Mąż się bawi? Baw się i Ty!
W życiu każdej, nawet najporządniejszej rodziny, przychodzi w końcu ten smutny moment: facet chce iść z kolegami na piwo. A bo jeden z nich – najbardziej zatwardziały z kawalerów! – niedługo się żeni i chciałby ostatnie chwile wolności uczcić w męskim – z grubsza – gronie (bo kto by tam liczył tę jedną striptizerkę!). Nie wie jeszcze biedak, co go czeka po ślubie! Niech chociaż coś ma z życia, zanim ono definitywnie się skończy. Albo znowu innemu urodziło się dziecko. Niech się napije, bo ten dla odmiany – po obecności przy porodzie – już chyba powoli domyśla się, że nadciąga armagedon, ale raczej nie wyobraża sobie skali tego kataklizmu…
Trzeba na to spojrzeć z innej strony. Mężczyzna to istota z natury słaba. Podczas gdy my od pierwszych godzin, nie bacząc na liczne obrażenia na ciele oraz w psychice, dzielnie zajmujemy się naszym dzieckiem w szpitalu, on łazi po ścianach pustego domu i popłakuje. Tak, tak, dokładnie w ten sposób mężczyźni opisują swój powrót do domu w dniu rozwiązania! Miejsca nie mogą sobie – bidulki! – znaleźć. Prawdziwe samce alfa, dla których krwawa jatka to i owszem, ale raczej w telewizji albo na ekranie komputera. Twój mąż, który ma już jakieś doświadczenie w tej materii, na pewno będzie sporym wsparciem dla świeżo upieczonego ojca.
Mężczyźni stoją też odrobinę niżej od nas na drabinie ewolucyjnej. Skąd taki wniosek? A bo – patrząc na kobietę – nigdy nie zgadniesz, kto był przodkiem człowieka. A wystarczy tylko zobaczyć faceta ćwiczącego na siłowni i już wszystko wiadomo! Mają silne instynkty zwierzęce. I tak jak małpy dla utrzymania zdrowia psychicznego muszą się czasami pobujać na gałęzi, tak mężczyzna po prostu musi pokołysać się przy piwie czy innej wódce. Zwróć uwagę, że butelkę, kufel czy kieliszek z pięćdziesiątką chwyta się dokładnie w ten sam sposób, w jaki nasi przodkowie chwytali gałąź drzewa! To bardzo znamienne i dużo wyjaśnia, dlaczego właśnie te trunki należą do ich ulubionych, a nie na przykład wino, koniak czy drink ze słomką oraz palemką. Z instynktem nie wygrasz, Moja Droga.
A skoro nie wygrasz, machnij ręką i puść go do tego baru z kumplami!
Ok, ale podobno okazja czyni złodzieja. Nie bardzo rozumiem, bo zazwyczaj to złodziej szuka okazji. Na przykład na bezczela wlezie Ci do domu. Wcale nie musisz go kusić otwartymi drzwiami! Choć na pewno byłyby dla niego zaproszeniem! Jednak dla porządnego człowieka – już nie. Tak więc nie okazja czyni złodzieja, bo tylko szuja z niej skorzysta. A ja mam taką cichą nadzieję, że nie zakładałabyś ze zwykłą szują rodziny. Drogie Panie! Więcej zaufania do własnych wyborów prokreacyjnych! Co ma być, to będzie. Podobno i tak najwięcej romansów zaczyna się w pracy przy kserokopiarce, a nie podczas męskiego wypadu na piwo.
Kiedy więc mój mąż mówi, że chce wyjść, opędzam się od niego jak od muchy – bo w głowie już knuję strategię! – i stwierdzam krótko:
– A idźże! Tylko nie zapomnij wypić mojego zdrowia!
No to on się cieszy. A jak mężczyzna się cieszy, to góry przenosi. Na przykład góry prania. Jakby się przypadkiem za szybko zmęczył, wspomnij mimochodem, że rok temu też pozwoliłaś mu wyjść. I dwa lata temu, wspaniałomyślnie niańcząc w tym czasie WASZE dziecko/dzieci (niepotrzebne skreślić). Tak, dobrą ma żonę. Może by tak obiad jej ugotować? Masaż zrobić? Buty wypastować?
No i poszedł zziajany. Możesz zacząć się bawić. Z dzieckiem oczywiście, bardzo intensywnie, bo zależy Ci na pewno na wolnym wieczorze. W końcu pilot należy do Ciebie i możesz obejrzeć pod rząd kilka odcinków „Seksu w Wielkim Mieście” zamiast kolejnego durnego meczu.
Rozstawcie namiot. Dwa krzesła, trzy koce, wszystkie zabawki załadujcie do bazy. Niech sobie tam dziecko posiedzi, na zdrowie. Pozwól mu wyrzucić zawartość szuflad i szaf na środek pokoju. W czasie kąpieli możecie nachlapać jak nigdy wcześniej. Pamiętaj, żeby nie sprzątać po kolacji! Bałaganem się nie przejmuj, ale o tym za chwilę.
Dziecko po takiej zabawie padnie szybciej niż później. Czas na drinka. Albo dwa. Tylko nie przesadź, bo musisz jeszcze do męża całą noc dzwonić! Póki jest łączność, jest dobrze. Oby do rana!
I teraz najważniejsze: obojętnie o której mąż wrócił, obudź go o siódmej. Żadne tam śniadania do łóżka czy kawa na ocucenie! Jak zrzucać, to z wysokiego konia… Jakby nie bardzo miał ochotę wstać, zawsze możesz włączyć odkurzacz w sypialni, bo syfu narobił przed snem. Raczej nie będzie pamiętać czy to prawda. A Ty jesteś dobra żonka, sprzątasz po nim. Nie zapomnij też spojrzeć na niego z przyganą:
– Jak ty wyglądałeś w nocy, człowieku?!
Tylko nie przesadź, bo awantura nie jest teraz Twoim celem, chodzi o wzbudzenie poczucia winy. Dobrze się bawił? Super! Ty nie… Jesteś zmęczona, bo całą noc się martwiłaś, czekając na niego… A roboty w domu pełno! Skoro już salon, kuchnia i łazienka wyglądają jak po przejściu tornada („naprawdę nie wiem, co w to dziecko wstąpiło wczoraj wieczorem!”), zarządź generalne porządki. Upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu: w domu będzie w końcu czysto, a kiedy do męża w następnym tygodniu zadzwoni ten sam lub inny kumpel z propozycją wypadu, najpewniej usłyszysz:
– Nie, stary, wiesz co? Zmęczony jakiś jestem… Chcę się wyspać… Nie mam już do tego zdrowia… Rodzina, dziecko… Starość nie radość!
Ja? Ja niczego nie zabraniam! To mój mąż nie ma ochoty wypuszczać się na miasto częściej niż raz w roku i to tylko przy naprawdę WAŻNEJ okazji…
PS W sumie to nie wiem, czy mężczyźni podziękują mi za ten tekst. A powinni! Dzisiaj albo jutro macie wychodne, Panowie! Zgadnijcie czyja to zasługa?
Jej! Ileż to się człowiek na przyszłość może z blogów nauczyć :D Na przyszłość :)
Przeczytałam ten tekst swojemu mężowi. Oboje płakaliśmy ze smiechu!
Mój by nie poszedł z kolegami na piwo, chyba żeby mu kto zapłacił. Z nas dwojga to ja jestem bardziej imprezowa. Pierwszy raz na nocne wyjście ze znajomymi uciekłam jak moje dziecię skończyło miesiąc. Było to coś w rodzaju sympatycznego zakończenia połogu. Nie mogłam znikac na długo, bo kp, które pod tym względem uprzykrzało mi życie. Ale i tak potem straciłam pokarm, więc butelka dała mi wolność i weekendowe wyjazdy do znajomych w innych miastach. Niemałż musiał odreagować tylko raz, pojechał na niecałe 2 tyg. w góry (miałam do pomocy jego mamę, więc nie byłam sama), ale i tak mu miałam za złe. No ale szybko nadrobił straty, w efekcie zajmował się małą lepiej ode mnie. Teraz stosujemy metodę podrzucania dziecka babci i wujkowi, miała rok jak wyjechaliśmy bez niej na 10 dni (wcześniej zdarzały się wyjazdy 5-6dni). Reasumując, to o czym piszesz jest dla mnie totalną abstrakcją :D To Niemałż gotuje u nas obiady, to Niemałż robi najczęściej jedzenie dziecku, to Niemałż chodzi z nią na spacery (robiąc przy okazji zakupy), to on nauczył mnie obsługiwać jego rodzinną pralkę… Robi dla nas tyle rzeczy, że z wyrzutów sumienia zmywam (już raz na dwa dni!) i raz na miesiąc machnę coś odkurzaczem ;)
To wspolczuje, ja tam wole miec w domu faceta a nie kure domowa. No i dziecko jest nasze a nie dziadkow, jak wypady to cala rodzina. Chyba bym umarla z tesknoty zostawiajac mala na kilka dni.
To kim ja jestem wg Ciebie, skoro skręcam w domu meble, piłuję deski, a mieszkamy z babcią razem w domu, więc mała ani trochę za nami nie tęskni, bo jest przyzwyczajona że raz my wyjeżdżamy, raz babcia? BTW Niemałż gotować i zagniatać ciasto nauczył się od taty, a wychowały go tak jak jego starszego brata babcie i prababcia, bo rodzice pracowali. Widzę same plusy, bo w domu nic nie muszę robić, a na pewno się nie przemęczam w porównaniu do prawdziwych kur, na ogół bardzo sfrustrowanych i nieszczęśliwych.
Osobiście uważam, że dla zdrowia psychicznego zarówno własnego jak i dziecka (tak, tak!) warto się czasami wyrwać z domu. Ja na przykład jestem na wychowawczym, więc naprawdę dużo czasu spędzam z dzieckiem, przez co Kostek traktuje mnie czasami trochę po macoszemu… Tzn. traktuje moje towarzystwo jak oczywistą oczywistość (mama jest i będzie zawsze), więc kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś inny (tata wraca z pracy, babcia wpada z odwiedzinami), zwyczajnie mnie odpycha. Dlatego daję jemu i sobie tę odrobinę wolności, czas na złapanie oddechu. Lubię wyjeżdżać bez dziecka, bo powroty są genialne! I pomagają nam złapać rodzinną równowagę. Nie mówiąc o tym, że dzięki temu maluch przywiązuje się do dziadków, a moim zdaniem bardzo ważne jest, aby dzieci miały z nimi świetny kontakt (to bardzo ważne osoby w ich życiu!) i jeszcze lepsze wspomnienia. Kiedy rodzice są obok, bywa to utrudnione…
Co do podziału obowiązków… Każdy robi jak mu wygodnie. Mój mąż musi mi dużo pomagać, bo jest moim partnerem, więc dzielimy się pół na pół i nie uważam, żeby tracił cokolwiek ze swojej męskości, kiedy robi pranie ;). Ba! Specjalnie wybrałam sobie faceta, który w związek ze mną nie wszedł prosto z ramion mamy, tzn. jakiś czas (8 lat!) mieszkał sam w innym mieście i potrafi o siebie zadbać: ugotować, posprzątać. Dzięki temu mam pewność, że chłopaki beze mnie nie zginą :).
Masz racje, jak masz pomoc i możesz skorzystać zrób to..wiem co mówisz..bo ja jestem taką trochę sfrustrowaną matką…siedzę już prawie drugi rok w domu, trochę z wyboru trochę z przymusu…Kocham synka ale chętnie bym tak wyjechała a nie mogę, dlatego że nie mam z kim go zostawić, bo każdy prawie pracuje a chłopak też …nie narzekam, tylko reasumując nie patrz co inni piszą, tylko jak możesz korzystaj aby być szczęsliwym a przy okazji twoje dziecko będzie szcześliwe.Pozdrawiam
Hi hi hi :)
hehe – a u nas ja czesciej wychodze niz moj malzonek ;) i jeszcze mnie prosi – idz, idz, odstresujesz sie, wyszalejesz…tylko nie wracaj zbyt wczesnie ;) i zawsze mi mowi ze lepiej sobie radzi z dziecmi jak mnie nie ma (no pewnie…starszemu da PSP, mlodszej pusci bajeczki i ma swiety spokoj) :) no coz…dzieciom tez jest potrzebny dzien bez zakazow i nakazow ;)
Co za bezsensowny post, durna feministka. W kochającym się małżeństwie nie ma „takich problemów”. Współczuje Twojemu mężowi bo zachowujesz się jak księzniczka
A ja gratuluję poczucia humoru, dystansu i umiejętności odczytywania ironii ;).
No fajne fajne.
Typowo kobieca „logika”. Knucie, intrygi, złośliwość. Po co po prostu dać trochę świętego spokoju „ukochanemu” mężczyźnie? Tak zwyczajnie, bezinteresownie, tak żeby naładował baterie (z których energii korzysta przecież i kobieta i dzieci). Nie nie nie. Lepiej uknuć dobrą intrygę, uprzykrzyć życie jak się da bo przecież skoro kobieta kocha mężczyznę, to „logiczne” że musi mu robić pod górę. Byle nieotwarcie. Najważniejsze jest to, żeby wyjść jeszcze na ofiarę w takiej sytuacji. A potem to już tylko pozostaje być (z siebie) dumną kobietą, z kolejną udaną intrygą na koncie.
A może gdyby tak choć cześć tej energii wykorzystywanej na intrygi i knucie przekazać na coś innego, to może wszyscy bylibyśmy szczęśliwsi?… A przynajmniej mniej zmęczeni. ;)