Czy kobieta, która nie pracuje, nie ma ambicji?
Czasami tak mam, że powiem coś pod wpływem emocji. A ostatnio się we mnie zagotowało jak w kotle po przeczytaniu artykułu o małżeństwach Polaków z Ukrainkami. A dokładniej po przeczytaniu argumentów mężczyzn, dlaczego to właśnie kobieta zza wschodniej granicy okazała się idealną żoną. Bo potrafi zrobić obiad z niczego bez wynalazków typu Thermomix. Bo maluje się i stroi ZAWSZE (nawet gdy siedzi w domu), a nie tylko na wielkie wyjście. I jest gotowa zrezygnować z awansu dla dobra rodziny, a nawet rzucić dla niej pracę. Wtedy powiedziałam do was na Story słynne zdanie: „To jest opresyjne. Polscy mężczyźni wybierają kobiety bez ambicji, żeby w spokoju móc realizować własne ambicje”. Teraz postanowiłam to doprecyzować.
Choć rozumiem tych mężczyzn, NIE pochwalam ich zachowania
Sama pracuję. Czasami mniej, ale zazwyczaj na tyle dużo, że kiedy wybija godzina 16 i dzieci po powrocie z przedszkola pojawiają się w drzwiach, ja w popłochu zaczynam kombinować obiad. Wczoraj zrobiłam pranie tylko dlatego, że wszystkim nam zabrakło czystych skarpetek, a domu nie sprzątałam od dwóch tygodni.
Oczywiście, że mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia! MARZĘ o kimś, kto zgodziłby się każdego dnia gotować nam obiady i raz w tygodniu sprzątać. Myślę, że to jest marzenie każdej pracującej mamy ;).
Faceci nie mają takich wyrzutów. W spokoju mogą realizować się zawodowo, bo jest ktoś, kto za nich ogarnia wszystkie aspekty codzienności. Kto co rano wkłada im śniadanie do torby, podciera dzieciom nosy i na bieżąco pilnuje zaopatrzenia lodówki.
To jest wygodne. To jest tak zajebiste, że zrobiłabym wiele za takie rozwiązanie, ale tego jednego zrobić nie mogę: nie poproszę Piotra, żeby porzucił swoje plany, bo ja chcę w spokoju pracować.
Dlatego w gorącym okresie – czyli kilka miesięcy przed konferencją i jakieś dwa po – cały ciężar prowadzenia domu spada na mnie. Odkładam plany na bok, żeby mój mąż mógł się realizować, a potem realizuję się ja. I tak na zmianę. Jasne, mogłabym mu powiedzieć: słuchaj, nie musisz robić tej konferencji. Jestem w stanie zarobić na nasze utrzymanie, więc może zajmiesz się domem, żebym ja mogła się rozwijać? Zrobisz to dla nas? Dla naszych dzieci?
Szczerze gardzę ludźmi, którzy oczekują od kobiet, żeby rezygnowały z pracy, bo i tak zarabiają mniej, a w domu przydają się bardziej. Praca to nie tylko pieniądze. To okazja do rozwoju, spotkań z ludźmi, samorealizacji. Daje niezależność, pewność siebie. Więc w newralgicznych momentach po prostu zatrudniamy panią, która ogarnia nam cztery kąty i zamawiamy obiady.
Może się wydawać, że to drogie rozwiązanie, ale nam opłaca się najbardziej, bo dzięki temu obydwoje jesteśmy spełnieni, więc szczęśliwi.
Choć rozumiem te kobiety, sama jestem inna
„Ale to ja nie chcę pracować, mąż mnie do niczego nie zmusza!” – pisałyście mi chwilę po moim Story. Albo: „Czy uważasz, że skoro siedzę od kilku lat z dziećmi w domu to nie mam ambicji?” i mój osobisty hit: „Twoim zdaniem kobiety z Ukrainy są pozbawione ambicji?”.
Przyznam szczerze, że ja nie znam takiego scenariusza. Nigdy nie miałam mamy w domu. Moja po trzech miesiącach macierzyńskiego wróciła do pracy i całe życie tłumaczyła mi, jakie to ważne, żeby kobieta miała swoje pieniądze. Ale tak, miałam do niej pretensje o ten klucz na szyi i że we wakacje sama muszę sobie kręcić kogel mogel.
Dlatego zostałam nauczycielką :). Żeby w ferie, wakacje i święta być w domu. A kiedy urodziłam dziecko, postanowiłam być z nim w domu jak długo się da, minimum trzy lata, aż pójdzie do przedszkola.
Wytrzymałam… Trzy miesiące! Tak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Dopiero wtedy zrozumiałam moją mamę. Że wychowanie dziecka mogło jej nie wystarczać, bo sama się w tym jakoś specjalnie nie spełniałam. Nie byłam w tym dobra. Nie dawało mi to ogromnej satysfakcji. A machanie grzechotką przez pół dnia wręcz mnie męczyło. Uwierało mnie, że będę na utrzymaniu męża i nie mogę tak po prostu pójść sobie czegoś kupić, tylko muszę najpierw poinformować o tym, żeby dostać pieniądze (mamy oddzielne konta).
Ale najbardziej uwierało mnie, że wszystko co robię, robię dla kogoś, a nic dla siebie.
Ponieważ sama tego nie czuję, postanowiłam przedyskutować to z moją mądrą połówką, czyli z mężem. Poszłam do niego przeczytałam wasze wiadomości i zapytałam:
– Czy kobieta, która nie pracuje, jest bez ambicji?
– Nie – odpowiedział – bo jej ambicją jest zapewnić ciepły, spokojny dom swojej rodzinie. I ma do tego prawo.
A ja myślę, że lepszego podsumowania już nie wymyślę, więc może tym razem zamiast z moimi słowami, zostawię was ze słowami Piotra.
Myślę, że każdy ma inne ambicje. Ja również z tych co nie mogą usiedzieć w domu z dziecmi, bo lubię być niezależna. Też robilam podejścia do samego siedzenia w domu i zajmowania się dziećmi, ale nic z tego. Mam też kuzynkę, która w ogóle ani dnia nie pracowala, ponieważ ma bardzo bogatego męża i nie miała ochoty iść do pracy (miała taką możliwość, mąż jej nie trzymał na siłę w domu:) ani widocznie potrzeby posiadania własnych, oddzielnych pieniedzy. Ona jest też zadowolona, więc widocznie jej ambicja jest zajmowanie się domem. Także podsumowanie Piotra jest trafne.
To prawda, chociaż ja zawsze zastanawiam się nad tym, co taka kobieta zrobiłaby w sytuacji, gdyby jej mąż ją zdradził, pobił, odszedł do innej kobiety lub po prostu ich miłość by się skończyła? Nie wątpię, że życie kręcące się wokół spraw innych niż kariera zawodowa może być przyjemne i satysfakcjonujące, ale czy takie podejście nie jest krótkowzroczne? O ile taka kobieta nie ma jakichś pieniędzy ze spadku itp., to odbiera sobie samej decyzyjność i autonomię związane z prostą możliwością trzaśnięcia drzwiami i rozpoczęcia nowego życia, kiedy to dawne przestanie jej odpowiadać lub kiedy będzie zmuszona do ratowania siebie i dzieci (bo np. czuły partner i mąż zaczął pić i bić, zmieniając się w oprawcę). Wiadomo, że nikt nie bierze ślubu z myślą, że związek może się rozpaść, ale jednak w życiu zdarzają się różne rzeczy.
Wtedy po prostu musiałaby pójść jeszcze do pracy zarobkowej. Może wypowie się jakaś mama, która zajmuje się domem i dziećmi i nie ma swojego źródła dochodu? Jak to wygląda z jej punktu widzenia.
No wiesz, praca nie jest czymś, co po prostu leży sobie na ulicy i czeka, aż ktoś się po to schyli – zwłaszcza, że mówimy tu o osobie bez doświadczenia, która być może nigdy nie pracowała, a może zniknęła z rynku pracy na wiele lat. Ponadto aby się wyprowadzić, trzeba już mieć pieniądze – nikt nikomu nie wynajmie mieszkania czy pokoju za obietnicę zapłaty za miesiąc lub kilka (nie wspominając już o takich kwestiach jak kaucja). Sprawa dodatkowo komplikuje się, kiedy kobieta odchodzi z dziećmi. Naprawdę trzeba nieźle zarabiać, by być w stanie utrzymać więcej niż jedną osobę. Ponownie – raczej nie grozi to komuś, kto wcześniej nie pracował i jest kompletnie nieatrakcyjny z perspektywy pracodawcy.
W takiej sytuacji zawsze jeszcze można wywalczyć jakieś alimenty od męża, chyba gorsza sytuacja gdy on ciężko zachoruje lub umrze. A u nas ciężko o dobrze płatną pracę, szczególnie dla osób bez doświadczenia. Ja nie mam jeszcze męża ani dzieci, ale na ten moment nie wyobrażam sobie być uzależnioną finansowo od drugiej osoby.
Uwielbiam sformuowania ‚siedzi w domu’ i ‚nie pracuje’ jako mama dwójki na etacie w pracy staram sie odpoczywać ;) bo w domu jest never ending story- pranie, sprzątanie, gotowanie, wystepuje w charakterze mediatora w sporach o kredki i kokardy itp. udzielam odpowiedzi na pytania z chemii, biologii i fizyki z pomoca wujka google ofcors, i wyjmuje z klopa gumki do wlosow. To nie jest praca to jest orka 24h na dobę bez opłaconego ZUSu. To jest ogromne poswięcenie, po calym dniu orki usluszec łeee siedzisz w domu
ps. mąz kolezanki opłaca jej składki
ps2 a co do tych Polakow wybierajacych Ukrainki czy Niemców wybierajacych Polki mam wrazenie ze w 90 proc wybieraja kobiety, a nie mezczyzni. Panom sie tylko zdaje ze wybrali?
Bez przesady z tym obrażaniem się na sformułowanie ,siedzi w domu,. Też mam dwójkę dzieci, też ,siedziałam z nimi w domu’ tylko i też pracowałam jeszcze. Im dzieci starsze to nie jest tak źle. Ja mam obecnie 9 latka i 5 latka i jestem obecnie na zwolnieniu lekarskim i ,siedzę z nimi w domu’ i nie jest to żadna orka. Nawet odpoczywam, ponieważ dzieci są już większe. A też gotuje obiady, sprzątam, prasuje. Zgodzę się, że z małymi dziećmi to bardziej przypomina orkę na ugorze :-)ale im dalej w las wg mnie to jest latwiej i jest też czas dla siebie.
Tylko zwracam uwagę,że te,które pracują też muszą ugotować,wyprać,posprzątać,zorganizować. To nie jest tak,że magicznie po powrocie do pracy te obowiązki znikają.
Lubię, lubię, lubię. „Siedzenie w domu” to orka na ugorze. Można się porównywać tylko z Syzyfem…
Swietny wpis Ilona!
Kazda z nas jest inna i jest na innym etapie swojego zycia. Zajmijmy sie swoim zyciem, nie oceniajac nikogo swoimi kategoriami. U mnie w domu oboje rodzicow pracowali, mama wrocila do pracy po trzech miesiacach, bo robila specjalizacje, inaczej ciezko byloby jej wrocic w rytm po dlugiej przerwie. Ja wzielam w sumie 3 lata przerwy urlopu macierzynskiego dzielone na dwojke dzieci i wspominam ten okres cudownie. Chcialam wrocic do pracy, bo po prostu lubie to, co robie i zostajac full mama na dluzej czulabym, ze sie marnuje. Chce tez, zeby moja corka miala wzorzec matki, ktora umie o siebie finansowo zadbac. Poza tym mamy z mezem plany na emeryture i zbieramy kase.
To sa kazdego zyciowe wybory. Nie sadzmy, live and let live…
Też zawsze mówię, że mnie, członka drużyny Mama Pracuje (Zawodowo) przydałaby sie … żona. I nieraz powtarzam, że za każdą „zorganizowana” kobieta stoi inna kobieta. Jest to naprawdę wygodne rozwiązanie, wiem, bo miałam przyjemność doświadczyć tego niedawno. Rok, w którym podjęłam nostryfikację (notabene z tych powodów, o których piszesz – bo zawód nauczyciela pozwala pracować w domu) obfitował w najróżniejsze wydarzenia, w tym w to, że mój mąż niespodziewanie stracił pracę. Ale co było pozytywne w tym układzie – przejął wszystkie niemal obowiązki domowe. Dzieci zawiezione i odebrane, obiad czeka na mój powrót, dom posprzątany. Czy nie miał ambicji? Przyznam, że nawet o tym nie pomyślałam, nostryfikacja była bardzo stresująca i gdyby nie on, byłoby bardzo ciężko. Jedynym mankamentem były finanse, to był okres zaciskania pasa. Sama źle sie czułam na jego utrzymaniu (trzy lata przy córce, bo pisałam drugi dyplom i rok przy synku),mimo że dostawałam zasiłek rodzicielski. Dla mnie samowystarczalność finansowa jest bardzo ważna, pracować zaczęłam na trzecim roku studiów i mimo bułki z pasztetem uwielbiałam to poczucie niezależności, jakie dają własne pieniądze. Ale sa rzeczy ważne i ważniejsze – znam kogoś, kto po utracie dziecka nie wrócił do pracy na okres drugiej ciąży i teraz opieki nad maluchem, a jest to jedna z ambitniejszych i zawodowo najbardziej elastycznych kobiet, jakie znam. Znam późną mamę, która z pełną świadomością cieszy się czasem w domu. Chociaż przyznam, że słysząc, że kobieta po studiach rezygnuje z życia zawodowego, a to zdarza się w Niemczech czesto, myślę sobie, ze jest to marnowanie zasobów. Z drugiej strony znam sztafetę przez plotki na czas par pracujących jak my i nie mogę tego idealizować.
Tak naprawdę każdy człowiek jest inny i patrząc z boku nie jesteśmy w stanie stwierdzić o ambicjach i ich braku.
PS. Polacy coraz częściej wybierają Ukrainki za żony, bo Polki są zbyt niezależne, tak samo jak Polki często wychodzą za obcokrajowców, bo chcą mieć zaradnych mężów ;)
Plus dla tych dla obcokrajowców (Niemcy, Anglia, Francja) to właśnie ich kobiety są zbyt niezależne :)
„To okazja do rozwoju, spotkań z ludźmi, samorealizacji. Daje niezależność, pewność siebie”. Dla tej pani, ktora sprzata i gotuje, zeby kobieta z ambicjami mogla sie rozwijac, spotykac z ludzmi, samorealizowac to tez taka swietna okazja? A nie koniecznosc, zeby zarobic na podstawowe utrzymanie dla siebie, a moze i dzieci? Kobietom z Ukrainy duzo trudniej znalezc w Polsce prace odpowiadajaca ich wyksztalceniy i ambicjom. Jesli maja sprzatac u Polek, to chyba oczywiste, ze wola nie pracowac, jesli nie musza.
Akurat Pani, która do nas przychodziła (piszę w czasie przeszłym, bo teraz już pracuje gdzie indziej na pełen etat) była zadowolona z takiego rozwiązania, bo miała małe dziecko i przez to ograniczony czas. Chciała sobie dorobić, a ja ją niezmiernie podziwiam, że zamiast siedzieć i marudzić, po prostu zakasała rękawy. Że właśnie jej się chciało, kiedy nikomu się nie chce. Dla mnie to jest właśnie ambicja.
No i bez przesady, stawka godzinowa za sprzątanie jest dzisiaj naprawdę fajna :) a żadna praca nie hańbi. Przynajmniej ja nigdy tego tak nie odbierałam, bo każdy jest potrzebny, a więc ważny (z Twojej wypowiedzi wynika, że osoba, która myje okna czy obsługuje nas w sklepie jest gorsza od kogoś, kto siedzi przed komputerem w korpo – polecam przeformatować myślenie i szanować wszystkich tak samo).
I tak, własne pieniądze dają pewność siebie (mam dwie ręce, potrafię o siebie zadbać, nie muszę patrzeć, kto i ile mi da) oraz niezależność.
Wybacz bezpośredniość, ale w jakiej branży pracujesz? Pytam z ciekawości, bo wydawało mi się, że Twoją pracą jest blog. Czy to etat, czy zdalnie? Coraz więcej jest influencerów, których to jedyny zawód. Ostatnio czytałam artykuł o tym, co influencerzy zrobią, gdy instagram „zdejmie” lajki pod postem. Odpowiedź była miażdżąca: „muszą iść do PRAWDZIWEJ PRACY” :D
Prowadzę bloga, organizuję konferencje, rozwijam własną markę odzieżową :) od 6 lat prowadzę działalność gospodarczą, która przynosi fajne zyski, a od roku fundację, ale rozumiem, że dla ludzi takich jak Ty prawdziwa praca to tylko ta w kopalni.
Jeśli chodzi o influencerów, to znam ich osobiście. Tysiące ludzi próbuje się wybić, a udaje się garstce (5 maks. 10 w danej kategorii: parenting, moda, finanse, etc.). Myślę, że już samo to świadczy o tym, jak mają poukładane pod kopułą, jak są zorganizowani, systematyczni i pracowici. Bez obaw, poradzą sobie wszędzie, choćby i Instagram przestał istnieć.
Nie stanowczo nie kopalnia. Tylko przeglądając treści instagrama czy Facebooka i patrząc na ludzi pozujących do zdjęć z przypisanym oznaczeniem produktu i pokazującym się wiecznie na sories, nie uważam ich za prawdziwych. Praca i życie da się oddzielić, nie trzeba obserwować świata przez okienko w aplikacji, bo czas ucieka. Po za tym, akurat to nie wdaje mi się pracą.
A pytanie o Twoją pracę padło, bo miałam już sporą przerwę od Twojego bloga i zawsze sprawiałaś wrażenie, jakbyś była mamą z dziećmi pozostającą w domu.
Polecam w takim razie spróbować rozwinąć swój Instagram/Facebook/bloga do kilkunastu czy kilkuset tysięcy obserwujących i wtedy możemy porozmawiać:
1. Czy jest to łatwe.
2. Czy nie jest to pracą.
Kto powiedział że w ogóle chcę? Właśnie mówię że nie chciałabym się zamienić. To jest nieprawdziwe. Na instagramie wszystko takie jest. Ludzie są zdespwrowani bo nie ma lajków, bo obserwujący uciekają. Masz znajomą, która wspolny pokaz fajerwerków oglądała przez telefon. Wszystko po to by bylo co pokazać.
PS proszę nie mylić rozwoju marki własnej z „byciem influencerem”. Ostatnio pod postem „szukam influencera” podpisał się ledowo pełnoletni chłopak z 25 tyś obswrwujących który promuje epapierosy. Czy to jest fajne, dla mnie nie.
Przepraszam „mam” nie „masz”.
Też mi się wydaje. Nie znam influencerow, ale np. znam jedną osobę, której konto na insta robi się coraz popularniejsze. Ma piękne zdjęcia i fajne pomysły i odkąd ja pamiętam tak było, zawsze była bardzo kreatywna. Na pewno gdzieś są jakieś „wydmuszki”, jak i w „prawdziwym życiu”, ale znowu jestem przekonana, że niektóre osoby, które obserwuje, dałyby radę bez internetow i to niekoniecznie „podbijając kartę w fabryce azbestu”. ;) Połączenie pasji i pracowitości po prostu. Ty masz np. m. in. dryg do wnętrz. Mam taką ciocie – już za zgrzebnego PRLu potrafiła wynaleźć cudenka. Ona wynajdowala, a inne ciocie… kopiowały. :) Taki prototyp influencera. Nie miała nieograniczonych środków, przeciwnie, oboje z wujem budżetówka, ale mieszkanie zawsze mieli z dbałością o szczegóły. Dziś może miałaby właśnie konto wnętrzarskie. Do czego zmierzam – kto ma osobowość i chec do pracy nie zginie. Niektórym trudno się pogodzić z tak abstrakcyjna praca, szczególnie jeśli przynosi realne zyski, no ale czymże innym są wolne zawody? W większości z nich tworzy się równolegle swiaty, bo jest na nie zapotrzebowanie,a internet jest tylko innym medium.
To jest też kwestia ogromnego samozaparcia. Influencer przez pierwszy rok nie zarabia nic, żaden, tak po prostu jest, że nie jest znany w środowisku i nawet jeśli ma fajną społeczność, to Klienci i Agencje podchodzą do niego nieufnie. Po roku pojawia się pierwszy zarobek, ale umówmy się: to nie są kokosy i nie jest to regularne. Zlecenie raz na kilka miesięcy i tak przez kolejne dwa lata. Ja pierwsze regularne pieniądze zaczęłam zarabiać po 3 latach i zdecydowana większość znajomych mi blogerów też (albo wcale).
W tym czasie oczywiście, jeśli chce coś osiągnąć, nie może się poddawać. Zwróćcie uwagę Dziewczyny, że Instagramerki (ja nie jestem Instagramerką) publikują 2-3 razy dziennie. Na Facebooku post co kilka godzin, bo inaczej zasięg jest ucinany, a na blogu co 2-3 dni. W praktyce wygląda to tak, że wakacje, nie wakacje, święta czy nie święta: ty swoje zrobić musisz. Inni odpoczywają, a ty obrabiasz zdjęcia i piszesz teksty. Albo musisz to bardzo lubić albo jesteś szaleńcem :).
No bo ilu jest ludzi gotowych przez 3 lata codziennie wykonywać swoje obowiązki, chociaż nie mają z tego żadnych profitów i żadnej pewności, że te profity w ogóle kiedykolwiek się pojawią? Większość rzuciłaby to w diabły i dokładnie tak się dzieje. Więc ci wszyscy influencerzy to są naprawdę jednostki, którym prawdopodobnie udałoby się nie tylko w internecie, bo oni nie dopuszczają innej możliwości i będą próbować, aż wyjdzie.
Tak samo zresztą mogłabym powiedzieć o piłkarzach, że to nie jest praca, bo ganiają tylko po boisku. Ale ktoś chce to oglądać (może nie ja, ale inni tak), ktoś chce im za to płacić, więc tak, biegają za piłką, ale to jest ich praca.
Twój mąż to mądry facet :) Bardzo fajnie ujął to, o czym myślałam od początku tekstu – to nie jest tak, że wszystkie kobiety, które zostają w domu nie mają ambicji. Ich ambicją może być stworzenie takiego domu, o którym rozpisują się autorki powieści obyczajowych – ciepłego, pięknego, pachnącego ciastem i domowym obiadem. I nie ma w tym nic złego :) Pozwólmy każdemu realizować się wedle tego, co mu w duszy gra, a wszyscy będą szczęśliwi.
Ja jestem taką kobietą, która zajmuje się domem od 2,5 roku. Do tego pół roku temu przyszło na świat drugie nasze dziecko. I właśnie ja czuję te nie spelnione ambicje i to, że jeśli pobędę w domu kolejny rok to będzie to trudne. Mąż pracuje za granicą więc nie ma opcji żebym wróciła do pracy opiekując się sama dwójką małych dzieci. A, że mieszkam w małym mieście to moje wynagrodzenie wystarczyłoby na przedszkole tudzież opiekunkę.
Najbardziej doskwiera to, że nie ma się tej wypłaty co miesiąc.
Zawsze byłam kobietę, która pracowała na swoje utrzymanie i dzięki temu też mogłam podjąć kiedyś trudna dla mnie decyzję o rozstaniu z człowiekiem, który nie był wart mojej uwagi. Dzięki temu, że byłam niezależna finansowo i od lat radziłam sobie sama. W pewnym momencie doszłam do ściany i już tylko opcja rozstania wchodziła w grę.
Teraz mam męża i dzieci, ale nie jestem spełniona zawodowo. Może poprostu nie można mieć wszystkiego.A może trzeba spojrzeć na ten czas w inny sposób bo dzieci szybko rosną. A czas szybko ucieka.
Póki co znalazłam sobie zajęcie jako redaktorka na blogu książkowym i stawiam pierwsze kroki w tym kierunku. Zawsze jakieś zajęcie plus książka gratis za recenzję. A ja zawsze lubiłam pisać.
Znajduje czas dla siebie. Jeżdżę na rowerze, gram w kręgle, czytam książki i śledzę nowinki z mojej branży żeby choć trochę byc na bieżąco. Ale wiem, że gdy mężowi skończy się tacierzyński będzie mi ciężko gdzieś wyjść, bo kto zostanie z dziećmi. Także tak to wygląda z perspektywy matki Polki.
Cóż nie rozumiem ani nie cenie kobiet, które nie pracują. W moim otoczeniu zawsze były kobiety pracujące, a niepracujące na oczy pierwszy raz zobaczyłam po moim 35 r. życia… Nadal bardzo się dziwię, że tak wiele ich jest! Sama nie mam dzieci, to może mi się ktoś mądrzyć, że łatwo powiedzieć, ale znam normalnie pracujące mamy 1,2,3,4 dzieci… Więc to nie jest ta kwestia…
Pani juz podziękujemy:) za super komentarz,a ja znam bardzo wiele mam 5 dzieci,ktore nie pracują,bo nie maja takiej możliwości,bo np taka pani co juz o 5.30 ma byc na stanowisku w spozywczaku jak ma poslac dziecko,dzieci do przedszkola,skoro przedszkole,tak jak w mojej miejscowosci jest czynne od 6.30, nie wspomne o normalnej juz szkole,gdzie dziecko np bedzie mialo na godzine np 9,to jak ta biedna kobieta ma sie rozdwoic,roztroic….a jej maz na 6 musi byc juz na budowie,a ona nie ma tesciowej,matki,siosytry,sasiadki do pomocy.
Współczuję. Właśnie ostatnio zdałam sobie sprawę, że nie chodzi wcale o to, czy kobieta pracuje, nie pracuje, tylko na ile jest to JEJ WYBOREM. Bo każda z nas powinna mieć wybór. Można zostać z dziećmi w domu i absolutnie nie ma w tym niczego złego, pod warunkiem, że sama kobieta tak chce, a nie została zmuszona przez sytuację (bo mąż więcej zarabia, bo nie ma miejsc w żłobkach, bo nie ma jak dojechać, bo zarobek tak niski, że to się nie opłaca, bo nie ma pomocy i inaczej po prostu nie da rady, etc.).
Abstrahując od tematu małżeństwa, bo w żadnym nie uczestniczę, cytat „najbardziej uwierało mnie, że wszystko co robię, robię dla kogoś, a nic dla siebie” najbardziej mi obecnie pasuje do mojej relacji z… korporacją. Hmmm
Jak zwykle w punkt. Niecałe trzy miesiące temu „urodziłam” (konieczna cc) swoje pierwsze dziecko i dopiero zagłębiam temat. Przy niemowlaku, wiszacym na piersi lub bujanym na rękach (w przeciwnym razie ryk), nie da się nic zrobic. Z tej perspektywy widzę, ze wszystko w domu ogarnialam ja. Mąż po powrocie z pracy nie widzi potrzeby zrobienia prania, posegregowania tego co wyschlo, czy tez wyprasowania piętrzącej się sterty. Na obiad zazwyczaj wyjeżdżają parówki (mąż stoluje się w pracy). Czy to naprawdę musi być tak, ze kobieta musi prosić o oczywiste rzeczy, dotyczące wspólnej rzeczywistości, mężczyźnie naprawdę tak ciężko wziąć się za prace domowe bez rozkazów i jasnych, prostych komunikatów?
Mezczyzni inaczej funckonują. Ja jako kawaler jestem pochłonięty pracą jestem przyzwyczajony, ze stołuję się na mieście lub zjem coś na szybko. O praniu sobie przypomnę jak kończą się ubrania. Mężczyźni inaczej funkcjonują i myślą. Poza tym świat się nie zawali bez obsesyjnego sprzątania i prania co 12 godzin :)
Kobieta nie majaca powodzenia ma pretensje, ze mezczyzni wola inne. Proba narzucenia ludziom jak maja wygladac ich zwiazki. Autorka powinna zajac sie soba a nie wchodzic w zwiazki innym ludziom.
Ale Ty czytaj ze zrozumieniem.
Ja nie mam pretensji, że mężczyźni wybierają inne. Ja mam pretensje, że wykorzystują kobiety do obsługi dzieci, domu i siebie, żeby móc się samemu realizować.
My na terapii małżeńskiej zdecydowaliśmy o tym, że ja będę zajmować się domem. W rzeczywistości tak naprawdę zawsze tego chciałam. Zmuszałam się do pracy na etacie, bo tak trzeba, bo teraz kobieta bez pracy, to jak bez ręki itd. Za bardzo się tego uczepiłam – tego pędu za sukcesem. Byliśmy na terapii u pana Macieja Żurka w Psychologgii. :) Super specjalista. Teraz wszyscy są o wiele bardziej zadowoleni, bo dom jest ogarnięty zawsze i wreszcie stał się naszym kącikiem, w którym mamy zioła, w którym zawsze jest jakieś fajne ciacho i jest czysto :) Małżeństwo jest sztuką rozmowy i kompromisu. Cieszę się, że wybraliśmy się na terapię dla par :) To naprawdę wiele wniosło do naszej relacji.
Nie zgodze się z niektórymi z was… Mój tata nigdy nie chciał żeby mama pracowała i mama też uważała że wychowanie dzieci jest najważniejszą rzeczą w życiu. Mam dużo koleżanek i widzę że żaden dom kolezanek nie był tak czysty jak nasz. Mama codziennie sprzatala i gotowała . Codziennie poświęciła nam czas ,rozmawiała z nami I jest dla nas najważniejsza. Nie znam żadnej dziewczyny czy chłopaka,który miałby taki super kontakt z mamą jak ja i mój brat. Jest ona dla nas wszystkich i całe życie mieliśmy z mamą super relację. Brat student medycyny, ja skończyłam studia kulturowe,ale sama wyszłam niedawno za mąż i mój mąż też chce żebym siedziała w domu i mi to pasuje. On nie miał mamy na codzień I nie wspomina tego dobrze . Jego siostra rozwiodłaa się z mężem bo obchodziła ja tylko samorealizacja. Mąż z synem ją opuścili zostawili list i odeszli od niej syn starszy odemnie 23 lat . Własny syn nie chce z mamą mieć kontaktu bo się nim nie opiekowała ani domem. I znam więcej dzieci,którzy mówią że nienawidzą w głębi swoich matek bo nie zajmowały się one nimi jak należy. Więc dla mnie wniosek jest prosty :P każde dziecko chciało by codziennie dostawać miłość I uwagę od rodzica,szczególnie mamy. I mama jak może zostać sama ? Co jej może tata zrobić? We dwójkę ją tak bardzo kochamy że w razie czego zawsze może mieszkać ze mną ,albo bratem. Z czego jest bardzo piękną I dobrą kobietą w wieku 45 lat z łatwością znalazła by z czasem kogoś innego. To zależy od osoby co będzie jeśli coś się nie uda. Jeśli mama odda się dzieciom na 100% to dzieci zawsze będą na 100% z mamą I jej nigdy nie zostawia I taka mama nigdy nie będzie dla dzieci ciężarem. To zależy od kobiety jaki jest jej wybór czego chce taka mama od życia. I mama codziennie w domu robiła więcej na pewno niż kobiety pracujące. Każdy może zrobić pranie czy kolacje liczy się jakość my w domu zawsze mieliśmy perfekcyjnie czysto,obiadki,ciasta i dużo wsparcia. Widziałam domy innych mam ,które pracują pranie I sprzątanie na ideał się I nie codziennie. Mama tak dbała zawsze od nas dom I to na pewno było cięższe niż praca osiem godzin dziennie. Dbała o porządek 24 na H. Talerze nigdy nie zostawaly w zlewie,lustra czyste z podłóg można było jeść a jedzenie perfekcyjne I zawsze pytała na co mamy ochoty.
Wiesz, podejrzewam, że podobną „sielankową” wizję dzieciństwa ma każdy, kto wychował się w domu, w którym po prostu była miłość. Moja mama pracowała, ale też zawsze było czysto, mieliśmy obiad na stole, a zapach ciasta drożdżowego unosił się może nie codziennie, ale co sobotę. Również bardzo ją kocham i w razie W może na mnie liczyć w 100%. Że nie poświęciła mi całego życia? Dzisiaj to doceniam, bo nie czuję, że ja muszę poświęcać komukolwiek swoje. Mogę mieć męża, dzieci, fajny dom i mogę się przy okazji realizować :) codzienne pranie naprawdę nie jest wyznacznikiem szczęścia rodziny. Szczęśliwi rodzice (w tym mama) – tak. Nie wszystkie kobiety byłyby szczęśliwe, „siedząc” (jak to nazywasz, podejrzewam, że jeszcze nie masz dzieci, bo wtedy byś zrozumiała, że to nie do końca „siedzenie”) w domu. I nie można mówić, że ich rodziny przez to są gorsze, a dzieci cierpią.
Zwróciłam jednak uwagę na jedno: piszesz, że mama w wieku 45 lat z łatwością by sobie kogoś znalazła. Nie przeczę, że tak jest! Natomiast, hmm… Aż wszystko we mnie krzyczy, że jak kobieta zostanie bez opiekuna, to musi sobie znaleźć nowego, który weźmie ją pod swoje skrzydła i dzięki temu przetrwa. My – kobiety – nie jesteśmy jak dzieci czy zwierzęta. Jesteśmy dorosłe. Możemy być samowystarczalne. To ogromna ulga wiedzieć, że w razie W tak czy siak sobie poradzisz bez oglądania się na innych i szukania za wszelką cenę kogoś, kto nas „przygarnie”. W każdym razie ja sobie to cenię.
Super jej odpowiedziałaś. Tez miałam wrażenie z komentarza Marysi ze traktuje mamę jak kogoś kto sam zginie. Masakra jakaś. Czyste podłogi to naprawdę nie piorytet haha ja tam mam brudne ale mop zakupiony. Naprawdę to dla Ciebie marysiu było takie ważne ze podłogi i lustra lśniły? Współczuje jak sobie narzucasz aż taki zapieprz.
„Nie ? odpowiedział ? bo jej ambicją jest zapewnić ciepły, spokojny dom swojej rodzinie. I ma do tego prawo”
Co za stek bzdur…Ambicją kobiety ciepły dom…i że ma prawo…?!
A co z kobietami, które czynne zawodowo zostaly poniekąd zmuszone okolicznościami do pozostania w domu …co z tymi, ktore nadal, mimo- nie chce się wyrazac- wsparcia rządu w postaci opiekuńczego, zdecydowały się pozostać w domu, nie puszczać dzieci do przedszkoli, kobiety z wyksztalceniem, odnoszące sukcesy zawodowe- czy to też brak ambicji?!prawo do zapewniania ciepłego domu…jakie prawo. .to brzmi strasznie szowinistycznie!!!!
Ja kobieta wykształcona, kobieta sukcesu się na takie podsumowanie nie zgadzam…bo to uraga mojej dumie…szufladkuje i jest szalenie szowinistycznie!!!
Autorko, chcesz pisać dla kobiet, to nie radz się mężczyzn!
Prawo. Nie obowiązek.
Coś chyba nie do końca pykło z tym wykształceniem ;)