Czy trzymacie dziecko w kojcu?

Rozmawiałam ostatnio z doświadczoną starszyzną. Pouczała, że przy dziecku nie ma innej możliwości, trzeba czasami włożyć do łóżeczka/kojca, żeby móc coś zrobić w domu. Zwłaszcza przy dziecku, które już chodzi. Bo wtedy jest wszędzie.

Coś o tym wiem, mimo że nasz maluch jeszcze nie stanął na dwie nogi pośrodku pokoju. Jednak od urodzenia nie można go było w łóżeczku zatrzymać, chociaż specjalnie w tym celu za grube pieniądze zakupiłam grającą karuzelkę. Nie używaliśmy jej praktycznie nigdy. Nie było możliwości. Mój dzidziol budził się z płaczem i płakał, dopóki go z łóżeczka nie wyjęłam. Teraz wstaje, nawołuje donośnym głosem, uwiesza się na firanie i wywala na środek pokoju to, co znajdzie pod ręką. Czyli w praktyce to, co stawiam na parapecie (butelkę z piciem, misia przytulankę, czyste pieluchy na zmianę). Nie mam pojęcia, jak tam dosięga, bo łóżeczko nie stoi pod oknem, tylko z boku. Jednak Kuku ma siły nadprzyrodzone, co udowadnia każdego dnia.

DSC_18086

DSC_18107

Tak więc jasne dla mnie było, że skoro dziecko nie chce, to siłą trzymać za kratkami nie będę. Czasami z zazdrością patrzę na mamy, których dzieci bawią się w łóżeczku przez kwadrans albo i dłużej (tak, znam takie dzieci!), ale u nich to było naturalne, taki typ. Dziecka, nie matki. Chyba?

Mój chce być tam, gdzie mama. Nie, nie w tym samym pokoju. Na tym samym metrze kwadratowym. Czasami oddala się na kilka minut w pogoni za piłką, ale szybko wraca. Rok praktyki i nauczyliśmy się żyć w naturalnej symbiozie: kiedy ja myję zęby, Kuku siedzi obok na podłodze i szczotkuje swoje cztery jedynki. Kiedy czeszę włosy, on bawi się kolorowym grzebykiem z grzechotką. Kiedy jem, częstuje się z mojego talerza. Kiedy gotuję – zagląda do garnka, kiedy piorę – do pralki, a jak wieszam mokre ubrania – bawi się nimi pod suszarką. Czasami ucieka ze skarpetką w zębach lub majtkami na głowie, ale to nie jest powód, żeby go separować od mamy. Wprost przeciwnie! Widzę same plusy takiego systemu: maluch obserwuje mnie i w naturalny sposób naśladuje. Zdarza się, że karmi mnie swoją kanapką: kęs dla niego, kęs dla mnie. Po znalezieniu na podłodze swojego sweterka zanosi go do kosza na brudy. Na bieżąco kontroluje zawartość naszej lodówki i kuchennych szafek, wie, do czego służy ściereczka i co mama robi przed komputerem. Umie już włączyć Caps Locka, przewinąć stronę i wykasować cały tekst. Czasami ćwiczy obok mnie z Ewą Chodakowską. Czasami na mnie – takie dodatkowe obciążenie, na wypadek gdyby „Killer” okazał się jednak za łatwy.

No, nie nauczyłam go przebywania w łóżeczku, kojcu, na krzesełku. Czy w ogóle można tego nauczyć? Są dzieci, którym wszędzie dobrze. Są też takie, które muszą czuć wiatr we włosach – nawet jeśli jeszcze ich nie mają. Nienawidzą małych przestrzeni i wszelkich pasów, kiedy ich użycie jest bezzasadne (czyt. nie ma papu; nigdzie nie jedziemy). Najlepiej czują się na świeżym powietrzu, a każda godzina spędzona w domu jest jak za karę. To o moim.

A jak jest Waszymi dziećmi? Łatwo je utrzymać w łóżeczku lub kojcu? Na krzesełku i w wózku? W domu?

Tylko nie piszcie, że posadzone i przypięte pasami spokojnie oraz z bezpiecznej odległości obserwują, jak krzątacie się po kuchni, bo zeżre mnie zielonooki potwór zazdrości. Albo nie. Mój maluch też jest fajny – taki jaki jest.

(5 688 odwiedzin wpisu)
27 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Ewa Kowalczyk
Ewa Kowalczyk
10 lat temu

Znam to. Mam tak samo. Łóżeczko służyło nam za duże „pudło” w którym przechowywaliśmy zabawki. Syn nasz jest klasycznym przykładem dziecka rodzicielstwa bliskości. Zupełnie jakby Searsów czytał. Wózek jest be – należy go nosić; jego prywatne łóżeczko odrzucił na początku – śpi z nami, kąpie się też ze mną. No i najważniejsze – jak poznawanie świata to tylko na rękach mamy, obok mamy, przy nodze mamy, z mamą. I wcale mnie to nie dziwi, bo ileż można się dowiedzieć o świecie z ograniczonej pozycji kojca/ łóżeczka ?

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Ewa Kowalczyk

Nasz synek śpi w swoim łóżeczku, ale tylko śpi. Czyli trzeba go odłożyć, jak już zasypia (wcześniej się piekli) i wyjąć zaraz po przebudzeniu.

Nie chustowałam, ale jeśli będę kiedyś miała drugie dziecko, nie widzę innej opcji. Wózek jest dobry, dopóki jedzie. Wzdłuż ciekawej trasy. Czyli nie można przystanąć (nawet jak śpi – od razu pobudka!), dlatego zakupy z wózkiem nie wchodzą w grę. Nie wybiorę nawet chleba, nie mówiąc już o momencie płacenia przy kasie ;).

Na światłach w samochodzie też są nerwy, że jakieś pasy, a my nawet nie jedziemy. Czasami zasypia, ale znowu pierwsza sygnalizacja świetlna i pobudka.

O krzesełku nie wspominam, bo tak jak pisałam – nie ma jedzenia, nie ma mowy o krzesełku.

Kasia
Kasia
10 lat temu

Nasz się nie dał też trzymać w łóżeczku,kojcu czy krzesełku. myślę, że to trochę jest cecha wrodzona ;)
czasem z zazdrościa spoglądałam na dzieci, które potrafią tak siedzieć, widziałam na własne oczy i nie były przypięte pasami :))
czasem myślę tez, że to moja wina, być może gdybym nie miała tyle czasu dla dziecka to nie miała bym wyboru i dziecko musiało by się tego nauczyć.

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Kasia

Dokładnie moje rozterki! Też znam dzieci, które po obudzeniu potrafią się bawić w łóżeczku dowolną ilość czasu i nie wołają rodziców. Nasz – nigdy. Ale też nigdy za bardzo nie próbowałam go do tego przyzwyczajać. Także nie wiem: czy można tego nauczyć, czy trzeba mieć „szczęście”?

Kasia
Kasia
10 lat temu
Reply to  Kuku-Mamuniu

Na ‚niepocieszenie’ mogę dodać, że do dziś mamy tak, że dziecko nawet jak teraz już się umie bawić samo, to i tak woła mamę albo tatę, żeby patrzyli na jego poczynania :) I sobie tak myślę, że to jednak trochę nasza wina. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie sytuacji, że dziecko robi co chce, a rodzic się zajmuje swoimi sprawami. Jak tylko mam czas, to się bawię z dzieckiem, tak samo tata, bo uważamy, że rodzice są od tego. Czasem bym chciała w spokoju ugotować obiad, ale nie umiem ignorować wołania syna, np. mama, zobacz co mam tu za fajną maszyne! Czasem umawiam się z dzieckiem, że jak dokończę swoją pracę, to wtedy dopiero się bawimy (ale on mnie i tak w międzyczasie woła 5 razy:) Także to po części chyba też kwestia wychowania. Jestem ciekawa jak to u Was będzie później :)

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Kasia

Na razie jest tak, że mały potrafi bawić się sam, ale krótko. Największą radość ma wtedy, kiedy patrzę na jego poczynania i chwalę: „Jak ładnie wstałeś! Jak ładnie chodzisz! Jak ślicznie ustawiłeś klocuszki!”. Wiem o tym, dlatego mam wyrzuty sumienia, że daję dziecku coś do zabawy, a sama w tym czasie zabieram się za gotowanie obiadu. Gdzieś w tyle głowy coś mi mówi, że potem tych wspólnych chwil będzie mi brakować, że jak w przyszłości nie będzie do mnie przychodził ze swoimi problemami, tylko wybierze towarzystwo kolegów, to pretensje będę mogła mieć tylko do siebie. Dlatego trochę go rozpieszczam i nigdy nie zostawiam samego np. w łóżeczku, a wszystko, czym się zajmuję, robię po prostu na raty.

Anna Bartnik
10 lat temu

U nas łóżeczko służy tylko do zabawy (do spania przed 6 miesiącem też), ale obok musi być mama lub tata :).

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Anna Bartnik

No widzisz, u nas mama i tata obok łóżeczka to ręce automatycznie wyciągnięte w górę i prośba we wzroku: „Wyjmijcie mnie, ale już!” ;).

Anna Bartnik
10 lat temu
Reply to  Kuku-Mamuniu

Było tak samo, kiedy łóżeczko było zamkniętym więzieniem. Odkąd wyjęłam szczebelki, sam decyduje kiedy do niego wejść i wyjść.

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Anna Bartnik

Chyba że tak. Tylko wtedy idea łóżeczka jako tego bezpiecznego miejsca dla dziecka, kiedy mama jest czymś zajęta w innej części pokoju/domu zostaje zburzona.

Anna Bartnik
10 lat temu
Reply to  Kuku-Mamuniu

Dlaczego? Przecież nie stoję nad łóżeczkiem.

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Anna Bartnik

Tak, ale jeśli potrafi sam wyjść „na pokój”, to nie ma różnicy, czy będzie po nim hasać od początku, tak jak teraz jest u nas, kiedy np. sprzątam albo gotuję.

Mama Filipa
Mama Filipa
10 lat temu

U mnie jest dokładnie to samo. Kojec przytaszczyliśmy, jak Fi zaczął się sam przemieszczać, ale zbyt długo się w nim nie nasiedział. Potem wsypaliśmy do niego piłki i chwilkę wytrzymuje, ale chyba też się go pozbędę. Jest używany raz w tygodniu, a zawala kawał salonu.
To samo rano z łóżeczkiem. Jak mąż zaczął wcześniej jeździć do pracy musiałam sobie jakoś radzić. Myślałam, nic prostszego, posiedzi dłużej w łóżeczku. Niestety, nawet, jak biorę prysznic, to Fi siedzi ze mną w łazience i wszystko wrzuca mi do wanny.

Aga
Aga
10 lat temu

U nas też nie mają szans karuzele, łóżeczka, kojce. Odpada. Najlepiej blisko mamy. Z wózkiem to samo, wierci się, a jak ją noszę, to dziecie przeszczęśliwe. Ileż ja to głosów krytyki słyszałam, że ją rozpuszczam, ale serio, czy można rozpuścić półrocznego dzidziusia? Przecież ona czuje się najlepiej, gdy jest blisko mnie albo męża. Czy mam jej to jakoś ograniczać, bo obiad musi być ugotowany? Przecież jeszcze nie jeden obiad w życiu ugotuję. Jest jak jest i jest dobrze. Naturalnie…

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Aga

Też to słyszałam. Nie rozpieszczałam zbytnio w tym temacie (nie wyjmowałam z wózka, w domu zajmowałam zabawą na podłodze). Dziecko i tak chce być na rękach. Wniosek? Dzieci tego potrzebują, obojętnie co rodzic robi: nosi czy nie nosi, rozpieszcza lub też nie. Wychodzi na jedno. Taki wiek. Do osiemnastki nosić przecież nie będziemy!

Kasia
Kasia
10 lat temu
Reply to  Kuku-Mamuniu

:) to prawda :) a przyjdzie pewnie taki czas, że trzasną nam drzwiami przed nosem i zamkną się w pokoju, żeby nie wtrącać się w ich sprawy :) i wtedy tego czasu dla siebie bedziemy mieć aż za dużo.

mama JJ'a
mama JJ'a
10 lat temu

Kiedy JJ był mniejszy to czasem się zdarzało, że w kojcu się pobawił, ale zwykle u babci jak cała rodzina siedziała obok przy stole… U nas jest to po prostu duuuży kosz na zabawki i zajmuje tylko miejsce:/ My od początku pokazywaliśmy co można czego nie i mam wrażenie, że dzięki temu właśnie nasz Skarb jeszcze nigdy niczego nie ściągnął ze stołu, nie przycisnął sobie paluszków żadną szufladą czy szafką idt., pomimo że bez przerwy coś otwiera. Oczywiście są chwile buntu, a później płacz i spazmy na podłodze jak czegoś nie można, ale większe od „niewyobrażalnego cierpienia” mojego syna jest chyba chęć sprawdzenia, na ile może sobie pozwolić i czy w końcu ustąpimy;) JJ porusza się sam po całym mieszkaniu i nie chodzę za nim jak cień (przez co również wielokrotnie byłam/jestem rugana przez „starszych, mądrzejszych, bardziej doświadczonych”) – sprawdzamy tylko jak jest za cicho, bo podobno cisza jest złotem, ale nie jak jest się rodzicem…

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  mama JJ'a

O tak, jak u nas jak jest cisza, to wiedz, że coś się dzieje. Od razu uruchamia się matczyny radar. Zawsze z tego są jakieś kłopoty (dziecko atakuje schody, bawi się rozrzuconym jedzeniem, itp.).

To super, że tak ładnie udało się maluchowi wytłumaczyć co można, a co jest niebezpieczne. Mam nadzieję, że u nas będzie podobnie :).

mama JJ'a
mama JJ'a
10 lat temu
Reply to  Kuku-Mamuniu

Trudno powiedzieć, że „udało się wytłumaczyć”, bo JJ jest tylko trochę starszy od Waszego Kuka i wciąż nieustannie próbuje, czy np. zjedzenie kremu Mamy na pewno mu zaszkodzi. Co tu zrobić, taka młodzież:) Jednego jestem pewna: najważniejsza jest konsekwencja, z czym niestety oboje z mężem mamy czasami problem, bo ile razy w ciągu 5 min można powtarzać: „to jest Mamy/Taty, a nie Twoje, nie wolno tego dotykać”… Okazuje się, że bardzo dużo;)
Na pewno w naszym przypadku pomógł fakt, że JJ jest we wszystkim bardzo ostrożny, więc zanim dotknie czegoś nowego i mu nieznanego to szuka wzroku Mamy…
Wytrwałości!!

PasjoMatka
PasjoMatka
10 lat temu

Moje dziecię nie usiedzi za długo w miejscu, owszem, mogę go posadzić na krzesełku i umyć parę talerzy, ale np. na zrobienie całego obiadu nie ma szans – jest ciekawski, lubi raczkować, wstawać przy czym się da i próbować stawiać pierwsze kroczki. Pozostaje mi więc tylko zostawić go na podłodze i uważać na niego w czasie gotowania czy dłuższego sprzątania. Poziom trudności pilnowania podnosi bardzo żywiołowy pies. ;D Muszę jednak przyznać, że łatwiej mi go pilnować w czasie prac domowych niż w trakcie pracy zawodowej w domu.
Poza tym jeszcze bieganie z synkiem (w joggerze) daje radę, ale jeśli nie wypada jego pora spania, to na zwykły spacer w wózku nie mam go co brać, bo po kwadransie zaczyna się kręcić, wiercić i denerwować. Choć jeszcze nie chodzi, to już by wysiadł i poraczkował dalej. ;)

http://ja-pasjomatka.blogspot.com/

Kasia
Kasia
10 lat temu
Reply to  PasjoMatka

A gdzie te mamy, których dzieciątka siedzą dłużej w kojcach? bo chyba takowe istnieją? widziałam na własne oczy dwie sztuki :)
bo tu się okazuje, że jednak większość dzieci to wiercipięty :)

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  Kasia

Może odebrały moje pytanie jako atak?

Kuku-Mamuniu
10 lat temu
Reply to  PasjoMatka

Mój od urodzenia sprawia wrażenie, że tylko czeka na dzień, w którym pobiegnie przed siebie ;).

Kubolinka
Kubolinka
10 lat temu

Zgłasza się mama, której 10,5 miesięczny syn potrafi przebawić się w kojcu, przy dobrych wiatrach nawet 2h…a rano po przebudzeniu na „amu” koło 6-7 kiedy napełni swój brzucholek to daje mi pospać jeszcze godzinkę, a sam bawi się w swoim łóżeczku….jest jeden warunek : musi mieć dużo „BUUUUMMMM” ( czyt. samochodzików ) Inne zabawki mogą nie istnieć…czasem sama się zastanawiam jak to możliwe, ale może uda mi się nakręcić te momenty, bo nie raz sama jak na niego patrzę to rozczulam się na maxa, tak jakby był w swoim własnym, ukochanym świecie…I zaznaczam, że do nieruchliwych dzieci nie należy, bo to co za akrobację potrafi wyrabiać w swoich małych królestwach to głowa mała ;) I nie piszę tego wszystkiego, żeby komuś było żal, sama nie raz nie dowierzam, że mi się taki egzemplarz trafił…;) Czekam na dzień kiedy poczuję chodzenie, oj coś czuję że wtedy będzie trzeba przyzwyczaić się za bieganiem…ale póki co lubimy się z kojcem:)

Dominika
Dominika
10 lat temu

O kurcze to chyba tekst o nas :) No mamy dosłownie tak samo :) Lena jest ze mną na tym metrze kwadratowym cokolwiek bym nie robiła ;) Asystuje mi we wszystkich codziennych czynnościach ;) Jak to dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam!!! Łóżeczko służy tylko i wyłącznie do spania a krzesełko do jedzenia. Kojca nawet nie próbowałam kupować, bo wiedziałam, że byłaby to kasa wyrzucona w błoto i bezsensownie zagracony salon ;)

No i jeszcze jedno – przepiękne zdjęcia Kuka i te stokrotki! <3

Pozdrawiam serdecznie,
Dominika

Magdalena
Magdalena
10 lat temu

Ja mam trójkę dzieci. Pierwsze to najbardziej naturalna metoda antykoncepcji – wcześniej otwierało buzię niż oczy, spacery wozkowe polegały na tym, ze przy pomyślnych wiatrach udawało mi sie znieść wózek z 3 piętra i dojść do śmietnika, głownie zawracałam w połowie drogi na schodach, jazda samochodem koszmar, smoczkiem sie dlawilo. Nasłuchałam sie, ze to moja wina, bo karmie piersią, noszę na rękach w domu i poza domem (a to były jedyne opcje, żeby przetrwać- bo gumą w buzi sie dlawilo, a transport wózkiem- patrz wyżej). Straszyli mnie, ze przyzwyczaje do rączek itp, będzie niesamodzielne i zbyt związane ze mną (WTF, nie wiedziałam, ze więź z matką to najgorsze nieszczęście jakie może sie przydarzyć dziecku..) po 6 latach oceniam, ze nie jest tak źle:) Jest związana ze mną, ale odważna, nie boi sie zostawać z kimś obcym, nie ma oporów przed przedszkolem, nowym towarzystwem, nocowaniem poza domem. Drugie dziecko – podobny typ, podobne wyjęte z życia miesiące. Ryczałam, kiedy widziałam na mieście matkę z wózkiem siedzącą na ławce i czytająca gazetę. Kiedy widziałam kogoś spokojnie robiacego zakupy w sklepie, podczas kiedy niemowlę oglądało swoją stopę, a ńie było wygięte w chiński paragraf i rozwrzeszczane Itd itp. Trzecie dziecko -dodam, że z tego samego ojca i matki- to typ bawiący sie w łóżeczku po przebudzeniu, leżący na podłodze i oglądający swoje rączki, dający sie zawieźć na odległość ok. 120 km od domu bez problemu itp itd. Oczywiście, utrudnieniem są poprzednie dzieci, które napastują trzecie niemowlę, wiec spokoju nie mam, poza tym, wiadomo, TRÓJKA dzieci, szału nie ma, ale psychicznie odpoczywam. Uznałam, ze to nie ja zepsulam, nie umiałam, nie nadawałam sie na matkę, one sie takie urodziły. Powodzenia życzę i Pani, ja uważam, ze rodzicielstwo bliskości sie opłaca, choć wiadomo, ze w praktyce z każdym kolejnym dzieckiem jest coraz mniej ortodoksyjne;)

Maargaretkaful .
Maargaretkaful .
10 lat temu
Reply to  Magdalena

to trzecie to czy nie wynik doświadczenia że dziecko bardziej spokojne? pełny dom, więcej hałasu, podobno maluchy takie coś lubią