Żałuję, że tego nie wiedziałam, zanim zostałam mamą!
A gdyby tak… Stworzyć dekalog cennych rad? Dokładnie takich, jakie sama chciałabyś usłyszeć na początku swojej macierzyńskiej drogi? Wyobraź sobie, o ile życie byłoby łatwiejsze! To co? Zrobimy to razem dla innych kobiet? Przeczytaj najpierw, co ja chciałabym wiedzieć, zanim zostałam mamą, a potem… Dopisz swoją złotą wskazówkę. Albo kilka! :)
1. Płacz to sposób komunikacji dziecka ze światem.
Jedyne noworodki, jakie widziałam – zanim dostałam własnego na ręce – to te rozkosznie gugające w paśmie reklamowym pomiędzy filmami. Byłam przerażona, że moje zamiast uśmiechać się – głównie płacze!
Może jest chore?
Może coś go boli?
Może jestem kiepską matką?
Kiedy szukałam w internecie informacji na temat płaczu dziecka, trafiałam przede wszystkim na dwie. Pierwszą ze stron dotyczących rodzicielstwa bliskości, że płacz dziecka powoduje nieodwracalne zmiany w jego mózgu. I drugą, która również mnie nie uspokajała, że matka szybko uczy się rozróżniać rodzaje płaczu i mu zapobiegać.
Podczas gdy ja za każdym razem musiałam sprawdzać! Może ma mokro? Albo jest głodny? Zimno mu? Boi się czegoś? Tak, każdy płacz mojego dziecka brzmiał dla mnie I-DEN-TY-CZNIE. Rozmawiałam potem z wieloma matkami i niemal wszystkie przyznały, że gdzieś tak do drugiego roku życia macierzyństwo przypomina jedną wielką zabawę w zgaduj-zgadulę.
I że to normalne, że dzieci płaczą. Płacz jest dobry – to taka potężna broń, w którą natura wyposażyła nasze dzieci po to, żebyśmy nie przechodzili obojętnie obok ich potrzeb. Teraz już wiem, że płacz niemowlaka to bodziec do działania dla rodziców, ale na pewno nie do stresu :).
2. Panta rhei czyli w wolnym tłumaczeniu: kiedyś się wyśpisz!
Wszystko mija. Nie ufaj tym, którzy mówią: „nie noś, bo się przyzwyczai”. Aha, uważaj, bo jeszcze na pierwszą randkę będziesz musiała swoje dziecko zanieść! Albo: „nie śpij z dzieckiem” zupełnie tak, jakbyś niewygody wspólnego spania znosić miała aż do jego wyprowadzki z domu, a nie tylko w czasie karmienia piersią.
Nie słuchaj innych i rób dokładnie tak, jak tobie jest NAJWYGODNIEJ. Nie myśl, co będzie potem, bo dziecko zmienia się szybciej niż humory kobiety przed okresem i nigdy nie przewidzisz, w którą stronę to pójdzie. Raczej jednak w tę dobrą ;).
My ogólnie mamy w Polsce tendencję do zamartwiania się o przyszłość zamiast cieszenia się teraźniejszością. No więc: zmień to!
Tylko raz twoje dziecko będzie w tym wspaniałym wieku, w którym jest teraz.
3. Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Tak jak w samochodzie wymieniamy olej, żeby zapobiec zatarciu silnika, tak samo w naszym życiu powinniśmy zadbać, by zapobiec różnym chorobom. Jako rodzice zazwyczaj pamiętamy, żeby zakładać dziecku czapeczkę, dbać o zdrowe nawyki żywieniowe oraz wzmacnianie odporności. Chodzimy na kontrole lekarskie, szczepimy, a ja chciałam jeszcze przypomnieć, żeby myśleć o skórze dziecka.
Nie bez powodu, bo sama mam problem ze skrajnie przesuszoną, skłonną do podrażnień skórą – o czym pisałam już wielokrotnie. Bardzo chciałam tego uniknąć u moich dzieci. Podejścia miałam dwa, całkiem skrajne.
Pierwsze wynikało z tego, czego się nasłuchałam od mojego męża, który długo twierdził, że jak przyzwyczaiłam skórę do częstego smarowania, tak teraz mam. W internecie również można przeczytać podobne mądrości: „Nie smaruj skóry dziecka niczym, bo wtedy bez kosmetyków ani rusz!”.
W efekcie przy pierwszym dziecku używałam samej wody oraz „bezpiecznego” szarego mydła. Skóra wcale nie wyglądała dzięki temu dobrze. Ba! Po kilku miesiącach była wręcz w opłakanym stanie!
Po spotkaniach z kilkoma dermatologami dowiedziałam się, że jak ktoś ma normalną skórę, to może i brak kosmetyków mu nie zaszkodzi. Sęk w tym, że noworodek i niemowlak nie ma normalnej skóry. Jest ona cieńsza od skóry dorosłego, bardzo delikatna, wrażliwa, skłonna do podrażnień, więc trzeba jej po prostu POMÓC i od pierwszych dni ją chronić, dopóki nie „zmężnieje” :).
Dlatego drugie dziecko od samego początku kąpaliśmy w emolientach, mimo że cera Kostki nie przejawiała znamion atopii. Zaopatrzyłam się też w maść Bepanthen Baby… To znaczy ok, tak po prawdzie wysłałam po nią męża, żeby ulżyć sobie w pierwszych dniach karmienia. Używałam jej również profilaktycznie na odparzenia pieluszkowe. Warto, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, kiedy kupka dziecka jest luźniejsza i posiada enzymy, które mogą podrażnić delikatną skórę. Bez obaw, maść Bepanthen Baby nie przesusza ani nie uczula, bo ma w pełni bezpieczny skład, bez tlenku cynku, za to z prowitaminą B5, więc wspomaga regenerację.
I co? W przeciwieństwie do brata trzymanego eau naturelle Kostka nigdy nie miała żadnych problemów z odparzeniami pieluszkowymi!
4. Przygotuj się, że nie zawsze będzie kolorowo.
Dolegliwości połogowe, baby blues, depresja poporodowa to sprawy, o których raczej się nie mówi w kontekście różowego noworodka.
Jeszcze do niedawna moment narodzin dziecka był przedstawiany bardzo jednostronnie: jako największe szczęście dla rodziców. Nawet do głowy mi nie przyszło, że ja – kobieta, która planowała ciążę i nie mogła doczekać się dziecka – może czuć się tak parszywie po porodzie.
To był jasny przekaz: chcesz dziecka – będziesz cała w skowronkach, nie jesteś w skowronkach – coś z tobą nie tak.
Byłam jedną z pierwszych blogerek, które pisały szczerze, jak jest. I musiałam potem odpierać zarzuty w stylu: „I po co tak piszesz o macierzyństwie, przez ciebie nigdy się nie zdecyduję!”. A ja po prostu chciałam pokazać PRAWDĘ, żeby kobieta, która czuje podobnie, wiedziała, że wszystko z nią w najlepszym porządku.
Poród jest trudny.
Karmienie piersią jest bolesne.
Nieprzespane noce dają w kość.
Wychowanie dziecka to najwdzięczniejsze, ale również najcięższe zadanie ever.
Wszystkie przez to przeszłyśmy.
Masz prawo czuć się dokładnie tak, jak się czujesz.
5. To, że popełniasz błędy, nie oznacza, że jesteś złą mamą.
A nawet więcej: skoro je zauważasz to znaczy, że jesteś naprawdę dobrą mamą!
6. Wydaje ci się, że nie chcesz/nie potrafisz odpoczywać od dziecka? Masz rację: tylko tak ci się wydaje!
Marsz do kosmetyczki! Albo na spacer. Lub na kawę z przyjaciółką.
Dziecku naprawdę nic się w tym czasie nie stanie!
A zobaczysz, z jaką energią do niego wrócisz. I że wszystkim wam tylko to wyjdzie na zdrowie!
7. Bycie rodzicem nie ogranicza.
Na początku byłam głęboko nieszczęśliwa, że odtąd całe moje życie ma być podporządkowane temu łysemu jegomościowi. Musiałam tańczyć, jak mi zagrał. Wiecie, zaplanowałam na przykład wyjście na basen po jego drzemce, a on jak na złość nie chciał iść spać, był za to niemożebnie marudny, co oznaczało, że z basenu nici.
Ale wiesz, dzięki temu, że opieka nad dzieckiem pochłania mnóstwo czasu, uczysz się rozpoznawać to, na czym naprawdę ci zależy (i o co warto walczyć!) od tego, co robisz tylko dlatego, że musisz. Albo że tak wypada (a więc teraz możesz to olać ;)).
Poza tym dziecko uczy świetnej organizacji. Robienia kilku rzeczy na raz. Do tego w krótszym czasie! Sprawia, że chce nam się bardziej, bo mamy dla kogo: wstawać co rano, chodzić do pracy i zarabiać. Nawet gotować i sprzątać mamy dla kogo!
Patrzę na siebie z czasów przed dzieckiem, kiedy w weekendy spałam do dwunastej, a potem robiłam wielkie NIC („bo przecież mam czas i całe życie!”) i widzę to bardzo wyraźnie: bycie rodzicem rozwija, a nie ogranicza!
A ty? Co najważniejszego chciałabyś przekazać innym matkom na początku ich drogi? Wiesz, coś takiego, o czym nie miałaś wtedy pojęcia, a co baaardzo by ci pomogło?
Daj znać, niech inne młode mamy się o tym dowiedzą!
* L.PL.MKT.05.2018.6485 wpis powstał we współpracy z marką Bayer
Czytając Twój wpis czuję się, jak po rozmowie z najlepszą kumpelą. Podpisuje się pod każdym z punktów.
Od siebie dodam jedno. Myslalalam, ze jak córka będzie spała, to ja w tym czasie cały dom ogarnę. Efekt był taki, ze spała około godziny. Ja się zmęczyłem i potem żalowalam, że nie odpoczywalam kiedy miałam możliwość (Czyli kiedy dzidzia spala). Teraz już wiem, ze jak jest cicho w domu to lepiej samej się zrelaksować, a odkurzyć zawsze może mąż.
Miałam tak samo! Synek szedł na pierwszą drzemkę, a ja na szmatę :) oczywiście porządek nie trwał długo, bo tu pieluchy, tam mokre chusteczki, tam tetra (do ulewania), zabawki i… Byłam wiecznie sfrustrowana, bo to taka trochę syzyfowa praca była, dopóki nie zrozumiałam: a, kit z tym! Porządek nie jest najważniejszy :)
Ja nabralam sie na mit „dobrej organizacji”. Kiedy zaszlam w ciaze. konczylam wlasnie drugie studia i zostala mi „tylko” praca dyplomowa. Tak to sobie wyobrazalam – dlugie jesienne wieczory, dziecie spi (bo przeciez niemowlaki „tylko spia i jedza”), a ja zajme sie tym. Drugie studia sfinansowalam kompletnie sama, pracujac na pol etatu (a wiec dolicz jazdy z uczelni do pracy), wiec co dopiero teraz, kiedy bede pania swojego czasu. :) Dyplom odebralam jednak dopiero, kiedy corka miala trzy lata. Pewnie, ze dalo rade, ale bylo ciezko. Dlatego – dyplomow, doktoratow, nostryfikacji lepiej nie odkladac na „urlop wychowawczy”. Ale fakt – kiedy sie ma mniej czasu na „rozkminianie” tego, co powiedziala kolezanka z biurka obok, jest sie bardziej efektywnym. Jesli chodzi o bledy – macierzynstwo stawia nas czesto przed zadaniami, ktorych nie mozna rozwiazac. Na przyklad jak pogodzic idee rodzicielstwa bez przemocy z np. podaniem kropelek do nosa wijacemu sie jak piskorz maluchowi, do ktorego nie docieraja racjonalne tlumaczenia. A co, jesli do tego gardzi sie przekupstwem (bo do tego, w przeciwienstwie do noszenia, rzeczywiscie mozna sie przyzwyczaic) i odrzuca z zalozenia „obiecanki-cacanki”? No wlasnie. Nie raz czulam sie zapedzona w kozi rog takich wyborow. Tymczasem, drogie mlode mamy, rodzicielstwo czesto musi isc droga „mniejszego zla”. I jesli ideal siegnie bruku, po prostu pomyslec sobie, parafrazujac „wieszcza”, ze to normalne, ze to zly ideal byl.
Ja w 1 ciąży tez miałam plan się dokształcac. Bo co ja będę robić pół roku z takim śpiącym niemowlakiem ? o naiwności. głupszego pomysłu nie moglam wówczas mieć
Ha! Ja jestem na grupie Pań Swojego Czasu (Oli Budzyńskiej) i bardzo często kobietki wrzucają zapytanie: „Za chwilę rodzę. Chciałabym urlop macierzyński wykorzystać na naukę języka/skończenie studiów/założenie własnego biznesu. Jakie macie dla mnie rady?/Jak się zorganizować, żeby się udało?”. I oczywiście tutaj pojawiają się odpowiedzi matek (nawet samej Oli), że to czas, który najlepiej poświęcić dziecku i za dużo nie planować, żeby się niepotrzebnie nie frustrować.
I widzę sama, że osoba, która zadała to pytanie, nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Że można jej radzić, ale ona i tak wie lepiej, że się uda, a my – matki – tylko niepotrzebnie dołujemy. Wystarczy przecież dobra organizacja. Czasami nawet pojawia się foch :).
To jest chyba coś, co trzeba przeżyć samemu, żeby zrozumieć :)
Znam ten blog tylko ze slyszenia, ale swiadomie (i ironicznie) nawiazalam. I nie dziwi mnie @Kasiu – te z nas, ktore przed dziecmi krecily sie jak frygi, ktore ciagle cos robily dodatkowo, pracowaly „do ostatnich nog”, najbardziej sie na to nabieraja. Raz, ze nie chcemy przeciez „siedziec w domu z dzieckiem”, bez ambicji. Dwa – do tej pory dawalysmy rade, wiec jaki problem. :) Mnie sie ten czas z dzieckiem jawil (jawil to dobre slowo) jako sielanka, bez wczesnych pobudek i tej ciaglej bieganiny (mialam tak ustawione, ze z zajec do pracy lub odwrotnie i czesto musialam zlapac srodek lokomocji o konkretnej godzinie). Myslalam naprawde, ze odpoczne (choc dopiero z dzieckiem zrozumialam, co znaczy zmeczenie). A okazalo sie, ze z dymplomem moglam ruszyc dopiero, kiedy corka zaczela zlobek (i znowu bieganina – rano oddac, do biblioteki, odebrac, na plac zabaw), ale oczywiscie tez nie sadzilam, ze dzieci moga tyle chorowac, wiec takie tygodnie np., gdzie udalo mi sie od PN do PT wypelniac moj plan nalezaly do rzadkosci. Plakalam nie raz z bezsilnosci. I teraz pytanie – po co w ogole? Pewnie gdybym zaczela, kiedy corka miala np. 2-2,5 roku, wcale nie skonczylabym duzo pozniej, a tak sie nie naszarpala.
Dokładnie tak jak piszesz.zawsze się dawało rade, to co za problem. A dodatkowy wolny czas (nie wiem skąd to przekonanie u mnie również bylo) trzeba wykorzystać. tez myślałam że odpoczne, bo przed ciążą byłam na studiach podyplomowych wiec po ciąży chciałam jeszcze zrobić kierunek językowy. tak samo nie sądziłam, że dzieci tyle chorują. I tak jak pisze Ilona. Tego nie można pojąć dopóki się tego nie przeżyje.
A ja uważam, że jeśli ma się odrobinę wsparcia np. w mężu, to właśnie jest to świetny czas na swój rozwój. Ja postawiłam na naukę języka i tańca. Po powrocie do pracy ciężej jest wygospodarować czas dla siebie, zwlaszcza, że za dzieckiem się tęskni i po powrocie chce się spędzać z nim jak najwięcej czasu.
Pytanie czy to faktycznie jest czas, żeby dbać o swój samorozwój czy jednak nie lepiej poświęcić go dziecku (bo drugi raz ten rok się nie trafi).
U nas było tak, że mąż poszedł na macierzyński za drugim razem, a ja pracowałam. Nie powiem, trochę mi szkoda, ale w sumie nie mieliśmy wyjścia (mam własną działalność, nie mogłam jej zawiesić, a macierzyński na działalności to tysiąc złotych tylko). Z drugiej strony to, jaki kontakt ma teraz córka z mężem też jest bezcenne :)
Wlasnie. Tego tez sie nie wie, poki sie nie przezyje. Do narodzin dziecka jest sie w trybie „ja” a potem „my” lub „ono”. Dlatego przedtem tak sie wlasnie mysli, ze nie ma problemu, a potem czesto szkoda tych chwil niespedzonych z dzieckiem. Ja oboje oddalam wczesnie do zlobka, bo tez nie mialam wyjscia, musialam wrocic do pracy i choc przed corka wydalo mi sie to normalne, to kiedy ja oddawalam, ja plakalam bardziej niz ona. Po prostu jak sie zejdzie z piedestalu wlasnej osoby i wczuje w to male dziecko, dla ktorego jest sie calym swiatem, wiele spraw wyglada inaczej.
Świetny wpis! Mi przychodzi na myśle jedno: pamiętaj, że nie jesteś sama, a twój facet potrafi się zająć dzieckiem tak samo dobrze jak ty. Tylko musisz mu na to pozwolić!
To prawda :) co widać na załączonych fotkach :)
Dokładnie, podkreśliłabym i pogrubiła dwa razy, że tacie trzeba pozwolić też być rodzicem. A nawet zachęcać go do tego od samego początku. Po pierwsze, od pierwszych dni buduje się więź ojca z dzieckiem, a po drugie odpada punkt 6. z Twojej listy. Dzięki temu, że mój mąż opiekował się naszą córką od maleńkości, nie mam żadnych wyrzutów sumienia, wychodząc z koleżanką na drinka albo do kina. Wiem, że córeczka jest bezpieczna i oboje bawią się świetnie. Czasem nawet umawiamy się: ok, ty wychodzisz w piątek, ja w sobotę, a niedzielę spędzamy razem.
Ja dodałabym jeszcze: pamiętaj, jeśli nie karmisz piersią nie znaczy, że jesteś złą matką, i:
pamiętaj, jeśli posyłasz dziecko do żłobka nie znaczy, że jesteś złą matką.
Ja nie mogłam karmić piersią i te wszystkie stwierdzenia: „ojej, a dlaczego?, szkoda, to takie wygodne i dobre dla dziecka ( tak na marginesie – wygodne… chyba dla ojców)” doprowadzały mnie do obłędu i frustrowały bardzo.
Ze żłobkiem sytuacja była podobna. Już jak byłam w ciąży wiedziałam, że po roku z dzieckiem w domu wracam do pracy, a córka maszeruje do żłobka. Nie obyło się oczywiście bez pytań ” a co z dzieckiem?” odpowiadałam, że idzie do żłobka i spotykałam się w 90% że stwierdzeniem, że szkoda dziecka. Poczułam się w pewnym momencie jak wyrodna matką, która porzuca dziecko. Na szczęście szybko przekonałam się, że w naszym przypadku to był dobry pomysł.
A ja bym chciała, żeby kobiety więcej wiedziały na temat przypadłości o nazwie de-mer, z którą ja się borykałam. Przez pierwsze miesiące karmienia myślałam, że coś ze mną nie tak jest, dopóki nie zaczęłam szukać i czytać. Dla nie wtajemniczonych: podczas wypływu mleka ogarnia Cie najgorsze uczucie świata, jakby cały smutek nagle spadł na Ciebie, zamiast odczuwać euforię (jak to wszędzie piszą) masz ochotę płakać z rozpaczy.
Fakt, wspominała o tym Jaskółka (Matka tylko jedna) i przyznam szczerze, że tylko od niej o tym słyszałam, a podobno wiele kobiet boryka się właśnie z tym problemem.
Gdzie można coś więcej na ten temat przeczytać?
Tutaj znalazłam artykuły:
1. https://matkatylkojedna.pl/cyc-albo-nic/
2. https://mataja.pl/2014/04/d-mer-czyli-negatywne-emocje-w-trakcie-karmienia-piersia-nie-panikuj-nie-zwariowalas/
3. https://issuu.com/kwartalniklaktacyjny/docs/kwartalnik_laktacyjny_4__8__2015_gr (strona 34-37)
1. Masz własny rozum, czytaj składy, szukaj w internecie a nie zawierzaj reklamom że wszystko co napisane dla niemowląt się dla nich faktycznie nadaje (kremy, żele do mycia, „wisiadła”)
2. Nie rezygnuj po pierwszej porażce
3. Kochaj, noś, tul, całuj, śpij z dzieckiem- dzieci tak szybko rosną że potem chcą wszystko już same, a potem się wstydzą a my żałujemy że nie robiliśmy tego jak były małe.
U nas też świetnie sprawdziła się maść Bepanthen i fajnie, że wspominasz o niej we wpisie. Ja akurat trafiłam na nią zupełnie przez przypadek, bo zamawiałam coś w aptece Melissa i dorzucili mi ją jako gratis. I dobrze, bo sprawdziło się rewelacyjnie!
Mi brat polecał, jeszcze przed porodem, żebym poszła z nią do szpitala. Nie kupiłam :).
Potem dziewczyny na sali ją polecały (pierwsze dni karmienia) – od razu zadzwoniłam do Piotra, żeby skoczył do apteki!
Wiem, że to wpis reklamowany ale też potwierdzam skuteczność Bepanthenu. Mam do dziś w apteczce i sięgałam po niego nawet niedawno gdy mlodszy syn miał otarcie a starszy zima suche dlonie. Także ten krem jest z nami już od 8 lat w użyciu.
Dziecko ( zwłaszcza trochę starsze niż niemowlak) trzeba mieć zawsze na oku. ZAWSZE! Naprawdę wystarczy chwila nieuwagi. Dosłownie chwila. Obserwujemy otoczenie. Uważajmy na nasze szkraby!
Jeśli po porodzie nie czujesz NIC do swojego dziecka (i jesteś tego świadoma, bo Cię to dziwi) albo wręcz czujesz irytację, że musisz się nim zajmować, a takie wrażenie nie przechodzi po ok. 2 tygodniach – marsz do psychiatry. Ja czekałam i hodowałam depresję poporodową przez trzy długie, zimne i ciemne miesiące. Z jednej strony masz prawo się tak czuć, bo hormony i inne atrakcje, a z drugiej strony – nie warto czekać, bo możesz zrobić krzywdę sobie (jak ja) albo swojemu dziecku (nie daj Bóg). To ŻADEN WSTYD przyznać się do depresji. Ale uwaga – nie musisz od razu mówić o tym całej rodzinie, sąsiadkom i koleżankom z pracy. Powinna wiedzieć tylko osoba, z którą mieszkasz (mąż, partner, przyjaciel, mama itd.), bo to ona musi wiedzieć, że ma w razie czego zareagować.
Dziękuję za ten bardzo mądry i szczery komentarz :)
W Polsce nadal za mało mówi się o depresji poporodowej. Niestety. Przez co najbliższe otoczenie wszystko zwala na karb: baby blues, hormonów, nowej sytuacji życiowej, etc. Nie tylko nie wie kiedy, ale również nie ma pojęcia JAK pomóc.
A jak to jest z tatą dziecka? Chciałabym przeczytać taki artykuł z perspektywy ojca. Z punktu widzenia mamy zgadzam się w 100%
Wow! Świetny pomysł! Jutro będę męczyć Piotra o taki wpis <3
Świetny wpis nic dodać nic ująć. Może tylko tyle że ja nie karmiłam piersią i gdzie nie poszłam z maluszkiem do lekarza swoje wysłuchałama na temat karmienia piersią co doprowadziło tylko do tego ze wmówiono mi ze jestem zła matko bo nie karmie piersią a nikt nie wysłuchał dlaczego nie karmie jakie są powody tylko automatycznie atak na mnie ze jak tak mogę nie karmić. Organizacji uczy tylko ja wykorzystywałam czas jak dziecko spało na zaległości domowe sprzątanie pranie gotowanie.
Też nie karmiłam i też to znam! Nawet teraz po 5 latach usłyszałam od jednego z lekarzy gorzkie słowa na temat tego, jak mogłam być tak złą matką i nie karmić.
Ja nie karmiłam piersią ale walczyłam laktatorem aby jak najwiecej maluchowi dać swojego pokarmu. Nie zmuszę dziecka które wpadało w panikę wielki krzyk jak przystawiałam do piersi. Ale lepiej osądzić że się jest złą matka. A co do ojców moj mąż dużo pomaga był z nami przy porodzie miała co, zajmował się maluszkiem jak ja leżałam przewijał karmił butelka.
Mogę dać radę tym mamom(mam wrażenie że ojcowie mniej się wkręcają w takie rzeczy) które mieszkają z teściowymi i pewnie też swoimi matkami. Dziewczyny nie dajcie sobie wmówić, że głodzicie swoje dziecko.. Niestety od ciągłego słuchania, że moja córa jest glodna za każdym razem kiedy płakała, nabawiłam się lekkiej schizy na tym punkcie i rzeczywiście bardzo się tym przyjmowałam najpierw przez pierwsze kolkowe miesiące, a potem przy rozszerzaniu diety, które szło bardzo opornie. Nie wierzcie też w to, że tylko jak dziecko dostanie butle kaszy to wreszcie zje coś porządnego.
Żałuję, że nie wiedziałam, że :
1) Po porodzie sn można mieć problemy z nietrzymaniem moczu. Miałam ten problem przez dłuższy czas. Moje krocze było jakby sparaliżowane. Nie czułam, że popuszczam. Był to dla mnie szok. Na szczęście wszystko się unormowało.
2) Poród sn bez zzo , to pikuś w porównaniu z połogiem.
3) To normalne , że od razu nie kocha się dziecka tak mocno. Może inaczej. Czuć za nie odpowiedzialność, niesamowitą troskę. Chce się jak najlepiej, ale nie ma tego uczucia szczęścia, radości, miłości. Te wyrzuty sumienia, że kocham za mało, a przecież dziecko upragnione, wyczekane. Teraz wiem, że miłość do dziecka dojrzewa z każdym kolejnym dniem. Po dwóch czy trzech miesiącach czułam to magiczne coś do mojej córki.
4) Nie wiedziałam, że tak zawiodę się na mężu. Mężowi dużo więcej czasu zajęło odnalezienie się w roli ojca. Nie będę tu opisywać szczegółów, ale mężczyznę należy od początku angażować w opiekę nad dzieckiem i obowiązki domowe. Nie mamę czy teściową, lecz męża/partnera, gdyż też ma ręce i nogi. To , że robi coś inaczej niż my, to nie znaczy , że gorzej :)
Ja żałuję, że nikt mi nie powiedzial z jaką łatwością Maluszek może zakrztusić lub zadlawić się moim pokarmem, zwłaszcza w okresie nawału pokarmowego. Nikt też nie pokazał mi, jak postępować z Maluszkiem w przypadku niebezpieczonego zadławienia.
A ja trochę na odwrót, bo cieszę się, że nie wiedziałam, że poród to dopiero początek całej jazdy bez trzymanki :)
Jak to kiedyś czytałam na fejsie, przy buncie dwulatka nikt ci nie poda znieczulenia :)
Świetny wpis, podpisuję się pod wszystkim :)
Bardzo trafne podsumowanie, sama żałuję, że tego nie wiedziałam przed pierwszą ciążą, natomiast na drugą już byłam znacznie lepiej przygotowana.