10 największych prawd na temat macierzyństwa
Wiecie, takich najgłębszych. A kto się nie zgadza, ten trąba! Albo niczego jeszcze o życiu nie wie, więc niech lepiej uważa na lekcjach, a nie blog parentingowy podczytuje…
To co? Nie ma już dzieci na sali? Możemy zaczynać? No to: jazda!
1. Kobieta, która urodziła naturalnie i karmiła piersią, jest lepszą matką.
Od tej drugiej. Wygodnickiej. Która myśli tylko o sobie. Musisz się nacierpieć, żeby docenić swoje szczęście! To stara, ale ciągle aktualna prawda. No jak tak w ogóle można: wyjąć sobie dziecko z brzucha i mówić, że jest się matką? Albo trzymać butlę z trucizną w ręce i twierdzić, że kocha się dziecko, któremu się to świństwo podaje? Ono teraz będzie ułomne i chorowite. Będzie mieć astmę i dwie lewe ręce, zobaczysz! Poszłaś na łatwiznę. Co ty w ogóle wiesz o prawdziwym macierzyństwie…?
2. Z młodą mamą nie porozmawiasz o niczym innym, tylko o dzieciach, pieluchach i kupkach.
W zasadzie jej mózg przypomina papkę. Tak, dokładnie tą, którą na obiad podaje swojemu maluchowi. Gardzę młodymi mamami i mam je głęboko… No, wiecie gdzie. Głośno nie powiem, bo nie wypada.
Nie pogadasz z taką ani o przecenach w CH, ani tym bardziej o pierwszym koncercie Justina Timberlake’a w Polsce. Co najwyżej powie ci, że nie ma do tego głowy. Na zakupy iść czy na koncert. I dawaj z powrotem o kupkach, zupkach, srupkach. Jakby to kogoś w ogóle interesowało?! Przecież słowa ostatniej piosenki Timberlake’a są o wiele ciekawsze niż całe to macierzyństwo! Albo sobotnia impreza… Co tam się działo! Żadne pierwsze kroczki nie mogą się z tym równać!
Ale to nie wszystko. One nie czytają książek. Nie słuchają muzyki klasycznej. Nie chodzą do kina, teatru, opery, filharmonii. Serio. Wiem, mi też trudno w to uwierzyć! Przecież KAŻDY normalny człowiek puszcza Beethovena w aucie, czyta dziesięć książek w miesiącu, telewizję włącza tylko i wyłącznie na kanale TVP Kultura, a balet widział na żywo kilka razy. Tylko w ciągu ostatniego roku. A ty nie? No przecie nie teraz głupia kobieto, przed porodem! Wtedy, kiedy twoje życie miało sens…
3. Uśmiech dziecka wszystko wynagradza.
Jak Boga kocham! Nieważne, że dziecko właśnie wypluło na mnie całą zawartość swojej miseczki z kaszką, kopnęło mnie w piszczel, pociągnęło za ucho i podrapało policzek. Jego uśmiech wszystko wynagradza. Nieważne, że nie spałam od roku, w tym czasie nie było mi też dane zjeść ciepłego obiadu, usiąść z kawą czy wziąć kilkuminutową kąpiel. Nieważne, że krzyczy to to, dopóki nie trafi na ręce i jak tylko próbuję je odłożyć, alarm załącza się z powrotem. I narasta. Od świtu do nocy. Uśmiech mojego dziecka – na tych rękach rzecz jasna – potrafi rozbroić tykającą bombę zegarową. I nie twierdzę tak, bo chcę uniknąć łatki kiepskiej matki, która z dzieckiem sobie nie radzi. Ja je naprawdę kocham! Nawet jeśli czasami narzekam. No. Bo wiecie, jego uśmiech…
4. Dziecko wzmacnia związek.
Mówię Wam, nie ma to jak małe dziecko na kryzys w małżeństwie! Jak ono spaja zwaśnioną parę, która patrzeć na siebie nie może! Wraz z pojawieniem się potomka spijają sobie z dzióbków i tylko patrzą, jak tu wyręczyć ukochaną/ukochanego w trudach pierwszych miesięcy. Kłócą się, kto pieluchę z bombą przewinie. Bo i ona by chciała, i on. Bardzo, bardzo. Przepychają się przy zlewie, żeby naczynia pomyć, o wózek na spacerze się kłócą, ale wiecie, to nie są już kłótnie jak wcześniej, na serio, tylko przekomarzanie. Takie z uśmiechem i cmokiem. To miłość do dziecka przenosi się drogą kropelkową na małżonków.
Wszyscy są wyspani, uśmiechnięci i zaróżowieni z nadmiaru szczęścia. Rodzice mają w końcu czas na słodkie tete-a tete. Pielęgnują swoje uczucia, dbają o partnera/partnerkę. Na potwierdzenie tych słów mam dowód: czy znacie jakąś parę z małym dzieckiem, która się rozwiodła? No właśnie! Rozwodzą się tylko bezdzietni.
5. Kiedy pojawia się dziecko, kobieta potrafi się świetnie zorganizować, bo uczy się robić kilka rzeczy równocześnie.
Kobieta na macierzyńskim ma mnóstwo czasu… Na ploteczki, telewizję śniadaniową i Facebooka.
Dom, w którym jest noworodek, lśni czystością. A matka z braku laku pół dnia przeczesuje swoje piękne, długie i zadbane włosy. Nigdy nie wyglądały tak zjawiskowo jak właśnie po porodzie!
I kiedy jedną ręką je czesze, drugą lula maleństwo, nogą obiera ziemniaki na obiad, a drugą prasuje śpiochy. Pełna mobilizacja. Żadnych spraw na wczoraj, tfu, nawet na dzisiaj, bo i te na jutro są już zrobione. Też tak macie?
6. Człowiek przyzwyczaja się do mniejszej ilości snu.
Serio. Jeśli dojdziesz do wprawy – a przy takim niemowlaku dojdziesz do wprawy bardzo szybko! – stwierdzisz, że w ogóle nie musisz spać. Funkcjonować będziesz na najwyższych obrotach, pełna wigoru i radości mimo zaledwie trzech godzin snu w nocy. Po roku życia z niemowlakiem nie wiem w sumie, po co ludzie śpią? Można się bez tego świetnie obyć, a energię niezbędną do życia czerpać z kosmosu. No to się podłączam… Bo za mną – i przede mną zresztą też – kolejna nieprzespana noc. Dla mnie: pikuś! Pan Pikuś.
7. Dwójka dzieci to jak jedno dziecko. Nie poczujesz różnicy.
Bo dwie pary butów do zawiązania to jak jedna para. Tak czy siak: schylić się musisz. Kiedy niesiesz dwójkę dzieci, ich ciężar rozkłada się równomiernie, dzięki czemu masz wrażenie, że niesiesz tylko jedno. Aha! Tak to sprytnie wymyśliła Matka Natura. Kiedy kąpiesz młodsze dziecko, starsze w tym czasie ulega samoczyszczeniu. Kiedy usypiasz starsze, młodsze z automatu zamyka oczy.
Ale to jeszcze nie koniec cudów! Młodsze nie tylko bawi się zabawkami po starszym i donasza jego ubrania oraz pieluchy, ale jeszcze żywi się resztkami, jakie spadają ze stołu starszaka, bo koszty posiadania kolejnego dziecka są przecież żadne. Jak starsze jedzie na kolonie, to młodsze przemycasz w jego walizce i dzięki temu masz wakacje dla dwóch w cenie wczasów dla jednego. Grunt to pomyślunek. Ale to temat na osobny punkt, bo…
8. Dzieci wcale tak dużo nie kosztują!
Bo one się żywią powietrzem, nie wiedziałaś? Pieluchy można dostać w sklepie za darmo, mamy państwową służbę zdrowia, więc za szczepienia nie trzeba płacić, nie mówiąc o wizytach u specjalisty (taki okulista dziecięcy, alergolog czy endokrynolog jest dostępny od ręki, bez kolejek i zapisów). Lekarstwa do osiemnastego roku życia nie są wcale potrzebne, kosmetyki w sumie też nie. Jak dobrze przyzwyczaisz dziecko, to będzie spać razem z Tobą, więc ani mebli nie musisz kupować, ani tym bardziej zmieniać kawalerki na coś większego, coby pociecha miała swój własny kąt. Wystarczy jedno krzesło przy spódnicy mamy. Krzesło na pewno już masz.
Państwo w całości refunduje ubrania i podręczniki, a zamiast zabawek takiemu dziecku można dać do ręki na przykład patyk, na pewno się ucieszy i zajmie dłuższą chwilę. Pierwszy rowerek też możesz własnoręcznie wystrugać, podobnie jak hulajnogę. To naprawdę żadna filozofia! Zresztą, becikowe spokojnie wystarczy, żeby skompletować całą wyprawkę. Będziecie dzięki niemu pływać w luksusach jeszcze przez dobre kilka lat! A potem też się nie martwcie, w końcu mamy ulgi dla rodzin z dzieckiem i obniżony VAT na wszelkie produkty do życia dziecku niezbędne. Żyjemy przecież w państwie prorodzinnym. Pełną gębą.
Jak dziecko podrośnie, zamiast wysłać je na wakacje nad morze, wystarczy na przykład wystawić berbecia na chodnik przed dom. Jemu to przecież nie zrobi żadnej różnicy! Zamiast puścić na narty z kolegami z klasy, możesz je zabrać na sanki na pobliską górkę. Sanki znajdziesz na ulicy, pełno ich zimą leży. Władać biegle językami obcymi nauczy się na lekcjach w szkole, w końcu to aż dwie czterdziestopięciominutowe godziny tygodniowo! A różnorodny wachlarz zajęć dodatkowych zapewni nie kto inny, tylko rodzic. Włącznie z nauką pływania w wannie. Na studia samo sobie dziecko zarobi, przecież pracy w bród, a stanowisko ekspedientki w Zarze jest świetnie opłacane i – nomen omen – etat zawsze wolny. Taki sprzedawca jeszcze dołoży rodzicom do rachunków, zobaczysz!
Jeśli jesteś mamą dziewczynki, to już w ogóle wygrałaś los na loterii, bo szybko wyjdzie za mąż i kłopot z głowy. Jeśli chłopaka, też nie masz na co narzekać, bo nie musisz finansować wesela. Tak czy siak: dzieci kosztują tyle, co nic. Aby je wychować wystarczy duuużo miłości.
9. Jeśli dziecko nie potrafi się zachować, to zawsze jest wina matki. I złego wychowania. Przez matkę rzecz jasna.
Kiedy płacze w sklepie przy półce z cukierkami to wiedz, że winna jest rodzicielka. Widocznie wcześniej ulegała i karmiła cukierkami na tony. Przed obiadem w dodatku! To teraz ma. Głupia! Bo normalnie dzieci wcale nie płaczą. Chyba, że są źle wychowane. Nie muszą sprawdzać, gdzie przebiega granica, bo doskonale to wiedzą. Wystarczy zawczasu wytłumaczyć. Trzymać rękę na pulsie. Tak naprawdę matki, które mają trudne dzieci, same są sobie winne. Brak konsekwencji odbija się czkawką. Dziecku wystarczy RAZ powiedzieć, żeby zapamiętało. Co nie, jak tak?
10. Musisz mieć dzieci, bo kto ci na starość szklankę z wodą poda?
Dzieci doskonale wiedzą, ile trudu włożyło się w ich wychowanie. Intuicyjnie przez całe swoje dorosłe życie pragną się odwdzięczyć. Spłacić zaciągnięty dług. Bo przecież te bóle porodowe, nieprzespane noce, te ręce urobione po łokcie, a nawet po pachy, ten czas poświęcony… Na darmo? No nie może być tak, że przyszło sobie dziecko na świat i teraz ty dla niego wszystko, a ono dla ciebie nic! Na starość na pewno się zaopiekuje, do lekarza zawiezie, na chleb dołoży, okna w mieszkaniu pomyje. Taka jest kolej rzeczy. Po to je przecież na świat wydałaś? Dla siebie?
Jak to było? Moja prawda najmojsza? Więc jeśli przypadkiem masz jakieś „ale”, szybciutko wróć do pierwszego akapitu ;).
sama prawda! :D
punkt 4 mnie dobił najbardziej…..tzn.”wiedziałam z czym się to je” ale teoria to tylko teoria, dobry tekst
Polać jej :) Dobitnie ale jak prawdziwie :)
w sumie nie polewać, to przecież matka, matka nie pije!
Ostatniej przyjemności na tym padole łez mi odmawiasz???
Uśmiech dziecka Ci to wynagrodzi ;)
;)
Dobrze prawi !!! :D
Przecieram oczęta moje (na zapałkach dzisiaj wiszą, oczywiście nie dlatego, że dziecię postanowiło noc przebalować, tak by the way punktu 6) i czytam, czytam i czytam…..no matko racje prawicie. Co tu dużo gadać!
Na zapałkach? To jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?! Dziwna jakaś jesteś… ;)
No wiem wiem…prawdziwa matka to powiekami nie rusza. Ale obiecuje oprocz tego matka ze mnie ksiazkowa ;-)
Rewelacyjny post, usmialam sie do lez ;) Tal dalej!
Mamuniu, a może napisałabyś posta o szczepieniach zalecanych? Jakie jest Twoje zdanie na ten temat, bo ja już zgłupiałam…. Przeczytałam internety (ale w wiekszosci to pewnie artykuły sponsorowane, wiec nie biore sobie ich do serca), radziłam się 3 pediatrów (każdy powiedział co innego) i sen z powiek mi to spędza.
Czytam Cię prawie od początku i prawie zawsze podzielam Twoją opinię. Wiec chciałabym znać Twoje zdanie bo nt dziecka i tego co dla niego najlepsze wiesz chyba wszystko….
Kiedy żaden ze mnie autorytet w tej kwestii i kieruję się głównie intuicją.
Postaram się skrobnąć kilka słów, ale raczej z pozycji zagubionej matki ;).
Uwielbiam Twoją ironię :)
:) a jakaś konkretna sytuacja Cię do napisania tego skłoniła czy tak się po prostu nazbierało? :)
Ach, długa historia.
Zacznijmy od tego, że owe prawdy słyszałam od zawsze. W niektóre święcie wierzyłam (cc i karmienie piersią; uśmiech dziecka wszystko wynagradza; dziecko cementuje związek; można się przyzwyczaić do 5-6 godzin snu i nie czuć zmęczenia), inne od początku wydawały mi się naciągane (dziecko prawie nic kosztuje; dwójka to jak jedno). Teraz sama jestem mamą i z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że to bzdury. W dodatku bezmyślnie powtarzane przez inne matki. Nie trzeba tego słuchać, bo jak całą argumentację zbierze się do kupy, to widać, że absurd goni absurd.
Tak, to bzdury do kwadratu :) Tylko tak pomyślałam, że własnie albo jakaś kolejna nieprzespana noc albo jakiś głupi komentarz Cię sprowokował do napisania. Uśmiałam się jak to czytałam, ale w sumie to nie ma się z czego śmiać ;)
a może Tata by coś napisał jak to wygląda z jego punktu widzenia? :) 5 prawd na temat ojcostwa :)
Ach, jak ja lubię tą ironię :). Zawsze trafisz w sedno… Ale, ale mam pytanie Mamuniu… Z jakiej aplikacji korzystasz, gdy biegasz ? Ja mam runtastic pro, ale ta Twoja też fajnie wygląda :D
To nike+ running :).
Tak sobie myślę, że post o przydatnych aplikacjach na smartfona by się przydał (sama mam kilka takich bez których nie potrafię już funkcjonować). Są nawet interaktywne bajki np. Tuwima <– to tak z myślą o dzieciach :).
Myślałam już o takim wpisie :). Pewnie kiedyś go w końcu ogarnę.
Ad.5. no! nie wiedziałaś? wszak ktoś raczył nazwać czas po narodzinach URLOPEM macierzyńskim. a jakże!
Ad.7. akurat w tym ciut racji :) mam dwójkę smrodów, aktualnie czekam na trzecie (what have i done?! :P) i z ręką na sercu przyznaję, że wolę mieć dwójkę niż jedno. może dzięki ponad 5 letniej różnicy wieku? nawet uda mi się czasami wypić ciepłą (nie, że gorącą, niech nas nie ponosi) kawę! szkoda tylko, że ciastko do niej muszę jeść w ukryciu- tak, ukrywam jedzenie przed swoimi dziećmi! niestety gdyby nie to, nie jadłabym wcale :)))
Nie kuś, nie kuś tym drugim dzieckiem;).
Co do jedzenia w ukryciu – mam tak samo! Mały wszystko z mojego talerza wymiecie, chyba że się przed nim schowam ;).
hahah ale się uśmiałam ;P dobry tekst!
Świetny tekst, ale na punkt pierwszy to ja zawsze miałam gotową odpowiedz: moje mleko zabija karmić dalej?
Ja chyba jestem z innej planety;) … bo i wyspana i czas na ploteczki jest i po porodzie super i z mężem itp itd…a niestety tych mamusiek co tylko o zupach i pieluchach gadają to jest mnóstwo – i niestety nie potrafią pogadać ani o przecenach ani o koncercie Justina;) Niemniej fajny tekst, który czyta się z uśmiechem.