Dzień Taty
Kiedy jest Dzień Ojca? Kto pamięta, ręka w górę!
Po głębszym zastanowieniu Kuku doszedł do wniosku, że nie wie.
Przyznam szczerze, że ja również musiałam się upewnić, podczas gdy obudzona w środku nocy umiałabym bez najmniejszego trudu odpowiedzieć na pytanie: „Kiedy jest Dzień Matki?”.
A przecież tata to – obok, nie po mamie! – najważniejsza osoba w życiu dziecka.
Zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Z jego ramion świat wygląda najlepiej.
Nie kto inny, tylko właśnie on objaśnia rzeczywistość, pokazuje wszystko, co ciekawe.
Jest wzorem do naśladowania, wspaniałym opiekunem i doskonałym kompanem zabaw.
U nas w domu to właśnie tata odpowiada za wszystkie niepohamowane wybuchy śmiechu, głośne całusy, gilgotki, zabawy z podrzucaniem i szaleństwa bez trzymanki.
Miłość ojcowska niewiele różni się od macierzyńskiej.
Tymczasem rola ojca jest często deprecjonowana. Przeczytałam niedawno, że: „Nikt nie zastąpi mamy. Mama karmi, myje, przebiera, nagradza, dodaje otuchy i wspiera malca w jego postępach. Jej obecność pobudza dziecko do działania” – przepraszam bardzo, a tata to co?
Kiedy jesteśmy w przychodni, aptece, sklepie z asortymentem dla niemowląt – personel zwraca się do mnie. Bo w kwestii dziecka to matka podejmuje wszystkie decyzje: wybiera szczepionkę, syrop na żołądek i krem do pupy. „Tam może pani przebrać syna” – słyszę przy kasie na basenie, nawet jeśli to mąż trzyma dziecko na rękach.
W większości miejsc użyteczności publicznej przewijaki znajdują się w damskich toaletach. A co jeśli tata wybrał się z dzieckiem do miasta bez mamy?
W centrach handlowych wydziela się specjalne pomieszczenia nazywane pokojami matki z dzieckiem, podczas gdy na zachodzie są to pokoje rodzica z dzieckiem… Czy tak nie brzmi lepiej? Czy ojciec musi być skazany na przewijanie potomka wśród ludzi lub karmienie go w zgiełku na niewygodnej ławce pośrodku korytarza?
To wszytko powoli się zmienia. Mamy urlopy macierzyńskie, ale również tacierzyńskie i ojcowskie. Mój mąż chodził ze mną do lekarza, kiedy byłam w ciąży. Podglądał na usg nasze dziecko, zadawał pytania, uczestniczył we wszystkim z takim samym zaangażowaniem jak ja. Był przy porodzie, a mnie zadziwia fakt, że nadal tak mało mężczyzn się na to decyduje. Nie wyobrażam sobie, że miałabym w tamtym momencie zostać zupełnie sama!
Jednak nadal śmieszą nas pary, które obwieszczają światu: „Jesteśmy w ciąży”. A przecież i brzuchy rosną podobnie, i obydwoje spodziewają się dziecka, więc co jest niestosownego w tym zwrocie? Na Małgorzatę Sochę posypały się grady, kiedy w publicznym wywiadzie stwierdziła, że skoro mąż był przy poczęciu, powinien być również przy porodzie. Gazety rozpisywały się na ten temat i robiły ankiety pt. „Czy Małgorzata Socha powinna zmienić zdanie?”. Co ciekawe, większość ankietowanych odpowiadała: „Tak”, nie znając nawet stanowiska męża Sochy w tej sprawie!
Ja pójdę krok dalej i powiem, że ojciec powinien uczestniczyć nie tylko w poczęciu i porodzie, ale również w życiu swojego dziecka.
Na pewno pamiętacie program „Superniania” z Dorotą Zawadzką. Często zarzucano jej, że pokazuje, strofuje i naucza wyłącznie matki. Zawadzka broniła się wtedy, twierdząc, że w polskich domach tylko kobiety zajmują się dziećmi. Smutny obraz naszego społeczeństwa…
Tu nawet nie chodzi o poprawność polityczną czy równouprawnienie (bo degradowanie ojca do roli wiecznego nieobecnego tak samo godzi w tatusiów, jak i w odpowiedzialne za wszystko mamusie), ale o zapewnienie szczęścia naszym dzieciom. Aby rozwijały się harmonijnie dzięki codziennej obecności obojga rodziców. Aby matki nie czuły się jedynymi osobami, które potrafią o swoje dziecko zadbać. Aby ojcowie nie byli z tej roli zwalniani.
Aby Dzień Ojca był tak samo ważny jak Dzień Matki.
wydaje mi sie, ze wielu tatom jest po prostu wygodniej sie nie zajmowac dzieckiem. dziwi mnie sytuacja, gdy umeczona kobieta krzata sie po domu zajmujac sie wszystkim, przy czym malzonek nawet nie kiwnie palcem i lezy do gory brzuchem na kanapie (nie pomagajac w niczym, nie zajmujac sie dzieckiem).
u mnie jest podobnie jak u Was, tata aktywnie uczestniczy w zyciu dziecka.
Choc czasem widze po minie, ze by mial ochote sie po prostu polozyc i poleniuchowac jak wroci z pracy. niestety po 3 latach jeszcze sie mu to nie udalo, bo dziecko sobie zawlaszcza taty czas wolny na zabawy ;) ostatnio slyszalam, jak ktos zadal naszemu dziecku pytanie (glupie zreszta): kogo kocha bardziej?mame czy tate?
odpowiedzial ze mame i tate kocha tak samo.
Głupie pytanie i bardzo mądra odpowiedź! :)
a Tata jaki byl zadowolony z odpowiedzi :) nawet czasem jak Maly opowiada o swojej rodzinie i ktos mu mowi cos o mamie, to dodaje ze jeszcze jest Tata w rodzinie naszej.
takze wysilek ojca na marne nie poszedl (na razie:)
Dlatego właśnie uparcie u siebie pisałam o pokojach RODZICA z dzieckiem. Tak samo korzystam z nich ja-mama, jak i tato Budzika. Nie wiem tylko czy czytelnicy zwrócili na to uwagę, bo w komentarzach nadal pojawiała się nieszczęsna matka.
A poza tym wydaje mi się, że to się zmienia. Funkcjonują społeczeństwa, gdzie nadal ojciec na dziecko patrzy z daleka (Grecja). Osobiście nie znam ojca mojego pokolenia, który nie zajmowałby się dzieckiem, chociaż często o nich czytam.
Ja nie zwróciłam na to uwagi w Twoim tekście.
Tak naprawdę zauważyłam problem dopiero wtedy, kiedy w Ikei natknęłam się na pokój rodzica z dzieckiem.
a mi sie wydaje ze pokoje RODZICA z dzieckiem wziely sie stad, ze dzieci moga miec dwie mamy lub dwoch ojcow :P
a nie z troski zeby nie pominac taty w zwiazku mama-tata :)
Tak, o ten :).
ja znam moze ze 2 takich ojcow.
Ja obserwując znajomych w moim wieku, a przypominając sobie jak to było kiedy sami byliśmy dziećmi, też widzę ogromną zmianę na plus. Zauważyłam też, że nawet w reklamach coraz częściej pojawia się tata opiekujący się np. chorym dzieckiem, gotujący, albo polecający detergenty :)
Ja mam to szczęście, że mój tata był zawsze obecny. Mimo pracy (a pracował ciężko i dużo!) – angażował się w życie rodzinne i pomagał w domu.
Dlatego postawa „wiecznego nieobecnego” jest mi całkowicie obca i niezrozumiała.
Ja mam wrażenie, że w niektórych rodzinach taki model po prostu jest i ciężko będzie to zmienić. Dlatego bardzo doceniam Tatę Filipa za to, jaki jest i dla mnie i dla syna. W jego rodzinie, to „chłop” jest od zarabiania na rodzinę, po pracy chce jeść i świętego spokoju, no i piwa.
Męża kuzynka ma dziecko w wieku naszego Filipa, ponieważ mają wspólną prababcię, bardzo prawdopodobne jest, że będą się dość często widywać, Filip z tym drugim dzieciaczkiem. Filip będzie miał tatę, a tamten ojca. Bo u nich nie ma wspólnego zajmowania się dzieckiem, dziecko to „problem” matki. Jakie było zdziwienie, jak Tata Filipa zabrał wózek z dzieckiem i poszedł na spacer po działce, żebym ja mogła posiedzieć przy stole i porozmawiać. W tym samym czasie mąż kuzynki siedział rozwalony z piwem w łapsku i na dziecko nawet nie spojrzał.
Smutne to, ale takie rodziny są wszędzie.
Wszystko to kwestia dogadania się, oczywiście wzorce wynosi się z domu. Mojego męża temperowałam od początku, że talerz sam się nie sprzątanie, pranie samo nie rozwiesi. Tak samo będzie przy dzieciach (przy kotach już jest, chociaż na początku słyszałam „boje się, że zrobię krzywdę”), dlatego mimo że dzieci jeszcze nie mamy zachęcam do równego podziału obowiązków (plus, minus). Piękne jest to co napisała wyżej Kasia, że dziecko samo dopowiada o Tacie, bo Tata w wychowaniu jest obok, a nie pod Mamą :-)
No i właśnie o to chodzi. Od samego początku, jak mąż się do mnie wprowadził, było powiedziane, że ja za nim nie będę latać, jak jego mamusia za tatusiem. I o dziwo sam stwierdził, że równouprawnienie domowe bardziej mu pasuje.
Faktycznie pozwala w znacznym stopniu ograniczyć zły nastrój osoby zbytnio obarczonej „codziennością”, mam wrażenie że Matki często same są sobie winne braku pomocy ze strony męża (z podkreśleniem na często, a nie zawsze).
Mój mąż z dumą chodzi i powtarza, że jesteśmy w ciąży (i fakt brzuchy, a nawet wagę mamy podobną mimo mojego 7 miesiąca :P), zamierza tak samo przewijać, nosić, karmić, wychodzić na spacery i do lekarza; co do porodu się zobaczy, na pewno będzie do momentu, do którego wytrzyma (niestety panikarz z niego jeśli chodzi o mnie i dziecko), bo obawiam się, że mógłby mnie bardziej stresować, niż uspokajać, ale zobaczymy – sytuacja pokaże!
Super, że możesz liczyć na męża. A powiem Ci jeszcze, że wsparcie osoby bliskiej przy porodzie jest nieocenione!