Sposoby, dzięki którym ty i twoje dziecko będziecie mieć zdrową i piękną skórę
Kto czyta mojego bloga od dawna, ten wie, że borykam się z problemem przesuszonej skóry. Niestety, nie dla mnie balsamy za dyszkę czy szybkie prysznice, po których od razu można wskoczyć w letnią sukienkę. Bo jeśli się nie posmaruję – bardziej niż zwiewną nimfę będę przypominać liniejącego węża. Ale i tak to właśnie zimą mój problem nasila się najbardziej. Pojawia się wtedy swędzenie i charakterystyczna „gęsia skórka”. Podejrzewam, że gdybym urodziła się w XXI wieku, a nie w latach osiemdziesiątych – byłabym diagnozowana w kierunku AZS.
Szczęście w nieszczęściu: Kosteczka jest podobna do taty. Odziedziczyła po nim nie tylko – ekhem… – oszałamiającą urodę i zaje… Fajny charakter, ale również cerę, której pielęgnacja jest praktycznie bezproblemowa. Niestety, mój synek nie miał tyle szczęścia. Od czterech lat borykamy się u niego z podobnym do mojego swędzącym kłopotem.
W tym czasie odwiedziliśmy już kilku pediatrów, z których niektórzy bagatelizowali sprawę, twierdząc, że „taka jego uroda” i „trzeba smarować”, a inni łapali się za głowę, że absolutnie nie można tego tak zostawić i trzeba zdiagnozować go pod kątem alergii, co właśnie robimy, choć cały czas mam nadzieję, że to nic takiego, po prostu jest suchy i wrażliwy za mną ;).
Ponieważ znam temat od podszewki, bo zmagam się z nim od trzydziestu trzech lat: najpierw jako dziecko, potem dorastająca kobieta, a w końcu jako matka, postanowiłam napisać, co nam pomaga, a co absolutnie nie. Partnerem wpisu jest Lipikar.
JAK RADZIĆ SOBIE Z SUCHĄ SKÓRĄ DZIECKA?
1. To nieprawda, że skóra małego dziecka nie potrzebuje kosmetyków!
Mój mąż to taki typowy Polak, który najbardziej lubi się wypowiadać na tematy, o których nie ma bladego pojęcia :). I tak, kiedy mnie poznał, wmawiał mi, że za dużo się smaruję. Kiedy zebrałam się na odwagę i pokazałam mu, jak wygląda moja skóra bez tego smarowania, to oczywiście nie przyznał mi racji, tylko stwierdził, że widocznie przyzwyczaiłam skórę do mazideł – więc mam. No bo on z kosmetyków używa tylko mydła i dezodorantu – i właśnie dlatego problem suchej skóry go nie dotyczy.
Ha. Hahaha. Teraz się śmieję, ale wiesz co? Wtedy mu uwierzyłam!
Na mnie było już późno, żeby cokolwiek zmienić, skóra jak ta narkomanka domagała się kremów i balsamów, więc odstawić ich nie mogłam, ale kiedy urodziłam pierwsze dziecko za punkt honoru postawiłam sobie: NIE PRZYZWYCZAJAĆ. Serio.
Synka kąpałam więc w czystej wodzie z szarym mydłem, bo podobno najlepsze. Tak wyczytałam na forach dla mam i to był pierwszy oraz ostatni raz, kiedy na nie zajrzałam :). Bo skóra mojego synka schodziła płatami. Była zaczerwieniona, łuszczyła się, no wypisz wymaluj przypominała moją, kiedy zapominałam ją nawilżyć.
Szybko poszłam po rozum do głowy i zrozumiałam, że jak ktoś ma cerę normalną – to nie zaszkodzi mu nawet smarowanie majonezem. Ale jeśli ma wrażliwą czy suchą lub jest maleńkim dzieckiem – to wymaga specjalnej troski.
Skóra dziecka różni się od skóry dorosłego tym, że jest: cieńsza, niedojrzała i nie działa tak sprawnie, dlatego potrzebuje najlepszej z możliwych pielęgnacji już od pierwszych dni.
2. Wybieraj kosmetyki z możliwie jak najprostszym składem oraz bez zbędnych dodatków.
Jak to się stało, że żyję z moim problemem od 33 lat i nie poszłam jeszcze po pomoc do lekarza? Ano… Sama znalazłam rozwiązanie!
Serio, problem niemal całkowicie zniknął, kiedy kilka lat temu trafiłam w aptece na świetny produkt La Roche Posay Balsam Lipikar AP+. Od tego czasu kosmetyki z serii Lipikar polecam absolutnie każdemu, choć zdaję sobie sprawę, że trochę kosztują. Jednak są niesamowicie wydajne! I skuteczne, bo tylko tym balsamem mogę się smarować raz dziennie lub nawet co dwa dni – a nie co kilka godzin! – więc w ostatecznym rozrachunku wcale nie wychodzi tak drogo. Moja koleżanka, która ma drogerię, zawsze informuje mnie o wszystkich kosmetycznych nowościach i pyta, czy nie chciałabym przetestować nowego masła do ciała, ale odpowiadam jej wtedy z rezerwą, że nie, dziękuję, mam swój Lipikar i nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba :). Nauczona latami praktyki wiem, że tylko po tym balsamie moja skóra jest gładka, elastyczna, zero swędzenia, pieczenia, łuszczenia się, no… Nie muszę się wstydzić, kiedy odsłaniam ciało ;).
Lipikar działa tak fantastycznie pewnie dlatego, że to jeden z nielicznych kosmetyków, który ma naprawdę PROSTY SKŁAD. Nie znajdziesz w nim żadnych barwników ani perfum. Z tego względu jest idealny zwłaszcza dla dzieci, choć – będę z tobą szczera – nie miałam o tym pojęcia! Tak, wstyd przyznać: coś co działało u mnie mogło przynieść natychmiastową ulgę mojemu dziecku, a ja nawet nie spróbowałam :/.
Po fali buntu, że nie będę go przecież przyzwyczajać do różnych specyfików, zaczęliśmy stosować emolienty. Poprawa była znaczna, jednak jakiś czas temu napisała do mnie firma La Roche Posay z pytaniem, czy nie chciałabym przetestować ich nowej Emulsji Lipikar Lait, którą można stosować już u niemowląt. I tak zaczęła się przygoda Kostka z Lipikarem :). Jak to typowy chłopak – od razu docenił, że emulsja się nie lepi, tylko natychmiastowo wchłania. No i przede wszystkim: charakterystyczna „gęsia skórka” zupełnie tak jak u mnie – zniknęła!
3. Uważaj przy kąpieli.
Ja sama od kilku lat nie zażywam już długich kąpieli w gorącej wodzie, które uwielbiałam, tylko wskakuję pod prysznic. Kostek woli się jeszcze pochlapać w wannie, dlatego wlewam mu do wody olejek Lipikar, którego używam również zamiast mydła – dzięki temu woda nie wysusza jego skóry.
Bardzo też pilnuję, żeby woda nie miała więcej niż 36 stopni, a sama kąpiel nie trwała zbyt długo. Uważać trzeba również w trakcie wycierania ręcznikiem – lepiej delikatnie osuszać niż trzeć!
4. Chroń przed: mrozem, słońcem i klimatyzacją. Dbaj o odpowiednie nawilżenie pomieszczeń, zwłaszcza zimą, w okresie grzewczym.
Wiadomo, że przed wyjściem na mróz – smarujemy. Również przed wyjściem na słońce, choć ludziom z przesuszoną skórą może się wydawać, że właśnie słońce stan skóry poprawia, bo jakby „wypala” gęsią skórkę – latem przedramiona, nogi i policzki stają się gładsze. Jednak już we wrześniu, kiedy opalenizna zaczyna schodzić, widać, że i skóra wygląda gorzej.
Co do klimatyzacji – no nie da się jej uniknąć całkowicie. W aucie musi być, ale kategorycznie nie zgadzam się na założenie klimy w mieszkaniu, o co od wielu lat toczę bój z mężem. No nie i już, bo sama wiem najlepiej, jak bardzo to wysusza.
I ostatnia kwestia – nawilżenie pomieszczenia. Mamy w domu taki specjalny termometr, który mierzy nam poziom wilgoci. Całe szczęście tu, gdzie mieszkamy, nie ma z tym większego problemu, wilgotność jest dość wysoka, ale na przykład moja mama (aha, ma dokładnie ten sam problem co ja i synek!) zimą non stop uruchamia nawilżacz powietrza, a pranie porozkładane wprost na podłodze (dziadki nie mają grzejników, tylko ogrzewanie podłogowe) to u niej częsty widok ;).
5. Pamiętaj o nawodnieniu również od wewnątrz.
Czyli pilnuj, żeby dziecko wypijało dużo wody, podawaj też często bogate w wodę pokarmy jak zupy, warzywa czy owoce, ale również – uwaga! – ryby i owoce morza. Tak, czas zaprzyjaźnić się ze starą, dobrą krewetką ;).
Ostatecznie okazuje się, że życie z suchą skórą wcale nie jest takie straszne, prawda? Wystarczy tylko odpowiednio ją podejść. No i nie słuchać mojego męża!!!
Znam i polecam produkty tej marki! U mnie dla odmiany dziewczyny wrażliwe a syn kuloodporny ?
AZS – moj „przyjaciel” z lat dziecinstwa. Od kilku lat niemal nie mam objawow, choc wystarczy mala rundka sprzatania bez rekawiczek i moje rece wygladaja koszmarnie. Ale faktem jest, ze tez kremuje. No i dieta, nie w sensie odchudzania, tylko skladnikow – jem bardziej „srodziemnomorsko”. Kilkanascie lat temu moj uklad odpornosciowy byl tak przeciazony, ze wystarczyla pomarancza, czy wlasnie owoce morza, bym zaczela sie drapac, teraz i to sie unormowalo. Dodalabym jeszcze – przy wyborze ubran koniecznie ufac wlasnym odczuciom. Jesli spodnie „drapia” (u mnie niestety domieszka welny wywoluje alergie, choc przeciez welne wklada sie do pieluchy sie niemowletom majacym odparzenia:(), a koronka stanika „gryzie” – nie kupowac, chocby nie wiem, jak fajne. No i druga rada, „z dupy” – unikac stresu (wiadomo, nie da sie). Po traumatycznych przezyciach jestem w stanie przeobrazic sie w ciagu kilkunastu godzin w „zombie” i niemal zadrapac sie na smierc. Synek mial tylko jako niemowle problemy ze skora, teraz na szczescie nie, corka w ogole, ale niestety ma po mnie (i ogolnie po mieczu) lekka astme, choc sa szanse, ze w przeciwienstwie do mnie „wyrosnie” z niej, m.in. dzieki uprawianiu sportu.
Ja tez jestem suchar ;) i pomagaja mi oleje :)
Co do krewetki, lepiej by jednak nie byla stara ;P
Słuszna uwaga!
Co do olei – to one jakby natłuszczają od zewnątrz, ale wystarczy je zmyć/zetrzeć, żeby nie było żadnego efektu (przynajmniej ja tak mam). Balsam wnika mi bardziej wgłąb i sprawia, że skóra staje się gładsza, bez „gęsiej skórki”, delikatna i nawilżona, a nie natłuszczona.
Ale tak, bez olejowania nie wyobrażam sobie życia: używam pod prysznic, żeby zatrzymać wodę wewnątrz, do demakijażu, na włosy, często też na balsam, bo dzięki temu efekt jest jeszcze lepszy (zwłaszcza w problematycznych miejscach jak: łokcie, kolana). Ogólnie u mnie to walka na wielu frontach :)
Mój synek ma taką skórę, w sumie ja też ale nie tak bardzo. Od pediatry też słyszałam „taka jego uroda” :/ Próbowałam wiele kosmetyków, maści – niektóre działy mnie inne bardziej ale po żadnej nie przeszło :/
Jutro skończę do apteki i wypróbuję, mam nadzieję że przejdzie :)
Koniecznie wypróbuj!
PS W internetowych aptekach i drogeriach ten balsam jest duuużo tańszy :)
Moja ulubiona seria, od dawna ją stosuję , kupuję dla siebie i młodszego synka. Nic wcześniej nie przynosiło takich efektów jak ta emulsja.