Rzeczy, które zrozumiesz, dopiero kiedy zostaniesz mamą
Nie jestem za tym, że absolutnie każdy musi mieć dziecko. Jeśli ktoś tego nie czuje, nie powinien się zmuszać tylko dlatego, że właśnie tak wypada, tego oczekuje od nas społeczeństwo oraz matka, babcia i teściowa. Bo w ten sposób można sobie – i temu dziecku, które dopiero jest w planach lub całkowicie poza planami – wyrządzić więcej złego niż dobrego. Jednak wygłoszę teraz pewien pogląd, z którym pewnie każdy rodzic się zgodzi, ale mało kto ma odwagę powiedzieć to na głos, bo jest dość brutalny: dorosłość puka do naszych drzwi wraz z pojawieniem się na świecie dziecka. Dojrzewasz, kiedy stajesz się odpowiedzialny za kogoś innego, a nie wtedy, kiedy kończysz osiemnaście lat, wyprowadzasz się z domu rodzinnego, idziesz do pierwszej poważnej pracy czy nawet bierzesz ślub.
Zawsze więc śmieszy mnie, kiedy bezdzietna koleżanka daje mi rady na temat związku czy tego, jak powinnam o siebie dbać. Lub mówi, że jest zmęczona ;). Bo pewnych spraw po prostu nie jesteś w stanie ogarnąć, dopóki sama nie zostaniesz mamą. Jakich? A na przykład, że:
1. Nie jesteś pępkiem świata.
I od dnia narodzin nie siebie stawiasz na pierwszym miejscu. Dosyć przerażające. Ale nawet jeśli matka twierdzi, że po porodzie nie zapomniała o sobie, mówi tylko część prawdy ;). Bo na przykład nie położy się spać – nawet jeśli jest skrajnie wykończona! – kiedy jej dziecko płacze. Nie zje też obiadu, dopóki ono nie będzie nakarmione, nie przebierze się z piżamy, kiedy maluch woła. Itepe, itede. To tylko przykłady pierwsze z brzegu, a każda z nas mogłaby je mnożyć do północy, prawda?
Więc kiedy bezdzietna koleżanka pyta mnie z niedowierzaniem konspiracyjnym szeptem: „Ale jak to? Naprawdę nie miałaś czasu na prysznic?” przewracam tylko oczami i nie kontynuuję tematu, bo bardzo by się zdziwiła, na co jeszcze dzisiaj nie miałam czasu. Chociaż bardzo chciałam!
2. Wszystko płynie.
Kiedy mój syn przez pierwsze tygodnie nie robił nic innego, tylko płakał, myślałam z przerażeniem: „Boże! W co ja się najlepszego wpakowałam? Teraz już zawsze tak będzie?”. Nie pomagali mi ludzie wokół, twierdząc, że mam się cieszyć tymi chwilami, bo potem będzie gorzej.
Kiedy przez pierwsze tygodnie płakała moja córka, wiedziałam, że to minie. Że trzeba ze spokojem przeczekać. I nie pomyliłam się. Nie jest tak, że rodzic ma przesrane non stop. To trochę jak praca u despotycznego szefa, który nie przestrzega twoich dni wolnych, nie daje ci nawet zjeść śniadania, bo wszystko na ASAP, ale jak już wykonasz swoje zadanie, to potem klepie cię po plecach, chwali i daje premię, o której nawet nie śniłaś. Więc idziesz do pracy z chęcią, bo nie dość, że ją lubisz, to wiesz, że zostanie ona odpowiednio wynagrodzona.
3. A czas to nawet zapieprza.
Nie mam pojęcia, co siedziało w mojej głowie, kiedy jeszcze kilka lat temu twierdziłam, że nie mam czasu. Nie mam czasu usiąść na kanapie? Obejrzeć trzech odcinków „Przyjaciół” pod rząd? Kaman! Teraz nie zdążę nawet mrugnąć i już jest wieczór ;).
4. Rodzice zrobili najlepsze, co mogli.
„Ja to na pewno wychowam inaczej moje dziecko” – wieściłam rodzicom każdego dnia w okresie dojrzewania. Z satysfakcją sadysty wytykałam im wszystkie błędy. A popełnili ich sporo. Tak jak i ja popełniam :). Chociaż naprawdę się staram, ale Bóg i mąż (a pewnie nawet sąsiedzi) mi świadkiem, że czasami po prostu nie da się nie wrzasnąć, kiedy trzylatek o czwartej nad ranem woła, że już, właśnie teraz chce układać puzzle. Albo zjeść jajo. „Szlaban na jaja!!! Jeśli zaraz nie pójdziesz spać, do końca życia nie zobaczysz żadnego jaja!” – krzyczę więc, nakrywając głowę poduszką i chociaż naprawdę nie jestem z siebie dumna, to wiem, że każdy sąd uniewinni mnie za zbrodnie poczynione w afekcie.
A i mój syn uniewinni, kiedy o czwartej nad ranem za lat dziesiąt przyjdzie do niego po jajo Kostek Junior.
5. Istnieje miłość tak wielka, że nie można jej sobie wyobrazić.
Jeśli myślisz, że kochasz swojego faceta najbardziej na świecie – jesteś w błędzie. Bo kiedy on wychodzi z domu – lub ty wychodzisz bez niego – nie masz wrażenia, że siłą wyrywają ci z ciała kawałek serca.
A dokładnie tak się czujesz, kiedy twojego dziecka nie ma obok.
Co więcej! Kiedy myślisz sobie, że już bardziej kochać nie można, budzisz się dnia następnego i… Kochasz jeszcze bardziej.
Więc chociaż doskonale wiem, jak bezdzietnych wkurzają teksty: „Co ty tam wiesz o życiu! Poczekaj aż sama urodzisz!”, sama nie potrafię inaczej podsumować ich rad typu: „Ja to nigdy nie podniosę głosu na moje dziecko” czy też: „Moje dziecko na pewno nie wejdzie mi na głowę!”.
A właśnie, że wejdzie. I w rytm twoich okrzyków.
Wiesz co, z tym wrzeszczeniem. Przy pierwszym dziecku tak bardzo sie staralam, by przy niej nie wybuchnac. Odchodzilam i darlam sie w lazience przy wlaczonym kranie, walilam w sciane z bezsilnosci. I jeszcze katowalam sama siebie za kazda negatywna mysl i za ta agresje. Nie tak mialo byc, nie taka matka byc chcialam. Ale przy dziecku bylam oaza spokoju, z zacisnietymi szczekami. I wreszcie nadszedl ten dzien. Rok i troche, plac zabaw, moj aniol popchnal kolege, starszego o miesiac, ale motorycznie dalej. Kolega zlozyl sie jak parasolka, mojemu anioleczkowi to sie spodobalo. Ja spokojna, als surowa. Powtorka z rozrywki, kolega w placz, moje dziecko w smiech, ja ciagle spokojna. Po trzecim razie wybuch. Wydarlam sie tak, ze dziecko zmalalo o dwa rozmiary. Nie wiem, co krzyczylam, to amok byl, ale oberwalo jej sie za caloksztalt. I to w miejscu publicznym, wsrod mam idealnych. Jednej interweniujacej, bo przeciez jak tak mozna takie male dziecko, powiedzialam, ze ma sie nie wtracac. Dlugo analizowalam ta sytuacje, czy musialo do niej dojsc. I wyciagnelam wnioski – teraz krzycze i narzekam od razu, nie pozwalam, by sie uzbieralo. ;) Matka jestem, wolno mi. ;)
Ja widzę, że krzyk nic nie daje (tzn. jak wytłumaczę na spokojnie, to dziecko więcej zrozumie), ale… Jestem tylko człowiekiem. Staram się nie krzyczeć, tylko czasami po prostu nie wychodzi. Bardzo się tego wstydzę, rozmawiam wtedy z Kostkiem, tłumaczę mu, że mama źle zrobiła i krzyk nie jest rozwiązaniem, ale z drugiej strony myślę sobie, że dziecko nie jest chowane pod kloszem i uczy się, że każdy ma swoje granice czy trudne emocje.
Zgadzam sie, tlumaczyc, tlumaczyc i po kazdym wybuchu przeprosic, lub dac sie przeprosic. Analizowalam dlugo tamten wybuch i mysle, ze powinnam byla dziecku zapowiedziec, ze jeszcze jedna taka akcja i i idziemy dodomu. I zrobic to. Paradoksalnie dla postronnego obserwatora moj wybuch zilustrowal teze – nic dziwnego, ze to dziecko tak sie zachowuje, jak matka tak na niego sie drze. :) Paradoksalnie, bo wychowuje bez przemocy. Moja corka, wrazliwiec bierze sobie do serca kazda reprymende, nawet czasem za bardzo, dlatego duzo z nia potem rozmawiam. Syn natomiast widzac zwiastuny burzy krzyczy zaraz: przepraszam, przepraszam i oczywiscie mnie rozbraja. Ale wlasnie, jestesmy tylko ludzmi. Bledem byloby ukrywanie wszystkich negatywnych emocji. Za to nalezy pokazywac: kocham cie, choc twoje zachowanie przed chwila naprawde mnie wkurzylo.
Dokladnie.. ja zawsze się śmieje, że od krzyku poza tym że krtań sobie zdziałam to nic więcej nie mam;)
tez mi sie zdarza krzyknac na dzieci. przy jednym rzadko, ale przy dwojce jakos czesciej i tez mi wstyd.
jezeli sie za bardzo hamuje, to w koncu i tak nadchodzi dzien, ze na kogos musze sie wykrzyczec. probuje zamiennie metody wykopania czegos w zlosci, ale niestety syn mnie raz podejrzal i zauwazylam, ze jak sie zdenerwuje to ostatnio trzaska drzwiami (moja metoda zamiast krzykniecia;) mysle, ze zlosc z czlowieka musi jakos znalesc ujscie ;)
Jestes wspolwinna obudzenia mojgo Malego Wrzaska. Ty napisalas o jajach, ja nie dalam rady powstrzymac smiechu. Wspolwinna jestes, a zbrodnia straszna…szlaban na pisanie o jajkach ;)
Przepraszam, więcej nie będę ;).
Dorosłość nie równa się rodzicielstwu. Niewyspanie, brak prysznica i poczucie odpowiedzialności za drugą osobę to sytuacje, które zna wiele bezdzietnych osób. Jedyne co może zagwarantować sobie rodzić to poczucie miłością do dziecka, bo logiczne, że jeżeli go nie ma to uczucie jest obce,ale trudno ocenić czy jest to miłość największa, bo miłość jest niemierzalna, to tak jak pytać czy bardziej kochasz mamę czy tatę. Ja powiedziała bym że jeśl ma sie dziecko to człowiek staje się rodzicem, a dorosłym sie jedynie bywa.
Zgadzam się!
Poza tym nie lubię podziału kobieta-matka i kobieta-bezdzietna.
Spoko, nie wiedziałam. Ja tam miałam czas na prysznic, zanim pojawiło się dziecko. Ba! Mogłabym leżeć w wannie nawet godzinę ;). Jeśli byłam niewyspana to na własne życzenie (bo zabalowałam albo położyłam się później spać przez tą wannę właśnie czy fajny film w tv). Teraz za bardzo nie mogę decydować czy i jak prześpię noc oraz kiedy dostanę zielone światło na prysznic ;).
Rozłożyłam sobie macierzyństwo na raty, od 20 lat jestem niewyspana ;)
To o mnie…:P
Mam odmienne zdanie. Jeżeli kobieta nie ma dzieci to nigdy nie bedzie dojrzała osoba ? Mysle ze mając psa i męża, można być dojrzałym, odpowiedzialnym, posiadać miłość najwieksza na świecie i byc szczęśliwym !!! Zabrzmialo to tak jakby kobieta nie posiadająca dzieci była gorsza.
Taaa bo psa się kocha jak dziecko?.
A czemu nie?
Nie gorsza, tu nie o to chodzi. Bardziej zmeczona po prostu :)
z dziecmi sa zupelnie inne problemy niz z samym mezem i psem :P moim zdaniem o wiele trudniejsze. mialam zwierzeta i meza jednoczesnie:P
a jak mam dzieci, to tamto to byl pikus i wg mnie mala lekcja odpowiedzialnosci.. nie chodzi tu o bycie gorszym…
mozesz wyjsc z domu na chwile i zostawic psa, a juz takie dziecko kilkumiesieczne np nie za bardzo :P nawet do sklepu na chwile nie mozesz wyjsc sama.tak samo nie mozesz isc pod prysznic, jezeli dziecko wisi Ci na nodze przez wieksza czesc dnia (psy tez tak wisza?;0) pies raczej nie skacze z parapetu, zeby wyprobowac jak jest fajnie (czy skacze?:) wiec trzeba miec oczy dookola glowy przez caly dzien..
ale jak pisala Ilona, kto nie ma dzieci, to tego nie zrozumie.
Ostatnie zdanie jest moim ulubionym? I chyba trafiłaś w sedno? Moje macierzyństwo jest zupełnie inne od tego jak je sobie wyobrażałam zanim zostałam mamą. Życie wszystko zweryfikuje ?
Już ktoś pisał dzisiaj na Facebooku: „Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach” ;) :)
Sorry, ale mówienie, że bezdzietne osoby nie mają prawa być zmęczone i nie miec czasu jest z dupy. To tak, jakby powiedziec nastolatce, która ma złamane serce, że prawdziwe problemy dopiero przyjdą, a te teraz są mało istotne. Każdy ma swoją miarę problemów, czy też zmęczenia adekwatną do siebie tu i teraz.
„To tak, jakby powiedziec nastolatce, która ma złamane serce, że prawdziwe problemy dopiero przyjdą” – a nie?
Zauważasz, że porównujesz problemy osoby bezdzietnej do problemów dziecka ;). Przypadek?
No właśnie nie. Dla niej to jest cały świat, tu i teraz i nie ma gorszych problemów na świecie niż złamane serce. Dla osoby bezdzietnej najistotniejsze będą jej problemy w pracy i w dupie będzie miała ząbkowanie Twojego dziecka, tak samo jak Ty jej pracowe problemy, bo Tobie dziecko płacze. Jadę tu stereotypami ale to celowo, bo chcę coś pokazać. Nikt nie ma prawa rozstrzygać, czyje problemy są największe, najgorsze, bo każde są najwazniejsze dla tej konkretnej osoby.
Tak, masz rację. Jak komuś umiera rodzic to przeżywa taką samą tragedię jak druga osoba, której ułamał się obcas :).
Ta druga ma po prostu inną wrażliwość i nie można jej zwrócić uwagi: „Nie dramatyzuj”. Tak przynajmniej piszą w książkach o psychologii. Tylko że życie to nie teoria z książki.
Pisząc o obcasie i śmierci przejaskrawiasz i dobrze o tym wiesz. Natomiast zastanawiam się, kto dał Ci prawo oceniania, czyje zmęczenie jest największe, czyja miłość najsilniejsza, kto jest najdojrzalszy. Wraz z urodzeniem dziecka się takie nabywa? Czy osoby, które nigdy nie będą mieć dzieci, nigdy nie będą dojrzałe?
Widzisz, ja patrzę z perspektywy osoby bezdzietnej, którą byłam i dzieciatej, którą jestem :). Stąd moje prawo do wypowiedzenia się o dwóch stronach medalu, które – w przeciwieństwie do Ciebie – znam.
Chyba rozumiem co chciałaś przekazać i chociaż zgadzam się z Iloną na temat tego, że po urodzeniu dziecka problemy sprzed stają się błahe, abstrakcyjne wręcz, to jednocześnie zgadzam się też z Tobą, że nie powinno się porównywać i oceniać wagi problemów czy odczuć osób, które są na dwóch różnych etapach życia, bo naturalnym jest, że każda z tych osób będzie mieć do nich inny stosunek. Idąc takim tokiem myślenia, matka piątki dzieci może zarzucić mi, że co ja tam wiem o zmęczeniu i braku chwili na cokolwiek przy dwójce, przecież ona z dwójką miała morze wolnego czasu, a prawdziwy hardcore jest dopiero teraz.
Pamiętam siebie sprzed dnia, w którym zaszłam w ciążę. Też często mówiłam, że nie mam na coś czasu, też miałam plany na temat wychowania swoich przyszłych dzieci. I gdy koleżanki-mamy mówiły, że plany planami, a życie życiem, to w głowie i tak nadal miałam ‚Ee, ze mną tak nie będzie, po prostu będę się bardziej starać, będę konsekwentna, NIGDY nie pozwolę dzieciom na to czy tamto, bla bla bla). Teraz mnie to śmieszy, ale wtedy naprawdę wierzyłam, że tak właśnie będzie. Po prostu nie byłam w stanie realistycznie wyobrazić sobie czegoś, czego nigdy nie przeżyłam, nie miałam porównania jak to jest przed i po. Bezdzietna osoba z oczywistych powodów ma inne spektrum problemów niż rodzic i moim zdaniem ta druga grupa nie powinna ich umniejszać. Twój przykład z nastolatką i złamanym sercem jest bardzo trafny. To, że prawdziwe zmartwienia dopiero przyjdą może powiedzieć tylko osoba, która przeżyła więcej i z jej perspektywy złamane nastoletnie serce to pikuś. Tyle, że gdybym ja była zranioną nastolatką i usłyszałabym (np. od mamy) coś takiego, poczułabym się totalnie niezrozumiana i zlekceważona. Jeśli dla mnie w tym konkretnym momencie życia byłaby to największa tragedia jaką przeżyłam (a mało to się słyszy o dziewczynach, które z powodu kłopotów miłosnych mają nawet myśli samobójcze?) to oczywiste jest, że moja reakcja na tę sytuację byłaby dużo silniejsza niż u osoby, która ma już za sobą cięższe doświadczenia. Ale czy to oznacza, że mam mniejsze prawo do takich akurat emocji? Kiedy moje dziecko płacze, bo rozbiło kolano, nie powiem mu przecież: Daj spokój, to tylko kolano. Prawdziwie bolesne upadki dopiero przed tobą…
Mnie chyba bardziej denerwują uwagi,czy też porady mam,ktorych dzieci od rana do południa sa w przedszkolu,po południu u babć, o 18 dziecko maja u siebie w domu a o 19.30 już śpi,a ona ,,zmęczona,, przychodzi z pracy ze sklepu z ubraniami i mi mówi :,,jaką jestem zmęczona,Ty to masz dobrze”! – to mnie wkurza!!!!!!!
Krzyk nie pomaga i jest bez sensu ale nie ukrywajmy, czasem my też musimy krzyknąć aby nie zwariować :) Punkt 5 jak najbardziej trafny.
Zgadzam się :) wiem, że to nieładnie, ale po prostu śmieszą mnie problemy osób bez dzieci – typu, ze sa niewyspane, nie maja czasu itd. dokladnie tak jak pisalas :) choc wiem, ze moze to byc rowniez w inna strone, rodzice, ktorzy maja wiecej dzieci moga sie pod nosem smiac z moich problemow z dwojka :) bo co ja wiem o zyciu :)
Można nie mieć dzieci i być zmęczonym.
Każdy ma problemy bez względu na to czy ktoś ma dzieci czy nie. Samemu też nie jest być łatwo jak większość ludzi to sobie wyobraża. Np: Ty masz autorko jeszcze męża i nie musisz się martwić jak samej się utrzymać,także każdy ma jakieś zmartwienia.