Żeby być dobrym mężem i ojcem, nie wystarczy tylko przynosić do domu pieniądze
Bardzo się cieszę, że dzisiaj rola mężczyzny nie ogranicza się tylko do utrzymania rodziny. Że panowie coraz aktywniej uczestniczą w wychowaniu dzieci i są obecni nie tylko wtedy, kiedy trzeba przylać pasem, jak to bywało jeszcze kilka pokoleń wstecz. Bardzo mnie martwi, że nadal istnieją faceci, którzy brudnej pieluchy boją się bardziej niż zarysowania na swoim aucie. A ojciec na urlopie macierzyńskim stanowi w naszym kraju pewnego rodzaju ciekawostkę przyrodniczą.
JAK DO TEGO DOSZŁO?
Gdy urodził się Kostek, większość obowiązków związanych z domem i dzieckiem spoczywało na Ilonie. Ja? Dużo pracowałem, w dodatku w korporacji, gdzie często musiałem zostawać po godzinach, brać udział w wieczornych spotkaniach czy wyjeżdżać w delegacje. Tak naprawdę na kontakt z synem nie pozostawało zbyt wiele czasu i miałem wrażenie, że on dorasta gdzieś obok mnie. O pierwszym uśmiechu opowiedziała mi żona przez telefon. Kiedy po raz pierwszy usiadł i wstał – byłem za granicą. Nie słyszałem też jego pierwszego słowa.
Za to pierwszy krok postawił przy mnie. Nasi strzelili wtedy bramkę Niemcom, a Kostek zawołał razem ze mną: „Gol!” i pobiegł przed siebie, po piłkę. Wtedy pomyślałem, że strasznie dużo fajnych rzeczy omija mnie na co dzień.
Przy drugim dziecku bardzo chciałem to zmienić, bo naprawdę zależało mi, żeby nasze maluchy poczuły, że mają również ojca, dlatego razem z Iloną zdecydowaliśmy, że to ja pójdę na urlop tacierzyński. Tak go wtedy nazywaliśmy, bo nie wiedzieliśmy jeszcze, że tacierzyński to tak naprawdę dwa tygodnie zwolnienia z pracy zaraz po porodzie i… Nic poza tym. Tak, w Polsce nie mamy nawet nazwy na urlop, który przejmuje zamiast matki ojciec. Tak naprawdę jestem więc od kilku miesięcy na „urlopie macierzyńskim”, choć matką nie jestem. Chociaż teraz trochę tak :).
Okazało się też, że mężczyzna nie może przejąć opieki nad dzieckiem od razu, bo pierwsze 3 miesiące należą się kobiecie, koniec, kropka, nawet jeśli ta kobieta chce pracować i urlopu na rzecz taty się zrzec. Zupełnie tak, jakby on nie był równoprawnym rodzicem.
A JAK TO WYGLĄDA NA CO DZIEŃ?
Nic dziwnego, że skoro w świetle prawa to matka jest bardziej rodzicem niż ojciec, społeczeństwo reaguje jeszcze ciekawiej. Krewni i znajomi dziwią się naszej decyzji i ciągle dopytują, czy nie boję się, że wylecę z rynku pracy. Co ciekawe, żony nikt o to nie pytał, chociaż poświęciła synkowi trzy lata życia. Kiedy idziemy razem do lekarza, to do niej najczęściej zwracają się zaleceniami: „Infekcja nie jest groźna, może pani spokojnie wychodzić z córką na spacer”, zupełnie tak, jakby ojciec na spacery z dziećmi nie chadzał!
Chociaż zdaję sobie sprawę, że wielu tego nie robi, bo uważają, że wracają zmęczeni z pracy. Też tak uważałem ;). Teraz wiem, że nikt, kto nie był pełnoetatowym rodzicem, nie jest w stanie zrozumieć, jak takie „siedzenie” w domu naprawdę wygląda. Wcześniej wydawało mi się, że opieka nad dziećmi to świetna zabawa. Może nie wczasy na Jamajce, ale urlop na pewno. Nie martwisz się na przykład, że weekend się kończy, a jutro znowu zaczyna poniedziałek. Przecież weekend masz cały czas, siedem dni w tygodniu! Cały dzień możesz chodzić w piżamie, co prawda machasz przez godzinę grzechotką, tu nakarmisz, tam przewiniesz, ale nie stresujesz się przynajmniej spotkaniem z szefem.
Tylko ten mały szef w domu jest jeszcze bardziej wymagający. Nie rozumie słów: „za chwilę, jak tylko skończę rozmowę telefoniczną” czy „ASAP”. Nie daje przerw na śniadanie, lunch oraz wyjście do toalety. I chociaż faktycznie nie musisz co rano wstawać do pracy, to i tak wstajesz… Do dziecka. Również w nocy. A czasami w ogóle nie śpisz, na przykład w czasie ząbkowania. Czy choroby.
Ale ta więź, która dzięki temu wszystkiemu wytworzyła się między mną a córką, jest cudowna. Jej pierwszym słowem było: „Ta-ta”. A ja to pierwsze słowo słyszałem! Nie tylko byłem w domu, kiedy usiadła, a potem zaczęła raczkować, ale sam jej w nauce tych nowych umiejętności pomogłem. Dźwigałem, kiedy była w tarapatach i uspokajałem, kiedy nie udało jej się złapać równowagi. To uczucie, kiedy dziecko wyciąga do ciebie ręce, bo chce się pobawić, chce na apa lub po prostu się przytulić i nie robi mu żadnej różnicy, że podchodzisz ty zamiast mamy, jest naprawdę warte wszystkiego.
Choć w sekrecie zdradzę ci, że tak naprawdę już po dwóch tygodniach mojego urlopu macierzyńskiego zrozumiałem, jaka to harówka. Większa niż spędzanie 8-9 godzin w pracy!
MOJA RADA
Gdybym miał mieć jakąś radę dla mężczyzny, który tak jak ja chciałby pójść na urlop macierzyński, to: przygotuj się na ekstremalne niespanie, częste nocne pobudki i poranne lunatykowanie razem z dzieckiem na rękach, podczas gdy cały dom… Ba! Cała ulica, a nawet miasto pogrążone jest jeszcze we śnie. Dlatego warto sobie pomagać nie tylko kawą, ale również różnymi gadżetami. Jakie sprawdziły się u nas?
- Łóżeczko dostawne Chicco Next2Me – dzięki niemu, od kiedy przejąłem od żony nocne wstawanie – mogę obsługiwać dziecko na pół śpiąco. Kosteczka śpi niby osobno (nikt nikomu nie zabiera miejsca ani kołdry), ale nadal razem, więc nie muszę wstawać i rozbudzać się za każdym razem, kiedy płacze, że wypadł jej smoczek. Łóżeczko ma regulację wysokości, więc można je łatwo dostosować do wysokości łóżka dorosłego. Można je też przypiąć do niego pasami, ale w każdej chwili bez problemu odstawić (jest na kółkach!), wystarczy tylko podnieść boczną ściankę, która jest na zdjęciach zwinięta. Robi się to dużo szybciej i sprawniej niż w przypadku łóżeczka tradycyjnego, przy którym potrzebujesz śrubokręta i gwoździ.
Next2Me ma też opcję lekkiego bujania do tyłu i do przodu – czasem po prostu wystarczy mała interwencja nogą i wszyscy śpią smacznie dalej. To niby łóżeczko stacjonarne, ale czasem wykorzystuję to, że można je bardzo szybko złożyć i wrzucić do bagażnika, więc w podróży też super się sprawdza. Może zajmuje trochę więcej miejsca przez to, że ma standardowy materac, ale za to właśnie dzięki temu materacykowi komfort spania jest nieporównywalny z jakimkolwiek innym łóżeczkiem turystycznym.
- Podgrzewacz – tutaj w sumie obojętnie, na jaką firmę się zdecydujecie, ważne, żeby pasował do butelek, których używacie, co koniecznie trzeba sprawdzić przed zakupem. Ułatwia ojcu nocne karmienia, bo nie muszę schodzić do kuchni – butelka z wodą grzeje się przy łóżku we włączonym podgrzewaczu i czeka na pobudkę głodnej córki.
- Lampka nocna – nie, wcale nie po to, żeby dziecko się nie bało, jemu to chyba w sumie wszystko jedno, w końcu w brzuchu mamy też było ciemno. Za to ja nie mam zamiaru obijać się o meble, kiedy nurkuję pod łóżko w poszukiwaniu smoczka, który wypadł za burtę. Większość lampek nocnych daje małe, ćmiące światło, dlatego też zawsze można zapalić na całą noc lampę w korytarzu, ale tutaj pamiętaj, żeby zmienić żarówki na ledowe, które pobierają dużo mniej prądu od tych zwykłych (to ważne, bo lampa w korytarzu będzie się palić co noc przez najbliższy rok, jeśli nie kilka lat).
- Miś Szumiś – szkoda, że nie ma jakiegoś stymulatora snu, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma :). Choć Kosteczka ma już dziesięć miesięcy, to nadal nie zaśnie bez białego szumu, a i ja się na tyle do niego przyzwyczaiłem, że włączam sobie w dzień, kiedy chcę się zdrzemnąć. Dzięki temu nie słyszę Kostka, który jeździ po całym domu na hulajnodze z indiańskim okrzykiem na ustach.
To chyba w sumie wszystko jeśli chodzi o must have dobrze przygotowanego taty. Całe szczęście żona nigdy nie upierała się na zakup takich wynalazków jak monitor oddechu (słyszała, że alarm często załącza się bez potrzeby), a ja się cieszę, bo bez niego i tak mam już wystarczająco dużo stresów oraz pobudek. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu narzekałem, kiedy musiałem wstawać do pracy na ósmą rano…
ALE MIMO WSZYSTKO NIE ŻAŁUJĘ
Ani trochę. Okazało się, że jestem tak samo dobrym rodzicem jak moja żona. Nie ma czegoś takiego jak instynkt macierzyński, a jeśli jest, to jest to INSTYNKT RODZICIELSKI. Mężczyzna, który spędza ze swoim dzieckiem dużo czasu, odczytuje jego sygnały tak samo dobrze jak kobieta. On też ma intuicję i potrafi się zająć małym niemowlakiem, a jeśli twój mówi, że nie potrafi, to po prostu go nie słuchaj, bo zwyczajnie ściemnia.
Po 7 miesiącach spędzonych z dzieckiem uważam, że urlop tacierzyński powinien być obowiązkowy. Ale nie taki, który trwa tylko dwa tygodnie po porodzie. Wiesz dlaczego? Bo tylko w ten sposób facet mógłby się dowiedzieć, jaki kawał dobrej roboty wykonujesz na co dzień. Że dom sam się nie posprząta, obiad sam nie zrobi, pranie nie wskakuje i nie wyskakuje z pralki, a dziecko samo się nie obsłuży, tylko wymaga 100% uwagi często nawet wtedy, kiedy śpi. Dowiedziałby się też, jak ogromne umiejętności logistyczne trzeba mieć, żeby zdążyć w ciągu dnia ze wszystkim. I że to, co facet robi w pracy, jest tak naprawdę… Odpoczynkiem.
Dziel się opieką nad dzieckiem po równo. Jest to potrzebne nie tylko tobie, ale również twojemu mężczyźnie (nawet jeśli początkowo wzbrania się przed tym nogami i rękoma!) i co najważniejsze – dziecku. Bo fajnie jeśli ma ono dwójkę rodziców nie tylko w teorii, ale przede wszystkim w praktyce.
Jeśli też chciałabyś się pochwalić, jak wspaniałym tatą jest twój partner, na moim Facebooku odbywa się właśnie konkurs, gdzie do wygrania zdalnie sterowane auto Billy od Chicco. Na pewno sprawi frajdę nie tylko dziecku, ale również tacie :)
? KONKURS ?
Do wygrania zdalnie sterowany samochód Billy marki Chicco ???
Wystarczy, że dokończysz zdanie:
? MÓJ…
Opublikowany przez Mum and the city na 19 lutego 2017
Nie mam fb (serio, serio), ale co mi szkodzi pochwalic meza (na codzien jestem Ksantypa, wiec tak raz od swieta ;)). Moj maz jest najwspanialszym Tata, bo: 1. ma poklady cierpliwosci, ktorych mu zazdroszcze. 2. nakarmi dwojke naszych i kolejnych troje, ktore nam sie „zabiora” w drodze z przedszkola i szkoly, a o jego sosie pomidorowym kraza legendy 3. pojdzie z chorym do lekarza, a potem zaaplikuje antybiotyk, masc i inne (sprobuj to zrobic z dwu- czy trzylatkiem) 4. kapal starsza jak byla malutka, ja sie balam. 5. pieluszki zmienial bez mrugniecia okiem i bez wzgledu na zawartosc 6. I ogolnie – kocha nasze dzieciaki, nie wstydzi sie swoich uczuc i potrafi je okazac.
Super wpis, posadziłam męża, żeby sobie poczytała bo ciągle twierdzi, że jest po pracy tak bardzo zmęczony, że nie może nawet raz wstać do naszego synka.
Spodenki są z Zary :)
jakoś teraz kupione czy wcześniej? strasznie mi się podobają :) a Ty Ilona masz też taką fajną bluzę moro (przeczytałam Twój blog od deski do deski i widziałam na paru fotkach) też Zara?
Moja bluza z Quess :). Ale z outletu, więc pewnie ciężko gdziekolwiek dostać.
Za to spodnie kupione jakiś miesiąc temu :).
Nurtuje mnie, czy Tata może pójść na taki roczny urlop, gdy Mama jest bezrobotna – czyli ma możliwość zajmować się dzieckiem? :-)
Chyba nie, bo ZUS ma informacje o zatrudnieniu :)
Racja, nie pomyślałam o „chytrym” podejściu kochanego ZUSu ;-) Dziękuję za odpowiedź.
Z główną tezą tekstu zgadzam się całym sercem :-) Nie do końca tylko z niektórymi szczegółami. Obowiązkowe 3 miesiące dla kobiety są logiczne, sam połóg trwa 6 tygodni, a laktacja statystycznie stabilizuje się właśnie po tych 3 miesiącach. To raz. Dwa – dlaczego zakładasz, że powrót mamy do pracy to automatycznie koniec karmienia piersią? Pracuję czwarty miesiąc, żyjemy bez podgrzewacza i butelek, moje mleko ma cały czas idealną temperaturę ;-) Trzy – zamiast szumisia dobrze sprawdza się nieużywany telefon. I zajmuje mniej miejsca ;-)
No i wreszcie – urlop tzw. tacierzyński to 2 tygodnie, ale nie trzeba brać go po porodzie, można go wykorzystać do 2. urodzin dziecka. Przy czym zgodzę się, że 14 dni to jest nic. Szkoda, że wciąż żyjemy w społeczeństwie, które tatę na rodzicielskim uznaje za dziwo i zupełnie nietypowe zjawisko. Najczęstszą reakcją jest ?ooo, podziwiam! jesteś dzielny! wow, dajesz radę!?. Nie usłyszałam ani jednego podobnego tekstu, kiedy sama przez pół roku zajmowałam się dzieckiem.
Nikt nie zakłada, że powrót do pracy mamy = koniec karmienia piersią, po prostu akurat nasze rady są dla taty, który wstaje w nocy zamiast mamy. Oczywiście na pewno rozwiązań jest tyle, ile rodzin.
Co do tych trzech miesięcy – u mnie było tak, że (jako kobieta na działalności gospodarczej) i tak musiałam robić swoje nawet pierwsze dni po porodzie, żeby tę działalność utrzymać + mąż musiał w tym czasie pracować, więc dodatkowo ogarniałam dzieci (bo dla noworodka nie wynajmę niani). Nie było łatwo. Całe szczęście moje pisanie to nie jest praca od – do, ale uważam, że sytuacja takich kobiet jak ja również powinna być brana pod uwagę (jak babka ma firmę to rzadko może sobie pozwolić na pełny urlop i nie pilnowanie interesu, więc w efekcie zasuwa na dwóch etatach: dom – firma). Żeby to tata miał możliwość wziąć macierzyński od początku, jeśli razem z partnerką tak postanowią – bo w sumie co obcym (urzędnikom) do tego? Oni będą odgórnie ustalać, co jest dla danej rodziny dobre, czy matka czuje się na siłach, czy nie? Bez przesady, jesteśmy dorośli i każdy ma swój rozum.
Plus nie każda kobieta chce karmić piersią, więc zakładanie, że żadna kobieta przez 3 miesiące nie może wrócić do pracy, bo laktacja się stabilizuje jest założeniem kiepskim.
Z tą DG to jest w ogóle jakiś idiotyzm kompletny, niby ostatnio były jakieś zmiany, które miały to ułatwić, ale tak jak piszesz, kiepsko jest to wymyślone :/
Tata może wziąć urlop od początku. Prawo dopuszcza sytuację, w której oboje rodziców jest jednocześnie na urlopie :)
Tak? Kiedy?
Bo nam się upierali, że to niemożliwe, no chyba że jestem chora psychicznie i mam odpowiednie papiery, że nie mogę się przez chorobę zajmować dzieckiem.
Niesamowite! Jak to jest, że nadal tak niewielu mężczyzn decyduje się na urlop rodzicielski? Tyle korzyści wynikających dla całej rodziny, a nadal ile – 6% z niego korzysta? Kiedyś przeczytałam, że jedynym dobrym wyjściem dla zmiany nastawienia społeczeństwa do urlopujących się tatusiów byłby przymusowy kilkumiesięczny urlop ojcowski. Wówczas nikt nie miałby wymówki, że nie teraz, to niedobry okres na dłuższy urlop. Co o tym myślisz?
Wydaje mi się, że to wynika z tego, że w Polsce nadal to mężczyźni zarabiają więcej od kobiet, a nierzadko są jedynym żywicielem rodziny, dlatego ze względów finansowych nie mogą sobie pozwolić na takie rozwiązanie (boją się też, że wypadną z rynku pracy, nie będą mieli do czego wracać).
Podobno w Skandynawii panowie bardzo chętnie biorą urlop rodzicielski, dzięki czemu mężczyźni tam mają zupełnie inne podejście do dzieci – są z nimi zżyci nie mniej niż matka, tak samo jak ona zaangażowani w sprawy domu oraz rodziny + są oceniani przez kobiety z całego świata jako najlepszy „materiał” na męża (bo są wspierający oraz mają inną mentalność przez to, że przejmują część urlopu małżonki). Kilka miesięcy/tygodni urlopu, a tyle dobrego z tego wynika dla całego społeczeństwa ;). No i z automatu w oczach pracodawcy kobiety oraz mężczyźni stają się równi, bo pracodawca nie widzi kobiety jako tej, która zaraz zajdzie i ucieknie, więc na rozmowie kwalifikacyjnej faktycznie płeć nie ma żadnego znaczenia.
No właśnie u nas ten płacz po upadku Tosi (tej młodszej) ukoi tylko przytulenie mamy na moje nieszczęście, a może szczęście? :) a Zuzia (starsza) tak jak Kostek też myli mamę z tatą i odwrotnie i się w ostatniej chwili poprawia, więc chyba to norma w tym okresie.
Chyba się jednak wybiorę do tej Zary, bo nie mogę się napatrzeć na te spodenki :) a bluzę to przekopałam wcześniej cały internet i nie znalazłam.. Pozdrawiam serdecznie :)
Wspaniały wpis! Ja co prawda nie mogę narzekać na mojego męża (Mimo, że wraca często dosyć późno z pracy to zawsze czas po powrocie poświęca córce. Ja mam wtedy czas ogarnąć to czego nie zdążyłam zrobić wcześniej lub by zaopiekować się blogiem) to na pewno pokażę mu ten wpis. Mimo, że pomaga mi bardzo dużo, czasami odnoszę wrażenie, że wierzy mi tylko na słowo, że jestem zmęczona. Dlatego nie głupim pomysłem byłoby zorganizowanie czegoś na kształt „urlopu tacierzyńskiego” ale takiego przymusowego, by każdy ojciec przynajmniej przez jakiś czas został z dzieckiem sam na sam kilka dni pod rząd. ;)
A mi się wydaje, że ten urlop ma nazwę ;) Urlop rodzicielski. Macierzyński to pierwsze 4 miesiące urlopu, potem dodatkowy i kolejny rodzicielski ;)
To prawda, że jeśli się pracuje 8-10 godzin, to dziecko dorasta obok nas. I ojcowie niestety bardzo często tracą ten piękny czas ;( Ale… jest jeszcze jedna przeszkoda (chociaż nie jakaś wielka, bo przecież zawsze jest laktator) Tato piersią dziecka nie wykarmi… A nie oszukujmy się, to właśnie mleko mamy jest dla dziecka najlepsze. Żadne sztuczne mieszanki tego nie zastąpią. Oczywiście każdy jest najlepszym Rodzicem dla swojego dziecka i jeśli Mama z jakichś przyczyn nie może (lub po prostu nie chce) karmić piersią jej wybór. Ale ten argument przekonuje mnie jednak do tego, że łatwiej jeśli kobieta jest dłuższy czas z dzieckiem.
Właściwie to najbardziej podoba mi się model skandynawski, gdzie są urlopy tylko dla Mamy i tylko dla Taty i niewykorzystane przepadają. Dobrze, żeby Ojcowie byli więcej ze swoimi dziećmi, bo takiej więzi nie da się stworzyć w 2 godziny po południu :)
U nas sytuacja opieki Taty (ale przy starszym dziecku) też budzi sporo kontrowersji. Wróciłam po roku do pracy. Synek najpierw był trochę z opiekunką, później poszedł na 3 godziny do żłobka, a resztę czasu opiekuje się nim Tatuś (jak to Junior mówi ;)). I wiele razy widziałam te wielkie oczy zdziwienia (szczególnie u osób 40+) „Ale jak to dziecko z Ojcem?!?” Na szczęście to się zmienia ;)
Tak, rodzicielski jest po 20. tygodniu.
Od 14 (to czas obowiązkowy dla matki) do 20 ojciec przebywa na macierzyńskim.
Dzięki za inspirację i zmotywowanie do napisania naszej historii: http://kajzarowie.net/priv/blog/2017/03/08/z-okazji-dnia-kobiet-o-dyskryminowaniu-mezczyzn/