Nie uwierzysz, czego uczą nasze dzieci w szkole!
Jest wiele tematów, których w Polsce poruszać nie wypada, żeby nie urazić czyichś uczuć. Nie wolno mówić na przykład o aborcji, ale również o okresie czy… Edukacji seksualnej. Więc żeby nikogo nie gorszyć, ani tym bardziej nie namawiać młodzieży do złego, przedmiot nazwano „Wychowaniem do życia w rodzinie”. I choć od lat podnosi się krzyk, że potrzebujemy edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia, trochę się jej boimy, nie bardzo wiemy jak to ugryźć i czy faktycznie to dobrze, żeby jakaś obca baba z naszymi dziećmi „na te” tematy rozmawiała?
Pojawiają się głosy, że uświadamianie to rola rodziców, a nie szkoły. Zgadzam się z tym. Z grubsza. Jednak wiem, że żyjemy w kraju, w którym podręczniki biologii jedno, a w kościele co innego, więc z tego chociażby prostego powodu nie każdy rodzic ma odpowiednie do takich rozmów przygotowanie. A nawet jeśli ma wiedzę, to nie każdy wie jak, nie każdy wie kiedy. I budzi się potem taki z ręką w nocniku, nie mówię, że z ciężarną szesnastolatką pod dachem, ale na pewno z zawstydzoną. Bo kiedy on nagle zauważa, że córka dojrzała i o tym seksie wypadałoby w końcu z nią porozmawiać, to jej jest głupio i słuchać wcale nie chce. Przecież swoje już wie, wychowana przez internet, telewizję, gazety i kolegów.
A nie takiego przecież wychowania dla naszych dzieci chcemy?
Zbierając materiały do jednego z wpisów, zabłądziłam kiedyś w te rejony internetów, które z reguły omijam z daleka. Czyli na forum dla mam. Jedna z nich napisała: „Na razie nie chcę mieć drugiego dziecka, ale nie wiem, jak się zabezpieczać”, na co odezwały się inne, że może stosunek przerywany, ale jeśli karmi piersią, to nie musi się niczego obawiać. I matki to pisały, kobiety dorosłe, które mają pojęcie co do czego, żeby zajść w ciążę, ale nie wiedzą, jak w nią nie zajść?
Pewnie bym się zdziwiła, gdyby nie to, że wcześniej trafiłam na fragmenty podręcznika do WDŻR. Czyli no tak, wszystko jasne, rodzice nie wiedzą (lub sami się wstydzą), a w tym czasie w naszych szkołach odbywa się taka edukacja seksualna na opak. Bardzo po polsku, bo wcale nie chodzi o przedstawienie faktów, a raczej o to, żeby:
1. Pokazać, że chłopcom wolno więcej.
„Dziewczyna powinna zdawać sobie sprawę, że więcej niż chłopiec płaci za nietrafny wybór, bo nie ma równości w naturze. On jest dawcą życia, ‚siewcą’, natomiast jej ciało ‚glebą’, w której będzie wzrastało nowe życie. Postawa chłopców, którzy stają się ojcami, bywa różna.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 97
Rozumiesz? Ani słowa o tym, że tak być nie powinno, że mężczyzna jest tak samo odpowiedzialny za życie poczęte jak kobieta. Że jest do jasnej ciasnej ojcem, rodzicem na takich samych prawach (i z takimi samymi obowiązkami!) co matka, a nie dematerializującym się po zapłodnieniu bytem.
Takie to przecież normalne. Siewca i gleba. A siewca zgodnie z jego naturą może przecież iść siać dalej? Nie chciałabym, żeby mój syn usłyszał kiedyś coś takiego w szkole. Ani gdziekolwiek indziej.
„Pierwszy partner seksualny, choćby przypadkowy, stanie się wzorem, z którym będziecie porównywać waszego późniejszego małżonka. Dlatego chłopcom zazwyczaj zależy na tym, by jego żoną została taka dziewczyna, która wcześniej nie próbowała.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 96
Naprawdę? Naprawdę nie ma innego, lepszego powodu, żeby przekonać dziewczynę, że warto poczekać na właściwego faceta? To ona ma się teraz martwić, czy jej przyszły mąż nie będzie czuł się przypadkiem gorszy w łóżku?
Sorry, ale taki argument to nie argument.
2. Wzbudzić poczucie winy.
„Dla wielu młodych ludzi masturbacja jest problemem; przyznają, że czują się z tym źle i chcieliby umieć się od niej powstrzymać. Nie dramatyzując problemu, dobrze byłoby potraktować go w kategoriach zadania: wiem, że to jest zachowanie niedojrzałe, chcę osiągnąć dojrzałość, więc podejmuję trud uporania się z nim.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 55
Młodzi ludzie – i ogólnie ludzie – czują się z czymś źle, bo powiedziano im, że powinni czuć się źle. I o ile w przypadku dajmy na to kłamstwa czy kradzieży – czyli wtedy, kiedy krzywdzi się osoby trzecie – jest to całkiem dobre posunięcie, o tyle mówienie, że złe jest poznawanie własnego ciała w okresie dojrzewania to jak wmawianie, że złe jest lepienie bałwana zimą.
„Pytanie o warunki podjęcia współżycia seksualnego unaoczniło, że najwyższą akceptację seksu pozamałżeńskiego wykazali uczniowie najsłabiej uczący się, a najmniejszą osoby wierzące.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 191
Rozumiem, że wśród uczniów słabo uczących się nie ma osób wierzących? Sprytne!
Ale jeszcze sprytniejsze jest stwierdzenie, że seks pozamałżeński akceptują tylko ludzie głupsi. Więc jeśli ty też, to do mądrych nie należysz. Już się wstydzisz? ;)
3. Przedstawić środki antykoncepcyjne w jak najgorszym świetle.
„Stosowanie środków antykoncepcyjnych jest uzależnieniem losu swego i dziecka od techniki farmacji. Jeśli pomimo stosowania antykoncepcji zaistnieje ciąża, kobieta przenosi odpowiedzialność za ten fakt na lekarza, który zalecił dany środek, lub producenta. Czuje się oszukana, zaś poczęte dziecko nazywa wpadką i traktuje jak intruza.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 154
Ja nie wiem, dlaczego ludzie chorzy uzależniają swój los od technik farmacji. Zamiast wziąć sprawy w swoje ręce! Bo potem – jak stan się pogorszy – to wiadomo, do kogo trzeba mieć pretensje! Do lekarza! Albo do producenta aspiryny. Ty nie masz? To w takim razie jesteś całkiem normalna ;).
„Prezerwatywy. Skuteczność w zapobieganiu ciąży: niezbyt wysoka, z powodu częstych wad technicznych (nieszczelność, pękanie) oraz wypadków zsuwania się. U niektórych mężczyzn stosowanie prezerwatyw powoduje osłabienie doznań seksualnych.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 156
Jasssne, mówmy młodym, że prezerwatywa jest niefajna i nieskuteczna. Po co ją w ogóle używać? Nie lepiej bez?
4. Zachęcić do stosowania naturalnych metod planowania rodziny.
„W grupie osób stosujących naturalne metody planowania rodziny rzadziej pojawia się objaw znudzenia seksualnego, zdecydowanie niższy jest też wskaźnik rozpadu związków.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych, red. Teresa Król, s. 176
Że niby jak babka co rano mierzy sobie temperaturę, a potem skrupulatnie to zapisuje i obserwuje swoją bieliznę, to mniej się nudzi w sypialni? A, to bardzo możliwe.
Również możliwe, że pary stosujące NPR rzadziej się rozwodzą – bo są wierzące i przyrzekały sobie: na dobre i na złe również. A dla nich to znaczy bardzo dużo. Ale przecież to nie antykoncepcja ma na to wpływ!
5. Przeinaczać fakty.
„Nie zaleca się natomiast stosowania tamponów – młode dziewczęta są bardziej od dorosłych kobiet podatne na infekcje dróg rodnych, a tampony temu sprzyjają. Lepiej więc z nich zrezygnować.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 51
To takie trochę średniowieczne myślenie, bo wtedy miesiączkująca kobieta nie mogła podawać ręki księdzu, dlatego, że była nieczysta. Że niby ta nieczystość z jej ciała i krwi, więc najlepiej, jakby siedziała w domu, żeby nikogo nie zarażać.
Tylko że my już nie żyjemy w średniowieczu.
I wiemy, że krew miesiączkowa nie ma żadnych strasznych zarazków. Że to krew jak każda inna, na przykład ta, która leci chłopcu z kolana, kiedy ten się przewróci. Bakterie namnażają się dopiero po zetknięciu ze świeżym powietrzem (jakby namnażały się w naszych organizmach, to długo byśmy nie pociągnęli!). Czyli że jednak więcej ich będzie na podpasce niż na tamponie.
Prawdą jest, że nie powinno się używać tamponów, gdy już mamy infekcję, ale nie ma żadnych badań, które by dowiodły, że tampony infekcje powodują. Null, zero.
„Powszechny mit jest taki: jeśli zdecydowałeś/aś się prowadzić homoseksualny tryb życia, nie ma możliwości, aby zawrócić; nie możesz się zmienić. Tymczasem zdarzają się przypadki zmiany zachowań seksualnych. Do zmiany potrzebne są: determinacja, profesjonalne poradnictwo i grupy wsparcia.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 120
Taa, bo orientację seksualną można sobie wybrać zupełnie tak, jak wybieramy cukierki w sklepie…
„Pigułki dnia następnego, czyli tzw. antykoncepcja awaryjna – ze względu na mechanizm działania zostaną omówione w dziale dotyczącym środków wczesnoporonnych.”
Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum, red. Teresa Król, s. 160
Wiem, że nie wszyscy o tym wiedzą, bo jest to tajne przez poufne w naszym kraju, ale pigułka „dzień po” działa w ten sposób, że zatrzymuje owulację. To znaczy, żeby było prościej: hamuje uwolnienie się jajeczka. I jak ono nie wychodzi na spotkanie z plemnikami, to wiadomo – nie ma imprezy. Czyli całego tego wyścigu i zapłodnienia.
Jeżeli natomiast do zapłodnienia doszło (bo pigułka została połknięta za późno), to dostępna i jedyna dopuszczona do sprzedaży w Polsce tabletka ellaOne tej ciąży nie przerywa. Więc niby jakim cudem może ona działać wczesnoporonnie? No chyba że jajeczko jest już człowiekiem… Ale w takim razie ja nie wiem, drogie panie, zostało nam chyba płakać za utraconym dzieckiem nad każdą podpaską czy tamponem.
A nie, pardon. Tamponów lepiej nie używać.
Kurde no. Czasami bardzo intensywnie zastanawiam się, czy nie kupić dla siebie i rodziny biletu lotniczego w jedną stronę. Wyjechać do jakiegoś normalnego kraju, gdzie nikt nie wprowadza dodatkowej lekcji religii zamiast zajęć edukacji seksualnej. Gdzie nie wychowuje się kolejnych pokoleń potulnych owieczek zamiast świadomych ludzi. Gdzie o zabezpieczeniu przed ciążą rozmawia się z lekarzem, a nie z katechetą czy z obcymi na forum internetowym.
Ale nie. Nie wyjadę. Bo ciągle jeszcze gdzieś tam głęboko wierzę, że i tutaj kiedyś będzie normalnie. Kiedyś na pewno…
Czytalam ostatnio artykul w internecie i bylam przerazona a okazuje sie ze jest jeszcze gorzej. Potrzeba nam RZETELNEJ wiedzy o wszystkim a nie wiedzy tylko zgodnej z wiara katolicka… Niektorzy w tym kraju powinni zrozumiec ze nie kazdy jest wierzacy…
pozdrawiam.
Pracowałam w szkole i widziałam różne rzeczy:
– katechetki przynoszące na zajęcia skrupulatnie wycięte fragmenty niedzielnych gazetek z krzyczącymi tytułami: „Tabletka antykoncepcyjna zabija!” (w dodatku w podstawówce),
– katechetę, który mówił uczniom, że od pocałunku można zajść w ciążę (to akurat – żeby było śmieszniej – w gimnazjum).
ALE widziałam też zajęcia WDŻR prowadzone przez biologów, na które bez strachu posłałabym własne dzieci (oczywiście nadal odbywały się w poszanowaniu dla wartości rodzinnych, ale bez żadnej ściemy).
Podobno problem z tymi zajęciami zaczyna się już na etapie przygotowania nauczycieli do ich prowadzenia – już tam pojawiają się błędy merytoryczne (typu: wśród zwierząt nie obserwuje się zachowań homoseksualnych, więc to wybór człowieka, zboczenie niezgodne z naturą). Hitem było, jak jedna biolożka opowiadała, że kazali im łączyć w pary zwroty do siebie pasujące, np: dziewictwo = istota kobiecości, itp.
Bosh! Toż to straszne jest!
I pomyśleć że uczyli mnie z tego podręcznika… Na szczęście nie wzięłam sobie tych złotych rad do serca i najchętniej spaliłabym wszystkie wydania tego podręcznika. A do niego były dołączone jeszcze te superciekawe filmy o dorastaniu…
Też kiedyś myślałam, że w razie czego wyjadę. Ale teraz myślę: w takim np. USA, wybory może wygrać Trump, czy to na pewno znaczy „lepiej”? Trochę uproszczenie, wiem. Natomiast coraz bardziej czuję się zmotywowana to tego, aby powalczyć żeby nasze dzieci miały już w Polsce normalnie. Twój wpis zmotywował mnie jeszcze bardziej.
Dokładnie! Co z tego, że ja wyjadę? Moi rodzice zostaną, mój chrześniak, inne dzieciaki…
Wydaje mi się, że już niewiele nam trzeba, żeby społeczeństwu w końcu pękła żyłka.
I to wcale nie chodzi o obecną ekipę rządzącą, tylko o obudzenie jakichś postaw społecznych w nas wszystkich, żebyśmy wiedzieli, że możemy pokazać politykom (każdemu: od prawa do lewa): tak, jesteśmy tutaj, patrzymy wam na ręce. Bez nas was nie będzie – czas, żeby to zrozumieli.
Nawet nie wiem, jak skomentowac fakt, ze tak wyglada edukacja seksualna w naszych szkolach. plakac sie chce po prostu. z drugiej strony sledzac poczynania naszych rzadzadzych nie powinnam sie w ogole dziwic. co madrzejszym rodzicom pozostaje uczyc swoje dzeci w domach, nie tylko z zakresu edukacji seksualnej, ale rowniez historii. obawiam sie, ze przez najblizsze lata duzo sie nie zmieni w tym temacie, a jesli tak to tylko na gorzej.
Szkoda słów…
Chociaż ja jakoś mimo WDŻ które niczego nie uczyło i bardzo katolickich rodziców jakoś znalazłam wiedzę na temat antykoncepcji…
Malo co sie nie zakrztusilam czytajac ten post! Mieszkam we Francji (wyjechalam 20 lat temu) i w zyciu bym nie pomyslala, ze takie podreczniki sa jeszcze w uzyciu w Polsce! W sumie to jakos nie pamietam kto mnie uswiadomil, moja mam mi kiedys wcisnela w rece ksiazke o dojrzewaniu i cos tam przebakiwala o pigulce i prezerwatywach, ale tutaj sie raczej otwarcie mowi o srodkach anty-koncepcyjnych. Chyba przepytam moje kolezanki z PL czego sie na ten temat uczyly bo szok mi dalej nie przechodzi! Mam nadzieje, ze nasze pokolenie (30stki) lepiej sie zabierze do tego calego uswiadamiania!
Dziś w Faktach też mówili na ten temat i padło nazwisko dr hab Urszuli Dudziak. Co ta kobieta wymyśla za science fiction, to nawet mój ulubiony Andrzej Pilipiuk tak nie potrafi. Wg niej antykoncepcja prowadzi do wyuzdania, oziębłości, uzależnienia od seksu. Więcej nie zapamiętałam, bo normalnie nie ogarniam takich informacji. Strach się bać.
Nie sądziłam, że nadal uczą takich bzdur… Przerażające. Na szczęście można także edukować dziecko samemu, w domu. Można już od najmłodszych lat pokazywać, że temat seksualności jest normalny i nie ma w nim nic złego.
Tak będzie jeszcze długo jeśli ksiądz na religii ma tyle samo do powiedzenia (lub więcej) co dyrektor placówki :(
Niestety. Dlatego gdy mogłam podjąć decyzję i posłać dziecko jako 7 a nie 6 latka do szkoły- To to zrobiłam!
Zespół wstrząsu toksycznego NIE jest infekcją.
Studiowalam nauki o rodzinie. Jestem przygotowana do prowadzenia zajec z wdz. Jestem osoba wierzaca ale nie praktykująca czyli nie chodzę do kościoła i nie stosuje sie do zasad i regol które gloszone sa przez księży. Nie ufam księżom oraz uważam ze nikt nie moze układać nam zycia prywatnego. Skladalam do wielu szkol cv wraz z programem prowadzenia zajęć z wdz. Niestety bez odzewu. Dlaczego? Mysle ze jak na nasze czasy i staroświeckie zasady byl za bardzo jak by to powiedziec? Śmiały? Swojego syna juz teraz zaczynam ksztalcic mimo ze ma 2 lata. Oczywiście nie mowie tu o sexie. Mysle ze gdyby młodzież byla wyedukowana w tej dziedzinie nie bylo by tyle wpadek. Nauka nie jest forma naklaniania a brak nauczania nie jest forma odciagania zainteresowania dzieci i młodzieży swoim ciałem i sexem. Wiele lat jeszcze minie zanim w szkołach wdz bedzie przygotowywal do prawdziwego zycia włącznie z tematami związanymi z relacjami interpersonalnymi oraz np metodami rozwiązywania konfliktów. Bo wdz nie zapomnijmy to nie tylko seksualność.
Dokładnie! Właśnie takich nauczycieli potrzeba, niestety często wybiera się zatrudnionych już na etacie katechetów. Rodzice tego nie lubią i wypisują swoje dzieci z tych zajęć, a ja jednak uważam, że są BARDZO potrzebne, bo tak jak piszesz: edukacja seksualna to nie nakłanianie do podjęcia współżycia, a jeśli się o czymś nie mówi, to nie znaczy, że sprawa nie istnieje :).
[…] upadają. I zaraz będzie u nas jak w Anglii! Że lepiej nie mówić nic albo straszyć, że w ciąże zachodzi się od pocałunku (tak w jednej ze szkół GIMNAZJALNYCH, w której pracowałam, nauczał na lekcjach katecheta), […]