Wychowuje samotnie piątkę dzieci – i co z tego?
Jakiś czas temu polskie media obiegła wiadomość o ojcu samotnie wychowującym piątkę dzieci. Nie chciałam o tym pisać, ale okazało się, że facet mieszka w moich rodzinnych stronach, więc stwierdziłam, że to przeznaczenie i może jednak warto o nim wspomnieć?
Ok, niekoniecznie o nim, a o zjawisku…
Nie twierdzę, że samotne wychowywanie dzieci jest łatwe. Wcale nie! Mam u boku męża, więc tylko mogę się domyślać, ile trudu to wymaga, jeśli cały proces przechodzimy w pojedynkę. Podejrzewam nawet, że mogłabym nie dać rady… A więc – tak, medal dla każdego, kto boryka się z wychowywaniem dziecka czy dzieci, nie mając żadnego wsparcia w najbliższych. DLA KAŻDEGO. Ojca, ale matki również…
Bo ileż jest matek, które samotnie wychowują jedno, dwójkę, trójkę, a nawet piątkę dzieci? Czy pisze się o nich w gazetach? Czy ktokolwiek zachwyca się, jak heroicznego czynu dokonują każdego niemal dnia? Nie. O matkach się milczy…
Naprawdę nie wiem, czy bić temu panu brawo. Bo nie oddał dzieci do domu dziecka, tylko postanowił zmierzyć się ze wszystkim sam, jak niemal każda z nas w jego położeniu by postąpiła? Czy bycie ojcem – dobrym ojcem – jest naprawdę większym wyzwaniem niż bycie matką? Większym poświęceniem?
Ten niesmak czuję od dawna. Od lat wielu, kiedy to Przemysław Saleta postanowił oddać swojej córce nerkę. Okrzyknięto go bohaterem, najlepszym ojcem w Polsce, a ja sobie myślę, czy to nie był po prostu jego obowiązek? Ja bym za moje dziecko i życie oddała, gdyby była taka konieczność… Ba! Wiele kobiet oddaje, na przykład w trakcie porodu… Czy w gazetach o nich piszą? Tak, ale z akcentem na: „kolejny błąd lekarski”/”lekarz skazany”/”nie przeprowadzili cesarskiego cięcia na czas”. A mimo to – świadome zagrożeń oraz bólu – decydujemy się na potomstwo. I to takie normalne jest, oczywiste, że tracimy figurę, zdrowie, wykrwawiamy się na porodówce, czuwamy w czasie choroby (i nie tylko!) nad łóżeczkiem dziecka, nierzadko rezygnujemy z pracy lub staramy się pogodzić za wszelką cenę etat z wychowaniem, stojąc po nocach przy garach i zbierając po domu rozsypane zabawki? Bo to nasz zasrany obowiązek, a mężczyzny – i chwała mu za to?! – dobra wola?
Ilu cichych bohaterek świat na co dzień po prostu nie zauważa?
Nie obwiniam ani ojca samotnie wychowującego piątkę dzieci, ani Salety, bo co oni za to mogą, że w Polsce świadomość jest jaka jest? I media są jakie są?
Mam to szczęście, że mój tata był ojcem obecnym. Na równi z mamą zajmował się mną od maleńkości, a potem odrabiał ze mną lekcje czy uczył gotowania w niedzielne popołudnia. Mój mąż również aktywnie uczestniczy w życiu syna. Czy właśnie nie tak powinno być? Mama i tata są przecież tak samo ważni! A jednak na każdym kroku słyszę: „Dobrego masz męża, pieluchy przewija”. Czy któraś z Was została kiedyś pochwalona za to, że zmienia swojemu dziecku pieluchy? Czy Wam również wydaje się to po prostu śmieszne?
Czekam na moment, w którym fakt, że ojcostwo nie sprowadza się tylko i wyłącznie do powołania na świat nowego życia, stanie się w naszym kraju oczywistą oczywistością. I nikt nie będzie śpiewał peanów na cześć facetów, którzy są ojcami przez duże O. A jeśli chcemy już to brawo bić – czy takie same fanfary nie należą się przypadkiem każdej niemal matce?
Brawo! Zgadzam się w 100%
Podzielam twoje zdanie. Też mnie to wkurza, że jak ojciec się dzieckiem zajmuje, to wielkie halo się robi, a matka to musi i bez dyskusji. Na prawdę się cieszę, że mój mąż traktuje zajmowaniem się dzieckiem jako oczywistość. Teraz. Bo wcześniej musiałam nad tym popracować, aby to zrozumiał.
My (matki) jeszcze w dodatku jesteśmy zawsze te ‚bardziej’ marudne, te ‚nieszczęśliwe’ bo przecież całymi dniami TYLKO w domu siedzimy. A opieka nad dzieckiem to nic trudnego, nic niewymagającego. Generalnie banał i dlaczego jeszcze mamy czelnosc narzekać? Plus – jesteśmy oceniane pod takim względem np. Jak rodziłyśmy (cesarka taka be i fuj), jak karmimy (tylko piersią jest ok), ale nikt nas nie chwali za to, że dziecko urodziło się zdrowe (a przecież mamy na to duży wpływ), że nie jest głodne, że jest czyste, uśmiechnięte, że dom nie jest zawalony brudnymi ciuchami, garami… No ale to nasz obowiązek :)
A w mediach tatuś heros, bo wychowuje sam dzieci. Jakby nie patrzył, to również jego obowiązek. Ale co my tam wiemy ;p
zyjemy w państwie a nawet nie wiem czy nie w swiecie sterotypow, niestety, facet to heros jak zajmie się „babskimi obowiązkami” a kobieta na przykład jak idzie w piecu napalić czy drzewo rąbać to ok…
Trud opieki nad dzieckiem powinien być normą dla taty i dla mam W ten sam sposób oceniany. Jednak polskie sądy rodzinne ZAWSZE uprzywilejowuja kobietę, idąc za stereotypem – bez względu na to jak zaangażowanym jest ojciec. Znam to z autopsji. . Mój partner, cokolwiek by zrobił, zawsze nie tak postępuje z dziećmi, zdaniem byłej żony, a sąd jej przyklaskuje bo ona zgrywa porzucona ofiarę. Ogranicza kontakt jak tylko moze – „widzenia” o ile do nich dochodzi (dzieci regularnie chorują co dwa tygodnie w weekend) odbywają się jedynie w jej domu, pod jej obecność. Podsumowując, w mentalności niektórych osób nic się nie zmieniło w zakresie modelu ojcostwa więc pozytywne postawy ojców należy jednak promować.
zgadzam się w zupełności !!
Brakuje takich głosów w blogosferze, mniej więcej tak samo się frustruję gdy słyszę takie rzeczy. U nas bobas dopiero w marcu się pojawi, ale nie wyobrażam sobie, żeby mąż czegoś kategorycznie odmówił. Nawet sam zaproponował, że skoro ja zapewne będę karmić i wstawać w nocy, to on postara się robić wiele innych rzeczy. Godne pochwały? Nie, normalne. :)
Przykro mi, że moi teściowie dawali wszystkim do zrozumienia, iż kiedy mój mąż stracił pracę, a ja jeździłam do pracy daleko od domu, on był biedny. Teściowa nawet gotowała mu obiady. Bo on nie umie gotować. Nie mył okien bo też nie umiał. Nie mył prysznica bo nie miał czasu. Wracałam do domu i nie miałam na stole ciepłego obiadu. Bo niby kiedy miał to zrobić. Był przecież sam w domu! Ja przecież jeździłam tylko do pracy i nie miałam nic na głowie :) Chcę jeszcze zauważyć, że kiedy mój mąż znalazł już pracę, a ja znów zajmowałam się dzieckiem, zakupami z dzieckiem, gotowaniem z dzieckiem, sprzątaniem z dzieckiem, spacerami z dzieckiem, pracą wykonywaną w domu z dzieckiem, jeżdżeniem na myjnię, do mechanika, odgrzewaniem obiadu mężowi, który wracał z pracy… Nie byłam nikim nadzwyczajnym.
oj tam oj tam :)
w mniemaniu społeczeństwa facet to taka mała niezdara i jak już zrobi coś babskiego, czyli mega trudnego to końca pochwał nie słychać. I dumny jest z siebie bardziej niżby stół sam zbudował.
Mamusia zawsze mi powtarza – faceta musisz chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić choćby za za to, że sam wpadł na to by chleb i masło kupić.
Możliwości kobiet są światu dobrze znane i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że sama wychowuje dzieci. Ale facet z piątką dzieci to już jest COŚ!
trzeba o tym mówić, bo to uświadamia chłopom, że oni też potrafią być tak dobrzy w rodzicielstwie jak kobieta ;)
Za kilkadziesiąt lat takie info już nie będzie sensacją ;p
Dziewczyny może trochę spokojniej? Nie uważacie, że ma jakieś predyspozycję do wychowywania dzieci? Nawet w psychologii jest podkreślane że mózg mężczyzny a kobiety jest inaczej zbudowany np. kobieta jest w stanie ogarnąć mnóstwo rzeczy na raz a facet się skupia na jednej. Pokory trochę. Gdybym przeczytała artykuł, że kobieta jest górnikiem, marynarzem czy pracuje np. na wysokości to też bym się zatrzymała i powiedziało oo daje rade takie obciążenie fizyczne i psychiczne wow! A facet by mógł powiedzieć PFF też mi wielkie halo się robi..
Za to mężczyzna jest silniejszy, sprawniejszy fizycznie – już samo to ułatwia mu opiekę, chociażby noszenie dziecka do beknięcia czy podnoszenie wózka z dzieckiem na spacerze. Nie zaprzeczam, że nasze mózgi są inaczej zbudowane, ale to nie znaczy, że przy odrobinie wysiłku – z każdej strony, bo my się wysilamy, nosząc cały dzień dziecko czy wózek z dzieckiem po schodach, a oni robiąc dwie rzeczy na raz – nie możemy zajmować się swoim dzieckiem. lub że zajmowanie się dzieckiem przez mężczyznę zasługuje na większe brawa i zachwyty.
świetny tekst! podobny niesmak czuję po dziś dzień jak usłyszałam fanfary „bo mąż zajmował się chorą żoną na starość” nosz kurde to jego obowiązek, też nikt się nie rozkminia nad żoną opiekującą się mężem ale odwrotnie już tak…dziwne i niesprawiedliwe zjawisko
Zgadzam się jak najbardziej z tym, że ojciec powinien angażować się w opiekę nad dzieckiem – zmieniać pieluchy, wstawać w nocy, zabrać na spacer itd. Obserwując znajomych (a nawet reklamy w tv, gdzie już chyba co druga ma w głównej roli nie tylko opiekuńczą mamę, ale i tatę właśnie) wydaje mi się, że coraz częściej tak się właśnie dzieje. Jednak kiedy facet zostaje z dziećmi (czy nawet jednym dzieckiem) sam zupełnie, to choćby nie wiem jak mocno był zaangażowany wcześniej, gdy w rodzinie była również mama, dla mnie – owszem – jest to coś zasługującego na szacunek. Gender genderem, ale moim zdaniem nie bez przyczyny to nam – kobietom natura powierzyła wydawanie na świat, a potem pielęgnowanie nowego życia. Tak na szybko – weźmy pod uwagę np. fakt, że w przeciwieństwie do mężczyzn jesteśmy wielozadaniowcami, że dzień mija nam praktycznie bez wolnych przebiegów. Niby tylko 1 cecha, ale wyobrażam sobie jak trudne musi być łączenie wszystkich codziennych obowiązków bez jej posiadania.
Warto też spojrzeć na sprawę z drugiej strony – mam tu na myśli przede wszystkim zasądzanie opieki np. w przypadku rozwodów. Czy często nie jest tak, że ojciec zmuszony do walki o dzieci, choćby był najbardziej odpowiedzialny, najbardziej im oddany, nie jest na straconej pozycji tylko ze względu na fakt bycia facetem?
Dlatego tak, dla mnie bycie samotnym ojcem 5 dzieci to jest wyczyn.
(Co nie oznacza, że nie zgadzam się z tym, że o kobietach hirołsach, które znalazły się w podobnej sytuacji, mówi się za mało)
Tak, bycie samotnym ojcem jest wyczynem. Tak samo jak bycie samotną matką. Nie widzę tu żadnej różnicy!
Jakoś nikt się nie zastanawia, jak ta biedna samotna matka załata sama dach, rozpali w piecu, co zrobi jak rynna się zerwie w czasie burzy, czy zapcha kanalizacja. Ale jak mężczyzna ma robić śniadanie z dzieckiem na rękach, to wielki zachwyt, bo ma inny mózg, brak podzielności uwagi, więc naprawdę robi rzeczy nadludzkie. A ja nie mam tyle siły, żeby nosić wózek z dzieckiem po schodach. A noszę. Czy ktoś się przy mnie zatrzymuje? Zapomnij! Czy ktoś się zatrzymuje przy moim mężu, kiedy karmi małego? Bardzo dużo osób! Taki dzielny tatuś! Daje dziecku jeść! Nosz k****.
No nie aż tak, że nadludzkie ;)
Myślę, że często jest trochę tak, że samotną matkę ceni się przede wszystkim za to, że oprócz wychowania dzieci udaje się jej jeszcze np. zapewnić rodzinie środki do życia, samotnego ojca natomiast odwrotnie – za to, że oprócz zarabiania na życia, potrafi jeszcze sam zająć się dziećmi (choć fakt, że nad sytuacją kobiety częściej przechodzi się do porządku dziennego, bo równouprawnienie, bo przecież same się pchałyśmy do robienia karier i takie tam).
My kobiety też często nie chcemy pokazać światu, że sobie z czymś nie radzimy, do końca chcemy być twardzielkami, udowodnić, że podołamy wszystkiemu równie dobrze, a nawet lepiej niż faceci. Czasami też niepotrzebnie bierzemy na siebie za dużo obowiązków (tutaj nie mówię o sytuacji samotnych mam, które zwyczajnie nie mają wyjścia, a takich kiedy partner jest na co dzień w domu). Tak jest np. z koszeniem trawnika czy odśnieżaniem. Dla mnie są to typowo męskie czynności, które konsekwentnie od lat pozostawiam do wykonania mężowi, ale dzisiaj chyba nikogo już nie dziwi kobitka popylająca z szuflą czy kosiarą. Od kiedy jestem mamą czasem myślę sobie ‚po cholerę my tyle na siebie brałyśmy’. Teraz zewsząd presja żeby bez stęknięcia łączyć ze sobą milion ról i najlepiej we wszystkim być perfekcyjną.
Trochę odbiegłam od tematu, ale wydaje mi się, że jakoś jednak łączy się to z tym, że „wielofunkcyjne” matki postrzegane są jako standard, a „wielofunkcyjni” ojcowie wciąż wzbudzają zainteresowanie.
ma pani racje
A ja się nie zgadzam tym razem :) Uważam, że należa im się brawa i podziw :P
Mężczyźni nie mają naturalnej predyspozycji do zajmowania się dziećmi (co nie znaczy,że i kobiety z uśmiechem na ustach wstają po kilka razy w nocy do płaczącego dziecka itd). Mój mąż się owszem i zajmuje i to bardzo dobrze, ale to niektorych czynności przy dzieciach ewidentnie nie ma ‚głowy’ (jak ubiera starszego lub mlodszego to zawsze mam obawy co to bedzie tym razem :P). u siebie mam porownanie do prowadzenia samochodu. Ja rowniez jezdze, ale w dłuższych trasach prowadzi maż, bo jest w tym lepszy i przychodzi mu to łatwiej. Wolę mu oddać kierownice, a ja siedze z tyłu z dzieciakami. i jezeli bysmy sie wybrali w podroz po Europie, a ja bym kierowała, to uznałabym to za swój wyczyn. Dlatego uważam, że mężczyznom i owszem brawa się należą. Oczywiście bez przesady, bo swojego męża nie chwalę, wręcz przeciwnie, często ironicznie coś skrytykuje – własnie w stylu – o zajął się dzieckiem zaraz po powrocie z pracy, wielki mi wyczyn, jak ja to mam 24 h na dobę.
Ale często łapię się na tym, że taki osąd nie jest sprawiedliwy i właśnie może trzeba ich za to więcej chwalić.
podam jeszcze taki przyklad. przychodze z zakupow, starszy syn wcina czekolade i oglada bajke a mlodszy siedzi w pizamie.
Pytam meza: dlaczego mlodszy jest tak ubrany, czy juz idzie spac. Maz na to: a to jest pizama? musialem go przebrac i mial cale mokre plecy, wiec wzialem co jest pod reka :) przyklad numer 2. Probuje zaparkowac autem pod przychodnia, ale miejsca brak, jedynie przy znaku zakaz parkowania jest jeszcze miejsce – ale sa tam tez 2 inne samochody. dzwonie do meza z idiotycznym zapytaniem czy w tym i tym miejscu na pewno jest zakaz parkowania bo tu stoja dwa auta i czy moge tez stanac :) głupie, nie jestem blondynka (bez obrazy dla kogokolwiek), ale jak mi sie w aucie zapali jakies dziwne swiatlo, to dzwonie do meza spytac o co chodzi :) dlatego uwazam, ze obu stronom nalezy sie uznanie za niektóre działania:)
Z tym chwaleniem za przewijanie pieluch to może się wydawać śmieszne, ale ja znam facetów, którzy tego nie robią. Mój kolega z pracy ma 3 czy 4 miesięczne dziecko i wyznał mi, że tylko raz je przewinął. To jest żałosne.
Mam też znajomą, która jest samotną mamą 5 dzieci (w tym 1 dorosłego,które ma już swoje dziecko). Wspaniała, mądra, atrakcyjna, zaradna kobieta. Tylko nie ma szczęścia do facetów. Na szczęście ma dużo siły i dużo miłości do dzieciaków. Dla mnie jest ogromną bohaterką. Ale wiadomo, matka być musi. A jak ojciec jest to jest halo i wieńce laurowe.
ja ciagle slysze od babci ze mój maz robi to a dziadek tego nie robil, masz dobrego meza… znam to mnie nikt nie chwali a jego owszem, ale do ojca obowiazkow nie należy jedynie zarabianie na dom i spłodzenie potomka…a najlepiej po pracy pewnie gdzies isc z kumplami na piwo czy isc spac (jak to pewnie moja babacia miała z dziadkiem) i oby dzieci cicho były, mój maz przy dziecku robi to co ja, faktycznie mniej bo mniej, i lepiej mi to wychodzi ale nie powinni inni mowic o tym ze jest dobry bo dzieckiem się zajmie, to tak samo jego dziecko
Pięknie napisane!!!!!????
Co maja fanfary za zmianę pieluch do bycia samotnym rodzicem piątki (!) dzieci na codzień? Sama byłam samotna matka dwójki malutkich dzieci – dosłownie, bo ojciec dzieci zmarł (teraz już ułożyłam sobie życie na nowo). Wiem, jak wyglada taka codzienność. Wiem, jak cieżko pomoc dzieciom zrozumieć co sie stało, dlaczego taty już nie ma. I umiem sobie wyobrazic, o ile ciężej musi byc tłumaczyć, ze mama – ta najważniejsza osoba w życiu małych dzieci – nigdy nie wróci. To jest samotne radzenie sobie z każdym aspektem życia – jak ogarnąć taka rzeczywistość? Ktoras z Was pisała o mężu, który podczas jej nieobecności nawet nie przebrał dzieci z piżam. I co z tego? Przynajmniej był ten tata, z którym można było dzieci zostawić. Wyjsć – po zakupy. Do lekarza. Odpocząć choć 15 minut…. Dla mnie taki samotny ojciec 24/7 jest bohaterem. I nie rozumiem jak można porównywać taka sytuacje do tego, ze Wasi mężowie/partnerzy nie wywiązują sie należycie z obowiązków ojcowskich….
Polecam przeczytać cały tekst przed skomentowaniem ;). Piszę, że każdy samotny rodzic zasługuje na medal, bo dla mnie to niewyobrażalny wysiłek (przejść rodzicielstwo w pojedynkę) bez względu na to, czy to ojciec, czy matka.
Jak najbardziej przeczytałam – od początku do końca, wraz z komentarzami. Myśle, ze Pani komentarz byłby bardziej adekwatny w odniesieniu do głosów Pan żalących sie na partnerów, którzy nie dorośli do ojcostwa.
Zastanawiała sie Pani czy bić brawo ojcu samotnie wychowującemu piątkę dzieci. Wg mnie zasługuje. Matka będąca w podobnej sytuacji rownież na to miano zasługuje. Ale dalsza cześć tekstu zmierza w kierunku nie związanym z tematem. Pisze Pani „bo ileż jest matek samotnie wychowujących” – pytam jak samotnie? Na ile samotnie? Czy samotnie w tym samym wymiarze – ze dzieci nigdy nie zobaczą tego drugiego rodzica? Ile z „każdej z nas” jest w sytuacji tego Pana? Ile z nas ma piątkę dzieci i zmarłego partnera? To jakby powiedzieć „a cóż to takiego urodzić szescioraczki, po co pisać o tym w gazecie, skoro tyle kobiet od wieków rodziło dzieci”.
Tak, nie rozumiem, dlaczego historia ojca samotnie wychowującego 5 dzieci jest pretekstem do rozprawki na temat społeczeństwa gloryfikujacego aktywnych ojców i ignorującego codzienny trud matek.
Nie rozumiem skąd w kobietach – matkach – tyle… zawiści? A może kompleksów, ze samotny ojciec nie zasługuje na brawa? Z ręka na sercu – ile znacie samotnych matek, ale takich dosłownie samotnych? I czy jeśli mówimy o samotnych matkach, których expartnerzy biorą udział w życiu wspólnego dziecka, to czy rownież wówczas wspominamy tych partnerów – samotnych ojców?
PS proszę wybaczyć częściowy brak polskich znaków, pisze z telefonu i nie do konca mogę sie z nim dogadać ;-)
Tyle pieluch w życiu przewinęłam, a oklasków nie było :(
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Szczerze mnie to po prostu wkurza i to od dawna, bardzo dawna. Nawet mam taką tezę, że tym samotnym ojcom jest łatwiej, bo idzie taki dajmy na to szukać pracy i jest myśl „och to ten samotny ojciec 5-tki dzieci, taki dzielny, taki odważny, trzeba mu pomóc”, a jak pójdzie kobieta, to jedyne o czym pomyślą, to o zwolnieniach jakie na dzieci będzie brała, gdy te zachorują.
W zaściankowym kraju tak jest.
Brawo za podjęty wątek! Głupia ja, że dopiero tu trafiłam :)
PS: Gdzie głos feministki? Chyba że nie umiem czytać między wierszami (aż tak)?