Jak łatwo być mamą rocznego dziecka!
Jest taki zwyczaj wśród bardziej doświadczonych mam i ojców, że kiedy widzą rozbiegane spojrzenie rodziców noworodka, klepią go po plecach z pocieszającym: „Nie martw się! Potem będzie tylko gorzej…”.
I ja to słyszałam. Wielokrotnie. Dzięki! To przez takie właśnie uwagi w ciągu pierwszych miesięcy goniłam w piętkę. Zastanawiałam się, jakim cudem u licha ludzie decydują się na drugie, trzecie, czwarte dziecko? Skoro potem jest gorzej??? Po mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: „W co ja się najlepszego wpakowałam?!”. Bo wczesne macierzyństwo miało być sielanką? To przecież błękitne śpioszki i pierwsze uśmiechy, prawda? Bzdura!
Po pierwsze: nie można zakładać, że wszystkie matki są takie same. Jedne przeżywają rzeczywistą rozkosz dzięki samemu tylko obcowaniu z czerwonym i pomarszczonym bąblem. Inne – kiedy ich dziecko jest na etapie leżącego w rożku zawiniątka – są w czarnej d… Dziurze. Wycieńczenie fizyczne po porodzie, baby blues, hormony, wcześniejsza wizja cudownego macierzyństwa nijak nie przystająca do rzeczywistości, całkowita zmiana trybu życia i bolesne przewartościowanie priorytetów, a właściwie wywrócenie całego świata do góry nogami. Powodów może być wiele. Ale ja nie o tym dzisiaj chciałam…
Bo po drugie: nie wszystkie dzieci są takie same! Jedne całą dobę śpią i budzą się tylko na karmienie. Inne śpią po piętnaście minut co piętnaście minut, więc matka, nawet jakby chciała – nie jest w stanie się wyspać. Jedne rodzą się z dojrzałym układem pokarmowym: żadnych ulewań jak Niagara, krztuszeń, kolek, alergii; inne cierpią za każdym razem, kiedy muszą coś zjeść. Czyli co dwie, trzy godziny. Bez jedzenia też cierpią – z głodu rzecz jasna. Sytuacja patowa. Niektórym noworodkom wystarczy zawiesić karuzelkę nad głową, żeby się czymś zajęły, inne trzeba cały dzień nosić, mówić do nich, zabawiać, poświęcać sto procent rodzicielskiej uwagi. Istnieją niemowlaki spokojne i radosne od pierwszego dnia życia, a istnieją nerwowe, wrażliwe, przytłoczone nadmiarem bombardujących je bodźców. Te drugie potrafią całe dni/tygodnie/miesiące przemarudzić lub przepłakać. Nie są na tyle zmęczone, żeby iść spać, ale tak zmęczone, że nie chcą się bawić. Jakby wołały: „Mamo! Zatrzymaj świat! Ja wysiadam!!!”. Z wiekiem to się zmienia, potem marudkują i płaczą już tylko po południu, żeby gdzieś koło roku przywyknąć do świata i okrzepnąć. Z małego jękadełka przemieniają się w radosne, pełne życia bobasy.
Miałam to szczęście (tak, teraz postrzegam to jako szczęście!), że w obydwu punktach byłam po tej drugiej stronie. Dlatego życie z roczniakiem wydaje mi się nieustającym pasmem radości! Moje dziecko całymi dniami się śmieje, a ja razem z nim. Jest skore do zabawy i psikusów. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakało! W dodatku to nadzwyczaj grzeczny chłopiec. Wszystko, czego uczyliśmy się w ciągu pierwszego roku życia, teraz procentuje: kiedy jest zmęczony, pokazuje, żeby zanieść go do łóżeczka, w którym sam zasypia, sam również je (co prawda nie operuje jeszcze łyżeczką, ale doskonale radzi sobie z kanapkami, warzywami i owocami, chociaż – ze względu na bałagan – byłam umiarkowaną fanką BLW), potrafi przez dłuższy czas skupić się na jednej zabawie, nie potrzebuje ciągłej zmiany bodźców jak wcześniej i – nomen omen – sprząta po sobie, np. kamienie po skończonej zabawie z powrotem zanosi do doniczki, z której je wyjął. Oczywiście, zdarzają nam się gorsze dni, niesubordynacja, muchy w nosie, kwaśne miny i krzyki na spacerze, ale wszystko to – w porównaniu z pierwszym rokiem życia, podczas którego małemu nadano ksywkę „terrorysta” – jawi się jako sielanka i doprawdy nie wiem, czy cokolwiek jest mnie jeszcze w stanie złamać w całym tym macierzyństwie! Bo ze starszym dzieckiem jest super! Nawet jeśli ma już własne zdanie, nadużywa słowa „nie” i ucieka przede mną na drzewo. Mam realny wpływ na jego samopoczucie i zachowanie. Potrafimy się ze sobą porozumieć. Zamiast płaczu słyszę śmiech. Zamiast małej kupki kwilącego i wiecznie zmęczonego nieszczęścia widzę dużego, zdrowego, aktywnego i ciekawego świata chłopca.
Dlatego zawsze, widząc rozbiegane spojrzenie rodziców noworodka, mówię: „Nie martw się… Z każdym dniem/tygodniem/miesiącem będzie lepiej!”. Zobaczysz. Bo jest coraz lepiej.
A ja nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz!
Ogromnie pozytywny wpis i cieszę się, że stoisz po tej stronie barykady….ile można słuchać, że później jest tylko gorzej? ;) dzięki :)
Ale piekna, wielka dawka cieplej i mega fajnej energii. Az chce sie zyc! Dzieki za to (mama 6-miesiecznego szczescia)
Z całego serca dziękuję za ten wpis. Jestem właśnie na etapie takiego ulewającego,kolkowego,wiecznie marudzącego niemowlaka jakiego opisujesz i przywróciłaś mi nadzieję, że całe to macierzyństwo kiedyś może dawać radość.I to prawda, że wszędzie tylko słyszę, że później jest gorzej, dobrze, że ktoś twierdzi inaczej.
Nie słuchaj tego! Ludzie, którzy tak mówią, nie mieli dziecka ulewającego, z bólami brzuszka, itp. Jesteś zaprawiona w bojach, jak tylko te dolegliwości miną (a z każdym miesiącem będzie lepiej, bo układ pokarmowy dojrzewa), będziesz się cieszyć macierzyństwem!
Kiedy zatwierdzałam Twój komentarz, mój mały podszedł do mnie, żeby się przytulić i pocałować. To najpiękniejsze chwile :). Też wkrótce ich doczekasz :).
Magda – bo macierzyństwo daje radość :)
Mamuniu – roczniak jest wspanialy? teraz dopiero zobaczysz jak cie zacznie zaskakiwac! :) im dziecko starsze tym lepiej :D – no…moze do pewnego momentu (jeszcze nie wiem – czy to bedzie 8 czy 18 czy moze 28lat?);)
Powtarzam to sobie („będzie coraz lepiej”) codzień, conoc…
Dziękuje:-)
Mama 7-tygodniowego Bąbelka
Bo będzie ;). Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc – zobaczysz!
dziekuje za te slowa! Moj synek ma 6,5 miesiaca – pierwsze trzy to byl koszmar! Placz niemal non-stop, noszenie na rekach, wiszenie na cycku, ulewanie jak w „Egzorcyscie” itp itd Od 3 do 6 miesiaca bylo lepiej, ale teraz zaczynaja sie zabki i od nowa „zabawa”. Jak ja sie juz nie moge doczekac zeby on mial roczek! :)
U nas też pierwsze trzy miesiące były istnym koszmarem! Maleństwo było bardzo wrażliwe, każdy dotyk, zmiana pieluszki = płacz. Do tego ulewanie, a właściwie krztuszenie się, duszenie, pamiętam, że nie mogliśmy go odkładać płasko, a na spacerze prowadziłam wózek przednimi kołami do góry. Potem już różnie: raz słońce, raz deszcz, ale codziennie od 16 do 20 płacz, bo był już zmęczony bodźcami, nie dawał rady. I nagle około roku całkowita przemiana w radosnego, psotnego chłopaka. W domu całymi dniami rozbrzmiewa jego głośny śmiech!
No i super! Ja ostatnimi czasy wciąż słyszałam, że „jak zacznie chodzić, to dopieeero zobaaaczysz”. A po cichu nie mogłam się tego doczekać. Doczekałam i również jestem najszczęśliwsza na świecie;)
Również nie rozumiem, co w tym strasznego, że dziecko zaczyna chodzić? Ja z fascynacją obserwuję swoją raczkującą córeczkę, jak eksploruje świat, i wiem, że kiedy stanie na swoich nóżkach prawdziwa zabawa dopiero się zacznie :) A że trzeba mieć oczy dookoła głowy…Przynajmniej nie jest nudno;)
Dzięki za ten wpis. Ja nie mogłam się doczekać kiedy mój brzdąc sam usiądzie i będę mogła wypić kawę patrząc jak dziecię bawi się na kocu. Szczęście trwało tydzień, bo zaraz potem zaczął raczkować, wstawać i upadać i kawa ciągle była zimna. Teraz doskonali chodzenie przy meblach i ciągle wisi mi na nogach. Czekam aż sam zacznie biegać i uwolni moje nogawki. Jestem przekonana ze po roczku czeka nas tylko fajna zabawa i poznawanie świata :)
Ja miałam podobnie, tzn im dziecko strasze było u nas coraz lepiej. Tzn są inne problemy, ale być może własnie mi takie problemy bardziej pasują po prostu :) Przy niemowlaku właśnie przeżywałam katusze, ale już od roczniaka żylo nam się coraz lepiej. Dlatego rozumiem, że można mięć więcej dzieci, co przy maluchu mi się wydawało osiągnięciem co najmniej takim jak wyprawa na księżyc.
„są inne problemy, ale być może własnie mi takie problemy bardziej pasują” – dokładnie! Myślę, że mam podobnie, ale to się dopiero okaże, bo bunt dwulatka jeszcze przed nami. Choć ja lubię takie wychowawcze wyzwania :).
Ja się czułam przy niemowlaku dość niekomfortowo, bo na wiele rzeczy się nie ma wpływu i miałam wrażenie, że całe moje życie się rozbiegło w różne strony, a ja nic z tym nie mogę zrobić (nie mogę spać, kiedy padam ze zmęczenia, nie mogę się najeść jak jestem głodna, nie mogę pomóc synowi jak płacze itd.). I jeszcze własnie jak mi mówili, że będzie gorzej, to mnie to dobijało, bo dla mnie już było źle :))
Życie ze starszakiem nie jest też usłane różami, ale ja sie w tym lepiej odnajduje i znalazłam trochę spokoju. Więc to jest kwestia charakteru dziecka i mamy :) Pamiętam, że przy niemowlaku odliczałam dni do roku, a potem jakoś już było z górki.
Dobrze, że dodałaś taki wpis, bo ja też ciągle słyszałam: ZOBACZYSZ, BEDZIE GORZEJ :) na razie się z tym nie zgodzę, ale kto wie, co mnie jeszcze też czeka :))
Tak! Tak! Tak! My do roczku zbliżamy się małymi kroczkami, ale już wcześniej znalazłam potwierdzenie wyżej napisanego. Pierwsze tygodnie, miesiące przemilczę w rodzinnych opowieściach, ale tak jakoś około 4-5 miesiąca coś się ruszyło. Odpuścił brzuszek, pojawiły się uśmiechy, grzechotka w ręce. Jak skończyła pół roczku i zasiadła z nami przy stole, to od razu się weselej zrobiło. Niebawem skończy 9 i towarzyszy mi na każdym kroku, ale już niekoniecznie na moich rękach, bo zwiedza świat na czworaka :) Nie ukrywam, że kiedy stała się bardziej samodzielna, jak już siada i raczkuje, to uff, troszkę matka odetchnęła ;) Teraz też ma lepsze i gorsze dni, (kto ich nie ma?) ale mam inne podejście do tych sytuacji. Być może ze względu na to „zaprawienie w bojach” ;)
Hahaha.. jakie to zyciowe :) Pozdrawiam cię gorąco .. a pewnie że jest lepiej chociaż jest gorzej ale jest lepiej bo MY MAMY dajemy radę ! I to jest cudowne ! Bo miłości jest coraz więcej pomimo wszystkich przeszkód i kłód pod nogami :) Dajemy radę ! Bo w rodzinie i miłości siła :) Pozdrawiam :* i zapraszam do mnie :)
Ja też tylko słyszę, że będzie coraz gorzej i tak dalej, a nawet nie mam dzieci. xD Według mnie to każda mama zasługuje na medal! :D
_____________________________
Place zabaw dla dzieci http://spil.pl/
Też słyszałam takie głosy że będzie gorzej, a sama nie wiem co ludzie przez to rozumieją? Ja miałam podobnie, tzn im dziecko straszę było u nas coraz lepiej. było bardziej samodzielne, potrafi sobie wręcz samo jeść zrobić, tu mówię już o nieco starszym. . Tzn są inne problemy, ale być może właśnie mi takie problemy bardziej pasują po prostu :) Przy niemowlaku właśnie przeżywałam katusze, ale już od roczniaka żyło nam się coraz lepiej.
Jak ja się cieszę że tu trafiłam ?moja córcia ma 5 miesięcy i jest małą marudką i cały czas wymaga 100 % uwagi… W jednym miejscu usiedzi może z 10-15 min i zaczyna stękać bo się nudzi ? czuje się jak na kolejce górskiej która się nie zatrzymuje, ale teraz po przeczytaniu tego wpisu wierzę że z miesiąca na miesiąc będzie Nam coraz lżej a mój bobasek wyrośnie na ciekawą świata uśmiechnięta dziewczynkę??
Uszy do góry!
Też pozostawię jakiś optymistyczny komentarz – moja starsza córeczka (teraz kawał żbika w wieku szkolnym) była niemowlęciem w kółko wrzeszczącym, a mnie po jej podchowaniu na widok niemowląt trzęsły się ręce, bynajmniej nie z radości ;)
To na szczęście nie jest tak, jak nam się wmawia, że wrzeszczą dzieci zepsute, rozpuszczone i awaryjne ;) Dzieci wrzeszczą, bo nie mówią. I nie wyrastają z nich potworki, tylko fajni ludzie :)