Ewa uratowała mi tyłek
I nie tylko. Ale od początku!
Byłam tą szczęściarą, która w ciąży nie przytyła dużo. Ze szpitala wyszłam jednak tylko pięć kilogramów lżejsza, co oznaczało, że kilka tych nadprogramowych zostało jeszcze do zrzucenia. Przez pierwsze dwa miesiące, kiedy nie mogłam ćwiczyć, wydawały się nie do ruszenia! Jak pewnie wiele świeżo upieczonych mam nie miałam czasu, żeby jeść, a mimo to waga ani drgnęła. Mój brzuch przypominał mały, wzdęty balonik, a po mięśniach sprzed ciąży nie było nawet śladu! Do tego płaski tył i cellulit pohormonalny. W tamtym czasie usłyszałam od teściowej, że jestem pulchna, co dla mnie – osoby zawsze szczupłej, która nie miała wcześniej żadnych problemów z utrzymaniem niskiej wagi – było szokiem na miarę ostatniej afery taśmowej.
Tamten dzień pamiętam jak dziś. Dokładnie rok temu. Boże Ciało i w końcu trochę więcej czasu dla siebie, bo mąż miał wolne i mógł zająć się dzieckiem. „Trochę więcej czasu” w przypadku młodej mamy oznacza maksymalnie godzinkę. Pewnie wiecie, o czym mówię?
Zaczęłam w internecie szukać jakiś ciekawych zestawów ćwiczeń do wykonywania w domu. Trafiłam na Ewę Chodakowską. Coś, gdzieś obiło mi się o uszy, że to cudotwórczyni, dlatego się nią zainteresowałam. Nie wierzyłam w spektakularne metamorfozy innych kobiet, bo jak to tak? W domu? Bez wycisku? Niemożliwe! Włączyłam pierwszy program pod tytułem „Skalpel”. Spociłam się w ciągu dwudziestu minut, ale dzielnie ukończyłam cały trening. I tak zaczęła się moja przygoda z Ewą.
Dodam, że nigdy wcześniej nie potrafiłam ćwiczyć w domu. Zapału starczało mi może na kilka pierwszych dni. Największą motywacją był dla mnie karnet na siłownię, który szkoda było przebabrać, więc korzystałam z tych miejsc regularnie. Jednak mama z kilkutygodniowym dzieckiem może sobie pozwolić na wyjście na siłownię raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu! A to stanowczo za mało, żeby zobaczyć jakiekolwiek efekty.
Programy Ewy są fajne, bo trwają około 45 minut. Jeśli myślisz, że w tym czasie nie można wylać siódmych potów, włącz jeden z nich! Ja się pociłam i przeklinałam, ale dzięki temu, że treningi są skondensowane i krótkie, po ich ukończeniu mogłam szybko wskoczyć pod prysznic, tak żeby po godzinie drzemki syna być znowu do jego dyspozycji.
Kilogramy zaczęły same spadać, nawet nie wiem kiedy. Dzisiaj – dokładnie po roku – mam lepszą figurę niż miałam przed ciążą! Mięśnie brzucha są wyraźnie zaznaczone, a pupa to moja duma. Do tego silne, mocne nogi i niezbyt rozbudowana, ale ładna rzeźba ramion. Jestem w szczytowej formie. Zaczęłam biegać, a sił starcza mi na pokonanie dziesięciu kilometrów szybkim tempem (średnio w 50 minut). Tak od razu. Też byłam w szoku po pierwszym biegu w tym sezonie! Przed ciążą ćwiczyłam regularnie, ale umierałam na piątym/szóstym kilometrze! A teraz, bez żadnego przygotowania, przebiegłam dziesięć? Mogłabym i więcej, ale na pewno rozumiecie – trzeba wracać do dziecka. Ewa z osoby, która starała się ćwiczyć, ale nigdy nie była orłem sportu, zrobiła prawdziwą killerkę!
Jeśli też marzy Ci się zrzucenie kilku kilogramów, a przede wszystkim wyrzeźbienie zgrabnej sylwetki, tylko nie zawsze masz czas na siłownię, basen czy ruch na świeżym powietrzu – polecam ćwiczenia z Ewą. To tylko 45 minut! A mimo to nie ma skuteczniejszego sposobu na powrót do formy, kiedy jesteśmy zmuszone ćwiczyć w domu. Warto jej słuchać i naprawdę uważać na kolana w czasie ćwiczeń (podczas przysiadów kolano nigdy poza stopą, ciężar ciała na pięty!). Dobrze też przeplatać programy, żeby nie popaść w rutynę, bo stąd już krótka droga do zwątpienia i zaprzestania ćwiczeń. Zacznij od „Skalpela”, a po kilku tygodniach spróbuj „Trening z gwiazdami”. Kiedy już jako tako będziesz pamiętać proponowane przez Ewę ćwiczenia, czas na „Killera” i „Turbo spalanie”. Nie przejmuj się, jeśli nie wszystko będziesz potrafiła wykonać! Ja na początku przy trudniejszych ćwiczeniach (zawsze na „boczki” – to moja zmora!) powtarzałam to, co zapamiętałam z łatwiejszych programów. Później robiłam już to, co Ewa.
W całej jej filozofii od samego początku najbardziej pociągało mnie to, że nie figura jest tutaj najważniejsza, a nasze samopoczucie. Wiecie, ten szał endorfin po dobrze wykonanej pracy. Duma, że dałam radę. I to, że taka mamuśka jak ja każdego dnia coś dla siebie robi. A reszta – czyli utrata kilogramów, ładnie wyglądający brzuch i tyłek, zgrabne nogi – dzieje się po prostu przy okazji. Wspaniały efekt uboczny!
o! chyba trzeba było mi takiego postu ;-) otóż zbieram się do ćwiczeń, ale tłumacze, że w domu raczej nie potrafię… ale widać, że jak się chce to można. Ćwiczysz na boso? masz jakąś matę, jeśli jesteś zadowolona to będę wdzięczna za wskazówki gdzie kupić ;-)
czasami uda mi się wybrać do klubu na indoor walking i faktycznie takie zmęczenie cieszy ;-)
W domu ćwiczę na boso, a to dlatego, że wszystkie moje sportowe buty są ubłocone od biegania ;). Choć na pewno wygodniej i bezpieczniej byłoby w butach.
Mam matę, bo kiedyś chodziłam na jogę i przy ćwiczeniach z Chodakowską też się przydaje (lepsza przyczepność stóp zwłaszcza przy wszystkich ćwiczeniach w pozycji pompki). Taka zwykła wystarczy, ja kupowałam wiele lat temu na Allegro (były praktycznie niedostępne w sklepach stacjonarnych), ale teraz widzę maty dosłownie wszędzie: w Decathlonie, TKMaxxie i to w dobrych cenach.
Ok, więc postaram się wziąć z Ciebie przykład i zacząć, bo książka i płyta czekają już z 6 miesięcy :P Dzięki za motywację. Wyglądasz świetnie i oby więcej takich mamusiek!;-)
Ilona, a czy te cwiczenia mozna wykonywac przy duzej nadwadze (+15kg) i liczyc na utrate kg? Pozdrawiam!
Jasne! Ale to najlepiej popytać/poobserwować u źródła: https://www.facebook.com/chodakowskaewa – nie takie kilogramy dziewczyny gubiły ;)!
Nic tylko zabierac sie do roboty ! :-) Widzaialm jej strone juz jakis czas temu na fb i naprawde rewelacyjne niektore efekty, az wierzyc sie nie chce. :-o
Szczerze? Ja też nie wierzyłam! Aż wyszłam po raz pierwszy w tym sezonie pobiegać i po 30 min. (wtedy, kiedy zawsze kończyłam bieg) czułam się, jakbym była po lekkiej rozgrzewce. No to pobiegłam dalej. A potem wróciłam do domu i powiedziałam do męża to, co napisałam w poście wyżej: „Ewa zrobiła ze mnie jakąś killerkę!”. I to był bodziec, żeby zrobić wpis na temat ćwiczeń z Chodakowską. Bo efekty są, nawet nie wiem, kiedy to przyszło – nie mierzę się wcale, ważę się nieregularnie, zdjęć sprzed nie mam, więc nawet nie porównam, ale po prostu czuję, że moja kondycja jest w szczytowej formie.
Też tak myślałam. A później urodziłam drugie dziecko, stanęłam przed lustrem i stwierdziłam, że nic nie stracę jak spróbuję. Straciłam – 13 kg :) Na 10 rocznicę ślubu, po dwóch porodach, założyłam swoją suknię ślubną. Czułam niesamowitą dumę z siebie. Dzięki temu czuję się dobrze ze sobą i realizuję marzenia, z którymi tyle czekałam. W końcu założyłam bloga i nagrywam filmy, bo cieszę się z tego jak wyglądam i z tego jak się czuję, Wierzę, że i tobie się uda :)
Mam nadzieję, że to tylko do zdjęć jesteś bez butów? ;) Bo wiesz, że to samobójstwo ćwiczyć bez butów.
Brawo za efekty. Szkoda, że nie pokazałaś fotek SPRZED.
Potwierdzam, że Ewka jest super! Ja w 4mce codziennych ćwiczeń z nią wróciłam do formy sprzed ciąży. Trochę to jednak zaniedbałam ostatnio. Ale dziś jest mój drugi dzień powrotu. Póki co wyciskam z Mel B. :)
A kiedyś narzekałaś, że przez Chodakowską wysiadają kolana…
Tak, dlatego wspomniałam w tekście, że trzeba bardzo na nie uważać (Ewa o tym mówi, ale wiadomo, że nikt nie skoryguje postawy/nie widzisz się w lustrze). Odkąd zaczęłam zwracać na to uwagę (ciężar na pięty, kolano za palcami stopy), nie mam problemu z kolanami.
No to teraz wszystko jasne. Naczytałam się na Pudlu o Ewie i jej wyznawczyniach i trochę bałam się wciągnąć w tą „sektę” (tym bardziej że Mamunia wspominała o problemach z kolanami), ale teraz może spróbuje bo mimo, że po ciąży zostały 2kg to brzuch nie ten, pośladki nie bardzo i uda tez pozostawiają wiele do życzenia.
Jak zwykle fajny, przydatny wpis. Dzieki:)
Ćwiczenia na pewno fajnie formują figurę, zwłaszcza dolne partie: pośladki i nogi :). Efekty na brzuchu zaczęłam dostrzegać, odkąd ćwiczę bardziej dynamicznie („Killer”, „Turbo Spalanie”), bo tkanka tłuszczowa zniknęła i odkryły się mięśnie. Ćwicząc sam „Skalpel” długo nie widziałam poprawy, ale warto właśnie od niego zacząć, żeby nie przeżyć szoku ;).
Haha trafiłaś w sedno, właśnie będę pisać o zrzucaniu kg na bierząco i zaczęłam w związku z tym ćwiczyć z Ewą Chodakowską + bieganie. Fajnie, że ją polecasz.
Ilo, załóż buty nawet w domu. Błoto „się” sprzątnie :).
Zdania są podzielone, podobno na boso biega się najlepiej ;). To według ostatnich badań.
Buty na pewno zapewniają lepszą przyczepność, ale od tego mam matę ;). U mnie to kwestia przyzwyczajenia, przez wiele lat ćwiczyłam jogę właśnie boso i tak lubię w domu.
http://positiveattitudetowards.blogspot.com/2014/01/czy-cwiczyc-boso-jest-zdrowo.html
Ilonka :) Zacznę od tego, że znamy się od zerówki ;) I zawsze miałaś fajną figurę :) Odkąd mamy dzieci i mieszkamy w innych miastach nasze kontakty z wiadomych przyczyn ograniczyły się do minimum :) Ostatni raz widziałyśmy się w zeszłym roku… Patrzę teraz na zdjęcia…i co? Twój brzuch jest płaski jak deska, a reszta ciała fajnie wyrzeźbiona. Nigdy nie wyglądałaś tak dobrze i strasznie Ci zazdroszczę!!! Jestem na siebie zła bo zamiast też ruszyć tyłek, tylko przejrzałam książkę Chodakowskiej, kupiłam ze dwie płyty, dwa razy poćwiczyłam i zostawiłam to w cholerę myśląc, że to i tak nic nie da. To, że potrafisz od tak sobie przebiec 10 km jeszcze bardziej mnie dobiło, bo ja po wejściu na drugie piętro mam zadyszkę hehehe… Moje buty do biegania, jeszcze nieużywane leżą w szafce, a mój mąż wywinął oczami jak usłyszał, że chce sobie kupić fajny strój do ćwiczeń ;) Bo i po co? Ciągle brak mi motywacji… A gdybym Cię nie znała to pewnie myślałabym, że to kolejna ściema i takie kobiety jak Ty nie istnieją hehe ;) No cóż… zawsze warto mieć jakieś wytłumaczenie. Gratuluję wytrwałości :)
Rozumiem, że bez diety? ;)
Tak, jem wszystko, co chcę.
Choć chciałabym odżywiać się zdrowiej i regularniej, bo przy małym dziecku wrzucam w siebie to, co jest pod ręką w chwili, w której mam akurat czas :).
Brawo! Podziwiam i zazdroszczę :D
Zazdroszczę… ja w swoim życiu szczupła byłam przed dojrzewaniem. Potem to tylko rósł mi tylek a cycki nawet nie drgnely.. Ćwiczyłam jak oszalała, w tamtych czasach to byłam jedyna biegająca w miescie..nic nie chudlam. Zaszłam w ciążę 80kg w dniu porodu.. Pół roku później wróciłam do pracy i dopiero wtedy schudłam do 58 ;) a jak zaczęłam ćwiczyć by poprawić jędrność i kondycję to wiecznie czułam głód i przytyłam 7kg..obłęd chyba nigdy mi się nie uda.
Ja od kiedy ćwiczę też więcej jem! Zaczęłam ćwiczyć na studiach i wtedy właśnie najwięcej przytyłam, bo z pięć kilogramów w kilka tygodni. Potem stanęło. Dlatego Ewa przestrzega, żeby się nie ważyć (mięśnie zawsze ważą więcej niż tłuszcz!) tylko mierzyć.
Apetycznego tyłeczka zazdroszczę, zawsze chciałam być krąglejsza w tych rejonach! Ile ja bym dała za prawdziwie kobiecą pupę! No ale natury nie oszukam, mam biodra czternastoletniego chłopca :( (to nie żart, często jestem zmuszona kupować dla siebie ubrania – np. spodnie narciarskie – na dziale dla dzieci!).
A ja Wam polecę Jillian Michaels, to na niej wzoruje się Chodakowska. Jillian świetnie tłumaczy ćwiczenia plus nie jest taka słodkopierdząca jak Ewcia… :)
Zazdroszczę wytrwałości i samozaparcia. Ja w domu jakoś nie mogę się zmobilizować, a na siłownie mam czas jedynie raz w tygodniu. I choć wiem, że lepiej raz niż wcale, to jednak po jednogodzinnych ćwiczeniach w tygodniu nie za wiele mogę oczekiwać. No, ale przynajmniej „trochę” kondycję podtrzymuję ;)
No i da się? Da się! Zaczyna mi się robić wstyd, że sama siebie tłumaczę:) Spróbuję ćwiczyć z moim maluchem. Nie wiem jeszcze czy będzie chciał współpracować ale czasem trzeba zrobić coś dla siebie:)