Dzisiaj to kontrowersyjny temat, ale mam nadzieję, że ciebie nie oburzy
Ten tekst zacznę od zagadki, bo najlepiej wyjaśni to, o czym będę dzisiaj pisać. Ojciec z synem ma wypadek. Ojciec ginie na miejscu, syn trafia do szpitala w ciężkim stanie. Na jego widok chirurg na sali operacyjnej mówi: „Nie mogę operować tego chłopca. To mój syn”. Kim jest chirurg?
Czy to przybrany tata? A może biologiczny, natomiast ojciec – który zginął w wypadku – adoptował kiedyś chłopca?
Czy to możliwe, że chłopiec miał dwóch ojców?
Jeśli nie znasz tej zagadki, prawdopodobnie kombinowałaś w ten sposób. A jeśli znasz, to już wiesz, że…
CHIRURG JEST MATKĄ
Oczywiste, prawda? Dlaczego więc tak trudno na to wpaść?
Bo język kształtuje naszą rzeczywistość! Już Pismo Święte zaczyna się od: „Na początku było słowo”. A potem możesz przeczytać, że „słowo ciałem się stało”.
To, jak mówimy, wpływa na to, jak myślimy.
Kiedy słyszysz o mężczyźnie, to widzisz mężczyznę. Gdy słyszysz „siusiak” to nie widzisz cipki, a jak ktoś mówi: „czajnik” to nie wyobrażasz sobie mikrofalówki. Prawda?
PO CO NAM TE FEMINATYWY?
Sama jeszcze jakiś czas temu uważałam, że żeńskie końcówki zawodów – czyli feminatywy – to głupi pomysł. Śmiałam się z „ministry” Joanny Muchy. No ale moja postawa wynikała z niewiedzy. Zanim więc znowu gdzieś się na ten temat wypowiesz, przeczytaj – ja cię proszę – do końca:
1. To jakaś nowomowa wymyślona przez lewaków!
Feminatywy były w powszechnym użyciu, jak tylko kobiety poszły do pracy. Dopiero w czasach PRL je wycofano. Jeśli więc wydaje ci się, że wzbraniając się przed nimi, dbasz o czystość języka, to masz rację… Wydaje ci się! Bo tak naprawdę bronisz języka propagandy!
proszę: doktorka, docentka, tłumaczka, adwokatka w gazecie z 1896 roku
2. Ale tych wyrazów nie ma w słowniku!
Wyrazów „komputer”, „samochód” czy „internet” też kiedyś nie było. Ba! Nie było nawet słowa: „kościół”!
Język jest żywy i jako polonistka zaprawdę powiadam wam: to nie jest święta księga, której nie można zmieniać, bo przyjdzie Bóg i rzuci w nas gromem. Albo inną zarazą. Wręcz przeciwnie, językoznawcy co rusz dopisują nowe wyrazy czy dopuszczają niedopuszczone wcześniej formy (np. „rękami”, choć w zamierzchłych czasach mówiono tylko „rękoma”). Jednak dopisywanie nowych wyrazów i form nie polega na tym, że zbierają się mądre głowy i stwierdzają: „Ej! Czegoś tu brakuje!” i hajda, tworzymy słownik na nowo, bo mamy takie widzimisię, a reszta musi je zaakceptować.
Jest zupełnie na odwrót! Najpierw wyraz (czy forma) musi wejść do powszechnego użytku. Kiedy już większość tak mówi, następuje przyklepanie przez językoznawców i wpisanie do słownika. Właściwie to czysta formalność.
Oczywiście, niektóre formy są tak rażąco niepoprawne, że nigdy nie wejdą do słownika (np. „ręcami”), ale akurat jeśli chodzi o feminatywy: mamy pełne błogosławieństwo językoznawców.
Więc teraz pierwszy ruch należy do nas!
3. Przecież „chirurżka” to takie śmieszne słowo. I język można sobie połamać!
Nie używasz, więc brzmi śmiesznie. Ja używam i już mi nie brzmi śmiesznie.
Po prostu większość nie zdążyła przywyknąć. JESZCZE. Ale przywykniemy, bo feminatywy są w języku polskim potrzebne i choćbyś po stokroć tupnęła nogą, że nie jesteś żadną chirurżką, psycholożką, pedagożką, to po tym tekście sama zaczniesz się tak nazywać.
Taką mam przynajmniej nadzieję.
4. Ja jestem psychologiem, ponieważ „psycholożka” brzmi nieprofesjonalnie!
Yep. Sama przez długi czas (w urzędzie, przed sądem) przedstawiałam się jako „filolog polski”.
A potem zadałam sobie pytanie: po co to robisz, kobito?! Żeby dodać sobie powagi. Serio. Tu nie chodzi wcale o wyraz, ale o to, że mężczyźni w naszym społeczeństwie kojarzą się z profesjonalizmem. A kobiety nie. Wolisz być bardziej jak mężczyzna.
I czas to zmienić.
Przy okazji: filologię na moim roku kończyło 5 panów. Na ponad 100 kobiet. Więc jak już tworzyć nazwę zawodu od płci, która w tym zawodzie dominuje, to właśnie mężczyźni powinni być „filolożkami”. Choć jestem pewna, że zbuntowaliby się, zanim ktokolwiek zdążyłby nazwać ich tak publicznie.
Dlaczego ty się nie buntujesz?
5. A nie może być: pani psycholog, pani doktor?
A nie może być: pan pielęgniarka, pan nauczycielka?
No… Nie!
Na plakietce na drzwiach często widnieje sama nazwa zawodu. Jedna z was kiedyś mi napisała, że pracuje za drzwiami z napisem: „geolog”. I jak przychodzi do niej klient, to patrzy i pyta: „A geologa dzisiaj nie ma?”.
Traktuje ją jak asystentkę, bo nastawił się na spotkanie z mężczyzną.
W gazetach również nie dopisujemy zwrotów grzecznościowych „pan”, „pani”. I wtedy mamy takie jaja, że: „Lider Konfederacji Krzysztof Bosak zaręczył się z prawnikiem Ordo Iuris” :).
6. „Pilotka” to taka czapka, hyhyhy!
A pilota używam do telewizora. I co z tego? Czy jak mówię, że „pilot wylądował”, to za sterami samolotu widzisz pilota od telewizora?
Nie. Ale zapewne widzisz mężczyznę.
7. No ale na co to, po co, nie może zostać tak, jak jest?
Zauważ, że jakoś nikt nie ma problemu ze sprzątaczką, kasjerką czy blogerką ;), ale przy zawodach prestiżowych – jak „profesora” czy „premiera” – problem pojawia się od razu. Pewnie dlatego, że przez długi czas te zawody były zarezerowane tylko dla mężczyzn.
A teraz przypomnij sobie przykład z początku wpisu. Jak ciężko było wpaść na to, że chirurgiem może być kobieta. Twoja córka widzi to tak samo! Dorasta w świecie pełnym profesorów, naukowców, lekarzy, prawników, sędziów i polityków. Od małego dostaje sygnał, że pewne zawody są raczej dla jej brata i kolegi z ławki, a nie dla niej.
Naprawdę cię to nie boli?
Potrzebny wpis, super :)
Nie wiem, sama nie wiem. Też jestem filologiem, nawet bibliofilem i nie wiem sama. To znaczy wiem, że „męska końcówka” brzmi dla mnie poważniej, z drugiej strony znając oczywiście powody, dlaczego „anonymous byla kobietą”. W mojej rodzinie nawet odmienialo się nazwisko (mamy niemieckie, zakończone spółgłoska) – ja byłam -owna,moja mama -owa, co już w ogole, jak o tym pomyśleć strasznie patriarchalne jest.
Ha! Czyli nie tylko dla mnie ta męska końcówka brzmi poważniej, dostojniej, po prostu profesjonalnie :)
W takim razie trzeba by się było zastanowić, co kultura zrobiła z nas kobiet, że potrzebujemy męskich końcówek, aby podkreślić swoją wartość. Przecież to jest o krok od tego, jak kobiety przebierały się za mężczyzn, żeby móc studiować czy żeby ich badania naukowe ktoś potraktował poważniej. Teraz nikt się nie przebiera, ale wciąż przykrywa swój zawód męską końcówką. Nie mówiąc już o tym, że im wyższe stanowisko, tym mniej damskich końcówek. Głowna księgowa – główny księgowy, ale już tylko dyrektor finansowy, nikt nie mówi dyrektorka finansowa. No i tak będąc dyrektorką finansową byłam umówiona na spotkanie z przedstawicielem faktora, który był zaskoczony moim widokiem, bo spodziewał się mężczyzny. Nie tylko dlatego, że byłam nazywana dyrektorem finansowym, ale też dlatego, że to częściej spotykana płeć na tym stanowisku. Toteż nie było potrzeby, żeby nazwa zawodu miała damskie końcówki.
Dokładnie, jesteśmy tylko krok dalej od naszych prababek, które sto lat temu przebierały się za mężczyzn, żeby móc iść na studia.
Oczywiście, tu leży pies pogrzebany. Chociaż ciekawe, że „dyrektorka szkoły” nie jest problemem. Mniej prestizowa? Kobiecy zawód? To idzie jeszcze dalej – Chmielewska, która miała świetne wyczucie językowe, napisała kiedyś, że jeśli się słyszy – „Jakiś człowiek czeka na ciebie w sieni” to mysli się o facecie, a nie o babinie w chuście.
Jest dużo psychologii i socjologii w używaniu męskich końcówek. Kobiety, które zaszły daleko czesto mają potrzebe podkreślania, że „mimo to” są kobiece, a nie „zimne i bezwzględne” (kolejny stereotyp oczywiście). Moja była szefowa, świetna kobieta, mówiła na przykład bardzo łagodnym głosem, nienaturalnie łagodnym wręcz.
Używanie żeńskiej końcówki jest feministyczne, na dzień dzisiejszy brzmi, ponieważ jeszcze się z tym nie osluchalismy wręcz agresywnie. A kobiety na stanowisku nie zawsze chcą być tak postrzegane.
A ja zawsze miałam zachwostke, jak powiedzieć, że moi rodzice są inżynierami. Zawsze to trochę brzmi, jakbym miała dwóch ojców (nic przeciwko, tylko akurat przeczy to faktom).
Mieszkam w USA i teraz zastanawiam sie jak to jest w jezyku angielskim, i przeciez tu wogole nie ma roznicowania koncowek w zadnym zawodzie, jest po prostu doctor, surgeon, teacher…Nie slyszalam, zeby ktos z tego powodu protestowal, a przeciez to taki poprawnie politycznie kraj.
Bo w języku angielskim rzeczowniki nie mają rodzaju :) za to firemana już dawno zastąpił firefighter (man to mężczyzna, fighterem można nazwać i kobietę, i mężczyznę).
Jest waitress i actresss z tego co kojarzę :D
Dokładnie. Wydaje mi się, że chcąc dobrze, chcąc naprawiać świat, sami wprowadzamy coraz więcej podziałów.
Będąc studentką, byłam w grupie studentów. Nie studentów i studentek. Gdyby ktoś to rozdzielał i podkreślał, cała jedność grupy studenckiej zostałaby pogrzebana.
W języku angielskim nie ma takich podziałów. U nas też nie ma. Chirurg to chirurg – zawód jak zawód. Tak jak samochód jest samochodem. Niezależnie czy marki Smart czy Dacia.
I choć mówimy ta Dacia a nie ten Dacia, to to nadal jest samochód a nie samochodka.
Te podziału są śmieszne.
Mamy dziwny i niepotrzebnie tak bardzo skomplikowany język. Z za dużą ilością odmian przez przypadki, liczny i rodzaje. Latami go upraszczania. Po co znów jeszcze bardziej komplikować?
Ale masz wyraz „studentka” i do grupy samych kobiet zwracamy się: studentki, a do samej ciebie: studentko (nie: studencie).
Tymczasem do grupy pedagożek mówimy: pedagodzy/pedagogowie, a do samej pedagożki: pedagogu.
Tyle tylko, że samochód nie jest osobą. A chirurg/ chirurżka już tak.
Argumenty trafne, w pełni popieram, niemniej sam przykład z chirurgiem wydaje mi się o tyle nie trafiony, że dalej jest napisane „dyżurujący”, a nie „dyżurująca” i dlatego większość osób, łącznie ze mną kombinuje z dwoma ojcami zamiast matką. Nie chodzi o określenie chirurg zamiast chirurżka, tylko w tej historyjce to czasownik ewidentnie wprowadza w błąd.
Nie dlatego :) to pytanie zostało zadane w oryginale w innych sposób: chirurg na dyżurze i nadal większość pomyślało o dwóch mężczyznach.
Ba! Sama kiedyś palnęłam na Story: „Na blogu jest już wywiad z ginekologiem specjalizującą się, yyy… (chwila zastanowienia) specjalizującym się w leczeniu niepłodności” – no mój pierwszy wybór brzmi jak istny koszmarek językowy, dlatego – używając męskich form – niejako narzucamy dalszą część i kontynuujemy najczęściej: „chirurg dyżurujący”, „chirurg przeprowadził”, „ginekolog specjalizujący się w…”. To jest dopiero absurd!
Ja właśnie od tej pamiętnej wpadki używam żeńskich form, bo było mi wstyd, że kobietę opisałam jak mężczyznę. Bardziej wstyd, niż gdybym po prostu powiedziała: ginekolożka, doktorka.
A co jest zlego w formach z pani np. pani doktor, pani ginekolog, pani psycholog?Mnie na przyklad takie formy odpowiadaja.
Punkt piąty – formy grzecznościowe „pan”, „pani” nie zawsze są używane (np. na drzwiach, w gazetach, wiadomościach, w potocznej mowie – więc córka dalej dostaje przekaz, że chirurg to, chirurg tamto, czyli chirurg jest męskim zawodem).
Plus: dlaczego nie mówimy o gotującym mężczyźnie „pan kucharka”? Bo żeńskie końcówki są dla kobiet, a męskie dla mężczyzn i żadne „pan”, „pani” tego nie zmienia :)
„dlaczego nie mówimy o gotującym mężczyźnie ?pan kucharka” – niektóre nazwy i zawody dają się zgrabnie zamienić na żeńską formę, a inne nie bardzo – dlaczego dokładnie tak jest to już by trzeba spytać jakiegoś językoznawcę. Natomiast wprowadzanie na siłę nowych wyrazów, na których można sobie zwichnąć szczękę, lub które często mają zupełnie inne znaczenie, osobiście uważam za dziecinadę (z całym szacunkiem). Wieków męskiej dominacji nie wymażemy poprzez potworki językowe nie do wymówienia (kobieta adiunkt?), lub śmiesznie brzmiące (kobieta cukiernik:-D). To są po prostu nazwy zawodów, więc wykonujmy te zawody jak najlepiej, żeby wszyscy widzieli, że pani chirurg jest tak samo dobra jak pan chirurg, zamiast kłócić się jak dzieci żeby nas nazywano w określony sposób. A sam wyraz człowiek? Powodzenia w tworzeniu żeńskiej odmiany;-)
O kurczę! To musimy usunąć nazwę zawodu „pilot”, bo już istnieje pilot do sterowania tv i teraz jak ktoś będzie mówić: „Pilot wylądował” to ludzie będą mieć skojarzenia z pilotem od tv za sterami samolotu, no nie może tak być!
PS Człowiek – osoba ;)
PS 2 Oficjalnie (na drzwiach gabinetu czy w gazetach) oraz mowie potocznej nikt nie będzie się bawić w dodawanie formy grzecznościowej: „pan/pani” i będzie po prostu „chirurg”. Ale rozumiem, że się z tym zgadzasz. Ja – nie. Mamy prawo mieć odmienne zdanie.
Słowo „pilot” jako nazwa zawodu funkcjonowało w tym znaczeniu na długo wcześniej zanim pojawiły się piloty do telewizorów, więc to porównanie raczej nie do końca trafione (skojarzenia mogłyby być raczej odwrotne).
Żeńska forma wyrazu człowiek to nie jest osoba. To zupełnie odrębne słowo. Ja (kobieta) jestem również człowiekiem, a mój mąż należy do spokojnych osób;-)
A co z rodzajem męskoosobowym i niemęskoosobowym? Łolaboga, toż to dyskryminacja w najczystszej postaci!;-)
Homonimy istnieją w języku polskim od zawsze i NIGDY nie były uznawane za błąd językowy.
Oczywiście, ale nie przypuszczam żeby zarówno homonimy, jak i neologizmy, były kiedykolwiek wprowadzane sztucznie i forsowane w mowie, bo ktoś się upiera, że „tak ma być”. „Chirurżka” itp. są wg mnie równie naturalne i wdzięczne, co słynny „upiór dzienny”;-)
Wszystkie wyrazy w języku są wprowadzane z potrzeby. Użytkownicy czują brak jakiegoś słowa (bo pojawia się desygnat, np. SMS. Albo coraz więcej inżynierek :)), wtedy dzielą się na dwie grupy: tę, która optuje, żeby używać już istniejących słów na opisanie rzeczywistości (np. „wiadomość tekstowa wysyłana przez telefon”, „pani inżynier”, „inżynier kobieta”) i tę, która chce wprowadzić nowy wyraz (żeby jak najmniejszą liczbą słów opisać rzeczywistość). No a potem: co się przyjmie wśród użytkowników języka, to jest wpisywane do słownika.
Ponieważ widzimy tendencje do ekonomizacji języka (bo chodzi o to, żeby język był giętki i szybko wyraził to, co myśli głowa), raczej te feminatywy wejdą. Nawet jeśli są to zapożyczenia (komputer), skrótowce (SMS), czy homonimy, bo łatwiej powiedzieć „pilot” (a znaczenia można domyślić się z kontekstu) niż „małe urządzenie do sterowania telewizorem z kanapy”.
Przykłady neologizmów, które weszły do powszechnego użytku, to: programista, dresiarz, kuroniówka, hit, korek (na drodze), czy zielone światło (w znaczeniu: daję ci zielone światło, możesz to zrobić).
O to to! Problemem nie są feminatywy, tylko wprowadzanie ich na siłę. Co do zagadki – o kobiecie pomyślał chyba każdy, kto zna zagadkę „kierowca fiata ma brata, a brat kierowcy fiata nie ma brata – kim jest kierowca fiata?” Przy okazji – gdzie maskulinatyw dla tego typowo męskiego zawodu? ;)
Surprise, surprise, mamy w języku polskim rzeczowniki w rodzaju męskim zakończone na „a” np. mężczyznA.
A to ci niespodzianka :)
Pani Krolino, popieram Pani zdanie w całej rozciągłosci. Powoływanie się zwolenników używania żeńskich form zawodów w dalekiej przeszłości jest,wg mnie wybiegiem złudnym, śliskim, i bardzo kontrowersyjnym. Takie formy w wypowiedziach brzmią fatalnie…
Pozdrawiam serdecznie,
Elżbieta
zamknij oczy i wykonaj ćwiczenie – wypowiadaj: chirurg – w głowie widzisz facet. Naukowiec – facet, Profesor – na uniwerku, profesorka – w liceum? lekarka – nasuwa Ci się pediatra? też mam problem z tymi końcówkami ale coś w tym jest .
„Dyżurujący”, bo tego wymaga forma rzeczownika. Przecież „dyżurująca chirurg” brzmi niedorzecznie. Przymiotnik/imiesłów przyjmuje końcówkę rzeczownika. To jest poprawne. Tak jak piszę z klientem o pracowniku a tak naprawdę o pracownicy: „proszę, aby pracownik podpisał” a nie „proszę, aby pracownik podpisała”. Więc jak już nazywam pracownicę pracownikiem, to resztę odmienialnych wyrazów dostosowuję do rodzaju rzeczownika.
Przyznaję, na przykładzie z pracownikiem uświadomiłaś mi, że brzmi to fatalnie
Też mam mieszane uczucia. Wynika to ze tego, że nie mam zastrzeżeń do feminatyzmow które już trochę mi się osluchaly – filolozka, psycholożka, docentka, doktorantka itd. Mam natomiast problem ze swoim. Jestem z wykształcenia: Magister Inżynier Sanitarny, pracuje jako Kierownik Robot Sanitarnych. O ile kierownicza w stosunku do mnie jest używane często w formie mówionej o tyle nawet pieczątka dalej brzmi: Kierownik Robot Sanitarnych Sylwia… Dalej idąc tym tropem – Inżynierka. Tak miałam na swoją pracę dyplomową a nie na siebie. Może mój problem z przestawieniem się, wiąże się z tym, że jako kobieta w męskim zawodzie mam jeszcze kilka innych aspektów, z którymi muszę sobie radzić. Jednak dzięki za tekst, daje do myślenia :)
Oczywiście! Ja sama przeszłam długą drogę, zanim zaczęłam używać żeńskich końcówek, chociaż jest mi o tyle łatwiej, że wszystkie moje zawody (filolożka, nauczycielka, blogerka) są sfeminizowane :)
Plus zawsze respektuję niechęć kobiety do żeńskich form i np. w trakcie wywiadów pytam, jak osoba, z którą rozmawiam, chce być podpisana. Jeśli jeszcze nie czuje, że jest to jej czas na użycie np. słowa „pedagożka” – nie ma problemu.
Serio po polonistyce?
—-
A nie może być: pan pielęgniarka, pan nauczycielka?
No? Nie!
—-
NO TAK!
Pan sędzia. Sędzia jest słowem rodzaju żeńskiego!! A jest pan sędzia. Nie pan sędź – nikt nie każe robić maskulinatywu – tylko po prostu pan sędzia. Albo pani sędzia.
Brawo za odkrycie Ameryki, że mamy w języku polskim również rzeczowniki w rodzaju męskim zakończone na „a”. I sędzia nie jest jedynym przykładem, bo jest jeszcze mężczyzna, poeta, hrabia, kierowca, a nawet Kuba! Mogłabym tak wymieniać i wymieniać.
Równocześnie większość z tych wyrazów ma również żeński odpowiednik: kobieta, poetka, hrabina i sędzina (na określenie żony, bo kobiety kiedyś nie wykonywały tego zawodu). Pojawiły się nawet postulaty, żeby zostawić „sędzia” jak jest, tylko odmieniać dwojako. W rodzaju męskim: ten sędzia, tego sędziego, temu sędziemu. I w rodzaju żeńskim: ta sędzia, tej sędzi, etc.
dobrze, że takie rzeczy ludziom wyjaśniasz :D sama jestem polonistką i krew mnie zalewa, kiedy czytam, że feminatywy to zbędny wymysł, bo przecież niektóre zawody są RODZAJU ŻEŃSKIEGO np. „kierowca”, „sędzia”…;) no i właśnie, wychodzi na to, że sam mężczyzna też jest rodzaju żeńskiego :D
A sędzina to żona sędziego
Super wpis i konkretne argumenty! Uwielbiam Cię za takie podejście do tematu!
Ja serio nie widzę problemu z żeńskimi końcówkami…znam kilka języków i w niemieckim, portugalskim, francuskim oczywistością sa końcówki żeńskie na wszystkie zawody, nazwy i w ogóle, w angielskim nie ma żadnego rozróżnienia (Nie ma z góry narzucenia końcówek męskich jak w polskim!) więc dlaczego jezyk Polski ma być inny w tej kwestii?
Żeńskich końcówek zaczyna mi powoli brakować. Na przykład ostatnio rozmawiałam z kimś o dyrektorce zarządzającej, ale nazywając ją dyrektorem zarządzającym, bo tak nazywa się jej stanowisko. „Zależy, co dyrektor zarządzający zdecyduje”, „muszę to skonsultować z dyrektorem zarządzającym”. Złapałam się na tym, że mówię o kobiecie jak o mężczyźnie no i mój rozmówca był mocno zaskoczony, kiedy okazało się, że dyrektor zarządzający to Katarzyna :)
Dokładnie! Też miałam takie sytuacje, dlatego używam żeńskich końcówek, bo w sumie trochę siara o kobiecie mówić jak o mężczyźnie.
Gratuluję pomysłu na niezwykle interesujący artykuł. Przeczytałam jednym tchem ? I zgadzam się w pełni. Kobiety w naszym kraju nawet w nazewnictwie nie są traktowane poważnie i z profesjonalizmem.
Uważam ten artykuł za potrzebny i bardzo ciekawy. Przede wszystkim wybiegający w przyszłość, a może ukazujący przyszłość nie Średniowiecze.
Ciekawy dający do myślenia tekst. Ja może z innej strony, ale powiem, że spotkałam się z ciekawą odmianą, nazywania kobiety lekarza „doktórka”, bo przecież jest doktor. Nie wiem czemu, ale ta żeńska forma, aż mnie mierzi. Może muszę dorosnąć do takiej formy:)
Wyraz ten pochodzi z gwary poznańskiej, feminatyw brzmi: „doktorka” :) i faktycznie, trzeba do niego przywyknąć.
Swietny artykul. Czy nie bylo by poprawnie:
„Na jego widok chirurg ? dyżurującA w ten dzień w szpitalu ? powiedziałA: ?Nie mogę operować tego chłopca. To mój syn?.
Wiadomo, teraz ze chirurg to kobieta.
Pozdrawiam
Gdybyś znała poprawną pisownię, albo przynajmniej przeczytała poprzednie komentarze, to wiedziałbyś, że nie byłoby poprawnie.
Pozdrawiam
Jeszcze nie jestem przekonana :-) widzę potrzebę takiego rozszerzenia języka, fajnie że o tym napisalas!
Doobree?
Tak! Ja tak na chłodno zawsze jestem socjolożką i prawniczką.
Aaaale, jak na porodówce trzeba było coś tam w rubryczkę wpisać to walnęłam „prawnik”. Chyba podświadomie czułam, że męska końcówka doda nieco powagi, respektu i będzie miała jakiś cień mocy powstrzymującej przed pogwałceniem praw pacjenta. Głęboko to wszystko w nas siedzi.
Jest odwrotnie. To emocje kształtują język. Są przyczyną, a nie skutkiem ;)
Wielokrotnie rozkminialiśmy to na studiach. Przemawia do mnie argument, że jak nie umiesz czegoś nazwać (głośno, a więc w myślach również), to tak naprawdę nie wiesz, co czujesz. Widać to doskonale po 2-3-latkach: płaczą, ale nie mają odpowiedniego zasobu słów, żeby wyrazić, dlaczego płaczą. Jak podrążysz dalej, zauważysz, że one tak naprawdę nie wiedzą, o co chodzi! Zaczynasz dopytywać: „Czy coś cię boli?”, na co dziecko odpowiada: „Tak. Chyba tak”, „A może nie podoba ci się kolor sukienki?”, dziecko: „Tak, to to”, „Wolałabyś spodnie?”, dziecko: „Tak, chcę spodnie”, „A może ty w ogóle nie chcesz nigdzie wychodzić?” i wtedy wzrok dziecka wyraża: bingo! Dokładnie! Dzięki, że mi powiedziałaś!
Nienazwana emocja nie istnieje nawet w świadomości człowieka, który ją czuje!
Oczywiście, jest to trochę temat z cyklu, co było pierwsze: jajko czy kura? Jednakże język kształtuje naszą rzeczywistość i wpływa na to, jak myślimy i widać to na przykładzie różnic pomiędzy ludźmi zamieszkującymi różne tereny, a więc mówiącymi różnymi językami. Np. w języku polskim zwykło się mówić: „Udało mi się” (samo, jakimś trafem, nie ma tutaj sprawczości), podczas gdy w angielskim wyraźnie wybrzmiewa: „I am succeed” (JA odniosłem sukces, jestem sprawcą). W efekcie Polacy w siebie nie wierzą, za to mają gdzieś głęboko zakorzenione, że sukces to kwestia nie własnej pracy, ale osób trzecich, które spotkało się na swojej drodze, dobrego startu (zapewnionego przez rodziców, a więc również przez osoby trzecie), ewentualnie, że sukces odnoszą tylko oszuści i złodzieje. I jeszcze dalej, tak sformułowane zdanie sprawia, że u nas czyjś sukces wywołuje raczej zawiść, wkurwia nas jednym słowem (bo my nie mieliśmy tyle „szczęścia”), a w krajach anglosaskich: podziw (patrzcie, doszedł do tego wszystkiego sam: musimy się od niego uczyć!).
A jeśli chodzi o bardziej przyziemne przykłady: w Rosji kolor niebieski można nazwać na kilka sposobów. W Anglii jest tylko blue. W efekcie Rosjanie dostrzegają więcej odcieni niebieskiego niż Anglicy! Nie, że nie potrafią ich nazwać, oni nawet ich nie rozróżniają.
Po prostu zrobiłaś błąd językowy. Powinno być „a jego widok chirurg ? dyżurującA w ten dzień w szpitalu”. Czyli to jednak jest nowomowa wymyślona przez lewaków…
Aha. A „pracownik podpisała”, „nauczyciel zapytała” i „pielęgniarka zrobił”.
No nie. Forma rzeczownika narzuca formę czasownika, przymiotnika/imiesłowu, bo nie mówimy przecież: „rozmowa z ginekologiem specjalizującą się w…”, „naburmuszona kelner”.
A to, że już przywykłeś do koszmarku językowego, w którym rzeczownik w rodzaju męski, a czasownik/przymiotnik/imiesłów w żeńskim – to inna sprawa.
wolę to niż te wszystkie „loszki” uwłaczające kobietom. Właśnie to jest szowinistyczne, że wszędzie chce się wpychać płeć. Jeśli ktoś jest dobrym chirurgiem to mnie nie interesuje czy to kobieta czy mężczyzna. Jakoś nawet w języku angielskim się to kompletnie nie przjęło, może jest kilka wyjątków jak actress czy waitress ale żadnych cudów jak firefitgheress nie wymyślają… Tylko my Polacy jakieś dziwne kompleksy mamy…
Twój nick idealnie pasuje do bzdur, jakie wypisujesz :)
Proszę o odrobinę szacunku dla cudzych przekonań. Niestety brak tolerancji to domena dzisiejszych rodaków. Dla mnie „bzdurą” może być Twój wpis jednak nie używam takich epitetów. Faszyści…
Sorry, ale to Ty wyjechałeś tutaj z „loszką” – nie cierpię, kiedy ktoś w ten sposób próbuje zdyskredytować damskie końcówki. Możesz sobie mieć skojarzenia jakie chcesz, ale zachowuj je dla siebie.
To zwyczajnie obraźliwe i nie na miejscu.
Witam. Zgadzam się z tym, że język sztaltuje rzeczywistość. Tak jak wcześniej myśli. Np. próbowałam przez lata zwrócić uwagę, że pytanie „pracujesz, czy siedzisz w domu” od razu jest zakamuflowanym stwierdzeniem, że pracować to można tylko poza domem, boo w domu to kobieta tylko „siedzi”.
Tak! Bardzo dobry przykład!
A ja mam wrażenie że zamiast wziąć się do roboty to niektóre kobiety wolą się skupiać na bzdurach typu ministerka, premierka. Pracuje w dużej firmie, inżynier to ktoś kto się zna na robocie, nikogo nie obchodzi że ma cycki, spedytor ogarnia transport, nikogo nie dziwi że zadzwoni kobieta, dyskryminacji wynagrodzeń nie ma, większość szefostwa to kobiety. I to jedna z wielu znanych mi firm gdzie tak to działa. Nie wiem skąd się biorą takie historie ale wiem że tak jak z aborcją („zrobiłam siebie skrobanke rano czuje się super) temat zostanie wysmiany, zaorany i tyle. W momencie gdy tyle kobiet nie chce iść do pracy bo wybiera zasiłek (zobaczcie ostatnie dane), wybierają studia od czapy żeby tylko gdzieś iść, nie mają motywacji do samorozwoju bo dziecko/czas/podłogę muszę umyć bo nikt inny na caaalym świecie nie umie tak jak ja, mówienie o jakis końcówkach jest żałosne. Weźmy pokażmy ile jesteśmy warte a czas poświęcony na takie bzdety zainwestujmy w internetowy kurs, powtórkę słówek albo audiobooka. Emancypatki nie nawoływały „kobiety a traktory” tylko na te traktory wsiadły.
Myślisz, że kobieta siedząca w domu na zasiłku nawołuje, żeby nazywać kobiety „inżynierkami”? Ciekawe spojrzenie na temat :D
Margaret Thatcher nie walczyła o feminitywy tylko robiła co do niej należy. Każda znana mi „inzynierka” jest świetna w tym co robi, jeżdżąc na targi, czy przedstawiając swoje projekty nie ma problemu z powiedzenie że jest inżynierem a nie inzynierką. Skoro te kobiety nie nawołują do zmian, ani te ma zasiłku to kto to robi? Bo mam wrażenie że to kolejny temat rozdmuchany przez dziennikarzy, feministki i blogerów. Poza tym naprawdę tyle wyciagnela Pani z mojego komentarza? Nie uważa Pani że jest więcej do zrobienia dla kobiet niż martwienie się „chirurżką”? A może skupmy się na pomocy dla matek by wróciły na rynek pracy nie poświęcając macierzyństwa, uczmy dziewczynki że mogą wybierać techniczne studia i zainteresowania. Dobrze że kiedyś kobiety chciały wywalczyć prawa wyborcze a nie określenie „wyborczyni”. Bo nadal byłybyśmy wyborczyniami bez prawa głosu:)
Czy przypadkiem Thatcher nie mówiła w języku angielskim, w którym rzeczowniki nie mają rodzaju?
Wiesz, pojęcie o temacie masz nikłe, a „moje znajome” to dowód anegdotyczny, czyli wart tyle, co nic.
Wow ale kultura! Dobrze że Pani wszystkie wie najlepiej. Tylko proszę w takim razie wydać książkę albo artykuł w gazecie a nie bloga z możliwością komentowania. Po co Pani czytelnicy? Zablokować komentarze, skoro dialogu żadnego Pani nawiązać nie umie, a argument: „nie znasz się” jest na poziomie przedszkolaka.. Czytam dużo blogów ale z takim chamstwem i brakiem szacunku dla cudzego zdania a tym bardziej czytelników jeszcze się nie spotkałam. Na szczęście nie muszę tu wchodzić :)
Nie musisz :)
Zgadzam się z Aneta :) znam sporo świetnych kobiet inżynierów i informatyków, które osiągają sukcesy a w wyborze zawodu nie przeszkadzał brak „inzynierki” czy „informatyczki” w potocznym języku. Ludzi można z grubsza podzielić na tych, którzy biorą los we własne ręce i działają z poczuciem, że to oni są odpowiedzialni za swoje życie, w tym ew. niepowodzenia, oraz na takich, którzy sprawców lub winnych widzą wszędzie dookoła ale nie siebie. Ta druga grupa głównie gada i narzeka, jak ta krowa co dużo muczy i mleka nie daje. I jeszcze pojawia się mała trzecia grupa która na tym gadaniu i narzekaniu próbuje robić biznes :)
Oczywiście, że są kobiety inżynierki, ale to nie zmienia faktu, że gdybyśmy do dzieci od małego mówili o inżynierach i inżynierkach, politykach i polityczkach, chirurgach i chirurżkach – byłoby ich jeszcze więcej.
Dlaczego nie ma nas po równo w tych zawodach? Dlatego, że jesteśmy głupsze? Mamy inny mózg? Nie nadajemy się? Żeby wykonywać operacje albo projektować domy trzeba mieć penisa? Nie. Dlatego, że się nie pchamy. A dlaczego się nie pchamy? Bo od małego słyszymy o nauczycielKACH i chirurgach. Sam zresztą komentarz niżej zauważyłeś, że nie ma panów pracujących w przedszkolach i mężczyzn niań. To działa na dokładnie tej samej zasadzie!
Mógłbyś mi podać, jaki zawód wykonujesz, Jacku?
Może za jakiś czas podam, Ilono, gdy się lepiej poznamy :-) Na początek zacznij od siebie, jeśli kogoś o to pytasz.
Nie wiem czy dobrze rozumiem, co sugerujesz – chcesz powiedzieć, że wg projektu natury / Boga, kobiety i mężczyźni są identyczni i mają identyczne predyspozycje: fizyczne, biologiczne, psychiczne do wszystkich zawodów czy zajęć?
a w tych zawodach:
https://echodnia.eu/12-najmniej-atrakcyjnych-zawodow-wykonywanych-przez-mezczyzn-wg-kobiet-nie-chwal-sie-tymi-profesjami-na-pierwszej-randce-bo/ga/c6-14700433/zd/41128997
też chcesz, żeby było po równo?
Przecież w tekście jest podane, że jestem filolożką polską, nauczycielką, blogerką.
A pytam, ponieważ chciałam odwrócić sytuację i sprawdzić, czy nie miałbyś nic przeciwko, gdyby nazywano cię żeńską końcówką. Wiesz: „Jacek, inżynierka” albo: „Jacek, kucharka”. My – kobiety – znosimy to od zawsze :) czy naprawdę musimy? A jeśli tak – to dlaczego? Masz jakiś rozsądny powód, którego ja nie widzę?
No to nie wiem, czy by Ci wyszedł ten zabieg wobec zawodu: „coach” ? ;-)
Zresztą patrząc szerzej, zawody z tej rodziny (mocno relacyjne) wymagają pewnych predyspozycji psychologicznych (tj. empatia, umiejętność słuchania, nawiązywania zaufanych relacji itd), w których „statystycznie”/przeważnie mężczyźni są słabsi, zgodzisz się?
tak jak napisałem w dłuższej odpowiedzi na post wyżej (jeszcze nie zmoderowanej przez Ciebie) – nie mam nic przeciwko temu ruchowi, ale nie demonizujmy, że to taki olbrzymi krzyż i uciemiężenie do znoszenia, dopiero teraz uświadamiany. Są chyba poważniejsze problemy w świecie zawodowym, jak np. molestowanie, mobbing – doświadczyłaś?
a wracając do sedna – nie odpowiedziałaś na moje pytanie:
Nie wiem czy dobrze rozumiem, co sugerujesz ? chcesz powiedzieć, że wg projektu natury / Boga, kobiety i mężczyźni są identyczni i mają identyczne predyspozycje: fizyczne, biologiczne, psychiczne do wszystkich zawodów czy zajęć?
a w tych zawodach:
https://echodnia.eu/12-najmniej-atrakcyjnych-zawodow-wykonywanych-przez-mezczyzn-wg-kobiet-nie-chwal-sie-tymi-profesjami-na-pierwszej-randce-bo/ga/c6-14700433/zd/41128997
też chcesz, żeby było po równo?
Serio? Coach? a nie przypadkiem „trener”? Czy gdyby był pan nauczycielem nazywał by siebie teacher, a kierowcą to driver? Co zaś do żeńskiej końcówki couch’a to się faktycznie nie da, ponieważ jak wiemy w języku angielskim rzeczowniki nie mają rodzaju, więc trochę słaby przykład.
„My – kobiety – znosimy to od zawsze”… otóż tu jest pies pogrzebany… nie wszystkie „znosimy”, po prostu niektórym – śmiem twierdzić znakomitej większości – to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – dla kobiet, które nie mają problemu z poczuciem własnej wartości te sztucznie i na siłę wpychane do języka formy powodują wyłącznie irytację.
Raczej – znosimy, znosimy, ale nawet nie widzimy problemu, tak patriarchat nas zaprogramował ;) poczucie własnej wartości budowane na męskiej pozycji, mówisz? ;)
Jest w tym logika i sens, chciałbym zatem także aby mój syn nie wyrastał w przeświadczeniu że zawody takie jak niania czy przedszkolanka są tylko dla jego siostry, a nie dla niego. Co tutaj proponuje się?
Nie ma zawodu przedszkolanka – jest nauczyciel i nauczycielka nauczania przedszkolnego. Serio, spróbuj powiedzieć publicznie „przedszkolanka”, to usłyszysz kilka nieprzyjemnych słów i w sumie słusznie, bo osoby pracujące z dziećmi w przedszkolu mają DOKŁADNIE takie samo przygotowanie (pięcioletnie studia magisterskie), jak osoby pracujące z dziećmi w szkole (więc dlaczego jeden jest nazywany nauczycielem, a drugi nie?).
Jeśli chodzi o nianię, to mamy opiekuna/opiekunkę do dzieci. Ja jak najbardziej jestem za rozpowszechnieniem słowa: „niań” lub „nianiek”, bo jego brak ewidentnie pokazuje nasze myślenie: że małymi dziećmi najlepiej opiekują się kobiety. A to przecież totalna bzdura!
Proponował bym skupić się na języku potocznym, używanym w rodzinach w codzienny życiu, a nie tylko formalnym. Gdy rozmawiam z żoną lub dzieckiem o tym co dzis się wydarzyło w przedszkolu, pytam np co mówiła „Pani” albo „Ciocia”, a nie: „Synku, czy lubisz swoją nauczycielkę nauczania początkowego”? ” A co na to Twoja nauczycielka nauczania początkowego”. Druga sprawa to w obecnych czasach masowych rezygnacji i niedoborów w tym zawodzie chciałbym się przekonać czy faktycznie wszystkie panie mają owe wyższe wykształcenie profilowe ( bo jakoś ani jednego pana nie spotkałem i poszedłbym o zakład że będąc dyrektorem przedszkola nie zatrudniłby Pani faceta na tym stanowisku) tak samo nie znam ani jednej matki która by zatrudniła w swoim domu faceta jako nianie do niemowlaka czy rocznego dziecka. Ktoś zna?
Faktycznie wszystkie osoby pracujące w przedszkolu/szkole muszą mieć magistra + specjalizację nauczycielską, dlatego nie lubią określenia „przedszkolanka” i jak tylko się o tym dowiedziałam, przestałam tak mówić. W domu mówię tak jak Ty: „Pani” (więc można mówić bez problemu „Pan”), a oficjalnie używam określenia „Nauczycielka moich dzieci”.
Ja również nie znam mężczyzn, którzy pracowaliby w przedszkolu. Głównie dlatego, że nie kończą oni tłumnie kierunków pedagogicznych i nie kwapią się do zawodów opiekuńczych, ponieważ są one nisko płatne (więc dla kobiety, która nie musi być głównym żywicielem rodziny – kolejny przejaw dyskryminacji). Sama kończyłam podyplomówkę w kierunku pedagogiki specjalnej i nie było żadnego mężczyzny wśród nas.
Być może ma to głębsze dno i nie pchają się, bo nie słyszeli o panach przedszkolanach – u kobiet działa to dokładnie w tę samą stronę, dlatego tak ważne jest używanie feminatyw (jak i męskich form tam, gdzie ich nie ma): żeby nie zamykać żadnego zawodu na jakąś płeć.
Co do mężczyzny zatrudnionego do opieki nad małym dzieckiem – Matylda (Segritta.pl) miała opiekuna. Do nas również przychodzi on, mężczyzna, student, gdy chcemy gdzieś wyskoczyć i to od lat. Płeć nie ma tu żadnego znaczenia: jeśli zgłasza się mężczyzna i dzieci go lubią, jest fajny, to dla mnie totalnie bez różnicy.
Taka jest teoria, jaka praktyka – trzeba by zapytać dyrektorów przedszkoli (nieoficjalnie). Przed wakacjami zeszłego roku usłyszeliśmy w naszym przedszkolu, że na 4 grupy początkowe, 3 nie mają obsady. We wrześniu grupy ruszyły, jednak co do jednej Pani mam duże wątpliwości czy spełnia formalne wymogi wykształcenia. Nie chcę robić afery, bo lepiej tak niż nic, choć może nie mam racji – nasz synek nie lubi chodzić do przedszkola, a od tej Pani słyszymy zawsze i tylko „Wszystko dobrze” :(
Myślę, że bez problemu wymienimy całą listę nisko płatnych zawodów, w których pracują mężczyźni i nawet głównie mężczyźni. Nie upatrywałbym w tym powodu, dla którego mężczyźni nie pracują w przedszkolach w roli nauczyciela. Tak samo nie widziałem ani nie słyszałem nigdy o nauczycielu nauczania początkowego klas 1-3. A jednak mężczyźni nauczyciele w późniejszych klasach występują – więc dlaczego nie w nauczaniu początkowym? Może też warto spojrzeć na kraje, gdzie nauczyciele są lepiej opłacani – jak tam to wygląda?
Nadal idę o zakład, że jako dyrektor żłobka czy przedszkola, zwł. publicznego, nie zatrudniłaby mężczyzny do bezpośredniej opieki nad dziećmi, nieważne jak super miałby kwalifikacje. Z wielu powodów, ale może także z ostrożności. I ja bym sobie tego nie życzył: nie chciałbym, aby jakiś „wujek” brał moją córkę na kolanka, czy wykonywał jej higieniczne czynności. Oczywiście, znam mężczyzn lubianych przez dzieci (szczególnie we wspólnej zabawie), ale to są starsze dzieci, które o tym chętnie opowiadają. Ja podałem przykład niemowlaka.
Oczywiście nie umniejszam problemu opisanego w blogu, jestem za. Trafiłem inny ciekawy artykuł na ten temat: http://mitologiawspolczesna.pl/zenskie-koncowki-kwestia-zycia-smierci/
Niemniej mam wątpliwości, czy można wysunąć tak daleko idący wniosek, że nieużywanie feminatyw „zamyka zawód na jakąć płeć”. „Zamyka” to stwierdzenie 0-1, oznacza 100% zamknięcie, a z takim mamy do czynienia np. w Rosji (456 zawodów), Białorusi (182, wcześniej 252), nie wspominając o islamie. Brak feminatyw w powszechnym użyciu może i ma wpływ na ugruntowanie stereotypów, przeświadczeń czy uprzedzeń, ale większy wpływ mają obrazy, które widzimy, czyli – jak Pani napisała – nie widzimy tam panów, a gdzie indziej pań. Źródła pewnych zjawisk są w społecznych przekonaniach, wielowiekowej praktyce, która ma swoje korzenie także w biologii, psychice, predyspozycjach płciowych, które na szczęście natura zaprojektowała różne dla każdej z płci.
a wracając do sedna, bo chyba nie chodzi w tym wszystkim o to, że wszędzie w zawodach, gdzie dominują mężczyźni, chcemy na siłę pchać, zachęcać kobiety? np. żeby było chociaż 50/50 kobiet-mechaników (mechaniczanek?), kierowczyń-tirów (…?) czy kobiet-górników/górniczek? (znajdźmy tu też feminatywy dla: kopacz, piecowy, kruszak, żupnik, walacz, wozak czy trybarz) czy choćby w tych zawodach: https://echodnia.eu/12-najmniej-atrakcyjnych-zawodow-wykonywanych-przez-mezczyzn-wg-kobiet-nie-chwal-sie-tymi-profesjami-na-pierwszej-randce-bo/ga/c6-14700433/zd/41128997
1. Pracowałam jako nauczycielka, ponieważ jest to maksymalnie sfeminizowany zawód, mężczyźni (gdy tylko wyrażą chęć), są przyjmowani w pierwszej kolejności, o ile oczywiście mają takie same kwalifikacje jak ubiegające się o stanowisko kobiety. Tak po prostu. Pytałam dyrekcję: dlaczego? Powodów wymieniała kilka (m.in. są potrzebni w kobiecym zespole, dzieci potrzebują również męskiego wzorca).
2. Nauczyciele dzisiaj nie mogą wykonywać higienicznych czynności. Dlatego dziecko do przedszkola musi iść odpieluchowane oraz posiadać takie umiejętności z zakresu samoobsługi, jak: samodzielne korzystanie z toalety, ubieranie się, rozbieranie.
3. Kobiety też mają skłonności pedofilskie. Być może nie wiedziałeś, dlatego piszę, bo jednak warto wiedzieć, gdy jest się rodzicem. Nie tylko mężczyźni są pedofilami. W żadnym wypadku nie powinno się patrzeć na mężczyzn – którzy chcą pracować z dziećmi – pod tym kątem. Tak samo jak nie patrzymy na kobiety.
Z tego co wiem: kierowca, górnik, kopacz, piecowy, etc. nie wykonują swojej pracy penisem, więc jak najbardziej zawody te mogą być wykonywane przez obie płcie.
Ad.1 – w szkole czy przedszkolu? ja miałem na myśli tutaj przedszkole
Ad.2 – w żłobku też nie mogą?
Ad.3 – może i mają, ale jakoś się tego nie boję (nie mają penisa, nie słyszałem o traumach w wyniku molestowania przez kobiety)
a jakie zawody wykonują swoją pracę penisem poza: aktorem porno ew. striptizerem na wieczór panieński?
A najważniejsze – to nie jest odpowiedź na moje pytanie – powtórzę:
Czy chodzi w tym wszystkim o to, że wszędzie w zawodach, gdzie dominują mężczyźni, chcesz na siłę pchać, zachęcać kobiety? np. żeby było przynajmniej 50/50 kobiet-mechaników (mechaniczanek?), kierowczyń-tirów (??) czy kobiet-górników/górniczek? czy choćby w tych zawodach: https://echodnia.eu/12-najmniej-atrakcyjnych-zawodow-wykonywanych-przez-mezczyzn-wg-kobiet-nie-chwal-sie-tymi-profesjami-na-pierwszej-randce-bo/ga/c6-14700433/zd/41128997
Taka jest teoria, jaka praktyka – trzeba by zapytać dyrektorów przedszkoli (nieoficjalnie). Przed wakacjami zeszłego roku usłyszeliśmy w naszym przedszkolu, że na 4 grupy początkowe, 3 nie mają obsady. We wrześniu grupy ruszyły, jednak co do jednej Pani mam duże wątpliwości czy spełnia formalne wymogi wykształcenia. Nie chcę robić afery, bo lepiej tak niż nic, choć może nie mam racji – nasz synek nie lubi chodzić do przedszkola, a od tej Pani słyszymy zawsze i tylko „Wszystko dobrze” :(
Myślę, że bez problemu wymienimy całą listę nisko płatnych zawodów, w których pracują mężczyźni i nawet głównie mężczyźni. Nie upatrywałbym w tym powodu, dla którego mężczyźni nie pracują w przedszkolach w roli nauczyciela. Tak samo nie widziałem ani nie słyszałem nigdy o nauczycielu nauczania początkowego klas 1-3. A jednak mężczyźni nauczyciele w późniejszych klasach występują – więc dlaczego nie w nauczaniu początkowym? Może też warto spojrzeć na kraje, gdzie nauczyciele się lepiej opłacani – jak tam to wygląda?
Nadal idę o zakład, że jako dyrektor żłobka czy przedszkola, zwł. publicznego, nie zatrudniłaby mężczyzny do bezpośredniej opieki nad dziećmi, nieważne jak super miałby kwalifikacje. Z wielu powodów, ale może także z ostrożności. I ja bym sobie tego nie życzył: nie chciałbym, aby jakiś „wujek” brał moją córkę na kolanka, czy wykonywał jej higieniczne czynności. Oczywiście, znam mężczyzn lubianych przez dzieci (szczególnie we wspólnej zabawie), ale to są starsze dzieci, które o tym chętnie opowiadają. Ja podałem przykład niemowlaka.
Oczywiście nie umniejszam problemu opisanego w blogu, jestem za. Trafiłem inny ciekawy artykuł na ten temat: http://mitologiawspolczesna.pl/zenskie-koncowki-kwestia-zycia-smierci/
Niemniej mam wątpliwości, czy można wysunąć tak daleko idący wniosek, że nieużywanie feminatyw „zamyka zawód na jakąć płeć”. „Zamyka” to stwierdzenie 0-1, oznacza 100% zamknięcie, a z takim mamy do czynienia np. w Rosji (456 zawodów), Białorusi (182, wcześniej 252), nie wspominając o islamie. Brak feminatyw w powszechnym użyciu może i ma wpływ na ugruntowanie stereotypów, przeświadczeń czy uprzedzeń, ale większy wpływ mają obrazy, które widzimy, czyli – jak Pani napisała – nie widzimy tam panów, a gdzie indziej pań. Źródła pewnych zjawisk są w społecznych przekonaniach, wielowiekowej praktyce, która ma swoje korzenie także w biologii, psychice, predyspozycjach płciowych, które na szczęście natura zaprojektowała różne dla każdej z płci.
a wracając do sedna, bo chyba nie chodzi w tym wszystkim o to, że wszędzie w zawodach, gdzie dominują mężczyźni, chcemy na siłę pchać, zachęcać kobiety? np. żeby było chociaż 50/50 kobiet-mechaników (mechaniczanek?), kierowczyń-tirów (…?) czy kobiet-górników/górniczek? (znajdźmy tu też feminatywy dla: kopacz, piecowy, kruszak, żupnik, walacz, wozak czy trybarz) czy choćby w tych zawodach: https://echodnia.eu/12-najmniej-atrakcyjnych-zawodow-wykonywanych-przez-mezczyzn-wg-kobiet-nie-chwal-sie-tymi-profesjami-na-pierwszej-randce-bo/ga/c6-14700433/zd/41128997
Bardzo dobry tekst! W punkt. Tylko dlaczego widzę same kobiece komentarze? Całe szczęście żona podzieliła się tym wpisem ze mną.
Mojego bloga głównie czytają kobiety. Natomiast jeśli chodzi o feminatywy, to przekonał mnie do nich mąż :) dla niego to było oburzające, że „polityczka” to „polityk” a „chirurżka” to „chirurg”, dla mnie, hmm… Przez długi czas normalne.
„Dlaczego więc tak trudno na to wpaść?”
Komu? Chyba dzieciom w przedszkolu.
W następnym zdaniu powołuje się pani na Pismo Święte.
Serio? Pomijając, że chodzi o „Słowo Boże” które ma tu zupełnie inne znaczenie niż to potoczne, to pismo święte przypisuje kobiecie diametralnie inną rolę niż by pani chciała.
pozdrawiam – kierowniczka taksówki, wcześniej marynarka na statku.
Brawo za zrozumienie tekstu (sarkazm).
Nie jestem wierząca i fragment z Pisma Świętego przytoczyłam w zupełnie innym kontekście: jest to jedno z najstarszych zachowanych wytworów piśmienniczych (i właśnie sama traktuję je jako dorobek literacki, który ukazuje, jak ludzie kiedyś myśleli, a nie „świętą księgę”). Właśnie ten fragment doskonale ukazuje, że już wieki temu słowo miało dla ludzi moc sprawczą.
powołując się na fakt bycia nie wierzącym, czy przeszła pani proces apostazji?
A czy życie tej Pani to Pana sprawa?
A ja widzę kolejny problem używaniem feminatywów. Jeżeli ktoś czuje potrzebę nazywania się „chirurżką”, „pilotką” czy „geolożką” to ja osobiście nie widzę problemu. Ale proszę odmienić przez wszystkie przypadki nazwę tego zawodu w liczbie pojedynczej i mnogiej. Spotkałem się ostatnio z określeniem „jestem magistrą”. Znając (albo i nie) podstawowe zasady języka polskiego spróbowałem odmienić tę formę przez przypadki. Pomimo zastosowania feminatywu w rodzaju męskim i żeńskim w Miejscowniku (O kim? O czym?) używamy tego samego słowa ‚o magistrze’. W liczbie mnogiej jest tego więcej:
Celownik (Komu? Czemu?): magistrom,
Narzędnik (Z kim? Z czym?): magistrami,
Znowu miejscownik: O magistrach.
Może jeżeli chcemy też tak koniecznie używać feminatywów to używajmy ich poprawnych form (skąd wiedzieć która forma jest poprawna?). Razem z dziewczyną próbowaliśmy odmienić słowo „magistra” przez przypadki i natrafiliśmy właśnie na te problemy. Może poprawną formą będzie jednak „magistrzyni”
Jeżeli chodzi o język angielski: dlaczego tam nie jest to problem (a przynajmniej nie słyszałem). Mamy „doctor”, „teacher” czy „lawyer” – jedna forma, ale mamy też „actor” i „actress”, „steward” i „stewardess”. Myślę, że problem leży poprostu w tym, że w języku polskim odmieniamy rzeczowniki przez rodzaje.
Idąc dalej w języki obce: w języku niemieckim (chyba) każdy zawód ma odpowiednik męski i żeński – Lehrer i Lehrerin. Z drugiej strony (znowu chyba) każdy zawód w języku niemieckim kończy się na ‚r’ i nie jest problemem dodanie do nich końcówki ‚in’.
Język polski już bardzo skomplikowany i dodawanie feminatywów komplikuje go jeszcze bardziej (zwłaszcza dla osób, dla których nie jest to język ojczysty).
Kończąc ten wywód – nie miałbym problemu gdyby ktoś w rozmowie ze mną używał feminatywów ale nie chciałbym również żeby ktoś się obrażał, czy strasznie wymagał ode mnie tego abym ja używał ich również. Osobiście oceniam osobę po umiejętnościach czy samym sposobie bycia a nie po płci. Uważam że dyretkorka czy chirurżka może wykonywać swój zawód tak samo jak dyrektor czy chirurg o ile nie lepiej. Nie jest to zależne od płci a od człowieka.
Jeszcze na koniec pytanie od dziewczyny: w najbliższym czasie kończy studia techniczne. Jak, zgodnie z zasadami języka polskiego, nazwać tytuł przez nią uzyskany? Pani Inżynierka? Pani Inżyniera? Pani Inżynieryni?
I już myślałem, że kończę ale właśnie wpadliśmy na jeszcze jeden ciekawy temat. Dlaczego używając mocno obraźliwych określeń w których chcemy użyć nazwy zawodu używamy formy żeńskiej? „Aktorzyna”, „doktorzyna”, „poruczniczyna”?
A mi się te określenia: aktorzyna czy doktorzyna mimo, że z żeńską końcówką kojarzą z mężczyzną jednak :D
Podobnie :D jak chce obraźliwiej wypowiedzieć się o beznadziejniej odegranej roli, „co za aktorzyna…” super tutaj pasuje. Pytanie teraz, czy ja mialem na mysli mezczyzne czy kobiete… mhmm :) PANI aktorzyna :) i już wszystko wiemy.
Zajmij się raczej odpowiedzią na pytanie, dlaczego chirurżek jest tylko jeden procent, mimo że są nawet zmuszane do podjęcia pracy chirurga
1. Bo niespełna 2% mężczyzn korzysta w Polsce z urlopów rodzicielskich (oraz bierze opiekę na chore dziecko). Co oznacza, że wychowanie dzieci i prowadzenie domu to wciąż domena kobiet. A to oznacza, że kobiety są zmuszone wybierać mniej angażujące specjalizacje (lekarz rodzinny, pediatria), bo NIE DA RADY ciągnąć wszystkiego równocześnie (prać Wam gaci, wychowywać w pojedynkę dzieci i jeszcze piąć się po szczeblach kariery).
2. Bo mężczyźni chirurdzy wciąż przede wszystkim promują siebie nawzajem.
Więcej możesz poczytać tu:
https://www.medexpress.pl/kobietom-wciaz-trudniej-w-chirurgii/72681
Albo tu:
https://portal.abczdrowie.pl/seksizm-wsrod-lekarzy-kobieta-chirurg-to-wciaz-mniejszosc
i w tysiącach innych miejsc, wystarczy poszukać.
A dlaczego usunęłaś mój drugi komentarz?
? O równouprawnieniu nie decydują końcówki żeńskie czy męskie, ale te same zdolności kobiet i mężczyzn; taka sama efektywność pracy; takie same zdolności do wykorzystania wiedzy (zdobytej na studiach) w praktyce
Mężczyźni zdominowali ten Świat nie dlatego, że nosili męskie końcówki, lecz dlatego, że byli zwyczajnie lepsi. Nauka, wynalazczość, odkrycia geograficzne, ? wszystko to jest w 99% dziełem mężczyzn.
Dziesiątki tomów opracowań ?naukowych?, setki artykułów w prasie feministycznej, miliony słów o wyższości kobiety nad mężczyzną, a wystarczy spojrzeć na statystyki?
A wystarczy zajrzeć do wykazu laureatów nagrody Nobla, zwłaszcza w naukach ścisłych: fizyce (2 kobiety/176 laureatów czyli 1,1%), chemii (3 kobiety/148 laureatów czyli 2,0%), ekonomii (0 kobiet/57 laureatów czyli 0%), medycynie (7 kobiet/183 laureatów czyli 3,8%) ?
I zapoznać się z listą najważniejszych wynalazków w dziejach ludzkości.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kalendarium_historii_nauki
tylko 8 kobiet na kilkaset nazwisk.
I sprawdzić płeć wielkich podróżników i odkrywców (0 kobiet).
Można sprawdzić listę stu najlepszych szachistów wszechczasów (1 kobieta).
I przejrzeć listę laureatów Medalu Fieldsa, odpowiednika nagrody Nobla w matematyce (1 kobieta/56)
Można porównać wyniki sportowe mężczyzn i kobiet w dziedzinach, w których atutem nie jest tężyzna fizyczna a wręcz atutem jest mniejszy ciężar ciała kobiet: skok o tyczce, skoki narciarskie, sporty samochodowe, szybownictwo, jeździectwo konne, wyścigi konne, skoki spadochronowe, strzelectwo, łucznictwo, skok w dal, skok wzwyż, skoki z trampoliny, Akrobatyka, Badminton, Bilard, Brydż sportowy, Gimnastyka, szybownictwo, Golf, Kręglarstwo, Sporty lotnicze, Łyżwiarstwo figurowe
W chirurgii kobiety stanowią mniej niż 1%
Żydzi byli od tysiącleci dyskryminowani. Nie dopuszczano ich na studia, nie pozwalano bogacić się. A mimo to tworzyli wspaniałe dzieła, a w nauce 30% laureatów Nagrody Nobla to Żydzi
Dyskryminacja kobiet???
Bo nie mam czasu z Tobą dyskutować. Bo nie przekonam. Bo mam właśnie rodzinę i pracę na głowie.
Miłej końcówki niedzieli życzę :)
Bardzo nie spodobała mi się odpowiedź dla Jana. Jeżeli nie ma czasu na dyskusje „bo nie przekona”, to po co artykuły. Wydawało mi się, że artykuł nie jest tylko jednostronnym przekazaniem swojej opinii, ale również w pewnym stopniu gotowościa do „bronienia” swojego zdania. Ucinanie tematu w ten sposób jest nieprofesjonalny.
Jan przedstawił statystyki i wziął na blat również fakt Żydów i ich poziom dyskryminacji. Czyli jest o czym rozmawiać i mamy tutaj rozmówce, który szuka danych, a nie tylko rzuca frazesami.
Wygląda na to, że autorka artykułu akceptuje tylko i wylącznie osoby, które są przychylne jej opinii, a szkoda.
Znasz nazwisko Siemionow? Chirurżka, zdobyła światową sławę. W wywiadach pytana o stosunek kolegów, wyrażała się niezwykle pozytywnie o stosunku mężczyzn. Można? można. Twoje insynuacje „bo mężczyźni…” bo „szklany sufit” są odpowiednikami spostrzeżenia, że złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy
Ciekawe, bo jak pomyśleć to np. sprzątaczka występuje chyba tylko w rodzaju żeńskim… sprzątacz? Pan sprzątający? ?
W sumie, to ja używam formy pan sprzątacz. Podobnie jak sprzątaczka, sprzątacz ma „wydźwiek” negatywny. Dlatego można użyć dozorca, dozorczyni.
„W sumie, to ja używam formy pan sprzątacz. Podobnie jak sprzątaczka, sprzątacz ma ?wydźwiek? negatywny. Dlatego można użyć dozorca, dozorczyni”. Pan sprzątacz? ale o kobiecie „sprzątaczka’?, a nie Pani sprzątająca? Dozorca, dozorczyni to nie jest to samo co osoba sprzątająca. Dozorca/dozorczyni czyli osoba czyniąca dozór, w skład dozoru pracownik zatrudniony przez spółdzielnię mieszkaniową, właściciela, zarządcę nieruchomości lub zakład pracy, którego zadaniem jest zapewnienie porządku, czystości, nadzoru nad prawidłowym funkcjonowaniem oświetlenia, wind itp. czyli dbanie o prawidłowe funkcjonowanie danej nieruchomości. Dozorca sprzątania nie musi wykonywać samodzielnie, może je zlecić. Sprzątaczka lub sprzątacz mają inną funkcję, sprzątają, niczego nie dozorują.
Super! Feminatywy naprawdę są potrzebne.
To z tego wpisu wynika, że ja jestem elektromonterką :D
Jesteś! :)
Świetny artykuł.. Dał mi wiele do myślenia.. Wcześniej bardzo wyśmiewałam ten temat.. Teraz już nad nim się zastanawiam.. To tylko świadczy o tym gdzie od zawsze była pozycja kobiety.. Nie jestem jakąś zwariowana feministką, ale faktem jest że w swojej karierze musiałam dochodzić swoich praw tylko dlatego, że zostałam potraktowana jak… kobieta..
Od dłuższego czasu próbuje zrozumieć temat – zgadzam się z artykułem, że nowe nazwy są po prostu nowe i na razie brzmią… inaczej. Nie ukrywam, że i mnie sprawiają trochę trudność i mam obawy, ze mogą wprowadzić sporo podziału w naszym już dość skłóconym społeczeństwo.
Jak rozumiem, feminatyw doprecyzowuje zawód/nazwę zawodu względem płci, co jest bardziej ukłonem w stronę deklarowanej tożsamości. Czy jest to związane z szacunkiem, czy czymś bardziej profesjonalnym to już pozostawie ekspertom.
Obecna forma, której mnie nauczyli w szkole to jak jest dwóch panów, to „gdzieś poszli”, jak są dwie panie, to „panie gdzieś poszły”. jak był pan i pani, to „poszli razem”, -li.
Gdy będe chcial isc do psychologa – bo potrzebuje, to może się znaleźć aktywista/aktywistka, albo grupa aktywistow (i tu znow… aktywistów lub aktywistek), oskrżająca mnie, że już w tym zdaniu skreślam połowe specjalistów. Albo, połowe specjalistów z grona psychologów, czy raczej psychologów i psycholożek.
Rozumiem potrzebe, bo fajnie jest dokreślić pewne grono społeczne, dobrze jest powiedzieć, że – dla przykładu – statystycznie psycholożki lepiej sobie radzą z trudną młodzieżą niż psychologowie. I super, że teraz psycholożka może mieć na tabliczce swojego gabinetu odpowiednią formę zawodu.
Ale nie chciałbym, aby społeczeństwo miało teraz jakiś przymus do tego. Że krzywo się patrzy na mnie pani psycholożka, bo zwróce się do niej pani psycholog. Zacząłem mówic proszę pani pomijajac jej tytuły, na które przez lata pracowała.
Z komentarzy przeczytałem, że używając formy męskiej już nakierowywujemy dalszy ciąg zdania. Ale w sumie, co to ma do rzeczy? Jeżeli na dyżurze jest dwóch chirurgów, to mnie to nie interesuje czy tam jest mężczyzna czy kobieta, tylko osoba umiejącą udzielić mi pomocy. Jak mi coś się stanie, nie mam problemu, aby mnie operował mężczyzna, kobieta, gej czy aseksualna kobieta, ktora przed kilkoma mięsiącami była mężczyzną – liczy się talent/umiejętności i lata nauki/praktyki.
To mi przeszkadza w tych całych dyskusjach społecznych o feminatywach. Rozumiem potrzebę – doprecyzowywowania – ale ona zachacza o absurd, którym chętnie karmi sie konfliktowe społeczeństwo.
Nie wiem jak to wszystko dalej się potoczy. Ja trzymam kciuki za sensowne zmiany, prawdziwie potrzebne, tak aby każdy obywatel Polski (powinienem tutaj dla szacunku wymienić „kazdego obywatela i każdej obywatelki”?) czuł/a się świetnie i z szacunkiem.
Swoja droga, zazwyczaj się rozmawia o tych „wyzszych” zawodach. Nie zauważyłem nigdzie w rozmowach pana śmieciarza i pani śmieciarki :)
Bo te niższe rangą zawody mają już swoje żeńskie odpowiedniki.
I to prawda, jeżeli na sali mamy 100 kobiet, to wykładowca mówi do nich: „Drogie studentki”. Ale wystarczy, że w tej grupie pojawi się 1 mężczyzna (przypominam: 99 kobiet i 1 mężczyzna!) i już trzeba się zwracać: „”Drodzy studenci”.
To tylko pokazuje, że język, którego używamy, jest dyskryminujący. I potrzebuje zmian.
Świetnie to było widać, kiedy partia Razem dostała się do sejmu. W grupie było więcej posłanek niż posłów, więc pierwsze zdjęcie podpisano: „Parlamentarzystki Razem wybierają się na pierwsze obrady”. Internet zapłonął. „Ale jak to, przecież tam są mężczyźni!”, „O mężczyznach: parlamentarzystki?”, „Jakie parlamentarzystki, nie obrażajcie ich!”.
Więc tak. Kobieta ma ze spokojem przyjąć, że mówi się o niej w rodzaju męskim (przecież to jej nie ujmuje, przecież nic się nie dzieje, no co za problem), ale mówienie w rodzaju żeńskim o mężczyźnie – to już obrażanie go.
Takie odwrócenie ról (zaprezentowane świetnie np. w tym artykule: https://aszdziennik.pl/129055,szczesliwe-malzenstwo-30-latka-jego-zona-bez-marudzenia-pomaga-mu-w-domu) ZAWSZE najdobitniej pokazuje, czy dane zjawisko jest ok czy nie jest ok. Jeśli czujemy dysonans poznawczy, oburza nas to, to znaczy, że kobiety też ma to prawo denerwować.
Świetny przykład z tą zagadką. Też wykonuję męski zawód i często widzę zdziwienie na twarzach klientów, że taka mała kobietka może być komorniczką ?
Boli.
W zagadce, którą zadano na początku powinno poprawnie być: Na jego widok chirurg ? dyżurującA w ten dzień… Wtedy nie ma problemu z określeniem płci chirurga. Uważam, że płeć osoby wykonującej jakiś zawód określa czasownik lub zwrot Pani Pan. Tworzenie na siłę feminatywów często ośmiesza osobę nią określaną. Czekam kiedy na siłę będzie się zmieniało stopnie wojskowe i tworzyło generałkę, pułkowniczkę czy kapitankę.
Czyli rozumiem, że skoro zwrot „Pan/Pani” określa płeć, mogę mówić: PAN pielęgniarka, PAN przedszkolanka, a nawet: PAN sprzedawczyni, PAN kasjerka. Super. Nie używałam, bo myślałam, że to Wam być może przeszkadza, ale skoro nie: od dzisiaj będę stosować!
Zwrot Pan/Pani określa płeć w sytuacjach, gdy nazwa zawodu danej osoby nie precyzuje tej płci. Jeśli użyjesz określenia pielęgniarka to jest oczywiste, że chodzi o kobietę. Nie mam nic przeciwko feminatywom, ale krytycznie podchodzę do ich tworzenia na siłę, bo koniecznie w ramach poprawności i udowodnienia równouprawnienia trzeba utworzyć żeński rzeczownik określający daną kobietę. Są sytuacje, że takie określenia tylko będą deprecjonowały daną kobietę. Tak jak pisałem wcześniej np. jeśli chodzi o stopnie wojskowe czy policyjne. A propos mężczyzn to rzeczownik sędzia jest rodzaju żeńskiego, ale jakoś nie słyszę żeby faceci się na to oburzali i szukali męskiego odpowiednika tego zawodu. Mamy na to wywalone.
Ależ oczywiście, że słowo „inżynier” precyzuje płeć :)
Sędzia NIE JEST rodzaju żeńskiego, na co wskazuje odmiana (ten sędzia, tego sędziego, temu sędziemu. W rodzaju żeńskim byłoby: ta sędzia, tej sędzi). Być może będzie to dla Ciebie szok – choć nie powinien, bo to są informacje z klasy czwartej szkoły podstawowej – w języku polskim mamy rzeczowniki w rodzaju męskim zakończone na „a”, np. hrabia, wojewoda, starosta, poeta, etc.
Ja w ogóle NIE ROZUMIEM, dlaczego mężczyźni buntują się przeciwko feminatywom. Czy to Wasza sprawa? Czy to jakoś Was dotyczy, w Was uderza? To tak, jakbym ja chodziła po necie i pisała facetom: wazektomia jest dobra, wazektomia jest zła, zrób ją, nie rób jej.
No i jakim bezczelem trzeba być, żeby (nie mając podstawowej wiedzy językowej!) tłumaczyć POLONISTCE sprawy z językiem związane. Serio. Sprawdź co to jest „mansplaining”, bo dokładnie to tutaj odwalasz.
Zgadzam się z tym, że część argumentów „przeciw” jest bez sensu.
To, że pilotka, nie musi być czapką, lub to, że ciężko coś wymówić – Absurdalne argumenty.
Natomiast nie zgadzam się ze sformułowaniem, że używamy męskiej formy, bo brzmi bardziej profesjonalnie.
To jest bzdura. Używamy jej bo tak się rozwija język. I zgodnie z tym co przedstawiła rada jezyka polskiego: (..) formy męskie mogą odnosić się do obu płci.
Język rozwija się w sposób naturalny i jeśli większość zacznie mówić adwokatka, to z duża dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że stanie się to naturalne. Jednak nie należy nikogo zmuszać do używania takiej formy, bo przyniesie to tylko odwrotny od zamierzonego skutek.
” Dorasta w świecie pełnym profesorów, naukowców, lekarzy, prawników, sędziów i polityków. Od małego dostaje sygnał, że pewne zawody są raczej dla jej brata i kolegi z ławki, a nie dla niej. ”
I chce Pani przez to powiedzieć, że któraś kobieta nie została prawnikiem, bo od dziecka nie słyszała „prawniczka” ?
Wybaczy Pani, ale to nonsens.
Tak jakby kobieta miała się obrażać i poczuć zawłaszczona za sformułowanie „moja żona” – „moja!”
Tak jest skonstruowany język. Możliwe, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będziemy mówić inaczej.
Natomiast jeśli ktoś miałby nie wziąć udziału w rekrutacji z uwagi na fakt, że w treści ogłoszenia jest napisane: szukamy managera (co prawda najczęściej widnieje w nich forma: osoby na stanowisko, co jednoznacznie rozwiązuje problem poszukiwanej płci) to faktycznie miło by było, aby dodać męską i żeńską formę. Choć osobiście i tak uważam, że w tej kwestii i tak wszystko leży w rękach pracodawcy.
To nie nonses, są na to badania, np: https://www.worldbank.org/en/news/feature/2019/01/24/gendered-languages-may-play-a-role-in-limiting-womens-opportunities-new-research-finds
„Grammatical gender is associated with a nearly 15 percentage point gap in female labor force participation relative to men, even after controlling for various geographic and economic factors that could be driving the difference. In practical terms, gendered languages could account for 125 million women worldwide being out of the labor force.”
I jeszcze to: http://documents1.worldbank.org/curated/en/405621528167411253/pdf/WPS8464.pdf
I to (dostęp płatny): https://www.nature.com/articles/s41562-020-0918-6
„Na jego widok chirurg ? dyżurujący w ten dzień w szpitalu ? powiedział: ?Nie mogę operować tego chłopca. To mój syn?.”
Czy w tym przypadku powinno być „powiedziała”, a nie „powiedział”? Rozwiało by to wątpliwości co do płci chirurga.
[…] Zakończę prostym przykładem dającym wiele do myślenia ? to zagadka, którą przytacza na swoim blogu Mum and the city: […]
Mnie bardzo denerwują końcówki typu: zostałeś wylogowany z systemu. W banku przecież wiedzą, ze jestem kobietą. Dlaczego w takim razie nie piszą: zostalaś wylogowana. Nie sądzę żeby to był duży problem. Takich przykładów jest niestety mnóstwo.
To prawda. Słowniki w telefonie również mają ustawioną domyślną męską końcówkę i jak piszesz: „spróbowałam” to poprawiają na „spróbowałEm”.
Kobiety drogie. Jak już wcześniej ktoś zauważył w języku angielskim nie ma feminatywów. „You” jest wielopłciowe. Owo „You” jest więc zakodowane w oprogramowaniu, które nie musi być czułe na płeć bo w języku angielskim tej płci nie ma. Tak więc podczas tłumaczenia tłumacz nie może zakodować dwóch opcji bo technicznie nie ma na to miejsca. Niestety w ogromnej większości oprogramowanie naszych stron www, czy telefonów to tylko spolszczone wersje anglojęzycznych oryginałów. Stąd te problemy a nie z czyjejś umyślnej złośliwości.
Nie znałam tej historii, ale od razu pomyślałam, że chirurg to matka. Mój zawód to muzyk i mam nadzieję, że jeszcze nieprędko będzie się mnie nazywać „muzyczką”.
Powiem tak… Gdybym na studach zwrócił się do wielu kobiet per „pani profesorko”, „pani doktorko inżynierko)… to bym teraz był bez studiów, bo „panie profesorki” lub inne „doktorki inżynierki” już dawno by mnie uwaliły za bezczelność. A były to kobiety z pewnością światłe, wykształcone i wartościowe, co stwierdzam oceniając je pod kątem przekazywanej wiedzy i umiejętności. Ludzie, którzy znają swoją wartość, mają bogate kompetencje, nie zajmują się cudowaniem i udawaniem, że coś się robi. Natomiast ludzie o braku kompetencji, próbujący sztucznie nadmuchiwać swoje ego i udowadniać światu, że coś znaczą, tworzą takie potwory językowe. W szczególności końcówki „lożka” są dla kobiet uwłaczające, są przedmiotem drwin i kpin… bo zwyczajnie na to zasługują – kojarzą się nieodłącznie z loszką – czyli małą lochą. A kolejne ciekawe zawody to „patolożka”, „elektryczka”, „hydrauliczka”, „kardiochirurżka”, „mechaniczka”… Przyznam szczerze, że widząc osobę nazywającą się „psycholożką”, „podolożką” – niestety taka osoba nie budzi mojego zaufania, poprzez zwyczajny fakt, że podkreśla nie swój fach, tylko fakt, że jest kobietą (a ja zawsze wychodzę z założenia, że liczą się kompetencje i doświadczenie). I myślę, że wielu ludzi tak do tych kwestii podchodzi, co drogie Panie działa po prostu na Waszą niekorzyść. Zastanawiam się tylko, czy to już nie podchodzi pod jakiś rodzaj zaburzeń, masochizmu, zadawania sobie bólu…?
Oczywiście, że trzeba szanować to, w jaki sposób kobieta chce, żeby się do niej zwracano. Chociaż całym sercem jestem za feminatywami, gdy kobieta mi się przedstawia: „profesor” mówię do niej: „profesor”. A jak się nie przedstawia, to pytam, czy uznaje feminatywy i jak mam się zwrócić/podpisać.
Jeśli nie pasuje Ci końcówka „ka” zawsze możesz mówić: „profesora”, „ministra”, „premiera”. Feminatywy dopiero się tworzą, nie ma jednej właściwej formy. Co wejdzie do powszechnego użytku – wejdzie do słownika.
A kojarzą się z „loszką”, bo dokładnie tak wszyscy próbują je zdyskredytować :) natomiast twierdząc, że słysząc żeńską końcówkę tracisz zaufanie do tej osoby, doskonale ujawniasz tkwiące w swojej głowie uprzedzenia :)
No bo postaw się w naszej sytuacji. Czy chciałbyś być nazywany (nie wiem, jaki zawód wykonujesz, więc strzelam): prawniczką? A jakbyś zgłosił sprzeciw, że jesteś mężczyzną, to wszyscy by ci odpowiadali: „zawsze możesz być panem prawniczką. Dlaczego ci się to nie podoba panie prawniczko?”.
A teraz całkiem serio zastanów się: co Ci przeszkadza, że kobiety chcą być nazywane jak kobiety, a nie mężczyźni? Czy to w jakiś sposób w Ciebie uderza, że sam starasz się to zdyskredytować, uciąć, zatrzymać (pisząc o loszkach, braku umiejętności takich kobiet i zadawaniu sobie przez kobiety bólu, bo – UWAGA – używają żeńskiej końcówki :D)? Nie bądź takim facetem. Daj nam decydować o sobie i szanuj te decyzje zamiast dawać nam znać, że bez Ciebie zrobimy sobie krzywdę (bo to jest właśnie szowinizm w najczystszej postaci).
Tak na samym początku spalić.. po co te wulgaryzmy? Nie można użyć normalnych słów zamiast „siusiak” napisać „penis”? Jak dla mnie cały wpis przez to dużo stracił.
Ja mam mieszane uczucia co do feminatywów. Dlaczego? Może dlatego, że brak, jak na razie, jasnych zasad. Jest pan minister – kobieta ministra, dlaczego nie ministerka? W drugą stronę, chirurg – dlaczego chirurżka a nie chirurga?
No a co z kierowcą? Kobieta kierowca jak będzie nazywana? Kierowczyni, kierowszczka? Bo kierowniczka już zajęte dla innego stanowiska.
Wiem, że minął ponad rok, ale nie mogłam się powstrzymać. Pismo Święte zaczyna się od słów „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”.
„Na początku Było Słowo” to zdanie otwierające Ewangelię Jana, czyli czwartą księgę Nowego Testamentu :)
Język jest żywy i można go jak najbardziej dostosowywać, nie dorabiał bym do tego jednak jakiejś ideologii, tak jak robi to autorka w ostatnim punkcie: „Zauważ, że zawody niskie rangą (sprzedawczyni, fryzjerka, blogerka ;)) występują w rodzaju żeńskim, a my jakoś nie mamy z tym ŻADNEGO problemu. Problem pojawia się przy zawodach ?prestiżowych?.” Nie wiem na ile murarka, płytkarka, czy kierownica zawodowa, to są prestiżowe zawody. Dla mnie nie jest trudnym, wyobrażenie sobie, że chirurgiem, czy prawnikiem może być kobieta. Nikt w szkołach do których uczęszczałem, nie rzucał też dziewczynom kłód pod nogi. Ale to tylko moje subiektywne doświadczenia. Czy jesteś psychologiem, panią psycholog, czy psycholożką to Twoja sprawa, dla mnie to dalej ten sam zawód.
Argument z zagadką jest całkowicie nietrafiony. Zagadka w wersji: „Osoba A jest synem osoby B, pomimo tego, że osoba B nie jest ojcem osoby A.” jest równie trudna do rozwiązania, pomimo tego, że „osoba” jest rodzaju żeńskiego.
a nie może być ja jestem człowiekiem ogólnie np. lekarzem. jeśli koniecznie chcę zaznaczyć płeć nie mogę poprostu powiedzieć pan pani? .. I języka się nie kaleczy i ładnie wygląda i brzmi profesjonalnie…
A nie może być „osoba” czyli lekarka, a jeśli koniecznie chcę zaznaczyć płeć, mogę po prostu powiedzieć „pan lekarka”?
Ładnie wygląda i brzmi profesjonalnie ;)
Dziękuję, dziękuje po stokroć, tego trzeba mi było. To takie proste a ja zadawałam sobie pytania jak to jest, choć podskórnie czułam fałsz bo patriarchat to kościół. On ustawił na piedestale faceta. Jestem magisterką i biolożką i po UAM i jestem z tego dumna.
1)Jestem lingwistka i uwazam ze niektore zenskie nazwy zawodow sa po prostu osmieszajace a nawet uwlaczajace godnosci nazwanych nimi pan.
Co do „pilotki”, to znana jest wypowiedz Urszuli Holowni: „nie jestem pilotka. Pilotka to czapka”.
2) Zajmowanie sie ta kosmetyczna semantyka zabiera czas i energie, jaka moglybysmy poswiecic na wazniejsze sprawy, np. ta sama placa za rownowartosciowa place. I nie, nie mamy czasu na WSZYSTKO. Potrzebne sa priorytety.
A pilot to ten do przełączania kanałów w tv, natomiast adwokat to alkohol do picia :) jesteś lingwistką, więc na pewno słyszałaś, że tak, mamy w języku polskim homonimy! To raz. A dwa: to nie jest tylko kosmetyczna semantyka. Jako osoba zajmująca się językiem na pewno dostrzegasz, że ktoś tu robi kur* z gramatyki, gdy mówi/pisze: „pani pilot”. Tak samo jakby mówił/pisał: „pan pilotka”. Rodzaj się nie zgadza, ani to logiczne, ani tym bardziej poprawne :)
Jak nigdy do tej pory przeczytalem wszystkie wpisy za i przeciw,osobiście denerwuje mnie ta nowoczesna formą żeńskich zawodów.Ale mam pytanie jaką końcówkę w swoich zawodach powinny przyjąć osoby niebinarne ? Formą męska „filolog” czy żeńska „filolożka” nie mogą być użyte czyli jak ?
<3
Nie znałam zagadki, ale domyśliłam się, że chirurg jest matką. Dla pracy którą wykonujemy płeć nie powinna mieć żadnego znaczenia. Za tabliczką „chirurg” czy „geolog” kryje się po prostu specjalista w danej dziedzinie. Uważam, że zamiast tworzyć osobną nazwę, lepiej przyzwyczajać ludzi do tego, że nie jest ważne to czy ten specjalista jest kobietą czy mężczyzną.
A teraz pytanie za 100 punktów, bo jedni i drudzy przeginają pałę. Ci pierwsi to prawicowi faszyści, a ci drudzy to lewicowi faszyści. Obojga płci…
Jest tu ktoś normalny?
Otóż pytanie brzmi: Po co mi w ogóle płeć adwokata, doktora czy nauczyciela? Pomijam już te dziwolągi słowne, które po prostu źle brzmią, jak chirurżka, archeolożka, architektka czy te, które brzmią po prostu głupio. Jak pilotka (czapka?) czy żeński kierowca TIR-a… ;)
I jest to pytanie istotne, bo w zasadzie, jakie to ma znaczenie w takiej notce prasowej, czy kierowcą była kobieta, czy mężczyzna? Albo prawnie: kierującym? Żadnego. Podobnie jak to czy była trzeźwa, ile miała lat i z kim zwykle sypia!
Nie ma też znaczenia, jakiej płci profesor mnie egzaminował, u kogo naprawiłem samochód, jakiej płci chirurg operował, jakiej płci pilot oprowadził wycieczkę czy przeleciał ze mną Atlantyk. Jaki policjant mnie zapuszkował (unikamy przecież rozróżnień czy był biały, czy czarny?), może więc unikajmy rozróżniania płci? W końcu może się trafić jakieś niebinarne i dopiero będzie! ;)
I wcale to nie jest śmieszne, bo przecież wprowadzamy też (choćby do literatury), zaimki postpłciowe, niebinarne. Czyta się to strasznie, osobiście zacinam się na każdym takim zwrocie: Jejgo, jenu, jeno, samu, byłom, byłoś, zaczęłom, zobaczyłom, chciałobym, no ja wysiadam! To jest technicznie nie do opanowania i jest kretyńskie.
Wystarczy na początku, czy w kilku miejscach tekstu określić, czy mamy do czynienia z kobietą, mężczyzną czy kimś, kto się nie określa płciowo. Nie widzę żadnego powodu, by autor podkreślał co chwila brak płci bohatera, niczym Franz Von Nogay w C. K. Dezerterzy: „to jest kura! To jest kura, panie generale!” ;)
Osobiście mi to lata, kto co ma w spodniach i z kim śpi. Mam ważniejsze sprawy, niż zaglądanie mu do łóżka i osądzanie jego wyborów. Nie mam zresztą takiego prawa i bardzo dobrze! Ale nie dajmy się zwariować i nie utrudniajmy sobie życia, które i bez tego jest dosyć skomplikowane. Po co tworzyć na siłę określenia, które w języku nie zakorzeniły się naturalnie i nie mają historycznego uzasadnienia?
Z jednej strony jojczycie (jako filolodzy i językoznawcy), że język zanieczyszczają na przykład zapożyczenia z angielskiego. Z drugiej obowiązuje pełna polityczna poprawność (poza kilkoma opornymi jak Bralczyk czy Czubówna), w kwestii radosnego tworzenia feminatyw, nawet zupełnie karkołomnych. Taki natłok nowo stworzonych wyrazów nie zanieczyszcza języka? Na jakiej podstawie twierdzicie, że utrzymają się w nim na stałe? I że nie oczyści się on naturalnie, olewając aktualne trendy politycznej poprawności? To ja już wolę angielskie kalki…
Piszecie, że część ma uzasadnienie w przedwojennej historii. Czemu zatem nie wracamy do form staropolskich? Pięknych zresztą i wyszukanych. Dlaczego wyszły z użycia?
Już mi się nie chce lecieć Sienkiewiczem czy cytować ?egzorcyzmy? Sapkowskiego.
A przecież i tak można. Wszak wielce to chwalebne i nader patriotyczne!
Podsumowując: nic na siłę. Język sam się wzbogaci i oczyści. Pewne rzeczy się przyjmą, a pewne nie. Nie dajmy się zwariować. W końcu władamy nim na co dzień i musi nam być z nim wygodnie. To narzędzie do porozumiewania się, a nie walki ideologicznej! Choćbyście próbowali stanąć na piórze, nijak wam takie akcje się nie udadzą. Proces i tak przebiegnie naturalnie. Feminatywy tworzone na siłę, takim procesem nie są. Ta nowomowa zwyczajnie się nie przyjmie. Kto dziś zarzuca tekstami z komunistycznych wystąpień? Gdzie są ówczesne potworki słowne? Poszły się kochać. Język żywy je odrzucił, jak wąż starą skórę…
No i wciskając je na siłę, zyskujecie skutek odwrotny do zamierzonego, ocierając się wręcz o śmieszność. Dokładnie tak, jak Netflix, który tolerancję próbuje wciskać tak łopatologicznie, że bywa to niesmaczne i żałosne. Naprawdę nie każdy jest niedorozwinięty i po imieniu choćby dojdzie, z kim ma do czynienia. A jak nie, to zawsze pozostaje niezawodna metoda Krokodyla Dundee… ;)
PS. Wtyczka do błędów podświetliła tyle tych neologizmów, że mogłem popełnić i faktyczne błędy. Z góry przepraszam… ;) Pozdrawiam.