Wyobraźnia
Cześć, mam na imię Ilona i jestem Anonimową Marzycielką. Patrzenie na świat oczami wyobraźni jest moim nałogiem. Od dawna. Po prawdzie, straciłam już rachubę, jak długo tak żyję… Jedno wiem na pewno: potrafiłabym zawstydzić samą Anię z Zielonego Wzgórza!
Ale mi z tym dobrze!
Bo to nie jest tak, że latam zawieszona kilka metrów nad ziemią, z głową w chmurach. Moja bujna wyobraźnia ma całkiem pozytywne przełożenie na życie codzienne. Na przykład – nigdy nie nudzę się w swoim towarzystwie. Potrafię też zrobić coś z niczego. Dwudaniowy obiad, kiedy wydaje się, że lodówka świeci pustkami. Zabawkę, gdy dziecko nudzi się w poczekalni, a my nie wzięliśmy ze sobą niczego stosownego z domu. W pracy jestem twórcą, a nie odtwórcą. I w końcu – mogę się pochwalić empatią, bo nie mam najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie, co czują i myślą inni.
Dlatego chciałabym ten dar przekazać mojemu synkowi. Mam na to kilka niezawodnych sposobów!
1. Nic tak nie rozwija wyobraźni jak książki. To podczas czytania możemy do woli wymyślać, jak wygląda świat przedstawiony w przeróżnych opowieściach. Idę o zakład – ilu ludzi, tyle wyobrażeń na temat wyglądu Czerwonego Kapturka! Według mnie ma długie, kasztanowe włosy, piegi na zadartym nosie i jasnobrązowe oczy. Według Ciebie jest brunetką? Nie? Blondynką? No widzisz! Książki są bardzo ważne w życiu dziecka, jednak do niczego nie zmuszam, to Kostek sygnalizuje, że czas na czytanie, a ponieważ na każdym kroku znajduje przeróżne wydania (nie stoją wysoko na półce, tylko leżą w zasięgu jego wzroku oraz dłoni: na podłodze, kanapie, w koszu z zabawkami), przynosi je do mnie kilka razy dziennie i wspólnie zatapiamy się w tym magicznym świecie wyobraźni.
2. Brak gotowych rozwiązań. Czyli to dziecko bawi się zabawkami, nie ja. Staram się nie wyręczać Kostka, nie naprowadzać na trop, który znam z instrukcji. Kiedy dostaje nową zabawkę, nie pokazuję mu, do czego ona służy. Niech sam odkryje, nawet jeśli zupełnie inne zastosowanie. Pozwól swojemu dziecku się mylić! Inaczej nie wpadnie na żaden genialny pomysł! Dokładnie tak było u nas z sorterem. Kostek bardzo późno pojął, że te klocuszki pasują do otworów, bo… Nigdy mu tego nie pokazałam! Tak więc sorter najpierw był u nas zwykłym wiaderkiem zabieranym na spacer wokół domu, potem najważniejsze stały się klocki, z których budowaliśmy i burzyliśmy wieże oraz układaliśmy długie wężowate kolejki, pokrywka była maską z otworami na oczy i nos, czasami nakryciem głowy, czasami gigantycznym pierścionkiem, butem również albo kołyską dla misia i garażem na samochody. Że nie ćwiczył sprawności manualnej? Nie szkodzi! Bo ćwiczył wyobraźnię… A ja byłam – tfu, jestem! – dumna z mojego indywidualisty, nawet jeśli jest ostatnim dzieckiem na świecie, które opanowało technikę wkładania klocków do sortera.
3. Ważny jest również element niedopowiedzenia w zabawie. Czyli nie gotowe, piękne i lśniące zestawy. Dzisiejsze dzieci zdecydowanie cierpią na nadmiar. Niczego nie muszą sobie wyobrażać, bo jeśli czegoś zapragną, to zwyczajnie to… Dostaną! Miniaturowa kuchenka wyglądająca zupełnie jak ta dla dorosłych, do niej koniecznie naczynia, a nawet produkty spożywcze: warzywa, parówki i ciastka. Bardzo fajnie, tylko gdzie tu miejsce na radosną twórczość? Bo ja raczej widzę miejsce na odtwórczość i naśladownictwo. Niech dziecko sobie wyobrazi, że czerwony szalik to zupa pomidorowa, a kredka jest chochlą, którą miesza się w garnku stworzonym z… kapelusza taty!
4. Uważając na nadmiar, pozwól swojemu dziecku się nudzić – tylko wtedy powstają naprawdę genialne pomysły! Jak ten opisany przeze mnie powyżej, z gotowaniem zupy z niczego. Kiedyś napisałam, że moje dziecko ma maksymalnie trzy zabawki na wierzchu (oczywiście nie trzy klocki – zestaw liczę jako jedną zabawkę), reszta pochowana. Niektóre z Was bardzo się oburzyły. Jak to?! Przecież nie zabronię mojemu dziecku się bawić! A jesteś pewna, że ono się bawi? Czy skacze od jednego do drugiego przedmiotu, nie mogąc zdecydować się, czym zająć ręce oraz myśli? Od nadmiaru głowa boli, niestety. Jeśli miałabym w pokoju wszystkie zabawki świata, nawet na sekundę nie przystanęłabym, żeby zastanowić się, jaką historię opowiadają mi chmury na niebie…
5. Telewizja. Wiadomo, jest gotową receptą na nudę. Jednak nic tak jak ona nie zabija w nas kreatywności! Fajnie czasami zgubić piloty i dołączyć do świata wyobraźni naszych dzieci. Zamiast oglądać przygody Clifforda, stać się nim na jedno popołudnie. Pływać w łódce naprędce zbudowanej z dwóch poduszek. Zrobić wspólnie coś z niczego, na przykład miasto z kartonów. Zapomnieć się w zabawie pełnej fantazji!
Pamiętaj, że jeśli masz wyobraźnię, masz wszystko! Bo nawet jeśli czegoś Ci brakuje, wystarczy tylko to sobie… Wyobrazić!
A mi się wydaje ze faceci to ogólnie mają problem z wyobrażeniem sobie..a chyba najgorzej jest u nich z empatia.
„Kostek bardzo późno pojął, że te klocuszki pasują do otworów” – moja dość wcześnie odkryła, że sorter da się rozmontować. A w międzyczasie że da się niektóre kształty wkładać pod innym kątem, więc nie trzeba trafiać kształtem w kształt, żeby klocek wlazł. No i po ptokach, chyba nigdy się tego nie nauczy, obawiam się że na testach będzie słabo w zerówce. Ja w sumie w testach przed liceum wyszłam na debila i pani była w ciężkim szoku słysząc o moich świadectwach z wyróżnieniem od 4-8 klasy. ;)
Na szczęście jeszcze mi zostało sporo z dziecięcej wyobraźni i dlatego czasem podpowiadam Klusce jakieś zabawy. Np. z dużej tekturowej książki robimy zjeżdżalnię dla samochodów, albo hangar na koparkę. Hangar się jej tak spodobał, że sama do niego włazi. Że jest za duża? No i co z tego, wejdzie pod spód głowa i pół tułowia, ale zabawa przednia. Czasami bawimy się pod kołdrą, czasami mała włazi do szafy z zabawkami, a my udajemy że jej szukamy, dużo zabaw gdzie przedmioty są tylko rekwizytami, nie zawsze będąc tym czym są naprawdę. Oczywiście czasem samochód jest samochodem, a miś misiem, ale chodzi o to, by dać dziecku pole do popisu i nie poprawiać, gdy zacznie się bawić inaczej, niż my sobie wyobrażamy. Dlatego też dbam przy rysowaniu, by w świecie mojej córki było jak najwięcej czystych białych kartek, a jak najmniej gotowych kolorowanek. Te drugie upośledzają zmysł rysowania. Dużo nauczycieli bardziej przywiązuje fakt do tego, czy dziecko nie wychodzi za linie niż do tego, co i w jaki sposób rysuje. To częsty błąd i nie umiem z tym walczyć. Ja, która za pierwszym razem dostałam się na Wydział Architektury (dużo punktów za rysunek), a nadal nie potrafię pokolorować prostokąta bez wychodzenia poza linie. Zawsze mi coś wylezie. Bazgrzę jak kura pazurem, a potrafię świetnie rysować w perspektywie. Ot paradoks, a raczej dowód na to, że ćwiczenia z motoryki małej niekoniecznie idą w kierunku, w jakim chcieliby nauczyciele.
A z facetami nie generalizowałabym. Znam mnóstwo facetów z ogromną wyobraźnią i potrafiących doskonale bawić się z dziećmi właśnie przez unikanie schematycznego myślenia, które częściej widuję u kobiet (w stylu: co Ty robisz z tymi filiżankami, one są od picia herbaty a nie od walenia nimi w mebel).
Twój komentarz przypomniał mi, że faktycznie mój syn w pierwszych kontaktach z sorterem wpadł na pomysł, żeby zdjąć pokrywkę i w ten sposób wrzucać klocki, po co się męczyć z dopasowywaniem kształtów?
Super, że wspomniałaś o tych czystych kartkach! Nie zwróciłabym na to uwagi, a teraz będę wiedzieć :).
Ostatnio podjęłam podobne kroki. Zostawiłam tylko kilka zabawek, bo nasz Mały Człowiek nie mógł się skupić. Teraz się bawi. A tak przed Świętami…gdzie kupiłaś taki pociąg?:)
To są kolejki z ikei. Genialne!
Ikea :). Polecam, zabawa przednia i można sukcesywnie dokupywać kolejne elementy (tory, mosty, wagony, tunele).
Dzięki. Świetne są :) Kupię zatem mojemu Frankowi. Zresztą – mężowi pewnie też :)
Ilona, mam pytanie z innej beczki…gdzieś w którymś poście widziałam u Was matę piankową na podłodze do zabawy, zdradziłabyś jakiej firmy i czy u Was się sprawdziła?
Mam 13miesięczniaka początkującego samodzielnego chodziaczka, obserwuje go z duszą na ramieniu, całe mieszkanie to płytki wysoki połysk extra ślizg…ot fanaberia beztroskiej młodości…a teraz kolekcjonujemy guzy ????
Oj, niestety, nie mamy maty piankowej :(. Jeśli była na jakimś zdjęciu, to pewnie nie u nas w domu.
Do chodzenia po domu mogę polecić skarpetki z antypoślizgiem (zwłaszcza takie grube z Lidla – sprawdziły się jak żadne inne, nie mechacą się, te gumki na podeszwie nie schodzą i faktycznie chronią przed upadkiem).
A jeśli skarpetki są przez dziecko zdejmowane (znam ten ból!), to takie zwykłe paputy: http://www.hm.com/pl/product/31454?article=31454-C. Nic designerskiego co prawda, ale zdrowe dla stopy, bo miękkie, dziecko nie potrafi zdjąć, ciepłe i naprawdę zapobiegają ślizganiu.
dziewczynki takie kolejki będą
też na dniach w Lidlu i Biedronce
My z kolei wyeliminowałyśmy telewizję. Chodzimy za to do warszawskiego Teatru Małego Widza, to jest teatr dla najmłodszych dzieci, bardzo rozwija wyobraźnię, dużo pokazuje… jest to bardziej zabawa niż taki „spektakl” do jakich jesteśmy (jako dorośli) przyzwyczajeni. Zwłaszcza „Rozplatanie tęczy” – te wszystkie kolory… magia po prostu :) Zgodzę się też z lavinką – co do czystych kartek. To dopiero wzmacnia wyobraźnię :) Mieliśmy również takie pianinko dla małych dzieci, godziny przy nim spędzone – bezcenne :P
Mądre słowa. Bardzo. Gdybym to ja pisała to również na pierwszym miejscu napisałabym o książkach. Jeśli chodzi o wspólną zabawę z dzieckiem, to starsze dzieci, gdy nie mogą sobie poradzić z jakąś czynnością, łatwo się frustrują. Wtedy uważam, że warto zaoferować pomoc i gdy maluch będzie chciał z niej skorzystać to też fajnie. Warto być obok, po prostu.
Łatwo teraz obsypywać dzieci milionem zabawek, tylko czy to naprawdę jest dla nich korzystne? Fajnie mieć dużo zabawek, ale dobrze jest też dawkować je z umiarem, a o tym bardzo często zapominamy. Pierwszy raz jestem u Ciebie, ale zostanę na dłużej, poczytam, pooglądam…. :) Pozdrawiam!
Doskonale rozumiem, o czym piszesz, bo mój mały to taki właśnie mały nerwusek: jak kolejka spada z torów, to wpada w szał i woła mnie, chociaż sam doskonale potrafi ustawić ją z powrotem. No ale brakuje mu jeszcze cierpliwości. To nie jest tak, że zalecam, aby dzieci bawiły się same. Bo one lubią bawić się z dorosłymi, to naturalne. Ale warto za nimi jak najczęściej podążać w zabawie (bawić się na ich zasadach, nawet jeśli dana zabawka służy do czegoś zupełnie innego!), a nie tylko komenderować czy pokazywać, co i jak trzeba zrobić (niektórzy rodzice mają do tego tendencje, np. podczas budowania z klocków zabierają zabawkę, bo wiedzą lepiej, co z czym połączyć czy też sami chcieli w dzieciństwie mieć takie klocki ;)). Jak najczęściej – bo czasami oczywiście warto pokazać lub coś narzucić, jeśli chcemy na przykład, aby zabawa była stricte edukacyjna :).
Również pozdrawiam i oczywiście zapraszam częściej :).
Franek godzinami potrafi bawić się autkami i robić z nich korek :D Jego rozmowy i wnioski na temat samochodów są zaskakująco trafne a często też zabawne. Uwielbiam go wtedy obserwować i podsłuchiwać :D
my sie bawimy glownie za pomoca wyobrazni. czasem tylko mamie sie tak spodoba jakas zabawka, ze ja dla siebie kupi;), bo syn zdecydowanie ich nie potrzebuje :) wczoraj np maz zrobil mu caly pokoj jako labirynt do pokonania z krzesel, kocy, suszarki na pranie itd. ostatnio tez jak sie bawilam z nim w budowe z maszynami budowlanymi i brakowalo nam dzwigu to napomknelam, ze moze mikolaj by przyniosł dzwig. a syn odrzekl, ze nie trzeba bo tu jest przeciez dzwig (mama, taki na niby!). dzis np bylismy u babci i syn jezdzil na miotle baby jagi – tj miotle do zamiatania, a zeby bylo wygodnie to na kijak ponakładał rolki papieru toaletowego. pozbieral tez u babci uschniete liscie od paprotki i zrobil z nich zupe, potem nalewał ja wszystkim do kubkow, mial pol godziny zabawe. u nas jako zabawka najbardziej sprawdzaja sie klock,i bo budujemy z nim wszystko co mozliwe – ostatnio np odkurzacze, samoloty, kosiarki do trawy itd (tak, ze zwyklych klockow, a nie specjalnych zestawow i moze nie przypominaja do konca tego, czym sa, ale swietnie sie bawimy:) pomysly dostarcza nas syn – poprafi wszystko wymyslic. jestem z niego bardzo dumna, ze ma taka wyobraznie, ale to tez lata naszej pracy daja owoce :D mamy tez bardzo duzo ksiazek. syn nas zadziwia bo ostatnio zainteresowal sie budowa silnikow i dajemy mu do ogladania zwykle ksiazki dla doroslych i powiem szczerze, ze choc ma dopiero 4 lata, to na znaczną czesc jego pytan ja juz nie potrafie odpowiedziec i odsylam do meza, ktory jest po politechnice :P dla mlodszego syna – ma 3 miesiace ani razy jeszcze nie uzylismy zandej zabawki, maskotki, gryzaka itd bo jej nie mamy, korzystamy z tego co pod reka i to jest najlepsze rozwiazanie wg mnie.
[…] to dziecko się rozwija w swoją własną. Czyli że pełne pomysłów się staje, kreatywne, a wyobraźnia jego galopuje niczym u Ani z Zielonego […]