Książki dla półtoraroczniaka
Moje dziecko coraz bardziej lubi książki. Przeróżne tytuły można odnaleźć w każdym zakamarku naszego domu, dlatego Kostek co chwilę przynosi je do nas i prosi o „czytanie”.
Nasze „czytanie” polega raczej na oglądaniu obrazków i opowiadaniu, co na nich widzimy. Jeśli książeczka jest dziecku znana, lubi być z niej przepytywany – wskazuje palcem przeróżne nazwane przez mamę elementy ilustracji: „Gdzie jest motyl? A kwiat? Widzisz kotka? Jak robi kotek?” – i tak przez dłuuugie godziny.
Pech chciał, że w wielu książkach dla dzieci najważniejsze jest słowo. Tekst, wierszyk, historyjka z morałem, czyli to, czym akurat mój syn w tym momencie nie jest w ogóle zainteresowany! A ilustracje? Pół biedy, jeśli są tylko brzydkie – to mój zmysł estetyczny pozostaje zniesmaczony, Kostek łyknie wszystko. Ok, czasami stanie zadumany nad krową, która wcale krowy nie przypomina. Często też – kiedy maluch przyniesie książeczkę dziadkowi – ten gubi się w zeznaniach: „Gdzie jest małpka? Nie, czekaj… To królik? Piesek? Kotek? Ilona, co to jest?!”. Bywają też książki, w których zwyczajnie nie ma czego pokazać! Wówczas słyszę, jak przed snem tata opowiada synowi: „Tu jest miś. Miś trzyma chusteczkę. To jest drugi miś, on podaje chusteczkę. Trzeci miś sięga po chusteczkę, a czwarty smarka w chusteczkę. Mama miś pakuje chusteczki. Zobaczymy co na następnej stronie? Misie idą z chusteczką… Jeden w nią smarka…”.
Niby nic prostszego: znaleźć fajną książkę 1+, ale każdy, kto dziecko w tym wieku miał, wie, jak łatwo o fuck up w tym temacie. Stąd pomysł na zestawienie propozycji książkowych, które zachwycą nie tylko maluchy, ale również mamy. Na długie, jesienne wieczory powinny być jak znalazł!
1. „Księga dźwięków” Soledad Bravi.
Przeczytanie całej książki od deski do deski trwa u nas kwadrans. Już samo to wydaje się być ogromną zaletą! Nie muszę w kółko wracać do pierwszej strony i zaczynać od początku taką samą śpiewką: „To jest krowa. Krowa robi <muuu…>. Gdzie jest krowa? Jak robi krowa?”. Ta książka nie ma pięciu stron jak większość innych pozycji dla dzieci. Dla mojego malucha pięć stron to zdecydowanie za mało, bo on mógłby książki godzinami! A i ja – mając tak ciekawe ilustracje i tyle pomysłów na wydawanie przeróżnych dźwięków paszczą – mogłabym książki godzinami…
2. „Jesień na ulicy Czereśniowej” Rotraut Susanne Berner.
Kiedy pokazałam na naszym Instagramie tę książkę, zwróciłyście uwagę przede wszystkim na to, z jakim skupieniem Kostek się w nią wpatruje! Tyle obrazków! Kolorowych elementów, historii do opowiedzenia przez mamę lub tatę. Do tej książki zasiadamy codziennie i przyznam się, że do teraz nie wychwyciłam wszystkich szczegółów. Każdego dnia zaskakuje mnie coś nowego! A i moje dziecko musi się nieźle napocić, żeby znaleźć kota. Tutaj znowu spory plus za to, że przeczytanie tej książki może trwać i godziny całe, w zależności od humoru oraz wytrzymałości samych zainteresowanych. Dodatkowo – za każdym razem można ją odkrywać na nowo i czytać w zupełnie inny sposób niż poprzednio. Istnieje cała seria: następna w kolejce jest u nas zima, potem wiosna oraz lato, jak również dzień i noc na ulicy Czereśniowej.
3. „Różnimisie” i „Robimisie” Agata Królak.
Zamówiłam dwie książki, bo były akurat w promocji :). „Robimisie” powędrowały na półkę, a „Różnimisie” wyciągam wtedy, kiedy chciałabym z moim dzieckiem porozmawiać o emocjach. To na początek. Zatrzymujemy się na pierwszych ilustracjach i opowiadam, który miś jest wesoły, a który smutny. Dlaczego? Jak swoje uczucia pokazują? Gdzie jest uśmiech? Czasami przechodzimy do następnych stron. Czysty miś pluska się w wannie, a brudny czeka na swoją kolej; jeden miś jest silny, bo dźwiga całą choinkę, a drugi słaby, bo podnosi tylko gałązkę. Książkę najfajniej czyta się z dzieckiem, które już mówi i na podstawie ilustracji zgaduje jaki to miś, ale i my radzimy sobie z nią nie najgorzej!
Wszystkie książki zostały wydane przez Dwie Siostry. Osobiście polecam przejrzeć cały katalog, bo tyle tam przepięknych różności i to dla dzieci w każdym wieku! Ja już poczyniłam kolejne zakupy, tym razem dla mojego ośmioletniego chrześniaka. Książki odpowiednio dobrane do wieku oraz zainteresowań dziecka to zawsze trafiony prezent!
My jestesmy zakochani w Zakamarkac. Szczerze polecamy serie Gdzie idziemy, Jest tam kto itd. oraz Pomelo-nasza wielka milosc!
Widzialam juz wczesniej Te o Misiach w sklepie wysylkowym Endo I bardzo zaluje ze ich wtedy nie zamowilam :( u nas duzym powidzeniem cieszyl sie Kot w butach w roznych wydaniach ;)
Mój synek również jest fanem ulicy Czereśniowej, my mamy akurat Lato i jest świetne! Poza tym musimy mieć każdą książkę z kotkiem, bo Sebastian „ciciusie” uwielbia… Polecam też interaktywne książki wydawnictwa Olesiejuk, my mamy tę i jest przy niej świetna zabawa: http://www.wydawnictwoolesiejuk.pl/katalog/414851/ . Synek lubi również serię „Mały chłopiec” z tegoż wydawnictwa; mnie średnio podobają się ilustracje, ale są koparki, helikoptery i wszystko to, co moje młode kocha;) Poza tym miałam to szczęście, że rodzice kupowali mi w dzieciństwie mnóstwo książek, więc co jakiś czas sięgam do starego pudła i jest podwójna radość: dziecka z nowej książeczki i moja z odkopanych wspomnień. Pozdrawiam!:)
Super, że taka lista fajnych książek teraz tutaj powstaje :).
Mamy podobną ciuchcię, ale z innego wydawnictwa. Mechanizm szybko się popsuł:-(
Najcudowniejsze w Czereśniowej jest to, że historie ciągną się przez wszystkie książeczki! Żeby za dużo nie spalić – na przykład pani, która pomagała panu w „wiośnie…”, dawała mu plasterek, kupowała mu spodnie, występuje z nim (tylko raz) w „nocy…”, już w ciąży!:D Uwielbiam to.
Czy to znaczy, że moja ulubiona Marta i jej pingwin powracają?:D
My mamy Różnimisie ale poziom abstrakcji graficznej nas przerósł. Mój 19-miesięczniak próbuje ogarnąć ale daje 100% że misia tam nie widzi, ja również. Z książek obrazkowych mamy Jesień, ale o wiele lepiej lubimy te z wyd. Babaryba – Auta i Na Budowie, ostatnio dołączyła do kolekcji trzecia – Automoto. Wszystkie o samochodach więc oczywiście nie trzeba zachęcać. Jeśli szukasz książki z fabułą dla półtoraroczniaka to polecam serię o Maksie – wyd. Zakamarki. Podpisy pod obrazkami – zwięzłe, pisane równoważnikami zdań – maluchy chwytają w lot. Pierwszy krok do bardziej sfabularyzowanych książek.
Haha, poziom abstrakcji graficznej:-) Piękne określenie na te bazgroły:-) Do nas też ta książka nie przemówiła.
A mnie się bardzo podoba! Taka inna niż reszta książek, ale to rzecz gustu oczywiście ;). Zdaje sobie sprawę, że raczej dla starszych dzieci, celowałabym w 3+, chociaż jakoś dajemy radę wspólnymi siłami :).
Eeee chyba nie, dziecko 3+ już wie, czym się różni smutny od wesołego i czysty od brudnego.
Tak, ale potrafi zgadnąć na podstawie ilustracji jaki to miś. Mój jeszcze za dużo nie mówi, a na tym powinna polegać cała zabawa :).
Rozumieć, rozumieć;-) ale myślę, że tego typu zabawa to dla trzylatka już prościzna i nuda. Chociaż akurat w tej książeczce to i ja miałam problemy z niektórymi misiami:-)
Uwielbiam Dwie Siostry :-) Mamy Miasteczko Mamoko i synek potrafi długi, długi, długi czas przy niej siedzieć. To takie książki z pomysłem :-)
„Miasteczko Mamoko” jest super! Jednak dla mojego malucha ulica Czereśniowa jest trudna, więc z serią Mamoko jeszcze poczekamy…
Trzeba przyznać, że Mamoko jest dość rozbudowane, ale mimo to mój synek nie ma z książką problemów. Zaczynaliśmy od ewidentnych rzeczy, na przykład od wyszukiwania samochodów. Synek ma niecałe 16 miesięcy.
Przyłączam się da fanów Czereśniowej:-) Mamy wszystkie:-) Świetnie rozwija słownictwo dzieci, a przy okazji też kreatywność rodziców;-) „Miasteczko Mamoko” nam nie odpowiada. Jakieś ponure te ilustracje i „poziom abstrakcji graficznej” tych historii też za duży;-) Polecam natomiast „Bardzo głodną gąsienicę”. W tym wieku to był u nas hit. Oprócz tego jeszcze „Zwierzęta na wsi” i „Zwierzęta w zoo” Sławomira Gowina, wyd. Wilga. Wiem, wiem… znowu te zwierzęta:-) Ale te książki są świetne: mają duże, ładne ilustracje i podczas przewracania strony dziecko słyszy odgłos zwierzęcia biorącego udział w historyjce, tak więc wierszyk wchodzi mimochodem:-) „Auta” wyd. Babaryba też fajne, to coś w stylu Czereśniowej. Ciekawa też jest „Naciśnij mnie”. Wydaje mi się, że półtoraroczne dziecko już załapie. No i mniej więcej w tym wieku zaczęła się miłość do książeczek puzzlowych. Aaa i jeszcze „Kacper”. To taki pomysłowy piesek, którego dzieci bardzo lubią:-) Duże ilustracje (chociaż takie „wyizolowane”, bez nadmiaru szczegółów), mało tekstu, więc na wprawki w czytaniu dłuższych historii świetnie się nadaje.
Ogólnie z doświadczeń z moją małą wynika, że dziecku można sprzedać każdą książkę, trzeba tylko odpowiednio ją „podać”. Mała nie przepadała za wierszykiem „Na straganie” do momentu aż zaczęliśmy poklepywać się po brzuchu, gdy groch klepie rzepę i zatykać nos czytając słowa buraka:-) Na tej samej zasadzie jeszcze przed drugimi urodzinami mała polubiła „Mamę Mu”. Pierwsze „czytanie” było oglądaniem ilustracji i opowiadaniem, co się na nich dzieje. Takie zapoznanie z książką i jej bohaterami. A że ilustracje są bombowe, poszło łatwo (zaczynaliśmy od chyba najfajniejszej pod tym względem „Mama Mu buduje”). Później po trochu zaczynaliśmy czytać niektóre, fajniejsze fragmenty. Za każdym razem czytając głosem Pana Wrony i głosem Mamy Mu:-) Dalej już samo poszło:-) Tak więc, o ile rodzic nie ma awersji do konkretnej książki, to przy odrobinie wysiłku z jego strony, dziecko szybko ją polubi.
Nie podoba mi się! Piętnaście minut, nowy blog, paczka w drodze. A miałam już nic nie kupować!;>
:) Ja właśnie też zamówiłam paczkę:) Bardzo dobry temat, od jakiegoś czasu szukam książeczek dla synka.
Super, że moje dłubanie w klawiaturę się komuś przydało! :)
Ja jednak wolę książki, które może mają głupią szatę graficzną, ale łatwo odróżnić misia od drzewa, a drzewo od chmurki. Teraz bywają przepiękne książki, ale są zbyt skomplikowane i nawet ja sama mam problem z tym, co widzę.
Taaak… Stąd mój dystans do Mamoko, a ostateczny wybór padł na ulicę Czereśniową.
Ale te Misie boskie są, czego Wy kobietki chcecie?! ;)
Wyżywałam się nad tym kiedyś, bo mnie strasznie swędziało;> http://takasobiematka.wordpress.com/2014/07/15/ze-wsi-jestem-dizajnu-nie-kumam/
Yhh a mój Staś nie lubi książeczek ale mam nadzieję, że mu się to niebawem zmieni. Co z tego, że na półce stoją książeczki – na chwilę weźmie do ręki i zaraz wyrzuca :/ Nie potrafi się skupić (zresztą nie tylko na oglądaniu książeczek, na niczym!), może jeszcze nie jego pora, może za kilka miesięcy. Dzięki za podanie propozycji, przydadzą się. Chciałabym, żeby Staś z takim skupieniem na twarzy jak Kostek oglądał obrazki :)
A ile ma miesięcy?
Skończył 14.
To spokojnie, Kostek ma 18 miesięcy, a molem książkowym stał się na dobre dopiero niedawno.
Mogę jedynie podpowiedzieć, żeby nie trzymać książek wysoko na półkach, a w różnych dostępnych dla dziecka miejscach – u nas są w koszach na zabawki, na stole, na kanapie, na podłodze wśród klocków. Mały traktował je jak jedną z zabawek, często oglądał, przerzucał, nawet gryzł ;), potem zaczął przynosić i „pytać” paluszkiem co jest na ilustracjach. Teraz chce być już przepytywany (mama pyta, gdzie jest koń, a on wskazuje). Dzisiaj usiadł i udawał, że czyta, kiedy gotowałam obiad :). Mając do wyboru zabawkę lub książkę wybiera raczej książki, ale to dlatego, że zawsze są na wyciągnięcie jego ręki.
Czyli widocznie ejszcze nie dorósł :) Dobry patent z zostawieniem ksiażeczek w różnych miejscach w domu. Dzieki, skorzystam :)
Tak, jak stały ponad rok na półce i czasami zdejmowałam „do poczytania” to okazywało się, że kawaler nie był właśnie zainteresowany czy też chciał w danym momencie robić coś innego. Teraz sam sygnalizuje, że czas na książkę i co jest fajne – traktuje je jak inne zabawki: jest tak samo zainteresowany odnalezioną w koszu książką jak wyłowionym grającym i święcącym sorterem Fisher-Price :).
a moja córa uwielbia miasteczko mamoko i mamoko na liczby i litery :) ta ostatnia okazala sie pomocna rowniez dla mojego pierwszoklasisty :)
U nas strzałem w 10 jest „Świat wokół nas” 30 przycisków dźwiękowych. Przeglądana codziennie wielokrotnie. Są zwierzęta i odgłosy w zagrodzie, w lesie, na sawannie, pod wodą, w powietrzu, na biegunie, w mieście. Warte posiadania :)
Księgę dźwięków mamy :) Synek dostał mając 8 miesięcy. Teraz ma 10 i lubi ją oglądać z nami i słuchać dźwięków :) Ogólnie uwielbia książki i aż się cały ekscytuje jak mu się jakąś pokaże :) czytamy i oglądamy od urodzenia :) Najbardziej lubi wierszyki :) Nad Czereśniową też myślałam, ale uznałam, że jeszcze poczekamy :) Fajną książkę ostatnio w księgarni w Starym Browarze widziałam „Rok w lesie” też tylko obrazki i na każdej stronie inny miesiąc, ta sama okolica. Chodzą niedźwiedzie i ludzie i inne zwierzęta :) i śnieg topnieje i deszcz pada :) super po prostu :)
Fantastyczne :) Uwielbiam tego rodzaju książki dla dzieci, ale niestety u nas ostatnio nawet książki kręcą się wokół tematu jedzenia, ze względu na moje dwa niejadki :P Na szczęście na rynku ich coraz więcej bo wydawnictwa się zorientowały, że jedzenie to jednak problem u dzieci. Już nawet wierszy się uczymy: Bardzo dobra jest pietruszka, zaproś ją do swojego brzuszka (to akurat z innej, podobnej książki jedzeniowej, Pampi na talerzu.