Welcome to San Francisco
Jak już wspominałem, z pewnością polecam linie lotnicze Lufthansa. Świetni piloci i bardzo dobre posiłki. Niestety, nie jest tak w każdych liniach.
Niesamowicie pozytywnie zaskoczyli mnie możliwością skorzystania z internetu. Fajnie, lecąc sobie nad oceanem, poczytać mumandthecity.pl przy lampce dobrego wina :).
Wraz z przylotem do Nowego Yorku wygoda się skończyła!
Zgodnie z planem miałem dwie godziny, żeby przesiąść się na samolot do San Francisco. Niestety, przy amerykańskiej organizacji to za mało. Sama odprawa paszportowa trwała godzinę. Drugim zaskoczeniem było to, że od razu nie wysyłają torby do lotniska docelowego, tylko trzeba było ją odebrać, przetransportować na inny terminal i znowu oddać, by została wrzucona do odpowiedniego samolotu. Niestety, cała zabawa trochę trwa, bo pomiędzy terminalami trzeba poruszać się tramwajem!
Zgadnijcie jaki był skutek tego wszystkiego? Tak! Samolot mi uciekł!
Całe szczęście chyba są do tego przyzwyczajeni, gdyż bez problemu zmienili mi lot na późniejszą godzinę.
Na samym lotnisku niesamowicie zaskoczyli mnie całą organizacją. Tylko nie myślcie, że pozytywnie :). Teraz już wiem, dlaczego w Stanach jest tak niskie bezrobocie. Zamiast lepiej zaprojektować lotnisko, Amerykanie stawiają na każdym rogu pracownika do pomocy podróżnym. Dosłownie – czasem myślałem, że tam jest więcej pracowników niż osób podróżujących! Zamiast znaku, stoi sobie pracownik, który w sumie po angielsku ledwie gada, ale gospodarka kwitnie. Po konsultacji z pięcioma osobami w drodze do odpowiedniego terminala udało się wsiąść do samolotu. Niestety, wygoda i obsługa w United Airlines już nie taka sama…
W sumie po dwudziestu godzinach w podróży, około 23:00 nowego czasu, dotarłem do celu.
Muszę przyznać, że podoba mi się zima w San Francisco!
A jak jest w samym mieście? O tym już w następnym wpisie :).
Czyli europejskie linie lepsze od amerykańskich;)
No tak jakoś wychodz. Niemcy w wielu kwestiach przegonili Amerykanów.
Tato Kuka, ale czy lecąc UA również podrożowałeś klasą biznesową? ;) Niestety, klasa ekonomiczna Lufthansy jest daleko mniej wygodna (i mniej smaczna ;) ) od tego, co widać na zdjęciach. Przetestowane na różnych trasach, także do NY i Chicago. Choć i tak najciężej (najciaśniej?) wspominam kilkunastgodzinną podroż ekonomicznymi „Emiratami”. Dobrze, że wrażenia pozwoliły szybko zapomnieć o podróży.
Pozdrowienia i powodzenia w dalszym blogowaniu dla calej Trójki :)
Tak, tak.
Porównanie dotyczyło jedynie klasy biznesowej, lecz kiedyś podobnie leciał też ekonomiczną i miałem jakie same odczucia.
Ogólnie dobry temat. Niedługo postaram się porównać klasę ekonomiczną do biznesowej. Jest jeszcze pierwsza klasa, ale tego miejsca to nawet nie widziałem na oczy ;)
Oczywiście ekonomiczna jest mniej wygodna i jedzenie jest podawane w plastikach, ale dla mnie, na takich trasach najważniejsze zawsze było, by mieć TV w fotelu :), Kilka filmów i po trasie. Jakoś do czytania książki nigdy nie miałem atmosfery :(.
TV w fotelu jest juz standardem w niektórych typach maszyn/linii lotniczych niezależnie od klasy. Dla mnie jednak najważniejsza jest ilość miesjca. I widząc, jak swobodnie prostujesz nogi, skręca mnie na myśl własnego mężowego skręcenia ciasnych miejscach w „ekonomii” w kilkunastogodzinnej podróży… ;)
Podobno w obsłudze jednak najlepsze są linie azjatyckie. Mąż opowiadał kiedyś o podróży jedną z takich linii, przez przypadek również biznesem. Wiele widział, ale gdy stewardessy przebrały się w suknie wieczorowe po zachodzie słońca i tak serwowały posiłki, to wymiękł. ;)
Hehe, budujesz napięcie niczym Hitchcock.
Tylko pozazdrościć podróży :)
a to Tato troche sie sloncem nacieszysz :) a u nas dzis tez bylo slonecznie :P tylko stopnie troche inne ;)
Tata pisze powiesc w odcinkach. w 3 bedziemyna dobre w SF :) ale zawsze fajnie sie oderwac od rzeczywistosci :)