Facet to nie plastelina
Umówiłam się z nią na kawę w samo południe. Takie tam babskie ploty – myślałam, więc zaraz po wejściu do knajpy oprócz latte zamówiłam duży deser. W końcu rzadko kiedy matka ma okazję zaszaleć, tak na całego, z trzema gałkami lodów w pucharku i podwójną porcją bitej śmietany. Trochę z braku czasu, a trochę dlatego, że jest na wiecznej pociążowej diecie.
Jednak szybko straciłam apetyt.
– Chyba od niego odejdę – usłyszałam i poczułam się zupełnie jak po meczu z udziałem polskiej reprezentacji. Niby wiem, że chłopaki znowu dostaną po dupie, ale ostateczny wynik i tak zawsze jest druzgoczący.
– Kompletnie nie mogę na niego liczyć! Wszystko jest na mojej głowie! Wstaję o piątej rano, żeby zrobić mu śniadanie do pracy – bo on nie potrafi. A potem szykuję dziecko do przedszkola, odwożę, odbieram, robię zakupy, obiad, sprzątam. I wraca. Zawsze zmęczony. A ja to niby nie jestem zmęczona?
– No pewnie, że jesteś… – pokiwałam współczująco głową. I jakoś tak głupio było mi zajadać z apetytem to, co przed chwilą przyniosła kelnerka.
– A jednak mam siłę, żeby zabrać dziecko na basen! A on? Cały weekend na kanapie, nigdzie nie mogę go wyciągnąć! Chciałabym czasami pójść do restauracji, pojechać na wakacje… Jak ty to robisz, że udaje ci się namówić Piotra na wyjazd?
– Hmmm… Właściwie to on mnie namawia – przyznałam szczerze.
– No widzisz! A Kazikowi nic, kompletnie nic się nie chce! Remont sama robiłam. Czaisz? Malowałam ściany, składałam dziecku biurko! A potem przyszedł i zapytał, dlaczego takie drogie. Mógłby pójść czasami na zakupy, to by wiedział, co ile kosztuje, a on potrafi tylko wypominać, że dentysta dla dziecka sto złotych…
– Macie problemy z kasą?
– Tak. Miał zdać ten egzamin, żeby awansować, to przekłada. A ja nie mogę iść do pracy, bo nie będzie brać pieniędzy od kobiety! I kto się zajmie dzieckiem, domem, nim? Jego mama nigdy nie pracowała…
– Nie jesteś jego mamą – wtrąciłam, ale już mnie nie słuchała.
– Wiesz, jak go nie ma w domu, to czuję się tak lekko: sprzątam, włączam muzykę na full, śpiewam. Przy nim nie mogę, bo nie lubi mojej muzyki. Czasami sobie myślę, że bez niego byłoby mi lżej. Chyba odejdę… Przecież dam sobie radę?!
– Ja bym nie dała… – zamyśliłam się na moment nad porcją topniejących lodów.
– Bo u ciebie jest inaczej. Tyle rzeczy robicie razem, a nie obok siebie. Zazdroszczę ci, naprawdę. Ja i tak wszystkim zajmuję się sama, a tak nie musiałabym przynajmniej po nim sprzątać!
– Ale przed ślubem był inny? – zapytałam, żeby przypomnieć jej nasze rozmowy jeszcze z czasów panieńskich.
– Nie… Właściwie to nie… Ale wiesz? Ja myślałam, że on się dla mnie zmieni! A potem, że weźmie się za swoje życie, kiedy pojawi się dziecko.
Podniosłam do góry brew, chociaż to, co usłyszałam, nie zdziwiło mnie wcale. Ile razy uczestniczyłaś w podobnej rozmowie? Ja – o ten jeden raz za dużo.
Kobiety myślą, że zbawią cały świat. Wszystkimi się zaopiekują, nauczą, wychowają. Do tego jesteśmy przygotowywane wraz z pierwszą lalką, którą dostajemy. Pewnie dlatego tak dużo nas w przedszkolach i szkołach. Ale te moce mamy wykorzystywać tylko w kontakcie z dzieckiem, a nie mężem.
Ukształtowanym przecież facetem. On nie staje się w dniu ślubu biednym, nieporadnym chłopcem – taki już jest od dawna. Lub nie. W każdym razie widziały gały, co brały. I albo to akceptujesz, bierzesz go z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo musisz go kopnąć w dupę, bo to nie jest twój wymarzony książę na białym koniu, co najwyżej jego marna, bo nieśmieszna karykatura. Im szybciej, tym lepiej, zanim zwiąże was ślub, kredyt i dziecko.
Ale nie. My wolimy wierzyć, że potrafimy wszystko. Imprezowicza zamienić w domatora, lenia w pracusia, bałaganiarza w czyściocha, skrajnego egoistę w kochającego męża i ojca.
Ja wiem, ja wiem: naoglądałyśmy się komedii romantycznych, gdzie On po spotkaniu Onej przestaje pić, zdradzać, poświęcać się bez reszty pracy. Że miłość wszystko zmienia. Ale potem są napisy końcowe i zaczyna się życie.
No bo sorry, jeśli myślisz, że mężczyzna, który w życiu nie ugotował jajka na twardo, będzie ci z miłości przynosił śniadania do łóżka i w weekendy serwował obiady dla całej rodziny, to albo jesteś bardzo naiwna, albo zwyczajnie… Głupia. Problemów szukałabym również we własnym dzieciństwie, bo często jest tak, że mężów znajdujemy na podobieństwo własnych ojców. I jak ten był gamoniem, to podświadomie wierzymy, że taty co prawda nie udało nam się zmienić, bo byłyśmy za małe, ale z własnym mężem to już zupełnie co innego.
Tymczasem to nie jest plastelina, tylko zaschnięta modelina. No spróbuj z takiej cokolwiek ulepić! A dopiero potem idź do ołtarza.
***
Zadzwoniła do mnie tydzień później. Wczoraj znaczy się.
– Wiesz jakie jaja? Wrócił z pracy, kiedy się pakowałam. I uklęknął przede mną! Miał łzy w oczach…
– I co? – zapytałam – Jednak nie odchodzisz?
– Nie, wiesz… Następnego dnia po pracy przyniósł mi kwiaty – telefon miała ustawiony na tryb głośnomówiący, więc słyszałam, jak smaży ulubione kotlety Kazika i odlewa ziemniaki, co chwilę przerywając, żeby podać dziecku zabawkę – Zobaczysz, teraz na pewno wszystko się zmieni…
I co zrobisz? Każdy jest kowalem własnego losu. Ile to ja razy słyszałam od znajomej, że rzuci drania, że się wyprowadza… a potem on przychodził, przepraszał i na miesiąc bylo żyganie tęczą… do kolejnej awantury… :(
A więc tak – mój ex jak razem zamieszkaliśmy umiał zrobić jajecznicę. Wsio. Nauczyłam go sprzątać łazienkę (można tego nie umieć!), gotować ziemniaki, ryż i kaszę (i odróżniać ryż od kaszy), robić mielone, schabowe, gulasz. Niestety już takich rzeczy by myślał o potrzebach drugiej osoby nie byłam w stanie go nauczyć. Wracałam późno z pracy i nie pomyślał, że mogę być głodna, by zrobić zakupy, by zapytać jak się czuje. Niestety pod tym względem został egoistą. I co z tego, że umiał posprzątać łazienkę jak nigdy nie widział, że jest brudna?
Rozstaliśmy się głównie przez to, że nie troszczył się o mnie i o mnie nie myślał tylko o własnych potrzebach, a tak się na dłuższą metę nie da.
Współczuję… Wiesz, ta znajoma ma bardzo podobną sytuację (mąż też nie myśli, żeby zrobić zakupy, obiad/kolację, jeśli to ona wraca późno do domu). Mój mąż też pewnych rzeczy nie widzi (lub – ok – nie chce widzieć, bo tak mu wygodniej ;)) i zawsze to ja muszę prosić np. o pomoc w sprzątaniu, ale wspiera mnie w wielu innych kwestiach (wychowanie dziecka, praca, dba o czas wolny dla mnie), więc już nie powinnam narzekać ;).
Świetny tekst, sama prawda. Wychować dorosłego faceta? Niemożliwe…a na ideał liczyć też nie można. Albo się bierze z plusami i minusami…albo szuka się do emerytury ???? ważne, żeby minusy nie zasłaniały nam plusów… ????
Dokładnie. Więc może skupmy się na dobrym wychowaniu własnych synów, bo żeby wychować tatusia to już za późno, jego matka nie wykonała dobrej roboty ale my jeszcze możemy tak swoich synów wychować, żeby byli dumą jakiejś kobiety, a nie kulą u nogi.
Bidulinka… może to miłość, a może typ wiecznej cierpientnicy. W kazdym bądź razie dziękuje Bogu, że mam takiego fajnego męża, może nie idealnego, ale ideały nie istnieją, a jeśli już to muszą być przenudne.
Puentą jak zwykle trafiłaś w samo sedno.
Pozdrawiam
Cóż życzę, by się zmieniło. Niektórym wystarczy jeden kubeł zimnej wody na łeb, inni zawsze będą na etapie „od jutra się zmienię, będę inny”. Ciężko odejść od kogoś, z kim się planowało być juz zawsze. Nie wiem, czy bym umiała. Uważam, że bym odeszła, ale póki w jakiejś sytuacji nie jestem, to nie jestem w stanie być pewna na stówę jak bym się zachowała.
Ciężki temat ogólnie. Zawsze mnie coś takiego smuci. A od tzw maminsynów trzeba trzymać się z daleka, dla własnego bezpieczeństwa.
Ehhhh… te baby! Nie wiem dlaczego tak wielu się wydaje, że zmienią swoją żabę w księcia :)
Mój jest całkiem fajny ale Twoim Piotrem to i ja byłam zachwycona z jakim zaangażowaniem współorganizował konferencję i cię wspierał. Mojego ideału bym nie namówiła- za nerwowy jest na takie imprezy!
Nie narzekaj, widziałam zdjęcia, fajnego masz tego męża, haha ;).
Haha, niezłe ciacho :) Ale Twój też jest fajowy ;)
Nooo… Udali się nam mężowie ;).
Samo życie chciałoby się rzec…. dziewczyna ewidentnie szuka księcia na białym koniu, co tacy jak wiemy nie istnieją. czasem wyolbrzymiamy swoje „problemy” i zazdroscimy innym a potem okazuje się, że wcale nie było czego, bo mąż koleżanki to może i ugotuje i zakupy zrobi, ale jak przyjdzie gwoździa przyslowiowego do sciany wbic to już nie umie… chłop to ma być chłop, więc ja koleżankom nie zazdroszczę, że ją na wycieczki wyciąga kwiaty przyniesie i obiad zrobi, bo mój choć tego nie robi to nie narzekam na niego, jak to trafnie powiedziałaś : widziały gały co brały… swoją drogą zobaczymy, czy synowa nie przyjdzie kiedyś z reklamacją, bo synuś maminsynek albo my będziemy na synową narzekać, bo mój biedny synek to i pracować musi i ugotowac i zakupy zrobić, dzieckiem się zajac a ta synowa to nic nie robi…. taka mała dygresja ;) jednym słowem ZYCIE
A z tą zaschniętą modeliną … no, wypraszam sobie ;) ;)
Poważniej, to niewiele się ludzie zmieniają. I myślę, że dotyczy to i męskiej i damskiej części świata.
Jak pił to pewnie dalej będzie, jak nie pił to pewnie nadal nie będzie … i tak dalej …
Tak, jak najbardziej dotyczy to kobiet i mężczyzn, tylko że faceci są realistami, nie mają myślenia życzeniowego i jak Wam baba nie do końca odpowiada (bo np. jest leniwa albo za dużo imprezuje, a osobiście wolicie te spokojne) to szukacie innej zamiast łudzić się: „Ok, to teraz ja i mój ogrom miłością ją zmieni!”.
Zatem coś jakby: najpierw patrzeć i myśleć, a potem działać :)
U nas z czasem ciężko..praca..dom..wychowanie..zajęcia dodatkowe.. Oboje chcemy! Pielegnujemy.. Dlatego codzienność..jest czymś więcej!
Idealnym podsumowaniem wydaje mi się cytat z Wyrwane z kontekstu: „Przecież to były jego oczekiwania, a nie Twoje obietnice.” Tekst co prawda dotyczył związku z odwrotnej perspektywy, ale myślę, że to działa w obie strony. Po co pchać się w relację, która nam nie pasuje od początku? Zaczynamy z oczekiwaniami, których nikt nie obiecywał nam spełniać. A potem zostaje tylko frustracja…
Myślę, że powiedzenie „masz to, na co godzisz się” sprawdza się tu idealnie…
Tak się zastanawiam czysto hipotetycznie. Z czego będzie żyć bezrobotna matka, która odejdzie od męża, skoro będąc w związku nie ma czasu na pracę, jest zmęczona, zarobiona, to jak wyobraża to sobie w pojedynkę?
dobre pytanie, szczególnie do tych które tak nawołują do odejścia i życia na własna rękę, mądrzą się bo nie maja o tym pojęcia albo maja za sobą całe stadko pomocników ze wsparciem logistycznym.
Jedyne do czego nawołuję, to do przemyślenia decyzji zawczasu.
I przyznaję szczerze (w tekście), że ja nie dałabym rady.
Po pierwsze endorfiny, one burzą kobietom obraz sytuacji, a po drugie na nieszczęście kobiety i jej decyzję o ślubie ma wpływ wpadka. Coś o tym wiem, człowiek tkwi między obowiązkiem a własnymi potrzebami i planami. i co? cholera rozsądek-obowiązek, połączony ze strachem i potrzebą wsparcia zawsze dochodzi do głosu a później już tylko Golgota… czekam aż będę gotowa na totalne usamodzielnienie i zabieram dzieciarnię. Nie załamuje rąk, czekam u uśpieniu z zaciśniętymi zębami bo wiem że kiedyś zwrócę sobie moja utracona wolność.
Powodzenia Kochana, jakąkolwiek decyzję podejmiesz :*
Bardzo madrze napisane. Nie wiem czy facet to plastelina czy modelina. Ja mam takiego w domu, ktory sie bardzo stara, a jednak niczego nie da sobie narzucic. I tak tez jest dobrze. Pozdrawiam serdecznie Beata
Jak mi się podoba sformułowanie to nie plastelina tylko zaschnieta modelina. Jakież to prawdziwe.
Niestety wiele kobiet boi się odejść od swojego faceta, boją się samotności, boją się ze sobie nie poradzą finansowo. I tak do końca życia trwają w tym toksycznym związku…
Uwielbiam Cię czytać, zawsze przy Tobie się zatracam i spędzam tu za dużo czasu.. ;)
Kurczę! Twój komentarz wpadł do spamu! Aaa! Dopiero dzisiaj go stamtąd wykopałam.
Ale już odpowiadam: nie, nie powiedziałam jej, ze powinna go zostawić. Nie jestem w stanie podjąć takiej decyzji za nikogo (tym bardziej, ze w związku jest dziecko). Tak, próbowałam jej uzmysłowić, ze on sie nie zmieni.
Matko, a już się wściekałam, że skasowałaś niewygodny komentarz ;)
A mój mąż zmienił się po narodzinach syna oczywiście na gorsze, wcześniej znaliśmy się 6 lat w tym 5 mieszkaliśmy razem 3 lata po ślubie i jak ktos mi mówi „widziały gały co brały” to szlag mnie trafia.
Szczerze mówiąc ciężko mi zrozumieć tą kobietę. Przecież to robienie śniadania o 5 rano to dla mnie coś śmiesznego ;) w życiu bym nie wstała. Poza tym też na pewno bym nie porzuciła pracy, aby zajmować się dzieckiem i mężem. Widocznie tego chciała to tak ma. W związku muszą się starać dwie osoby. A kobiety starać to nie znaczy myśleć tylko o nim i dzieciach, ale także o sobie od początku, a nie po latach nagle budzić się, że nikt o nas nie myśli. Przesadna „dobroć” to gwóźdź do trumny, żaden facet tego nie doceni i wcześniej czy później się znudzi albo rozleniwi.