Facet w połogu kazałby postawić sobie pomnik. A my robimy z tego temat tabu!
Na początku chciałabym ci zadać pytanie, na które (mam nadzieję) odpowiesz szczerze: Z iloma kobietami rozmawiałaś o swoim połogu? Zauważyłam, że chętnie mówimy o ciąży i macierzyństwie, nawet poród przestał być już tematem tabu, jednak połóg w naszych babskich opowieściach z jakiegoś dziwnego powodu zostaje przemilczany. Czy dlatego, że jest nieważny? A może dlatego, że jest… Trudny?
Zanim zostałam mamą po raz pierwszy, oczywiście widywałam kobiety w połogu!
Zazwyczaj wyglądały tak:
ale też tak:
W sumie ja tam nic do nich i ich płaskich brzuchów nie mam! Ale przeraziłam się nie na żarty, kiedy jedna z czołowych polskich blogerek pokazała się ostatnio 9 dni po porodzie na jednym z eventów. Nie przeraziło mnie to, że wyszła bez dziecka, bo która nie miała ochoty tak sobie wyjść, niech pierwsza rzuci kamieniem. Nie przeraziło mnie też to, że miała odwagę ubrać białą sukienkę ;). Włosy stanęły mi dęba dopiero po przeczytaniu komentarzy:
- „Mnie cały czas straszą wizją, że z dzieckiem nic się nie da zrobić. To jest straszne, bo wszystko jest kwestią organizacji.”
- „Jak super! Jak kiedyś zostanę mamą, to też tak chcę! Ja też będę miała swobodę, swoje życie!”
- „Jesteś cudowna, kto powiedział, że mama ma się zamknąć z maleństwem w domu?”
- „Lubię takie normalne mamy, które oprócz faktu posiadania dziecka mają jeszcze normalne życie.”
- „Mama ma prawo do dnia wolnego! Mam termin za 3 tygodnie, obym też szybko doszła do siebie.”
- „Przecież wszystko jest kwestią organizacji!”
- „Jak moja mała przyjdzie na świat za 3 miesiące to mam nadzieję, że będę taka jak ty.”
- „Mamą jeszcze nie jestem, ale jak już będę, to będę taka jak ty.”
- „Jesteś dla mnie wzorem.”
- „Kurczę, kobieta po urodzeniu jak dbała o siebie wcześniej, tak dalej powinna dbać.”
- „Kobiety są leniwe i zwalają to na macierzyństwo.”
- „Nie mam dzieci, ale mam nadzieję że gdy się kiedyś pojawią nie będę spuchnięta w wyciągniętym dresie latała po chałupie.”
- „Moje macierzyństwo też takie będzie.”
- „Jesteś dla nas inspiracją.”
- „Wszystko zależy od nastawienia.”
- „Niestety dla większości dziecko to zasłona dymna, żeby nie musieć iść do pracy, wyjść z domu, żeby nie musieć ćwiczyć.”
JA TEŻ MYŚLAŁAM, ŻE BĘDĘ IDEALNĄ MAMĄ W IDEALNYM MAKIJAŻU,
KTÓRA POPITALA Z IDEALNYM WÓZKIEM PO IDEALNIE PROSTEJ DRODZE
Bo przecież to tylko kwestia nastawienia.
Czy też innej organizacji.
Nie, nie będę leniwą matką. Phi!
Skoro inne mogą, to ja też!
A potem zostałam pokonana przez własną fizjologię i co tu dużo mówić, hormony, które ostro dały mi w kość. Bo połóg to taki PMS razy tysiąc, czyli że jak dotychczas przed okresem miałaś ochotę wysłać męża na księżyc, tak teraz najchętniej wysłałabyś tam cały świat, najlepiej razem z dzieckiem, co ma w zwyczaju budzić się co 15 minut, nie szanując zupełnie twojej potrzeby snu.
I jak chodziłam tak w pół zgięta, i z trudem myłam włosy, za to z łatwością omdlewałam, to w mojej głowie pojawiła się jedna wielka pretensja, zupełnie znienacka, jak oskarżycielskie billboardy wyborcze pojawiły nagle nad miastem: „Zostałam oszukana! Oszukano mnie! Inaczej to miało wyglądać! Miał być poród, a potem już tylko tęcza, brokat i jednorożce!!!”. Ale ponieważ kobieta w połogu zmienną jest, to jeszcze czasami miałam przebłyski w stylu: „Co jest ze mną, do jasnej cholerci, nie tak???”.
A wszystko było przecież w porządku. Te kobiety, te gwiazdy, to nie jakieś nadludzie, co połogu nie przechodzą wcale albo przechodzą go wyjątkowo lekko, podczas gdy u mnie burza z piorunami. One tam stoją na tych czerwonych dywanach i drżą, czy im podkład poporodowy nie przecieka i tylko czekają, aż to wszystko się skończy i będą mogły się położyć.
One tam stoją, bo MUSZĄ. Bo taką mają PRACĘ.
Nie można mieć do nich pretensji, że do końca grają swoją rolę, kreując przy tym obraz nierealnego, wyidealizowanego aż do bólu pupy macierzyństwa. Taka Lima nie wyzna przecież głośno: „Musiałam wyjść w bieliźnie i pomachać cyckami, bo straciłabym miliony”, księżna Kate się nie pożali, że wcale nie miała ochoty pozować pod szpitalem, a Instagramerka nie cyknie foty, kiedy jest akurat w piżamie, bo jej obserwatorki, te wszystkie wannabe niezależne mamuśki, oczekują od niej kreacji, a nie prawdziwego życia.
Zobacz jak to wygląda u mnie ;) -> Instagram (klik)
BRAKUJE MI JEDNAK BARDZO GŁOSU Z DRUGIEJ STRONY BARYKADY
Więc mam pretensje do nas, zastępów zwykłych kobiet, które temat „połóg” traktują jak tabu. A do siebie pretensję mam największą, bo ja również temat połogu na moim blogu skrzętnie przemilczałam. I wiesz co, pamiętasz moje pytanie z początku wpisu? Nie rozmawiałam o tym z absolutnie ŻADNĄ kobietą, a przyszłą mamą, bo głupio mi było wyznać w cztery oczy, co się wtedy z naszym ciałem i psychiką dzieje.
Połóg to temat, o którym lepiej nie mówić, tak jak kiedyś nie mówiło się głośno o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami porodówki, choć kobiety przez to jeszcze bardziej cierpiały.
Kiedy ktoś odwiedza świeżo upieczoną mamę, to pyta, jak tam maluszek, bo głupio zapytać, jak czuje się kobieta, skoro wiadomo, że fatalnie.
Poradniki również skupiają się na maluszku w tych pierwszych dniach, a nie na mamie w połogu. W czasie ciąży ginekolog wcale o połogu nie wspomina, a na szkole rodzenia położne pokazują głównie jak po porodzie doprowadzić do porządku berbecia (przewinąć, wykąpać), a nie siebie.
FACET W POŁOGU KAZAŁBY POSTAWIĆ SOBIE POMNIK!
Wiesz jak zachowałby się facet w połogu? Kazałby postawić sobie pomnik! Na każdym kroku przypominałby, że go boli i że cierpi, krew się z niego leje i oczekiwałby, że się nim zajmiemy zupełnie jak wtedy, kiedy ma 37 stopni.
A my zgrywamy bohaterki i kiedy nimi nie jesteśmy, to jedna przed drugą udaje, że nie było tematu.
Więc będę pierwsza i to napiszę: połóg to krew, pot i łzy. Ktoś, to stworzył to powiedzenie, musiał być kobietą w połogu właśnie, bo też płyny fizjologiczne, co z ciebie wyciekają, pojawiają się dokładnie w takiej kolejności. Rana ciągnie, usiąść ciężko, trzeba wrzucić po prostu na luz i tylko wtedy będzie dobrze. I nie ma co się oszukiwać, że dziecko nie zmieni twojego życia, bo zmieni je CAŁKOWICIE i NIEODWRACALNIE.
Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie na gorsze. Ale nie wmawiaj sobie, że dalej będziesz niezależną kobietą, że pozostaniesz sobą sprzed porodu, bo odtąd przez kilka miesięcy będziesz tworzyć z dzieckiem jedność, a jak wiadomo, trudno być dawną sobą, kiedy ciągle tachasz kogoś pod pachą. Kogoś, kto w 100% zależy od ciebie, bo nic samo nie potrafi, tak bardzo jest bezbronne i tak bardzo tobie ufa, że głupio mu nawet powiedzieć: „A weź idź, bo mama musi teraz zakręcić włosy jak gwiazda!”.
Połóg to tak naprawdę czas bolesnego pożegnania ze sobą, bo razem z dzieckiem narodziła się nowa kobieta. Taka, która już nie siebie będzie od teraz na pierwszym miejscu stawiać.
Ale nie ma tego złego, bo właśnie w tym czasie tworzy się więź największa, najpiękniejsza taka i na życie całe. Z żadnym facetem takiej więzi nie stworzysz i w sumie nie kumam, czemu my kobiety tak się przed nią wzbraniamy? Ta miłość jest ważniejsza niż spacer wyczesanym wózkiem w wyczesanym makijażu po wyczesanym chodniku ulicami wyczesanego miasta. Nie przegap jej, kurczowo trzymając się dawnego życia, tylko wpuść do swojego serca. Jak tylko zapuka.
Mnie tam nie przerazaja teksty „super ja tez taka bede po porodzie”. Ja sobie zaparzam kawke, siadam i czekam obserwujac co sie wydarzy buahaha ? Dla mnie nawet zdjecia ksieznej Kate to jakies niewyobrazalne standardy. Mamy z mezem takie dwa zdjecia z tej samej szpitalnej windy: jedno tuz przed cesarka- spakowani, zwarci, gotowi. I drugie przy wypisie: on rozczochrany w dwudniowej koszuli ja wymieta z obledem w oczach ?
Tak naprawdę to nie tylko o sam połóg chodzi. Bo po 6 tygodniach przychodzą następne, a razem z nimi nowe wyzwania -ząbkowanie, raczkowanie, czasami wręcz tych karmień w nocy jest więcej… napiszę tylko jak było u mnie. Dwukrotnie połóg okazał się być lepszy niż mi mówiono. Macica bolała kurcząc się tylko po drugim porodzie, przy pierwszym prawie wcale. Piersi obolałe tylko po pierwszym, po drugim nic nie bolało. Krwawienie – w szpitalu dokuczliwe, no bo nie miałam 5 koszul na zmianę, więc bardzo uważałam żeby szybko nie ubrudzić się zanadto. A poza tym czułam się dobrze, dużo lepiej niż w 40. Tyg. Ciąży.? Niepotrzebnie zupełnie to ja martwiłam się o męża, czy da radę się wyspać i odpocząć po tych przeżyciach. O mnie zanadto nikt się nie martwił…
Ja mojemu – jak zaczęły się skurcze – szykowałam kanapki na porodówkę, bo przeczytałam w jakimś poradnik, że się przydadzą :)
Oczywiście, na porodówce (i jeszcze jakiś rok później ;)) jedzenie było ostatnią rzeczą, o której ktokolwiek z nas myślał, haha :)
?
Mit dobrej organizacji trzyma sie tak mocno, ze kobiety w szpitalu, a jeszcze lepiej w ostatnim trymestrze powinny dostawac taka broszurke: „Dobra organizacja i inne mity”. Proponuje z wzorcem listu „Pozegnanie z moja dawna ja”. Nie, nie rozmawialam o pologu przed narodzinami dzieci, jedyne co pamietam, ze ktos mi zalecil kupno podkladow. A np. juz o wkladkach laktacyjnych (mialam hiperlaktacje, oczywiscie wtedy nie znalam nawet tej nazwy, znam ja stad: https://www.wymagajace.pl/kleska-urodzaju-hiperlaktacja-a-sen-niemowlecia/) dowiedzialam sie praktycznie post factum (na szczescie polozna dala mi kilka). Ale sa kobiety, ktore o tym wiedza – polozne. Moja miala tak sprytnie ulozone wizyty, ze rano odwiedzala „zorganizowane” ciezarne, a po poludniu „nieogarniete” mlode matki. Mimo to, o szostej rano bardzo mnie stresowalo, ze byc moze nie zdaze sie wykapac do tej czternastej. :)
Moze nie chcialam byc mama w makijazu, ale na pewno wykapana, swieza i spokojna. Tak, powiedz hajnidkowi, ze chcesz podkrecic wlosy. Zanim trafilam do szpitala ponownie, lekarze zalecili mi pielegnowac blizne po cc przez naswietlania lampa i smarowanie mascia (wdala sie infekcja). Ile to w sumie czasu zajmuje? Dwa razy po 7 minut moze? Jaki problem? No wlasnie – jaki – corka wyla odlozona na te 7 minut, a ja plakalam z cholerna lampa w reku, probujac przez lzy uspokajac moje dziecko. Ostatecznie wrocilysmy na kilka tygodni do szpitala, bo gronkowiec zaczal wedrowac w gore i trzeba bylo dwoch antybiotykow dozylnie. Wyjatek? Tak, ale zapominamy o tym, ze kiedys smierc w pologu byla powszechna, z reszta wielu bohaterow ksiazek z naszego dziecinstwa stracilo matke przy porodzie czy w pologu.
Po porodzie naturalnym mialam swietny polog – maz przejal Duza, ja lezalam z malym, karmilam i czytalam. Ale i tu niespodzianka, ktorej nie ma po cc – skrzepy. I mowie tu nie o malym „strupku” tylko o czyms, co ze mnie wypadlo i przerazilo smiertelnie, bo mialo wielkosc, konsystencje i wyglad swinskiej watrobki (sorry za obrzydliwosci). Tez dopiero wtedy sie o tym dowiedzialam. Ale drugi polog byl duzo spokojniejszy – nikogo, a przede wszystkim siebie, nie musialam przekonywac, ze nic sie nie zmienilo.
Jeszcze to, że w połogu pójście do toalety jest wielkim stresem. Pamiętam, że w szpitalu położne nas goniły, a ja miałam jakąś dziwną blokadę i bałam się o szwy.
Pamiętam siebie po pordzie, po cc. Bolało, nie umiałam zejść z łóżka, chodziłam zgięta w pół, słabo mi było, pociłam się i głośno o tym mówiłam… rodzinie… przez pierwsze 3 dni, bo po tym czasie zostałam szybko i skutecznie sprowadzona na ziemię, przez moją mamę… słowami: „przestań się nad sobą użalać i skup się na dziecku…”. Wtedy właśnie zakończył się mój połóg…
Ja krótko po porodzie miałam zapis u notariusza, na słowa: „Może pani usiądzie?” odpowiedziałam ze śmiechem: „Spróbuję! Ale może być ciężko!” i po ogólnej konsternacji oraz spuszczonych oczach w dół zrozumiałam, że popełniłam gafę i poruszyłam temat, o którym nie mówi się nawet w żartach ;).
Pamiętam jak po pierwszym porodzie i nacięciu czułam się tak fatalnie, że przez dwa tygodnie prawie nie umiałam chodzić, siedzieć nie mówiąc już o pójściu do toalety (skoro już tak mówimy o wszystkim :P ) I dokładnie pamiętam jak się wkurzałam, że nikt mnie na to nie przygotował. Nikt nie powiedział, że tak może być. Mówili tylko, że jak już mi po porodzie dadzą dziecko na ręce – to już nic innego nie będzie się dla mnie istotne. A tu jeszcze trzeba urodzić łożysko, przeżyć szycie i dochodzić do siebie w fatalnie kiepskim tempie. Oczywiście, każdy poród i połóg jest inny (po drugim śmigałam już praktycznie na drugi dzień) – ale powinno się mówić o tym jak może być…
Dla mnie najgorsze było to, że nie byłam samodzielna i całkowicie zależałam od innych. Dotychczas nigdy nie leżałam w szpitalu + nie byłam ciężko chora, ja nawet z 39-40 stopniami mniej więcej ogarniam rzeczywistość wokół siebie, nie kładę się do łóżka, a tu taki klops. O wszystko musiałam prosić męża, nie mogłam wykonywać najprostszych czynności (Piotr prowadził mnie np. pod prysznic).
Dla sprawnej dotychczas babki to był koszmar!
Mysle, że było by uczciwie, gdyby nas ktoś uprzedził, że tak może być. Teraz się już o tym więcej mówi, wiec może dziewczynom jest łatwiej? Może się ktoś wypowie, kto rodził niedawno? My przed 1 porodem – ale to było ponad 8 lat temu – chodziliśmy do szkoły rodzenia ale nie pisneli o tym ani słowem. Zadna koleżanka moja osobista tez mnie nie uprzedził a. Na 2 poród szłam z innym nastawieniem i mimo że pod względem bólu itd to było przecież prawie to samo to wspominam go o wiele lepiej. Wiedziałam, czego się można spodziewać. I dziś z perspektywy czasu wspominam ten okres niemalże jak sielanke w porównaniu z 1 dzieckiem :)
Mimo że miałam pretensje do świata, że nikt mnie nie uprzedził, to przyznam się, że niedawno rodziła moja koleżanka i nie do końca było mi łatwo jej o tym mówić. Jest jakieś takie poczucie, żeby nie straszyć :) może żeby nie psuć cudownego czasu oczekiwania? sama nie wiem… :)
A to prawda :) jak mi kobieta w cztery oczy mówi, że jej macierzyństwo będzie inne, to ja w sumie nic nie odpowiadam, bo trochę mam takie przeświadczenie, że tego się przecież nie da opisać, to trzeba przeżyć! :)
I myślę sobie tylko w duchu: „Ok, pogadamy za pół roku” :)
Moja psiapsiolka urodzila kilka tygodni temu i spytalam ja jak bylo. Mowi: ‚nie da sie tego opisac ani wyobrazic’. Powiedzialam jej, ze nie chcialam jej za duzo mowic po pierwsze,zeby jej nie straszyc, po drugie bo kazda kobieta i kazdy porod jest inny. Przyznala mi, ze dobrze zrobilam i dodatkowy stres byl jej niepotrzebny, a tak poszla na zywiol z dosc dobrym nastawieniem. Mysle, ze coniektorym pierworodkom lepiej za duzo nie mowic. A kobietom, ktore jeszcze w ciazy nie sa- nic nie mowic, bo ludzkosc wyginie:D
Chyba nadal niestety wygląda podobnie. Rozmawiałam na ten temat z czytelniczkami na priv i przyznały, że faktycznie: ani ginekolog, ani szkoła rodzenia nie przygotowuje do połogu.
Ja myślę, że to wynika trochę z dzieciocentryzmu. Dziecko jest najważniejsze, zdrowie fizyczne i psychiczne matki? Tylko kiedy jest w ciąży. I nikogo nawet nie podejrzewam o złą wolę, wydaje mi się, że to wynika z braku wiedzy i takiego przekazywanego u nas z pokolenia na pokolenie podejścia: „O co tyle szumu, przecież kobiety rodzą od tysięcy lat!” i „Nasze matki miały gorzej”.
Czytelniczki z Francji pisały mi, że u nich do każdej mamy przychodzi rehabilitantka, która ogląda ranę i zaleca odpowiednie ćwiczenia, żeby kobieta szybko osiągnęła sprawność fizyczną sprzed porodu, a po ciężkim porodzie spotkań z rehabilitantką jest więcej.
Podczas gdy w Polsce ciągle brakuje kasy na znieczulenia czy doradcę laktacyjnego…
A znowu inna czytelniczka z Norwegii przyznała, że u nich ogromną wagę przykłada się do zdrowia psychicznego młodej mamy: są specjalne lekcje na szkole rodzenia poświęcone tylko temu i uczula się przyszłych tatusiów, jak mają się zachowywać wobec młodej mamy oraz kiedy i jak reagować, żeby przeciwdziałać na przykład depresji poporodowej.
Ta depresji to zresztą kolejne tabu, żadna matka się do tego publicznie nie przyzna, bo zaraz będzie, że jest/była „złą matką”, a podobno spotyka aż 1 na 10 kobiet.
A i pamiętajmy-za każdą tą wypielęgnowaną, wymalowaną i uczesaną panią stoi ktoś – partner, mama, teściowa, siostra – kto ogarnie maleństwo i może też posiłki i sprzątanie, żeby ona mogła tak wyglądać. Ewentualnie stoi za tym chętny do spania w dzień maluch! Moje spały max. 2 godziny raz dziennie, także tego…pranie zdążyłam wstawić, odkurzyć, zjeść kanapkę i the end!!! A mogłam czasem włosy zakręcić hehehe….
Też zawsze to mówię, za każdą „ogarnięta” kobietą stoi inna kobieta. Są oczywiście wyjątki – zdarzają się bardzo spokojne noworodki, ale sporadycznie. Kiedyś miałam taką znajomą dziecko miała ksiazkowe. Po jednej nocy z ząbkami była „strasznie” zmęczona. Dla mnie ząbki nic nie zmieniły – moje dzieci od początku spały źle, nieregularnie i krótko.
Ha! Ja od pierwszego dnia przez blisko rok powtarzałam, że: kolka, ząbkowanie, jeden permanentny skok rozwojowy :)
Przy córce już się pogodziłam, że nic tak naprawdę się nie dzieje, dzieci tak po prostu mają :)
Ja przy starszej powiedziałam mojej dziwiacej się dentystce (nie ma dzieci), że może moja ma … zły charakter. Do tej pory się że mnie śmieje.
„Zły charakter” to coś, co spędzało mi sen z powiek, ale bliżej buntu dwulatka, nie przy noworodku :)
Kiedy synek przechodził bunt dwulatka, a byłam już wtedy w drugiej zaawansowanej ciąży, dzwoniłam do męża do pracy z płaczem, że: „On mnie chyba celowo chce wykończyć!!!”.
Teraz młodsza ma dokładnie ten sam etap i śmiejemy się, że trzeba ją ochrzcić, bo jak nic, diabeł jej siedzi za skórą :)
Ale też przy drugim dziecku łatwiej nabrać do tego wszystkiego dystansu. Żaden charakter, po prostu taki etap, minie (jak wszystko) i pojawi się kolejny. Raz będzie łatwiej, raz trudniej, ale chyba już do końca życia dzieci zadbają o to, żebyśmy się zanadto nie nudzili :)
Ja po kolejnej eskalacji, powiedziałam mężowi, że córka na pewno wyprowadzi się z domu w dniu osiemnastych urodzin. Osiemnastych? zawolal mąż – raczej trzecich. ;) A młodszego nazywałam czasem Belze-Bubkiem. No, ale moje też nieochrzczone, pewnie dlatego. ;) Duża wyrosła na bardzo odpowiedzialną i niezależna teraz juz gimnazjalistke. Teraz wkurza mnie przede wszystkim roztrzepaniem (ale np. to do nas dzwonią inni rodzice, co zadane). Oboje rogi pokazują głównie w domu, w przybytkach edukacyjnych dobrze kamuflują swój „zły charakter”. :)))
Ja rodziłam w styczniu. Porod naturalny. Temat połogu (głównie chodziło o ciapanie krwią) miałam obgadany z przyjaciółką, która rodziła 4 miesiące wcześniej. Opowiadała mi jak to było u niej (CC), co mam sobie kupic, bo na pewno mi się przyda (podkłady, majtki siateczkowe). Potem chodziłam do szkoły rodzenia przy dużym, uniwersyteckim szpitalu z mega położną, która bez żadnych ceregieli na zajęciach z połogu opowiedziała wszystko – że krew się leje, że czasami może śmierdzieć (bakterie, bo o nie tam nie trudno), że myć się najlepiej tylko wodą, bo najlepiej goi, a mydła, nawet najdelikatniejsze, rozpuszczają za szybko chińskie nici (Oskara temu, kto znajdzie szare mydło bez chemii-to jej słowa). Że po samym porodzie kobieta jest strasznie wyczerpana (byłam święcie przekonana, że co to dla mnie jest się samej wykąpać 4 h po porodzie… Hahaha, nic bardziej mylnego. Mąż mi pomagał, bo myślałam, że zemdleje pod prysznicem. A na oddział z noworodkiem jechałam na wózku inwalidzkim, bo nie miałam sił iść. Upływ krwi i ogromny wysiłek osłabiły organizm). Że narodzone dziecko będzie wkurzać, że mąż/partner będzie wkurzać, że krocze będzie boleć, że mleko będzie wyciekać, że pusty brzuch to flak… I złota rada dla osób po porodzie naturalnym, by pupa mniej bolała (mi bardzo pomogło!!!) – kupić, nadmuchać i siedzieć na małym, dziecięcym kółku do pływania :-) bo tyłek boli po naturalnym porodzie, ale o tym też mówili. Z moich obserwacji-połóg, czy w ogóle pierwsze chwile po CC (byłam z maluszkiem ponad tydzień w szpitalu) są na prawdę ciężkie. Zaryzykuję stwierdzenie, że dużo gorsze niż po porodzie naturalnym. Ja po dwóch dniach już byłam w stanie „fruwać” (nie uprawiam sportów, żeby mi to miało jakoś pomóc w dojściu do siebie i mam 30 lat) i pomagałam koleżankom po CC (chociaż ciapało się ze mnie i ciagle jeszcze bolał tyłek). A panie po CC nie mogły wstać, rana ciągnęła… No nie jest to najlepszy okres w życiu kobiety, bez dwóch zdań.
Konkretna polozna. Powiedziala chyba wszystko tak jak jest, bez ogrodek:)
Temat pologu rzeczywiscie jest przemilczany. Powinno sie o tym mowic, choc ja bedac w pierwszej ciazy nie pytalam za duzo i malo czytalam na ten temat. Nie chcialam sie negatywnie nastawic i wystarszyc. Do samego konca mialam super pozytywne nastawienie i zarowno porod jak i polog byl znacznie trudniejszy niz w moich wyobrazeniach :D Nie wiem jednak, czy gdybym wiedziala te wszystkie rzeczy to bym zdecydowala sie na porod naturalny i czy by mi to w jakis sposob pomoglo. Za dwa miesiace mam rodzic drugie dziecko i znowu ma byc ‚maly olbrzym’. Co raz czesciej mysle o cesarce , dziecko nr 1 bedzie oddelegowane na caly dzien do niani. Zastanawiam sie nad sciagnieciem mamy na pierwsze tygodnie. Mam zupelnie inne nastawienie i nie jestem juz taka ‚bojowa’. Pewnie sa kobiety, ktore przechodza przez porod i polog szybko oraz lekko, ale dla wiekszosci jest to jednak wyzwanie. A co do celebrytek- prosze Was drogie kolezanki o dystans;) Gorzej jak kolezanki klamia w zywe oczy, ze wszystko jest cacy, a wcale nie jest. Tez znam takie. Dopiero jak im nerwy puszcza to powiedza jak jest naprawde.
Skad ja to znam… Tez myslalam ze po narodzinach dziecka bede zyc po staremu (z drobnymi zmianami). Ale zycie wywrocilo mi sie do gory nogami. Zaskoczona jestem ze o tym trudach po porodzie sie nie mowi – ja postanowilam nie milczec i kazdej kolezance opowiadam jaki to ciezki czas. Niestety czesc osob (glownie pokolenie mojej mamy) uwaza ze przesadzam, bo mam cudowna coreczke i to powinno mi wystarczyc do szczescia. A ja chce jeszcze powrotu do swojego poprzedniego zycia… Moze gdybym byla bardziej swiadoma jak wyglada zycie po porodzie to latwiej byloby mi zniesc ten czas. Minelo juz 5 miesiecy, mam nadzieje ze niedlugo przyzwyczaje sie do nowego zycia i nowej roli.
Dzieki za ten tekst. Swiadomosc tego jak bedzie wygladac Twoje zycie zaraz po urodzeniu dziecka jest bardzo niska. Ja zmagalam sie z ogromna depresja po porodzie, burza hormonow, noworodek wiszacy na mnie godzinami, bol, lzy, zmeczenie tak straszne po kolejnej malo przespanej nocy…i pomimo wsparcia rodziny i partnera jednak totalna w tym wszystkim samotnosc.