Wakacje na własną rękę czy all inclusive z biurem podróży?
Kiedy rok temu napisałam, że chyba wyrosłam z wakacji all inclusive – nie spotkałam się ze zrozumieniem. Przecież to najlepsza opcja na podróżowanie z małymi dziećmi! Ja jednak jestem uparta bestia. I choć wielu wieściło mi totalną porażkę (dopiero zobaczysz, jak jest ciężko, drogo i nieluksusowo, gdy nie podróżujesz z biurem podróży!), zamiast się kłócić, postanowiłam to po prostu sprawdzić na własnej skórze – czy też rodzinie :). Na pierwszy rzut wybraliśmy Toskanię we Włoszech. Idealne miejsce na wakacje na własną rękę! Na pewno jesteś ciekawa, ile nas to kosztowało (pieniędzy oraz nerwów)?
WAKACJE NA WŁASNĄ RĘKĘ VS ALL INCLUSIVE
#1: cena
Zdania są bardzo podzielone. Sceptycy twierdzą, że na własną rękę jest taniej, bo biura podróży zdzierają z nas niemożebnie. Jest też druga grupa, która uważa, że biura mają zniżki od hoteli i swoje chartery, a więc to podróżowanie samemu musi wyjść drożej.
Kto ma rację?
Żeby to sprawdzić, za punkt honoru postawiliśmy sobie porównać wakacje all in z tymi na własną rękę w podobnym standardzie. W sieci można znaleźć mnóstwo artykułów na temat taniego podróżowania. Ale jak się w to wczytywałam, to widziałam bardziej pot, łzy i liczenie euro niż prawdziwy wakacyjny fun.
Myślę, że właśnie to powstrzymuje większość rodzin przed podjęciem wyzwania, bo przecież dzieciom nie dasz jednego posiłku dziennie i nie odmówisz lodów w upale. Sama miałam takie podejście, że lepiej zapłacić z góry raz a dobrze za all in, żeby potem w restauracji nie musieć skupiać się na cenie bardziej niż na jedzeniu.
Za wakacje all in dla naszej czwórki w terminie czerwiec-wrzesień w hotelach 4 i 5-gwiazdkowych płaciliśmy od 7 tysięcy złotych (Bułgaria, Turcja) do 15 tysięcy w Hiszpanii. Czyli można założyć, że średnia za wakacje all in w sezonie to jakieś 11 tysięcy złotych.
Jak to wygląda, gdy organizujesz wakacje na własną rękę? Za przelot do Toskanii zapłaciliśmy 1 700 złotych. Za wynajem samochodu 1 200 złotych (w tym foteliki, nawigacja i ubezpieczenie). Nocleg na tydzień wyniósł 4 tysiące złotych (alkohol w cenie, bo byliśmy przecież w winnicy). Czyli łącznie przed wylotem wydaliśmy niecałe 7 tysięcy złotych. To oznacza, że na „życie” (jedzenie, picie i zwiedzanie) zostało nam ok. 4 tysięcy, czyli 570 złotych na dzień, żeby zmieścić się w tych 11 tysiącach, które wydalibyśmy na podobne wakacje, ale w opcji all in.
Nie jest łatwo przejeść taką kwotę, nawet jeśli bardzo się starasz :).
Podsumowując: wakacje na własną rękę wcale nie są droższe od tych organizowanych przez biuro podróży. Wypadają podobnie, jeśli się nie znasz, ale mogą być tańsze, jeśli rozsądnie planujesz. My nie mieliśmy doświadczenia i przepłaciliśmy np. za lot czy samochód. Ale to już w następnym wpisie opowiem, jak ściąć koszty nawet o dobre kilka tysięcy złotych.
#2: standard
Ludzie, wyobrażając sobie wakacje na własną rękę, widzą karaluchy pod prysznicem ewentualnie pole namiotowe i bagażniki pełne konserw vs luksusowy hotel z obsługą.
Z tym luksusem na all in to bym jednak polemizowała. Organizując wakacje samemu, zamiast hotelu z gwiazdkami wybraliśmy co prawda agroturystykę w Toskanii, ale to właśnie w tej niewielkiej willi położonej w samym środku winnicy standard okazał się wyższy niż w hotelach z gwiazdkami, do których dotychczas jeździliśmy.
Zamiast malutkiego pokoju dostaliśmy do dyspozycji apartament pełną gębą (70 m2). Salon z kuchnią, dwie sypialnie, dwie łazienki, małe poddasze i taras na zewnątrz.
Żadnych plastikowych leżaków (choć Piotr mi tu podpowiada, że rattan to też plastik ;)).
Nie trzeba rezerwować miejsca przy basenie skoro świt. Bo cały basen należy do ciebie!
Nie ma tłumów i kolejek do brodzika, windy czy po jedzenie.
A to jedzenie to palce lizać, bo wiadomo, że jak kucharz musi ugotować dla kilku stolików w małej knajpce, to wyjdzie mu to lepiej niż jak gotuje dla tysiąca osób w wielkim hotelu. Włosi bardzo dbają o jakościowe produkty: najlepsze salami, długo dojrzewająca szynka, parmezan, trufle, świeże pomidory i dopiero co złowione owoce morza. W lodach przeważa smak owoców, czekolady czy śmietany, a nie cukru. Na all in dobre jedzenie (np. owoce morza) rzucają na początku turnusu – żeby zrobić dobre wrażenie – i na końcu, żeby je utrwalić. Nie posmakujesz lokalnej kuchni, bo jest ona dostosowana pod przeciętnego europejczyka. Czyli raczej frytki i naleśniki od Grecji aż po Egipt.
Z drugiej strony jeśli nie lubisz (albo twoje dzieci nie lubią!) lokalnych przysmaków, to all in wydaje się dobrą opcją. Na przykład mój Piotr po kilku dniach na pizzy i paście po prostu marzył o schabowym, ale on się nie zna, bo przecież makaron nie może się przejeść!
#3: dzieci
No tu może być problem, bo nie ma animatorek ani klubiku. Dziećmi musisz się zająć sama. Ja tego jakoś specjalnie nie odczułam, bo i tak zawsze miałam opory, żeby zostawiać je w obcym kraju z obcymi ludźmi. Jak ktoś ma starsze dzieci i korzysta z takiej opieki, no to jej brak jest minusem.
Dzieci i restauracja to kolejny temat rzeka. Często bywa tak, że zostawiają wszystko na talerzu, żeby pięć minut po opuszczeniu knajpy radośnie oznajmić, że jednak są głodne! Nie dziwota, że rodziny tak często wybierają all in, bo tam dostawy jedzenia są cały czas.
U nas problem z restauracjami odpada, bo jestem team #leniwamatka. Często jemy na mieście, więc mamy przećwiczone w te i we wte, co i w jakich ilościach zamawiać. Warto potrenować to przed godziną zero, czyli wyjazdem na wakacje. Żeby potem nie było, że tylko rosołek i tylko zrobiony przez mamę.
Zwiedzania bałam się najbardziej, ale niepotrzebnie. W ciągu 7 dni wakacji odwiedziliśmy aż 6 różnych miejsc! Dzieciaki cieszyły się na tę różnorodność. Piotr trochę mniej, bo czasami musiał je brać na barana.
FLORENCJA
SIENA
MONTEPULCIANO
PIENZA
LIVORNO
MARINA DI PISA
Moja rodzina w ogóle jest dość specyficzna, bo poza Piotrem nikt nie lubi, gdy dużo się dzieje. Przyznam szczerze, że to właśnie moje dzieci nigdy nie czuły się dobrze na all in. Męczył je hałas, nadmiar bodźców i walka o własne zabawki w brodziku. Ale są dzieci, które lubią pójść wieczorem na dyskotekę i udawać pod sceną pociąg z animatorkami. Sama znasz swoje dzieci najlepiej! Moje lubią zjeść grillowaną szamkę w samotności na tarasie i w piżamie o zachodzie słońca. Jednak nawet one szóstego dnia zaczęły trochę marudzić, że chcą na plac zabaw i do innych dzieci.
#4: pozostałe plusy
Jesz co chcesz, gdzie chcesz i o której chcesz. Przy okazji poznajesz lokalne jedzenie i kulturę oraz tubylców, a nie tylko obsługę hotelową.
Wspierasz lokalną gospodarkę: małych restauratorów, sklepikarzy, właścicieli straganów czy kawiarenek.
Możesz podróżować w swoim tempie i nikt ci nie wciska przystanków na przymusowe zakupy. Jeśli chcesz zostać gdzieś dłużej – zostajesz, jeśli chcesz skądś uciec po pięciu minutach – uciekasz.
Jednym słowem: wolność!
Aha, i jak robisz zdjęcie, to nie musisz się martwić, że uchwycisz czyjś goły tyłek albo brzuch nad basenem.
#5: no i minusy (bo też oczywiście są!)
Musisz się przygotować. Wyszukać taniego lotu, znaleźć idealne miejsce na nocleg, wynająć auto. Poczytać o zwyczajach i kulturze. Zdecydować, co chcesz zwiedzić i dlaczego oraz sporządzić cały plan podróży, bo nikt tego nie zrobi za ciebie. No chyba, że mąż ;).
Ale największym minusem podróżowania na własną rękę jest to, że masz ochotę wszystko pieprznąć i zostać w kraju, który poznajesz „od środka”. Najlepiej już na zawsze!
Fajny wpis. Mnie jakoś nigdy nie ciągnęło do wczasów all in i hoteli. Pewnie tak jak Twoim dzieciom, mnie też przeszkadza nadmiar bodźców. Zdecydowanie wolę jedzonko w restauracjach i knajpach, można spróbować lokalnych pyszności.
Ale wydaje mi się że coś źle policzyłaś.
W kwotę tych 4 tysięcy, myślę, że nie powinnaś wliczać zwiedzania. Na all in za wycieczki trzeba przecież dopłacać.
Na samodzielny wyjazd polecam Kanary. Mojej rodzinie tak się spodobało, że trzecie ferie zimowe też chcą tam spędzić
Masz rację, za wycieczki fakultatywne czy samodzielne zwiedzanie autem trzeba dopłacić w opcji all in, dlatego zastanawiałam się, jak to ugryźć :)
Polecam samodzielne planowanie połączone z hotelem all inclusive:) własny termin, nie musi być typowo tydzień czy dwa, można zacząć w środku tygodnia, przez co łatwiej znaleźć tańsze loty. Samemu zorganizować samochód i móc poruszać gdzie się chce i kiedy się chce, a przy okazji mieć do dyspozycji wszystkie inne zalety all:)
O, my tez świeżo po wakacjach. Tez bez biura, bez all inclusive, tyle że nie we Włoszech a w Hiszpanii i… z trójka maluchów. Da się, naprawdę się da, nawet jeśli liczba rąk do ogarnięcia dzieci i bagaży na to nie wskazuje ;)
.
Dla mnie całe to samodzielne planowanie i organizowanie wakacji jest najfajniejsze! I ten dreszczyk emocji czy wszystko na miejscu faktycznie się uda. Wakacje z biurem może odciążają nas pod tym względem, ale moim zdaniem wspomnienia z takich wyjazdów są jakby bardziej hmmm… płytkie (w sensie mniej intensywne, takie mniej ?nasze?).
Na wycieczce zorganizowanej byłam dotąd raz i totalnie nie mogłam się odnaleźć w rzeczywistości pełnej tłumów, kolejek, zbiórek i ?zaliczania? zabytków, czasem dosłownie z zegarkiem w ręku. Nie zrekompensowała tego nawet obecność przewodników. Jedyna szansa, że zdecyduję się na biuro ponownie to wyjazd w jakiś egzotyczny zakątek, gdzie z zapleczem specjalistów będziemy się czuć pewniej i bezpieczniej.
A ja się zastanawiam, dlaczego korzystanie z biura podróży ma oznaczać płytkie wakacje w wersji all inclusive … na wakacje jeżdżę zarówno na własną ręke jak i z biur, z opcja bez wyżywienia. Biuro ogarnia za mnie nocleg, lot i transfer. Hotele wybieramy kameralne. Samochód wynajmujemy, zwiedzamy i jemy poza hotelem. Tak samo gdy jedziemy na własną rękę.
Nie mam doświadczenia z wyjazdami bed&breakfast czy nocleg, śniadanie i obiadokolacja (nie znam np. cen, więc nie mogłabym porównać).
Dlatego opisałam all in (i wielokrotnie to podkreśliłam, żeby każdy dokładnie wiedział, o jakie wakacje z biurem podróży chodzi, a o jakie nie).
Od dawna nie latam na wakacje z biurami, bo biura musza jednak siebie wyzywic. Najlepiej zostawic dzieci z tesciami na czas Wakacji. Zyska na tym malzenstwo i inni dorosli na Wakacjach. Dzieci na Wakacjach psuja wszystkim klimat. Jak dorosna to zrozumieja.
A wspomienia dziecka? Czas rodzinny? Ja do tej pory pamiętam wakacje nad morzem (tak te z wcześniejszego dzieciństwa) i te późniejsze też. Nie wyobrażam sobie wypoczyku bez mojego dziecka.
Totalnie się zgadzam! Moje dzieciaki na wakacjach są najszczęśliwsze (nie wiem z czego to wynika: czy z tego, że mają rodziców na wyłączność czy z tego, że każdy dzień wygląda inaczej?) i nikt mi nie wmówi, że nic nie zapamiętają/nie rozumieją, więc nie ma sensu ich zabierać. I że u dziadków będzie im tak samo super (będzie im dobrze! Ale jednak na wakacjach z rodzicami jest większy fun i ja to widzę na ich twarzach w czasie każdej podróży, jakby były dosłownie pijane ze szczęścia :)).
Natomiast nie mam nic przeciwko wakacjom bez dzieci. Intensywnym, ze zwiedzaniem i romantycznymi wieczorami ;). Ach, rozmarzyłam się i zazdroszczę parom, które mają taką możliwość. Od czasu do czasu jakiś weekend w Barcelonie czy Paryżu… Chętnie bym skorzystała :)
Popieram w 100 %. Dzieci mają całe życie przed sobą, a my rodzice powinniśmy dbać o siebie. Dzieci się jeszcze najeżdżą w życiu, a mając trójkę jak my-ciężko odpocząć jak dzieci są hiperaktywne….każdy ma prawo do swojej opinii i swoich poglądów, ale nikt nie powie mi, że wyjazd z dziećmi to odpoczynek:)
Mam dzieci. I nigdy nie wydalam takiej kwoty na wakacje. Nie jezdze na alle bo moje dziewczyny nie przejedza tego co ja musze zaplacic. Ja zreszta tez. Wybieram tanie opcje z biurem podrozy. Czytam opinie. Tanie nievznaczy gorsze. Tanie znaczy skromny pokoj i bez zjezdzalni wodnych itd. Malo tego nie mamy wyzywienia bo lubimy poznawac nowe smaki. Moje dzieci chca jechac nad morze ponurkowac z fajka i troche pozwiedzac. No i lody. 2 lata z rzedu bylysmy samolotem po tysiac za osobe. Plus jedzenie.Przeczytalam Twoj wpis bo mi google zaproponowalo i zdziwilam sie ze z dziecmi to tylko alle. pozdrawiam.
Zawsze jeżdżę na wakacje na własną rękę – od czasów, gdy jeszcze nie miałam dzieci aż po czasy z dziećmi.
w zasadzie to nie widzę (jak na moje gusta) większej przewagi dla all inclusive – chyba, ze ktoś sie lubi nudzić i jest zupełnie niezaradny. Polecam samodzielne wyjazdy!!!
a jak ktoś się boi jechać, to popatrzcie sobie, gdzie jeździ moja znajoma z dziećmi (od małego) – to dopiero jest wyzwanie!
https://www.podrozeady.com/
Jedna z czytelniczek napisała wczoraj na Facebooku, że była z dzieckiem 100 dni w Azji (Singapur, Tajlandia, Malezja, Kambodża i nawet Chiny!).
A znowu kuzynka mojej przyjaciółki wykorzystała swój roczny macierzyński na zwiedzanie Europy. Partner pracuje zdalnie, a ona stwierdziła, że nigdy więcej może nie mieć tak długiego urlopu, a więc takiej okazji :). Tak, była z kilkumiesięcznym dzieckiem nawet w Islandii: pierś, chusta i podobno było super!
Szczerze mówiąc ja zawsze jeździłam na własną rękę. Minus jest taki, ze zawsze przed wyjazdem jest dużo latania – za noclegiem, za lotami, za dodatkowymi atrakcjami. Jednak można tak zaoszczędzić. Poza tym mamy wtedy większą swobodę jeśli chodzi o terminy.
Obecnie pracuję w biurze podróży. Zgadze się, że podróżowanie na własną rękę ma swoje plusy i to dość sporo. Ale widzę jakie jest zainteresowanie wyjazdami w all inclusive i myślę, że pomimo tych „wad” zawsze będzie na to popyt. Bo w all też można pozwiedzać
Pozdrawiam
Hej. Najczęściej i najchętniej jeździłam z plecakiem i pogniecioną mapą w ręku na własną rękę, blisko i bardzo daleko w świat… Wolność. pozdrawiam
Mam pytanie z innej beczki do wszystkich podróżujących. W tym roku lecimy z dziećmi do Turcji (7 i 3 lata). Koleżanka mi powiedziała, że przed wylotem koniecznie powinnam opalić siebie i dzieci, bo inaczej grozi nam poparzenie słoneczne. Uznałam, że gada bzdury, bo używamy dobrych filtrów 50. Może jednak się mylę? Jakie Wy macie w tym temacie doświadczenia? Na dwór wychodzimy normalnie tzn. przed poludniem i po południu, i nie mam zamiaru smażyć się na solarium przed urlopem, bo nie uśmiecha mi się rak s?óry. Co Wy o tym sądzicie?
Byliśmy w Turcji w sierpniu i słońce daje ostro, ale filtr 50 powinien załatwić sprawę.
Zawsze takiego używamy i wracamy wręcz bladzi z wakacji lub tylko lekko opaleni (absolutnie nie poparzeni) mimo niemożebnych upałów nawet :)
Jestem zdecydowanie za samodzielnym planowaniem wakacji. Może dlatego, że na all in nigdy nie byłam i w mojej głowie bardziej niż z wygodą kojarzą się one z ograniczeniem wolności i spontaniczności, na którą chociaż na urlopie chciałabym sobie pozwolić ;)
[…] Jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości, śmiało pytaj w komentarzu. Chętnie odpowiem! A pierwszy wpis z Toskanii znajdziesz TUTAJ. […]
Przybijam piątkę. Po dwóch razach all inc. powiedzieliśmy sobie „nigdy więcej”. Też wolimy śniadanie w piżamie na tarasie niż walkę o jedzenie i leżaki. Potwierdzam wszystkie plusy. A minusy nie są minusami po 15 latach jeżdżenia na własną rękę. Najtańsze loty są z Berlina (Z Poznania 2,5 h drogi, parking przy lotnisku ok. 70 euro za 12 dni), niestety trzeba się liczyć z opóźnieniem lotów w sezonie. Ale przy koszcie biletów do 1000 PLN. za 4 osoby to jest do przeżycia.
I faktycznie wszystkie miejscówki, które mieliśmy w ciągu tych lat były o niebo lepsze od hotelu. Bo miały luksus w postaci świętego spokoju. No ale ja nie lubię w czasie wakacji robić wszystkiego na „gwizdek”.
My z dziećmi wolimy wakacje na własną rękę. Ja lubię sama coś organizować :)
A jak zostanie pieniążków to kupuje jakieś fajne ciuszki dla moich skarbów.
My już mamy za sobą wakacje bez all inclusive – ostatnio na Fuertaventurze i naprawdę jest ok. W sumie to były takie pół na pół, bo kupiliśmy czarter i hotel bez wyżywienia u przewoźnika. Jednak był to apartament z kuchnią i sypialnią. Na all inclusive lataliśmy jak syn był mały – ale nie dość, że ja z celiakią – to on nie za bardzo chciał jeść jedzenie hotelowe – po 2 tyg. mimo rotacji może się znudzić, prawda?
Teraz z lotami na Fuertę się spóźniłam z zakupem, w Polsce widzę, że biura podróży niechętnie sprzedają same czartery w sezonie – tym bardziej na 2tyg. Nie wiem z czego to wynika? Jak lataliśmy przez lata z Londynu to nigdy nie było problemu ;)
W następnym tygodniu mam zamiar zrobić spacer po biurach podróży i podpytać co mają z wylotem na już na 2tyg. Oby bez all, bo jakość jedzenia jest słaba, nawet w porównaniu do 4+ gwiazdek w Europie. Chyba tylko raz na Menorce w Insotel Punta Prima te jedzenie warte było ceny.
ps. Też mimo, że syn ma już 6,5 roku – i latamy tu i tam, nie zostawiłabym go jeszcze w Kids Club ;) Byliśmy kilka razy zobaczyć co oferują – zazwyczaj lataliśmy z Tui – i nie było w sumie nic ciekawego (jak dla nas). ;)
Pozdrawiam :)
Mojemu synkowi podobały się dyskoteki wieczorem, ale nie chciał zostać sam ani dołączyć do animatorek przy basenie (chyba, że z mamą). A ja nie nalegałam, bo i tak nie mogłabym się zrelaksować, wiedząc, że jest z całkiem obcymi ludźmi, z którymi w dodatku nie do końca potrafi się dogadać.
Zawsze jeździliśmy na allwakacje :) ale im córka jest starsza, tym bardziej zastanawiamy się właśnie nad takim wypadem samodzielnie. Dzięki za pomysły, porady, może uda nam się to wykorzystać :)
Zawsze podróżujemy na własną rękę. Włochy co prawda przed nami ponieważ ostatnio wygrywa Hiszpania. Tak było i też w tym roku. lubię spędzać tak wakacje gdyż moim zdaniem jest taniej no i zobaczę to co chcę i zatrzymam się na dłużej w miejscach bliższych memu sercu, a nie pod czyjeś dyktando tak jak to jest na zorganizowanych wycieczkach fakultatywnych. dziecko już mamy starsze (7 lat) więc może i jest prościej. Zawsze wypożyczamy auto i zawsze mieliśmy problem z dodatkowym wyposażeniem czyli fotelikiem więc teraz korzystamy z jego alternatywy czyli Smart Kid Belt. Urządzenie małe, lekkie, poręczne, mieszczące się w każdym nawet tym najmniejszym bagażu. Posiada atesty i homologacje, jest akceptowane w całej Unii, a nasz syn podróżuje w nim bezpiecznie i komfortowo.