Rozmowy bez limitu #3: historie okołoporodowe
Czas reaktywować nasz stary dobry cykl, który niczym PRL-owska syrenka zanim na dobre się rozpędził – już zdążył zgasnąć. Ale tym razem to taka syrenka po tuningu co dojedzie nawet do Zakopanego, przysięgam! Bo przejrzałam naprędce mój notatnik i okazało się, że śmiesznych dialogów rodzinnych mam przynajmniej na… 10 wpisów! Dzisiaj na przykład zabieram cię na wycieczkę do czasów, kiedy rodziłam. Pasy zapięte?
***
Sobota to u nas tradycyjnie dzień sprzątania. Zaczęłam więc wymieniać mężowi, co jeszcze trzeba zrobić:
– Trawnik musisz skosić, taras zaolejować. Dobrze, jakbyś zdążył wymyć okna… I podłogi odkurzył.
– Ej! Ale ja mam więcej do zrobienia! – oburzył się na tę jawną niesprawiedliwość, bo wiedział, że sobie zostawiłam tylko wycieranie kurzu z telewizora.
– Ja muszę jeszcze dziecko urodzić, więc ty mi nie mów, kto ma ciężej!
– No dobra… – Piotrek w jednej sekundzie spokorniał i… Karnie poszedł po kosiarkę :).
***
Wczoraj wieczorem na ziemię spadł bolid. Niebo rozbłysło na jedną sekundę i… Tak się składa, że akurat to widzieliśmy! To znaczy mój mąż widział, bo ja mam spóźniony refleks.
– Muszę zagrać w lotto! – zawołał nagle.
– Dlaczego? – pytam.
– Bo kiedy spadało, to pomyślałem sobie życzenie. Że wygram milion złotych.
Patrzę na niego, a moje oczy stają się coraz większe. I szkliste. Jak on mógł???! Mówię więc w końcu łamiącym się od płaczu głosem, bo nic już nie rozumiem i w ogóle – zdrada, jaka się tu właśnie dokonała, kompletnie mnie przerosła…
– To nie mogłeś pomyśleć, żeby była córka???
***
– No i znowu strasznie swędzi mnie brzuch! – żalę się mężowi, bo w tej ciąży jak nigdy wcześniej borykam się z problemem przesuszonej skóry. Jesteśmy właśnie na spacerze, ja w kurtce, ogrodniczkach, no i oczywiście mam przez to przekichane na całej linii, bo zupełnie nie mogę się podrapać w okolicy pępka – a smarowałam się wczoraj wieczorem! Widziałeś, jaką grubą warstwę oleju kokosowego wklepałam?
– Kobiety smarują się codziennie. A nawet dwa razy dziennie: rano i wieczorem – mąż nie współczuje mi ani trochę. Drań.
– Kobiety może tak. Ale nie matki!
***
– Zastanawiam się, jaka będzie ta nasza córka… I jak będzie wyglądać? – mówię do męża.
– Jeśli będzie miała moje geny, to na pewno będzie ładna – stwierdza ze spokojem Piotr.
– Yyy… – nie wiem jak mu to powiedzieć, więc biorę głęboki wdech i robię to najłagodniej jak potrafię – Na zdjęciu prenatalnym jest raczej podobna do mnie?
– Trudno. W takim razie nie będzie miała łatwo. I będzie musiała się uczyć.
***
– No i widzisz, krzyku narobiłam, a znowu nie rodzę! – mówię do męża wieczorem.
– Wiem – posmutniał razem ze mną – a miałem nadzieję, że to już.
– Ja też – przyznałam – że zobaczę naszą dzidzię… Przytulę… Że zacznie się największa przygoda naszego życia! – rozpływam się.
– Ja miałem nadzieję, że w końcu się napiję!
***
Godz. 23, piątek.
Sprawdzam wyniki ostatnich badań w systemie Medicover i nie wszystkie niestety są dla mnie zrozumiałe. Jak to kobieta w ciąży – zwłaszcza przy końcówce – zaczynam panikować. Chodzę po pokoju, nie mogąc znaleźć swojego miejsca i tak powoli acz konsekwentnie się nakręcam.
– A co jak będzie konflikt serologiczny? – pytam męża, który próbuje oglądać w tym czasie film. Żeby mu nie przeszkadzać, odpalam więc wujka Googla.
Czytam, czym taki konflikt grozi i włos mi się na głowie jeży. Jakieś obrzęki brzucha, jakieś wady rozwojowe, brrr… Wpadam w trans.
– Co teraz, co teraz? Ona ma obrzęk brzucha, czuję to! Nie omawiałam tych badań z moim lekarzem! Boże, dlaczego ja z nim o tym nie rozmawiałam?! – ryczę nad torbą spakowaną do szpitala, na co Piotr metodycznie wyjmuje telefon i dzwoni na infolinię Medicover. W kilka sekund łączy się z lekarzem, od którego dowiaduje się, że z moimi wynikami wszystko w porządku. Są w normie, dziecko bezpieczne :).
– Dziękuję, że zadzwoniłeś. Będę spała spokojnie – przytulam się do męża już w łóżku.
– Ty? Ja będę spał spokojnie! – huknął Piotr.
– Tak bardzo się o nas martwisz? – jestem mu naprawdę wdzięczna. Mam przekochanego partnera!
– Nie. Ale wiem, że marudziłabyś jeszcze do trzeciej…
***
W jednej z rozmów na Facebooku na temat imienia dla naszej córki czytelniczka napisała, że trzeba nadać dziecku dwa imiona, bo jak się tego nie zrobi, to nadadzą je „z urzędu”.
Zastanawiam się więc głośno:
– Ciekawe na jakiej zasadzie mogłoby się to odbywać? Siedzi urzędniczka i mówi: uuu, ten biedak nie ma drugiego imienia, w takim razie będzie Jan Euzebiusz.
– Albo… – Piotr wpadł mi w słowo – Jakub Gotfryd!
– Haha! – śmieję się – mam lepsze: Adam Zenon! I… i… – szukam w myślach najbardziej obciachowego imienia ze wszystkich znanych mi imion – Piotr Andrzej!
Jedno spojrzenie na męża wystarczyło, żeby się zreflektować:
– A nie, sorry. To są twoje imiona!
***
Mąż mówi do mnie przy śniadaniu:
– Będziemy potrzebowali jeszcze jednego power banka.
– Po co? – zainteresowałam się.
– Żeby dawać transmisję na żywo. Na Facebooku. Z telefonu. Wiesz, żeby się nie rozładował.
– Odwaliło ci? – nie wierzę w to, co słyszę. Ja wiem, że blogerzy relacjonują swoje życie niemal na bieżąco. Że Instagram, Snapchat, zdjęcia z USG na fanpejdżu. Fotki tuż przed i zaraz po na blogu. No ale w trakcie???
– Tak. Dzisiaj tak trzeba – Piotr ze spokojem próbuje mnie jednak przekonać.
– Nie ma mowy! – oburzam się.
– Wszyscy tak robią – mówi, jakby mnie nie rozumiał. Patrzy, jakby mnie nie rozumiał. No, nie wierzę!!!
– Relacja na żywo z porodu? Po moim trupie!!! – wybucham w końcu.
– Jakiego porodu, Ilona???! Ja mówię o konferencji…
***
Kto czyta mojego bloga od jego początków wie, że mój pierwszy poród nie należał do najłatwiejszych. Mam małą traumę, ale to i tak nic w porównaniu ze strachem mojego męża, który na wszystko, co działo się trzy lata temu w szpitalu, patrzył trzeźwym okiem.
Ze względu na te wspomnienia właśnie delikatnie – acz uparcie – próbuje przekonać mnie do cesarki. Każdego więc dnia uspokajam go, że za drugim razem powinno być łatwiej: dopiero co rodziłam, organizm na pewno to pamięta. Tym razem będę też wiedziała, co mam robić. Poza tym mam potężne skurcze od dwóch tygodni, więc akcja cały czas postępuje do przodu, co na pewno skróci czas na samej porodówce. „Tym razem szybko urodzę, zobaczysz!” – pocieszam go. A razem ze mną inne matki, opowiadając, że za drugim razem ledwo zdążyły do szpitala.
No więc przyszła sobota. Rano.
Kichnęłam.
I od razu zawołałam zaaferowana do męża:
– O matko, dziecko wypadło!!!
Sądząc po minie – uwierzył :).
***
Szpital. Dzwonię do mamy i relacjonuję:
– Ciągle mi się myli i mówię „on”. Na przykład do położnej: „On śpi już od czterech godzin”. A potem sobie przypominam, że mam przecież córeczkę! To pewnie dlatego, że taka podobna do Kostka. Identyczna! Jak bliźniaki. Czyli znowu nic po mnie, czysty tata!
– Może to dobrze? – odpowiada moja mama – Przynajmniej będzie ładna.
***
– A książę George dzień po porodzie wychodził ze szpitala z gołą głową! – zakomunikowałam jawną niesprawiedliwość mężowi – i NIKT się nie czepiał!
– No co ty. Był skandal – nie zgodził się ze mną Piotr.
– Myślisz? – nie dowierzałam, bo z tego co wiem, dzieci na Wyspach chodzą w czapkach jak jest zimno, a nie przez okrągły rok.
– Tak, na pewno był skandal – mój mąż zdawał się pamiętać lepiej – w Polsce.
Usmialam sie – szczegolnie przy bolidzie i przy biednej corce, ktora musiala bedzie sie uczyc. I jak zgodni sa maz z tesciowa. :). Juz niemal troche zapomnialam, jak to jest, ale tez w ciazy i po niej plakalam jak bobr. I kurcze – nie moge sobie w ogole przypomniec zadnej anegdoty z czasu ciazy, chyba cholernie powaznie, za powaznie to wszystko bralam, choc zazwyczaj humor to wlasnie to, co mnie ratuje.
Bo jak się nie spisuje na bieżąco, to potem człowiek absolutnie nic nie pamięta! Także polecam spisywać, zwłaszcza rozmówki z dziećmi i wyciągnąć za kilka lat przy rodzinnym stole :)
Co do mamy: tłumaczyła się od razu, że chodziło jej o to, że skoro podobno do starszaka kropla w kroplę to na pewno ładna, bo starszak jest ładnym dzieckiem :). Ale to wiadomo – każda babcia jest zakochana w swoich wnukach ;)
Uwielbiam takie rodzinne rozmowy na blogach!
Ja nasze spisuję od 8 lat i uwielbiam do nich wracać :)
Hahaha. Wy jesteście świetnym małżeństwem. Widać, że się uzupełniacie i rozumiecie. Ja pamiętam, że jak obwiescilam mojemu mężowi, że jestem w ciszy to jego reakcja była taka:”jeeeeeeeej, nie strzelam slepakami” ?
Hahaha, padłam! :D
Że jestem w ciąży miało być, ale mój telefon widocznie się lepiej ?