Jak być zadbaną mamą?
No jak???
Czy tylko ja mam organizacyjne trudności z tym, żeby na co dzień wyglądać dobrze? Nie mylić z moim wizerunkiem na zdjęciach! Wszak czeszę się, ubieram i pudruję nos, zanim dam mężowi aparat do ręki! Na wielkie wyjścia również potrafię się ogarnąć (choć trwa to kwadrans, a nie jak kiedyś – godzinę). Ale już na przykład dzisiaj…
A wygląda to tak: wstaję rano, bo dziecko mnie woła. Skoro mnie woła, nie ma szans, żebym najpierw poszła do łazienki i zadbała o siebie – wrzucam na grzbiet, co aktualnie mam pod ręką (czasami jest to szlafrok) i idę do syna. Przewijam, karmię, turlam się po podłodze, pełzam, gonię królika.
Pierwsza drzemka – znacie na pewną tę radość! Yes, yes, yes! Po ciężkiej nocy kładę się razem z dzieckiem. Gdy było lżej (tzn. nikt nie kwilił, nie płakał, nie krzyczał, nie szukał smoczka, mleka, wody, nie zrobił kupy ani nie zwymiotował na świeżo przebraną pościel), siadam z aromatyczną, gorącą kawą i napawam się ciszą. Włączam komputer. Wiem, powinnam iść do łazienki, żeby chociaż włosy uczesać! Ale jest tak dobrze… Jeszcze tylko chwila… Jeszcze pięć minut… Jeszcze w spokoju ostatnie łyki i pójdę o siebie zadbać. Jeszcze… Fuck! Dziecko się obudziło! Szybko! Przewijanie, karmienie, turlanie, pełzanie, gonienie królika.
Druga drzemka – znacie na pewno to uczucie. Dom wygląda jak po przejściu tornada. Wypada chociaż pozbierać zabawki, o które potykam się na każdym kroku. Jak tylko pozbieram, pójdę do garderoby zmienić przynajmniej ten szlafrok na jakiś sweterek. Ale… Znajduję brudną butelkę. Trzeba wymyć. W kuchni syf. Przecieram blat. Jak już mam ścierkę w ręce, to zlew też wymyję, płytkę, kurze powycieram, a co mi tam! W końcu to tylko pięć minut… Idę się ubrać, ale nie, jeszcze pranie, jeszcze lustro trzeba przetrzeć, bo dziecko upaćkało rączkami. Aha, w salonie wgniotło chrupki w dywan, idę do salonu i czyszczę na kolanach. Wtem słyszę… Ciii… Na nic to! Dziecko się obudziło…
I znowu: przewijanie, karmienie, turlanie, pełzanie, gonienie królika. Ok, pod koniec siedzę tylko i tępo patrzę w ścianę. Albo zarządzam ewakuację i wychodzimy na spacer. Ratuj się kto może aż do powrotu męża z pracy!
Nie ma kobiety, jest matka.
Jeszcze czasami z tym walczę. Kiedyś nałożyłam maseczkę. Z glinki, niby świetna na cerę, trzeba ją potrzymać 20 minut na twarzy i masz skórę jak pupcia niemowlaczka. Cóż… Minutę po nałożeniu dziecko obudziło się z krzykiem (miało spać jeszcze godzinę!), biegnę, sprawdzam, co się dzieje. Na mój widok krzyczy jeszcze głośniej – nie wiem, o co chodzi, biorę na ręce, przytulam, ale dziecko chce uciec, odpycha się, woła: „Ma-ma! Ma-ma-ma-ma-ma-ma!!! MAAA-MAAAAAAA!!!”. No przecież jestem, co się stało Kochanie?! Przechodzimy koło lustra i widzę ten strach w oczach dziecka oraz swoją twarz – czarną od maseczki. Szybko ją zmywam, zanim moja skóra w ogóle zdąży odczuć jakiekolwiek dobroczynne działanie. Grunt, że Kuku przestał się bać własnej matki…
Dlatego nawet nie próbuję pomalować paznokci, bo doskonale wiem, jaki los je spotka. Jak nałożyłam hennę na brwi, syn też się obudził i zanim go uspokoiłam, minęło trzydzieści minut, a hennę zmywa się po dziesięciu… Łydki depiluję tydzień. TYDZIEŃ. Serio. Centymetr po centymetrze. Ilekroć włączę depilator, potomek krzyczy przestraszony, więc po kilku sekundach wyłączam. I tak co dzień. Jak wydepiluję pół łydki, to drugie pół zdąży zarosnąć. Kiedyś na pewno znowu będą gładkie. Kiedyś…
Fryzjer… Wieki nie byłam! Za to od jakiegoś czasu olejuję włosy, ale czasami olej trzymam godzinę, czasami dwie, a czasami pół doby! Każda, która ma dziecko, wie, że nie sposób niczego zaplanować (np. że za godzinę myję włosy, bo za godzinę moje dziecko może dostać spazmów histerii lub biegunki). Kiedyś z takim olejem na głowie pojechałam w gości. Zapomniałam się. Taktownie udawali, że nie patrzą na moją fryzurę. Błąd! Jakby patrzyli, to bym sobie przypomniała i przynajmniej się wytłumaczyła, a tak wyszło na to, że nie myłam włosów od miesiąca!
Jeśli więc któraś z Was myślała, że znajdzie w tym poście odpowiedź na pytanie: „Jak być zadbaną mamą?”, to niestety – zawiodę Was. Ja tego zwyczajnie nie wiem… Cóż, może lepiej kupić poradnik Kasi Cichopek zamiast czytać mojego bloga?
A tak całkiem serio: można o siebie zadbać po porodzie. To kwestia priorytetów. Jak widać, u mnie zrobienie makijażu czy ułożenie fryzury jest gdzieś tam na szarym końcu listy. Bo rodzina, dom, nie ja… Człowiek dorasta i nawet nie wie, kiedy…
Napisałam to ja – osoba, która jako dwudziestolatka nie wyszłaby z domu bez pomalowanych rzęs.
byc moze ze wskazowkami wypowie sie mama, ktora sie burzyla przy ktoryms z pocztakowych wpisow, ze zaraz po porodzie miala super fryzure, paznokcie, mini spodniczke i cala reszte.i o co wam chodzi :) byc moze trzeba jedna reka sprzatac a druga malowac oko? lub odpuscic sprzatanie a wziasc sie najpierw za malowanie?
ja niestety mam to obecnie rowniez przy koncu priorytetow. a na poczatku macierzynstwa bylam zadowolona jezeli wyszlam w czystych ubraniach, czystych wlosach. wroc, ze w ogole wyszlam :)
O, to chyba właśnie o mnie ;) Bo ja to pisałam, ale nie w kontekście, że byłam taka wspaniała, a w takim, że moje dziecko było. I dziś wskazówek nie udzielę, bo recepta na to jest jedna – mieć takie dziecko jak moja Hania :) Do dziś jest taka bezproblemowa i do dziś mogę przy niej zrobić wszystko – pięknie zajmuje się sama sobą, a jak śpi, to śpi – nigdy się nie budzi przed przewidywanym czasem ;)
Więc nie ja jestem taka doskonała, a moje dziecko jest :) Możecie tylko pozazdrościć ;)
Nie, nie Magda. To był ktoś inny.
A, to uff ;) Ale ja chyba też pisałam, że po porodzie, to nie pozostawało mi nic, jak zająć się sobą ;) Bo dzieckiem nie trzba było ;) Tylko pisałam to w innym, pozytywnym kontekście. Już myślałam, że tak źle zostało to zapamiętane ;)
ja nie zazdroszcze :) mimo tego, ze dziecko dalo mi porzadnie w kosc :) zycze, zeby tak juz z Twoim dzieckiem zostalo :) (moja mama ma teorie, ze kazde dzieko w ktoryms momencie i tak ‚da popalic’) ale szczerze, to nie myslalam, ze takie dzieci istnieja. bo w otoczeniu nie znam zadnego takiego i myslalam wlasnie ze tylko w bajkach i filmach to mozliwe :)
<3 Uwielbiam Cię czytać <3
Wiesz, ja nieraz mówiłam, że trafił mi się anioł nie dziecko, i nie wiem co to takie dylematy, bo ona do 2 roku życia przesypiałam 20-22 godziny na dobę. Nie żartuję ;) Miałam tyle wolnego czasu, że nie wiedziałam co z nim robić… Ale czytało się to znakomicie :D
to dobrze, ze takie dzieci sie zdarzaja. niestety chyba dosc rzadko :)
oby, oby, oby, OBYm i ja takie miała! :D :D
Każda tak myśli, zanim urodzi jej się dziecko ;).
Ja nie myślę, ja wnoszę błagania do wszechświata :-)
mam taka historyjke. moja kuzynka pierwsze dziecko miala wlasnie typu: je, spi, bawi sie samo. drugie dziecie natomiast okazalo sie niemalze przeciwienstwem.
teraz mama owego dziecka jest niemalze zrozpaczona, bo nic zrobic nie moze, dziecko sie ciagle domaga jej uwagi, spi w kratke itd. przy 1 dziecku owa mama nie mogla sie nadziwic niezaradnosci innych mam, bo jakze to, ja niemalze wszystko mam zrobione, a wy co. teraz owa mama siedzi cicho i sie juz nie wypowiada :P wiadomo wszystko sie da zorganizowac, jezeli sie chce, jednak dzieci sa rozne, czasem to jest po prostu latwiejsze do wykonania, a czasem nie.
Jakbym słyszała moją mamę – przy pierwszym dziecku wszystko mogła zrobić: uszyć, posprzątać, poprasować. Dlatego drugiego dziecka nie bała się wcale, a tu psikus – dałam nieźle popalić. Syn jest niestety podobny do mnie (muchy w nosie, nadwrażliwość, lekki sen, różne humorki nie do przewidzenia i okiełznania, „chcę to albo lepiej tamto, a teraz znowu to, nie, jednak podaj tamto”. Jak się bawimy, to chce spać, a jak idzie spać, to znowu chce bawić, itp.).
u nas było dokładnie tak samo. Pierwszy – można było wszystko robić, zero problemów.Przy drugim były takie same oczekiwania a tu klops :)
zupełne przeciwieństwo – ma charakterek. Jak w przypadkach opisanych wyżej. Nie chcę nikogo zniechęcać, ale tak czasami jest. A żona wczesniej mówiła, że nie rozumie koleżanek jak skarżyły się że jakieś problemy z dziećmi mają,bo ona nie miała żadnych. Dopiero przy drugim dziecku to zrozumiała ;)
Veniątko ciągle naiwne :D:D:D a tak poważnie, masz wprawę ze wstawaniem do kotów, wiem co mówię!
Boodzik jak będziesz tak pisać to się nigdy nie zdecyduję na powiększenie rodziny. A koty, a w zasadzie jeden wydziera mordkę nad ranem, a ja i tak wstaję wtedy kiedy to mnie pasuje a nie kotu. Wiem, wiem z dzieckiem to pewnie inaczej…. ;) W weekendy śniadanie jedzą ok 10.30, w tygodniu 6-7.
dziecko do 2 roku życia przesypiało aż tyle godzin? Ja to chyba bardziej zaczęłabym się w takiej sytuacji martwić niż cieszyć, że jest takie ospałe.
To samo mi przyszlo do glowy. Cos by mnie zaniepokoilo z tym snem a histeryczka zdrowotna nie jestem.
E tam. Hanka jest zdrowa jak rybka ;). Dziecko śpi tyle, ile potrzebuje. Nie ma norm i reguł (tzn. wszystko może być normą).
Mamunia super! Akurat olej możesz trzymać dłużej na głowie, ja w weekendy w ogóle się nie maluję, nawet jeżeli jadę na zakupy. Szkoda cery i tak swoje przejdzie w tygodniu pracującym, także na luuuuzie :-)
To, że nie wychodzę do ludzi (spacer po lesie to nie wyjście do ludzi!) też ma wpływ na to, jak wyglądam.
Dlatego dochodzę do wniosku, że dla zdrowia psychicznego – każda babka potrzebuje pracy. Ma po co o siebie zadbać.
W pewnym sensie tak, ale wyglądem na co dzień się nie przejmuj ;) Chyba, że się uda zadbać, wtedy fajnie, ale jeżeli nie to uważam że nie ma ciśnienia.
Perfumy się wolniej zużywają. Te „wyjściowe”.
Makijażu sobie potrafię odmówić (a przecież ja dzieci nie mam!), ale perfum nie ;) i nawet tych najdroższych używam jak siedzę w domu, mam ochotę to psikam, kiedy jak nie wtedy kiedy jest ochota (ale masło maślane wyszło :D ).
Ja jednak nie (nie w ogóle tylko najdroższe są na specjalne okazje). No i pierwsze pół roku raczej ostrożnie z perfumami przy dziecku :(. Maluchy mają baardzo wyczulony węch i perfumy są drażniące. (Co wcale nie oznacza wbrew obiegowej opinii mycia się szarym mydłem :D).
Mój lubi perfumy. Baaardzo.
Mój też – teraz. Ale narażać noworodka sobie nie wyobrażam. Przynajmniej ja używałam delikatnych zapachów no i 0 perfum. Tym bardziej jak spał na mnie (kurczę, wtedy mi się wydawało, że mało śpi a dzisiaj np. 1 godzinę :().
Jak był noworodkiem, nigdzie nie mogłam się ruszyć przez blisko dwa miesiące, więc nie używałam.
Rzadko się psikam, ale jak już się wyperfumuję, to lubi.
Ale na dzień mam delikatny, dosyć ulotny zapach (Versace – Bright Cristal).
Mówisz, że czeka mnie powrót do Białego Jelenia? :-)
E, no coś Ty. Po porodzie dobra sprawa ale do mycia rany (takiej czy owakiej).
W zwiazku z tym z3 przy dziecku nie zalecali sie perfumowac to uzywalam tylko dezodorantow. Jakim dla mnie jest swietem ich uzycie. Wacham co chwile odkrecajac korek hihi jak nagroda !!!
Heh, u nas podobnie, co więcej, nawet jak narzeczony jest w domu nie jest dużo lepiej… Ha! Bywa nawet gorzej: drzemki Małej w rozsypce, my jemy na szybko, byle co, poranny prysznic brany ok.południa… Ale jest też plus – odkąd jestem mamą, stałam się też bardziej zorganizowana i posiadłam tę niezbędną każdej mamie, legendarną „wielozadaniowość” i teraz wiem, co ona naprawdę znaczy.
Wielozadaniowość – o tak! Też nie umiałam wcześniej pić kawy, jeść śniadania, niańczyć dziecka, rozmawiać z mężem i sprzątać w tym czasie w kuchni.
U nas w weekendy również wszystko w rozsypce – drzemki, posiłki, plany. Do szesnastej potrafimy nie zrobić nic, chociaż ciągle przecież coś robimy!
Hehe, uśmiałam się- taktownych masz przyjaciół. Ale post szczery do bólu- ja też wolę z kawką siąść przed komputerem i tak jakoś zejdzie…szczytem zadbania o siebie jest umycie włosów i wzięcie prysznica dłuższego niż 2 minutowy ;) Pozdrawiam – matka dziecka smoleńskiego ;)
Buziaki dla Mikołaja :).
Ja czasem nie mam jak zjeść porządny posiłek, a co dopiero mówić o ekstra makijażu. Owszem, rzęsy udaje mi się umalować, ale jakbym nie umalowała, to by mnie nie było widać;)
o właśnie, to dopiero był hardcore… przypomniałaś mi, że jakoś przez pierwszy rok życia mojego dziecka nie zjadłam ciepłego posiłku. kiedyś się popłakałam, kiedy po kilku tygodniach po jej urodzeniu piłam w spokoju ciepłą herbatę. kumacie? bo byłą ciepła.. wszystko mi stygło zanim miałam jak zjeść, taki klimat był u mnie
O, u nas też!
Na to liczyłam. A po cichu się bałam, że napiszesz o robieniu makijażu, wizażu i anturażu a ja to będę czytała w dresach, z zimną herbatą laktacyjną i dzieckiem u nogi. Równie niewydepilowanej hahaha.
Hahaha, padłam!
„Równie niewydepilowanej” – ómarłam :-)
P.S. Szkoda, że disqus nie ma opcji cytatów jak na FM.
Ja lubię sobie wszystko robić sama, więc fryzjerów i kosmetyczki omijam szerokim łukiem. Są dni, gdy mam gdzieś swój wygląd, nie robię makijażu, nie układam włosów. Ale co raz częściej staram się dobrze wyglądać nawet jeśli zostaję cały dzień w domu.
Mi się w domu nie chceee. Ale przynajmniej kupiłam sobie ładne dresy na wyprzedażach ;).
hahaha. nie, no dres powinien być przynajmniej ładny
wszystko sie da…wszystko kwestią organizacji! ;) rano sniadanie (maz robi), starszy jedzie z mezem do przedszkola…jest czas na kawe i internet ;) potem sprzatanie, pranie, zabawa, w miedzy czasie wstawiam zupe, wiadomo, robi sie sama…szybki prysznic, mycie glowy, suszenie – fryzura gotwa ;) potem tonik, krem – baza juz jest, przygotowuje szybkie drugie sniadanko dla mlodej (omlet, jogurt ect), moge nalozyc korektor, puder, tusz…wybija godzina +/- 10ta i mozna wychodzic na spacer (godzinka czy dwie), po drodze robimy zakupy, wracamy, jemy zupe (albo i nie), male idzie spac..mam wowczas czas na zrobienie obiadu, wywieszenie tego co sie wczesniej wypralo, blogi mozna poczytac, czy na forum posiedziec ;) a czasem udaje mi sie nawet paznokcie pomalowac! (odkad odkrylam magiczny lakier;)..mala spi jakas godzinke, sporadycznie dwie ;) pozniej dostaje zupe (jesli przed spaniem jej nie zjadla) i lecimy na przystanek (starszaka trzeba z przedszkola odebrac). poniewaz obiad juz wstawiony robi sie sam, to jak wracamy wystarczy wyczarowac salatke i podac ;) do wieczora jeszcze mnostwo czasu na zabawy, ksiazeczki, bajeczki czy nawet spotkanie z sasiadami na kawie, wizyte u dziadkow, czy ew. jakies zakupy…tak to zazwyczaj u nas wyglada ;) jak tylko dzien bedzie dluzszy to bedzie jeszcze czas na rower :D (troche chaotycznie ale sie spiesze, wiadomo…czas goni!!) ;) :)
Twoja doba jest z gumy ;).
mam teorię, że przy drugim człowiek uczy się lepiej ogarniać… mam nadzieję…
oczywiscie, da sie to wcisnac w plan dnia, ale ja np jak dziecko spalo to sprzatalam, gotowalam, pralam itp lub chwile odpoczywalam. malowac mi sie juz nie chcialo.
dlatego ten element pomijalam po prostu.
A narzeczony mi nie wierzy gdy mówię, że nie mam czasu zjeść śniadania. Bo on przecież jak rano z berbeciem w sobotę wstanie, to ma czas żeby zjeść, kawę wypić… I to prawda. On ma, bo jak wstanę, to czeka mnie ubranie dziecka, ogarnięcie mieszkania, wyciągnięcie lub włożenie ze zmywarki i mnóstwo innych rzeczy na które mój ukochany by nie wpadł ;) My jesteśmy mamami. Mamy są wielofunkcyjne. Mamy nie muszą wyglądać, muszą działać ;)
Znamy, znamy. Niestety stan się pogłębia wraz z dorastaniem dzieci, potem zaczyna przeszkadzać.
Chociaz kobiety ja sie pochwale. Siedze w dresie z zimna kawa na sniadanie same jajka na chleb nie ma juz czasu a jajka w wodzie moga gotowac sie nawet pol dnia do momentu az przyjdzie ich kolej (czyt. Czas wolny na sniadanie) uwierzcie nie da sie ich rozgotowac!!! Nogi hmmm strach podciagnac nogawke. Do dzis sie zastanawiam jak to bylo ze w ciazy nie trzebabylo ich holic a teraz codziennie. Natura w tej kwestia mogla by juz odpuscic. I tak siedze no gdzie ? Przy lozeczku 4mc synka no bo budzi sie co chwile a to kocyk odkopany a to bak obudzil a to smoczka szuka. Wiec paradoksalnie zeby moje dziecko spalo 2 h i zebym ja miala czas na posprzatanie zjedzenie umycie sie to tak siedzy te 2 h przy nim i podaje smoczka. Rozumiecie ten paradoks?! To tak siedzac zaczelam szydelkowac gwiazdki bedzie z nich obrus… na przyszle Świeta hihihi
już się bałam, że Ty faktycznie znasz na to receptę, i już się bałam, bo znalazłam Twojego bloga dzisiaj i już się zadamawiałam… ja lubię wiedzieć, że nie jestem jedyną matką na świecie, która nie mam czasu na makijaż. lepiej mi wtedy z samą sobą :) a gdybyś próbowała mi sprzedać jakiś magiczny sposób, pewnie nie czułabym, że znalazłam blog autentycznej matki. jesli wiesz, co próbuję powiedzieć. a czasu robi się zresztą coraz więcej, Lila ma 2,5 roku i już na luzie mam czas na rzęsy, gotowanie, maseczkę, wymyslenie w co sie ubrać, no wiesz, rzeczy na które przez jakiś czas nie ma czasu w ogóle :) podoba mi się tu, będę zaglądać :)
Dziękuję i oczywiście zapraszam :).
To mnie pocieszyłaś, bo ja właśnie często słyszę, że potem jest tylko gorzej, w myśl zasady: „małe dziecko, małe kłopoty, a duże…” – pożyjemy, zobaczymy.
Ta zasada póki co się u nas nie sprawdza, ale fakt – do osiemnastki młodego daleko.
jakbym spisała swój dzień… :) świetny blog!
super wpis i w ogóle cały blog! Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam :D pocieszające! Moja mała już jest starsza więc wygląda to trochę inaczej ale dobrze pamiętam początki macierzyństwa.. :)
Na pewno już tu z Tobą zostanę ;) ekstra blog!
Dzięki Dziewczyny!
To ja zadam pytanie czemu kochane kobiety, matki, kochanki, żony i co tam kto jeszcze wymyśli musi tak być, że my zostawiamy siebie na koniec???
z pierwszym dzieckiem miałam tak samo – z drugim o dziwo jakoś się ogarniam :) wózek ze sobą do łazienki i cisza :P i jakoś mąż teraz bardziej rozumie że potrzebuję czasu w domu dla siebie bo na wychodne długie to nie liczę :P wierzę że poświęcenie mam dla dzieci i nie obróci się przeciwko nim. Życzę powodzenia w gospodarowaniu swoich 5 minut :)
Nie mogę się doczekać bycia „niezadbaną” Mamą :) Już niedługo :)
Wszystko tak napisane jakby ktoś mi to z ust wyjął