Świat, w którym nie ma telewizji, internetu i zasięgu. Dałabyś radę?
Wyobraź sobie świat, w którym nie ma telewizji. Żadnego Netflixa czy choćby faktów o 19. Ale to nie wszystko, bo nie ma tam internetu ani nawet… Zasięgu w telefonie komórkowym! Wyobraź sobie świat, w którym czas się zatrzymał. I te wieczory w rytmie slow life: przy ognisku albo grach planszowych z rodziną, bo co tu innego robić, kiedy twój telefon i komputer są zupełnie bezużyteczne? Jakbyś się w takim świecie czuła?
Ja – gdy tylko do niego wjechaliśmy i zauważyłam w komórce: „brak sieci” – spanikowałam. Serio! Bo od kiedy ją mam, poza zasięgiem byłam wyłącznie w samolocie. Od kilku lat jestem online, na tym przecież polega blogowanie, a tu nagle… Nic?
Dlatego pierwsze co zrobiłam, to pobiegłam do recepcji. Wcale nie po to, żeby odebrać klucze do naszego pokoju, ale żeby zapytać: „Jakie jest hasło do wi-fi?”. Myślę, że gdyby był tam jakiś psycholog, zaprosiłby mnie na kozetkę.
Pierwszego dnia jeszcze walczyłam. Przy obiedzie siedziałam pod stołem, bo tam był internet i wspinałam się na ostatnie piętro, żeby złapać zasięg. Ale kiedy o mało nie wypadłam z okna w poszukiwaniu choćby jednej kreski na telefonie, żeby oddzwonić w-bardzo-ważnej-sprawie, od której nie zależały wcale losy ludzkości ani nawet moje – odpuściłam sobie.
I wiesz co? W życiu tak nie odpoczęłam!
SLOW LIFE W ZAGRODZIE KUWASY
Do wypoczynku w rytmie slow life zaprosiła nas marka Almette w ramach akcji „Odkrywaj Polskę… z przyjemnością!”. Przepiękna, drewniana Zagroda Kuwasy na skraju Biebrzańskiego Parku Narodowego okazała się wprost wymarzonym miejscem, żeby zwolnić i pobyć razem!
To raj dla dzieci. Rodzinna atmosfera, świeże powietrze i ta cisza… Jak dawno nie zasypiałam bez szumu samochodów za oknem!
Poza tym ogromne podwórko, po którym można beztrosko biegać – czego moje dzieci wychowane w mieście zupełnie nie znają, bo ciągle na coś muszą uważać: tu światła, tam rowery, chodnik się kończy, więc „stój!” co minutę lub tylko z mamą za rękę.
Ale najfajniejsze… Najfajniejsze okazały się ZWIERZAKI, z którymi można się bawić!
Oczywiście, że w takich miejscach i jedzenie smakuje inaczej. Przygotowane zgodnie z ideą slow life, choć ja na nie mówię: „prawdziwe”. Prawdziwe jajka, przetwory, wędliny i chleb przygotowany na miejscu. Gdybym tego nie widziała na własne oczy, w życiu bym nie uwierzyła, że moje dzieci potrafią tyle zjeść!
Za to wieczorem sami przy ognisku robiliśmy regionalny, podlaski przysmak – sękacza! A to był dopiero początek naszej przygody z gotowaniem w tym miejscu.
GOTOWANIE Z PROFESJONALNYM KUCHARZEM!
Następnego dnia mój syn spełnił swoje marzenie, bo miał okazję uczyć się gotowania od prawdziwego mistrza patelni – Davida Gaboriaud znanego między innymi z kanału Kuchnia+.
David specjalnie na ten dzień wymyślił menu, które uwielbiają wszystkie dzieci, czyli: tosty francuskie, naleśniki (ale takie zdrowe ;)) i bliny! Wszystko to oczywiście nie tylko po to, żebyśmy my się najedli, ale przede wszystkim, żebyście wy mogły skorzystać z fajnych przepisów.
TOSTY FRANCUSKIE Z SERKIEM JOGURTOWYM
4 kromki chałki
4 łyżki serka Almette jogurtowy
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
szklankę mleka
2 jajka
łyżka masła klarowanego
dodatki:
miód
ulubione konfitury
Ubij jajka w głębokim talerzu, dodaj mleko i wymieszaj. Posmaruj dwie kromki chałki
serkiem, posyp szczyptą cynamonu i kardamonu, a następnie złóż je z pozostałymi
dwiema kromkami. Przez chwilę namocz powstałe „kanapki” z obu stron w mleku i
roztrzepanych jajkach. Następnie połóż je na rozgrzanej patelni. Smaż na maśle klarowanym kilka minut z obu stron na złoty kolor. Gotowe tosty serwuj z serkiem Almette jogurtowym i ulubionymi konfiturami.
NALEŚNIKI GRYCZANE Z SZYNKĄ I AWOKADO
Ciasto na ok. 10 naleśników:
300 g mąki gryczanej
3 jajka od kur z wolnego wybiegu
płaska łyżeczka soli
woda o temperaturze pokojowej
Dodatki:
1 serek Almette ze szczypiorkiem i cebulą
1 awokado
kilka plasterków szynki
kilka listków sałaty rzymskiej
ulubione świeże zioła (oregano, bazylia, tymianek)
Do miski wsyp mąkę i sól. Zrób wgłębienie i wbij 3 jajka. Roztrzep je widelcem, a następnie wymieszaj z mąką. Dolewaj stopniowo wodę, cały czas ubijając ciasto trzepaczką, aż uzyskasz jednolitą masę (bez grudek). Ciasto powinno być rzadkie. Smaż naleśniki na klarowanym maśle, na rozgrzanej patelni. Awokado pokrój w cienkie plastry. Część naleśników posmaruj serkiem Almette ze szczypiorkiem i cebulą i ułóż warstwy: liście sałaty, plastry awokado oraz ulubione zioła. Zwiń je delikatnie w rulony. Pozostałą część zrób tak samo, ale zamiast avocado dodaj szynkę. Gotowe ruloniki pokrój na mniejsze kawałki. Tak powstałe małe roladki podaj z resztą serka Almette.
BLINY Z ALMETTE, ZIOŁAMI I WĘDZONĄ RYBĄ
Ciasto:
1 szklanka jogurtu
1 jajko
3/4 szklanki mąki gryczanej
szczypta sody lub proszku do pieczenia
szczypta soli
Dodatki:
1 serek Almette z ziołami
wędzony jesiotr lub inna ryba
3 brukselki
2 pieczarki
sól, pieprz
łyżka oleju lnianego
Wymieszaj mąkę z proszkiem do pieczenia i solą. Następnie dodaj jogurt i wbij jajko.
Całość wymieszaj do całkowitego połączenia się składników. Na rozgrzaną patelnię z odrobiną klarowanego masła wlej po 1 łyżce ciasta i podsmaż bliny z obu stron na złoty kolor. Poobrywaj listki brukselki. Pieczarki pokrój na cienkie plasterki. Posmaruj bliny serkiem Almette z ziołami. Ułóż na nich płatki wędzonego jesiotra, listki brukselki oraz plasterki pieczarek. Na koniec dopraw solą, pieprzem i pokrop olejem lnianym.
To była nasza pierwsza taka podróż. Dotychczas na wakacje zawsze zabieraliśmy ze sobą laptopy, zresztą tym razem też je zabraliśmy, ale zamiast „tylko trochę” pracować, nie zrobiliśmy nic, a raczej zrobiliśmy bardzo dużo, bo po prostu ze sobą byliśmy i… Zdecydowanie chcę to jeszcze powtórzyć!
A ty odnalazłabyś się w takim miejscu?
Ale piękne miejsce i zdjęcia – zdecydowanie chciałabym!
Chcę taki świat. Może wtedy ludzie nie patrzyliby tylko w w szklane ekrany i byliby dla siebie życzliwsi.
To prawda! Panie, które prowadzą ten pensjonat, były przekochane <3 przychodziły np. w trakcie obiadu i pytały, czy dzieciom smakuje oraz co lubią, to im zrobią na następny posiłek - to było niesamowite, bo ja daaawno nie spotkałam się z takim podejściem, że dbały o moją rodzinę jak o własną :)
Cieszę się, że mogłaś spędzić z rodzinom czas w takiej „Zaczarowanej Krainie”. :)
U mnie jest troche, jak u nałogowych palaczy – wydaje mi się, że w każdym momencie mogę przerwać, rzucić. Np. u Taty dlugo nie miałam wifi, a tak był roaming, więc szkoda było czasem grosza i dawałam radę. W pracy, w pociągu, w drodze niczego mnie nie brakuje bez internetu, przeciwnie, jeśli z dziećmi jestem zawsze bardzo uważna i nie używam komórek w drodze, bo sie boje, że sie zagapie i nie zareaguje odpowiednio. Druga sprawa to lubię rozmowy toczone idąc i tak też chętnie rozmawiam z dziecmi. Drogę znajdę na mapie, nie potrzebuje GPS, z resztą mam świetną orientację w terenie. Długi czas pozwalam sobie na internet jedynie wieczorem, rano – po zaśnięciu dzieci, przed ich obudzeniem. Ale dzieci większe, i przyznam szczerze, nam wrażenie, że wszyscy nadużywamy mediów. Ale dzieci np. podobnie – nauczone, że na placu zabaw, czy spacerze nie na komórek, też nie mają żadnych tęsknot w tym kierunku. Po prostu są miejsca i pory na to.
Świetne miejsce, chętnie bym w takie pojechała :)
Najważniejsze, że na twarzach dzieci widać radość to jest bezcenne.
Do tej pory twierdzę, że gdyby nie moja profesja (jestem freelancerem i przyjmuję zlecenia przez maila, więc muszę być „podpięta” przez 5 dni w tygodniu), to miałabym dalej telefon z klapką :D
tak , dałabym radę.
W tym roku moje środowisko było na obozie harcerskim w Bieszczadach i tam brak zasięgu był bardzo uciążliwy – nie tylko dla kadry, czy dla dzieci, ale również dla rodziców, którzy nie rozumieli, że są miejsca pozbawione zasięgu.
Nie ukrywam, że podobnie jak Ty cały czas jestem online. Wyjeżdżam do lasu z laptopem i komórką. Sprawdzam maila co 10 minut i mam poczucie, że świat się zawali, jeśli nie będę wszystkiego nadzorować. Niby wiem, że tak naprawdę to wcale nie, ale jednak ;) Jak wieczorem wychodzę z psem na spacer i nie biorę komórki, bo np. już podłączyłam ją do ładowania, to zaraz mam czarne myśli, że przewrócę się, złamię sobie nogę i będę leżała całą noc w krzakach, bo nawet nie będę miała jak zadzwonić po pomoc.
Skoro już zainteresowałaś się zagadnieniem „życia offline”, to polecam książkę Susan Maushart: „E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji”. Myślę, że efekty jej półrocznego eksperymentu stanowią ciekawy temat do dyskusji, a może nawet wprowadzenia pewnych obostrzeń we własnym życiu ;)
Pozdrawiam!