5 największych tajemnic na temat macierzyństwa, których nikt ci nie zdradzi. Tylko ja ;)
Na pewno pamiętasz taką sytuację w szkole: ty spocona przy odpowiedzi, a w pierwszej ławce pupilki nauczycielki z miną: „Wiem! Ale ci nie powiem!”. Czasami zupełnie podobnie zachowują się matki. Siedzą w swojej Loży Doświadczonych Stażem i… Milczą. Na jakie tematy? I dlaczego nie mówią o tym głośno? A ja wiem, a ja wiem! I jednak inaczej niż one – o wszystkim ci opowiem ;).
TAJEMNICA 1: Jak naprawdę wygląda poród?
„Boli, ale do wytrzymania!”, „Wiesz, to wszystko bardzo szybko się zapomina!”, „Na drugi dzień mogłam już tańczyć!” – to właściwie jedyne historie okołoporodowe, które słyszałam, zanim sama na porodówkę zawitałam w pewien mroźny, choć kwietniowy poranek.
Kiedy więc mnie samą jeden z pierwszych skurczy niemal położył na podłogę (czułam się, jakby ktoś siekierą rąbał mój kręgosłup!), myślałam o tych wszystkich kobietach, które opowiadały, że na godzinę przed pojawieniem się dziecka malowały jeszcze paznokcie w domu, żeby ładnie wyglądać w tym najważniejszym dla nich dniu. Ja nawet nie pamiętałam o wymyciu zębów, choć kanapki dla męża naszykowałam, bo coś czułam, że zbyt szybko się z tym całym projektem „poród” nie uwinę ;).
DLACZEGO KOBIETY O TYM NIE MÓWIĄ? Powodów jest tyle, ile zdań na temat tego, czy Radzio Majdan i Małgonia Rozenek to dobrana para. Kobiety nie chcą straszyć się nawzajem – to chyba najważniejsze. Czasami się wstydzą – zwłaszcza tego, co dzieje się z ich ciałem w czasie połogu. Uważają, że poród jest trochę jak impreza w Las Vegas – a co wydarzyło się w Las Vegas, zostaje w Las Vegas, wiadomo. A więc w tym przypadku za zamkniętymi drzwiami porodówki. And last but not least: o swoim porodzie najchętniej opowiadają te z nas, które przeszły go lekko – inne wolą po prostu jak najszybciej o całej sprawie zapomnieć.
TAJEMNICA 2: Pierwsze miesiące życia z dzieckiem wcale nie są różowe.
Mam w głowie zakodowany taki obraz młodej matki: uśmiechnięta, zrelaksowana, po prostu szczęśliwa. I chociaż przechodziłam przez to dwukrotnie, ten obraz ciągle jest taki sam! Wyobrażasz sobie, jak często musiałam być nim karmiona, skoro – choć wiem, że rzeczywistość z noworodkiem wcale tak nie wygląda! – nadal widzę matkę pijącą herbatkę na kanapie obok słodkiego, różowego, gugającego bobaska zjadającego swoje stópki przez cały Boży dzień? Albo pochylającą się z uśmiechem nad łóżeczkiem, w którym maluch sam (SAM!) zasypia przy nocnej lampce i wtórze kołysanek puszczonych gdzieś w tle?
No właśnie. Tymczasem nie będzie wcale przesadą, jeśli stwierdzę, że pierwsze miesiące życia z dzieckiem to raczej jedno z najtrudniejszych – a nie najprzyjemniejszych! – doświadczeń w naszym życiu! Wyobraź sobie tylko: to czas, w którym całkowicie przestajesz decydować sama o sobie. Kiedy pójdziesz do toalety, coś zjesz, ubierzesz się – o wszystkim decyduje twoje dziecko! Dodaj do tego ogromną odpowiedzialność za nie (tylko od ciebie zależy, jakie będzie w przyszłości i czy go nie „zepsujesz” tak fizycznie, jak i psychicznie); hormony i zwykłe dolegliwości poporodowe (nie możesz siedzieć, a czasami również stać) + taki brak snu, że przespanie ciurkiem trzech godzin staje się twoim największym marzeniem i już wiesz, jakim mitem jest obraz zrelaksowanej oraz uśmiechniętej matki noworodka :).
Fajnie jest dopiero potem.
DLACZEGO KOBIETY O TYM NIE MÓWIĄ? Bo nie chcą straszyć tych, którzy dziecko dopiero planują. A co? Same mają mieć przechlapane? ;)
A tak całkiem serio: żadna z nas przecież nie przyzna się, że macierzyństwo jest dla niej trudne, bo ciągle myślimy, że dla innych to bułka z masłem. To tak, jakbyś miała powiedzieć w towarzystwie, że nie wiesz, co jest stolicą Australii! Mimo, że 90% społeczeństwa tego nie wie, to jednak taki trochę… Obciach, nie?
TAJEMNICA 3: Babcine sposoby nie działają!
Kiedy zostajesz matką, jesteś tak niepewna wszystkiego, co robisz, że bardziej wolisz słuchać doświadczonych kobiet, które wychowały już kilkoro dzieci niż własnej intuicji. Stąd te wszystkie metody na wypłakanie, termometry w pupce, kiedy wzdęcie, rozszerzanie diety trzymiesięczniaków, sadzanie między poduszkami i na nocniku, choć maluch jeszcze nie siedzi czy właśnie chodziki w co drugim polskim domu, bo jak to? Na czterech jak piesek ma biegać?
Wiele z nas nadal wierzy w uzdrawiającą moc rosołu, mimo że nikt nigdy nie udowodnił, żeby faktycznie po tym spadła temperatura, a mój osobisty lekarz odradza nawet podawać go na wysoką gorączkę. No ale powtarzamy sobie z ust do ust, że to działa. Niesie się potem pocztą pantoflową, że na naukę chodzenia koniecznie trzeba dziecku zainstalować buty na nogach, a jak ma odparzenia pieluszkowe – posypać pupę (i przy okazji pół domu!) mączką ziemniaczaną. Że niby tak naturalnie. Nic to, że efekt zerowy.
A przecież jesteśmy mamami w XXI wieku – WIEDZA jest na wyciągnięcie ręki! Ta od specjalistów. Mamy tyle udogodnień, że nic, tylko brać i korzystać! Zamiast babcinych sposobów – tej mączki na przykład – wystarczy poszperać i poszukać bezpiecznego kremu o udowodnionej skuteczności. Tak, wiem – babcia mówiła, że takich nie ma, bo dzisiaj to sama chemia, której lepiej unikać. Ale ja znalazłam maść Bepanthen Baby bez podrażniających dodatków jak: cynk, parabeny i inne konserwanty. Ta maść ma tak prosty skład, że w żaden sposób nie uczula i nie wysusza skóry dziecka.
A w aplikacji jest o niebo wygodniejsza niż rzeczona mączka z „babcinych sposobów” i poręczne pudełko łatwiej wszędzie ze sobą zabrać: w podróż czy na plażę. Wyobrażasz sobie wozić ze sobą słoik z mąką? Ja też nie, a ponieważ moje dziecko ma niestety skłonność do odparzeń, wiem doskonale, ile dobrego taki jeden krem – który zawsze jest w maminej torebce! – potrafi zrobić. Bo lepiej zapobiegać niż leczyć, czyli że trzeba smarować nim prewencyjnie, a nie już po fakcie, kiedy dziecko płacze. Brak zaczerwienień to zawsze jeden powód do uśmiechu więcej :).
A chyba na tym uśmiechu zależy ci bardziej niż na zadowalaniu starszych rodem? Dlatego zawsze słuchaj tylko swojej intuicji oraz potrzeb swojego dziecka! Choć wiem, że to nie jest łatwe – ja się tej karkołomnej sztuki nauczyłam dopiero, kiedy zostałam mamą po raz drugi.
DLACZEGO KOBIETY O TYM NIE MÓWIĄ? Cóż… Spróbuj powiedzieć teściowej, że nie ma racji ;).
TAJEMNICA 4: Dzieci bywają irytujące. Tak, nie tylko te obce – własne też!
A nawet: własne tym bardziej, bo jesteś z nimi 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. I jak to małe układa właśnie klocka na klocek, mówiąc ci przy tym po raz 342484782: „Mama! Patź na mnie!”, choć patrzysz (ok, próbując w tym czasie ogarnąć obiad, ale jednak!) to masz ochotę wyjść z mieszkania. Razem z drzwiami.
DLACZEGO KOBIETY O TYM NIE MÓWIĄ? Bo jak powiedzą, to zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta: nie kochasz swojego dziecka??? Serio! Zupełnie nie ogarniam jak można zarzucać coś takiego matce (MATCE!), która na moment straciła cierpliwość. Przecież to całkiem naturalne i ludzkie! Jakoś na mężów możemy się denerwować, że rzucają skarpetkami i nikt od razu nie podejrzewa, że planujemy rozwód, ale jak powiesz, że własne dziecko cię irytuje, to… Ooo, kochana! Co z ciebie za matka???
TAJEMNICA 5: Każda z nas ma bałagan w domu i chwile, kiedy daje dziecku tablet do ręki ;).
Rodzice ogólnie dzielą się na tych, którzy nie ogarniają i na tych, którzy też nie ogarniają, ale potrafią to dobrze ukryć :). Więc jeśli masz właśnie gorszy dzień i dopada cię myśl z cyklu: „Ja pitolę! Kiedy one w końcu pójdą spać?” to spokojnie. Wyobraź sobie, że dokładnie to samo pomyślała dzisiaj przynajmniej raz absolutnie każda matka na całej kuli ziemskiej! Tak, ta w Sydney też.
Już lepiej?
DLACZEGO KOBIETY O TYM NIE MÓWIĄ? A dlaczego nie chodzą bez makijażu po ulicy? I doklejają sobie rzęsy? Na Facebooku zamieszczają tylko zdjęcia z wakacji lub takie, na których ich dziecko jest akurat czyste? No właśnie… Wszyscy chcemy uchodzić za trochę lepszych, niż jesteśmy w rzeczywistości ;).
A ty? Masz jakąś tajemnicę, której w życiu byś nie zdradziła? No przyznaj się – ten jeden raz, w dodatku anonimowo w sieci – możesz ;). Nikt cię tu za to nie zje, a być może przeczyta to inna młoda matka i odetchnie z ulgą, że uff… Nie jest sama!
* L.PL.MKT.07.2017.5256 artykuł powstał we współpracy z firmą Bayer, producentem maści Bepanthen Baby
Świetny wpis! Ja ze swoich doświadczeń dodałabym
1. Mąż obiecuje że wszystko się zmieni i będzie pomagał- zmieni się jedynie w życiu matki a mąż będzie pomagał kiedy znajdzie chwile w swoim beztroskim życiu
2. Cesarka też boli! – owszem w trakcie nie czujesz ale godzinę po zaczynasz konać. Tak jest morfina- po której w glowie się wali a każą wstawać , karmić i funkcjonować a jak już głowa zaczyna działać to znowu boli i dwa tygodnie nie możesz nawet kichać nie mówiąc o potrzebach fiz. Ale po dwóch latach brakuję tego i znowu od początku ?
3. Drugie będzie inne- nie licz że lepsze
Haha, punkt trzeci wymiata – mój młody był np. z dzieci nadwrażliwo-płaczących (typowy hajnidek) i całą drugą ciążę się pocieszałam, że przecież drugie będzie inne :). Jest: uśmiechnięta, rozbiegana, niczego się nie boi tak bardzo, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo wlezie na schody/parapet/szafę, spadnie, po sekundzie zapomni i znowu się tam ładuje :)
Także wrażliwe i spokojne dziecko (ale mega odpowiedzialne jak na swój wiek) kontra takie z motorkiem w dupie, które jest najszczęśliwsze, kiedy jest brudne – i teraz sama nie wiem, co lepsze ;)
TeN wpis o mężu punkt 1 super prawda cała ?
Wiedzialam ze to sciema z tym ze porod naturalny moze nie bolec ;) bol po cesarce byl dla mnie do zniesienia (to chyba kwestia tego ze lepiej znioslabym.jednak bol brzucha a nie…). W szpitalu dwie dziewczyny robily sobie herbate i opowiadaly ze super ze wstaly zaraz po i ze ciesza sie ze nie ciecie bo by sie ruszyc nie mogly. A ja spacerowalam z dzieckiem po korytarzu a w sali ze mna lezala dziewczyna po naturalnym ktora cala dobe nie byla w stanie wstac i ledwo mowila. Spala tylko, jak ja widzialam to myslalam jaki to mam fart;)
Ad 1. u mnie mąż pomaga hmm tyle ze zajmując się mała godzinę opowiada o tym wszystkim przez najbliższy tydzień jaki on pomocny ale hmmm mam cała godzinę dla siebie to niech sobie gada :p Ad 2. Cesarka to katastrofa – mi cięcie po cesarce nie goilo się ponad miesiąc.. wiec kichanie i potrzeby fiz sprawiały ból przez ponad dwa MIESIACE.. pomijam ze noszenie dziecka przy tym to masakra a pozycje przy karmieniu conajmniej jak w gimnastyce artystycznej..
I jeszcze: karmienie piersia nie wyglada tak, ze pac! Dzidzius po prostu lapie piers a ty rozanielona glaszczesz go po glowce;) trzeba sie nauczyc a i tak poczatki to kombinowanie, ustawianie piersi pod katem, gilganie pod bródką zeby szerzej otworzyl paszcze i w koncu! Zgarbiona spocona wykrecona ale karmisz ;p
Początki karmienia to był dla mnie koszmar
I jeszcze czujesz ze nie wyrabiasz jako matka bo jak to halo przeciez to takie naturalne a ja nie lapie o co chodzi :D taaa.
Dokładnie…ja to myślałam o sobie, że chyba się nie nadaję do tego, bo jak to, przecież to takie proste i to samo szczęście, a ja czuję się jak ostatnia D….
Mi się wydawalo, że karmienie jest proste i wystarczy chciec. W moim przypadku to byla istna walka o przetrwanie. Chciałam karmić piersią moje bliźnięta ale po godzinach spedzonych z laktatorem i przystawianiem dzieci co chwilę, laktacja nie rozkręcila sie i po 2 miesiacach poddalam sie.
Ja bym dodała do tego, że nikt nie mówi o tym, jak to stajesz się służącą na wyłączność dla swoich dzieci. I to przez jakieś 10 lat, a minimum to 7. Przynieś, podnieś, podaj, wytrzyj, załuż, zdejmij, wytrzyj, schowaj, wyciągnij…
Genialnie to napisałaś. Ja mam znajomą, której jak powiedziałam, ze po porodzie naturalnym przez tydzień nie mogłam siedzieć, chodzić i chciało mi się płakać, to usłyszałam:”Kochana, ja 4 dni po, to pojechałam truskawki kupić i dżemy robiłam”. No cóż chyba miałam się poczuć, że jestem beznadziejna. Kolejna ściema, gdy matki mówią, ze dziecko na piersi przesypia im całą noc. Tak jasne, jak je przed tym nakarmią modyfikowanym. Pozdrawiam.
A ja słyszałam i słyszę ciągle od kobiet: „Kilka godzin po porodzie tańczyłam/biegałam/skakałam” – rodziłam dwa razy, widziałam w tym czasie dziesiątki kobiet, wszystkie syczały przy siadaniu (lub nie siadały wcale), a jak miały wstać, to chodziły zgięte wpół. Tylko jedna faktycznie nie miała żadnych problemów już na drugi dzień, ale przyjechała do szpitala i urodziła w ciągu 5 minut prawie na korytarzu, więc… Kwestia budowy, ale zdarza się wyjątkowo rzadko, żeby w połogu nie mieć żadnych dolegliwości.
Moj pierwszy połóg był chyba gorszy od porodu, choć poród nie był wcale łatwy ani krótki. Za drugim razem poszło szybko i sprawnie i szczerze to z w ten sam dzień mogłabym iść do domu. Myśle ze ważniejsze niż to jak kto miał jest empatia dla drugiego człowieka. Wysłuchać i wesprzeć jak trzeba, czasem pochwalić a czasem pomóc. Bywa różnie, ale jeśli będziemy dla siebie życzliwe to bedzie ok. To samo oczywiście dotyczy spania dziecka i innych dziecięcych historii, bo każde dziecko jest inne. Więcej życzliwości i zrozumienie dla matek!
I zgadzam sie co do karmienia! Dlaczego nikt nie mówi, ze początki bywają (CZĘSTO) trudne…
Jeśli chodzi o sam poród to ja należę do tych które jakoś szybko i dobrze zniósł SN. Więc rozumiem wypowiedź że już nie pamiętam jaki to ból bo przy drugim porodzie był chyba mniejszy i rodziłam 2 tygodnie temu a planuje 3 ciążę ?. Każdy ma inny prog bólowy
Ja napewno po cc była bym ledwo żywa i nie mogła bym ruszyć się z łóżka. Pewnie gdybym rodziła 15 czy 20 godzin to tez miała bym dość i uważała poród za walkę o przetrwanie. Ale zdecydowanie muszę stanąć w obronie tych które naprawdę poród wspominają dobrze. A z pozostałymi pkt zgadzam się jak najbardziej. I dodała bym jeszcze Karmienie Piersią
Wcale nie wygląda jak na filmach i zdjęciach. U nas to były łzy pot krew i łzy i łzy i beznadzieja. Teraz z 2 dzieckiem jest mniej łez i mniej krwi ale i tak nie jest łatwo jak już młody umie jeść a ja go dostawic to mleko nam się kończy i nie możemy się rozkręcić. I to wcale nie jest tak ze to naturalne i każdemu wychodzi dzieci są najedzony a ty masz zawsze tyle mleka ile dziecko potrzebuje
Muszę się wtrącić. Moją Maludę przez pierwsze 6 tygodni życia wybudzałam co 2,5-3h (zalecenie położnej). Którejś nocy byłam tak zmęczona, że budziki wyłączałam przez całą noc, jak się rano obudziłam to myślałam, że eksploduję, a Mała spała w najlepsze. Od tamtego momentu przesypiała całe noce, tylko na piersi! aż do ok.7 mca jak zaczęłam jej rozszerzać dietę, potem budziła się raz na mleczko. Taki Aniołek! :)
Nie prawda moja córka jest tylko na piersi ma 1,5 miesiąca i przesypia ok 5, 6 h w nocy. Ostatni posiłek je koło 24,1 w nocy i potem dopiero rano 5,6, na początku ja wybudzalam bo tak mi kazała położna ale mała nie była zainteresowana jedzeniem i lekarka stwierdziła żebym jej dała spać ( dodam że w miesiąc przytyla prawie 1,5 kg więc uznała ze nie ma sensu). Za to w ciagu dnia cały czas je… Nie mam jak do toalety pójść.. robi sobie krótki przerwy i je.. A z dostawianiem cała prawda ;) moja gryzie, łapie dobrze ale puszcza gryzie i znów łapie dobrze i tak w kółko;p chyba tak się bawi;) plecy chcą odpaść ..
Ostatni posilek o24???? To jest posilek w srodku nocy;-) idac tym sposobem myslenia moje dziecko tez przesypialo cale noce ;-)
To jest tak totalnie normalne, że zazdrościmy czasami osobom niedzieciatym (albo tym, które mają już odchowane dzieci!) – tymczasem jest to jakiś temat tabu i choć każda matka miewa takie myśli – każda się ich wstydzi :/
PS Co do porodu, to może być piękny :) mój drugi właśnie taki był :)
Ja miałam zupełnie odwrotnie. Na podstawie różnych opowieści i obserwacji (dużo małych dzieci w rodzinie) wyobrażałam sobie że początek macierzyństwa to kilka lat wyjętych z życiorysu i trzeba to jakoś przetrwać bo to będzie masakra. Dlatego długo nie decydowałam się na dziecko, a jak już się zdecydowałam to z pełną akceptacją tego, że będzie to ciężki okres. Okazało się, że wcale nie, dużo bardziej podoba mi się przebywanie na macierzyńskim niż chodzenie do pracy. Na pewno w dużej mierze jest tak dlatego, że mam naprawdę grzeczne dziecko, ale też myślę, że dużo zawdzięczam koleżankom, które nie udawały że będzie sielankowo tylko mówiły wprost. Może właśnie dlatego nie miałam nierealnych oczekiwań i potrafię bardziej się cieszyć z tego co jest. Myślę, że choćby z tego względu warto o tym mówić, bo chyba największym problemem młodych matek są właśnie nierealne oczekiwania, a kiedy się pewne rzeczy wie wcześniej, to zupełnie inaczej się do wszystkiego podchodzi.
miałam dokładnie tak samo… spodziewałam się wszystkiego najgorszego, a teraz córeczka kończy 2 miesiąc, a ja żyję tak samo, jak przed porodem – no, może trochę więcej jest kombinacji z wychodzeniem z domu. poród bolał masakrycznie, ale później (urodziłam o 15,25) do 1 w nocy wręcz latałam po ścianach, tak byłam nabuzowana adrenaliną. gdyby nie krew lejąca się ze mnie, to bym poszła sobie na spacer xD dziecko na cycku spało już raz 8,5h w nocy, trzy razy po 6,5h, a tak normalnie budzi się co jakieś 3h. wysypiam się, bo śpię wtedy po prostu do 10 i już. ten artykuł jest zupełnie nie o mnie – do swej wagi wróciłam już 2 tygodnie po porodzie, połóg skończył się przed 6 tygodniem, nic mnie nie bolało, a moja ginekolog powiedziała, że cytuję: „to jest kur… niesprawiedliwe” i że wcale nie widać, że byłam w ciąży. tak więc – to naprawdę jest sprawa indywidualna i chyba najwięcej zależy właśnie od nastawienia kobiety, świadomości. miałam dużo czasu, by przeczytać w internecie wszystko na temat porodu, połogu, niemowlaka itp. może to sprawiło, że wiedziałam, czego się spodziewać. a może to było niepotrzebne, bo nic takiego mnie nie spotkało i powinnam zaufać po prostu instynktowi? aha – i dodam jeszcze – od pierwszej nocy jestem z córeczką sama – w dzień nieocenioną pomocą jest mama i siostra, ale 24h na dobę jestem tylko ja i ona. więc nie demonizujmy tego wszystkiego :) macierzyństwo jest wspaniałym okresem w moim życiu i jestem zachwycona, że mogę go doświadczać :) pozdrawiam!
Tak zdecydowanie prawda o karmieniu piersią ze to nie tak ze dziecko od razu łapie i umie… rzadko które chyba tak potrafi trzeba się nieźle namęczyć naplakac tez bo jak takie dziaselka małe złapią sutek to normalnie ból jest … i nie jest tak ze po 20 minutach noworodek się naje i puszcza o nieee czasem to cały dzień by przy cycku leżał i spał a Ty czujesz się jak chodzacy cycek i juz wcale nie obchodzi Cie czy ktos patrzy na ta pierś czy nie …
O tak.właśnie tak jest.juz przy pierwszych skurczach czułam się oszukana przez inne matki(koleżanki) przecież miało być tak pięknie… Dla tego wszystkim ciężarnym zawsze odpowiadam szczerzę.ciążę miałam piekielną.sedes był moim bliskim przyjacielem przez 4miesiace. Przy porodzie mdlałam ciągle. Pierwsze badanie ginekologiczne było na 4dzien po po porodzie(akurat było konieczne).karmienie piersią jest takie swietne(to że boli jak cholera nikt nie wspomniał).pierwsze miesiące życia dzidziusia to próba przetrwania a nie piękne słoneczne poranki z laleczka ktora dzielnie pociąga cyca.Ciągle próbujesz zgadnąć dla czego plącze.i oczywiscie badania lekarskie(o szczepionkach nie wspominam nawet)Jedno wiem na pewno z czasem jest łatwiej.o niebo łatwiej.. :)
Hi, hi, ja przy pierwszych skurczach myslalam – Spoko, dam rade. Te pierwsze dawaly sie rozchodzic. Nie wiedzialam oczywiscie, ze urodze dopiero za 24 h. Ale moja polozna od razu mi powiedziala – Kochana, to jeszcze nie to. :) W kazdym razie kilkanascie godzin pozniej skamlalam o PDA, ale juz go nie dostalam, bo za pozno. Bole krzyzowe, te rozlupujace kregoslup, byly najgorsze, ale polozna mi powiedziala, ze nie kazda kobieta je ma. W ogole – po raz pierwszy zrozumialam wyrazenia:’torsje’ i ‚wykrecilo mnie’. Znam natomiast tez dwie kobiety, ktore po urodzeniu dziwily sie: To juz? Moj drugi mimo bolu tez byl piekny, bo przelamalam traume cesarki. Ale tez nie siadalam. ;)
Też miałam za pierwszym razem krzyżowe (ktg nie odnotowuje wtedy tych skurczy, jest jedna płaska linia jakbyś jeszcze nie rodziła, nawet jeśli jest już pełne rozwarcie), a za drugim normalne skurcze w podbrzuszu (taki intensywniejszy ból na okres – tutaj wykres na ktg skakał razem z nimi).
Te bóle to niebo a ziemia! Serio! Tak jak przy krzyżowych masz wrażenie, że nic nie pomaga (miałam znieczulenie zewnątrzoponowe i nawet ono nie przytłumiło tego strasznego bólu!), ktoś wali cię siekierą w kręgosłup tak, że nie możesz się wyprostować, chodzić ani nawet złapać oddechu; tak te drugie skurcze można spokojnie rozchodzić nawet przy końcówce i sam oddech działa jak środek znieczulający :).
Dlatego jak ktoś po pierwszym porodzie mówił mi: „Ale nie chodziłaś po porodówce? Przecież ruch pomaga radzić sobie z bólem i przyspiesza akcję!” to myślałam, że zabiję, bo ja w czasie skurczu myślałam tylko o tym, dlaczego u diaska nie ma klamek w oknach (tak, chciałam przez nie wyskoczyć ;)).
To wyjasnia, dlaczego mnie odeslano do domu, powodem bylo ktg, na ktorym nic nie bylo widac. A ja zaczelam watpic w moje odczucia – nosz kurtyna w gore – tak mnie boli, a oni mi mowia, ze mam wrocic za dwa dni. Wrocilam za kilka godzin i urodzilam. Przy corce odeszly mi wody, ale nie mialam praktycznie zadnych skurczy, stad zupelnie nie moglam opierac sie na wlasnym doswiadczeniu. A dziewczyny bez boli krzyzowych tez mi mowily: Taki silniejszy okres. Taa…
Tak! Dokładnie! Ja byłam na kontroli u gina o godz. 20, podpięta do ktg usłyszałam, że to na pewno nie dzisiaj. Ucieszyłam się, bo byłam chora i potrzebowałam kilku dni, żeby się doleczyć. Wróciłam do domu i zaczęły się skurcze. W szpitalu ze względu na znieczulenie zewnątrzoponowe cały czas byłam podpięta do ktg i do samego końca na wykresie była ciiisza, jakbym wcale nie rodziła.
oooo ktg…. faktycznie…. ten cholerny pasek i kupa drutów co przytrzymuje pani przyciskając i tak bolącego brzucha bo nie wyczuwa serca. i ją wcale nie obchodzi ze robi to właśnie kiedy mam skurcz.(bo wiadomo ze musi go slyszec) :D I wiecie co?…. To byl moj pierwszy raz kiedy na prawdę nie bałam sie igieł,zastrzyków . :D
Dokładnie!! Nie mówimy o tych gorszych rzeczach bo po co :)
Dodałabym jeszcze coś o jedzeniu – jak trochę małe podrośnie to pizza na wynos tudzież mrożonka może stać się wybawieniem… nie oszukujmy się, czasem człowiek ma ochotę udawać, że kuchni nie ma w domu ;-) Na szczęście moi panowie akceptują czasem me kulinarne lenistwo (chwałam im za to!).
Ja już jestem na etapie, że młody pozwoli mi się zdrzemnąć po pracy 15 minut w fotelu. Czasem mnie nawet kocem przykryje… i buduje te swoje Pokemony z lego…
musze przyznac,ze ja celowo nie sluchalam za duzo o porodach i macierzynstwie, gdyz gdzies podswiadomie czulam, ze to ńie jest taka idylla i ńie chcialam sie uprzedzac. Chcialam nastawic sie jak najlepiej i pomoglo, gdyz cala ciaze bylam wyluzowana i do porodu tez szlam na relaksie…ale…jak sie okazalo porod trwal 12 godzin i bolalo tak jak bym nigdy sobie tego nie wyobrazila, tylek bolal bardziej niz przod ( nikt nie mowil, a moze nie chcialam tez o tym slyszec), karmienie piersia wcale nie bylo takie latwe i automatyczne jak myslalam, przez pierwsze tygodńie porozumiewalam sie z mezem haslami typu „podaj, przynies, wynies” i plakalam z byle powodu:) mimo wszystko mam plan to jeszcze powtorzyc:)
Ps. z innej beczki- jaka uzywacie teraz spacerowke i czy polecacie?
Mamy Maclarena – zajmuje mało miejsca w aucie i na tym właściwie kończą się jego plusy :)
szkoda, ze tak malo plusow… w UK bardzo polecaja ta marke, ale nie wiem czy warto i nie lepiej kupic cos malego i taniego… porzadna jedna (zdecydowanie wieksza i ciezsza) spacerowke na dluzsze wyprawy juz mamy
Jeśli macie wygodną spacerówkę, to zdecydowanie właśnie z niej będziesz korzystać częściej. Parasolka to jakieś nieporozumienie, ale nie wiem na ile to kwestia polskich, krzywych chodników (staje mi na nich dęba, zamiast jechać). Ja się śmieję, że to taki wózek dobry do centrum handlowego, gdzie jedziesz sobie po płytkach :). Ma też jeden podstawowy minus – ze względu na dwie rączki nie można go prowadzić jedną ręką, co przy dwójce dzieci bywa kłopotliwe, bo często muszę synka przeprowadzać za rękę przez np. jezdnię, a wózek pcham wtedy brzuchem :/
Przypomniałam sobie jeszcze jeden plus: Maclaren jest wykonany z naprawdę dobrych materiałów. Nic się nie dzieje ze stelażem (nie rysuje się wcale) ani z tkaniną. Ale zwykła spacerówka jest zdecydowanie lepsza od parasolek, więc jeśli chcesz kupić np. na podróże, to nie ma sensu wydawać na nią dużo kasy (i tak będziesz używać tylko w razie wyraźnej potrzeby).
dziekuje za komentarz. Mysle, ze masz racje i jesli kupimy to cos taniego tzw podwiezdupke:) co do chodnikow to niestety tez prawda, za kazdym razem jak jestem w Polsce odczuwam olbrzymia roznice:-)
Ja przy drugim dziecku, jak miało rok zmieniłam dobrą dużą i ciężką spacerówkę na „parasolkę” i sobie bardzo chwalę. Fakt, że wybrałam taką o bardzo dużych kołach (chicco multiway), więc ani krawężniki, ani krzywe chodniki, leśne ścieżki z patykami i szyszkami, plaża czy śnieg nie były problemem. Dodatkowo była duża i wygodna dla dziecka, więc jeździło aż do 3 roku życia jak była potrzeba. Potwierdzam jedynie, że prowadzenie jedną ręką jest rzeczywiście trudne. Teraz przy 3 dziecku też rozważam taką zmianę :)
Anonimowo, powiadasz? Polog na przyklad to jeden wielki temat tabu. Nie zastanawialyscie sie czasem, jak te, dajmy na to, supermodelki chodza w pologu po wybiegach i nie widac tych grubych podkladow? Wiem, wiem, na pewno tampony, sama uzywam, ale przeciez sie ich w pologu nie zaleca. Druga sprawa – i tu sie nie dziwie, bo jest obrzydliwa – skrzepy w krwi pologowej. Przy cesarce czesc krwi jest usuwana przy zabiegu. Nie ma to wplywu na dlugosc pologu, ale chyba na jego jakosc. W kazdym razie, kilka tygodni po porodzie sn, przerazilam sie, kiedy po niespodziewanym skurczu ‚urodzilam’ cos, co wygladalo jak watrobka. Bardzo malo informacji znalazlam na ten temat, ale na szczescie polozna mnie uspokoila. W ogole ten szpitalny zapach na porodowkach – charakterystyczny i nieprzyjemny. Naturalny zapach noworodka – kwestia gustu, dla mnie nieprzyjemny, ale np. moja polozna bardzo lubi. Z tym, ze dzieci w niektore dni naprawde wisza na piersi non stop – kolejna niespodzianka. Przy drugim wiedzialam i bylam lepiej przygotowana.
E-milka, ja po drugim porodzie miałam akcje z ‚watrobka’…to byla 9 doba po porodzie, dziwiłam sie, ze skapo krwawie, az tu nagle, taki krwotok, ze przelalo mi dwie warstwy ubrania (to bylo dokladnie rok temu, wiec lato, majtki i spodenki zakrwawione). Poleciałam do łazienki, i wtedy bach, wyskoczył ten wielki skrzep.
Zadzwoniłam do położnej, a ona zeby sie nie martwic.
Nie dawało mi to spokoju wiec napisałam do mojej gin. Kazała jechać do szpitala. Tam usg, i polecenie przyjścia na zabieg czyszczenia macicy nazajutrz (tylko dlatego, ze karmie piersia) bo jest masa skrzepow i nie ma szans by sie macica sama oczyscila.
Na kontroli po 6 tygodniach moja gin mi opowiadała, ze na to łyżeczkowanie zleciało sie pol szpitala, a w macicy byla ‚kopalnia’ skrzepow. Zastanawiali sie ile urodziłam łożyska skoro tyle zostało w środku.
Musiałam robić betahcg, by wykluczyć zaśniad. I dobrze, ze nie skończyło sie sepsa, bo bywa różnie.
Moj wpis tak ku przestrodze…
A to dziwne, że nie zauważyli niczego przy porodzie. Ja byłam łyżeczkowana „na wszelki wypadek”, bo łożysko okazało się lekko pęknięte (lekarz ma obowiązek sprawdzić w jakim jest stanie i czy zostało urodzone w całości). Szok i porażka, że u Ciebie nie zrobili tego od razu :/
Natomiast skrzepy w krwi połogowej to coś całkiem normalnego, zdarzają się raczej u każdej kobiety po porodzie naturalnym.
Uff, to mialas szczescie. Mnie uspokoila polozna, ale do gina tez pojechalam, bo to samo – szok byl niezly.
Ja jakos tego nie widzialam przy moim porodzie, ale maz mowil ,ze polozna dosc dokladnie sprawdzala i analizowala moje lozysko. to bardzo wazne,zeby wyszlo w calosci i lekarz/ polozna powinni zawsze sie upewnic,ze nic nie zostalo w srodku. co do skrzepow po porodzie to chyba kwestia idywidualna. niektore kobiety bardzo krwawia, ja krwawilam kilka tygodni, ale dosc skapo. pierwsze dwa/ trzy dni byly intensywne,pozniej nie bylo zle
Moja córka ma 7 miesięcy, a wydaje mi się że poród i połóg był lata temu. Tak to nie był dobry czas. Poród w miarę szybki, choć najbardziej bolały ostatnie skurcze i i te badania w ich trakcie. Znieczulenia nie zdążyłam :( Choć podobno ciężki. Dziecko bylo mega zmęczone, w ogóle nie chciało jej się ssać.
1. Dla mnie najgorsze bylo właśnie KARMIENIE. Owszem były doradczynie laktacyjne, ale dla mnie SIEDZENIE na łóżku z milionem poduszek, nakładkami silikonowymi, traktowanie moich sutków jak jakiś wymiona, szarpanie. Ja całą spocona dziecko zdenerwowanie – masakra. (Nie wiem czemu nikt nie powiedział że można na leżąco) Dopiero w domu w czwartej dobie zaskoczyło i karmimy się cały czas i jest super.
2. POŁÓG- Ogólnie uważam, że za mało mówi się o połogu. Ja chciałam wszystko robić a potem irytowałam się że nie dam rady, choć mąż naprawdę dużo pomagał. Stwierdziłam że przy drugim w połogu leżę i pachnę. Ale zaraz sobie uświadomiłam że przy przy mojej córce obecnej – chyba nie będzie to możliwe.
Zatem moje PRZESŁANIE dla młodych matek takie: Sama wiesz co jest najlepsze dla Twojego dziecka. Rady są ok, ale nie zawsze musisz z nich korzystać. W połogu leżymy i odpoczywamy. Zajmujemy się dzidziusiem i sobą. Gotowanie sprzątanie itp. niech ogarnia kto inny. Noworodkowi „brudna deska w zlewie” ? nie przeszkadza
Połóg – właśnie najgorsze było dla mnie to, że miałam leżeć i nie byłam tak sprawna fizycznie jak zawsze. Nie miałam nigdy żadnej operacji, nie leżałam nawet w szpitalu i taka sytuacja dla osoby zawsze aktywnej, której najpoważniejszą chorobą była angina czy zapalenie oskrzeli – to był po prostu koszmar!
Długo oczywiście tak leżąc – za pierwszym i za drugim razem – nie wytrzymałam. To zdecydowanie nie dla mnie.
A ja przed pierwszym porodem myślałam, że wiem wszystko… nikt nie wspominał o baby bluesie (czyt, przepłakanych dwóch dniach), skurczach w połogu i w ogóle, ze jedne dzieci są bardziej wymagające od drugich. Tak przy okazji, pod względem charakteru mamy dzieci podobne, tyle ze w innej kolejności
Jak fajnie się czyta wpis i komentarze pod nim, wciąga to wszystko niczym powieść z dreszczykiem :-) Mój poród, siłami natury, trwał 17 godzin, pomimo niewyobrażalnego bólu wspominam go ze wzruszeniem i łezką w oku. Może dzięki temu, że miałam szczęście trafić na przyjazny personel szpitala. Odnośnie tajemnic, to żadna kobieta-MATKA nie uprzedziła mnie, że wraz z narodzinami dziecka rozpoczyna się bardzo żmudny kurs arcycierpliwości!!! Nie tylko w stosunku do dzidziusia, ale do osób trzecich, okoliczności, rzeczy materialnych oraz wszystkiego, na co nie ma się wpływu. I to prawda, że nikt nie informuje, że karmienie piersią również jest efektem nauki, wielu dni prób i błędów, płaczu, no i tej anielskiej cierpliwości właśnie.
1. Ja należę do matek, które miały bolesny poród, krzyżowy. Rodziłam córcie ponad 12 godzin, pon. nie chciał mi pęknąć pęcherz. Gdy mi podano pierwszy raz narkotyczne znieczulenie było nawet ok. Dałam radę się nawet przespać! Sielanka trwała do pierwszej w nocy :) Później już było tylko darcie się co 5 min, aż w końcu moja panienka urodziła się o 9 rano :) Co do połogu znosiłam bardzo dobrze, nic mnie nie ciągło, ani nie rwało. Apetyt miałam zdrowy, a na pierwszą wizytę położnej środowiskowej w domu ubrałam się w jeansy i było ok. Położna była w pełnym podziwie :D
2. Pierwsze miesiące były dla mnie łaskawe, a to tylko dlatego że córcia miała żółtaczkę fizjologiczną (ponad 3 miesiące!). Współczynnik był taki, że nie wymagała hospitalizacji. Była ospała, musiałam ją sama wybudzać na jedzenie. Karmiłam tak, aby w dobie było 7 karmień. Kiedy córcia spała, spałam i ja, więc ja wyglądałam na twarzy dobrze i faktycznie się uśmiechałam :)
3. Co do babcinego sposobu, to do końca się nie zgodzę. U mnie na odparzenia działa, a u córci szczerze nie próbuję z czystego lenistwa i wygodnictwa nawet w domu. Maść Bepanten faktycznie fajna. Cena może lekko odrzucać, ale mimo wszystko polecam. Krem jest bardzo wydajny, no i trzeba pamiętać o smarowaniu zapobiegawczym, cienką warstwą. Nie grubą warstwą kitu ;)
4. Do tego etapu jeszcze nie doszłam. Córcia ma 5 miesięcy, chociaż przyznaję, że faktycznie zdarza jej się wyprowadzić mnie z równowagi ciągłym ryczeniem nie wiadomo o co. Pielucha ok, nakarmiona, ale na rękach źle, w łóżeczku źle, całuski od mamusi są be, zabawki be, tv be. Wszystko BE! Ja się pytam – What the fuck!
5. Jak wspomniałam wyżej. Tablet nie, ale tv, kanał Nick. junior. Mam czas dla siebie, albo na posprzątanie w domu. Ma dopiero 5 miesięcy, ale uwielbia gapić się w tv :O
Pozdrawiam wszystkie mamy!
Zgadzam się w 100%. Niedawno tj. 14.02 zostałam mamą dwóch coreczek. Pierwsza córka urodziłam sn a druga przez cc. Czelałam na nie kilka lat ale nie przypuszczałam, ze podwojne macierzyństwo jest takie trudne. Przez pierwszych 10 tyg. non płakałam myslac sobie, że nie dam rady. Ale dalam i jest coraz lepiej – za kilka dni kończą 5 miesięcy. Pozdrawiam wszystkie mamusie.
A u mnie właśnie było odwrotnie – wszyscy straszyli porodem i opowiadali, jaka to rzeźnia i tragedia, jak trudno jest po itd., że przez tydzień nie usiądę, a dla mnie wcale tragedii nie było – pobolało do wytrzymania, parte były trochę ciężkie, szwy od góry do dołu (byłam szyta ponad godzinę), ale nie bolą jakoś tragicznie, dają się umyć i wysikać. I wszyscy straszyli, że jak wrócę do domu, to już nic nie zrobię. A moje złote dwutygodniowe dziecko zostanie przewinięte i nakarmione i na 2-3 godziny jej nie mam – albo sama się gimnastykuje i rozgląda po pokoju, albo śpi ;) także nie ma co się nastawiać i jakoś przesadnie bać.
Z tymi opowieściami o porodzie to nie do końca jest tak :). Myślę, że to naprawdę zależy od organizmu kobiety, wytrzymałości na ból i przede wszystkim przebiegu samego porodu a także w dużej mierze od jej podejścia do sprawy :). Ja również nasłuchałam się mnustwa pozytywnych ale także i przerażających opowieści. Byłam nastawiona na płacz, ból i zgrzytanie zębami a jednak miło się w tej kwestii zaskoczyłam. :) Oczywiście ból, dyskomfort, stres… to punkty których przy porodzie nie da się pominąć, jednak wszystko jest spokojnie do zniesienia.