Czy drugie dziecko faktycznie wychowuje się inaczej?
Będzie łatwiej – mówili. Drugie dziecko nigdy nie jest podobne do pierwszego – mówili. Poza tym będą się ze sobą bawić, starszak to zawsze jakaś pomoc i przede wszystkim ty wrzucisz na luz. Podobno drugie macierzyństwo jest spokojniejsze i dojrzalsze. Czy to prawda? Czy drugie dziecko faktycznie wychowuje się inaczej? I tak. I nie.
Przede wszystkim – moje dzieci są podobne. Więc wszystkie tajne „sposoby”, które miesiącami metodą prób i błędów wypracowywałam ze starszakiem, od pierwszych dni z powodzeniem stosuję przy najmłodszej. Można powiedzieć, że znam już tajny kod dostępu do niej ;). Odróżniam też bezbłędnie rodzaje jej płaczu: wiem, kiedy płacze, bo chce jeść, kiedy ze zmęczenia, a kiedy, bo jest zwyczajnie przestymulowana nadmiarem bodźców, więc do ciemnego pokoju natychmiast marsz. Sygnały wysyłane przez mojego synka do samego końca były dla mnie czarną magią, dlatego próbowałam wszystkiego na raz (Mleko? Pielucha? Spanie?) i nie wynikało z tego nic.
To tak pokrótce. Jesteś ciekawa, co zmieniło się jeszcze?
1. Nie słucham innych.
Z Kostkiem miałam na przykład ciśnienie, żeby nauczyć go samodzielnego spania, bo dziecko MUSI spać samo, to dla jego i mojego dobra, gdyż ponieważ potem do dziesiątego roku życia nie wygonię go ze swojego łóżka i mąż zażąda rozwodu. Efekt był taki, że kładłam go do łóżeczka, na co on oczywiście reagował histerycznym płaczem, więc brałam go na ręce i czekałam, aż się uspokoi, po czym znowu go odkładałam, on znowu w płacz, ja jego na ręce i tak siłowaliśmy się blisko rok. Bo dopiero wtedy by gotowy, żeby zasypiać bez mamy.
Wtedy też zrozumiałam, jak bardzo to nie miało sensu.
Kiedy więc urodziłam drugie dziecko, podarowałam sobie sadzenia kwiatów zimą, bo wiedziałam, że i tak nie zakwitną. Przez pierwszy miesiąc usypiałam córkę na rękach, a jak dostrzegłam, że jest już fajnym, wyciszonym bobasem, a nie zwiniętą ze strachu czerwoną kulką, położyłam ją do łóżka. Przytuliłam się z całej siły. Zasnęła. Teraz już tylko siedzę obok niej, czasami trzymam za rączkę, czasami przytulam się policzkiem i czekam, aż jej oczy się zamkną. Kiedy ma gorszy dzień, znowu trafia na ręce. Czasami jednak ma dzień lepszy i wtedy odkładam ją do jej łóżeczka, a ona chrapie po kilku sekundach. Więc nic na siłę.
Podążam za jej potrzebami, ale paradoksalnie…
2. Nie podporządkowuję już całego życia dziecku.
Głównie dlatego, że nie mogę sobie na to pozwolić. Jestem na innym etapie życia niż byłam trzy lata temu. Prowadzę bloga, zorganizowałam największą blogerską konferencję w kraju, buduję dom, no i mam pod opieką trzylatka. Kiedy urodził się Kostek mogłam odwiesić na haku całe moje życie. Siedziałam więc w domu z sekundnikiem w ręce i odmierzałam minuty do spaceru, karmienia, spania. A pory drzemek były świętością i przekładałam wszystkie plany, bo dziecko wyspać się musi. Teraz – jak muszę skoczyć na budowę, ale też wtedy, kiedy chcę się spotkać ze znajomymi lub zjeść kebaba – biorę cały majdan razem z Baśką pod pachę. I jadę.
3. Nie ścigam się w byciu najlepszą mamą.
Bo wiem już dobrze, że nią nie jestem. I paradoksalnie – właśnie że jestem!
Kiedy zostałam mamą po raz pierwszy, bardzo wysoko postawiłam sobie poprzeczkę. Dom na błysk. Potrafiłam wstać o piątej rano tylko po to, żeby odkurzyć podłogę ;). I zdążyć poćwiczyć z Chodakowską. Do tego utrzeć marchewkę, bo przecież kto to słyszał dawać dziecku słoiczki? Kiwałam się więc nad garnkiem z blenderem w ręce, a w tym czasie mój synek płakał. I ja nie wiedziałam, dlaczego płacze! No bo czyż nie jestem najlepszą mamą na świecie?! Synku, sekunda, chwileńka dosłownie, już do ciebie biegnę kochanie! Zobacz, mamusia obiadek dla ciebie robi! Taki pyszny obiadek! Nie chcesz obiadku?
Nie chciał.
Gdzieś miał te zupki kolorowe i witamin pełne. On chciał mamę.
Dlatego przez palce patrzę teraz na te wszystkie idealne i pewnie domyślasz się, skąd ten post. Wtedy nie napisałam tego dosadnie, ale prawdą jest, że jak matka dba o wszystko wokół, to czas dla dziecka dramatycznie się kurczy.
Wolę więc każdą wolną chwilę spędzić z dziećmi. I wiesz co? Efekty są tak powalające, że na głowę biją smak rosołu pyrkającego na wolnym ogniu i doglądanego przez trzy godziny z chochlą w ręce. Kostek to mega rezolutny chłopiec, a i Kostka nam się cudnie wyciszyła. Jest teraz uśmiechniętym, gugającym bobasem, ale na to potrzeba długich godzin tulenia, kołysania, rozmowy i zabawy, a nie piętnastu minut, bo ścierka porzucona czeka.
Jak wychowuje się drugie dziecko? Na pewno nie łatwiej (przecież do ogarnięcia masz teraz dwójkę, a nie jedno!), ale nie bój się, że będzie trudniej.
Macierzyństwo jest trochę jak gra komputerowa. Kupujesz ją podekscytowana i biegniesz do kasy. Boli, kiedy musisz za nią zapłacić, bo cena wysoka, ale jednak warta całego zachodu. Bo potem bierzesz ją do domu i rozpakowujesz. I wsiąkasz całkowicie na dni, tygodnie, miesiące, lata. Nie śpisz, nie jesz, tylko zdobywasz coraz więcej punktów, ale nawet nie widzisz, jak twój licznik rośnie, tak jesteś zajęta pokonywaniem kolejnych leveli. A każdego dnia idzie ci coraz sprawniej! I nawet jeśli raz coś nie wyjdzie, wróg wyskakujący zza rogu cię znokautuje, to okazuje się, że masz więcej niż jedno życie. Więc wstajesz i próbujesz od nowa, aż w końcu się uda. Zawsze w końcu się udaje.
Wreszcie ktoś napisał prawdę!!
Przy pierwszym dziecku zrozumiałem, że to ono musi mieć fun z tego, że robimy coś razem… albo nie. Drugie będzie miało łatwiej. Jest mniejsza napinka. Przy drugim mieszkamy już na wsi jest trochę łatwiej, bo nie musimy się stresować, że dzieci tupią, krzyczą czy płaczą i sąsiadów denerwują.
Przy trzecim to już w ogóle żadnej napinki nie ma, aż się zastanawiam czym byłam taka zmęczona przy pierwszym dziecku? Chyba po prostu nie miałam jeszcze doświadczenia w tej grze :)
tez odkad mam 2 ciagle sie zastanawiam co mnie tak meczylo przy 1:) teraz wszystko przychodzi łatwiej:) mam wrazenie, ze ja jestem mniej zestresowana i przez to dziecko jest duzo bardziej pogodne:) to jednak prawda co mówią, że 1 dziecko zmienia zycie rodzicow, a 2 zycie 2 dziecka;)
Piękne zdjęcia! Marzę o takich ładnych z moją dwójką, ale nie ma szans żeby starszak usiedział choćby minutę tak jak Kostek (niespełna dwa latka i milion pomysłów na minutę #emotkazmałpkąłapiącąsięzagłowę) ;)
Pięknie:) szkoda,że pierwszego dziecka nie da się wychowywać jak drugiego:) bo niestety ten fajny luz to przychodzi z czasem i doświadczeniem. I chyba nie da się przeskoczyć pewnych rzeczy :) dlatego tego luzu zazdroszczę:)
Nic dodac, nic ujac. I dokladnie – patrzac na pierwsze dziecko wie sie, ze wiele rzeczy zrobilo sie jednak dobrze, mimo te czasem pod prad, wbrew ciociom dobrym radom. Tez uwazam, ze czas poswiecony dzieciom procentuje i paradoksalnie potem tez tego czasu jest wiecej. Tez chcialam byc mama idealna, ale trudne poczatki pokrzyzowaly mi plany. Pamietam jak jeszcze w pologu totalnie stresowalam sie wizyta poloznej. Bo przeciez wstalam o 6stej, ba wcale sie nie kladlam wlasciwie i wiedzialam, ze nie dam rady ogarnac siebie i mieszkania do 13stej, kiedy miala przyjsc, bo dziecko nie pozwoli mi odejsc nawet na 5 m
Twój wpis nasuwa mi myśl jak na przestrzeni lat zmieniło sie znaczenie „american smile” – kiedyś oznaczało pragnienie posiadania umiejętności zachowania pogody ducha i optimuzmu mimo wszystko. Dziś oznacza pogoń za niemiżliwym do osiągnięcia ideałem kreowanym w tv albo internecie. Twój blog to dla mnie taki dawny, wartościowy i prawdziwy „american smile”, udaje ci sie nawet pomimo polskiej aury wszędobylskiego pesymizmu z prozy życia wyciągnąć prawdę która nie zniechęca ani nie zachwyca – jest poprostu prawdziwa. Dlatego lubię tu zaglądać :)
Piękne zdjęcia !!! Dla mnie drugie dziecko wychowuje się o niebo lepiej i spokojniej. Ciekawa jestem jak jest przy trzecim :)
Też jestem ciekawa jak jest przy trzecim :D Szczególnie jeśli chodzi o czas, bo przy drugim zaczął gonić jak oszalały.
Ja przy pierwszym dziecku ciągle nie mogłam się doczekać kolejnych etapów – kiedy zacznie siedzieć, raczkować, kiedy ząbki, pierwsze słowa itp. Teraz chciałabym żeby malutka została taka malutka jak najdłużej. Przerażająco szybko umykają te wszystkie chwile.
Ale niestety nie z kazdym dzieckiem tak sie da, patrz wpis Ilony o High Need Baby. Trudno sie odprezyc, gdy dziecko placze nieprzerwanie, smoczka nie akceptuje i sypia po kilkanascie minut. Brak snu i ciagle ogluszanie to znane metody tortur. W pewnym momencie czlowiek marzy tylko o tym, by sie to skonczylo. I kiedy sobie to uswiadamia dochodza do tego potworne wyrzuty sumienia, w koncu to przeciez ten ukochany wyczekiwany cud. Dziecko wyczuwa te nastroje i spirala sie nakreca. Przy drugim dziecku zna sie juz ciemne strony macierzynstwa. Szczesliwa mama, ktora ma przyjaciolke z podobnymi problemami (HNB nie pojawiaja sie znikad, a „przytrafiaja” sie czesto madrym, niezaleznie myslacym kobietom, „control freaks” a te wyczuwaja bratnie dusze i obieraja je sobie na przyjaciol lub arcywrogow ;)) albo jesli w pore trafi na autentyczny blog taki jak Ilony.