uczyć, skoro sama się nie uczyła? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie. Po klasie przebiegł szmer.
– Słucham?
– Bo tata mówił, że na nauczyciela idą tylko leniuchy i nieroby, które nie uczyły się w szkole. Kto inny chciałby zarabiać tysiąc pięćset złotych? Tylko głupek! – usłyszałam i poczułam, jak się czerwienię, znokautowana przez dziesięciolatka.
Nie pierwszy zresztą i nie ostatni raz. Dzieci często powtarzają nauczycielom to, co słyszą w domu.
RODZICE, CZYLI WIE PANI, KIM JA JESTEM?
– Czy pani w ogóle wie, kim jest mój mąż? – stoi przede mną drobna, zadbana blondynka. Jej usta, paznokcie i bluzka są w tym samym odcieniu czerwieni. Krwistym.
– Nie – odpowiedziałam trochę dlatego, że jej pytanie zbiło mnie z tropu, a trochę dlatego, że do pracy dojeżdżałam wtedy z drugiego końca Poznania i faktycznie nie znałam lokalnej społeczności.
– To proszę się dowiedzieć. I mam nadzieję, że ta sytuacja z jedynką już nigdy więcej się nie powtórzy.
Do dzisiaj słyszę stukot jej obcasów na szkolnym korytarzu. Choć to nie było najgorsze spotkanie z rodzicem. Pamiętam rodziców, którzy skarżyli na mnie u dyrekcji, że zadaję za mało. Pamiętam ojca, który przyszedł kiedyś i wysypał na moje biurko zawartość plecaka swojej córki. Córka była większa ode mnie, ale plecak jego zdaniem i tak stanowczo za ciężki. Tylko że jak się okazało, córka nosiła w nim większość podręczników, bo zapominała się co rano przepakować.
Ten ojciec przychodził potem jeszcze wielokrotnie i wysypywał zawartość tego plecaka na biurko dyrekcji, bo dyrekcja nie znała planu lekcji jego córki, więc można się było poskarżyć na nauczycieli. Nauczyciele są zawsze wszystkiemu winni.
Pamiętam matkę, która o ósmej rano przyszła do szkoły pijana. Pamiętam wielkiego ojca z podbitym okiem, którego musiałam upomnieć, że syn chodzi na wagary i za moment zaczną się kłopoty z policją, sądem, kuratorem. Zresztą, ten ojciec już miał kłopoty z policją i sądem.
Pamiętam problemy, które zabierałam ze sobą do domu, bo nie dało się tak po prostu przestać myśleć o czternastolatce, która się prostytuowała, a jej matka miała to gdzieś. Albo o tej, która się zaćpała i wylądowała w szpitalu, a rodzice nic nie wiedzieli, bo od dawna siedzieli za granicą.
Rodzice to była zdecydowanie najtrudniejsza część pracy nauczyciela.
Chociaż borykaliśmy się również z innymi sprawami…
RAJ Z LODÓWKĄ
– W tamtej szkole nauczyciele mają lodówkę! – powiedziała do mnie matematyczka.
– Tam jest raj – pani od przyrody pokiwała głową z rozmarzeniem.
– Słuchajcie, może poprosimy dyrekcję o lodówkę? – wpadł ktoś na pomysł. Wszystkim w pokoju nauczycielskim zapaliły się oczy.
– Nie lepiej o ekspres do kawy? – rzeczowo zapytał polonista, który pił tego dnia już trzecią kawę, tak zwaną plujkę.
– Poprośmy o nowy czajnik – matematyczka sprowadziła nas na ziemię. Fakt. 50 nauczycieli i jeden smętnie wyglądający, litrowy czajnik z odpadającą rączką w rogu pokoju. Czajnik był w tej chwili najpilniejszą potrzebą.
Okazało się jednak, że w tym roku pieniędzy ledwo starczy na pensje dla nauczycieli. Dyrekcja dwoiła się i troiła, ale nie była w stanie zapewnić nam podstawowych rzeczy. Nowy czajnik przyniósł więc jeden z nauczycieli. Kupił go za własną pensję.
Za własną pensję kupowaliśmy pomoce dydaktyczne. Czasami dostawaliśmy je od wydawnictwa, a czasami robiliśmy razem z dziećmi. Rodziców dzieci prosiliśmy o wszystko: o ryzy papieru do sprawdzianu, tonery do drukarki, gąbki do tablicy, o pisaki, papier toaletowy, mydło, konewkę do podlewania kwiatów w klasie. To była siara tak ciągle się prosić, więc bardzo dużo rzeczy kupowałam sama.
Na pięćdziesięciu nauczycieli było 20 miejsc w pokoju nauczycielskim, więc pracę brało się do domu. Zresztą, w szkole był zazwyczaj jeden dwudziestoletni komputer z bardzo słabym internetem i jedna drukarka, która musiała udźwignąć setki sprawdzianów dziennie. Do tej drukarki i do ksero były zapisy. Kto, o której godzinie i dlaczego znowu ty. Dla świętego spokoju większość rzeczy drukowałam w domu, a potem te 120 kartek (4 klasy x 30 uczniów) woziłam tramwajem. Z 30 zeszytami w drugiej reklamówce, bo jako polonistka musiałam je sprawdzać na bieżąco.
SŁYNNE 18 GODZIN, CZYLI ILE NAPRAWDĘ PRACUJĄ NAUCZYCIELE?
Kiedyś prowadziłam sobie notatki, ile faktycznie pracuję w tygodniu. Wpisywałam wszystkie godziny poza tablicą poświęcone na sprawdziany, zeszyty, rady pedagogiczne i pokazywałam, ilekroć słyszałam, że nauczyciele nie robią nic.
Żałuję, że nie mam już tego zeszytu przy sobie. Wychodziło różnie. Raz 42 godziny w tygodniu, raz 60. Jako młoda nauczycielka bardzo chciałam się wykazać i prowadzić ciekawe dla uczniów lekcje, żeby polubili język polski i mnie, ale niestety, często na przygotowanie lekcji czasu już nie miałam.
To był główny powód, dla którego nie chciałam dłużej pracować w szkole. Bo zamiast pracować z uczniem, musiałam… Z papierem. Jak każdy inny urzędnik państwowy.
Każdego roku kuratorium dokładało kolejne dokumenty. Plany wynikowe, naprawcze, cuda na kiju. Nauczyciel całymi dniami wypełnia tabelki. Tabelki stają się treścią jego pracy.
Te tabelki do dzisiaj śnią mi się po nocach.
CHOĆ TAK NAPRAWDĘ NIKOMU NIE SĄ POTRZEBNE
– Ilona, musisz przyjechać do szkoły! – usłyszałam w telefonie głos wicedyrektora.
– Ale ja mam anginę, 40 stopni… – odpowiedziałam nieprzytomna – Wczoraj dostarczyłam L4.
– Musisz przyjechać i poprawić kilka pozycji w tabelce. Kuratorium… Kontrola… Jeszcze dzisiaj.
Wsiadłam w tramwaj i pojechałam przez cały Poznań z 40 stopniami gorączki, żeby w 120 stronach zmienić DWA słowa, do których mogło się przyczepić kuratorium.
I jasne, teraz też pracuję, kiedy jestem chora. Ale jak pomyślę, że wtedy narażałam własne zdrowie, żeby poprawić totalnie nieważną rzecz w totalnie nieważnej tabelce, która cały rok leży w segregatorze w szafce dyrekcji, czekając na kontrolę z kuratorium, bo do niczego innego nie jest potrzebna – to ogarnia mnie pusty śmiech.
W dodatku wszystko to za naprawdę śmieszne pieniądze…
NO WŁAŚNIE, JAK FAKTYCZNIE WYGLĄDAJĄ ZAROBKI NAUCZYCIELI?
W pierwszej szkole zarabiałam 1500 złotych na rękę. W drugiej 1000 złotych, w trzeciej za to złapałam pana Boga za nogi, bo wylądowałam na wsi, miałam więc dodatek wiejski, mieszkaniowy i dzięki temu otrzymywałam zawrotną sumę 2 tysięcy złotych. Wynajem pokoju w tamtym czasie w Poznaniu kosztował 500 złotych, kawalerki 1000 złotych + opłaty. Bilet miesięczny MPK – koło stówy. Bilet podmiejski – drugie tyle. Raz w miesiącu toner, ryza papieru, kreda, bo w szkole ciągle brakowało – 200 złotych.
Czasami jadłam suchy ryż na obiad.
Kiedy zaczęłam pracę jako nauczycielka, rząd szumnie na prawo i lewo chwalił się, że dał nauczycielom podwyżkę. Jednak skrzętnie przemilczał fakt, że ta podwyżka wynosiła AŻ 30 złotych na miesiąc. I że dorzucił im po dwie godziny w tygodniu (tak zwane godziny „karciane”), w ramach których mieli przeprowadzać kółka zainteresowań, zajęcia wyrównawcze czy zajęcia przygotowujące uczniów do konkursów.
Szybki rachunek i okazuje się, że 30 złotych podzielone przez 8 godzin w miesiącu równa się 3,75 na godzinę. Zważywszy, że nauczyciele za godzinę „przy tablicy” zarabiali wtedy 20 złotych (1500 złotych/18×4), podwyżka tak naprawdę oznaczała obniżkę ich pensji. Nic dziwnego, że te godziny karciane przez co bystrzejszych nauczycieli były przeprowadzane po łebkach, bo kto sumiennie wykonywałby swoje obowiązki za 3,75 na godzinę? Jestem pewna, że ty również nie.
Był jeszcze dodatek wychowawczy – 80 złotych na miesiąc. Wychowawstwo to szereg upierdliwych obowiązków, m.in.: godzina wychowawcza, wielogodzinne wypełnianie dziennika; bieganie za nauczycielami, żeby wpisywali tematy lekcji; przeprowadzanie wywiadówek; użeranie się z rodzicami; wycieczki; kolejne tabelki, świadectwa, dedykacje w książkach na zakończenie roku.
Wychowawstwo to tak naprawdę drugi etat.
Z tego powodu nikt nie chciał wychowawstwa. To było takie zgniłe jajo podrzucane młodym nauczycielom, którzy pojawiali się w szkole na chwilę – zazwyczaj na roczne zastępstwo – no bo oni nie mogli odmówić. Wychowawca zmieniał się więc, jak tylko dzieci zdążyły się do niego przywiązać.
Jak zawsze to dzieci są w tym wszystkim najbardziej poszkodowane.
Tak było 10 lat temu. Z tego co wiem, nauczyciele nie dostali ani złotówki podwyżki od tego czasu, chociaż wszystko podrożało praktycznie o 50-100%. Nauczycielka bez dobrze zarabiającego męża nie była, więc tym bardziej teraz nie jest w stanie sama się utrzymać.
STAŁO SIĘ WIĘC TO, CO MUSIAŁO, CZYLI JUŻ TERAZ NAUCZYCIELE NIE CHCĄ PRACOWAĆ W ZAWODZIE
W połowie września zadzwonił do mnie mój brat:
– Słuchaj, jest ogromny problem z nauczycielami. W szkole moich dzieci brakuje między innymi polonisty. Wyślę ci ogłoszenie, bo dyrekcja prosiła, żeby rodzice zaangażowali się w szukanie. Dzieciaki od dwóch tygodni nie miały języka polskiego! – powiedział.
– I? – nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
– Może ty? – zapytał, a ja do dzisiaj nie wiem, czy mówił serio, czy sobie żartował.
Za żadne skarby nie wróciłabym do pracy w szkole. I nawet nie chodzi o zarobki, rodziców czy brak podstawowego wyposażenia w miejscu pracy. Tylko o brak szacunku ze strony społeczeństwa.
Ja jestem mega zadowolona z nauczycielek moich dzieci. Każdego dnia, widząc ogrom ich pracy, dziękuję im za to, że są. Bo są wspaniałe!
Jak długo jednak ci wspaniali ludzie będą wytrzymywać wieczne szykany? Ze strony rodziców, ze strony polityków? Jak długo ci wspaniali ludzie będą chcieli wykonywać pracę, z której nie można się utrzymać?
Jeśli nic się nie zmieni, do zawodu nauczyciela faktycznie zaczną trafiać same nieroby i lenie, którym nic innego w życiu nie wyszło!
Boję się tego.
Dlatego całym sercem #WspieramNauczycieli. I mam nadzieję, że ty również.
Będzie mi bardzo miło jeśli dasz LIKE lub udostępnisz <3 Dziękuję!
Nigdy, nigdzie nie przeczytalam tak prawdziwych słów o moim zawodzie. Dziękuję. Bardzo.
Ja – nadal polonistka.
Tak, to prawda o nas-nauczycielach. Też się wynoszę z za szkoły. Mam dość.
Ja odeszlam. Po 9 latach pracy. Nie wroce nigdy
Dziekuje za prawde o nas
Rzadko narzekam na rodziców (pracuję w kl. I-III), mam szczęście do wyrozumiałych i życzliwych ludzi. NARZEKAM na papiery, dodatkowe przydziały i niekończące się reformy. Totalny brak stabilizacji i celu pracy. Męczy mnie zabieranie czasu prywatnego i poświęcanie go na szkolne sprawy. Życie organizuję od wywiadówki do wywiadówki, od semestru do semestru, od kontroli do kontroli … Po 30 latach pracy, którą lubiłam, jestem wrakiem nauczyciela, żony, matki, człowieka :( Marzę o emeryturze, choć sytuacja rodzinna raczej nie pozwoli mi na wcześniejszą … MAM DOŚĆ i CHCĘ ŚWIĘTEGO SPOKOJU
Pracuje 13 lat w szkole. Przeżyłam 5 ministrów i 3 reformy podstaw programowych. Zawsze to ja jako jedna z pierwszych w szkole, otrzymując wychowawstwo w klasie pierwszej je ?przepracowywałam?. Sa coraz gorsze. Mam tez dość braku szacunku i roszczeniowych rodziców, który wszystko wiedza najlepiej. Mam 4 kierunki studiów. Od kilku lat nie chwalę się w obcym towarzystwie, gdzie pracuje, bo mi wstyd. Nawet kolega po zawodówce, jeżdżący na wózku widłowym ma kilkaset złotych więcej wypłaty. Nie zazdroszczę mu, cieszę się, że znalazł dobrze płatna pracę. Też bym chciała lepiej zarabiać. A o naszych 18 godzinach przy tablicy, cóż by tu napisać. Chyba tylko tyle, że my i nasi mężowie znają prawdę.
hahahahah i co w związku z tym? A ja pracuje 40 juz ponad lat, jestem wykształconym człowiekiem, matura i studia techniczne. Ile mysli pani że w mojej firmie zarabiam? 2580 złotych na rękę. Codziennie po 12 godzin + dojazd. Czasem w sobotę jeszcze i czasem w niedzielę jeszcze. Za niedzielę dostaje 80 złotych. Prawdę pisać o korepetycjach, prawdę pisać o urlopie rocznym i wycieczkach, a nie gorzkie żale uprawiać. Biedni… To się zwolnić i koniec tematu.
Pani myśli że gdzie indziej jest miód? Ja mam „Tylko” 11 lat pracy w budżetówce. 1600 zł na czysto wypłaty. 3 razy do roku nagroda po ok.300…czasami 200 zł. Trzynasta pensja i wczasy pod gruszą.Tyle dobrego.
Praca niby 8 godzin. Jak trzeba to i 9 czasami 10. Nadgodziny są bezpłatne. Co najwyżej mogę je sobie odebrać.
Nie mam rodziny. Nie mam własnego mieszkania. Na urlop raz na dwa lata sobie pozwalam. Stary samochód dzięki Bogu jeszcze na chodzie. Sama muszę opłacać sobie rachunki i angielski. Na podyplomowe ciułam już dwa lata.
Na co dzień też mam kontakt z mnóstwem niezadowolonych I marudzacych ludzi. Jakieś pytania co do ciężkiego losu?
A opluwa panią każdy z lewa i prawa łącznie z pani ministrem???
Ale czy my poruszamy temat Pani pracy? Jak zawsze odbijanie piłeczki… I btw wiemjak jest w innych zawodach i ich nie krytykuje..
Czy my w tym kraju nie umiemy naprawdę nic innego niż licytować się, kto ma gorzej? Smutne. Zamiast być dumnym z własnego trudnego losu i obrażać się o innych że chcą czegoś więcej, należy umieć upomnieć się o swoje!
Są partie, które jednym tchem niemal mówią o podwyżkach dla nauczycieli i całej budżetówki.
Brawo za ten artykuł. Sam pracuję w tym zawodzie i szczerze, jeśli zarobi się nie zmienią to zrezygnuję.
A ja wróciłam po latach do zawodu, tyle tylko, że po drugiej stronie Odry. Problemy są podobne, jako wychowawca też co chwilę jakies wnioski, formularze, protokoły wypisuje, a jak „moje dzieci” coś zbroja to dostanę, żartobliwa, ale jednak, reprymende od kolegów. Ale, ale – trzeba przyznać, że zarabia się godnie. Ok, jeśli przeliczyć na roboczogodziny to wiadomo, też za mało, ale ogólnie dobrze. Ponieważ jest też problem z nauczycielami, landy uciekają się do różnych środków – np. Berlin płaci początkującym nauczycielom jakby mieli najwyższy staż, a szkoły w „gettach” czyli socjalnych punktach zapalnych dostaly, choć na razie na papierze specjalny dodatek dla nauczycieli. Natomiast nie ma co mieć kompleksów – jak słyszę, jakie fajne lekcje i projekty ma dziecko mojej przyjaciółki (notabene też z Poznania) w zwykłej osiedlowej podstawówce, to jestem pełna podziwu. Polska szkoła ma potencjał, mam nadzieję, że zostanie to docenione.
Aż miło czytać, że ktoś widzi pracę nauczyciela przedszkola i ją docenia. Nasze pensum to 25 godzin tygodniowo a cała reszta dokumentacji i dodatkowych obowiązków taka sama- no, bez sprawdzianów :) Dziękuje za te słowa w imieniu nauczycieli przedszkola :)
Byłabym niewdzięczna, gdybym nie doceniała! Dzięki Wam mogę w spokoju zająć się własną robotą :) jak mega pracę wykonujecie i jak jesteście potrzebne nam rodzicom rozumie każdy, kiedy zaczyna się wolne w przedszkolu :) pamiętam, że napisałam kiedyś coś takiego na moim Facebooku – naprawdę setki rodziców potwierdziło, że jesteście niezastąpione <3
Podpinam się do Twojego kometarza, Moniko :) ! Jestem także nauczycielem wychowania przedszkolnego i terapeutą do dzieci ze spektrum autyzmu. Dzięki m.in. temu wpisowi Ilony czuję się uskrzydlona i doceniona! Wielkie Dzięki!!
Miód na serce! Dziękuję za Twoje docenienie pracy w przedszkolu, tak słabo doceniane … Widząc radość dzieci, też z autyzmem, którym prowadzę terapię i jak mogą zrobić „coś z niczego” , serce rośnie, a jak jeszcze rodzic tak, jak Ty doceni, nie mówiąc, znowu coś wymyśliła ;), to serce aż skacze z radości! Dziękuję jeszcze raz za Twój głos!
Moje zakupy dla szkoły w ostatnim czasie (1,5 miesiąca): pinezki , zszywki, zszywacz, papier do drukarki, 10 teczek, pisaki do CD, 8 CD-R i uwaga: oprogramowanie do podręcznika. Starsze zakupy to m.in . toner do mojej drukarki. Szkolna ma 50 klientów a komp nie ma nawet office’a.
Pracuję 42-47 h na tydzień, w czasie robienia awansu było to 50-60. Żal mi samej siebie, ale jestem na własnym utrzymaniu, muszę gdzieś pracować. Pomimo ww minusów od pracy odpycha mnie tylko jeden-pogarda rodziców/społeczenstwa.
Totalnie Cię rozumiem! Komentarze na temat zawodu nauczyciela są bardzo przykre.
Od lat się zastanawiam, bo to nie jest kwestia aktualnie rządzących (ja pracowałam za PO i wcale nie było lepiej!) – kto i dlaczego ma w interesie dyskredytować przed ludźmi nauczycieli? Przecież to powinien być zawód szanowany jak za granicą, żeby pracować z dziećmi chcieli najlepsi, więc mówiąc źle o nauczycielach – tak naprawdę SOBIE strzelamy w kolano. Czekam, aż w końcu polscy rodzice to zrozumieją.
I co mnie jeszcze boli, to że głośno (aby zyskać poparcie) mówi się o 500+, a tak naprawdę w bardzo perfidny sposób oszczędza na naszych dzieciach, nie doposażając szkół w naprawdę podstawowe rzeczy :(
Współodczuwam…
Dziękuję…
A jak dlugo pracowalas jako nauczycielka? Czy pensja nauczyciela nie zalezy od stazu pracy i jednak wydaje mi sie, ze im sie dluzej pracuje to sie ma tez wieksza wprawe w wypelnianiu tabelek i innych bzdur (ktore wystepuj rowniez w innych zawodach).Mam dziecko w 2 klasie szkoly podst I nasza nauczycielka nie wydala ani grosza na zadne dodatkowe rzeczy, poniewaz skladamy sie po 10zl na miesiac I to starcza na ksero I inne wydatki dla klasy. (techniczne). Jestem skarbnikiem I dostaje od pani wszystkie paragony. Wszystko zalezy od podejscia obu stron. W innych zawodach rowniez trzeba poswiecic cos ponad 8godzin pracy. I rowniez zdarza sie, ze trzeba w jakis tam sytuacjach pracowac mimo choroby.
3 lata, przeszłam pierwszy stopień awansu zawodowego i dostałam podwyżkę… Której nawet nie odczułam ;) tak naprawdę nie ma to nic wspólnego z rozwojem, zdobywaniem wiedzy (choć kolekcjonuje się w tym czasie dyplomy ze szkoleń do teczki) :)
To prawda, że starszy nauczyciel może już się posiłkować swoimi planami wynikowymi sprzed roku… O ile nie zmienią podręczników (zmieniają często). Ma również przygotowane lekcje, ma wprawę w ich prowadzeniu, więc potrafi „szyć” na bieżąco, ale z drugiej strony… Zostaje opiekunem stażystów, osobą, która przygotowuje ewaluację wewnętrzną, wspiera młodszych nauczycieli w pisaniu planów naprawczych, itp. itd.
To taka typowa praca urzędnicza, a ja nie tak sobie wyobrażałam pracę w szkole. Nie lubię papierologii, gdybym lubiła, poszłabym pracować do biura (a dla mnie np. praca księgowej i wypełnianie tabelek czy praca w urzędzie jawiła się jako największy koszmar). Po prostu się do tego nie nadaję!
Teraz czasami pracuję więcej niż w szkole (nawet jak jestem chora!), ale nigdy nie będę narzekać :) bo właśnie chodzi o to, że praca nauczyciela to pełno bezsensownej roboty dla samej roboty, żeby ministerstwo było happy. Przerzucasz i wypełniasz papiery, które niczemu nie służą i nie masz czasu na najważniejsze, czyli na ucznia.
Strasznie mnie to dobijało!
Te podwyżki są z rzędu 100-200, po kilku latach, więc o czym Pani mówi. Zresztą to można sprawdzić w tabelach wynagrodzeń nauczycieli. A po ostatnich zmianach naszego rządu cały awans trwa 15 lat (kiedyś 10). Na dodatek kiedyś po tych 10, teraz po 15 latach zostaje się w miejscu i bez szans na podwyżki, chyba, że rząd dorzuci ??
To prawda, stoi się w miejscu. Bez różnicy czy 20 czy 35 lat, jak ja teraz – nawet dodatek motywacyjny mam niższy (aż 50 złotych, nie, nie 500! kpina!!!), niż wcześniej, choć pracuję więcej – tzn mam prócz zwykłych lekcji – pod opieką olimpijczyków, konkursy, maturzystów, a każdy z innym „problemem” i na jedną godzinę zajęć trzeba zaopatrzyć ich w materiały z różnych tematów i umiejętności, lub sprawdzić kilka stron prac. Czyli dla każdego z godzina przygotowań. Uczę dwóch przedmiotów, śpię po 4 godziny, wymyślam, wycinam, TIKuję, szkolę się i zapalam do nowości. i co??? I pstro! Zarabiam tyle, co mój syn zaraz po studiach. A i to wcale nie za dużo dla młodego – bez mieszkania i z zerowym majątkiem. A jakby tak zmajstrował hurtem paru potomków? W tym kierunku mamy iść,że nie opłaca się pracować, kształcić i dążyć do tego, by być specjalistą najwyższej klasy???
Podpisuję się obiema rękami pod tym tekstem! chociaż..smutno ..:(
Dziękuję To cała prawda o naszej pracy
Rewelacyjnie i prawdziwie opisane.
Mija ćwierć wieku… Contra spem spero.
Płakać mi się chce po tym tekście. Bo to szczera prawda… Strasznie to przykre. Od kilku lat jestem mamą na dwa etaty… Odcięłam sie trochę od tej pracy. Ale za każdym razem jak myślę o powrocie to zadaje sobie pytanie czy nie lepiej jednak do biedronki na kase? Pamiętam doskonale to obciążenie psychiczne różnymi sytuacjami ze szkoły. Rozwody rodziców, alkohole, choroby w rodzinie. My to wszystko dzwigamy. Człowiek chce pomóc a tu sterta papierow. I listy z pogróżkami od rodziców….
Moja starsza córka ruszyła w tym miesiącu do przedszkola. Po tygodniu byłam już świadkiem awantur rodziców w szatni…
Po cholere mam do tego wracać?! Człowiek ma mase własnych zmartwień. A tu Cię ktoś miesza z błotem bo „co tu pani sugeruje. Dostała nurofen”…. Nie masz racji nawet jak ją masz bo jesteś nauczycielka…
Dramat.
Witam, dziękuję za te słowa. Dodam tylko, że pracuję w przedszkolu w Poznaniu (kocham swoją pracę i „moje” dzieciaczki – od 13 lat) i po dzień dzisiejszy nasza pensja nie wynosi 20 zł na godzinę, bo nasz etat wynosi 25 godzin dydaktycznych (zamiast 18) za te sama kasę, co nauczyciela w szkole. Często jesteśmy traktowane jak opiekunki bez wykształcenia, a rząd wymaga od nas wykształcenia wyższego podyplolowego, znajomości języka obcego wraz z certyfikatem, wielu podyplomówek itd. Często to my wychowujemy dzieci, bo spędzają w przedszkolu 10-11 godzin (co mnie nie dziwi-rodzice pracują 8h+dojazd), tylko miło gdyby ktoś w końcu zauważył, że my nie tylko bawimy się z dziećmi ?
O inwestycji własnych środków nie wspomnę, choć mamy dyrekcję która stara się nam zapewnić wszelkie dobra, to i tak rodzice składają się na wyprawki itd. Bez tego z dziećmi nie zrobiła bym nic kreatywnego.
A ponieważ utrzymuje się sama (bo nie mam bogatego męża ?), co miesiąc siadam i wyliczam na co tym razem wystarczy mi pieniędzy, niestety nie raz brakuje…
Pozdrawiam ?
Ja się popłakałam. 24 lata w zawodzie- polonistka
Kochane dziewczny to wszystko prawda. My to wiemy jakim poświęceniem jest ten zawód i w jak często nieludzkich warunkach się go wykonuje.
Nie podoba się? Jest beznadziejnie i źle płacą? Zmień pracę…A… Zapomniałem że funkcja nauczyciela jest przypisana dożywotnio…Taki mały państwowy bonusik w postaci stabilność, ale kto by to brał pod uwagę…
Przecież to nie jest wyjście. I kto będzie nasze dzieci uczył?
A kto uczył dzieci jak nie było systemu powszechnego? Oczywiście nie wszystkich było stać ale to już inna kwestia. Między Bogiem a prawdą czy nie wracamy do takich schematów? Zachód i USA tak działają. Zęby Pani leczy Państwo? Z niewolnika nie ma pracownika a cała instytutacja szkolnictwa to są takie koszta że nie ma szans tego zorganizować tak żeby wszyscy byli zadowoleni. Proszę wskazać kraj na świecie ktorego gospodarka nie jest oparta na zasobach naturalnych i w którym nie ma problemów ze służbą zdrowia i szkolnictwem.
„A kto uczył dzieci jak nie było systemu powszechnego? Oczywiście nie wszystkich było stać ale to już inna kwestia. ”
Nie, no spoko. Wróćmy do czasów chłopów pańszczyźnianych, nieczytatych, niepisatych. Do Janko Muzykanta, Antka. Nie ma problemu, komu potrzebne dobrze wykształcone społeczeństwo. Przecież taka Finlandia na przykład wcale nie jest wzorem do naśladowania. Za to … no… powiedzmy… Niger. To fajny kraj. Analfabetyzm na poziomie 73% i jakoś żyją!
Już wskazuję:Luksemburg , drogi Panie. Mieszkam w nim.Gospodarka Luksemburga nie jest oparta na zasobach naturalnych, system szkolnictwa i ochrona zdrowia są baaardzo ok. Przy czym nauczyciele są jedną z najlepiej zarabiających grup zawodowych w kraju. Mają spory prestiż i pozycję. Jeszcze do niedawna nauczyciel miał np. decydujący głos w sprawie wybory szkoły średniej ucznia ( tak, tak..)W szkołach poziomu odpowiadającego polskim podstawówkom nie ma funkcji dyrektora, nauczyciele mają ogromną autonomię. Nie pracują więcej niż polscy nauczyciele, wręcz przeciwnie.Jakość nauczania nie lepsza niż w polskich szkołach ( mowie to jako były nauczyciel i obecny rodzic dziecka uczącego się w szkole luksemburskiej), wykształcenie dużo niższe niż wykształcenie polskich nauczycieli. Tylko poziom zaufania społecznego inny…Jeśli nauczyciel np. decyduje , że zakupuje dla dzieci pomoce naukowe, materiały , przybory na początek roku szkolnego ( bo to on decyduje jakie kredki , ołówki jakiej firmy są najlepsze), to nikomu nie przyjdzie do głowy , żeby poprosić o fakturę.Nikt bowiem nie zakłada , że nauczyciel oszukuje.
I coraz więcej osób to robi. Setki wakatów w szkołach o czymś świadczą.
Nie tak łatwo zmienić pracę po kilku latach w zawodzie to raz…A druga sprawa jak wszyscy nauczyciele będą zmieniać pracę to kto zostanie w szkole aby uczyć?
Jak nie będzie komu pracować, to będzie to ostateczny sygnał, że pensja nie jest odpowiednia. Tak długo, jak będą chętni do pracy, to nie problem generalnie nie istnieje i jest tak w zasadniczo każdym zawodzie.
Przecież w dużych miastach już brakuje nauczycieli :)
A czy to samo pan powiedział górnikowi, lekarzowi, pielęgniarce, sędziemu czy policjantowi jak wystąpili o podwyżkę?
A przepraszam dlaczego mam zmieniać zawód skoro lubię swoją pracę, pracę z dziećmi. Co z złego jest w tym, że chce lepiej zarabiać i robić to co lubię. Czy dobremu lekarzowi też Pan powie „zmień prace!” Absurd!
Brawo.
Boję się jednego: dobrzy nauczyciele w każdej chwili mogą odejść ze szkoly… Ale nasze dzieci (zgodnie z Konstytucją) muszą do niej chodzić i cierpieć ten MENisterialny (polityczny) horror ???
Ty dziadzie.
A może Pan rozwinąć tą myśl, bo wydaje mi się, że trochę się Pan mija z prawdą. Dożywotnio? O jakim stopniu awansu zawodowego Pan mówi sugerując, że nauczyciel jest niezwalnialny, bo , jak zakładam, o to Panu chodzi? Prosiłabym tylko o posiłkowanie się ustawą regulującą tą kwestię w odniesieniu do każdego ze stopni awansu zawodowego.
Nie jestem nauczycielem. Miałam taki plan na studiach, żeby skończyć blok pedagogiczny, bo w sumie czemu nie, jako młode dziewczę przecież chciałam być nauczycielką. Wystarczył miesiąc praktyk w szkole podstawowej. Praca od rana do nocy, z czego 70% czasu to wypełnianie papierów. Ciągły wrzask, który na długie miesiące wrył się w moją głowę (jak byłam dzieckiem jakoś mi to nie przeszkadzało), no i magiczne
– nie denerwuj dzisiaj dziesięcioletniego „Jasia”, bo już pan od wuefu usłyszał „ja ci ch..u k…a zaraz przypi…..ę”. Podziwiam nauczycieli za ich pracę, wiem, że ja bym nie dała rady.
dzień dobry. Czyli tak jak w większości zawodów są plusy i minusy. Każda praca niesie za sobą korzyści i problemy… znam ludzi którzy ciężko pracowali całe życie w swoim zawodzie i nigdy strajków nie robili i nie upominali się o pieniądze A należało im się tak samo jak nauczycielom pielęgniarkom i górnikom… znam zawód nauczyciela i jest wymagający trzeba dawać z siebie dużo bo pracuje się z ludźmi A każda praca z ludźmi ( zwłaszcza dziećmi) jest trudna. dlatego nie każdy się do tego nadaje bo oprócz dużej wiedzy i cierpliwości trzeba też mieć pokłady empatii. nauczycielom należy się szacunek…zresztą, a komu się nie należy? np. pracownik socjalny zarabia grosze A pracuje w tak ciężkich warunkach i w takim stresie że szkoda gadać, i musi mieć dobre wykształcenie… wiec proponuję by każdemu dać podwyżke i uszanować jego pracę jeśli uczciwie pracuje. i nauczycielowi i listonoszowi i kobiecie pracującej, która żadnej pracy się nie boi… miłego dnia asia
Nauczyciele nie mówią, że „innym się nie należy”
Ja też wspieram i szanuję ten zawód- nauczyciele to osoby, którym powierzamy najważniejsze dla nas istoty! Kształtują nasze dzieci. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego nie mają walczyć o godne warunki pracy.
Rodzice to ZAWSZE najtrudniejsza część pracy…Dlatego już dałam sobie spokój z pracą z dziećmi. Przez ponad 5 lat byłam opiekunką. wszyscy mnie pyta;li, dlaczego nie chcę uczyć w przedszkolu- a no właśnie z tych powodów, o których piszesz :) Tez kiedyś studiowałam polonistykę, ale obecnie studiuję inny kierunek. Wybrałam inny zawód. na razie pracuję jako sekretarka w korpo, ale mam dużo więcej pieniędzy i mniej zaangażowania niż nauczyciel polskiego po kilku latach pracy…A zaczynałam w czasach, gdy nauczyciel stażysta zarabiał tak oszałamiające kwoty, że w Lublinie starczyło ledwo na wynajem pokoju.
Ja na stażu zarabiam 1800 zł, dramat.. jestem w szkole do czerwca i spadam stąd..
Bardzo dziękuję – nie byłabym w stanie lepiej opisać tych realiów
W punkt! Miałam w domu ciocie nauczycielkę – rozszerzonej matematyki w liceum. Także w domu, po szkole roboty co niemiara.. Ale i tak że strony społeczeństwa ciągle słyszałam przytyki do jej pracy, że co chwilę wolne, 2 miesiące wakacji, co to za zawód nauczyciela, 5 lekcji i do domu itp. Nikt wtedy nie rozumiał, że większość nauczycieli zabiera pracę do domu i tam całymi popołudniami pracuje. Odsuwajac prywatne życie na bok. #wspieramnauczycieli
Wszystko się zgadza. Obserwuje moją teściowa która jest nauczycielka od kilkudziesięciu lat. Codziennie idzie spać o 3 w nocy i na rano do szkoły. Po szkole – korki żeby coś zarobić bo pensja wiadomo jaka jest, poprawa sprawdzianów, tony papierów, bzdur, opis stanu meterialnego gminy i masa pierdół. W tym roku prawdodpobnie z tym kończy – myśli o pracy w lidlu. Jako była dyrektorka szkoły, podwójny magister + milion szkoleń może dostanie prace jaki jakiś menedżer w lidlu? A może nawet na kasie? I tak będzie lepiej :)
Szanuję nauczycieli, moi rodzice pracują w tym nieszczęsnym zawodzie. Ale wiem że każdy kij ma dwa końce i są nauczyciele, którzy po prostu wyżywają się na dzieciach. Jeśli ktoś miał doczynienia z takimi ludźmi to nie dziwię się, że ich nie szanują. Ja miałam w większości super nauczycieli, zdążały się wyjątki, gdzie człowiek zastanawiał się, dlaczego człowiek niestworzony do przekazywania wiedzy pracuje w szkole. Znam od koleżanek jakie mają bolączki z nauczycielami, wydaje mi się, że niektórzy nauczyciele specjalnie dokładają sobie pracy. Rozumiem, że dziecko zulo gumę, ale zamiast wpisywać. To do e-dziennika wystarczy zwrócić uwagę. Zebrania w podstawowce co miesiąc – po co?
Wszystko zaczyna się od rodziców i ich doświadczeń a doświadczenia maja źle, bo wiele nauczycieli jest zniechęconych do pracy, przemęczonych papierkowa robotą i dodatkowymi etatami, zadaniami. Ministerstwo oświaty już dawno powinno być wyrzucone w kosmos, bo tam nie pracują ludzie, którzy darzą nauczycieli i uczniów szacunkiem.
Ryba psuje się od głowy, jestem dokładnie takiego samego zdania!
I również w swoim życiu trafiałam na nauczycieli cudownych jak i takich, którzy do pracy przychodzili za karę, kazali czytać na lekcji podręcznik, a sami w tym czasie przepytywali z materiału zadanego do domu albo jedli pączki (lekcje przez nich poprowadzone z objaśnieniem materiału mogę policzyć na palcach jednej ręki).
Jednak zdaję sobie sprawę, że narzekanie na nauczycieli nie poprawi sytuacji w polskiej szkole, jedynie ją pogorszy. System jest zły od dziesiątków lat, już samo to, że słabego nauczyciela ciężko zwolnić, że przez lata był to zawód niedostępny dla młodych, a teraz jeszcze doszły takie problemy, że młodzi wcale nie chcą pracować w szkole, bo wiadomo, jaką sławą ten zawód się cieszy.
Nie jestem na tyle mądra, żeby podsunąć dobry scenariusz na rozwiązanie tych problemów. Uważam jednak, że trzeba je zacząć rozwiązywać od samej góry, od rządzących i ministerstwa począwszy, które nie zna problemów, z jakimi na co dzień borykają się nauczyciele, ich interesują jedynie dobrze wypełnione tabelki.
A przecież wiadomo, że jak na papierze jest dobrze, to nie oznacza z automatu, że dobrze jest w praktyce.
Tak sobie myślę, że na początek zapewniłabym wszystkim pracownikom ministerstwa i kuratoriów obowiązkowy miesiąc pracy w roku przy tablicy lub w przedszkolu. Tak dla przypomnienia realiów. Nawiązaliby kontakt z rzeczywistością ?
Przepracowałem w szkole 10 lat temu 2 lata i też w Poznaniu.Dobrze że odszedłem, dlatego całym sercem zgadzam się z Pani wpisem :)))
Absolutna prawda…smutna, przykra prawda…
Niestety sytuacja nauczycieli jest zbliżona do sytuacji pielęgniarek. Już wyjaśniam dlaczego. Człowiek idąc na studia i wybierając blok pedagogiczny był na tyle dorosłym i światłym człowiekiem, że mógł się dowiedzieć ile zarabia nauczyciel. Skoro takie były Twoje marzenia – to ok. Przyszła pielęgniarka tak samo, nie wzięła się z kosmosu. Każdy wie, lub może to sprawdzić ile zarabia osoba w danym zawodzie. A teraz płacz i zgrzyt zębami. Każdy ma to, co sobie wybrał. Nikt nie zmuszał. A jeżeli jest to powołanie, to trzeba się z tym pogodzić, niestety. Bo Polska to nie raj.
Nie no zgoda. Nauczyciele w szkołach publicznych za mało zarabiają.
Ale jacy to są nauczyciele? O owych publicznych placówkach – 70% nie powinno nigdy znaleźć się w okolicy żadnego dziecka. Ludzie z głębokimi problemami psychicznymi – często reagujący agresją na zachowania dzieci. Bez przygotowania żadnego do pracy z dziećmi – już nie wspominam o braku znajomości materiału, jaki powinni nauczyć – tylko o brak umiejętności pracy z dziećmi – jak również brak umiejętności współpracy z innymi nauczycielami czy z dyrekcją.
Do tego ciągłe zastępstwa, zwolnienia…
Nauczyciele grający w czasie lekcji na telefonach, sprawdzający pocztę czy FB…
… a dzieci… no cóż… niech się sobą zajmą – w końcu to „cudze” dzieci.
No ale chcieli ludzie socjalizmu – to mają.
Jakoś nie widzę tłumów nauczycieli ze szkół prywatnych, którzy chcą strajkować.
Pracowałam w trzech szkołach, w wielu byłam za to na praktykach, lekcjach próbnych, rozmowach, etc. (również w szkołach prywatnych). Dlatego nie generalizowałabym :)
To, że szkoła jest prywatna, nie oznacza z automatu, że jest taka super (choć okiem rodzica może tak być, bo wiele problemów zamiata się pod dywan). To, że jest publiczna, nie oznacza, że są tam nieroby i lenie. Jednakże swoim komentarzem dokładasz cegiełkę, żeby właśnie tak się stało.
PS Dzieci mojego brata chodzą do szkoły prywatnej – to właśnie tam zabrakło nauczycieli do pracy.
Żenujące wyznanie. Gdzie jest taka szkoła? Jakieś przykre doświadczenia rzucają cień na całe środowisko nauczycielskie.
Nie zgadzam się: decydując się na pracę w szkole kilkanaście lat temu , akceptowałam, że nie będą to duże pieniądze, ale – po zrobieniu awansu – możliwe. Wtedy dyplomowany miał pensję na poziomie 2,5xnajniższa krajowa. Dziś ledwie 1,5 raza…
Tylko że media karmiły nas klamstwami i obietnicą innych zarobków, rzędu 4 tys zł a nie 2 tys zł jak de facto jest.
Hmmm… Ale ja w moim tekście akurat najmniej skarżę się na zarobki, a podkreślam kilkukrotnie szereg innych niedogodności (niedofinansowane szkoły, brak szacunku ze strony rodziców, papierologia) przez które nie chcę wracać do zawodu i o których nie miałam pojęcia, dopóki nie stanęłam po drugiej stronie biurka.
Plus faktycznie zarobki nauczyciela to taka trochę tajemnica poliszynela: raczej mówi się o kwotach 4-5 tys. niż 1500 (chociaż z tego akurat zdawałam sobie sprawę).
Prawda jest taka, że nawet kiedy pracowałam w szkole, nie dostrzegałam szeregu tych absurdów. Dopiero po kilku latach byłam w stanie spojrzeć z dystansem na to, że to naprawdę chora sytuacja tworzyć tabelki, żeby ministerstwo miało poczucie kontroli (bo kontroli nad tym – co się dzieje w szkołach – nie ma żadnej). Albo że od nauczycieli wymaga się szeregu dokumentów, ale nie daje nawet komputera, na którym mogliby je przygotować ani miejsca pracy w postaci JEDNEGO krzesła i KAWAŁKA stołu (o czajniku, ekspresie do kawy czy lodówce nie wspominając, bo to w wielu szkołach jest nieosiągalne marzenie).
I teraz zastanów się, czy w normalnej firmie ludzie nie zaśmialiby się pracodawcy w twarz, gdyby usłyszeli od niego: na jutro przygotuj mi 100 stron planu wynikowego, ale radź sobie sam nie wiem jak i gdzie, bo mnie nie stać na krzesło, komputer, drukarkę, toner, papier ani nawet na srajtaśmę dla ciebie. Nie wiem, może kup to z własnej pensji, masz tu 1500 złotych?
Pani Ilono. Z tymi krzesłami,stołami,czajnikami,nawet lodówkami Pani przesadziła. Ludzie wyrzucają taki sprzęt w dobrym stanie.Wystarczy tylko rozejrzeć się,poczytać ogłoszenia i szkoła byłaby zarzucona sprzętem
Rozumiem, że w ramach pensum nauczyciel ma chodzić teraz po śmietnikach i szukać wyposażenia dla szkół?
Dla mnie bomba!
Obawiam się, że te teksty czytają tylko nauczyciele. A rodzice wierzą propagandzie z telewizji. Ewentualnie powiedzą, że narzekamy. A ja dla szkoły poświęcam tyle czasu i energii, że nie mam już czasu na własne prywatne życie, do tej pory nie zdecydowałam się na własne, prywante dzieci, bo nie będę miała kiedy się nimi zająć. Żeby dotrzeć do pracy, muszę jezdzić samochodem. Stary 19-latek dokonuje właśnie żywota. Na nowy mnie nie stać.
Nie tylko nauczciele, czytaja takze rodzice. Jako rodzic dziecka z 2 klasy bywam często w szkole oraz mam tez znajomych nauczycieli. Przepraszam, ale jakoś nie zauważyłam, żeby zarywali oni nocki przygotowując się do szkoły (mowie o tych z kilkuletnim stażem).
Taki ogólny watek – brak szacunku rodziców – to myślę, ze jest kwestia osoby. Nie można uogólniać, ze wszyscy rodzice są niedobrzy. Teraz są tez inne czasy i nauczyciele się oburzają (niektórzy), gdy rodzic śmie mieć inne zdanie niż oni. w naszej klasie rodzice raczej siedzą cicho jak myszy (na zebraniu pani nawet nam zwraca uwagę (dorosli!), ze cos miedzy soba krotko skomentujemy).
Szacunku wymaga wiele zawodów, nie tylko nauczyciel. Dziwi mnie jednak, ze to nauczyciele sie najbardziej oburzają, za brak okazywanego im szacunku.
Jestem za tym, zeby nauczyciele dostali podwyzki, ale nie dramatuzujcie juz tak naprawde swojego zawodu, z całym szacunkiem, nie jest to najtrudniejszy zawód świata.
Tez pracuję z ludźmi (w ramach pracy prowadzę szkolenia z róznych tematów i różne mnie sytuacje spotykają (i komentarze dorosłych), tez musze się przygotowywać w ramach pracy do takich szkoleń (w czasie której mam tez inne obowiazki, papiery, zadania, tabelki, spotkania) czasem także poza pracą (która u mnie jest 40 godzinna). I tak, tez musze do niej dojeżdzać, czasem pracuję dodatkowo w domu.
Kasia, masz rację, praca nauczyciela nie różni się niczym od każdej innej pracy. Nie jest jej mniej czy więcej. W każdym zawodzie trzeba się dokształcać (często za własne pieniądze), w każdym zawodzie spotyka się naburmuszonych „klientów” czy bierze pracę do domu.
Ja to wiem, bo pracowałam w różnych miejscach, nie tylko jako nauczycielka. Ale serio, np. jak pracowałam w sklepie, to nie byłam aż tak obciążona psychicznie, a zarabiałam podobnie. Nie było za to wakacji/ferii/wolnego przed świętami i między nimi.
To nie jest najgorsza praca na świecie, ma swoje plusy (możesz odebrać swoje dziecko o 13 ze szkoły, możesz umyć okna przed świętami, nie musisz się martwić, kto zaopiekuje się dziećmi we wakacje i ferie), ale jest słabo płatna. W każdym sektorze w ciągu 10 lat były podwyżki, tylko nie w budżetówce (i to nie jest tak, że tych pieniędzy nie ma, bo działania rządu wskazują na coś wprost przeciwnego). Mamy podwyżki w sklepach, a te płace stoją.
Dlatego wskazuję realny problem: młodzi nie chcą być dzisiaj nauczycielami. Jeśli płace nie wzrosną, coraz mniej osób będzie szło do tego zawodu (z mojego roku nie kojarzę nikogo, kto pracowałby w szkole, a rok kończyło ponad 100 osób!). No bo zastanów się: chciałabyś wykonywać swoje obowiązki za 1500 złotych na rękę? Ja dzisiaj już – nie. Jasne, gdybym miała gdzieś wizję, że jak się mocno postaram, to za kilka lat będę zarabiać 3 – ok. Ale nauczyciele nie mają tej motywacji.
Dlatego rząd w pierwszej kolejności powinien pomyśleć o rodzinach z dziećmi niepełnosprawnymi, w drugiej dofinansować szkoły, a dopiero na końcu rozważać takie cuda jak 500+ na pierwsze dziecko czy emerytura 4+
Podziwiam nauczycieli, bo widzę jaka jest młodzież i jak wyglądają zarobki. Moja teściowa pracuje w szkole i jest to bardzo, bardzo smutne…a przecież edukacja jest mega ważna! Wszyscy chcemy by nasze dzieci uczyli ludzie wykształceni i niesfrustrowani, prawda? Moja siostra przyjmuje jako lekarz rezydent często dzieciaki – jest nieraz zszokowana ich bezczelnością! 16-letni chłopak potrafi powiedzieć tonem szefa: następnym razem proszę przyjść kiedy indziej. Teraz lekarze rezydenci dostali podwyżkę, ale przez dekadę to było 1900 na dwóch pierwszych latach i 2400zł po drugim roku pracy i oczywiście bezpłatne nadgodziny).
To cała prawda NIESTETY TAK WYGLĄDA CODZIENNOŚĆ W SZKOLE
Czuję, jakby ten tekst napisany był przeze mnie :). Zrezygnowałam z pracy nauczyciela po 10 latach i to są właśnie powody, które do tego doprowadziły. Szkoda, że tak jest….
Dlatego zaczynam już się pomału przekwalifikowywać :)
(przepraszam za powtórkę, ale chciałam umieścić komentarz „luzem” – nie jako odpowiedź pod czyjąś odpowiedzią)
Nie no zgoda. Nauczyciele w szkołach publicznych za mało zarabiają.
Ale jacy to są nauczyciele? O owych publicznych placówkach ? 70% nie powinno nigdy znaleźć się w okolicy żadnego dziecka. Ludzie z głębokimi problemami psychicznymi ? często reagujący agresją na zachowania dzieci. Bez przygotowania żadnego do pracy z dziećmi ? już nie wspominam o braku znajomości materiału, jaki powinni nauczyć ? tylko o brak umiejętności pracy z dziećmi ? jak również brak umiejętności współpracy z innymi nauczycielami czy z dyrekcją.
Do tego ciągłe zastępstwa, zwolnienia?
Nauczyciele grający w czasie lekcji na telefonach, sprawdzający pocztę czy FB?
? a dzieci? no cóż? niech się sobą zajmą ? w końcu to ?cudze? dzieci.
No ale chcieli ludzie socjalizmu ? to mają.
Jakoś nie widzę tłumów nauczycieli ze szkół prywatnych, którzy chcą strajkować.
Jest Pani z zawodu wróżką? Skąd stwierdzenie, że 70% nie powinno nigdy znaleźć się w okolicy żadnego dziecka? Czy po prostu jest pani słabo wykształcona, nie ma własnego zdania i powiela banialuki znajdowane w internecie? Czekam na rzeczową i merytoryczną odpowiedź. Pozdrawiam.
Hit ostatnich dni.
Dziecko podszywa się pod nauczyciela na Facebooku i kontaktuje się z innymi nauczycielami. Rodzic składa skargę w kuratorium, że nauczyciel mil czelnosc zwrócić mu uwagę!!!
Wszystko powoli staje się wyspać one w tym systemie oświaty!
I właśnie przez to nie chce pracować w szkole..
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że jedyną stałą rzeczą w szkole jest zmiana. I to jest prawda! Szkoła wygląda zupełnie inaczej, niż 30 lat temu. A przecież nauczyciele posiadają nawet i dłuższy staż pracy. Muszą zatem nieustannie się doskonalić, żeby nie wypaść z obiegu, żeby nadążyć za wciąż zmieniającym się światem. Muszą posiąść nowe technologie, nowe metody nauczania, nadążać za kolejnymi reformami. Nauczyciel, który rozpoczynał pracę 3 dekady temu nie pracuje w taki sam sposób obecnie, gdyż zmieniają się również wymagania wobec pracy nauczyciela, a są wysokie. Wystarczy zgłębić rozporządzenie ws. oceny pracy nauczyciela. Wszyscy doskonale wiemy, że najważniejszym podmiotem w procesie uczenia i nauczania jest uczeń. Czy w rzeczywistości tak jest? Nie sadzę. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie są więźniami „podstawy programowej”. Jakże szczęśliwy byłby nauczyciel, gdyby mógł przeznaczyć więcej czasu na trudniejsze zagadnienia, tak by wszyscy uczniowie je zrozumieli. Ale niestety sztywne ramy programów „krzyczą”, że za progiem czeka już kolejny, może jeszcze trudniejszy temat. I tak w efekcie, nauczyciele w obawie przed niezrealizowaniem materiału przeznaczonego na dany rok, konsekwentnie realizują podstawę programową, często obciążając rodziców obszernymi pracami domowymi. Tak, nie mylicie się- rodziców. Bo w efekcie rodzice siedzą z własną pociechą nad niedokończonymi ćwiczeniami, wyjaśniają dziecku to czego nie pojęło na lekcji. Stąd sfrustrowani rodzice wściekli na szkołę i nauczycieli, stąd sfrustrowani nauczyciele borykający się z realizacją podstawy programowej, a pomiędzy tym wszystkim uczeń. Polska szkoła potrzebuje reformy, ale mądrej i przemyślanej, reformy niezależnej od kaprysów zmieniających się partii rządzących. Środki finansowe na edukację nie powinny dotyczyć wyłącznie pensji nauczycielskich. Wielu nauczycieli potwierdza, że z własnych środków musi kupować podstawowe pomoce, które winny stanowić w szkole normę – papier, tonery, pisaki itp.
Nawiasem mówiąc podwyżka o 1000 zł dla nauczycieli wcale nie jest takim złym pomysłem. Nauczyciel zadowolony, no bo nie będzie mu wypadało narzekać na rząd, że nie dał, że jest źle opłacany. Po takich podwyżkach to nauczyciel kupi do szkoły nie tylko kredę i papier. Kto wie, może jakiś komputer? Szkoła tylko zyska. Mnie tyko zastanawia jedno. Skoro ten uczeń jest taki ważny, dlaczego wciąż wszyscy na nim oszczędzają? Czy szkoła powinna borykać się z takimi problemami na jakie pomoce może sobie pozwolić w danym roku budżetowym? Do podstawówek wróciły dwie klasy, a za nimi przedmioty ścisłe. Ceny za środki dydaktyczne z chemii, fizyki czy biologi są kolosalne. Trzeba zakupić nowe wyższe stoliki i krzesła dla starszych uczniów, a środki z samorządu „cieniutkie”. Jak zwykle wszystko rozbija się o pieniądze. Nauczycielem jestem od blisko 30 lat. I chociaż lubię swoją pracę, to już w przeciągu tych lat pracy widziałam i przeżyłam niejedno. Zupełnie brak mi czasu na życie prywatne. Szczerze. Też liczę czas do emerytury, a to jeszcze ponad 10 lat. Pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze nie stracili zapału i rozumiem tych, którzy podjęli decyzję o rezygnacji.
Ja po studiach licencjackich w 2006 roku zaczelam we wrzesniu prace w szkole za 998 zl brutto… od stycznia byla podwyzka, w moim przypadku pensja wzrosla do 1048 zl brutto, do dzis mam te papiery. Mialam wtedy wychowawstwo, dodatek wynosil 50 zl, motywacyjnego nie mialam, bo przeciez to dopiero staz. Nie mialam go z reszta przez najblizsze 5 lat dopoki nie dostalam stalej umowy o prace, bo tylko takim nauczycielom przyslugiwal ten dodatek. W tym czasie robilam zaocznie magisterke, a potem drugi licencjat z angliatyki, zeby w ogole miec etat. Na studia pieniadze musialy byc, na zycie juz niekoniecznie. Teraz jestem na wychowawczym, w szkole nie pracuje juz 4 lata. Cholernie brakuje mi dzieciakow, samego uczenia, ale jak pomysle o tych problemach z wiecznie roszczeniowymi rodzicami, stosem papierologii nikomu niepotrzebnej to w ogole mnie do szkoly nie ciagnie. Nie wiem czy wroce…
Nie dopisałam w tekście, że w tym czasie robiłam studia podyplomowe z pedagogiki specjalnej, które oczywiście musiałam opłacić :) nie było łatwo!
Bardzo dziękuję za te prawdziwe słowa. Po 30 latach pracy w tym zawodzie mam dość. Jeśli wytrwam w tym zawodzie to tylko dlatego, że jestem już blisko emerytury. Choć ostatnio coraz częściej myślę o zmianie.
A najlepsze w tym wszystkim jest to ze zeby w Polsce pracowac jako nauczyciel trzeba miec skonczone studia wyzsze…..kiedy np w Anglii wystarczy szkola srednia i trzy miesieczny kurs i juz mozna znalesc prace w przedszkolu. Ja nie jestem nauczycielka, mam 35 lat i z czasow szkoly pamietam ze mimo wszystko mialo sie przede wszystkim szacunek do nauczycieli, wiadomo brykalo sie, jak to dzieciaki ale ta relacja nauczyciel-uczen byla zupelnie inna….juz nie wspomne o rodzicach, ktorzy mysla ze nauczyciele maja wychowywac. Otoz nie drodzy rodzice, nauczyciele maja za zadanie wspomagac rozwoj naszych dzieci przez zabawe i nauke. I nie zapominajmy o tym jaka odpowiedzialnosc spada na nich kiedy zostawiamy nasze dzieci pod ich opieka w szkole czy przedszkolu i chocby za to ich szanujmy.
W Anglii praca w przedszkolu nie jest traktowana tak jak w Polsce jako praca nauczyciela, stąd różnice w wykształceniu. Nauczyciel tylko w szkole – wiem, ponieważ pracowałam w Londynie zarówno w szkole publicznej, jak i w przedszkolu.
Kiedyś usłyszałam, że w Japonii nauczyciele to jedyne osoby które nie muszą schylać głowy przed cesarzem, bo bez nauczycieli nie ma dobrych cesarów (kurczę, po 20 latach na obczyźnie nie wiem czy dobrze odmieniłam, przepraszam!). Nie wiem ile z tego prawdy, ale gdyby tak naprawdę było, to wszystkie kraje powinny brać z nich przykład.
Brawo!!! Świetny artykuł, może Pan prezydent lub Pan premier powinni go przeczytać, o prezesie nie wspomnę.
Zdecydowanie ten tekst oddaje przykre realia pracy w szkole.. myślę sobie, że w innych zawodach nikt nie zgodził by się na takie traktowanie i kupowanie wszystkich potrzebnych zasobów z własnej kieszeni. Niestety (ale tylko dla nas) wspólną cechą nauczycieli z prawdziwego zdarzenia jest EMPATIA. Ile razy nauczyciel oddał swój prywatny długopis/ołówek/zeszyt/cokolwiek?
Tylko dlatego, żeby dziecko uczestniczylo w zajęciach. Z młodszym uczniami brak pomocy naukowej może wynikać z gapiostwa rodziców (rzadko kiedy będzie to brak funduszy), natomiast starsi zaczynają kombinować i wiedzą, że jak nie przyniosą czegoś to i tak Pani/Pan im da..
Wspominała Pani o dobrze zarabiającym mężu, to właśnie jest paradoks. Ile znam nauczycielek, które nie mają żadnego partnera i biorą wszystkie zastępstwa i dodatkowe godziny, żeby jakoś przeżyć.
Do tego wszystkiego jeszcze nauczyciel ma się ciągle szkolić. Najlepiej po godzinach pracy lub w weekend i to nieodpłatnie lub zapłacić samodzielnie za szkolenie czyli jakieś 100-400zl (szkolenia dla anglistów są drogie).
Najgorsze jest to, że lubię swoją pracę i samo uczenie dzieciaków sprawia mi radość. Radość, którą biurokracja i polityka wraz z roszczeniowymi rodzicami jest mi codziennie odbierana.
Bardzo Panią proszę o umieszczenie tego listu na stronie MEN i wysłanie do premiera.
Jestem uczennicą trzeciej klasy technikum i od bardzo dawna marzyłam aby kiedyś pracować z najmłodszymi. Uwielbiam dzieci i pracę z nimi, dlatego taka myśl zagościła, żeby iść w tym kierunku, w końcu każdy chciałby robić w życiu to co lubi. Niestety po spotkaniu z doradcą pracy moje marzenia legły w gruzach. „Więcej się napracujesz i wydasz niż jest to warte. Pomyśl nad czymś innym.” – taką odpowiedź otrzymałam. Jak to czymś innym? Przecież to moje marzenie. Jednak pora zejść na ziemię, ponieważ praca nauczyciela jest najprościej w świecie nie warta zachodu. Bardzo nad tym ubolewam do tej pory, dlatego bardzo wspieram nauczycieli w tej walce i życzę im jak najlepiej, bo walczą nie tylko o pieniądze, ale o honor i lepszą przyszłość!
Jestem z Wami! ??
A ja się trochę nie zgodzę z tym, że nikt za marne pieniądze nie chciałby wykonywac swojej pracy sumiennie. Pracowałam w różnych miejscach za różne pieniądze i nigdy nie robilam łaski. Kiedy warunki przestawały mi odpowiadać zmieniałam pracę zamiast zalic się na swój los. Zaraz po studiach sprawdziłam tabele płac nauczycieli i zrozumiałam, że to nie będzie moja bajka. Rynek pracy jest spory. Nie rozumiem po co robić z siebie męczennika i kopać się z koniem?
Dlaczego uważasz, że proszenie o podwyżkę jest złe? W każdej firmie się to robi. Tak, wiem, zazwyczaj mężczyźni są takimi twardymi negocjatorami, kobiety godzą się na to, co im się daje, ale serio: walka o to, żeby w pracy – którą się lubi! – było nam lepiej – nie powinna nikogo gorszyć!
To jest takie głupie gadanie, od którego mam już odruch wymiotny: to się zwolnij i idź na kasę. Jasssne. Siedzisz sobie w pracy, jest całkiem spoko, ale myślisz: kurde, szef nie kupił czajnika, a stary się psuje, od 10 lat nie dał mi podwyżki, co robić, co robić??? Wiem! Zwolnię się i pójdę na kasę!
Aha…
Ale ja Was nie wysyłam na kasę. Większość z Was to nieźle wykształceni ludzie. Spokojnie dacie sobie radę na rynku. Jak byłam w firmie, w której szef żałował na czajnik to wiedziałam, że to nie jest miejsce dla mnie i dziada nie zmienię . I żeby było jasne pochodzę z małej miejscowości wiec nie było tak, że wszędzie pracy na pęczki. Narzekacie na godziny, na pieniądze, na dzieci i młodzież, na rodziców. To za co w takim razie kochacie tę pracę aż tak bardzo, żeby dać się ponizac na każdym kroku? Po tym co mówi pani minister i reszta mądrych co każą Wam robić dzieci dla 500 zł ja bym wstała, wyszla i nie wróciła. Nie wiem co jeszcze musi się zdarzyć, żebyście przestali dać się ponizac.
Dlaczego piszesz do mnie w liczbie mnogiej, skoro ja już nie pracuję w zawodzie?
W każdym razie: kto będzie uczył nasze dzieci, gdy wszyscy nauczyciele odejdą?
To nie rozwiąże problemu w żaden sposób!
Ale może ktoś zobaczy powagę problemu. Póki co wszyscy plują nauczycielom w twarz aż żal patrzeć… Żeby było jasne, ja nie jestem przeciwko nauczycielom. Chciałabym, żeby dzieci uczyli dobrze wyszkoleni, zadowoleni z życia ludzie, ale patrząc na stosunek ministerstwa widzę, że biadolenie na niewiele się zdaje.
Dokładnie tak.
Czasami tylko czekam, aż to wszystko pizgnie na łeb, bo wydaje mi się, że innego wyjścia może nie być. Tylko dzieci szkoda, moje niedługo idą do szkoły…
Pracowałam jako nauczycielka j. Niemieckiego. Pracowałam. Kochana ogrom prawdy i tylko prawdy. Za ten post dziekuje :*
No nie wiem. Moze i prawda ale jak 10 lat temu szykalam pracy w zawodzie nauczyciela historii to dyrektorzy na moich oczach wrzucali moje cv do kosza. I nie byla to jedna szkola ale ok 200. Teraz tez nie jest lepiej ze znalezieniem pracy nauczyciela no chyba ze w duzych miastach.
To prawda, bardzo ciężko było wtedy znaleźć pracę, dlatego ja tak często zmieniałam szkoły, bo byłam przyjmowana tylko na zastępstwo.
Natomiast minęło dziesięć lat i sytuacja zmieniła się o 180 stopni. W Poznaniu bezrobocie 1%, co świadczy o tym, że… Nie ma bezrobocia. 10 lat temu nauczyciel zarabiał mniej więcej tyle, ile można było zarobić w sklepie, dzisiaj – ponieważ wszędzie były podwyżki tylko nie w budżetówce – zarabia mniej. Młodzi nie chcę pracować jako nauczyciele.
Ja też nie wiem, czy długo jeszcze pociągnę…
Ilona, rewelacyjny artykuł!!! Wychowałam się w rodzinie nauczycielskiej, miałam w życiu szczęście do kilku cudownych pedagogów. W głowie mi się nie mieści, że ludzie nadal nie rozumieją, że to jak będą traktowani nauczyciele (nie chodzi tylko o zarobki, ale całokształt) wpływa na jakość kształcenia, a tym samym wykształcenie NASZYCH DZIECI!! Nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy słyszę, żeby nauczyciele nie strajkowali kosztem dzieci – ale kto ponosi największy koszt tego co się od lat wyprawia w szkolnictwie? Dzieci, czyli my, czyli społeczeństwo. Naprawdę powoli coraz bardziej realna wydaje mi się myśl, że komuś zależy , zebysmy byli głupim społeczeństwem. No i niestety bez zmian w systemie oświaty będzie coraz gorzej. Może komuś to się nie podobać, ale moim zdaniem nauczyciele powinni zarabiać podobnie do lekarzy. Co jest ważniejszego w państwie niż zdrowie i edukacja? Wtedy zawód miałby prestiż, byłaby konkurencja wśród kandydatów na nauczycieli , a to przełożyłoby się na wyższy poziom nauczania. Tylko jeszcze trzebaby się było pozbyć karty nauczyciela i jesteśmy prawie w Europie ?
Słyszałam, że w szkole nie dzieje się dobrze, ale nigdy bym nie pomyślała, że jest aż tak tragicznie.
Kiedy syn poszedł do zerówki, dziwiło mnie że pani prosi o chusteczki higieniczne czy ręczniki papierowe, bo dzieci się często brodzą, a przecież klasowe płaciliśmy. Teraz syn jest w 3 klasie i same od siebie przynosimy papier do szkoły czy dorzucamy z własnej kieszeni na różne mniej czy bardziej potrzebne rzeczy.
#wspieramNauczycieli