Zaskakujące fakty, które odkryłam w ciąży!
Bez kitu, musiałam zajść w ciążę, żeby się tego dowiedzieć!
1. Leczona choroba trwa tydzień, a nieleczona – 7 dni.
Jeszcze całkiem niedawno byłam przekonana, że nie można, no po prostu NIE DA się wyjść z choroby bez lekarstw. Ale pochorowaliśmy się we trójkę na paskudną odmianę grypy. Mąż mój – po szczepieniu – przechodził ją wcale nie krócej od nas. Tyle tylko, że bez temperatury. Nadal jednak czuł się na tyle parszywie, że musiał łykać silne tabletki. Synek tak samo, niestety w jego przypadku nie pomogły i kiedy kolejny dzień z rzędu nie mogliśmy zbić blisko 40-stopniowej temperatury, wezwaliśmy lekarza, który przepisał antybiotyk i sterydy. Na co ja – w przypływie desperacji – zaczęłam podgryzać ząbki czosnku, pić ogromne ilości herbaty z imbirem oraz cytryną i wyjadać miód łyżeczką prosto ze słoika. Czyli tak jakby nie robiłam nic.
Kto z nas wyszedł z choroby najszybciej? Ano nikt. Chorowaliśmy tak samo długo. Z identycznymi objawami. Tak samo dusił nas kaszel w nocy i przez tyle samo dni katar rozsadzał nam nosy.
Dodam, że to nie pierwsza choroba w tej ciąży, podczas której chłopaki leczyli się tradycyjnie tym, co przepisał lekarz, a ja modliłam się do niebios o litość dla ciężarnej. Zarówno lekarstwa jak i modlitwa podziałały tak samo. Leczona choroba trwała tydzień, a nieleczona – siedem dni.
2. Kiedy do przychodni lekarskiej/autobusu wchodzi ciężarna, nagle coś baaardzo ciekawego zaczyna się dziać na ścianach, suficie albo w telefonach siedzących tam mężczyzn.
3. Ale możesz liczyć na empatię osób, które już rodziły lub tych, które uczestniczyły w ciąży partnerki.
Basen, całkiem niedawno. Jak to w weekend – od kwadransa poluję na wolne miejsce w szatni. W końcu – jest! Udaje mi się dorwać skrawek ławki. Sadzam więc dziecko, sama też mam zamiar usiąść obok, żeby zmienić obuwie na klapki, ale nagle podchodzi do nas młoda dziewczyna – na oko studentka – która mówi do Kostka: „Przesuniesz się?”. Po czym siada obok, na MOIM miejscu i ze spokojem… czeka na koleżankę, która nieopodal suszy włosy.
Stanęłam centralnie na wprost niej, prawie trącając brzuchem jej nos, i – wydawszy z paszczy serię wcale nie udawanych postękiwań – zaczęłam odsznurowywać botki. A kiedy ona nawet na mnie nie spojrzała, zrozumiałam, że – uwaga! To nie była złośliwość z jej strony. Ona po prostu… Nie wiedziała! Nie miała pojęcia, że zdejmowanie zimowych butów na stojąco w dziewiątym miesiącu ciąży jest trudniejsze niż znalezienie męża!
Za to zupełnie inaczej sprawa wygląda przed gabinetem pediatry, gdzie młodzi tatusiowie pomagają mi odwiesić kurtkę czy wyjąć starszaka z wózka. Serio. I to bez błagalnych spojrzeń z mojej strony! Także jest całkiem spora nadzieja, że panowie spod ginekologicznego już za kilka miesięcy się obudzą.
4. Słowa: „Nie mam się w co ubrać” nabierają nagle zupełnie innego, głębszego sensu!
Tak naprawdę dopiero w ciąży zaczynają cokolwiek znaczyć. Bo wtedy serio nie masz się w co ubrać. Bielizna już w pierwszych tygodniach robi się za ciasna, twoje ukochane dżinsy przestają się dopinać gdzieś tak od drugiego trymestru, a stopa rośnie wzdłuż i wszerz, więc jedyne obuwie, które masz siłę na nią wcisnąć, to kalosze.
Choćbyś stała przed szafą pełną ubrań – jesteś w kropce. Połowa ciuchów jest za mała, druga połowa za krótka, a trzecia połowa – niewygodna (spróbuj usiąść z wielkim brzuchem i w sztywnych spodniach do auta!). Możesz co prawda iść do sklepu i kupić sobie coś nowego, ale raz, że szkoda wydawać kasę na coś, co ponosisz maks trzy miesiące, a dwa – tych ubrań dla ciężarnych nie ma znowu aż tak dużo.
Chodzisz więc przez pół roku w dresie wygrzebanym w koszu w Lidlu (tani, wygodny, miękki i rozciągliwy!) albo w piżamie (tania, wygodna, miękka i rozciągliwa!), czekając na poród wcale nie po to, żeby zobaczyć dziecko, tylko po to, żeby w końcu wbić się w jakąś seksi kieckę. A potem rodzisz i okazuje się, że… Nadal nie masz się w co ubrać. Bo pierwsza połowa ciuchów za mała, druga niewygodna (ogarnij noworodka ubrana w stringi i obcisłe dżinsy!), a trzecia – gdzieś tak od trzech sezonów niemodna. Mogłabyś co prawda iść na zakupy, ale raz, że nie masz czasu; dwa – ciągle żyjesz nadzieją, że jutro schudniesz ostatnie pięć kilogramów; a trzy – tych ubrań dla karmiących lub w ogóle młodych mam nie ma znowu aż tak dużo.
Chodzisz więc dalej w dresie z Lidla, a kiedy w końcu ogarniasz się gdzieś tak koło drugich/trzecich urodzin dziecka, dowiadujesz się, że – tak! – znowu jesteś w ciąży.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre, bo…
5. Nigdy przedtem – i nigdy potem! – nic tak dobrze nie smakuje.
To nieprawda, że kobiety w ciąży jedzą jak opętane, bo nad tym nie panują. O nie! Doskonale mogłybyśmy zapanować tylko… Po co?
Przeżycia takiej feerii smaków życzę każdemu przynajmniej raz w życiu. Choćby dlatego warto być w ciąży ;). Zwykły kiszony jest jak danie przygotowane w pięciogwiazdkowej restauracji, a czekolada… To nie czekolada, to szczyt rozkoszy! Dlatego właśnie nie potrafimy się zdecydować, co chcemy zjeść najpierw: śledzika czy tort? Więc jemy wszystko, od rana do wieczora: dżem palcem prosto ze słoika, bekon na kanapce i bez kanapki, a na to lody waniliowe. Mhmmm…
Jeśli z tym jedzeniem masz tak jak ja, może nie przerażą cię zdjęcia najbrzydszego ptasiego mleczko na świecie. Nie wiem, czy patrząc na fotki, odważysz się je zrobić, ale jeśli tak, zapewniam, że smak wynagrodzi ci wszystko!
Zaskoczenia ciążowe – jasny gwint, to kawa może smakować ohydnie? Moja ulubiona kawa? I sam jej zapach odrzuca? (Zrozumie ten, kto wie, że jeden kubek kawy, nawet w ciąży, jest absolutnie niezbędny do życia). To to jest hit. I marzę już, że to się zmieni za 2 miesiące :) A przepis wypróbuję na bank ;) Buziaki i trzymaj się ciepło
Kawa! Z kawą mam tak samo! Jezu, jak ja się męczę, żeby dopić jedną filiżankę. Więc nie dopijam, a potem: ból i zawroty głowy, niskie ciśnienie. A ja tak kocham kawę!
Dodam, że w pierwszej ciąży tego nie miałam (mogłam pić kawę bez mdłości i zgagi).
polecam uzupełnić magnez i potas i kawa powinna przestać śmierdzieć. ja piłam wysoko magnezową wodę mineralną ijakoś z pół filiżanki kawy dało radę wypić. :)
Mi kawa nie smietdziala na szczescie, chociaz w sumie piłam słabszą niz wczesniej i max 1 dziennie, ale smakowala mi cala ciaze. Na szczescie.
A 4 punkt to mistrzostwo swiata. Z calego serca polecam dress z lidla. Szybko schnie wiec w sumie nie musisz sie przejmowac, ze masz mokre spodnie, bo siku, bo mleko, bo cos? Zdarzy wyschnac zanim ty zdarzysz odlozyc dziecko i w spokoju sie przebrac ;D
Punkt 1 – potwierdzam :) odkąd jestem w ciązy/lub karmię (czyli od około 6 lat z przerwami;) lub inne cuda w przypadku brzydkiego choróbska męczę się bez antybiotyków i silnych leków. nawet jak przez 2 tygodnie walczyłam ze wstrętnym bólem gardła połączonym z wysoką temperaturą lekarz powiedział, że warto spróbować bez antybiotyku / mineło! miałam już nawet awaryjnie zapisaną receptę z jakimś świnstwem, ale udało sie tego nie użyć (choć juz było blisko:)
I pomyśleć, że ja przed ciążą zawsze, ale to zawsze szłam po antybiotyk, bo twierdziłam, że mój (słaby, haha ;)) organizm bez tego nie da rady wyjść z choroby.
No to teraz już wiem, że warto trochę się pomęczyć ;).
Święta prawda.. ja uwielbialam w ogóle ten san.. jest jedyny w swoim rodzaju ?
Buuu! Wygląda cudownie te ptasie mleczko! A ja akurat na diecie… ;( :D
Ps.: Z tymi panami przed gabinetami ginekologicznym i pediatrycznym to święte słowa. Dokładnie tak jest. :D Doświadczenie czyni cuda w męskiej psychice. :D
Na przeziębienie najlepsza witamina C w ilościach hurtowych – łykam po 10 sztuk dziennie i po 2-3 dniach jestem zdrowa. Pomysł na ptasie mleczko z chia – Ilona jesteś genialna!
a jeszcze lepiej: kwas l-askorbinowy. Witamina C w czystej postaci- rewelka. Teraz w ciąży trochę się boję, dlatego robię sobie koktajl: grejfrut+pomarancza+sok z cytryny:)
A ja zawsze przeziębienia leczyłam „naturalnie”. Także teraz jak się rozchorowałam, to nawet mnie mocno nie zabolało to bezlekowe leczenie:) jedynie czego mi było szkoda to mocnych tabletek na ból gardła i kropli do nosa (nie umiem funkcjonować z zatkanym nosem!!). Krople i tak brałam, bo nie byłam w stanie inaczej, tylko sobie dozowałam ;)
I chyba dopóki ktoś nie jest w ciąży nie jest w stanie zrozumieć,że bywa ciężko (nawet jak brzucha jeszcze nie ma,albo jest mały…)niby wiadomo,że pomagać trzeba,ale może ta kobieta, która świetnie sobie radzi jednak postoi?? ;)
Ja się tak przyzwyczaiłam do nie brania leków – że jak coś mnie dopadnie, to zapominam, a jak zaczynam padać i wiem że muszę coś wziąć – bo nie przeżyję następnej godziny, to biorę leki, które są przeznaczone dla ciężarnej albo karmiącej (nie karmię od pół roku) ;)
Jeśli chodzi o ‚nie mam w co się ubrać’ – nie było tak źle :) W ciąży z synem z większym brzuchem chodziłam zimą, więc leginsy na tyłek, luźny sweter i płaszcz w którym przeszyłam guziki by się zapiąć :) Z córką – duży brzuch latem) chodziłam w sukienkach – pod koniec musiałam tylko pilnować, czy nie są za krótkie, bo jakoś dziwnie unosiły się na brzuchu ;)
Ciąża latem, ach, ach… Moje marzenie! Te zwiewne sukienki, klapki. Teraz chodzę w namiocie zamiast kurtki i swetrach męża ;). No i te leginsy, dresy, a mnie się marzy coś kobiecego, a nie sportowego ;).
a ja zainwestowałam w kilka ładnych ciążowych ciuchów z myślą o pracy, ale długo nie pochodziłam, w zasadzie w ogóle, bo się rozchorowałam i poszłam na zwolnienie, a teraz nie mieszczę się w jedne spodnie ciążowe, bo mi dziecko poszło w zadek, haha :)
Też tak myślałam i rodziłam w sierpniu. Nie przewidziałam jednak tropikalnych nocy w lipcu, w czasie których marzyłam o porodzie :)
Moja mama mówi to samo! Rodziła latem i zimą. Ciągle powtarza: ty nie wzdychaj do tych sukienek, bo chodzenie w ciąży w czasie upału to jest dopiero masakra (zatrzymanie wody, opuchlizna, poród w czasie upału, itp.).
Potwierdzam – sukienki fajne, ale jednak zimowo lepiej w ciąży – i dziecko jakoś przyzwyczajone do czapeczki i ubierania się, z letnimi dziećmi ciężko to potem ogarnąć ;) Ja na szczęście urodziłam tydzień przed upałami :)
Tak, najgorsze jest to, że mega się męczyłam, ale… Moje dziecko wcale nie wyglądało lepiej. I mąż też nie ;).
Grunt, że po wszystkim, bo bałam się, że przez kaszel urodzę przed czasem ;).
No ja miałam problem właśnie przez ten kaszel, ja się wręcz dusilam w nocy, masakra, nie wiedziałam, że można tak się męczyć w chorubsku….
Ja to znam, bo od małego jestem podatna na anginy + niemal każda choroba u mnie kończy się powikłaniami w postaci zawalonych oskrzeli, więc 3-4 tygodniowe seanse z kaszlem, który nie daje żyć, nie są mi obce (średnio dopada mnie to dwa razy do roku: jesień – wiosna, czasami częściej). Zawsze leczyłam się antybiotykiem, a teraz nagle okazało się, że bez jest bardzo podobnie.
A to dobrze wiedzieć, bo ja strasznie klelam na ten kaszel w ciąży bo myślałam, że gdyby nie ciąża to dostalabym cudowne leki i by szybko przeszło… A tu okazuje się, że by tak szybko nie przeszło ;-)
No niestety, oskrzela się ciągną i ciągną. Dlatego najlepiej nie doprowadzić do tego, żeby kaszel zszedł niżej (właśnie do nich), ale wiadomo – nie zawsze się da.
co do siedzacego miejsca, jestem w koncowce 9 m-ca i od ok 7 m-ca prosze ludzi wprost, zeby mi ustapili. Na co dzien poruszam sie londynskim metrem i wiekszosc osob reaguje, ale czasem swiece im brzuchem przed oczami, sapie, mam nawet plakietke na plaszczu ‚baby on board’ i nic. kiedys nie potrafilam sobie tego wyobrazic, ale dzis biore sprawy w swoje rece;) jeszcze mi sie nie zdarzylo, zeby ktos mi odmowil lub jakos to komentowal. zazwyczaj to im jest glupio, ze ciezarowka musi sie upominac o miejsce , a oni w najlepsze grali w candy crush lub czytali gazete. bywaja smieszne sytuacje i czasem inni stojacy organizuja mi miejsce;) ludzie sa tak rozni, nie moge generalizowac, ale znam Twoj bol i rowniez nie znosze tego braku empatii i chamstwa.
Ja dziś rano jechałam na próbe cukrzycową, godz 7 rano, ja na czczo, głodna no i w ciąży, jeszcze musiałam troszkę podbiec do kolejki wiec jak wpadłam do środka to ciężko było mi złapać oddech tak sapalam, kolejka pełna ludzi no oczywiście brak wolnych miejsc, nikt nie ustąpił mi miejsca, a jak rozejrzalam się żeby kogoś poprosić o ustapienie miejsca to akurat wszyscy spali itp, słowem – tragedia, naprawdę żenujące. .
Na pocieszenie dziś pani w super pharm poprosiła mnie poza kolejka do kasy że względu na brzuch, chociaż tyle ;-)
Moje największe zaskoczenie to, że można być okropnie głodnym i jednocześnie mieć ochotę wymiotować. No i że bez wieczornej randki z kibelkiem lub miską nie da się zasnąć… Ptasie mleczko bym zjadła chętnie. Szkoda tylko, że synek uczulony na krowie mleko. W sumie to nic, zjem sama :-D
Poszperaj, w internecie są przepisy na wegańskie ptasie mleczka – na mleku kokosowym :).
Nie wiem czy próbowałaś znaleźć kiedyś wolne miejsce na niedzielnej mszy? Brzuch nie brzuch, nie należy ci się i już ;)
Tak, tak pamiętam pogrzeb – ja w 9 miesiącu ciąży całą mszę stałam.I te reakcje dawno niewidzianych kuzynów – „oj, nie wiedziałem, ze to TY” :)
Mam syna podatnego na zapalnie oskrzeli, zawsze dostaje leki wziewne, tylko raz mial antybiotyk przy zapaleniu oskrzeli (bo wziewne dlugo nie pomagaly).
ja w ciazy mialam zapalenie krtani i tez mi kazali brac wziewy (a maz szczesliwy bo przez kilka dni w ogole nie moglam mowic:) antybiotyki w zasadzie powinno sie przyjmowac tylko przy infekcjach bakteryjnych (nawet na ulotce jest napisane, ze antybiotyk jest nieskuteczny w przypadku infekcji wirusowych), ale lekarze czesto z biegu przepisuja je wiekszosci pacjentow jak leci / niestety. za to przy ciezarnej/karmiacej sie dwa razy zastanowia :) choc w ciazy czasem tez sie nie uniknie sytuacji, ze antybiotyk trzeba przyjac :)
Oj tak, przy tym zapaleniu myślałam, że antybiotyk pomoglby mi raz dwa, ale jak się okazuje, niekoniecznie…. A na wirusa nie ma rady, wiem bo meczylam się z nim przeszło 4 tyg i wymeczylam.. Naturalnie…. Kiedyś przy oskrzekach, przed ciąża, brałam antybiotyk, który w ogóle mi nie pomógł, wręcz pogorszyło mi się, a po zmianie lekarstwa pomogło, ale czułam się strasznie źle i potem miałam b.duze problemy z zoladkiem…. I tak to jedt z tymi lekarstwami. .
U mnie niestety z tymi chorobami w ciąży jest zdecydowanie gorzej. Mąż po 3 tabletce antybiotyku był jak nowo narodzony, a ja się męczyłam 2 tygodnie i co gorsza znowu mnie rozkłada :/
Z tymi ciuchami to trafiłaś w sedno, ja bym jeszcze dodała, że karmiąc po pierwszej ciąży w tempie błyskawicy zrzuciłam nie tylko te nadprogramowe kilogramy ale i sporo więcej więc znowu nie miałam się w co ubrać, a gdy już zaopatrzyłem swoją garderobę w nowe seksi ciuchy to przestałam karmić i wróciłam do swojej stałej wagi więc znowu nie miałam się w co ubrać, wtedy znowu zaszłam w ciąże i tak dalej. Teraz 6 tygodni po porodzie już nie jest tak fajnie bo 6 nadprogramowych kilogramów ani drgnie, a czekolada smakuje jak nigdy dotąd! ?
A ile masz dzieci? ;-) pytam z ciekawości ;-)
Napisałam to tak jakbym miała już całą gromadkę ale póki co mam dwójkę ?? Czasem aż dwoje, cześciej na szczęście tylko dwójkę ?
Nie dość, że tekst świetny to jeszcze to ptasie mleczko!!! aaaaaa <3 wygląda obłędnie :D
A mnie zaskoczyło, że czasami można zapomnieć, że się jest w ciąży!!! Wiadomo, że ciąża to stan odmienny i że na umysł się też rzuca, ale żeby aż tak??? W pierwszej ciąży, z już pokaźnym brzuchem kupowałam jakiś tam zapach w perfumerii i ekspedientka, chcąc dać mi jakąś próbkę, pyta się czy w tym stanie nie przeszkadzają mi żadne zapachy. A ja sobie myślę, o jakim stanie ona do mnie ‚rozmawia’? Dopiero jak przykucnęłam, żeby obejrzeć coś na dolnej półce, poczułam swój brzuch i skojarzyłam – no tak, jej o ciążę chodziło, zapomniałam :)
Ja w pierwszej nie, byłam tak podjarana swoim stanem, że pamiętałam o nim cały czas. Ale teraz? Non stop zapominam o brzuchu!
Pięknie napisane :) Ptasiego mleczka tak Wam wszystkim zazdroszczę, generalnie zazdroszczę zachcianek i możliwości ich spełniania …. hmmm rozmarzyłam się
Uwielbiałam jeść, wszystko i w każdej ilości ;) a odkąd jestem w ciąży wszystko jest niedobre, bez smaku.. przyjmuje tylko płyny i zupy. Za to dresik i piżamka z Lidla się zgadzają ;)
Moj szok – kolezanki „niedzieciate” maja najwiecej do powiedzenia na temat brzucha „aaaale duzy, to moze byc wiekszy?”, sposobu przechodzenia ciązy i w ogóle krytykowania przez duże K, troche się ośmieszając niewiedzą.
1. Ja nauczyłam się, ze w przypadku choroby warto skonsultować się z więcej niż jednym lekarzem. Jednego dnia lekarz rodzinny odesłała mnie po syropek z bzu (bo to tylko lekkie przeziębienie, nic to że umierałam od 2 tygodni), a następnego trafiłam do laryngologa, zdziwionego że moja błona bębenkowa jeszcze nie pękła pod wpływem tak rozwiniętej infekcji. Ginekolog zaś powiedział że mogło się skończyć poronieniem.
2. Przychodzi moment, w którym, chociaż do tej pory miałaś siłę przenosić góry, nie masz siły zrobić dwukilometrowego spaceru, a od własnego ciężaru bolą cię pięty.
3. Można szukać łazienki co 15 minut, to nie jest mit :)
4. Z ubraniami to prawda, nigdy nie szykowałam się do wyjścia tak długo jak teraz. Znalezienie kiecki na wesele graniczy z cudem. No i najlepsze: można kupić sukienkę „z potencjałem”, czyli zapasem materiału na brzuch, która po kilku miesiącach okaże się zwyczajnie…za krótka :D
5.W sklepach kasy dla ciężarnych najczęściej są zamknięte
(a jeśli są otwarte…spróbuj z brzuchem przebić się przez kolejkę!)
6. Można kupić dobre wino bezalkoholowe :D
A mnie najbardziej zaskoczyli chłopacy w wielu licealno-studyjnym, którzy zawsze ustępowali miejsca w tramwajach i robili to tak sprytnie żeby żadna Pani 50+ nie zdążyła mnie wyprzedzić. Smutno przyznać ale najgorsze były właśnie kobitki po 50 tak do 60-kilku lat które kwitowały mój stan „se zrobiła to niech se stoi”, „rozkłada nogi to teraz ma” i inne takie pouczające teksty :( Panowi udawali ze nic nie słyszą a wojowniczo pyskowali – unikając wulgaryzmów i skupiając się na rzeczowych argumentach – chłopacy w wieku na oko 18-25 lat. Wygląda, że w Poznaniu rośnie nam pokolenie świadomych tatusiów :D
To prawda. Pamiętam, jak kiedyś w tramwaju napierała na mnie starsza pani (ale taka bez przesady, ogólnie w sile wieku). Wokół siedziało tylu młodych mężczyzn, a ona stanęła przy mnie (wiadomo, facetowi nie zwróci uwagi, bo jeszcze odpyskuje albo coś, a ja wyglądam na „grzeczną”) i prawie mi siada na kolanach. Ignorowałam to. W końcu zawołała: „Zrobiłabyś miejsce! Starsza kobieta stoi, a ta sobie siedzi!”, na co ja odsłoniłam brzuch i mówię, że jestem w ciąży, jadę daleko (przez cały Poznań de facto) i może mi być słabo. W ogóle się nie speszyła. Nic. Pod nosem zaczęła mówić tylko, że delikatne takie, ledwo zajdą w ciążę, a już muszą siedzieć, zupełnie tak, jakby to miejsce ode mnie jej się należało i koniec, mimo że za mną, przede mną jak i obok siedzieli mężczyźni w moim wieku.