Przezorny zawsze ubezpieczony, czyli co zapakować na wakacje z dzieckiem?
Na pewno słyszałyście o chorobie wywołanej przez obce naszemu organizmowi szczepy bakterii, które powodują bóle brzucha, nudności oraz biegunkę, a w efekcie groźne dla organizmu odwodnienie. Pojawia się, kiedy podróżujemy do egzotycznych krajów. Ja trochę się o tym nasłuchałam, więc kiedy wiele lat temu po raz pierwszy (i ostatni, ale o tym za chwilę) wybrałam się do Egiptu, codziennie prewencyjnie piłam Colę. Trochę ze strachu (bo podobno cola zabija nie tylko kamień w naszych toaletach, ale również wszelkie drobnoustroje), a trochę dlatego, że dwulitrowa butelka kosztowała tam tylko złotówkę. Moja znajoma ratowała się drinkami z palemką, a jej facet… Niczym. W tym miejscu muszę wyjaśnić, że jest inny niż większość mężczyzn, którzy umierają, kiedy mają stan podgorączkowy. On – nawet jak termometr wskazuje czterdzieści stopni – udaje, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dlatego myślał, że i tym razem go nie sięgnie. No ale stało się. Na wycieczce do Luxoru – gdzieś pomiędzy grobowcami starożytnych Egipcjan – dopadła go zemsta faraona. A faraon był to wyjątkowo mściwy, więc najlepiej będzie, jeśli dalszych szczegółów po prostu ci oszczędzę ;).
To właśnie dlatego nie odważyłam się jeszcze jechać z dzieckiem na wakacje za daleką granicę. Bo dzieci ani słodzonych napojów gazowanych pić nie mogą zapobiegawczo, ani tym bardziej alkoholu. Wierzę, że jak tylko najmłodsza córa podrośnie, wsiądziemy w końcu do samolotu, ale póki co zjeżdżamy wzdłuż i wszerz nasz kraj. A jest w nim przecież co zwiedzać, bo mamy i plaże piaszczyste, i góry przepiękne, i Mazury dzikie! Choć zdaję sobie sprawę z tego, że problemy żołądkowe mogą nas dopaść również tutaj. Dlaczego?
- Bo wybieramy zazwyczaj hotele przyjazne rodzinie: z placami zabaw, kuleczkami oraz basenami. I nie tylko my je wybieramy: takie miejsca cieszą się ogromną popularnością, więc zagęszczenie ludzi – a zwłaszcza małych dzieci – na metrze kwadratowym jest ogromne.
- Nie mamy stałego dostępu do bieżącej wody, więc w efekcie rzadziej myjemy ręce. Kto by tam zresztą myślał we wakacje o myciu rąk!
- Kupujemy też owoce na straganie, bo ciężko przejść obok nich obojętnie. Tak samo ciężko czekać z konsumpcją, aż wrócimy do hotelu, więc zdarza się, że zajadamy niewymyte truskawki.
- Spożywamy surowe produkty, na przykład mleko prosto od krowy (czy też górala ;)) na górskim szlaku.
- Korzystamy z publicznych stołówek, toalet oraz basenów.
- Nie mamy możliwości sprawdzenia źródła spożywanych posiłków.
WAKACYJNY MUST HAVE
Zaczął się właśnie okres wakacyjny, więc na blogach parentingowych panuje szał na gadżety przydatne w podróży. Postanowiłam również zabrać głos w tym temacie. Choć trochę pod prąd.
I mimo że gadżet, który teraz opiszę, nie jest tak modny i wyczesany jak uchwyt na tablet do samochodu czy kubek-niekapek termiczny, to moim zdaniem jest gadżetem, który przyda się najbardziej. Takim, o którym NIE MOŻNA zapomnieć, jadąc na wakacje z dzieckiem.
A tym gadżetem jest… Apteczka. Pamiętasz o niej, kiedy wybierasz się w podróż z dzieckiem? Mam nadzieję, że tak, a jeśli nie i nie bardzo wiesz, co w takiej apteczce powinno się znaleźć, na chwilę otworzę przed tobą naszą i pokażę, co w niej trzymam:
1. Termometr i lek przeciwgorączkowy.
Moja osobista mama ma niesamowity dar: wystarczy, że przyłoży dłoń do czoła dziecka i już wie, nie tylko że dziecko ma temperaturę, ale również jak wysoką. Niestety, ja tak nie potrafię, dlatego wożę ze sobą termometr, żeby w razie W w porę podać środek przeciwgorączkowy.
2. Doustny płyn nawadniający oraz płyn hamujący biegunkę.
Problemy z żołądkiem potrafią zepsuć nawet najfajniejsze wakacje, dlatego zawsze wożę ze sobą ORSALIT plus smektyn, który jako jedyny produkt na rynku nie tylko nawadnia, ale również hamuje biegunkę, bo zawiera w swoim składzie smektyn dwuoktanościenny.
A skoro już o nawadnianiu mowa, warto dorzucić płyn nawadniający ORSALIT DRINK, który przydaje się nie tylko przy problemach z brzuszkiem, ale również w czasie upałów. Nie wymaga wcześniejszego przygotowania, więc dziecko, pijąc go jak wodę smakową, w łatwy sposób uzupełnia elektrolity.
Więcej na temat tego, jak radzić sobie z problemem biegunki oraz odwodnieniem przeczytasz w darmowym e-booku, który miałam okazję współtworzyć wraz z ekspertami oraz innymi blogerami (do pobrania TUTAJ).
3. Kolorowe plasterki.
Które podobnie jak całus mamy w magiczny sposób pomagają zapomnieć o bólu.
Pamiętaj tylko, żeby przy małych dzieciach nie stosować bandaża elastycznego, który jest częścią wyposażenia większości apteczek. Ciało dziecka jest zbyt delikatne na taki ucisk, dodatkowo maluch nie powie, że coś jest nie tak i na przykład traci czucie w obwiązanej rączce, a zanim rodzic zobaczy opuchliznę, może być już groźnie.
Więc skoro zwolniło się miejsce na bandaż, można dorzucić wodę utlenioną i preparat na stłuczenia, który zmniejsza obrzęk i ból. My mamy w stu procentach naturalną maść arnikową, którą polecił nam lekarz, kiedy Kostek złamał niedawno obojczyk. Można nią smarować również miejsca po ukąszeniu owadów. A skoro o owadach mowa…
4. Środek odstraszający komary.
Nie lubię chemii, więc od urodzenia Kostka jestem wierna plastrom zapachowym – dostaniesz je w każdym markecie (nawet budowlanym!), są w pełni naturalne (bo nasączone olejkami z lawendy, cytryny czy eukaliptusa i… Niczym poza tym!) i naprawdę mega skuteczne. Dodatkowy plus jest taki, że nie musisz smarować ani pryskać skóry dziecka, wystarczy przykleić plasterek w miejscu, w którym przebywa (np. w wózku, łóżeczku, ale również na ubraniu) i naprawdę żaden komar się nie zbliży.
5. Kosmetyki z filtrami UV.
Bez których nawet nie wychodzimy z domu w słoneczny dzień, tak samo jak bez nakrycia głowy. Tak jak w tytule: ponieważ przezorny zawsze ubezpieczony, warto zabrać coś na oparzenia słoneczne – choć mam nadzieję, że się nie przyda ;).
To tylko kilka rzeczy, które wcale nie ważą dużo, a mogą uratować każdy urlop. Dlatego wydaje mi się, że warto je wrzucić do torby podróżnej, żeby cieszyć się udanymi – a przede wszystkim bezpiecznymi! – wakacjami :).
Wodę utlenioną akurat lepiej z apteczki wyrzucić i zastąpić Octeniseptem.
„Woda utleniona rozkłada się przy kontakcie z krwią i peroksydazami, gwałtownie wydzielając tlen i spieniając okolice zranienia. Powszechnie uważa się, że pozwala to na wyczyszczenie i oddzielenie zabrudzeń oraz bakterii z zakamarków tkanek otaczających zranienie[1], jednak pogląd ten nie ma większego oparcia w faktach[13], a samo stosowanie wody utlenionej do odkażania ran ma wady[13]. Woda utleniona ma naturalne właściwości hemolityczne, a ponadto może prowadzić do oddzielania się świeżego nabłonka od ziarniny w miejscu zranienia[13]. Właściwości bakteriobójcze wody utlenionej przy opatrywaniu zranień są słabe i krótkotrwałe[13], a stosowanie jej nie zmniejsza ryzyka zakażenia[14][15], a w pewnych przypadkach może opóźnić gojenie się zranień[16][17]. Według innego podsumowania woda utleniona nie ma znaczącego negatywnego wpływu na gojenie się ran ? ale także nie obniża ryzyka zakażenia (głównie z powodu obniżonej aktywności w rozcieńczonych roztworach, osłabianej dodatkowo przez katalazy bakteryjne i z otaczających zranienie tkanek)[14]. Z tego powodu woda utleniona może co najwyżej wspomagać opatrywanie zranień obficie pokrytych zaschniętą lub zakrzepłą krwią, w czym pomagać mają jej właściwości hemolityczne[13].” za https://pl.wikipedia.org/wiki/Nadtlenek_wodoru (potwierdzą lekarze i ratownicy medyczni)
Plasterki lawendowe są super, ale just in case do apteczki dodałabym jeszcze fenistil w żelu (nawet Matka Polka może się zagapić i za późno sobie o nich przypomnieć ;)).
Dzięki za info o wodzie utlenionej – nie wiedziałam. Octenisept też mamy w domowej apteczce ;).
Co do Fenistilu – tyle już o nim słyszałam, że aż wstyd przyznać, że nigdy jeszcze nie używałam ;).
Na kursie pierwszej pomocy prowadzący ratownik medyczny właśnie (baaaaardzo przystojny,ale jakoś udało mi się skupić i coś usłyszeć ;))mówił nam właśnie,że wody utlenionej nie poleca,a wręcz odradza. Już nie pamiętam dokładnie (naprawdę był przystojny :D)ale chyba działa tylko przy otwarciu,a potem to szkodzi a nie działa? I że lepiej zwykłą wodą :)
Też wolę octenisept od wody utlenionej.
Natomiast spodobały mi się plasterki antykomarowe, nie przepadam za tymi sprayami o chemicznym zapachu.
Zdradź proszę co to za termometr, bo właśnie czegoś takiego poszukuję.
Pozdrawiam!
No widzisz, mam cały zestaw dzieci – 4 lata, 2 lata i 2 miesiące :)
A termometr mam trochę mniejszy na podczerwień, niby wystarczy przyłożyć go na chwilę do czoła, ale pokazuje zawsze wyższą temperaturę i od razu matka ma stany przedzawałowe, więc chciałam coś takiego jak w szpitalach. Myślałam, że Twój „pistolet” bardziej profesjonalny :)
Dzięki!
Oj tak :) wszystko się zgadza!! Taka apteczka ma wypad z dzieckiem, każda z Nas Mamuśek powinna mieć!!
Nie wiedziałam o tych plasterkach na komary dzięki za cynk!
U nas te plasterki niestety nie daly sobie rady z kleszczami a nasz maluch jest niestety wyjatkowo przez nie lubiany ale na komary jak najbardziej ! Ja dorzucam dodatkowo sol fizjologiczna lub wode morska do nawilzania noska.
Dzięki za wpis! Na gardło dla dziecka zawsze mi lekarze polecają tantum verde i działa też na dziąsła w czasie ząbkowania. A na kleszcze i komary polecam jeszcze tickless. Pozdrawiam!
Czy polecasz któreś łóżeczko turystyczne? Albo chociaż dasz znać, na co zwracać uwagę je kupując? Mamy dwa 3 miesięczne brzdące i czeka nas wkrótce taki zakup. Dziękuję z góry!
My mamy zwykłe, najzwyklejsze i zdaje egzamin :).
Myślę, że można kupić obojętnie jakie, byle było w miarę małe i poręczne po złożeniu. Aha, materace nie są zbyt szczęśliwe w takich łóżeczkach (choć na kilka dni dają radę), więc jeśli macie duży bagażnik, to polecam dostawkę Chicco: http://mum.bevisible.stronazen.pl/wspieramy-mamy-czyli-wyprawka-z-chicco/ (ładnie się składa, poza materacem, który jest dość spory).