Rodzice, których dziecko je wszystko, nie powinni się w tym temacie wypowiadać

Różne rzeczy może usłyszeć mama niejadka. A na przykład, żeby nie nazywała tak swojego dziecka, bo to stygmatyzowanie. Albo że sama jest sobie winna, bo wprowadza presję w czasie posiłków, nie potrafi gotować lub nie daje dobrego przykładu. Że przekarmia słodyczami – to też. Myślę sobie jednak, że osoba, która nie zna problemu, nie powinna się wypowiadać w tym temacie, bo to tak, jakby księża mówili o pożyciu małżeńskim albo mężczyźni o porodach. O, pardon. Jednak to, że inni zabierają głos w sprawach, o których nie mają bladego pojęcia, wcale nie znaczy, że ty też musisz.

Osobiście nie słucham rodziców, którym się wydaje, że coś wiedzą, bo ich dziecko zawsze wszystko jadło (tak, tak, lubimy sobie przypisywać zasługi za usposobienie naszego dziecka). Albo tych, którzy wiedzą, bo dziesięć lat temu oglądali „Supernianię”. Sama przeszłam dość długą drogę od dziecka jedzącego dwa-trzy produkty na krzyż do dziecka jedzącego niemal-wszystko i wiem, że najbardziej pomogły mi rady rodziców, którzy mieli podobny problem.

Kto wie, być może mój wpis teraz pomoże którejś z was?

PO PIERWSZE: TO NORMALNE

Dzieci boją się tego co nowe, bo tak działa nasz – kształtowany przez wieki wieków – instynkt. Kiedy jeszcze biegaliśmy po puszczy i nie mieliśmy dzisiejszej wiedzy, ufaliśmy przede wszystkim produktom znanym. Że mięso i korzonki, bo po tych jagodach Zenek-Jaskiniowiec skręcał się przez pięć dni, więc może te drugie, całkiem podobne, też są trujące? Lepiej nie próbować.

Więc jeśli twoje dziecko nie chce spróbować kaszy, to wcale nie znaczy, że ty tej kaszy nie umiesz ugotować i podać w sposób zachęcający, tylko że trafił ci się maluch z całkiem nieźle rozwiniętym instynktem samozachowawczym. Kiedy to zrozumiesz, będzie ci lżej.

PO DRUGIE: CZAS JEST TWOIM SPRZYMIERZEŃCEM

Dziecko zaczyna zdawać sobie sprawę (oczywiście podświadomie), że coś może być trujące gdzieś tak koło drugich urodzin. Wtedy nagle z wszystkojadka zamienia się w makaronojadka albo suchabułajadka. Mój był z frakcji: „mięsko i ziemniaczki!”. Serio, przez blisko rok poza ziemniakami nie tknął absolutnie żadnego warzywa.

Lekarze mówili, żebym się nie przejmowała, bo to bunt dwulatka i przejdzie, no ale nie przejmuj się tu matko, kiedy dziecko nawet marchewki ugryźć nie chce, ucieka na widok kalafiora, a groszek wrzuca pod stół, bo na zielone patrzeć nie może.

Niby nic z tym nie można zrobić, ale jednak coś robić trzeba. Wiem, że rodzice dla świętego spokoju, byle tylko dziecko COŚ zjadło, w kółko gotują to, co ono lubi. Makaron suchy, spaghetti bolognese i napoli, makaron do rosołu, tyle że bez rosołu, kolanka na obiad, a na kolację muszelki. W ten sposób dziecko nigdy nie przyzwyczai się do nowości.

WIĘC PO TRZECIE: WSZYSTKIE CHWYTY DOZWOLONE. NO, PRAWIE WSZYSTKIE

My robiliśmy tak, że obok tego, co Kostek lubi (mięsko i ziemniaczki!), na talerzu było to, przed czym uciekał. Za każdym razem mówiliśmy: „Nie musisz tego jeść. Jeśli chcesz, to spróbuj, jeśli nie, to nie”, ale nie zabieraliśmy marchewki z jego talerza tylko dlatego, że zgłaszał głośny sprzeciw i bał się ją dotknąć widelcem. Po jakimś czasie (pół roku) przestał protestować. Podobno nowy produkt trzeba eksponować na talerzu dziecka kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy, zanim go zaakceptuje i to by się u nas zgadzało.

Ale kiedy tylko się przyzwyczaił, nie przeszłam jeszcze do namawiania, żeby spróbował, tylko zaczęłam marchewkę dodawać do klopsików, kalafior mieszać z ziemniakami, no cudowałam, żeby przemycić choć trochę witamin w jego diecie. Ale tak, żeby posiłki nadal mu smakowały.

I rozmawiałam. Rozmawiałam, rozmawiałam. Co jest zdrowe, a co niekoniecznie? Co to są witaminy i gdzie jest ich najwięcej? Do czego są potrzebne? Pomogła nam w tym książka opisana tutaj w punkcie 4. Równocześnie razem z Piotrem zajadaliśmy się rzeczoną marchewką, mówiąc (do siebie, nie do dziecka): „Mmmm… Ale dobra, naprawdę pyszna!”.

BO PO CZWARTE: MASZ SPRYTNE DZIECKO. WYKORZYSTAJ TO!

Wychowanie to tak naprawdę sztuka negocjacji. Więc kiedy Kostek był już na tyle bystry, że wiedział, co jest obiadem, a co deserem, gdzie są witaminy i że nie ma ich w Monte, zaczęliśmy negocjacje na szczeblu państwowym. Pierwsze trwały… Cały dzień. Budziliśmy się rano i szliśmy do sklepu. Pokazywałam mu marchewkę i pytałam, czy ją zje. On oczywiście, że nie. Na to ja, że jak spróbuje, to pójdziemy na kuleczki (już widzę tę burzę w komentarzach za 3…, 2…, 1… ;)). Na co on, że w takim razie chce. Na widok marchewki na talerzu od razu zmieniał zdanie, więc mówiłam mu, że wystarczy tylko ugryźć, ubieramy buciki i wychodzimy. Na to on, że się boi. Na to ja, że przed chwilą zjadł marchewkę w klopsiku i przecież mu smakowało. No to ugryzł z zamkniętymi oczami. I nagle olśnienie: „Doble!” (być może dlatego, że znał już ten smak). I że chce jeszcze.

Taką samą drogę do jego żołądka pokonała fasolka, groszek, kalafior, brokuły, gruszki, śliwki… Tylko że z każdym następnym produktem było łatwiej i nie potrzebowaliśmy już kusić go kuleczkami. Bardzo go chwaliłam za każdym razem, kiedy zjadł coś nowego, a on był z tego dumny, dzwonił do babci i opowiadał, że już lubi ogórka kiszonego. Opowiadał to nawet obcym ludziom i szybko zrozumiał, że bez sensu mówić: „nie lubię”, dopóki się czegoś nie spróbuje.

I PIĄTE NAJWAŻNIEJSZE: PAMIĘTAJ, ŻE DZIECKO NIE MUSI LUBIĆ WSZYSTKIEGO. TY TEŻ NIE LUBISZ

Kostek do dzisiaj nie tknie pomidora, sałaty, mleka, kakao… Mogłabym wymieniać i wymieniać, tylko… Po co? Mnie też nikt nie namówi do zjedzenia szynki ani nie przekona, że pstrąg może być dobry. Jeśli spróbował i stwierdził: „Nie lubię”, to chwalę go za odwagę i więcej nie namawiam. To ważne, żeby dziecko zachęcać, ale nie zmuszać. Jeśli wie, że to jego autonomiczna decyzja, co będzie jeść – i że w każdej chwili może zrezygnować czy nawet wypluć – próbuje chętniej. Oczywiście, nadal mówię (do męża, nie do dziecka!), że kanapki z pomidorem są najlepsze (bo są!), ale jemu takich kanapek nie robię.

Często dzieci mają problem z zaakceptowaniem konsystencji: obserwując synka, widzę, że to jakiś rodzaj nadwrażliwości sensorycznej. U nas nie przejdzie na przykład jogurt z kawałkami owoców, ale jogurt naturalny i całe owoce już tak, więc nie kombinuję. Chodzi o to, żeby znaleźć konsystencję, która jest dla dziecka akceptowalna i tego się trzymać (np. sos pomidorowy zamiast pomidorów). Dlaczego o tym wspominam? Bo często pisałyście mi, że dziecko je marchewkę tylko gotowaną, startej nie tknie, a ja jakoś nie miałam serca wam odpisać, że chciałabym mieć takie problemy ;).

Jeszcze jedno: kiedy dziecko mówi, że jest najedzone, to jest najedzone. Koniec, kropka. Nawet jeśli nam się wydaje, że niemożliwe, bo zjadło tylko dwie łyżki zupy. Musisz to zaakceptować i pozwolić mu odejść od stołu. To bardzo ważne, żeby nie jeść „za mamusię”, „za tatusia”, bo w ten sposób dziecko przestaje kontrolować własne łaknienie, a to już prosta droga do zaburzeń odżywiania.

Oczywiście to działa w dwie strony: jeśli dziecko jest najedzone po dwóch łyżkach zupy, a po chwili prosi o czekoladę, to raczej nie powinno jej dostać, bo przecież jest najedzone ;).

No i głowa do góry. To naprawdę nie jest tragedia, że jedzenie nie jest ulubioną czynnością twojego dziecka. Oby tak zostało – w końcu szczupli ludzie żyją dłużej!

(11 961 odwiedzin wpisu)
17 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Olga
Olga
8 lat temu

Do niedawna powiedziałabym, że moje dziecko je prawie wszystko. Od 3 tygodni (skończył 19 miesięcy) z warzyw je tylko pomidora, ogórka kiszonego i ziemniaki, cała reszta zrobiła się bleee. I tak kładę mu inne warzywa na talerz, a jak je wywala i nie chce ich tknąć to kroję tego ogórka czy pomidora aby chociaż jakieś warzywa zjadł… Ostatnio zrobiłam placuszki – posiekałam drobno gotowane warzywa (marchewkę, kalafiora i brokuła) dodałam jajko, mąkę odrobinę soli i usmażyłam – zjadł ;) ale same na talerzu nadal bleee :(

Ilona Kostecka
8 lat temu
Reply to  Olga

Mniej więcej w tym wieku u nas szły w odstawkę wszystkie produkty po kolei. Nie przejmuj się, to mija ?.

Zofia Bogusławska
Zofia Bogusławska
8 lat temu

Ja mam wrażenie że najczęściej jest problem z tym „zagłodzi się, skoro nie zjadł za dużo na obiad to niech chociaż zje tę bułkę czy ciastko”. I błędne koło. Bo dziecko się naje tym drugim i wie ze jutro tez tak będzie. No i cukier, słodycze, które powodują że łaknienie jest upośledzone. Niestety :( Jak w tej reklamie „apetizera” w ktorej mama się skarży że dziecko nie chce jeść obiadku i tylko je chipsy i słodycze. Jakbym mogła też bym pewnie jadła często chipsy i słodycze :p Jakbym mogła bez konsekwencji i z wyłączoną świadomością tego, co robię oczywiście ;) I zapewne nie zjadłabym potem obiadku. Ani jabłka.

paulina
paulina
8 lat temu

Po przeczytaniu nagłówka, mówię sobie.. w końcu mi się uda! – mam totalnego niejadka.. czasami miałam łzy w oczach kiedy odmawiał mi zjedzenia kolacji po niejedzeniu przez cały dzień.. wczoraj nawet zrobiłam kotka z kanapek! spojrzał i pogardził. Moj syn na pewno jest zaslodzony wszelakimi slodkosciami.. nie istnieje dla niego inny jogurt niz monte i danonek.. nie ma innego owocu niz jablko i pomarancz… a na kolacje i sniadanie to tylko platki/parowka/kanapka TYLKO z nutella.. i zdaje sobie spawe, ze sama ten cukier mu podaje i ze ma zapchany nim zoladek ale nie potrafilam inaczej skoro wiedzialam, ze jak nie dam mu monte to nic nie zje… w koncu sie zebralam i zaczelam odmawiac i nie zmuszac.. tak jak piszesz.. zjadl dwie lyzki – nie chcial – to puscilam od stolu i czekal do nastepnego jedzenia… ale nadal jego menu sie nie poszerza.. moje mysli kraza wokol tego, ze nie umiem smacznie ugotowac.. a gotowalbym mu wszystko gdyby tylko chcial :( druga kwestia to chyba cos o czym tez piszesz.. on nie chce tkanc nic rekoma.. jakby sie wszystkiego (brzydzil) a jak wezmie do buzki i poczuje jakas inna konsystencje i smak niz mu znajomy wypluwa.. na to nie mam pomyslu w ogole.. nie zmienie przciez kanapki w jakas papke :P mam nadziej, ze uda nam sie po Twojemu – od jutra zaczynamy znowu.

Ilona Kostecka
8 lat temu
Reply to  paulina

Skąd ja to znam! Też się martwiłam, że źle gotuję, ale z drugiej strony nie chciało mi się gotować wymyślnych obiadów, skoro się starałam, a dziecko i tak tego nie zjadało. Teraz sterczę na kuchni i w końcu sprawia mi to przyjemność ;).

W tym wypadku tylko cierpliwość nas uratuje.

Polecam Ci dużo tłumaczyć dziecku, że Monte/parówka/Nutella nie są zdrowe. U nas pomogło rozróżnienie na: śniadanie/kolację (nadal mu się myli), obiadek i deser. Monte tylko na deser i tylko, jak ładnie zje obiadek. Tłumaczenie, że dzięki mięsku/warzywom (z czym tam masz problem, jeśli chodzi o jedzenie) urośnie duży i będzie zdrowy, a po Monte/Nutelli nie (ale to działa po trzecim roku życia podobno). Nie bój się też ponegocjować, że coś za coś (nawet to Monte albo bajka za kanapkę/obiad) – czasami nie da się inaczej.

Synek musi się przyzwyczaić do nowości i dopiero jak przestanie histerycznie reagować na widok marchewki na talerzu, możesz próbować namawiać do zjedzenia. Najlepiej, żeby wiedział, że jak nie zasmakuje, to mama nie będzie więcej namawiać/nie musi tego jeść. Tak na zasadzie: spróbuj, nie wiesz, czy dobre, dopóki nie spróbujesz, jeśli ci się nie spodoba, możesz wypluć. Albo: możesz tylko polizać, sprawdzić, czy dobre. Małymi kroczkami ;).

Mój do dzisiaj niektórych produktów nie dotyka (właśnie mokrych jak pomidor), a na niektóre ma odruch wymiotny (tego nie daję).

Aha, jeszcze jedno: przy wprowadzaniu warzyw trzeba zacząć od tego, co dzieci lubią, czyli: marchewka, kalafior, fasolka. Zielone na końcu (to najmniej apetyczny kolor). Powodzenia!

daria
daria
8 lat temu
Reply to  paulina

hej :) nie wiem skąd jesteś, ale może warto poszukać pomocy u specjalisty np. tu http://szkolaterapiikarmienia.pl/?page_id=21
to, że nie chce niczego dotykać rękami może świadczyć o zaburzeniach SI
warto to sprawdzić. powodzenia!!

Anna Gierus
Anna Gierus
7 lat temu
Reply to  paulina

Ja mam podobnie ze starszym synem. Też nie może budzić rąk. A ulubiony słodki serek zaczęłam mieszać po troszeczku z jogurtem naturym i podawać w oryginalnym pojemniczku. Teraz mieszam pół na pół i dalej ‚oszukuje’ z opakowaniem ;-)

Kasi
Kasi
2 lat temu
Reply to  paulina

Pamietam jak dzieciem bylam. I niejadkiem. Nienawidzilam tego karmienia na sile. Ile kotletow bylo za piecykiem to wiedza tylko myszy. I pamietam jak mnie po prostu mdlilo od tych rzeczy. Byl okres kiedy jadlam tylko krakersy. A jak babcia myslala, ze mnie z tego wyleczy, to jak jej pierwszej nocy nabrudzilam w calym domu to rano na sniadanie, byly juz krakersy.
Dla mnie zapach byl najgorszy. Zreszta mam tak do tej pory. Ten ?zapach?, szczegolnie jak sie wlozy jedzenie do buzi, moze wywolac nawet wymioty

Klaudia
Klaudia
8 lat temu

Wiedziałam od pierwszych zdjęć, że robicie pizzę! Ja ZAWSZE korzystam z Twojego przepisu, jest przepyszna, wszyscy chwalą, idealna ?? Dzięki!:)

Ilona Kostecka
8 lat temu
Reply to  Klaudia

Bardzo się cieszę! ?

Agata (Cyk Cyk Studio)

Coś dla mnie – u nas instynkt samozachowawczy Małgosi obudził się po pierwszych urodzinach ;) Obecnie marchewkę przemycam w sokach tłoczonych razem z jabłkiem, a warzywa w zupach kremach (ale muszą mieć pływające mięsko!), bo inaczej też jadłaby tylko mięso i ziemniaki ;) Przy dziadkach się czasem popisuje to zje więcej warzyw, więc zabieram ją też często na obiad do rodziców – podwójna korzyść! Ja nie gotuję, a dziecko je! :D

Marta Arndt
Marta Arndt
8 lat temu

no to teraz ja..mój niejadek ma 8,5 roku..łatwiej jest wymienić co je, niz to, czego nie ruszy.. tak więc: barszcz czerwony z makaronem, pomidorowa z makaronem ( z pomidorów, albo własnej roboty przecierów ze zmiksowana marchewka..)rosół z makaronem, makaron z ketchupem, ziemniaki z tłuszczem, frytki ze świezo krojonych ziemniaków, suche bulki, płatki- suche, kulki z mlekiem, nalesniki, racuchy..czasami kawałek piersi z kurczaka, jak mi się uda zrobić podobna jak w KFC..i ( wszystkie zupy cedzone przez sitko, żeby nic tam nie pływało, nawet przyprawy.).to wszystko..ani groźbą, ani prośba, żadne ignorowanie. Waga i wzrost wg siatki centylowej idealne, rzadko choruję, badani krwi w górnych granicach normy. Przestał jeść po odstawieniu od piersi- 20mc. Czasami zastanawiam się, czy to ze mną jest cos nie tak, czy z nim..W domu sobie jeszcze jakoś radzimy, chociaz często szlag mnie trafia, ale najgorsze są imprezy rodzinne…jak na obiad sa ziemniaki to ok, zje suche, albo z tłuszczem i tyle, ale te wszystkie pytania : a może zjesz to, a może tamto..kotlecika?, może suróweczki?itp, itd, Młody zaczyna się wkurzać i nic juz nie je, ja się gotuję, ale przeciez ciotce, czy babci nie wywale przy gościach z grubej rury…chociaz czasem cięzko jest się powstrzymać..

Karolina
Karolina
8 lat temu

Świetny post! Jesteśmy dopiero przez wprowadzaniem posiłków. Wiem już, że nie będę zmuszać synka do jedzenia. Nie będzie nagród typu kinder jajo czy inny zapychacz za zjedzenie obiadu. Znam przypadki kiedy dziecko wstaje i mówi „mamusiu zjem sniadanko jak dostane….”

Dorota
Dorota
8 lat temu

Bardzo ciekawy wpis. O dziwo niektórzy księża znają sie na małżeństwach bardzo dobrze. Pary zwierzają sie kapłanom z wielu problemów, trosk i radości, tak że księża często na parafiach służą jako psychoterapeuci. Mają do problemów podejście obiektywne. Uważam, że mają prawo publicznego wypowiadania sie na tematy rodziny. W końcu też przez co najmniej 18 lat w niej żyli.

Natalia - Chichotki Trzpiotki

Twoje rady „niejadkowe” uratowały moją matczyna psychikę, bo z dwóch produktów moja mała zaczęła jadać jakoś tak z 10 – w tym dwie zupy. :D A, że już pokochała kuleczki i jest coraz bardziej kumata, to… Sasasasasa! :D

Kasia Wawrzycka
8 lat temu

U nas ten czas niejedzenia większości rzeczy trwał prawie rok. Duża zmiana zaszła jak zaczęła chodzić do klubiku i obserwować inne dzieci podczas obiadku. Powoli, powoli zaczęła jeść więcej rzeczy i zaczęła próbować nowe potrawy. Z tego się najbardziej cieszę. Jak jej nie smakuje to nie, ale przynajmniej już nie ma zaciskania ust na sam widok czegoś nowego.

Marta Zmaczyńska
8 lat temu

U mnie ten bunt zaczął się zdecydowanie szybciej bo trochę przed pierwszymi urodzinami. Tak jak od początku rozszerzania diety córka jadła wszystko, tak później zaczęła grymasić. Początkowo pomogło dawanie jej tego co my jemy (tylko wiadomo mniej doprawione) ale to też jej się znudziło. I w sumie do teraz nie ma reguły czy coś zje czy nie. Raz aż się rwie, sama chce jeść, nie pozwala się karmić, innym razem chociaż woła „am” to jak dostanie swoje (wydawać by się mogło) ulubione danie to nawet tego nie dotknie. Ma rok i trzy miesiące, więc póki co za bardzo negocjacje nam nie wychodzą, tzn. ja się nagadam, a ona i tak cały czas mówi nie ;)