Mama nie robi wszystkiego najlepiej i przestańmy tak mówić, bo wcale nam to nie służy!

Ponieważ poruszałam ostatnio ten temat, wiele z was zaczęło pytać, co zrobić, żeby obowiązki domowe nie spoczywały głównie na waszej głowie? Jak się okazało, trudno podzielić je sprawiedliwie, za to potrafią podzielić niejedną parę. Jestem przeciwna mówieniu kobietom, że „wystarczy poprosić” – za dużo jest takich artykułów w sieci i zbyt wyraźnie pokazują, że to właśnie my mamy być menedżerkami w naszych domach. Widzieć, co jest do zrobienia, a potem pokazywać to palcem. Nie na tym przecież polega partnerstwo! Więc postanowiłam naskrobać kilka słów „po mojemu”. Doszłam do wniosku, że właściwie NIKT nas nie uczy, jak to NAPRAWDĘ powinno wyglądać. A gdybym to ja prowadziła nauki przedmałżeńskie, właśnie to chciałabym wszystkim kobietom przekazać. Ale nic straconego, bo mogę to zrobić przecież na blogu! Wystarczą trzy proste kroki, na które nigdy nie jest za późno…

NOWE NAUKI MAŁŻEŃSKIE

LEKCJA PIERWSZA: Nie musisz być superbohaterką, żeby zasłużyć sobie na miłość!

Pamiętasz, za co pokochałaś swojego partnera? Bo ja zupełnie nie potrafię sobie tego przypomnieć! Nie było tak, że coś zrobił – na przykład postawił przede mną talerz ulubionego makaronu albo wyprasował mi koszulę do pracy – i ja sobie wtedy pomyślałam: „Mój ci on!”.

A za co kochasz dzieci? Pewnie za nic konkretnego. Wystarczy, że są. Bo dzieci kocha się bezwarunkowo: obojętnie co zrobią lub nie zrobią. Nie kochamy ich bardziej, kiedy są grzeczne i sprzątają swoje pokoje, a mniej, gdy nie odrabiają lekcji. Prawda?

Taka właśnie jest miłość. Nie trzeba sobie na nią zasłużyć.

Jasne, każdy lubi robić miłe rzeczy dla najbliższych. Dlatego dzieci na Dzień Matki przygotowują piękne laurki, mężowie na zakupach nie zapominają o naszej ulubionej czekoladzie, a nam autentyczną radość sprawia, gdy ugotujemy obiad, który potem cała rodzina z apetytem wcina. Ale czym innym są te wszystkie drobne gesty, które robimy, żeby sprawić komuś przyjemność. A czym innym jest robienie WSZYSTKIEGO, żeby ktoś nas docenił. I kochał.

Jesteś wystarczająca.

To wcale nie jest tak, że im bardziej się staramy, tym więcej otrzymujemy w zamian. Wręcz na odwrót! Rodzina się przyzwyczaja i przestaje zauważać, że śniadanie zawsze czeka na stole. Zaczyna myśleć, że skarpetki same trafiają do kosza na pranie. Traktują to jak oczywistą oczywistość: zawsze tak było i zawsze będzie.

A przecież tobie też się coś należy, bo miłość nigdy nie powinna być relacją jednostronną: że ktoś tylko daje i daje, a ktoś inny bierze.

LEKCJA DRUGA: Ty też jesteś ważna!

Gdy dbamy o potrzeby wszystkich wokół, nie mamy czasu zadbać o własne. Matka często tak już ma, że siebie stawia na ostatnim miejscu. Jak tylko zrobię kolację, to odpocznę. Jak tylko położę dzieci. Jeszcze tylko to pranie złożę, żeby nie czekało na mnie rano. Ale nie usiądę przecież w salonie, w którym są porozrzucane zabawki, więc jak tylko tutaj posprzątam…

Przeczytałam kiedyś, że jedynymi osobami, które mają obowiązek o nas dbać – są rodzice. Dopóki nie dorośniemy. A potem to już nasza własna sprawa. Wcale nie partnera!

Jest taki popularny frazes: „Pokochaj siebie”. Ludzie różnie go rozumieją, zazwyczaj jako samoakceptację własnego ciała. Że patrzysz w lustro i to, co w nim widzisz, ci się podoba. Ale dla mnie „pokochaj siebie” oznacza: traktuj siebie jak ludzi, których kochasz. Że dla siebie też mamy prawo chcieć wszystkiego, co najlepsze. Zauważać swoje potrzeby. Rozpieszczać się. Nie wymagać niemożliwego, tylko akceptować. Ze słabościami, tak jak nie przestajemy nagle kochać naszych dzieci, bo przyniosły uwagę ze szkoły albo przytyły.

Kochasz siebie w ten sposób? Jeśli nie, nic dziwnego, że nie możesz uwierzyć, że ktoś inny może pokochać ciebie. Wtedy starasz się zasłużyć sobie na tę miłość. I wracamy do lekcji pierwszej. Odrób ją, bo przed nami jeszcze trzecia…

LEKCJA TRZECIA: Mama nie robi wszystkiego najlepiej i przestańmy tak mówić, bo wcale nam to nie służy!

Choć zdanie: „Nie ma jak u mamy” brzmi jak komplement, prawda? Ale potem – gdy dziecko płacze – wszyscy mówią: „na pewno chce do mamy!”, nawet gdy jesteśmy właśnie zajęte, a partner jest bliżej. Lekarz na wizycie zwraca się do nas, bo my lepiej zapamiętamy zalecenia. To tylko pozornie ma połechtać nasze ego, a tak naprawdę sprawia, że robimy wszystko, bo daje się nam znać, że jesteśmy niezastąpione.

Ciągle słyszymy, że coś jest dla kobiety „naturalne”. Ten instynkt do przewijania pieluszek ma, że „pstryk”: i od razu wie, jak to robić! Co jest oczywiście nieprawdą, bo wszystkiego się NAUCZYŁYŚMY. Robić najlepszy na świecie rosół też. Więc tata dziecka również może się tego nauczyć!

Ponieważ to dla nas opieka nad dzieckiem jest „naturalna”, my zostajemy w domu na macierzyńskim. W tym czasie przejmujemy większość obowiązków, bo partner jest w pracy, a później – gdy same do niej wracamy – ciężko nam je oddać. Tak się przyzwyczailiśmy. Nam wychodzi to sprawniej, skoro robiłyśmy to już tyle razy.

Żeby było zabawniej: na końcu jesteśmy obwiniane – „pozwoliła sobie, więc ma” – chociaż właśnie do tego byłyśmy socjalizowane od małego. Dostawałyśmy lalki do zabawy, w reklamach widziałyśmy głównie kobiety, które wykonują obowiązki domowe, zresztą do dzisiaj w podręcznikach to mama zmywa naczynia, a tata zabiera na wycieczkę rowerową. No i w wywiadach tylko gwiazdy płci żeńskiej są pytane, jak udaje im się godzić życie rodzinne z pracą zawodową. Jakby mężczyzna nie musiał niczego godzić!

Całego świata tak od razu nie zmienimy. Ale całe szczęście – gdy mamy świadomość – zmianę możemy zacząć we własnym domu.

Ja też przez długi czas uważałam, że tylko zrobione tak, jak robię to ja, będzie zrobione dobrze. Potrafiłam mieć pretensje do Piotra, że użył złego płynu do wyczyszczenia wanny. Potem on nie chciał tej wanny czyścić, skoro tyle razy dawałam znać, że robię to lepiej, daj, poprawię. Klasyczny przykład, bo w ten sposób wszystko zostawało na mojej głowie!

Jeśli dostrzegasz siebie w tej historii, zadaj sobie pytanie, co jest ważniejsze: ty? Czy czysta wanna? Gdy odrobiłaś poprzednie lekcje, odpowiedź będzie oczywista ;)

A potem po prostu daj się wykazać innym. Jeśli nadal się boisz, świetnym wynalazkiem jest antybakteryjny spray do powierzchni Dettol. Zamiast wielu produktów do sprzątania w szafce jest jeden, dzięki czemu po prostu nie da się wybrać źle. Poza tym Dettol czyści bardzo, baaardzo dokładnie. Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam, od razu pomyślałam, że to genialne rozwiązanie dla kobiet, które mają poczucie, że ogarniają najlepiej. Oraz panów, którzy zazwyczaj twierdzą, że właśnie przez to boją się przejąć stery :)

SPRAY DETTOL Ma orzeźwiający zapach limonki i Można go użyć w salonie, łazience, kuchni…

a nawet do deski do krojenia, czyli powierzchni, które mają bezpośredni kontakt z jedzeniem

 świetnie sprawdzA się do przemywania miejsc, gdzie jest najwięcej zarazków, bo służy nie tylko do sprzątania, ale również dezynfekcji – zabija 99,9% bakterii i wirusy: w tym SARS-CoV-2

a na szybko do mycia i dezynfekcji powierzchni można użyć antybakteryjnych chusteczek Dettol

Wiem, że niektóre z was szukały tu pewnie szybkiego „sposobu na partnera”. Niestety, takie nie istnieją! Nie mamy wpływu na innych ludzi. Dlatego, gdy chcemy zmian w związku, zacząć je powinniśmy od siebie. Dla siebie :)

* partnerem wpisu jest marka Dettol, która całej rodzinie ułatwia sprzątanie :). Produktów biobójczych należy używać z zachowaniem środków ostrożności. Przed każdym użyciem przeczytaj etykietę i informacje dotyczące produktu.

(10 819 odwiedzin wpisu)