Zabawki w życiu dziecka

Zabawek w życiu dziecka nie da się uniknąć – wcale nie dlatego, że są niezbędne do przetrwania jak powietrze (na zdjęciach doskonale widać, jaki stosunek do zabawek ma Kuku).

One sobie, a on sobie, każdy sobie rzepkę skrobie…

Ale do meritum! Zazwyczaj jest tak: kiedy nosimy naszego skarba pod sercem, to planujemy, że zabawki będą ekologiczne, drewniane, ewentualnie jakieś pluszowe hand-made, no może – w ostateczności! – misie. Misie też są ładne. Fajnie na półce wyglądają, a jak jakiś miś zaplącze się przypadkiem na podłodze, to nie zaboli (każdy, kto miał kontakt z dziećmi, zna ból po przydepnięciu bosą stopą klocka lego. Na samą myśl – auć!).

Niech Was tylko nie zmylą niewinne uśmiechy czy błękitne oczęta – porozrzucane zabawki to celowa niesubordynacja, zamach na życie i zdrowie (również psychiczne) rodzica.

Przezorny rodzic to wie i przez pierwsze miesiące po narodzinach potomka również zakłada, że zabawek (z grubsza) w jego domu nie będzie. Dziecko coraz szerzej otwiera oczka, gulgocze, macha nóżką, rączką, wszystko fajnie, sielanka trwa… Można mu nad noskiem grzechotką pomachać, ale niekoniecznie, bo uśmiech mamy jest ciekawszy. Tylko matka staje się jakaś niewyraźna – no ile u diaska można się nad dzieckiem pochylać? Kręgosłup wysiada, obiad notorycznie niegotowy, w domu bajzel, o potrzebach każdej z nas nawet nie wspomnę… No i ta wszechogarniająca nuda… Nagle dochodzimy do wniosku, że – SOS, alarm dla całej rodziny: babć, dziadków, wujków i cioć, ratunku! – zabawka pilnie poszukiwana. Taka, która chociaż na moment naszego dziecia zajmie. Na początku są to zabawki ładne: jednokolorowe, pastelowe, nie wstyd taką w salonie na szafce położyć – rzeźbę udaje. Cieszy oko mamy.

Dziecko też się cieszy – na chwilę. A potem rzuca rzeczoną zabawkę w kąt. Jeśli zabawka zaświeci, to może trochę dłużej będzie w użyciu. Jeśli zaświeci i zagra – bingo, możemy odsapnąć przez 10 minut! Ale co to jest 10 minut? Tyle to ja ziemniaki obieram albo rozwieszam pranie…

O ambitnych planach – jak to zazwyczaj z planami bywa – można dzieciom na dobranoc opowiadać. Zamiast bajek. Albo zapomnieć, uznać za niebyłe – dawno to i nieprawda. I tak zabawek przybywa. Kolorowych, plastikowych, same cuda! Tylko zainteresowanie dziecka jest odwrotnie proporcjonalne do ich ilości. Tu potrząśnie, tam rozwali, nie szkodzi, jeszcze pięć podobnych ma… A nad żadną nie zatrzyma się dłużej niż na kilka sekund. Od przybytku głowa boli!

Nie, nie jestem przeciwniczką zabawek. Kuku ma ich sporo – pochowane w szafie czekają na swój czas. Na co dzień bawi się kilkoma – jest jakaś grzechotka, piłeczka (koniecznie!), coś edukacyjnego i pluszak na sen oraz do wózka. Co kilka dni następuje rotacja, chowamy stare, wyjmujemy nowe, chwilowa radość, a potem po staremu – potrząsanie butelką z wodą, uparte wędrówki w stronę kontaktów w ścianie, radość na widok światełka w dekoderze i wspinaczka na kolana mamy. I znowu zmiana, przypominamy o zapomnianym, znudzone chowamy…

Dlatego uważam, że często to nie nasze dzieci zabawek potrzebują, tylko my rodzice bardzo ich dla dziecka (i siebie!) pragniemy. Kupujemy coś, czym sami chętnie byśmy się w dzieciństwie pobawili, tylko wtedy tego nie było… Gdybym miała córeczkę, z pewnością dostałaby domek dla lalek – jak największy: z mebelkami, koronkowymi zasłonkami w oknach, obrazami na ścianie. Sama taki domek w dzieciństwie zrobiłam w szafie – kleiłam meble z kartonów, a potem pracowicie odmalowywałam je plakatówkami. Obrazy wycinałam z gazety mamy, kokardkę – w którą był zawinięty mój urodzinowy prezent – powiesiłam nad lalkowym oknem. Jeśli czegoś brakowało – dopowiadałam sobie lub kombinowałam, żeby to stworzyć. Miałam szmaciane i papierowe lalki. Ubrania dla nich też papierowe lub z gałganków. Nie umiałam szyć, zawiązywałam je na plecach lub motałam wokół lalki na tysiąc sposobów. Z kartonów budowałam na dywanie miasta, a między nimi jeździła kolejka elektryczna. Dzisiaj dzieci nie tylko kolejki, ale i całe miasta dostają w prezencie. Wszystko piękne, lśniące i pachnące nowością. Nawet klocki układają się w konkretne przedmioty, według instrukcji, którą odczytać potrafi tylko tata i tylko on złoży je prawidłowo. Dziecko dostaje gotowy garaż, w którym może co najwyżej zaparkować kilka samochodów na noc.

Jeśli dziewczynka chce być perfekcyjną panią domu, otrzyma w prezencie plastikowe naczynia, drewniane warzywa, owoce. Kuchenkę też dostanie – z okapem, piekarnikiem i zlewem. Ja gotowałam budyń z błota na płytce chodnikowej w starym słoiku. Skrzyp polny udawał makaron, a ja udawałam, że nie widzę, jaki jest zielony i przez to niejadalny. Moim lalkom smakowało wszystko! Nie było rzeczy, której nie potrafiłabym zrobić – praktycznie z niczego. Zresztą – po co ja to piszę drogie Czytelniczki?! Na pewno każda z Was pamięta, ile frajdy sprawiało skonstruowanie namiotu z dwóch krzeseł i koca.

Dlatego na koniec zostawiam Was z przedświątecznym pytaniem: gdzie miejsce na rozwijanie dziecięcej wyobraźni? Pamiętajmy o tym przy okazji kolejnych zakupów w Smyku…

(1 282 odwiedzin wpisu)
13 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
dorkota
dorkota
10 lat temu

Najlepsza zabawka dla dziecka to zawsze opakowanie, papier tak przepięknie się gniecie, super przy tym szeleści, pudełko można oglądać w każdej strony tysiąc razy, gryźć, lizać… Po co komu zawartość?? :D

Mamunia
10 lat temu
Reply to  dorkota

Mój maluch tak się przyzwyczaił do darcia papieru (i papierowych chusteczek), że teraz zdejmuje sobie skarpetkę ze stopy i jest wielce zdziwiony, że nie da się podrzeć (a przecież też biała!).

hania
hania
10 lat temu

Moja coreczka najbardzej lubi papierki po cukierkach bo wlasie tk fajnie szelesci ;) Wyszukujemy przeroznyh zabawek a najzyklejsze i najprostsze daja najwieksza radosc i wzbudzaja zainteresowanie

Boodzik
10 lat temu

Budzik bawi się drewnianymi klockami. Dzień w dzień przez minimum…..dwie godziny. Ze mną, owszem, ale i dla mnie to świetna zabawa. I zabawek mamy tylko kilka. Edukacyjną, grającą – jedną. I tak ciekawsze będą kartki, kapcie i odkurzacz (wyłączony!).

dorkota
dorkota
10 lat temu
Reply to  Boodzik

Oooo, a u nas odkurzacz włączony to hicior! Młody wyje i pohukuje razem z nim :D

Mamunia
10 lat temu
Reply to  dorkota

Nasz wybucha płaczem i ucieka. Co nie przeszkadza mu już za moment włączyć go znowu (to zielone światełko z napisem „CLEAN” tak kusi, oj kusi). Chyba nie będzie pamiętliwy jak matka ;).

Kasia
Kasia
10 lat temu
Reply to  Boodzik

Dwie godziny jedna zabawka? to naprawde duzo. u nas problem z zabawkami jest taki, ze wszyscy znajomi i rodzina przy kazdej wizycie cos przynosza (jak ktos dawno nie był to daje zabawkę, ksiazke (to jeszcze jest ok, ja jestem molem ksiazkowym, ale dla przedszkolaka ilosc ksiazek do ograniecia tez jest ograniczona) a jak niedawno to slodycze) i sie nie da tego wyplenic.. ja kupuje synowi tylko na urodziny i na swieta prezent. ale pomnozone przez babcie, dziadkow, ciocie, wujkow to wychodzi tych zabawek naprawde masa, bo dziecko juz wieksze i juz kilka swiat i urodzin obchodzilo. i co jakis czas pakuje zabawki do kartonu i zanosze do piwnicy, zeby na raz w domu nie bylo sklepu zabawkowego lub jak jest mozliwosc to wydaje.
odnotowalam tylko jeden sukces w temacie: ostatnio przyszla ciocia z owocami w prezencie. a reszcie mozna mowic jak grochem o sciane.

Kasia
Kasia
10 lat temu

ps. ja tez radosnie wspominam czasy jak sie bawilam w piaskownicy i wystarczylo mi kilka foremek i zadne kuchnie patelnie i inne atrakcje mi nie byly potrzebne. i uwazam ze nadmiar zabawek nie jest dobry dla dziecka.

Kasia
Kasia
10 lat temu

ps.2 juz ostatni: moj syn mial do Mikolaja tylko prosbe o jedna zabawke a w zasadzie 1 ksiazke, ktora mu w serii brakowala.
takze prawda jest, ze zabawki to w sumie niespelnione marzenia rodzicow (ja chcialam jakis fajny zestaw LEGO:P ale to sie nie pokrylo z zapotrzebowaniem syna, wiec musze poczekac na LEGO :)))

Dominika
Dominika
10 lat temu

U nas też odkurzacz jest hitem! Poza tym kapcie, kable i…buty w przedpokoju… ;)

Mamunia
10 lat temu
Reply to  Dominika

Kable… Szał na kable od kilku chwil na Instagramie ;). Intuicja jakaś czy co?

someplacenice.pl
10 lat temu

Świetny wpis! U nas zabawki tylko edukacyjne, dziadkowie niech dają te dla frajdy :P

Ja pamiętam, że w domku dla lalek miałam ogryzek jabłka, który raz był koszem na śmieci a innym razem stylową lampą ;)

Olga
Olga
8 lat temu

My miałyśmy z siostrą masę zabawek, cały pokój :) co nie zmienia faktu, że i tak wyobraźnia była w użyciu i np lepiłyśmy ciastka z plasteliny lub piasku, a rolka od papieru była lunetą :)