Nie daj sobie wmówić, że to ty „zepsułaś” swoje dziecko!
Mój ulubiony typ rodzica? To ten, który przybiega na alarmie na fejsa za każdym razem, kiedy ktoś wspomni, że dzisiaj usypiał dziecko prawie godzinę przy szumie suszarki, podskakując na piłce treningowej. „Przyzwyczaiłaś, to masz. Ja mojego nie noszę i dzięki temu zasypia samo!”. Rodzice CIĄGLE przypisują sobie zasługi za coś, na co nie mają najmniejszego wpływu! Wpędzając tym samym innych w poczucie winy. A przecież wychowanie to nie konkurs. Nikt za to nie rozdaje medali, a matki dzieci, które chodzą przed roczkiem lub śpią we własnych łóżkach, wcale nie stają w nagrodę na podium. Może więc czas przestać się tym chwalić, tym bardziej, że na wiele kwestii wpływ mamy… Żaden?
NA CO RODZIC NIE MA ŻADNEGO WPŁYWU (I NIE DAJ SOBIE WMÓWIĆ, ŻE TO TY „ZEPSUŁAŚ” SWOJE DZIECKO!)?
1. Sen.
– A moje dziecko zasypia samo, bo nie przyzwyczaiłam go do bujania!
Albo:
– Moje dziecko śpi przy włączonym telewizorze, bo od małego nie chodziłam na palcach!
Historie – jakoby dziecko można było nauczyć samodzielnego zasypiania czy spania w hałasie – powinny być transmitowane na MiniMini razem z innymi bajkami o gadających rybkach czy śpiewających pociągach. Bo są tak samo nierealne!
Gdzieś w odległej krainie Macierzyństwa Mlekiem i Miodem Płynącego rodzą się dzieci, które nie są jakoś specjalnie wrażliwe. Takie, które wystarczy położyć w łóżeczku i… Już. One zamykają oczy i śpią. Do rana!
Rodzic takiego dziecka nie jest w stanie zrozumieć, że ty ze swoim co noc wydeptujesz ścieżkę na dywanie wcale nie dlatego, że chcesz zgubić pociążowe kilogramy, a dlatego, że nie masz innego wyjścia.
Bo trafił ci się wrażliwiec, któremu przeszkadza WSZYSTKO. Który zasypia długo (bo metka, latarnia uliczna albo za słabo bujasz) i często się przebudza (bo pies za oknem, za gruba/za cienka kołdra i mucha, co właśnie przeleciała w pokoju obok). Taki wrażliwiec budzi się w dodatku z płaczem i płacze dopóki dopóty nie weźmiesz go na ręce (albo do swojego łóżka) i nie uspokoisz.
Tak. Wszystko to kwestia temperamentu, który jest wrodzony, a nie cudownych rodzicielskich umiejętności.
2. Apetyt.
– Moje dziecko je wszystko, bo świetnie gotuję!
Mój brat jadł wszystko, a ja tylko suchy makaron. Czy to znaczy, że mama dla niego gotowała lepiej, a mi rzucała ochłapy?
Nie.
To znaczy tylko tyle, że dzieci rodzą się różne. Niektóre po prostu lubią jeść. Poznawać świat, wkładając wszystko do buzi: również zabawki, piasek czy plastelinę.
A są takie, dla których siedzenie przy stole to strata czasu, bo wolą się bawić. Lub tak wyraźnie odczuwają różne smaki, że np. kalafior jest dla nich nie do przełknięcia, bo jest… Gorzki! Zresztą, nawet dorośli tak mają. Jeden lubi brukselkę, inny totalnie nie i to, jak została ugotowana, nie ma tu nic do rzeczy.
3. Siadanie i chodzenie.
– Moje dziecko zaczęło biegać, jak miało 10 miesięcy! A twoje ma rok i jeszcze nie?
Na pewno przywiązałaś je do kaloryfera i biedne nie miało jak się nauczyć. Czekam, aż rodzice w końcu zrozumieją, że to, że dziecko szybko siada/chodzi wcale nie oznacza, że będzie lepiej siedzieć czy chodzić od rówieśników, którzy wystartowali kilka miesięcy później.
4. Ruchliwość.
– Od pierwszych miesięcy przyzwyczajałam do dalekich podróży i teraz nie mamy z tym żadnego problemu. Moje dziecko uwielbia jeździć samochodem!
A moja córka się wyrywa, jeśli ma spędzić pół godziny w pasach, chociaż też jeździmy z nią od pierwszych miesięcy. W samolocie jest tym dzieckiem, które krzyczy najgłośniej w czasie startu i lądowania bynajmniej nie dlatego, że dokuczają jej zmiany ciśnienia, a dlatego, że ktoś każe jej siedzieć, podczas gdy ona wolałaby biegać i kukać do obcych ludzi na siedzenia.
Nie przypominam sobie też wspólnych spacerów z wózkiem. Musiało ich być naprawdę mało, bo jak tylko mała postawiła pierwszy krok, jej wózek powędrował do piwnicy. I tam został na wieki wieków.
Moje dziecko NIE SIEDZI. Od kiedy ją mamy, w ogóle nie chodzimy do restauracji bez kącików zabaw, bo wiemy, że jak będzie miała usiąść przy stole, to ten stół rozniesie. A przy okazji kilka sąsiednich stolików.
I nie, nie jest mi wstyd, że nie nauczyłam jej grzecznie siedzieć. Tobie też nie powinno.
5. Naturalne predyspozycje.
– Moje dziecko ślicznie śpiewa/tańczy/rysuje/czyta od kołyski. To dlatego, że poświęcam mu naprawdę dużo czasu.
Za każdym razem, kiedy ktoś mnie pyta, jak to zrobiłam, że mój syn tak ładnie liczy czy zna angielski, popadam w lekkie zakłopotanie. ZrobiłAM? Kaman! Przecież to nie ja!
Jedno dziecko lubi czytać. Inne liczyć. Jeszcze inne szybko zapamiętuje obcy język albo biega jak perszing. Każde jest w czymś dobre. Nie jesteś w stanie nauczyć nikogo ładnie śpiewać, nawet jeśli bardzo byś chciała. Dziecko to ma. Albo nie. Więc jedyna zasługa rodzica to może geny, które przekazał i wsparcie, które dał, gdy zauważył talent. Chociaż w naszym przypadku sprowadza się to po prostu do odpowiadania na pytania.
I już.
Czas chyba pokazać ten wpis wszystkim rodzicom, co się mądrują, że ich dzieci zasypiają bez kołysania/ładnie śpią w hałasie/wszystko jedzą i grzecznie siedzą, bo je tego NAUCZYLI. Oby nigdy nie trafiło im się drugie dziecko – zupełnie inne! – które szybko zweryfikuje, ile w tym faktycznych umiejętności rodzicielskich, a ile zwykłego szczęścia :).
Bardzo fajny wpis :)
Lubię to! Niby oczywiste ale wiele z tych rzeczy zrozumiałam dopiero przy drugim dziecku. I trochę szkoda bo sporo stresu mogłam sobie zaoszczędzić.
Ja też dopiero przy drugim, bo wcześniej faktycznie wierzyłam, że coś robię źle :)
Muszę pokazać Twój wpis mamie. Chociaż nie wiem czy ją przekona… Sama miała bezproblemową 3(!) dzieci. Podobno od urodzenia przesypialismy noce, odpieluszkowala nas grubo przed drugimi urodzinami itp. A mój starszy synek był bardzo wymagającym maluchem. Ciągle słyszałam, że to moja wina i w końcu w to uwierzyłam. Twoje prawdy odkryłam dopiero przy młodszym synku, który rozwijał się dużo szybciej i był o wiele łatwiejszy w „obsłudze”. Tak, że teges masz kobieto 100% rację. Głoś ją światu:)
Chyba wszyscy rewidują swoje poglądy przy drugim dziecku :) bo jest inne i nagle się okazuje, jak wiele zależy (czy też nie zależy) od nas :)
Mega wpis! Jak będę widziała taką mamę chwalipięte to następnym razem jej podeślę o!
Genialny wpis i bardzo potrzebny! Uwielbiam Cię czytac? my wlasnie mamy w domu noworodka, ktory jest zupelnie inny niz jego starsza siostra byla w tym wieku. Takze podpisuje sie w 100% pod tym co napisalas! Chociaz pewnie znajda sie i tacy, ktorzy powiedza ze nie uwazalas na siebie/za duzo pracowalas w ciazy i dlatego dziecko teraz takie wrazliwe???
Świetnie podsumowane, mnie kosztowało kilka lat, by to zrozumiec, że trafił mi się ciężki egzemplarz, a nie że matka ze mnie do d…y. Natomiast uwielbiam historię koleżanki ze studiów. Trafił im się spokojny egzemplarz. Uwielbiał siedzieć np. w kojcu. Raz byli na weselu, w hotelu, zeszli na śniadanie, bo mały spał w łóżeczku. Wrócili, a on siedział spokojniutko i bawił się sam. Uwazali się za ekspertow, wszystkim doradzali zakup kojca, no i w ogóle – „wychowasz i masz”. A potem urodził im się hajnid i tak płakał, że musi do kojca, że po kilku próbach zaniechali. :) Jako że u nas było odwrotnie, nie zdążyłam zostać „ekspertem od wychowania.” Chociaz mogłabym, bo moje dzieci były bardzo szybkie w rozwoju motorycznym. Pamiętam spotkanie z maluchami kiedyś, wszystkie tak ok. 7 mies. Leżały na kocach, kilka przemieszczało sie powoli. Moja w turboprzyspieszeniu poraczkowala do zaparkowanych wózków i ćwiczyła wstawanie. Inne mamy pytały, co ja jej daje, ze taka wysportowana. :) A ona zawsze taka była „pierwsi w sporcie, pierwsi w nauce” ;) Za to oboje przesypiali nocki w wieku 2,5 lat i byłam bezsilna, dopiero przy synku się z tym pogodziłam.
W punkt, trzeba posunąć ten tekst w szkołach rodzenia… Bo tam takie wszystko idealne, jak w komediach romantycznych! Ja podczas wizyty u teściowej usłyszałam że będę miała ciężkie życie, bo mała chce tylko u mnie na rękach siedzieć bo jak ją brała na ręce to ona w ryk jakby ja ze skóry obdzierali (n.b. Miała wtedy około 9 m-cy i była w pełni okresu że albo mama albo mama). Odpowiedziałam jej ze ona też może do nas przyjeżdżać w odwiedziny… A myślę sobie że na „naprawę” niektórych rzeczy przyjdzie odpowiedni czas, niech sobie zasypiają na rękach u mamy albo przy piersi, to tylko dzieci….
Nareszcie normalna kobieta ,która twardo stoi na ziemi . BRAWO ??
Świetny wpis, nie ma worków treningowych są żywe, kochane skarby, nie warto porównywać! Trzeba bezgranicznie kochać i rozpieszczać. Dzieciństwo naszych pociech nie trwa wiecznie i nic nie zdarzy się dwa razy?
Jestem ostatnią osobą, która dopytuje co to za ciuch? Gdzie kupiłaś? Ale dziś muszę ;) Co to za bluza, którą ma Piotr?
To Zombiedash (istnieje też wersja dla dzieci! Również mamy – mega dobra jakość): http://zombiedash.pl
Dziękuję :)
Zgadzam się, ale ta mądrość przyszła do mnie dopiero przy drugim dziecku. Dlatego myślę, ze nie ma co się obrażać, gdy ktoś się tak wymądrza mając jedno i jedno doświadczenie – po prostu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :) ja od początku brałam tez za punkt odniesienia do siebie kolezankę, co ma więcej dzieci i się tak nie przejmowałam.
DAR
Obyś został pobłogosławiony dzieckiem…
Które ci się przeciwstawia
Abyś mógł nauczyć się odpuszczać kontrolę,
Które cię nie słucha
Abyś to ty mógł nauczyć się słuchać,
Które uwielbia się ociągać,
Abyś poznał piękno spokoju,
Które gubi różne rzeczy,
Abyś nauczył się rezygnować z przywiązania,
Które jest bardzo wrażliwe,
Abyś nauczył się stabilności,
Które jest nieuważne,
Abyś nauczył się koncentrować,
Które ośmiela się buntować,
Abyś nauczył się mysleć niekonwencjonalnie,
Które się boi,
Abyś nauczył się ufać wszechświatowi.
Obyś został pobłogosławiony dzieckiem…
Które nauczy cię,
Że nigdy nie chodzi o niego,
Lecz zawsze o CIEBIE
dr.Shefali Tsabary (z książki: Przebudzona rodzina. Jak wychować wewnętrznie silne, odporne i świadome dzieci).
Ten wpis jest rewelacyjny! Mam dwóch siostrzeńców i są różni jak ogień i woda – jeden jest spokojny i zajmuje się sam sobą, drugi to żywe srebro i ciągle potrzebuje nowych bodźców. Jeden jedzenie traktuje jak przykrą konieczność, a drugi… no cóż, je za dwóch w tym wypadku :D Nie rozumiem, dlaczego rodzicom tak trudno pojąć, że dzieci to nie jakieś przedłużenia matki czy ojca, ale normalni LUDZIE, mali, ale ludzie, którzy też mają dwój charakter, upodobania, nastroje i talenty.
Bardzo ważny wpis. Nie wiem, jak można myśleć, że każde dziecko jest takie samo i wszystko zależy od rodziców. Przecież dorośli też są inni: lubią jeść różne rzeczy, robić różne rzeczy, zasypiać w inny sposób, itp. Może teraz odkryję jakąś tajemnicę, ale przecież dziecko to też człowiek ;)
Dokładnie tak! Dorośli różnie jedzą, śpią, reagują w stresujących sytuacjach i na każdego działa coś innego! Więc dlaczego oczekujemy, że na dzieci będzie działać to samo, wszystkie będą ułożone, dobrze jedzące i śpiące?
dokładnie tak! Mam czwórkę, każdy „egzemplarz” inny ;)
„Rodzice CIĄGLE przypisują sobie zasługi za coś, na co nie mają najmniejszego wpływu!” Temat nie jest czarno biały jak przedstawiła to autorka. Wynika z niego, że rodzice nie mają żadnego wpływu na zachowanie dziecka, a to nie prawda. Zdziwiony jestem kolejna grupą komentatorów przyklaskującym treści wygodnej i nie potwierdzonej żadną literaturą. Rodzice nie wprowadzają cyklu dniowego przez dziecko staje się nerwowe, rodzice nie trzymają się zasad raz pozwalając na coś a drugi raz zabraniając tego samego i znowu nerwy u dziecka. Na pewno nie mamy żadnego wpływu ??????? Zapraszam do lektury fachowej a nie treści pseudo znawców.
Czy naprawdę myślisz, że to ma wpływ na to, jak dziecko:
– śpi,
– je,
– kiedy siada/chodzi,
– jakie ma naturalne predyspozycje?
Z tym cyklem dniowym to też wszystko zależy, jak temperamentne dziecko ci się trafi. Jedne super funkcjonują wg schematu (śpią 3 godziny, bawią się 3 godziny i jedzą co 3 godziny), inne totalnie nie :) (raz śpią 15 minut, raz wcale, a raz godzinę; jedzą na żądanie, itp.).
I teraz masz do wyboru: albo szarpać się z dzieckiem, żeby wpasowało się w narzucone przez ciebie ramy, albo podążać za dzieckiem i NAJNOWSZYMI wytycznymi (tak, proponuję nieco odświeżyć wiedzę – sporo się dowiedzieliśmy o rozwoju dziecka i jego mózgu od lat 80) i np. karmić piersią na żądanie, a nie co 3 godziny, jak to było kiedyś i nie stresować się, jak budzi się o dziwnych porach w nocy, choć przecież nie powinno! Mądre mamusie w internecie napisały, że to musi być wina matki, co nie potrafi w rodzicielstwo! Bo ich bąbelek to już od 3 miesiąca przesypia całe noce!!!
Serio, nawet jeśli – to nie jest ich zasługa, Ani tego, że wprowadziły jakiś rytm dnia. Ani tym bardziej tego, że trzymają się zasad :D
Moja wypowiedź nie jest o tresurze dziecka wg sztywnych schematów tylko o błędach rodziców, które się zdarzają i nie jest to koniec świata o ile jesteśmy tego świadomi. Przedstawiajac artykuł że rodzic nie ma żadnego wpływu na zachowanie dziecka jest dla mnie nieodpowiedzialne i groźne. Proponuje wyobrazić sobie sytuację odwrotna, gdzie dziecko jest wyjątkowo łatwe w wychowaniu ale rodzice robią błędy i co … dziecko nadal będzie spało jadło i w pogodnym nastroju ? Zostawmy najbardziej poukładane dziecko przed bajkami na parę godzin i szybko okaże się innym dzieckiem. NIE JEST TO TEMAT CZARNO BIAŁY wiec nie generalizujmy w żadną stronę. Są różne dzieci ale są też pewne zachowania rodziców, które na pewno wywołają nerwowe dziecko, które nagle nie wie czy spać czy jeść czy biegać i co wolno a czego nie.
Ale gdzie ja napisałam, że rodzic nie ma żadnego wpływu na wychowanie dziecka?
Wyraźnie napisałam, w których konkretnie sytuacjach nie ma wpływu :) ale tak to jest, jak czyta się tylko nagłówki ;)
Nie widzę mojej odpowiedzi jaką zrobiłem, wiec może krótko. Wyobraźmy sobie ze mamy to idealne dziecko (śpią 3 godziny, bawią się 3 godziny i jedzą co 3 godziny) następnie naszpikujmy to dziecko bajkami (jeszcze większa destrukcja będzie jak puścimy bajki dla starszych dzieci, czyli bardziej dynamiczne). Nadal będziemy mieli idealne dziecko czy całe w nerwach, które zasnąć nie może, nie może zasnąć to płacze… My rodzice nie mamy wpływu ?
Zapewniam Cię, że kilkumiesięczne dziecko nie jest zainteresowane tv, więc możesz sobie puszczać co chcesz (czyli de facto oglądać, co chcesz) – raczej nie będzie to miało wpływu na jego sen :) tzn. nerwowe dziecko nie zaśnie tak czy siak jeśli nie zaciemnisz pokoju i nie będziesz skakać z nim na piłce treningowej przy szumie suszarki, a spokojne zaśnie bez względu na to, co jest w tle.
Bardzo łatwo oskarżać matkę, że widocznie wszystko robi źle i ona wtedy bidula zamyka się z dzieckiem w domu, bo bodźce, nie włącza tv nawet sobie, bo dziecko, ogólnie całe swoje dotychczasowe życie podporządkowuje temu malcowi, a malec nadal płacze, bo… Taki ma temperament. Ja byłam taką matką z poukładanym grafikiem co do minuty niemal: na czas drzemki do domu, broń boże w hałas, wszystko przekładałam i odwoływałam, bo dziecko, bo rytm, bo porządek dnia, bo trzeba, bo 19, więc paciorek i do domu. Na nic się to zdało. Totalnie.
Przy drugim dziecku wrzuciliśmy na luz, głównie dlatego, że to mąż przejął ode mnie część macierzyńskiego (polecam wszystkim mądrującym się panom zamknąć się z niemowlakiem w domu na kilka miesięcy – od razu przestaliby gadać, że matka powinna to czy tamto). Mąż jest mniej poukładany ode mnie, bardziej spontaniczny, głośny (tak, i mecze były grane przy dziecku i żadnego planu dnia). I co? Dziecko rozwijało się DOKŁADNIE tak samo.
Wychowywane zupełnie inaczej – w tym samym wieku było gotowe zasypiać samo.
Jeść regularnie.
Nie budzić się w nocy.
Przestać spać z rodzicami.
Nie reagować na hałas płaczem.
Trochę to mit z tą rutyną rodem z książek Tracy Hogg. Którą szczerze wszystkim rodzicom odradzam. To jedyna książka, która powinna płonąć na stosie, bo tak, właśnie ona i twierdzenia tam zawarte (uporządkuj dzień pod dziecko, dawaj regularnie jeść od urodzenia, ucz zasypiania samemu w łóżeczku jak najwcześniej) zepsuły moje macierzyństwo. Poradniki tego typu totalnie nie biorą pod uwagę, że dzieci są różne. Jak dorośli. Jeden zasypia o 21, drugi o 24. Jeden śpi 6 godzin, drugi 8. Jeden zaśnie w samolocie i w ogóle lubi drzemać w ciągu dnia, nawet jeśli żona obok wali garnkami i ogląda „Terminatora”, a drugi za chiny. Jeden je dużo, drugi mało. Jeden się bardziej denerwuje, drugi w analogicznej sytuacji wcale.
I spoko, przyjmujemy do wiadomości, że dorośli są różni.
Dlaczego więc tak ciężko zaakceptować nam fakt, że dzieci też?
Polecam
Pierwszy rok życia dziecka – Mazel Sharon
Mówi się, ze rodziców sobie nie wybieramy.
Nikt jakoś nie mówi, że DZIECKA też sobie nie wybieramy.
Jak się trafi na egzemplarz z ADHD, wszyscy wieszają psy na matce na ojcu. Czasem gorzej jest mieć ADHD-ka niż upośledzone, bo nikt nie współczuje tylko psy wieszają, a utrapienie podejrzewam gorsze.