Dzieciaci kontra bezdzietni
Gorąca, lipcowa noc. Chyba pierwsza taka w tym roku. Właściwie mogłabyś teraz sączyć lampkę wina na tarasie oświetlonym łagodnym promieniem świec, gdyby nie fakt, że nie masz towarzystwa. Bo twój mąż od godziny pochrapuje na kanapie przed telewizorem!
– Może pójdziesz do sypialni? – przywołujesz go do porządku, szturchając łokciem w żebro. Wcale nie dlatego, że martwisz się o jego wygodę. Wolałabyś po prostu zamiast na Człowieka Demolkę popatrzeć sobie na Carrie Bradshaw.
– Nie śpię! – otwiera oczy, od razu gotowy do walki o pilota – Oglądam!
Brzmi znajomo? Tak właśnie wyglądają romantyczne wieczory pary dzieciatej. A jak jeszcze różni się jej życie od życia pary bezdzietnej?
1. Nie jesteś już Asią, Kasią czy Marysią.
Jesteś mamą. Ale tak na dobre – nawet jeśli dziecka z wami nie ma! Przed tym określeniem nie uciekniesz, to trudniejsze niż pozbycie się rozstępów po ciąży, więc masz tylko dwa wyjścia: zignorować je albo pokochać.
2. Niektóre pojęcia stają się względne.
Na przykład pojęcie porządku – przed porodem porządek jest wtedy, kiedy wszystko znajduje się na swoim miejscu. Po porodzie – kiedy nie przyklejacie się do podłogi.
Pojęcie dbania o siebie – czujesz się zadbana, jeśli uda ci się wskoczyć pod prysznic, nie potrzebujesz do tego pełnego makijażu. A w nowych trampkach to już w ogóle jesteś dla swojego faceta boginią seksu i biznesu (w końcu z przeceny były!).
Pojęcie siary – jeszcze niedawno wstydzilibyście się zaśpiewać na środku ulicy na dwa głosy, dzisiaj ty śpiewasz i klaszczesz, a on tańczy, jeśli tylko dziecko tego chce i chociaż na moment przestaje histerycznie upierać się przy swoim.
Również pojęcie punktualności – pół godziny to przecież jeszcze nie spóźnienie! No i pojęcie czasu – niby doba nadal ma 24 godziny, ale te minut jakoś zdecydowanie szybciej lecą!
3. Pierwsze słowa, które wypowiadacie po przebudzeniu, to: „Dzisiaj ty wstajesz do dziecka!”.
To nie miejsce i czas na czułe słówka oraz radość, że każdego dnia budzisz się obok ukochanej osoby. To walka o przetrwanie. I chociaż pół godziny snu więcej.
4. Nie rozmawiacie. Negocjujecie.
– Wolisz odkurzyć dom czy iść z Kostkiem na zakupy? – zadaję to pytanie w każdy sobotni poranek.
– Zakupy! Ale po obiedzie pójdziesz z nim na spacer, bo muszę skosić trawnik.
– Ok, pamiętaj tylko, że chciałam jeszcze skoczyć do fryzjera.
– Nie. To ty pamiętaj, że nasz samochód jest brudny. Muszę go wymyć – nokautuje mnie krótkim stwierdzeniem Piotr, który w negocjacjach jest zdecydowanie lepszy ode mnie.
5. Codzienny plan jest taki, że nie ma planu.
Bo i tak nic nie zależy od was. Co z tego, że umówicie się na obiad z teściową, skoro dziecko tuż przed wyjściem położy się płasko na podłodze, twierdząc z krzykiem, że nigdzie nie idzie? Zawsze też jest tak, że jak dzień wcześniej zaplanujemy coś na czas drzemki Kostka (np. wypełnianie PIT-a), to mamy jak w banku, że na pewno nie zaśnie. Dlatego szybko nauczyliśmy się nie planować. Pełen luz, spontan i improwizacja w zależności od humoru najmłodszego – a podobno to bezdzietni żyją chwilą ;).
6. Termin „wolne” praktycznie nie istnieje.
Nawet jeśli teoretycznie któreś z was ma urlop, to w praktyce nie ma w tym czasie wolnego. Mój mąż na przykład bierze urlop, żeby ogarnąć wszelkie prace remontowo-budowlano-ogrodowe, naprawić samochód, podskoczyć do urzędu lub – w najlepszym wypadku – zabrać dziecko do zoo. Na barana. Nie mylić z rodzinnym relaksem i odpoczynkiem.
7. A co za tym idzie – wakacje to nie wakacje.
Rodzice nie mają wakacji. Wakacje wymyślono dla dzieci. A te – jak wiadomo – nawet najfajniejszy wyjazd potrafią zamienić w koszmar, bo: nie zasną w obcym miejscu, nie zjedzą naleśnika zrobionego przez kogoś innego niż mama i zawsze, ale to zawsze zaraz po opuszczeniu garażu pytają: „Daleko jeszcze?”.
8. W czasie, w którym normalnie się wychodziło na imprezę – wy z imprezy wracacie.
Czyli przy dobrych wiatrach około godziny dwudziestej. O ile imprezą można nazwać pogoń za gołębiami na starym rynku.
9. Rzeczy ważne okazują się nieważne, a nieważne stają się kluczowymi.
Wypuszczono nowego „Wiedźmina”? W górach spadł pierwszy śnieg i można jechać na narty? Kostek zbił filiżankę z nowego serwisu? Nieważne!
W Tesco przeceniono pieluchy? Zmieniła się godzina transmisji „Teletubisiów”? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś???
10. Nie pamiętacie już nawet, jak wyglądało życie bez dziecka.
– Co my właściwie robiliśmy, kiedy Kostka z nami nie było? – zaczęłam się zastanawiać kilka miesięcy po porodzie.
– Nie wiem! Ale musieliśmy się wtedy strasznie nudzić…
Genialny tekst – szczególnie ten fragment o nie przylepianiu się do podłogi. Świetnie piszesz!
Świetnie i lekko się go czyta. Jak czytałam, to oczyma swymi widziałam siebie… SUPER tekst !!!
Pojęcie względne porządku… dzieci wyleczyły mnie z pedantyzmu. Skutecznie i chyba na zawsze. Tak samo jak z konieczności kontrolowania wszystkiego i wszystkich. No nie da się niczego zaplanować… :)
Mam dokładnie tak samo! To znaczy nadal lubię mieć porządek i plan awaryjny planu awaryjnego, ale już tak nie schizuję jak przed porodem (i krótko po – oberwałam wtedy kubłem zimnej wody, bo okazało się, że NICZEGO nie mogę zaplanować, wszystko jest w rękach tego małego, co nawet mówić jeszcze nie potrafi!).
Jak zwykle super tekst!
A tak z innej beczki – może miałabyś ochotę stworzyć kilka wpisów, w których odnosiłabyś się do swoich wcześniejszych tekstów i pisała, jak zmieniło się Twoje nastawienie do czegoś np. po pół roku od ich opublikowania?
Wiesz co, tak przemyślałam teraz na szybko i chyba nie zmieniłam nastawienia :).
Ale ja też tak mam, że jak nie jestem czegoś w 100% pewna, to o tym nie piszę. Nie podejmuję też tematów wymierzonych na kontrowersję i rozgłos (np. „Dysleksja/ADHD nie istnieje”).
Aaaa, jedynie jeśli chodzi o bunt dwulatka ;). Tak, tutaj okazało się, że musiałam wypracować inny sposób niż opisywałam ;).
Oojhh nie mam jeszcze dziecka.
Ale życie się nie kończy po dziecku? No widziałam w ostatnim wpisie że udało się wam na grilla wyskoczyć?
Zależy jakie życie ;). Towarzyskie trochę tak (z grilla musieliśmy się zmywać koło 21), to również duża próba dla związku.
Wiesz, wszystko musi się zmienić, przestajesz żyć beztrosko tylko dla siebie, a zaczynasz dla innych :).
ALE pierwszy rok po porodzie (właściwie już w chwili porodu) to taki przyspieszony kurs dorastania. Ja wtedy mocno dostałam po dupie ;). Teraz wiem, że nic mnie nie złamie, właściwie to jest lajtowo i z górki. Że nie mogę iść na imprezę? Do fryzjera? Who cares! Ważne, że dziecko przesypia całe noce, więc mogę spać ciurkiem osiem godzin. Nie ma kolek, nie ulewa, nie muszę go ciągle nosić na rękach, słuchać bezsilnie jak pół dnia płacze i… Sam zaczyna ogarniać coraz więcej spraw! A przede wszystkim, że jest zdrowy.
Coś się skończyło, ale coś nowego się zaczęło. Jak patrzę na mojego tańczącego synka to mimo wszystko jedyne pytanie, jakie pojawia się w mojej głowie brzmi: „Jak ja w ogóle mogłam bez tego cudu żyć???”.
jejku, ja mam dokładnie takie same przeżycia jak Ty :) dziękuję za ten wpis :)
Nic dodać, nic ująć ;) z tym, że pierwsze wakacje z maluchem i mężem uważam za najlepsze w swoim życiu! Zero stresu, spacery, wspólne zabawy :)
Ja jestem mamą dopiero od dwóch miesięcy, ale wszystko o czym napisałaś sprawdza się w 100%. Dobrze wiedzieć, że nie tylko u nas w domu rządzi najmniejszy. Co prawda nadal łkam, jak patrzę na stan mojego domu, ale może się uodpornię ???? a z tym prysznicem to true story ????
A ja i tak Wam zazdroszczę…
Jeszcze nie mamy dzieci. Pierwsza próba ciąży nieudana. ..niestety.
Chciałabym mieć taki „zapieprz” w domu.
Rozumiem i trzymam kciuki Kochana, bo to mimo wszystko taki słodki „zapieprz” ;).
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.
Ilona wiele sie u mnie zgadza. Plany na kolejny dzien, te napisze zycie, bo przeciez trudno przewidziec co dziecko i matka natura wymysla. Porzadek? ciesze sie gdy uda mi sie go zrobic, choc na chwilke, ale ta nigdy nie trwa dlugo. Pozdrawiam serdecznie Beata
U nas tak samo :) może ktos bezdzietny by napisal co robi z taka masa wolnego czasu? :)
Ja codziennie chodziłam na siłkę. I dłużej spałam (8-10 godzin, a w weekendy nawet 12 się zdarzało ;)). Wiem, rozpusta ;).
Chodzę na angielski, na siłownię, chodzę także na kursy potrzebne do pracy, czytam książki, oglądam seriale, biegam, jezdżę na rowerze. Rzadko się zdarza żebym się nudziła. ;)
Ps. Ostatnio jeszcze uslyszalam taki komentarz. Bylam u rodziców z dwojka dzieci, mieli się zjawić goście i moja Mama szykowała kolacje a ja w tym czasie bylam z dziecmi. Przyszla sąsiadka i pyta zdziwiona czy Mama robi wszystko sama. A ja odp ze tak, bo ja przeciez teraz się bawię z dziecmi. Sasiadka wyrazila ogromne zdziwienie ze ona zawsze sama wszystko robila jak miała male dzieci, dzieci się w tym czasie bawily same. W pierwszej chwili troche mnie oburzyly takie słowa, ale..w sumie może ona ma racje, może same sobie jestesmy winne, wydaje mi się ze teraz rodzice więcej „biegają” nad swoimi dziećmi i dlatego maja malo czasu dla siebie?
Ja mając czas wolny…Zbieram siły na upragniony stan błogosławiony. Dieta, sport, odpoczynek dla ducha i ciała…no i praca. Do szczęścia jednak brakuje małego KOGOŚ ;-)
Cholera, od trzech lat nadal jesteśmy parą bezdzietną. Najwyraźniej pojawienie się potomstwa przegapiliśmy, bo nadal znajdujemy dla siebie czas, a raczej w czasach bezdzietnych poranki i tak mieliśmy zaspane. Nasze były zdecydowanie wieczory i wspólne wyjazdy w plener, a to się nie zmieniło. W ogóle nie rozumiem podziału na dzietne i bezdzietne pary. Nadal mam kupę bezdzietnych znajomych i w przeciwieństwie do dzieciatych przynajmniej gadamy nie tylko o dzieciach (co dla mnie jest mega nudnym tematem). :) Chociaż nie, znajomi dzieciaci też są jacyś inni i mają życie prywatne. To chyba zależy od tego, jakie się ma priorytety w życiu. Czy tylko kanapa i telewizor, czy jednak coś więcej. U nas nigdy nie było „dziś to Ty wstajesz do dziecka”. Od zawsze ustalaliśmy odgórnie pewne rzeczy, kiedy kto wstaje, konieczne zmiany były przedyskutowywane na kworum rodzinnym tygodniami naprzód. W efekcie najcześciej rano wstaje do małej babcia i najczęściej babcia małą usypia. Tak jakoś wyszło. Ale kiedyś był podział ja/partner, babcia pomagała tylko w weekendy. Dbanie o siebie nigdy w naszej rodzinie nie istniało, grunt by skarpetki pasowały kolorem, a jak nie pasują to trudno. Koszulka jest czysta, dopóki nie śmierdzi, a jak ma plamy, to też trudno. Mala dziurka też nie pzreszkadza. Od ponad pół roku mam 2cm dziury w jednych spodniach na rower i ciągle zapominam ja zaszyć. Przypominam sobie, gdy je wkładam i wtedy jest za późno na szycie. To jadę w dziurawych. Miałam tak też przed dzieckiem. Porządek? Jaki porządek? Nigdy nie umiałam sprzątać, za to doskonale bałaganiłam. Dziecko sprawiło tylko tyle, że kret i smary do rowerów wylądowały na wyższych półkach. Plany? Grafik wyjazdowy owszem, trzeba zapisać w kalendarzu, kto kiedy zabiera dziecko i w związku z tym kiedy możemy gdzieś wyjechac bez dziecka. Poza wiekszością weekendów, kiedy tradycyjnie małą zajmują się babcia i wujek. Rodzina wielopokoleniowa to jest to. Żałuję, że moja mama nie nadaje się do zajmowania dziećmi, bo bym po prostu podrzucała jej małą, gdy druga babcia wyjeżdża. Imprezy? Nienawiżu imprez od urodzenia. Czy pamiętam życie bez dziecka? Pamiętam, czasem mi go brakuje. Brakuje mi braku strachu o przyszłość dziecięcia, o to czy będzie rozwijać się normalnie (niestety póki co nie rozwija się jak powinno), brakuje mi beztroski macierzyństwa. Zawsze martwię się na zapas, intuicyjnie wyczuwając kłopoty.
Większość rodziców nie ma jednak babci na stanie :P wiec trudno sie wysypiać jak dzieci lubią wcześnie wstawać. Bo nasze dzieci samopas po domu nie biegają, zwłaszcza ze mlodsze ma rok. Jak jestesmy z innymi doroslymi to tez nie walkujemy w kolko tematu o dzieciach – wręcz przeciwnie, ale Ilona o tym chyba tez nie pisala? :)
My mamy głównie bezdzietnych znajomych, dzieciaci nie mają tyle czasu, żeby często się spotykać ;). Ale nawet z nimi też nie gadamy o dzieciach, no chyba że dzieci są z nami, to wtedy taki naturalny temat do rozmowy („Ale ładnie je kaszkę, nasz nie je kaszki”) :).
Moje dziecko wstaje o 9, musimy ją budzić, bo czasem śpi nawet do 10. Większość moich bezdzietnych znajomych musi wtać o 6-7, żeby dojechać do pracy. Ja wstaję dużo później niż oni. Łups. Babcie to jednak większość rodziców ma „na stanie” tylko w innej dzielnicy i nie chcą się przyznawać, że jest im potrzebna. Bo to wymaga bycia miłym dla teściów czy rodziców, a to czasem zbyt wielki wysiłek. Plus opcja opiekunki. Większość rodziców woli kupić samochód i telewizor niż wynająć opiekę do dziecka. Ot – priorytety. A poza tym polscy rodzice uwielbiają jęczeć, jak im strasznie źle, bo dzięki temu czują się lepsi od innych. Kompleksy.
Dawno sie tak nie usmialam a wlasnie jestem po urlopie męza a to nasze pierwsze dziecko;) ma dopiero 3 miesiace a nasze negocjacje juz teraz sa mega intensywne… Walka o przetrwanie:)
Ja jestem matką od prawie 2 m-sc… Ponieważ zawsze byłam uporządkowana, trzymałam się co do godziny planu z mojego małego czarnego notesiku, postanowiłam że po ciąży się nic nie zmieni. I tak zajmowałam się dzieckiem, sprzątałam, kołysalam, chwila na śniadnaie i prysznic gdy dziecko śpi potem zakupy i spacer i obiad dla męża wszystko do godziny 14 a dziecko miało rózne humory i wytrzymałam tak tydzień… Teraz to uważam za cud wzięcie prysznicu przed 11 … A z mężem hm? Kiedyś było dużo wymyślania namiętnych rzeczy jakieś plaże, jedzenie w najlepszych knajpach w drogich sukienkach teraz? Szczyt romantyzmu i namiętności ? Heheh… Nowe majtki z koronką z PEPCO w przerwie Faktów.. Oczywiściek upione pomiędzy schabem na obiad a pomidorami na sałatkę … :) Pozdrawiam mamy …. Bo przecież dziewczyny już nikt na nas nie mówi…
To zupełnie tak jak ja! Wytrzymałam kilka miesięcy ;). Pamiętam, co rano starym zwyczajem doprowadzałam dom do błysku, w notesie zapisywałam plan dnia, pory karmienia, przewijania, tabelki jakieś, unormowanie pór snu… Nie powiem, trochę się to przydało z takiego czysto wychowawczego punktu widzenia (młody jest teraz czyścioszkiem, sprząta po sobie, śpi i je bardzo regularnie), ale… Stałam się głupią, zgorzkniałą babą. Trzeba się było opamiętać.
No właśnie, przy dzieciach to i wakacje potrafią mniej cieszyć ;) Jako bezdzietna wiedziałam, że wakacje to relaks, opalanie się, smakowanie jedzenia, celebrowanie chwil. Z małymi dziećmi relaksu brak, zamiast opalania dreptanie za dziećmi, a posiłki trzeba szybko konsumować, zanim dzieciarnia się znudzi i zacznie np. wrzeszczeć na cały lokal ;)
Jakie to prawdziwe! My rodzice jesteśmy na tyle zboczeni, że cieszymy się, kiedy uda nam się zrobić pranie, odkurzyć i ugotować obiad – taki „udany” dzień świętujemy z mężem wieczorami, hehe :)
Wszystko to co napisałaś to prawda. jednak wiem na swoim przykładzie, że bezdzietni postrzegają inaczej świat niż dzieciaci. Korzystają z innych dobrodziejstw, przyjemności. Kiedyś nie mogłam zrozumieć, jak można zamienić wygodne życie na uzależnienie się od dziecka. Dziś nie wyobrażam sobie dnia bez bezzębnego uśmiechu mojego synka. Po wszystkim co było, postawiłam gruba kreskę. Teraz jest inaczej, lepiej bo we 3jkę :)
Świetny tekst, bardzo prawdziwy i tym bardziej dla mnie zrozumiały z racji posiadania bliźniaków, wszystko co jest tu napisane intensyfikuje się i pogłębia przy dwójce dzieci naraz, dzieci które powitałam na świecie nagle. Nikt nie pytał czy jestem przygotowana na hekatombę. O moich zmaganiach podwójnej matki piszę na swoim blogu- Mama pasji oddana http://mamapasjioddana.blogspot.com/2015/07/stupidity-wealth-plan-by-taki.html
Straszne. Takie posty tylko utwierdzają mnie w tym, że nie chcę mieć dzieci. Wolę być wygodnicka i mieć święty spokój :)