Marzysz o zmianach? Dziecko nie jest żadną przeszkodą!
Tego jeszcze o mnie nie wiecie, ale jestem uzależniona. Musiałam się w końcu do tego przyznać! Chociaż, tak naprawdę nie potrafię z tym walczyć. Nie bardzo nawet chcę, mimo że przez to uzależnienie moje życie wielokrotnie było wywracane do góry nogami. Ba! Nie tylko moje, ale przede wszystkim życie mojej rodziny. Zacznę może jednak od samego początku, bo wiadomo, że każde uzależnienie swoje korzenie ma zapuszczone gdzieś tam głęboko w dzieciństwie…
Urodziłam się w rodzinie budowlańców. I tak jak każde normalne dziecko jest zabierane na plac zabaw lub do sklepu z cukierkami, tak ja byłam zabierana na plac budowy. Ewentualnie na targi budowlane, gdzie darmowe cukierki rozdawano. Szukałam więc tych cukierków, chodząc od stoiska do stoiska i przy okazji podziwiając drzwi antywłamaniowe najnowszej generacji. Moi rodzice też podziwiali. A to, co zobaczyli – natychmiast chcieli mieć u siebie.
Więc bardzo często zarządzali remont. Ale nie jakieś tam odświeżanie ścian czy wymiana kanapy. U mnie zawsze musiało być z grubej rury: jak remont salonu to taki z wyrównaniem tynków, zerwaniem belek, parkietu, wymianą okien i drzwi. Przy okazji kuchnia i schody. Jednym słowem: działo się działo.
Szybko przywykłam. Ba! Nie tylko przywykłam, ale… Pokochałam to! W efekcie w dorosłym życiu trzy razy remontowałam mieszkanie od podstaw. Ciągle mnie nosi, wystarczy, że pomieszkam gdzieś trzy lata i już patrzę, co by tu…
Miałam się ustatkować po porodzie, ale… Nic z tego! Ostatnio wymyśliłam nawet, że kupię i wyremontuję dom sprzed wojny.
Co na to Piotr? Kiedy dowiedział się o moim uzależnieniu, było dla niego zwyczajnie za późno, bo już go prowadziłam do ołtarza (sesese). Musiał to zaakceptować. I w sumie obyło się bez większych scen. Wiesz dlaczego? Bo szybko chłopak zrozumiał, że remont to samo dobro!
Ja wiem, że ludzie się go boją. Wzbraniają rękoma i nogami, byle tylko tej starej kanapy nie ruszyć nawet pięć centymetrów w prawo. Znajdują tysiące wymówek, a jedną z takich wymówek są na przykład małe dzieci. Ale czy one faktycznie przeszkadzają nam w remoncie? Moim zdaniem – nie! A wiesz dlaczego?
1. Dla twoich dzieci remont jest jak wakacje.
Takie są moje wspomnienia z dzieciństwa. W środku roku czułam się jak na koloniach! Cała rodzina na walizkach, w jednym pokoju, telewizor odłączony, więc wieczorami graliśmy w planszówki albo karty – co to była za frajda!
Jeśli jednak wizja spania w jednym łóżku z mężem, dwójką dzieci, kotem i psem cię przeraża, przypomnij sobie, że…
2. Zawsze musi być gorzej, żeby mogło być lepiej!
Nie ma innego wyjścia. Musisz przejść przez ciążę i poród, żeby usłyszeć śmiech dziecka. Musisz zaakceptować chwilowy kurz i bałagan, jeśli chcesz mieć wnętrze jak z Pinteresta. I zapewniam cię, że te chwilowe niewygody przeszkadzają tylko tobie, a nie twoim maluchom.
3. Warto wykorzystać ten czas i wartościowo spędzić go z rodziną.
Jeśli do prac remontowych zatrudniliście ekipę, spokojnie możecie się ewakuować do zoo, kina lub dawno nie widzianej prababci, czyli wszędzie tam, gdzie na co dzień zwyczajnie nie mamy czasu się wybrać.
Jeśli natomiast wykonujecie remont na własną rękę, warto zaangażować dziecko w takie prace jak: pakowanie, zabezpieczanie starych mebli lub skręcanie nowych, malowanie ścian, sprzątanie po remoncie. Dzieci naprawdę lubią pomagać i naśladować dorosłych: tak jak tata trzymać młotek, tak jak mama upinać firanki. Żeby jeszcze bardziej zachęcić je do pomocy, można im nadać tytuły: „głównego dekoratora”, „starszego aspiranta do spraw porządkowych” czy „wallpaper managera”.
4. Bo remont to świetna okazja do nauki od najmłodszych lat!
Prace remontowe, o których wspomniałam, rozwijają zdolności manualne. Uczą też odpowiedzialności, sumienności, dokładności oraz… Podejmowania trafnych decyzji!
Pamiętam, że rodzice pozwalali mi aktywnie uczestniczyć w wyborach wnętrzarskich. Pomagałam im dobrać tapetę, kolor ścian, podłóg, drzwi, rodzaj mebli. Czułam się wtedy taka ważna!
Kiedyś uparłam się pomalować mój pokój na różowo. Dosłownie nikt nie mógł przemówić mi do rozsądku, a że wkraczałam już w wiek nastoletni, to oczywiście po dwóch-trzech latach od odświeżenia ścian zaczęłam się ich koloru wstydzić przed znajomymi. Raz na zawsze zrozumiałam, że mniej znaczy więcej. Nigdy potem nie miałam pomysłu, żeby stosować intensywne barwy na dużej powierzchni. To, co na próbniku wygląda całkiem ok, w nadmiarze może wywołać zawał serca. Klasyka rulezzz. Jeśli szaleć – to tylko w dodatkach, bo je zawsze łatwo wymienić.
5. W ten sposób wyrabiasz w dziecku poczucie estetyki.
Teraz to ja jestem w mojej rodzinie głównodowodzącym jeśli chodzi o remonty. Rodzice wymieniali niedawno zestaw wypoczynkowy. Zgadnij, kogo zabrali do sklepu, żeby wybrał im tapicerkę?
6. I poprawiasz jakość życia całej rodziny.
Po co męczyć się ze starą kuchnią, w której co drugi sprzęt działa nie tak jak powinien, skoro można ją wymienić? Lepiej mieć coś nowego niż starego – wiadomo. Lub starego, ale odnowionego – jak nasz dom sprzed wojny ;).
7. To również najlepsza okazja, żeby uporządkować swoją szafę, a więc… Życie!
I zacząć żyć świadomie. Nie kupować tysiąca niepotrzebnych rzeczy. Ja zdałam sobie sprawę ze swojego zbieractwa po pierwszej przeprowadzce, kiedy nie widziałam w nowym wnętrzu miejsca dla 90% zgromadzonych przeze mnie rzeczy. To także świetna nauka dla dziecka, które dzięki remontowi może zrozumieć, że nie potrzebuje do szczęścia aż tylu zabawek, a pewnie o wielu od dawna nawet nie pamięta. Wspólnie możecie wybrać, które zabawki są naprawdę bliskie, a które mogą uszczęśliwić inne dzieci (np. w domach dziecka).
I co? Nie taki remont – z małym dzieckiem – straszny, jak go malują?
A jak ty wspominasz remonty ze swojego dzieciństwa? Jestem też ciekawa, jak sama radzisz sobie w czasie remontu ze swoim dzieckiem?
Wpis powstał w ramach cyklu: „Otwórz się na zmianę. Poradnik remontowy PORTA.”
Nasz starszy musi sie trzymac zdala od remontow, bo ma alergie na kurz :) wiec mnie to srednio zacheca, bo musi byc poza miejscem akcji :) i maluch – troche ponad rok – na plac remontowy sie nie nadaje jeszcze. Wiec czekam jeszcze :) najbardziej mnie zacheca punkt 7 :)
Ja się zawsze bałam remontu. Niby mam chciała, ale się boję. Zwłaszcza z dzieckiem. Ciężka sprawa. Za którą jednak trzeba będzie się kiedys zabrać, bo jak piszesz na pewno poprawia to jakosc zycia.
Zgadzam sie, dziecko w remoncie nie przeszkadza, sami niedawno przezylismy taką sytuację! A ile potem miało radości z nowego pokoju i dorosłych mebli! Chociażby dla tej radości warto.
WOW! Chyba mi oczy otworzyłaś! Moi rodzice też byli budowlańcami, a ja od najmłodszych lat chodziłam z Tatą po dachach i może stąd Zmiana to moje drugie imię? Mieszkamy w czwartym miejscu w przeciągu 6 lat, z czego dwa urządziliśmy od podstaw. Jak znów się przeprowadzaliśmy, a ja byłam w 8 miesiącu ciąży znajomy podpytywali czy to nie za szybka decyzja, czy na pewno chcemy się tu zestarzeć. Ale że co? Przecież kto mi zabroni za kilka lat zmienić? Moja rodzina zna nas nieco lepiej i śmieje się, żeby chociaż 4 lata nam nowe miejsce posłużyło ;-)
Dokładnie! Ja myślę, że dzięki rodzicom po prostu przywykłyśmy do zmian i nie boimy się ich tak jak inni ludzie (którzy tych zmian nie poznali w dzieciństwie).
Remont jest do przeżycia. Ba! Tak naprawdę jest z tego więcej frajdy niż niewygody :). Przeprowadzka jest do przeżycia – bo tutaj znowu sama frajda :). Ja nie do końca rozumiem ludzi, którzy się tego boją. No bałagan, kurz, kartony, ale… Jak długo to trwa? Kilka tygodni? Miesięcy? A jak potem ładnie się mieszka? Zdecydowanie skórka warta wyprawki :).
Do tego Rodzice Przedsiębiorcy myślę, że również mieli ogromne znaczenie! Wiele osób, które znam tak samo boi się pracy na własny rachunek, jak inni remontu…
Rozbawiłaś mnie tym wpisem, bo sama jestem mamą budowlańcem. Nasza, za chwilę 3 letnia córka, uwielbia budowę ? Często słyszę „mamo a chłopaki dzisiaj pracują? Jedziemy zobaczyć co robią? ?
Ostatni remont naszego mieszkania:
– mama z córką szpachle w dłonie i atak na ściany…
– tata załamanie nerwowe i urojona choroba ? zdecydowanie nie podziela naszych upodobań ?
idealnie trafilas z swoim postem w moj dzisiejszy nastroj, albo moj nastroj trafil w Twoj post:) jestesmy w trakcie generalnego remontu domu, polaczonego z rozbudowa, za 3 miesaice spodziewamy sie naszego pierwszego dziecka, a w remontowanym domu mieszkamy, i co smiesniejsze razem z budowlancami. mam generalnie bardzo pozywtywne nastawienie do zmian zyciowych i zgadzam sie, ze zeby docenic luksusy i zeby bylo ladnie najpierw trzeba troche poswiecic i sie przemeczyc. dzis jednak mamy w domu taka rozpierduche, jedna sciana poleciala, kuchnia w zaden sposob nie jest juz funkcjonalna, wszedzie bajzel, podloga rozryta, rury na wierzchu…i moj entuzjazm zgasl… ogarnal mnie strach i panika, ze nie zdazymy, ze dziecko sie urodzi a my w tym syfie, albo ze przyjdzie mi zamieszkac z tesciami…czarnowidztwo! i tu Ilonka mnie podbudowala swoim fantastycznym postem, dziekuje:)
Trzymam więc kciuki, na pewno wszystko ślicznie się uda!
A potem… Potem to już tylko sama wygoda i radość z wyremontowanych wnętrz :).
Ja się bałam remontu z dzieckiem, ale kiedyś trzeba się było odwazyć i masz rację! Dzieci odbierają to zupełnie inaczej, moje fajnie się w czasie remontu bawiły, a ja zrozumiałam, że nie taki wilk straszny, jak go malują.
Ale z ciebie wariatka!
Podziwiam, zazdroszcze i czekam na efekty!
Przedwojenny dom to jest to.my skonczylismy renowacje takiego domu kilka miesiecy temu.warto! Maja klimat :) co do dzieci, to nasza 2 latka na pewno zapamieta np. ze pozwolono jej mazac po scianach przed malowaniem. Powodzenia z waszym remontem :)