10 dowodów, że urlop macierzyński jest większym wyzwaniem niż praca
Koniecznie pokaż ten wpis swojemu mężowi, bo coś czuję, że mówiłaś mu o tym setki razy, ale do niego to nie dociera. Urlop macierzyński to prawdziwe wyzwanie! Dlaczego?
1. Nie możesz zaspać. Nawet jeśli Twój budzik zawiedzie, szef pofatyguje się do Ciebie osobiście i nie przebierając w słowach ani gestach, wyrzuci Cię z łóżka. Ewentualnie wpakuje Ci palec w oko. Na pewno jednak nie będzie patrzeć z pobłażaniem na Twoją niesubordynację! Żadne zalanie domu przez sąsiada, korki na ulicy czy zepsuta winda nie są wystarczającym wytłumaczeniem.
2. Nie przysługuje Ci prawo do nawet najkrótszej przerwy. Śniadanie, lunch, coffee time? Jasssne! Wyjdź na papierosa, a po powrocie nie poznasz własnego miejsca pracy.
3. Nawet na chwilę nie możesz zwolnić. Oddechu złapać. Zawsze musisz dotrzymywać kroku swojemu szefowi.
4. Dress code w korporacji jest niczym w porównaniu z tym, co musisz ubierać, pracując w domu. Wyobraź sobie tylko! Codziennie tani ciuch, bo szef grozi, że poplami Cię ulanym mlekiem, dżemem lub piaskiem z placu zabaw. Do tego kapcie lub znoszone adidaski – to jest dopiero monotonia!
5. Lepiej nie sprawdzaj, kiedy możesz udać się na pierwszy urlop. Albo przynajmniej, kiedy będziesz mieć pierwszy wolny weekend. Tylko Cię to niepotrzebnie zdemotywuje.
6. Nie, zachorować z rozpaczy też nie możesz. Twój szef nie akceptuje druków L4!
7. Ciągle musisz podnosić swoje kwalifikacje, ale nie idzie za tym żadna, nawet najmniejsza szansa awansu.
8. Twoim narzędziem pracy jest pampers i marchewka, a nie służbowa komórka, komputer czy samochód. Ok, jeśli Ci się poszczęści, Twój szef pozwoli Ci przez kilka sekund potrzymać swój plastikowy telefon lub pobawić się resorakiem.
9. Każdego dnia musisz być dla swojego szefa miła i uśmiechać się do niego, nawet jeśli opluł Cię właśnie kaszką. Tak, właśnie w ten sposób w Twojej firmie jest wyrażane niezadowolenie z efektów Twojej ciężkiej pracy.
10. Nie możesz złożyć wypowiedzenia, jeśli szef Cię wkurzy lub wydaje Ci się, że podział obowiązków jest niesprawiedliwy. A jest. Nie wydaje Ci się.
Ale mimo braku większych korzyści finansowych system motywacyjny oparty na buziakach i przytulasach jest tak dobry, że – drogi Tato! – żałuj, że zgarnęłam Ci tę posadę sprzed nosa!
No właśnie! Jak to jest, że chociaż ciężej jest niż nawet na budowie, to nie zamieniłybyśmy się z naszymi mężami :D mój szef przechodzi dzisiaj samego siebie…
Mój jest od rana tulaśny – dla tych chwil warto znieść wiele :).
Hahaha, dobry tekst, muszę to pokazać mojemu M. Póki co bagatelizuje on nawet to, jak mu mówię, że poród to niewyobrażalny ból. Mówi, że jak tyle kobiet to przeżywa to ‚musi być spoko’ ;)
Wystarczy wziąć męża na salę porodową, od razu zmieni zdanie, jak zobaczy, przez co kobieta musi przejść ;) Mój był przy porodzie od początku do końca i jest dla mnie pełny podziwu. Od razu uprzedzam pytanie, że objawów zniechęcenia wobec mnie po tym, co widział, nie dostrzegam ;)
Mój od razu nabrał szacunku do mnie, swojej mamy i w ogóle wszystkich kobiet na świecie!
Kiedy tutaj – na blogu – pisałam o porodzie, największe hejty zebrałam od mężczyzn (że wymyślam, w d… mi się poprzewracało, itp.), dlatego osobiście uważam, że KAŻDY powinien przez to przejść razem z partnerką.
Hejty? Ale za co? Za to, że napisałaś, jak poród wygląda? A to co oni myśleli? Że poród to leżenie w wannie pełnej piany i wąchanie fiołków?
(podałabyś mi link to tego wpisu?)
http://mum.bevisible.stronazen.pl/prawdy-i-mity-na-temat-porodu/ – przed chwilą ktoś tam wpadł i zostawił komentarz w stylu: „Ja urodziłam czwórkę dzieci! Jesteś histeryczką, rozpieszczoną panienką, twoje dziecko będzie mięczakiem, życie to ból, współczuję lekarzom, że musieli wokół ciebie skakać” O_o. Oczywiście nie puszczam takich rzeczy ;).
Najgorsze, że takie rzeczy piszą inne kobiety. Solidarność jajników, taaaa…. ;)
Ale to jest jakaś głupota..oprócz tego,że jest to niegrzeczne i obraźliwe…przecież każda kobieta jest inaczej zbudowana i inaczej ten poród przechodzi!jak można oceniać coś czego się nie przeszło;/jedna rodzi 2 h, i w ogóle prawie bezboleśnie, inna 12h. przy totalnych męczarniach. To kwestia budowy, anatomii a nie rozpieszczenia;/a poza tym wydaje na świat kilku kilkukilogramowe stworzonko,może chcę być rozpieszczona?Twoje dziecko będzie mięczakiem?Może podaj namiar na tą panią, też bym chciała wiedzieć jakie będzie moje dziecko;)masakra.
To jest niestety niemożliwe, bo jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – komentarz był anonimowy, a adres e-mail fikcyjny :).
Fajne, wesołe, wierzę, że wiele mam tak ma, ale u mnie się zupełnie nie sprawdziło. Ubierałam się normalnie, może nie w garsonki czy gorsety i ukochane gotyckie, pin-upowe czy steampunkowe stroje sprzed ciąży (bo jeszcze w nie nie właziłam :P), ale nie w dresy. Przerwa się zawsze jakaś znalazła pomimo tego, że jadę na 3 etaty godząc role matki, gospodyni domowej (w domu z psem i masą psiej sierści, wymagającym codziennego odkurzania) z życiem zawodowym (praca w domu, ale jak się komuś wydaje, że to takie suuuuper fajne i łatwe, to niech najpierw poczyta post http://ja-pasjomatka.blogspot.com/2014/03/praca-w-domu-wyobrazenia-rzeczywistosc.html), a i w tym wszystkim czas na trening się znajduje (co prawda nieco „oszukuję”, bo po prostu biegam z synkiem w joggerze w porze jego spaceru). Nie straszcie przyszłych mam. ;D
Ale przyznam się, że na początku miałam straszny kryzys, bo nic nie umiałam zorganizować. Kopa dała mi myśl o tym, jak moja matka dawała radę ze mną i z bratem (tylko rok różnicy), nie mając do pomocy pampersów, obiadków, w sklepach niewiele było, więc wiele rzeczy nam szyła i robiła na drutach, uprawiali z tatą działkę, robili przetwory… To co ja – z jednym brzdącem mam sobie nie poradzić mając tyle udogodnień? ;D
fajny wpis :)
a jak się przedłuży o macierzyński to już w ogóle mówię Ci, hard core;-)
edit: z tych nadgodzin pomyliłam z wychowawczym ;p
Haha, uśmiałam się!
Tak, tak, ja wszystko wiem, jestem już na wychowawczym ;).
Ja akurat bym się zamieniła, wręcz rozkoszuję się pracą na etat – i to jest właśnie fajne, że każdy z nas jest inny, i nie ma jednego jedynego właściwego wyboru:) Wspaniały tekst, uśmiałam się po pachy:D
Ale i to chyba jedyna praca, z której nie grozi zwolnienie. Dopiero emerytura ;)