Nie czepiaj się więcej matek z telefonem w ręce!
O matce w sieci napisano już całe poematy. Że taka, śmaka i owaka. Zamiast dziecku przed nosem grzechotką machać, to ona fejsa scrolluje w telefonie. A przecież nie od dziś wiadomo, że internet to SAMO ZŁO, które przeszkadza nam w pełni cieszyć się życiem! Bo przecież taka matka powinna w oczy swojemu maleństwu patrzeć w czasie karmienia i głaskać je po główce przez trzy godziny, kiedy zasnęło przy piersi, a nie zdjęcia innych instagramowych mam w tym czasie komentować. Co to w ogóle za szukanie przyjaźni w sieci, przecież przez to cierpi życie towarzyskie, to prawdziwe! Wyjść powinna więc matka z dzieckiem, nawet jak się nie da i pogadać z kobietami na ulicy, tak szczerze, co jej na sercu leży. Zaczepić na przystanku i zapytać, od jakiego wieku dobrze, żeby siedziało i co na odparzenia pieluszkowe. Tylko że nie.
Bo ja też jestem tą matką, co z telefonem w ręce przy dziecku i wiem, że kiedy kobieta nie chodzi codziennie do pracy, to właśnie ten mały ekran staje się jej oknem na świat, przez które może wyjrzeć za każdym razem, kiedy chce z kimś pogadać.
Ten wpis powstał dla wszystkich niedowiarków, którzy źle o matkach XXI wieku – tych matkach z telefonem i przed komputerem – gadają. Którzy bezmyślnie powtarzają, że internet coś nam odbiera. Na swoim przykładzie chcę pokazać, że jeśli korzystasz z internetu ŚWIADOMIE I MĄDRZE, to on nie tylko ułatwia życie. Poprawia humor. Ale jeszcze pomaga być z dziećmi tu i teraz. Wcale nie przeszkadza. Niemożliwe??? Proszę, oto dowody!
1. Po co matka z samego rana, kiedy dziecko jeszcze śpi albo właśnie się posila, zagląda na Facebooka? Żeby dowiedzieć się, co słychać. Czy znowu się kłócą w sejmie i o co? Bo, od kiedy jestem mamą, nie mogę sobie włączyć wiadomości o godzinie 19 – w naszym świecie to takie godziny szczytu. Dzieci są już zmęczone i jęczące, a trzeba je jeszcze: wykąpać, nakarmić, ubrać w piżamę, przeczytać książeczkę i utulić do snu. Po prostu być z nimi w tym czasie.
Wiadomości, które pojawiają się na wallu, to taki serwis informacyjny w pigułce. Nie trzeba wszystkiego oglądać od A do Z, można wybrać tylko to, co nas interesuje, a nie tracić pół godziny każdego wieczora, żeby usłyszeć, czy prezydent podpisał w końcu tę ustawę, czy jednak nie?
2. Haha, hyhy, matki nic nie robią, tylko całymi dniami peplają. Ale o czym, przepraszam ja bardzo? Ano właśnie o tym, co zrobić, kiedy dziecko nie chce jeść warzyw. Albo jakie książki dla trzylatka, bo bardzo lubi ostatnio czytać. Jedna dla drugiej jest w sieci ogromnym wsparciem, którego darmo szukać w realu, bo ileż kobiet trzeba by na ulicy zapytać, żeby w końcu trafić na taką, która zna problem, bo też ją dotyczył i wie, jak doradzić? A w internecie wpisuję jedną frazę i po sekundzie mam odpowiedź. A nawet sto :).
3. Kiedy moje dziecko mówi, że ma ochotę coś zjeść – coś, czego nigdy dotychczas nie robiłam, a zna to z przedszkola – szukam przepisu w sieci, żeby według niego, krok po kroku zrobić razem z synkiem zupkę marchewkową na przykład.
W internecie szukam też pomysłów na szybki obiad, taki jednogarnkowy najlepiej, żeby nie stać za długo w kuchni i mieć czas na zabawę z dziećmi.
4. Przez internet zamawiam również obiady do domu, kiedy nie mam czasu gotować, bo na przykład dziecko jest akurat nie w sosie i cały dzień spędziła na moich rękach. Bez nerwowego szukania papierowych ulotek. Od razu z opinią o jedzeniu z danego miejsca. Czy jest dobre? Czy dzieciom będzie smakować? Z tego powodu śledzę też blogi kulinarne z Poznania, bo dzięki nim wiem, do której restauracji warto się wybrać z rodziną, a które miejsca lepiej omijać szerokim łukiem.
5. Zakupy też coraz częściej robię w sieci. Bez nerwowego biegania po sklepach. Bez zgrzanych dzieci w kurtkach, które czekają znudzone, aż mama coś przymierzy. Klik, klik i gotowe :).
6. Ponieważ jedna babcia mieszka daleko i odwiedzamy ją raz na kilka tygodni, a Kostek nie cierpi rozmów telefonicznych, bo nie widzi wtedy twarzy i nie może pochwalić się swoim rysunkiem z przedszkola, komunikujemy się z babcią przez Skype’a.
7. Wszystkie rachunki opłacam przez internet, bez niepotrzebnego stania w kolejce na poczcie. Raz w miesiącu loguję się na kwadrans na stronie banku, oszczędzając w ten sposób swój cenny czas, który mogę potem spędzić z rodziną.
8. Kiedy miałam jedno dziecko, chodziłam kilka razy w tygodniu na siłownię, ale trwało to zdecydowanie za długo: godzina na dojazd (w jedną stronę!), godzina na miejscu, pół godziny prysznic i przebranie się. Jeden wypad na siłownię zabierał mi pół dnia! Teraz ćwiczę z Ewą, 40 minut i po krzyku, akumulatory na resztę dnia z dzieciakami naładowane :).
9. Internet pomaga mi zaplanować wakacje z rodziną: znaleźć fajny hotel, szybką trasę podróży. Nie wiem, jak ludzie radzili sobie z wyjazdami za granicę przed erą internetu!
10. Od kiedy zostałam mamą, pracuję przez internet, z domu, dzięki czemu jestem z moimi dziećmi zawsze wtedy, kiedy mnie potrzebują. Podejrzewam, że przez internet dorabia sobie wiele mam w Polsce. Znam też takie, które dzięki internetowi pracują zdalnie z domu, nie tracąc czasu na dojazdy.
Więc jeśli kiedykolwiek jeszcze będziesz chciał coś złego powiedzieć o matce w sieci – że na nic nie ma czasu, ale na fejsie czy forum siedzi – puknij się w głowę. I pomyśl, że być może szuka właśnie przepisu na ciastolinę dla dziecka lub kupuje kolejną książkę o przygodach Alberta Albertsona :)
A jeśli ty sama spotykasz się z takimi uwagami – nie przejmuj się! Nie wstydź i nie tłumacz. Sama nie rozumiem, dlaczego to właśnie matkom tak często zarzuca się, że siedzą w internecie za dużo, zupełnie tak, jakby inni nie siedzieli ;). Tymczasem według badań przeprowadzonych przez wielkopolskiego operatora multimedialnego INEA dostęp do internetu w Polsce posiada 80% gospodarstw domowych, a blisko 40% badanych korzysta z internetu – uwaga! – codziennie. Co więcej – ok. 20% uważa, że dzień bez internetu to dzień stracony!
Według mnie najważniejsze jest jednak to, JAK korzystamy z tego internetu. Przede wszystkim aż 90% badanych twierdzi, że to właśnie internet ułatwia im utrzymanie relacji z bliskimi! Okazuje się też, że dla wielu rodzin bycie online to świetny sposób na spędzanie czasu RAZEM (źródło: Raport INEA „Internet – dzieli czy łączy?”).
I co? Nie taki internet straszny, jak go malują?
Kiedy byłam nastolatką, żeby podłączyć się do internetu, za każdym razem musiałam: rozłożyć kabel przez cały dom (żeby połączyć stacjonarny komputer – który stał w pokoju mojego brata – z telefonem, który był na parterze), przez kilka minut wysłuchiwać charakterystycznego sygnału łączenia z siecią (na pewno też go pamiętasz! Te wszystkie: „pi-pi…” i „sss…”), a na końcu czekać jeszcze na otworzenie strony internetowej. Oglądałam wtedy amerykańskie filmy i zazdrościłam nastolatkom, że otwierają tylko komputer i już internet mają. Pamiętam, jak mój brat mówił: „Zobaczysz, też tego doczekamy!”. I miał rację :). Trochę na ten szybki internet czekałam, bo po wielu dekadach szukania idealnego dostawcy, dopiero dwa lata temu trafiliśmy na najszybszą w Polsce sieć INEA, ale cieszę się z błyskawicznego dostępu do internetu, jaki mam dzięki niej, bo właśnie internetowi zawdzięczam to, że żyje mi się nie tylko łatwiej, ale również – lepiej. Dla mnie to najważniejszy wynalazek ludzkości :). Dla ciebie też? W takim razie mam małą niespodziankę…
Jeśli też chciałabyś opowiedzieć:
„Jaką korzyść daje bycie in (online) w trybie out (poza siecią)? Czyli co robisz lepiej w „realu” dzięki byciu online?
na moim Facebooku KLIK odbywa się właśnie KONKURS, w którym do wygrania tablet SAMSUNG Galaxy Tab E T560 w kolorze czarnym ufundowany przez INEA, partnera dzisiejszego wpisu <3
każdego wieczora, kiedy moja córeczka zasypia nad mleczkiem, nadrabiam zaległości na instagramie, także Twoim :-D
Naprawdę ćwiczysz z Ewą codziennie.?Jak i kiedy?Ja też mam dwójkę i ćwiczę ale z mopem.A strój i buty do ćwiczeń z Ewą leżą zakurzone obok jej książki. Motywacji zero.A jak już to ona ćwiczy a ja……no ja ładuję akumulatory ale chrapiąc.
Albo biegam. Zaczęłam z początkiem marca i będę jeszcze o tym pisać :). Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w regularności ;)
Tez sobie powoli nie wyobrazam bez internetu. Przepis na ciastoline z brokatem rzeczywiscie z sieci sciagnelam, przed kazdym przyjazdem do Polski zamawiam ksiazki. I dla mnie jest to zrodlo wiedzy, zanim wyrusze z dziecmi, lepiej sprawdze, zanim trafimy na dzien zamkniety w muzeum. Albo czy mozna karta placic. I czy w ogole warto – czytam chetnie opinie.A zaczelo sie wlasnie od macierzynstwa – po cc, bedac w drugiej ciazy szukalam dowodow, ze komus udalo sie urodzic naturalnie. W „mojej wiosce” takich kobiet nie bylo, za to w globalnej tak. Szkoda, ze o HNB wczesniej nie slyszalam.
Kurcze, coś w tym jest! Teraz jak tak sobie o tym pomyślę, to ja dzięki internetowi w ogóle jakoś funkcjonuję. I tak jak napisałaś: szukam przepisów, inspiracji książkowych czy zabawkowych dla Synka, realizuję się poprzez bloga..mogłabym długo wymieniać ;-)
Kochana to tj ja – jestem mamą przy tel i dobrze mi ztym
Jakie blogi o poznańskich knajpkach czytasz? Chętnie zajrzę :)
Ja kiedyś jeździłam na tańce bollywood do centrum Poznania, ale pół godziny w jedną stronę aby potańczyć 50min średnio mi się opłacało i przerzuciłam się na fitness 10min autem od domu. Nie umiem ćwiczyć sama w domu, nie potrafię się zmobilizować.
Na pewno chcesz je znać? Strasznie ciężko dbać potem o linię, jak np. obserwujesz na Facebooku ;).
A tak całkiem serio, to bezkonkurencyjny Maciej: http://wygrywamzanoreksja.pl/ – jak jakaś psychofanka chodzę jego śladami. Czasami jest tak, że przechodzimy obok jakiejś knajpki i wołam do męża: „Blatkiewicz ostatnio polecał to miejsce!” no i nie ma przebacz, musimy wejść. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam (no, może poza Rajem na Śródce, bo on uwielbia, a ja… Nie bardzo), często wychodzę zachwycona, a normalnie pewnie bym nie weszła, bo Maciej ma tak, że raczej nie patrzy na wystrój tylko na dobre jedzenie (ja dobieram restauracje głównie po kątem tego, jak wyglądają w środku – i potem często jestem rozczarowana tym, co na talerzu).
Jest jeszcze: http://mytujemy.pl/pl/