Znalazłam złoty środek na mój odwieczny problem
Matka dwójki nie ma lekko, chociaż na pewno ma lżej niż matka jedynaka. Wydaje się niemożliwe? A jednak! Czas rozciąga się jak tania frotka do włosów i choć doba nadal mieści nie więcej niż 24 godziny, jakimś cudem udaje się w niej upchnąć wszystkie zadania i obowiązki dnia codziennego, włącznie ze scrollowaniem Facebooka wieczorami. Może kosztem ciut większego bałaganu w domu, ale… No właśnie, jako mama dwójki nie bardzo się tym przejmuję. W ogóle, od kiedy na świecie jest drugie dziecko, wrzuciłam na luz.
Ale pośród całego tego brokatu, jednorożców i tęczy jest jedna jedyna rzecz, która przytłacza mnie bardziej, od kiedy powiększyła się nam rodzina. A tą rzeczą jest… Pranie! Niewyobrażalna ilość prania. Jest tego tyle, że dla własnego zdrowia psychicznego na co dzień staram się o tym nie myśleć. Wrzucam więc nowe porcje ciuchów do kosza, zamykam jego klapę i udaję, że nie ma tego problemu w moim życiu. Zastanawiam się nawet nad zakupem drugiego kosza, bo spotkania z pralką odkładam w czasie zupełnie jak opłacanie podatków – zawsze na ostatnią chwilę. Najczęściej witam się z nią w sobotni poranek, bo wtedy już nie ma przebacz: poirytowany mąż informuje mnie, że skarpetki się skończyły, więc muszę stawić czoła bestii, zanim on jej nie dopadnie i nie potraktuje z nonszalancją mężczyzny mojego pastelowego sweterka. Czyli że wrzuci go razem z czerwoną pościelą i turkusowymi ścierkami, a potem uruchomi program 90 stopni z podwójnym wirowaniem tak, że sweterek będzie za mały nawet na moje dzieci. Żeby tego uniknąć, zamykam się więc sama w łazience i segreguję, namaczam, przecieram, wydrapuję paznokciem, ładuję pralkę trzy razy pod rząd, a na końcu wzdycham nad swoim losem, a raczej suszarką pełną niedopranych ubrań.
Bo wiadomo, że dzieciaki brudzą na potęgę. A ja pod tym względem mam w domu trójkę dzieci ;). Kostka ulewa, więc jest przebierana jakieś dwa/trzy razy dziennie, za to chłopaki… Chłopaków potrafi naprawdę zdrowo ponieść, tak jak ostatnio w trakcie rozgrywek Euro.
Sama widzisz. Po powrocie do domu, niewiele mi mówiąc, szybko zdjęli ubrania i wrzucili je do kosza z praniem. Ja zakryłam je innymi brudami i kiedy w sobotę przystąpiłam do mojego cotygodniowego rytuału, czekała na mnie niespodzianka.
Kiedy znalazłam tę koszulkę pośród sterty innych, załamałam się. Plamy z trawy, błota i lodów… Szybko policzyłam, że przeleżała w takim stanie prawie tydzień! A kupiłam ją po to, żeby młody miał pamiątkę z czasów, kiedy Polska po raz pierwszy doszła do ćwierćfinału Euro. Wyobrażałam sobie, jak przy kominku będzie opowiadać swoim wnukom, że był to rok 2016, on sam miał wtedy trzy lata, wieczorami kibicował naszym, a w dzień szalał na boisku z tatą.
Szczerze? Nie bardzo wierzyłam, że koszulkę można jeszcze uratować. W końcu mama ZAWSZE mi powtarzała, że jeśli nie zamaczam plam od razu, to tak jakbym ciuch wyrzucała do kosza. I jak tak w ogóle można? Ale że nigdy nie poddaję się bez walki, sumiennie zabrałam się do roboty. W ruch poszedł nowy Vanish Gold: najpierw ten różowy, który jest na kolory i według reklamy miał sobie poradzić nawet z siedmiodniowymi, zaschniętymi plamami, a potem biały na rękawki.
Żeby podkręcić atmosferę, powinnam opisać, jak bardzo waliło mi serce, kiedy wyjmowałam pranie z bębna pralki, ale… Nie byłoby to prawdą. Bo wtedy byłam już spokojna. Widziałam wcześniej, że plamy schodzą w kilka sekund od samego tylko pocierania materiału odplamiaczem.
Kiedy koszulka wyschła, okazało się, że faktycznie jest czyściutka. Zeszło wszystko poza kolorem! A i biel była jeszcze bielsza. Widząc takie efekty, od razu zabrałam się za generalne porządki: spieranie farby plakatowej z firan i dżemu z poduszek. Przy okazji obdzwoniłam też mamę, teściową i koleżanki, żeby poinformować je, że w końcu znalazłam sposób na wszystkie niedopilnowane na czas plamy! Z tego co wiem, od razu pognały do sklepu ;).
A na koniec NIESPODZIANKA! Jeśli ty też masz jakąś ciekawą historię do opowiedzenia na temat wakacyjnych plam, mam dla ciebie KONKURS, w którym co tydzień możesz wygrać rower lub karty na zakupy o wartości 300 zł. Wszystkie szczegóły znajdziesz TUTAJ.
* Wpis powstał we współpracy z marką Vanish, która zaskoczyła mnie jeszcze bardziej niż polska drużyna w tegorocznym Euro :)
tych samych produktów używasz co ja :) a Nasza koszulka wygląda dużo gorzej z plamami…a później czyta -rewellacja
Jejku, nie mogę się doczekać, kiedy ja będę mogła porobić mężowi i synkowi takie piękne zdjęcia jak ma Piotr z Kostkiem! A z plamami powalczę jutro (wzorem Scarlett O’Hara)
Fajna stylizacja z ta chusteczka :)
Moj Grześ tez ulewa. Poczekaj az zapomnisz zaprac marchewkowego haftu z pastelowego bodziaka. Ok vanish daje rade, ale za 2 razem… swoja droga czekam na lepszy specyfik odpierajacy slad po przecieknietym pampersie…
Zdjęcie Piotra i Kostka jak siedza na trawie, a maly sie szczerzy to mistrzostwo swiata ;)
Też ostatnio używam Vanish Gold – jest świetny jeśli chodzi o plamy z jedzenia u mnie to największy problem.
Nigdy nie wierzyłam, że Vanish ani zaden inny odplamiacz daje radę.
Ale po tym artykule mam zamiar kupić i wyprobowac!
Szare mydło też świetnie daje radę :)
Jakbym widziała moich chłopaków! :) Wzruszam się na maksa widząc ojców szalejących z synkami (no dobra, z córkami też ;)).