Rozmowy bez limitu #6: mądrości Kostka, czyli dlaczego mama na placu zabaw była goła?
Dzisiaj kolejna porcja cytatów z mojego syna. Skąd wiem, że chłopaki byli na panienkach? Dlaczego mama na placu zabaw była goła? Co pomaga na choroby i kiedy nie zadawać niewygodnych pytań???
Ze względu na to, że nasze dzieci około 20 chodzą spać, w Sylwestra puściliśmy sztuczne ognie trochę wcześniej. Oczywiście wypadało zadzwonić do babci i się tym pochwalić. Chłopaki wykręcili więc numer…
– No… Powiedz babci, co widziałeś! – Piotr szturchnął Kostka w bok.
– Yyy… – młody podrapał się po głowie, bo nie bardzo wiedział, o co chodzi.
– Sztuczne… – teatralnym szeptem podpowiedział mu tata.
Na co Kostek się rozpromienił – bo w końcu sobie przypomniał! – i zawołał:
– Sztuczne panienki!!!
***
– Mama! A ile kończysz lat? – pyta mnie synek rano, zupełnie znienacka, w trakcie składania prania.
– Trzydzieści trzy – odpowiadam półgębkiem. Może nikt nie usłyszy?
A Kostek na to patrzy. I patrzy.
I szuka słów pocieszenia.
– No i zobacz, jak ładnie wylosłaś!
***
Kostek siedzi na kanapie, a ja udaję dzikiego zwierza, który za moment go zaatakuje, wyściska i wygilgota za wszystkie czasy.
Kiedy zbliżam się do niego, rzucam tylko ostrzegawczo:
– Uważaj młody! Bo wiesz, kto się zbliża?
– Wiosna!!!
***
Młody gotuje zupkę na obiad. W plastikowym garnuszku (który tak naprawdę jest sorterem siostry) z zapamiętaniem miesza chochlą (która tak naprawdę jest drewnianą pałeczką od zabawkowej perkusji).
– A dasz posmakować? – przymilam się, kiedy wrzuca do środka składniki, czyli pionki, którymi gramy w chińczyka.
– Nie telaz – Kostek próbuje mnie odpędzić, bo przeszkadzam. I jeszcze wykipi!
– O! Widzę, że dodałeś moją ulubioną ostrą papryczkę?! – stwierdzam na widok czerwonej skarpetki w garnuszku, bo naprawdę chcę mu w tym gotowaniu choć trochę pomóc.
– Nie – synek krótko acz stanowczo ucina temat.
– Nie? – nie zniechęcam się jednak i kontynuuję – To z czym będzie ta zupka?
Oho! Przerwał mieszanie i spojrzał na mnie przeciągle. Ok, spojrzał na mnie jak na wariatkę. No jak to, nie wiesz mama z czym jest zupka???
– Z łyzecką! – w jednej sekundzie uspokoił mnie, że na temat gotowania wie już wszystko.
***
Jedziemy autem. Kostek ogląda swoje nogi i jako że bardzo chciałby być tak duży jak tata, pyta:
– Mama, mam już długie nogi?
– Długie, chud… To znaczy zgrabne! – ugryzłam się szybko w język.
– A twoje też – stwierdza mój synek, omiatając mnie wzrokiem.
– Też są zgrabne? – pytam z wdzięcznością.
– Nie. Długie i glube.
***
Mój synek wymyślił sobie jakiś czas temu, że jak ktoś nie ma na nogach skarpetek, to jest… Golasek. I tak na przykład jego siostra jest golasek, kiedy po przewinięciu nie naciągam na jej nogi półśpiochów. A tata jest golasek rano, w piżamie.
Ale wczoraj: plac zabaw. Godzina popołudniowa, więc dzieciarni naprawdę sporo. Na oko w kolejce do jednej huśtawki stoi z dziesięć osób. A huśtawek i zjeżdżalni też będzie dziesięć – no to sobie już łatwo policzysz, ilu tych ludzi. Z dorosłych głównie tatusiowie, którzy widocznie po pracy chcieli spędzić trochę czasu ze szkrabem, czy też dać odpocząć mamusi. A może dlatego ich tylu, że plac zabaw przed centrum handlowym?
No ale nic. Sielanka jakby nie patrzeć. Młody znalazł towarzysza zabaw, więc siadam sobie wygodnie na ławce, zrzucam klapki, podkulam nogi pod siebie. I nagle jak mój syn nie wrzaśnie, pokazując w moją stronę palcem:
– Mama jest golasek!!!!!!!!!
Nigdy nie widziałam tylu męskich spojrzeń skierowanych w moją stronę jednocześnie.
Cóż. To były bardzo zawiedzione męskie spojrzenia…
***
Kosteczka powoli wychodzi z choroby, ale nadal jest osłabiona i marudna. Widząc to, jej brat pobiegł do niej, jak tylko się obudziła, po czym zaczął ją ściskać i całować.
A na końcu powiedział:
– Bo tutaj tylko psytulanie pomoże!
***
– Kostka!!! – brat woła siostrę na salce zabaw, przedzierając się do niej przez tłumy innych dzieci – Ja cię nauczę chodzić!!!
Kosteczka stoi akurat oparta o stolik edukacyjny i patrzy ciekawsko na brata.
– Trzeba stanąć i… Chodzić! – powiedział jej dumny z siebie.
I już. Dla facetów wszystko jest takie proste!
***
Liczymy z Kostkiem wagony w pociągu. Wyszło, że jest ich sześć.
– Sześć to dużo! – stwierdza, a po chwili dodaje – Pięćnaście to też dużo!
– Tak – przyznaję mu rację i postanawiam sprawdzić, jak tam u niego z matematycznym myśleniem – a słuchaj, siedem to więcej od sześć czy mniej?
– Więcej!
– Ok. A dziesięć to więcej od sześć czy mniej?
– Więcej!
– Dobrze. A pięć? Pięć to więcej od sześć czy mniej?
– Więcej!
No tak.
Zgadywał.
Jesteśmy na spacerze i nie mam przy sobie patyczków, a palców tylko dziesięć, więc próbuję mu to wytłumaczyć w inny sposób:
– To teraz mam inne pytanie: wolałbyś mieć pięć czy sześć jaj? – chodziło oczywiście o Kinder Niespodzianki, a nie zwykłe jajka.
– Dwadzieścia! – zapalił się młody.
Czyli coś tam łapie, więc kontynuuję temat:
– Nie możesz mieć dwudziestu. Wyobraź sobie, że mama jest w sklepie i może kupić albo pięć, albo sześć jaj. To ile byś chciał?
– Jedno!
– ???
– Żeby starczyło dla innych dzieci!
***
Szykuję synka do snu. Myjemy ząbki, kiedy postanawiam jeszcze na szybko podsumować dzień, a zwłaszcza pewną popołudniową aferę…
Mówię więc do młodego:
– Trochę dużo dzisiaj krzyczałeś, co?
– Tak!
– A dlaczego?
– Mama! To nie czas na zagadki!
Hej, obserwuję Twojego bloga już długi czas, zazwyczaj się nie udzielam ale dzisiaj MUSIAŁAM!!! Dawno się tak nie uśmiałam jak dzisiaj, czytając mądrości Kostka :) Masz tak błyskotliwego, uroczego i inteligentnego synka, że nie pozostaje mi nic innego jak życzyć sobie w przyszłości tak fajnych dzieci :) Pozdrawiam!
Po wczorajszym kryzysowym myśleniu na tematy macierzyńskie pięknie jest przeczytać Twój tekst i się pośmiać :) To i ja dorzucę swoje trzy grosze:
Jedziemy całą rodzinką na mszę, zatrzymujemy się na dworze przed kościołem, akurat skończył się ślub i Młodzi odbierają jeszcze życzenia. Wszędzie wokół rozsypany ryż, płatki róż, kilka zbłąkanych cukierków i grosze na szczęście. Nasz dwulatek dzielnie dopadł do pieniążków na chodniku, pozbierał, przynosi i wciska mi do dłoni ze słowami „Na chleb!”
Podobno dzieci zapewniają nam nieśmiertelność – ale i śmierć ze wstydu co najmniej kilkanaście razy :D
Haha, uśmiałam się! :D
Córka wstaje rano:
– Mamo a czy dziś już jest jutro?
To nie czas na zagadki, hi hi.